środa, 4 września 2013

19. Niepokój

Hannah
Brawo, Hannah, myślę, idąc korytarzem i starając się skupić na tym, co powinnam zrobić. To naprawdę rozsądne, cały czas wracać pamięcią do jakiegoś cholernego pocałunku, który nie powinien mieć miejsca. I to jeszcze z kim? Z Felutkiem! No po prostu gratulacje, dziewczyno!
Czy to jest właśnie moje sumienie? Nie mam pojęcia, ale już teraz mam wielką chęć sprawić, żeby się zamknęło. Łatwiej było nie myśleć o Felixie i o ponadprogramowym punkcie, którego zdecydowanie nie brałam pod uwagę, kiedy postanowiłam poprosić go o pomoc. Zdecydowanie by się bez tego obeszło, bo oboje chcemy zrobić coś, żeby jakoś pomóc Demetriemu i Renesmee, a tak… No cóż, wszystko zdecydowanie się skomplikowało. A ja nie mam pojęcia, co powinnam zrobić i wcale w tym momencie nie chodzi o to, że zupełnie nie wiem, gdzie powinnam szukać swojej podobno najlepszej przyjaciółki. Swoją drogą, wszystko aż rwie się we mnie, żeby porozmawiać z nią na temat tego, co się wydarzyło, nawet jeśli nie wyobrażam sobie, żebym mogła powiedzieć to na głos. Prędzej spaliłabym się ze wstydu, jeśli w przypadku wampira coś podobnego było możliwe. Co prawda wiem, że zdarzają się przypadki samozapłonów – przynajmniej wśród ludzi – a bacząc na to, że jestem wampirem, jest to całkiem kuszące rozwiązanie. Ogień niszczy, czyli jest śmiertelny nawet dla nas, a spalony nieśmiertelny nie musi myśleć – ani tym bardziej czekać na konsekwencje tego, co nie zostało zaplanowane.
Wiesz co, Nessie? Mam dla ciebie wiadomość, dlatego proszę, przez chwilę mnie nie krzywdź i posłuchaj. Całowałam się z Felutkiem. I wiesz co? Chyba mi się podobało… Nawet w myślach to wyznanie sprawia, że sama nie mam pojęcia, czy powinnam się śmiać, czy może płakać. W zasadzie nie mam pojęcia, co naprawdę czuję, a to jest absolutnie niekomfortowa sytuacja. Czego jak czego, ale do tej pory zawsze byłam pewna swoich uczuć i to mi odpowiadało. Felutek z kolei mnie irytował, nawet jeśli potrafił być całkiem w porządku, kiedy akurat on albo Demetri nie grozili mi tym, że mnie rozczłonkują. No i kiedy nie nazywał mnie „małą wiedźmą”, chociaż może nie powinnam mieć o to pretensji, skoro sama denerwowałam go, kiedy zdrabniałam jego imię. Ktoś powiedziałby, że byliśmy siebie warci, ale ja nawet nie chciałam tego słuchać, poza tym istniały ważniejsze problemy do rozwiązania. Kwestię tego, dlaczego nagle zdecydowałam się pocałować Felixa i dlaczego on odwzajemnił ten pocałunek, mogłam rozstrzygnąć później… Albo wcale. A już na pewno nie chciałam się rozwodzić, dlaczego nasz pocałunek sprawił mi tyle satysfakcji.
Oczywiście po wszystkim oboje byliśmy speszeni, chociaż bardziej chyba przejęłam się ja. Felix strasznie irytuje mnie tym, że był w stanie wziąć się w garść i zacząć udawać, że tak naprawdę nic się nie stało, ale chyba bierze się to stąd, że tak naprawdę mu tego lekkiego podejścia zazdroszczę. Chciałabym przynajmniej umieć udawać, że się nie przejmuję albo nie zrobiło na mnie żadnego wrażenia, ale nie potrafię. Niestety, w moim przypadku jest taka, że wszystkie emocje widać jak na dłoni – nawet przemiana w wampira mi w tym nie pomogła. Kiedy jesteś bezpośrednia, irytująca albo starannie zaznaczam swoje sympatie i antypatie, to jest dobre – to wtedy jestem ja – ale kiedy zaczynam chcieć coś naprawdę ukryć… No cóż, wtedy najczęściej pojawia się problem. Przynajmniej potrafię kłamać, zwłaszcza w ważnych sprawach, ale nie, kiedy w grę wchodzą uczucia. No i nie da się ukryć, że  chcąc nie chcąc zaczynam się zastanawiać, czy obojętność Felixa bierze się z tego, że jest dobrym aktorem, czy może po prostu mu się nie podobało. Skąd, do diabła, mam wiedzieć, czy jestem dobra w tych sprawach? Nie żebym nigdy tego nie robiła, a już na pewno nie mogę tego powiedzieć o pocałunkach, ale ciężko cokolwiek stwierdzić, kiedy nie zapyta się partnera wprost. Pomijając już to, że wtedy prawdopodobne jest usłyszeć w odpowiedzi pocieszające kłamstwo, nie wyobrażam sobie komukolwiek zadawać takich pytań. A już na pewno nie Felixowi, bo po prostu nie wiem jak mogłabym zadać mu pytanie o to, czy czuje się usatysfakcjonowany. Tak po prawdzie jakie to ma znaczenie, co którekolwiek z nas teraz czuje, skoro wszystko było jedynie przypadkiem i zdecydowanie nie powinno mieć miejsca? Błędy się zdarzają, a zwłaszcza w nerwach wiele rzeczy jest możliwych. Poza tym dobrze wiem, że pewnie niejednokrotnie miał do czynienia z niezobowiązującymi pieszczotami, dlatego pewnie niepotrzebnie się przejmuje, bo wkrótce miał o tym zapomnieć, nawet z wampirzą pamięcią. Ja też powinnam, ale nie potrafię i mimo wszystko wciąż uciekam miejscami do tamtego momentu.
Wzdycham i zatrzymuje się, po czym opieram się o ścianę. Znajduję się w jednym z głównych korytarzy na parterze, prowadzącym między innymi do Sali Tronowej oraz recepcji. Tutaj istnieje najmniejsze prawdopodobieństwo natknięcia się na kogokolwiek ze straży, zwłaszcza w piątek o tej godzinie. To wydaje się odrobinę zabawne, ale przecież nawet Volturi mają momenty, kiedy mogą się zrelaksować. W zasadzie to wykonują jakiekolwiek poważne zadania jedynie okazyjnie, jak na razie jednak panuje względny spokój. Wieczory, zwłaszcza na koniec tygodnia, są w znamienitej większości przypadków wolne. Pomijając Renatę, która chyba nie wyobraża sobie zejścia z warty i non stop kręci się gdzieś w pobliżu Aro i jego braci, chyba jedynie Heidi najczęściej ma coś do roboty. A przynajmniej powinno tak być, jak na złość jednak ta cholernie irytująca wampirzyca nie wygląda, jakby zaraz miała wyruszać na kolejne łowy. Nie żeby nie było mi szkoda tych wszystkich ludzi, których sprowadza do zamku, ale zdecydowanie lepiej żeby to przed nimi zarzucała biodrami i kusiła wyglądem, byleby znajdowała się gdzieś daleko, gdzie nie może nikomu zaszkodzić. Może gdyby jej nie było, łatwiej byłoby mi pomóc Renesmee, bo wtedy jedynym problemem byłaby tajemnica Chelsea o której mówił mi Felix. Nie do końca pamiętam, czy wcześniej tę dziewczynę widziałam, ale już mocno zalazła mi za skórę i zamierzam zrobić wszystko, byleby jakość wyzwolić Nessie spod jej zdolności.
Plan, który ustaliliśmy z Felixem (o tak, mimo wszystko znaleźliśmy dość czasu, żeby zająć się tym, co naprawdę miało znaczenie, tudzież problemem Heidi i jej pomocnicy), był dość prosty, chociaż pewnie jak zwykle miało się okazać, że łatwiej mówić niż robić. Mniej więcej sprowadza się to do tego, żebym spróbowała raz jeszcze znaleźć Renesmee i zorientować się, jak prezentuje się sytuacja. Felix sądził, że nie powinnam raz jeszcze z nią rozmawiać, bo to mogło się skończyć różnie; niechętnie przyznałam mu rację, ale naprawdę nie tęsknię za tym, żeby ktokolwiek mnie torturował. Ważniejsze zresztą jest to, żeby ustalić, dlaczego Heidi nagle zaczęło zależeć na tym, żeby zyskać zaufanie Renesmee. Nawet dla mnie jasne jest, że wcale nie chodzi o jakieś bzdurne zadośćuczynienie – wszystko wciąż kręci się wokół Demetriego, chociaż na razie nie mam pewności, co takiego wampirzyca chce osiągnąć. Już teraz zniszczyła ich związek, więc nie wyobrażam sobie, co jeszcze mogło chodzić jej po głowie. Mam jedynie pewność, że to nie jest nic dobrego, a porzucona kobieta o takich ambicjach zdecydowanie musiała się zdenerwować, kiedy Demetri ją odrzucił. No cóż, najwyraźniej nie wszyscy rozumieli słowo „nie”. Gdyby tylko z tego powodu nie pojawiło się tak wielu problemów z którymi teraz również mnie przyszło się borykać.
Tak czy inaczej, zdecydowanie powinnam skupić się na szukaniu Renesmee, a nie rozważaniu moich relacji z Felutkiem, to jednak wcale nie jest takie łatwe. Jak na razie wiem jedynie tyle, że z całą pewnością nie mam zadatków na tropicielkę. Znalezienie jedynej ciepłokrwistej w okolicy powinno być dziecinnie proste, a jednak błąkam się po zamku, krążąc bez celu i starając się wpaść na jakikolwiek genialny pomysł, niekoniecznie dotyczący Renesmee.
Felix mnie zabije, myślę z rezygnacją. Nie mam pojęcia, co mu powiem, kiedy znowu się spotkamy, ale to zdecydowanie nie będzie to, czego mógłby się spodziewać. Nie jestem z siebie zadowolona, ale co mogę poradzić na to, że nasz pocałunek do tego stopnia mnie rozstroił? Nie prosiłam się o to, poza tym…
Sztywnieję cała, kiedy nagle dochodzi mnie znajomy zapach. Nie zastanawiam się nawet chwili i od razu ruszam w stronę lobby, starając się poruszać jak najciszej, żeby przypadkiem nie zwrócić na siebie czyjejś uwagi. Zapach krwi Renesmee jest charakterystyczny, poza tym ciężko nie zorientować się, kto musi jej towarzyszyć. Chwilę później faktycznie mogę dostrzec zarówno moją przyjaciółkę, jak i Heidi, przechodzące koło pustej recepcji i kierując się w stronę wyjścia z twierdzy. Chowam się za jednym z podtrzymujących sufit filarów i odczekuję, aż obie nieśmiertelne zniknął mi z oczu, zanim decydują się ruszyć za nimi. Poruszam się szybko i cicho, utrzymując jednak bezpieczny dystans, żeby nie ryzykować, że zostanę nakryta. Co prawda wątpię, żeby stało się cokolwiek złego, jeśli mnie przyłapią, ale wolę nie ryzykować, chcę zresztą przekonać się, gdzie Heidi ją zabiera. To wydaje mi się istotne, poza tym mam złe przeczucia w związku z ich wspólnym wyjściem. Niepokoję się, co zdarza mi się rzadko, dlatego nie mogę pozbyć się myśli, że coś jest na rzeczy.
Pierwszy problem pojawia się już na zewnątrz, kiedy wychodzę na niczym nieosłonięty plac. Jest już dość późno, poza tym w listopadzie słońce zachodzi zdecydowanie szybciej, ale moja skóra i tak subtelnie połyskuje w ostatnich promieniach, powoli gasnącego dnia. Nie mam na sobie peleryny i wręcz błogosławię to, że nawet mimo mojej głupoty, ulice są puste i nikt nie może mnie zobaczyć. Heidi się przygotowała – w lobby zdążyłam zauważyć skraj jej ciemnej szaty i opadające na ramiona kasztanowe włosy – ja jednak musze uważać, jeśli nie chcę wszystkiego popsuć. Poruszam się ostrożnie, starając trzymać się zacienionych miejsc i czujnie rozglądając się dookoła, to jednak znacznie spowalnia mój marsz i kilka razy jestem zmuszona zdawać się na zmysł węchu i słuchu, żeby ponownie odnaleźć Renesmee i Heidi. Dziwi mnie trochę, że są same, bo spodziewałam się towarzystwa Chelsea, ale dochodzę do wniosku, że tak może jest i lepiej. Nie mam pojęcia na jakie odległości działa dar wampirzycy, ale zaczynam mieć nadzieję na to, że kiedy Nessie wystarczająco się oddali, wpływ osłabnie albo całkiem zniknie. Być może to jedynie moje płonne nadzieje, ale lepiej wierzyć nawet w bzdurę, niż w nic. Potrzebuję tego, nawet jeśli istnieje szansa, że wkrótce mocno się rozczaruję.
Renesmee i Heidi znikają z zasięgu mojego wzroku po raz kolejny, kiedy jestem zmuszona pośpiesznie skryć się na dachu jednego z budynków, żeby uniknąć spotkania z wychodzącą z domu kobietą. Dziewczyna ma nie więcej niż dwadzieścia pięć lat, hebanowe włosy i szczupłą sylwetkę – tyle jestem w stanie zaobserwować, zanim znika mi z oczu. Nie znam jej imienia, ale jestem na nią zła, bo zdecydowanie utrudniła mi zadanie, to jednak nie ma teraz większego znaczenia. W pośpiechu wracam na ziemię i biegiem ruszam w stronę, gdzie zniknęły dziewczyny, tym razem jednak nie jestem w stanie ich wyczuć. Zaczyna mnie to irytować, poza tym ta nieobecność sprawia, że naprawdę zaczynam się obawiać i chociaż być może nie ma to żadnego sensu, postanawiam ujawnić się przy najbliższej możliwej okazji. Ryzykowne czy nie, muszę z Renesmee porozmawiać i przynajmniej spróbować przemówić jej do rozsądku. Musi mi w końcu uwierzyć, bo…
Po prostu musi mi uwierzyć.
– Słuchaj, Nessie – mówię cicho; mówienie do siebie nie jest zbyt dobrze przyjmowane w społeczeństwie, ale tutaj przecież nikt nie może mnie usłyszeć, jest zresztą w tym coś uspokajającego. – Nie denerwuj się na mnie, ale naprawdę musimy porozmawiać. Muszę ci coś powiedzieć, bo…
Urywam gwałtownie, kiedy uświadamiam sobie czyjąś obecność. Błogosławiąc w duchu to, że nie poruszam się zbyt szybkim jak dla człowieka tempem, pośpiesznie rozglądam się dookoła, jednocześnie szukając chociaż skrawka cienia, gdzie mogłabym się skryć przed słońcem. Przynajmniej wieczorem nie wyglądam jak dyskotekowa kula, ale każdy śmiertelnik i tak powinien być w stanie zorientować się, że coś jest nie tak, jeśli dobrze mi się przyjrzy. Zdecydowanie nie śpieszno mi do tego, żeby zginąć z rąk Volturi za naruszenie ustalonych praw i to na dodatek w mieście, które do nich należy, nawet jeśli w niektórych przypadkach śmierć wydaje się najlepszym rozwiązaniem.
Wtedy dociera do mnie, że to nie człowiek jest dla mnie zagrożeniem. W momencie, kiedy dociera do mnie wampirzy zapach, prawie natychmiast czyjaś postać miga mi przed oczyma, a chwilę później zostaję przygnieciona do ściany najbliższego budynku. Chcę zaprotestować, ale uderzenie sprawia, że powietrze ucieka z moich płuc i nie jestem w stanie wydobyć z siebie głosu. Jakby tego było mało, czyjeś palce mocno zaciskają się na moim gardle; to jest niemal bolesne i zaczynam się obawiać, że mój nagły przeciwnik za chwilę zdecyduje się urwać mi głowę.
– Co tutaj robisz? – słyszę tuż przy uchu zagniewany głos. Z zaskoczeniem uświadamiam sobie, że należy on do Kajusza.
– Ja… – Próbuję się odezwać, ale ostatecznie z gardła wydobywa mi się jedynie nieartykułowany jęk. – Proszę…
Uścisk na gardle rozluźnia się, Kajusz jednak wciąż przyciska mnie do ściany. Doskonale widzę jego jasne włosy i skrzące się krwistoczerwone oczy, nawet mimo tego, że ma na sobie pelerynę barwę nasyconej czerni. Jego twarz jak zwykle nie zdradza żadnych emocji, wyraźnie jednak czuję odczuwaną przez niego złość. Gniew jest niemal namacalny i chociaż nie jestem w stanie odczuwać chłodu, momentalnie przechodzi mnie zimny dreszcz.
– Zadałem ci pytanie – przypomina mi chłodno wampir. – Naprawdę chcesz, żebym musiał je powtórzyć, Hanno? – pyta. Gdyby wzrok zabijał, w tym momencie chyba jednak zajęłabym się ogniem.
– Nie. – Przełykam z trudem i odchrząkam, żeby oczyścić gardło. Dyszę ciężko, chociaż powietrze nie przynosi mi ulgi i już od dawna nie jest niezbędne do życia. – Ja… Ja po prostu spaceruję – wykręcam się, wypowiadając pierwszą myśl, która przychodzi mi do głowy. To, że kłamię, jest równie oczywiste, co moje przerażenie.
– Spacerujesz? – Kajusz spogląda na mnie sceptycznie. Jasne, że mi nie wierzy. – W ciągu dnia, bez peleryny? Powiedz mi, czy ja naprawdę wyglądam ci na idiotę?
Tak, myślę, ale oczywiście nie wypowiadam tego słowa na głos. W zamian energicznie kręcę głową, korzystając z tego, że chociaż na ułamek sekundy mogę oderwać wzrok od tego okropnego wampira. Kajusz zdecydowanie jest materiałem na nieśmiertelnego – okrutny, niebezpieczny a na dodatek sarkastyczny. Gdyby nie to, że te cechy nagle bez powodu odwróciły się przeciwko mnie, może nawet byłabym w stanie obdarzyć go szacunkiem. Nie tyle sympatią, co właśnie szacunkiem.
– Po prostu wyszłam. Czy jest w tym czyś złego? – pytam cicho.
Kajusz przygląda mi się w milczeniu, uważnie lustrując moją twarz wzrokiem. Ledwo wytrzymuję jego spojrzenie, kiedy nasze oczy się spotykają, udaje mi się jednak powstrzymać pokusę, żeby odwrócić głowę. Ostatecznie zostaje to wynagrodzone, bo jakiekolwiek wniosku wampir wyciąga z mojego zachowania, przynajmniej postanawia mnie puścić. Czuję się pewniej, kiedy mogę odsunąć się od ściany, poza tym jednak nie mam odwagi, żeby spróbować przesunąć się chociaż o centymetr. Nie mam pojęcia, czego mogę się po nim spodziewać, ale wolę nie wystawiać nerwów tego nieśmiertelnego na próbę.
Cisza wydaje się przeciągać w nieskończoność. Mam już pewność, że obojętnie jakbym się starała, nie będę w stanie dogonić Renesmee i Heidi, to zresztą nie ma żadnego znaczenia. Istotne jest to, żeby Kajusz nareszcie pozwolił mi odejść – to, dlaczego na mnie naskoczył, nie ma dla mnie żadnego znaczenia.
– Lepiej, żebyś się pilnowała, Hanno – odzywa się w końcu, zaskakująco łagodnym głosem. Chyba już wolałam, kiedy na mnie warczał. – Dotrzymywanie obietnic jest cnotą. Mam nadzieję, że dobrze to sobie zapamiętasz – dodaje.
A potem jak gdyby nigdy nic odchodzi, zostawiając mnie z tymi niezrozumiałymi słowami. Przez kilka sekund stoję w miejscu, drżąc i z niedowierzaniem wpatrując się w miejsce, gdzie zniknął. Chwilę po tym nareszcie jestem w stanie się poruszyć i bez zastanowienia rzucam się biegiem w stronę twierdzy.
Renesmee…
No cóż, mogłam mieć tylko nadzieję, że będzie w stanie mi to wybaczyć.
Renesmee
– Dokąd idziemy? – zapytałam z wahaniem. Nie lubiłam niespodzianek, ale Heidi niekoniecznie musiała to wiedzieć.
– Zobaczysz. Po prostu mi zaufaj, dobrze?
Westchnęłam, ale potaknęłam. Wolałam nie mówić Heidi, że zaufanie jej jest dość trudnym zadaniem, po wszystkim, co między nami było. Może i faktycznie teraz tego żałowała, ale to nie zmieniało faktu, że wolałam być ostrożna. Czułam się zresztą nieswojo w czyimkolwiek towarzystwie, więc co dopiero mówić o niej. Jakby tego było mało, panujące między nami milczenie jedynie potęgowało moje zdenerwowanie, bo sama już nie wiedziałam, co powinnam o tym wszystkim myśleć. Co więcej, milczenie również nie było czymś, co napawało mnie entuzjazmem.
Moje myśli raz po raz uciekały do Demetriego, chociaż starałam się jakoś to powstrzymać. Nie byłam w stanie, jak się okazało, a nawet jeśli na chwilę zdołałam tego dokonać, to jedynie dlatego, że wspomniałam moment, kiedy zdenerwowałam się na Hannę. Nie miałam pojęcia, co we mnie wstąpiło, kiedy postanowiłam ją zaatakować, teraz zresztą i tak już niczego nie mogłam z tym zrobić. Przecież ją ostrzegałam – nie słuchając mnie, wyłącznie sama sobie była winna. Nie znaczyło to, że czułam się z tym wszystkim dobrze, ale przynajmniej łatwiej było zapanować nad wyrzutami sumienia, kiedy spoglądałam na tamtą sytuację w taki sposób. Po ataku na Jane i tym, jak pokłóciłam się z Demetrim, zupełnie nie panowałam nad emocjami i swoimi nowoodkrytymi zdolnościami, dlatego oczywiste było, że to mogło się skończyć różnie. Nie chciałam nikogo skrzywdzić, Hannah jednak sama mnie do tego sprowokowała. Mogła mnie puścić, kiedy ją o to poprosiłam, a jednak zdecydowała się tego nie zrobić – i dostała nauczkę.
Nie rozumiałam, dlaczego oni wszyscy traktowali mnie jak dziecko. Wcześniej aż do tego stopnia nie rzucało mi się to w oczy, ale zarówno Demetri, jak i Hannah czy Felix, zachowywali się tak, jakbym nie miała o niczym pojęcia i nie potrafiła podejmować słusznych decyzji. Ten pierwszy nawet to wykorzystał, pozwalając żebym uwierzyła, że darzy mnie jakimkolwiek uczuciem, kiedy zaś nauczyłam się bronić… No cóż, po prostu nie potrafił tego zaakceptować. Jeśli zaś chodziło o moją przyjaciółkę (o ile wciąż mogłam ją tak nazywać, nie wspominając o tym, że przyjaźń w naszym przypadku od początku była pojęciem względnym), robiła mi jakieś wymówki o to, że rozmawiałam z Heidi. Sądziła, że jestem naiwna? Byłam ostrożna, tylko po prostu starałam się trochę innym zaufać. Zrobiłam tak w przypadku w jej przypadku, dlaczego więc miałam nie dać szansy Heidi, skoro wszystko mi wytłumaczyła? Przecież Hannah sama próbowała mnie przekonywać, żebym bardziej otworzyła się na tych, którzy chcieli mojego dobra, nie rozumiałam więc jak teraz mogła zarzucać mi, że źle robię. To była hipokryzja w czystej postaci i byłam za to na nią zła.
Mimochodem rozejrzałam się dookoła, kiedy dotarłyśmy do murów miasta. Spojrzałam na Heidi pytająco, ta jednak była zbyt zajęta wspinaniem się na przeszkodę, żeby zwrócić na mnie uwagę. Zdziwiło mnie nieco, że wychodzimy poza Volterrę i że jesteśmy same, chociaż Heidi mówiła, że miałyśmy wyjść razem z Chelseą, ale ostatecznie przestałam się nad tym zastanawiać i poszłam w ślady wampirzycy. Miałam o tyle prościej, że nie potrzebowałam chroniącej przed słońcem peleryny i materiał nie zawadzał mi, kiedy lekko wspięłam się na mur, żeby przedostać się na drugą stronę. Wylądowałam w kucki na ziemi i natychmiast się wyprostowałam, żeby móc zrównać się z moją towarzyszką, która zdążyła już odejść o kilka dobrych metrów.
W większości otoczenie Volterry stanowiły łąki i otwarte przestrzenie, wiedziałam jednak, że gdzieś w okolicy znajdował się las. Kilka razy nawet byłam tam, żeby móc zapolować, bez trudu rozpoznałam więc drogę, którą Heidi mnie prowadziła. Co prawda inni strażnicy pokazywali mi zdecydowanie prostszą trasę z drugiej strony, która nie wymagała ode mnie przejścia całego miasta, poczułam się jednak uspokojona tym, że wiedziałam dokąd idę. Lubiłam las i panującą w nim ciszę, dlatego nawet się ucieszyłam, że wkrótce miałam się znaleźć w otoczeniu drzew. Bieg, zwłaszcza w takim miejscu, zawsze niósł z sobą coś kojącego, a właśnie tego w tym momencie potrzebowałam – chwili wytchnienia i bliskości natury. Znacznie sprzeczało się to z pierwotnym planem, który przedstawiła mi Heidi, ale postanowiłam o nic nie pytać. I tak nigdy nie przepadałam za zakupami czy chodzeniem po mieście bez celu, więc ta nagła zmiana zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu.
Słońce całkiem już zaszło, zanim dotarłyśmy do celu. Rozluźniłam się, kiedy otoczyły mnie drzewa i rozpoznałam znajome mi miejsce. Ten las zupełnie nie przypominał tego, który otaczał Forks i który doskonale znałam, ale to była jego zaleta. Miejsce mojego dzieciństwa teraz kojarzyło mi się wyłącznie z tym co najgorsze, poniekąd z winy wszystkich koszmarów, które regularnie mnie nawiedzały. Przez moment nawet pomyślałam o tym, jak zawsze biegałam bez celu, żeby uświadomić sobie, że tych, których szukam, już nie ma, ale prawie natychmiast wyparłam to wspomnienie ze świadomości. Teraz byłam w Volterze i wszystko było w porządku; minęło już dość czasu, a ja powoli uczyłam się żyć – tego zamierzałam się trzymać, bo nareszcie zrozumiałam, że życie przeszłością mnie zniszczy.
I zrozumiałam to dzięki Demetriemu.
To było błędne koło, a ja nie potrafiłam z niego wyjść. Kiedy nie myślałam o domu albo o tym, jak potraktowałam Hannah, moje myśli kolejny raz uciekały do tropiciela. Nie czułam się z tym dobrze, ale nic nie mogłam na to poradzić. Przecież jakby nie patrzeć, naprawdę kochałam Demetriego – to nic, że nigdy mu tego nie powiedziałam, ani sama nie miałam okazji usłyszeć, jak mi to mówi. Liczył się sam fakt tego, że coś dla mnie znaczył i nawet teraz nie mogłam tak po prostu o tym zapomnieć. To, co było między nami, sprawiało mi ból i to tym większy, że nie chodziło o zwyczajne zauroczenie, ale o prawdziwą miłość. Byłam naiwna sądząc, że może być obustronna, ale wiedziałam, że z mojej strony to uczucie jak najbardziej szczere i że tak łatwo się od niego nie uwolnię. Miałam potrzebować czasu, zanim ostatecznie zdołam przynajmniej częściowo zapomnieć o tym, co wcześniej nas łączyło, ale wiedziałam, że prędzej czy później będę do tego zdolna. Przyzwyczaiłam się już do bólu straty – myśl, że i jego już nie miałam, była straszna, ale nie tak, jak mogłoby się wydawać.
W jednej chwili poczułam żal, chociaż wcześniej wydawało mi się, że robiłam dobrze. Wciąż byłam na tropiciela zła, ale teraz to uczucie powoli ustępowało na rzecz poczucia winy i złości do samej siebie. Być może jednak się myliłam? Kiedy teraz o tym myślałam, wydawało mi się coraz bardziej prawdopodobne, że tak było w istocie. Heidi twierdziła, że jego zachowanie brało się z chęci dominacji, ale skąd mogłam mieć pewność? Coś podobnego nawet nie przyszłoby mi do głowy, kiedy leżeliśmy w swoich objęciach na łóżku w jego komnacie albo kiedy mnie całował. Czy ktoś, kto nic do mnie nie czuje, starałby się do tego stopnia, żeby nawet zabrać mnie do księgarni i kupić mi książkę? Nie wspominając już o momencie, kiedy powstrzymał mnie, zanim którekolwiek z nas posunęłoby się za daleko. Czy zrobiłby coś takiego, gdybym była mu obojętna i nie miał do mnie szacunku? Wiedziałam przecież, że od zawsze miał słabość do kobiet, a seks bez zobowiązań nie był mu obcy. Dlaczego w moim przypadku miałoby się cokolwiek zmienić, gdybym była zaledwie jedną z wielu, którą pragnął dołączyć do swojej „kolekcji”?
Teraz się nad tym zastanawiasz?, warknęłam na siebie w duchu. Chyba dokładnie to powiedziałaby mi w tym momencie Hannah, a przynajmniej tak mi się wydawało. Poczułam się zagubiona i całkowicie zdezorientowana, kiedy wszystkie moje wcześniejsze decyzje przestały mieć dla mnie sens. Teraz już wcale nie czułam złości, ale przede wszystkim ogromny żal i ogromny niepokój. Poczucie dezorientacji sprawiło, że znacznie zwolniłam, a po kilku krokach zatrzymałam się, żeby móc złapać oddech i jeszcze chwilę pomyśleć. Nie miałam pojęcia, co się ze mną działo – dokładnie tak samo czułam się po ataku na Jane, kiedy uświadomiłam sobie, że to Demetri mnie trzyma. Kiedy o tym pomyślałam, wydało mi się sensowne, że tak zareagowało – bo to nie byłam ja i nie chciał, żebym posunęła się dalej, by później tego żałować. Nie rozumiałam, jak mogłam się na niego z tego powodu zdenerwować, chociaż wcześniej chyba miałam jakieś wytłumaczenie. Spróbowałam sobie je przypomnieć, ale w głowie miałam kompletną pustkę. Wiedziałam jedynie, że coś zdecydowanie jest nie tak i to uczucie sprawiło, że w jednej chwili poczułam się zagrożona. To było dziwne wrażenie, jednak zdecydowanie nie brało się znikąd – coś musiało być na rzeczy, nawet jeśli tego nie dostrzegałam.
W zasadzie w ostatnim czasie nie rozumiałam niczego, zwłaszcza siebie samej. W mojej głowie pojawiło się dziesiątki pytań, których nie zadałam sobie wcześniej, chociaż naturalne wydało mi się to, że powinnam. Zachowania, które jeszcze godzinę temu wydawały mi się oczywiste, w jednej chwili straciły cały swój sens i objawiły mi się jako kompletna głupota. Jak w ogóle mogłam zachować się w taki sposób, nawet przez moment się nie wahając? Jak ślepym trzeba by było być, żeby odrzucić wszystkich, którzy okazali mi chociaż trochę ciepła i którym naprawdę na mnie zależało? Byłam głupia, ale teraz naprawdę nie potrafiłam wyjaśnić, co takiego się ze mną w ostatnim czasie działo.
Carlisle na pewno byłby w stanie wyjaśnić, co mi jest, pomyślałam mimochodem. Wspominanie rodziny nie było dobrym pomysłem w tej sytuacji, ale byłam zbyt przejęta, żeby w ogóle się tym przejmować. Czułam zresztą zbyt wiele na raz, żeby zwrócić jakąkolwiek uwagę na to, czy wspomnienia sprawiają mi chociaż w najmniejszym stopniu ból. Chciałam jedynie zrozumieć, dlaczego mogłam zachowywać się tak irracjonalnie. Nie byłam pewna skąd to wiem, ale byłam niemal całkowicie pewna, że dziadek byłby w stanie udzielić mi odpowiedzi. Być może chodziło o to, że znajdowałam się w Volterze, a doktor spędził w tym miejscu kilka lat, ale coś mimo wszystko sprawiło, że o nim pomyślałam.
Pokręciłam głową, żeby odrzucić od siebie wszelakie zbędne myśli i rozejrzałam się dookoła. Uświadomiłam sobie, że od kilku minut stoję w bezruchu, pogrążona we własnych myślach, dlatego spróbowałam jak najszybciej wziąć się w garść. Ruszyłam się z miejsca, biegiem pokonując kilka metrów i kierując się w stronę, w którą do tej pory prowadziła mnie moja towarzyszka.
– Heidi? – Nie musiałam krzyczeć, bo jeśli była w pobliżu, musiała bez trudu mnie usłyszeć. – Heidi…
Ale Heidi nie było.
Zabawne, ale wcale nie przejęłam się jej zniknięciem. Gdyby chodziło o Hannę, prawdopodobnie bym się zdenerwowała i zaczęła jej szukać, nieobecność Heidi jednak wydała mi się czymś oczywistym. No tak, mogłam przewidzieć, że będzie w stanie zrobić mi coś takiego i po prostu zostawi mnie samą sobie, kiedy tylko będzie miała po temu okazję. Może już nie miała powodów, żeby mnie nienawidzić, bo zrobiłam jej tę przyjemność i w przypływie niewyjaśnionej głupoty zerwałam z kimś, kto chyba naprawdę coś do mnie czuł, ale to nie znaczyło, że nie mogła się moim kosztem zabawić. Hannah przecież próbowała mnie ostrzec, że to głupota, ale ja kolejny raz musiałam popisać się niezależnością i jeszcze na dodatek sprawić jej tak wielki ból.
Szłam szybkim, ale wciąż ludzkim tempem, rozglądając się dookoła i starając się dostrzec Heidi między drzewami. Być może miałam rację i chciała sobie ze mnie zakpić, ale nie mogłam zapomnieć, że w ostatnim czasie decyzje i wyciąganie wniosków nie były moją mocną stroną, dlatego wolałam się upewnić i nie wracać bez niej. Las wyglądał mniej więcej tak samo w każdym miejscu, chociaż przez lata, które spędziłam w Forks, nauczyłam się zwracać uwagę na drobiazgi, które w istocie były dość ważne. Rodzaje drzew, ułożenie mchu i takie szczegóły, jak chociażby subtelne zmiany w zapachu czy omszały głaz po mojej lewej stronie. Wszystko to dokładnie zapadało mi w pamięć, mając później pozwolić mi wrócić z powrotem, gdyby zaszła jednak konieczność, żebym sama musiała dostać się z powrotem do miasta. Uznałam, że powinnam nauczyć się drogi, bo chyba nie miałam co liczyć na to, że którekolwiek z moich przyjaciół nagle pojawi się, żeby wyciągnąć mnie z ewentualnych tarapatów – zwłaszcza Hannah i Demetri, którzy bez wątpienia musieli być na mnie źli.
Zaczęłam zastanawiać się, czy w ogóle istniał sens, żebym po powrocie z nimi porozmawiała. Nie byłam pewna, czy będą tego chcieli, poza tym bałam się spojrzeć Demetriemu w oczy po tym, jak się zachowałam. Wciąż zresztą nie miałam pewności, co tak naprawdę czuję i myślę, a to wcale nie ułatwiało mi podjęcia decyzji. Bałam się tego, co może się wydarzyć, jeśli jednak pierwotnie miałam rację, jednocześnie jednak przerażała mnie myśl, że mogłabym na własne życzenie go stracić. Byłam w kropcie i ta świadomość była przygnębiająca; obojętnie jak bardzo starałam się znaleźć jakieś rozwiązanie, ostatecznie i tak kończyło się na tym, że plątałam się w swoich uczuciach jeszcze bardziej, całkiem tracąc wątek. Czułam się rozbita, poza tym od nadmiaru sprzecznych ze sobą myśli i uczuć, pozwoli zaczynała mnie boleć głowa.
Coś nagle poruszyło się między drzewami. Zamarłam, nasłuchując, kiedy zaś poczułam charakterystyczny zapach Heidi, w jakimś stopniu odetchnęłam. Jednocześnie poczułam dziwne napięcie, nie zwróciłam jednak na nie uwagi, przekonana, że z tego wszystkiego zaczynam być przewrażliwiona. To była po prostu Heidi, która w najgorszym wypadku, pewnie jednak dobrze bawiła się moim kosztem. Co prawa nie wiem, czego się po mnie spodziewała, ale bynajmniej nie zamierzałam wybuchnąć płaczem i zacząć zawodzić, że się zgubiłam.
– Heidi? – powtórzyłam z westchnieniem. Byłam już zmęczona tą całą zabawą w kotka i myszkę, i krążeniem po tym lesie. Tak po prawdzie marzyłam jedynie o powrocie do twierdzy, rzuceniu się na łóżko w mojej komnacie i kilku godzinach snu, żeby w końcu móc uwolnić się od nadmiaru myśli i emocji, zanim zdecyduję, co powinnam zrobić dalej. – Wyjdź w końcu i wracajmy. Nie wiem, co chciałaś mi tutaj pokazać, ale jakoś straciłam zainteresowanie…
Miałam dodać coś jeszcze, chociaż nie mogłam się pozbyć wrażenia, że mówię do siebie – albo że Heidi mnie nie słucha. Tak czy inaczej, nie odpowiedziała na moje słowa, a już na pewno nie znalazła się w zasięgu mojego wzroku. Irytowało mnie to, bo przecież doskonale czułam, że była w pobliżu, poza tym frustrację potęgował jedynie fakt, że pulsowanie w skroniach było coraz bardziej uciążliwe. Doszłam do wniosku, że to bez sensu i skoro tak zamierzała się zachowywać, nie ma sensu żebym się z jej powodu męczyła.
– Jak sobie chcesz – mruknęłam, wzruszając ramionami.
Demonstracyjnie odwróciłam się na pięcie, żeby odejść – i zaraz momentalnie zamarłam, bo wampirzyca stała tuż za mną, przez co omal na nią nie wpadłam. Wyhamowałam z trudem i spojrzałam z niedowierzaniem w jej krwiste tęczówki; wydawały się odrobinę jarzyć w półmroku lasu, poza tym było coś niepokojącego w tym, jak mi się przypatrywała.
Kolejny raz poczułam się zagrożona – puls znacznie mi przyśpieszył i na moment przestałam oddychać – zanim jednak zdążyłam jakkolwiek zareagować, wszystko potoczyło się błyskawicznie.
– Najwyższa pora wyrównać rachunki, kochanieńka – powiedziała cichym, pozbawionym jakichkolwiek uczuć głosem.
A potem się zamachnęła. W zasadzie dostrzegłam jedynie moment, kiedy poruszyła ręką. Dopiero kiedy wylądowałam na plecach, kilka metrów dalej, poczułam tępy ból z tyłu głowy. Przed oczami zatańczyły mi ciemne plamy i ledwo zmusiłam się, żeby zachować przytomność, by raz jeszcze zdołać spojrzeć na moją przeciwniczkę.
Heidi powoli ruszyła w moją stronę. Nie byłam przytomna na tyle długo, żeby przekonać się, czy byłaby zdolna zadać kolejny cios, zanim jednak pochłonęła mnie ciemność, zdążyłam zauważyć coś jeszcze.
To, że wampirzyca się uśmiechała.
Dobry wieczór w nowym roku szkolnym. Doznałam nagłego przypływu weny, a chwila wolnego czasu sprawiła, że prezentuję wam kolejny rozdział – dość udany, a przynajmniej tak mi się wydaje. Nie mam pojęcia, czy właśnie tego się spodziewaliście, ale sądzę, że was nie zawiodłam. Jak zwykle też dziękuję za wszystkie komentarze i mam cichą nadzieję, że z czasem będzie ich coraz więcej. Wasze opinie dodają mi skrzydeł, dlatego są dla mnie bardzo ważne i nie zamierzam tego ukrywać.
Tytuł ostatniego rozdziało może w istocie był trochę niedopasowany, jeśli wziąć pod uwagę brak pojawienia się tej postaci, ale mnie wydawał się sensowny. Wszakże całość kręciła się wokół tej postaci, poza tym samo imię sporo wyjaśniało, mylę się?
Na koniec dodam jeszcze, że coś nowego powinno pojawić się wkrótce. Jak zwykle zachęcam do zgadywania, co będzie dalej – atak Kajusza nie jest przypadkowy – poza tym z dumą zauważam, że to już prawie dwie trzecie tej księgi. Wkrótce wiele się wyjaśni, chociaż to nie będzie koniec. Jak na razie, do napisania. Jeśli ktoś jeszcze chce być informowany, śmiało dać mi znać w komentarzach.

Nessa.

4 komentarze

  1. Cudowny rozdział!!!!!wow!!!!!Aż brak słów mi na opisanie moich odczuć co do rozdziału!!!!:):):) Jednak jestem strasznie ciekawa jak to wszystko się dalej potoczy ??;Jestem zachwycona z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział:) oby był w miarę szybko bo już nie mogę się doczekać!!!Co sie stanie z Ness w tym lesie???? Czy użyje nowej mocy na tej zołzie Haidi??? Czy pogodzi sie z Demem i Haną??tyle pytań już niemoge się doczekać kolejnego rozdziału i możliwych odpowiedzi:) !!!:)
    pozdrawiam serdecznie
    Życzę dużo weny :)
    do następnego:) ściskam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział bardzo, bardzo fajny, ale niestety czuję niedosyt… chcę więcej. Pisz szybciutko, bo już nie mogę się doczekać.
    Pozdro Marlena:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny rozdział! Co się stanie z Nessie? Mam nadzieję, że Demetri przyjdzie z pomocą :) Czekam na kolejny rozdział i oby był szybko.

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział! Mam nadzieje że niedługo będzie coś nowego. Ciekawe czy Demetri pomoże Ness...

    OdpowiedzUsuń


After We Fall
stories by Nessa