Renesmee
Poczułam, że mięśnie odmawiają
mi posłuszeństwa, dlatego w pośpiechu cofnęłam się o kilka kroków,
wpadając na ścianę. Przywarłam do niej, po czym – praktycznie nad sobą nie
panując – powoli osunęłam się na ziemię. Drżałam na całym ciele, ale
uświadomiłam to sobie dopiero po chwili, kiedy z moich ust wyrwał się
cichy, nieartykułowany jęk. Tępym wzrokiem wpatrywałam się w Hannę, ale
tak naprawdę niczego nie widziałam, pomijając zamazane plamy, kiedy obraz
zaczął rozmazywać mi się przed oczami. Czułam, że łzy napływają mi do oczu, ale
uparcie nie chciały spłynąć po mojej twarzy, zupełnie jakby całe moje ciało
zamarło w oszołomieniu, nie potrafiąc w pełni zrozumieć tego, co
usłyszałam.
Jedna myśl
raz za razem odbijała się echem w moim umyśle, powoli doprowadzając mnie
do szaleństwa. Nade wszystko zapragnęłam ukryć twarz w dłoniach i zacząć
krzyczeć, ale nawet do tego nie byłam zdolna. Mogłam co najwyżej siedzieć i patrzeć
się w przestrzeń, jednocześnie prawie nieświadomie kręcąc głową, jakbym w ten
sposób miała być zdolna uchronić się przed treścią tych kilku słów, które
wypowiedziała wampirzyca. Nie potrafiłam zmusić się do tego, żeby tak po prostu
uwierzyć, iż to prawda, ale nie dlatego, że tego nie chciałam – wręcz
przeciwnie. Na samą myśl moje serce wypełniało się ciepłem, ale jednocześnie
paraliżował mnie niemożliwy do opisania strach, że wszystko nagle okaże się
jedynie głupim żartem. Bałam się rozczarowania i kolejnej dawki
obezwładniającego bólu straty; zaakceptowanie tej prawdy było zbyt straszne, bo
rozczarowania bym nie zniosła, a gdybym przeszła raz jeszcze to, co
spotkało mnie pół roku wcześniej, wtedy po postu bym tego nie przeżyła.
Zamknęłam
oczy. Słyszałam, że ktoś powtarza moje imię i podświadomie wiedziałam, że
to Demetri, ale równie dobrze mogłoby go w ogóle nie być. Oszołomiona,
dopiero po kilku sekundach uświadomiłam sobie, że kulę się pod ścianą, zupełnie
jakby ktoś próbował mnie uderzyć, i niczym w transie powtarzam jedno
zdanie, które zmieniało wszystko.
Oni żyją. Oni…
W tamtej
chwili to do mnie dotarło. Wciąż drżąc niczym osika, rozszlochałam się, chociaż
sama nie byłam pewna dlaczego. Z ulgi? Być może, ale zdecydowanie większy
wpływ na moją reakcję miała mieszanina strachu i czystego niedowierzania.
Emocje, które narastały we mnie od momentu, kiedy Hannah zaczęła wyjawiać swoje
kłamstwa, a może już od chwili, kiedy Eleazar mnie nie rozpoznał, teraz
ostatecznie znalazły ujście i już nie byłam w stanie ich powstrzymać.
Czyjaś dłoń
wylądowała na moim ramieniu. Uniosłam głowę, napotykając spojrzenie krwistych
tęczówek Demetriego. Tropiciel patrzył na mnie bezradnie, ale wyraźnie mu
ulżyło, kiedy zauważył, że nareszcie spojrzałam na niego przytomnie. Zaraz
spróbował pomóc mi wstać, ale odepchnęłam jego wyciągniętą rękę, stanowczo
kręcąc głową. Szybko pożałowałam swojej reakcji, bo w jego oczach pojawiło
się cierpienie, zmusiłam się jednak do zignorowania poczucia winy. Mrugając
pośpiesznie i gniewnymi gestami ocierając oczy, podniosłam się z trudem,
żeby – wciąż opierając się o ścianę, bo nie ufałam własnemu ciału –
spojrzeć na Hannę.
– Renesmee…
– wyszeptała dziewczyna drżącym głosem. W jej spojrzeniu było tyle bólu i poczucia
winy, że w normalnym wypadku pewnie zrobiłoby mi się jej żal, ale w tamtym
momencie nie potrafiłam jej współczuć. – Renesmee, przepraszam. Nie chciałam
tego zrobić. Powinnam była ci powiedzieć, ale…
– Zamknij
się. – Poraziło mnie brzmienie własnego głosu, ale zmusiłam się do tego, żeby
zignorować własne emocje oraz zszokowane spojrzenie Hannah. – Nie chcę nawet
tego słuchać. Jedyne czego chcę… Dlaczego? Do cholery, wyjaśnij mi, co takiego
wydarzyło się pół roku temu! – zażądałam, nie zamierzając nawet znosić
sprzeciwu.
Hannah
patrzyła na mnie tępo, kolejny raz wystawiając moją cierpliwość na próbę. Tym
razem jej nie miałam; w jednej chwili coś we mnie pękło i nie
zastanawiając się nad tym, że jestem zaledwie marnym pół-człowiekiem, a przede
mną siedzi wciąż nieprzewidywalna nowonarodzona, skoczyłam do przodu i zacisnęłam
palce na gardle dziewczyny. Jęknęła zaskoczona i chociaż nie mogłam jej
udusić ani jakkolwiek skrzywdzić, instynktownie zacisnęła palce na moim
nadgarstku, chyba jedynie cudem nie miażdżąc mi przy tym kości.
– Przestań!
– Felix nagle znalazł się tuż za mną, chwytając mnie za ramiona i stanowczo
odciągając mnie do tyłu. Był ode mnie silniejszy, ale i tak spróbowałam mu
się wyszarpnąć, warcząc i wyrywając się na wszystkie strony. Miałam
pojęcie, że zachowuję się tak, jakbym była szalona, ale nie obchodziło mnie to.
– Renesmee, do cholery, uspokój się! – wrzasnął mi do ucha, unieruchamiając
mnie w żelaznym uścisku.
Być może
miał rację, ale w tym momencie mnie to nie obchodziło. Zaczęłam walczyć,
obojętna na to, że wampir wcale nie chce zrobić mi krzywdy. Wiedziona
instynktem, przywołałam do siebie wspomnienie bólu, który zadawała mi Jane i –
korzystając z tego, że Felix cały czas mnie dotykał – przekazałam mu je,
nie musząc nawet specjalnie się wysilać. Nieśmiertelny syknął gniewnie i odsunął
się o krok, odrobinę luzując uścisk. Natychmiast to wykorzystałam, żeby
oswobodzić się z jego chwytu i w pośpiechu uciec na drugi
kraniec komnaty, trzymając się z daleka od jego rąk.
Wciąż
rozeźlona, odwróciłam się w stronę trójki wampirów, uważnie lustrując
każdego z nich wzrokiem. Przyczaiłam się, gotowa do ataku, chociaż
oczywiste wydawało się, że żadne z nich nie zamierza nawet się do mnie
zbliża. Felix obserwował mnie wyraźnie poirytowany, ale przynajmniej trzymał
się z daleka, jedynie nerwowo zaciskając dłonie w pięści. Jego wzrok
raz po raz wędrował w stronę skulonej w fotelu Hannah, ja jednak
robiłam wszystko, byleby na dziewczynę nie patrzeć. Ostatecznie skoncentrowałam
się na Demetrim, który po prostu stał dokładnie w tym samym miejscu, w którym
go zobaczyłam, patrząc na mnie w taki sposób, jakby sam zastanawiał się,
czy oby na pewno ma jeszcze przed sobą tę samą dziewczynę, którą byłam.
Rozpoznałam to spojrzenie, bo dokładnie w ten sam sposób spoglądał na
mnie, kiedy – za sprawą daru Chelsey – zaatakowałam Jane, tym razem jednak nie
było mowy, żeby to ciemnowłosa wampirzyca stała za moim zachowaniem.
To odkrycie
mnie otrzeźwiło; wciąż oszołomiona i drżąca, zwiesiłam ramiona i niemal
błagalnym wzrokiem popatrzyłam na tropiciela. Wciąż nie ruszył się z miejsca,
ale jego spojrzenie trochę złagodniało, zupełnie jakby doznał ulgi, że jednak
byłam w stanie nad sobą zapanować. Nieznacznie skinął głową, a ja bez
zastanowienia ruszyłam w jego stronę, wpadając prosto w jego
nadstawione ramiona. Natychmiast przygarnął mnie do siebie, a ja wtuliłam
twarz w jego tors, szukając poczucia bezpieczeństwa i jakiegokolwiek
zapewnienia, że wszystko będzie dobrze.
– Ona
powiedziała… O mój Boże, powiedz mi, że to nie jest żart! – jęknęłam,
odsuwając się, żeby móc spojrzeć mu w oczy. Wierzyłam w to, że dzięki
temu będę w stanie ocenić, czy kłamał. – Proszę, powiedz mi, że to
wszystko…
– Wiem.
Wszystko wiem… – zapewnił, chociaż to nie o zrozumienie go prosiłam.
Dopiero później pomyślałam, że tak było lepiej, bo nie chciał składać mi
obietnic, których sam nie był pewien. – Hej, kochanie, spójrz na mnie. Spójrz
na mnie, mój aniele – powtórzył stanowczo, kiedy spróbowałam odwrócić wzrok.
Posłusznie uniosłam głowę, spoglądając wprost w znajome krwiste tęczówki,
które nawet mimo ich przerażającej barwy kochałam nade wszystko. – Ja wciąż
jestem tutaj. Cokolwiek się stanie, wciąż masz mnie. Nie zapominaj o tym,
dobrze? Cokolwiek się stanie…
– Tak… Tak,
mam ciebie – powtórzyłam, próbując jak najlepiej zapamiętać jego słowa. W tym
obietnicach było coś kojącego, tym bardziej, że potrzebowałam przynajmniej
jednej stabilnej rzeczy, jednej stabilnej relacji… – Kocham cię – wyznałam i pod
wpływem impulsu zacisnęłam obie dłonie na połach jego marynarki. – Nie
zostawisz mnie… Nigdy mnie nie zostawisz, prawda? – zapytałam dziecinnie, ale
potrzebowałam jego deklaracji jak powietrza; jego również potrzebowałam w równie
desperacki sposób.
Nie
odpowiedział, a jedynie przyciągnął mnie do siebie, kołysząc tak, jakbym
była małym dzieckiem. Zamknęłam oczy, poddając się jego dotykowi i czując,
jak całe napięcie przynajmniej częściowo ze mnie uchodzi. W słowach i gestach
Demetriego było coś, czego potrzebowałam i co pozwalało mi się uspokoić,
przynajmniej częściowo umniejszając emocje, które wydawały się rozrywać mnie od
środka. To wciąż było zbyt mało, żebym zapomniała i w pełni się rozluźniła,
ale przynajmniej nad sobą zapanowałam i zdołałam powstrzymać wstrząsające
moim ciałem dreszcze.
– Już okej
– wyszeptał Demetri, chociaż nie miałam pojęcia czy mówił do mnie, czy może
zwracał się do pozostałych. – Już wszystko jest w porządku… – powtórzył, a jego
chłodne dłonie czule przesunęły się po moich włosach.
Na dłuższą
chwilę zapanowała cisza, podczas której koncentrowałam się wyłącznie na sobie i na
łapaniu oddechu. Przebywanie przy wampirach bywa momentami przerażające,
zwłaszcza kiedy te zamieniają się w milczące posągi, ale byłam zbyt
oszołomiona, żeby zwracać na to uwagę.
Nie tyle
zobaczyłam, co wyczułam, że Felix ruszył się z miejsca, najwyraźniej
uznawszy, że już nie powinnam pozwolić sobie na kolejny wybuch. Powoli zbliżył
się do zastygłej w bezruchu Hannah, a chwilę później odezwał się
wypranym ze wszelakich emocji głosem:
– Dlaczego
Kajusz kazał ci to zrobić? – zapytał wprost. Chociaż nie zwracał się do mnie,
jego głos sprawił, że włoski na karku stanęły mi dęba. – Tylko mów prawdę, bo
inaczej sam cię do tego zmuszę – zastrzegł i oczywiste stało się, że nie
żartuje; Felix mógł powstrzymywać mnie, ale sam nie zamierzał być bardziej
wyrozumiały, gdyby Hannah okazała się naszym wrogiem.
– Ja… Mój
Boże, co mam wam powiedzieć? Nie mam pojęcia, czego on może chcieć! – wyrzuciła
z siebie na wydechu. – Przyszli do mnie, równie nagle co ty i Felix…
Niewiele wiedziałam o Volturi, ale nie byłam na tyle głupia, żeby łamać
nasze prawa. Nie rozumiałam, czego mógł ode mnie chcieć, ale nie miałam też
powodów, żeby odmawiać. Zwłaszcza, że Kajusz dał mi do zrozumienia, że jeśli
spróbuję się sprzeciwiać, pożegnam się z życiem. – Przełknęła z trudem.
– Nie jestem wampirem jakoś specjalnie długo. Pamiętasz, Renesmee? Przecież
opowiadałam ci moją historię – przypomniała, a ja cała zesztywniałam,
kiedy zwróciła się bezpośrednio do mnie. – Dar odkryłam mniej więcej pół roku
po przemianie, kiedy po jednym z polowań w mieście, w którym
aktualnie przebywałam, rozeszła się plotka o złotowłosej demonicy, która
niesie ze sobą śmierć. Nie byłam głupia, dobrze wiedziałam, że chodzi o mnie.
Zrozumiałam, że ktoś musiał mnie widzieć, poza tym zdawałam sobie sprawę z tego,
co to dla mnie oznacza. Musiałam coś z tym zrobić… I wtedy odkryłam,
że potrafię wpłynąć na wspomnienia poszczególnych osób. Co prawda dopiero z czasem
nabrałam dość wprawy, żeby omamić kilka osób jednocześnie, ale wtedy
wystarczyło, że działałam na poszczególnych umysłach w indywidualny
sposób. Nie mam pojęcia jak Kajusz dowiedział się o moich zdolnościach –
ktoś musiał mu powiedzieć, a ja nie miałam na to najmniejszego wpływu.
– Ty po
prostu się zgodziłaś – dopowiedział Felix, chociaż tyle można było zrozumieć i bez
jego komentarza. – Przedstawił ci propozycję, a ty przyjęłaś ją dla
zachowania życia. Mam tylko jedno pytanie… Skoro wpływasz na cudzą pamięć,
dlaczego nie pozbawiłaś go wspomnień o swoich zdolnościach?
Instynktownie
uniosłam głowę, żeby móc spojrzeć na dziewczynę. Już nie siedziała w fotelu,
a stała wyprostowana niczym struna, rozszerzonymi oczyma wpatrując się w Felixa.
Chociaż to wydawało się w przypadku wampira niemożliwe, miałam wrażenie,
że Hannah pobladła; jej skóra przypominała alabaster, poza tym miejscami była
tak naciągnięta, że miałam wrażenie, iż w każdej chwili może pęknąć.
– Dlaczego
nie…?
Felix
zmarszczył czoło.
– Dobrze
mnie słyszałaś – przypomniał jej nieco zniecierpliwionym tonem. – Dlaczego nie
wpłynęłaś na pamięć Kajusza?
– Felixie… –
Ta przerażona Hannah zupełnie nie przypominała pewnej siebie dziewczyny, która
drażniła wampira tym pieszczotliwym „Felutkiem”. – To nie jest takie proste.
Muszę się skoncentrować, żeby na kogokolwiek wpłynąć, a to nie takie
łatwe, kiedy ktoś trzyma ci dłoń na gardle i grozi, że rozerwie cię na
strzępy, jeśli chociaż spróbujesz drgnąć!
– No
dobrze, ale później? – Felix nie dawał za wygraną. Byłam mu za to wdzięczna, bo
sama nie potrafiłam znaleźć w sobie dość motywacji, żeby zacząć zdawać
jakiekolwiek sensowne pytania. – Dlaczego nie zrobiłaś tego później?
– Nie
pomyślałam! – jęknęła niemal błagalnie, spoglądając na każde z nas z osobna.
– Kajusz obiecał mi, że jeśli dobrze się spiszę, puści mnie wolno. Przecież nie
znałam wtedy ani Renesmee, ani jej rodziny, dlatego było mi wszystko jedno, tym
bardziej, że nikt nie zgiął. Nie przewidziałam, że to wszystko potoczy się w ten
sposób! – nalegała, ale uparcie robiłam wszystko, byleby nie zacząć jej z tego
powodu współczuć. – Zrozumcie, że to nie jest takie proste. Volturi wzbudzają
strach nawet u najbardziej utalentowanych i zdecydowanie starszych
wampirów ode mnie. Musiałabym być głupia, żeby spróbować się sprzeciwiać, tym
bardziej, że jako alternatywę miałam śmierć. Gdybym wiedziała, to…
Drgnęłam i ostrożnie
wyswobodziłam się z objęć Demetriego, przesuwając się w stronę
dziewczyny.
– To co? –
wyszeptałam, jednak będąc w stanie się odezwać. – Gdybyś wiedziała, że tak
to się wszystko potoczy, nie zrobiłabyś tego? Nagle zdecydowałabyś się
poświęcić? – zapytałam z goryczą, wpatrując się w nią tak
intensywnie, że chyba jedynie cudem nie doświadczyła samozapłonu.
– Renesmee…
– Popatrzyła na mnie błagalne, ale postarałam się o to, żeby w moich
oczach nie doszukała się zrozumienia. – Teraz mówię ci prawdę. Zrobiłabym to
wcześniej, ale chciałam cię chronić… – Prychnęłam, nie mogąc się powstrzymać. –
Nie, posłuchaj! Dotrzymywałam obietnicy, bo nawet i bez wspomnień
wiedziałam, że w innym wypadku wydarzy się coś strasznego. Nie bez powodu
jestem tutaj, przecież musicie sobie zdawać z tego sprawę. Nie mam
pojęcia, po co Kajusz mnie potrzebował, ale to teraz najmniej istotne. Jestem
pewna, że wspomniał o mnie Aro jedynie po to, żeby mieć na mnie oko. Nie
ufał mi, a w Volterze na pewno łatwiej było mnie kontrolować… Dlatego
tak dziwnie się na mnie patrzył i przynajmniej dwa razy groził mi,
przypominając mi o obietnicy, której nie powinnam pamiętać. Chciał upewnić
się, że nagle nie zdecyduję się zdradzić i…
– I najwyraźniej
się pomyliłem – doszedł nas nowy głos ze strony drzwi.
Wszyscy jak
na zawołanie odwróciliśmy się w stronę wejścia do komnaty, żeby z niedowierzaniem
spojrzeć na stojącego tam Kajusza. Coś przewróciło mi się w żołądku, kiedy
uświadomiłam sobie, że wampir musiał stać tam wystarczająco długo, żeby
usłyszeć część naszej rozmowy albo przynajmniej wyjaśnień, których udzielała
nam Hannah. W ciemnej szacie i z dziko błyszczącymi rubinowymi
oczami wyglądał jeszcze bardziej przerażająco niż zwykle, kiedy zaś napotkałam
spojrzenie jego tęczówek, całym moim ciałem wstrząsnął zimny dreszcz.
Kajusz
powoli wszedł do środka, starannie zamykając za sobą drzwi. Ruch z jego
strony otrzeźwił Demetriego, który w pośpiechu chwycił mnie za ramię i stanowczo
wepchnął za siebie, żeby własnym ciałem odgrodzić mnie od wampira. Tamten
popatrzył obojętnie na tropiciela, niemal pogardliwie prychając w odpowiedzi
na jakikolwiek czuły gest względem mnie. Najbardziej interesowała go Hannah i to
na nią zwrócił zagniewane spojrzenie, sprawiając, że dziewczyna cofnęła się o krok.
– Już jakiś
czas temu powinienem był zadbać o to, żeby się ciebie pozbyć. Kobietom z natury
nie wolno ufać, ale łudziłem się tym, że jesteś dość rozsądna… – Pokręcił
głową, jakby zachowanie dziewczyny naprawdę go rozczarowało. – Teraz rozumiem
rozterki Aro, kiedy zdarza mu się litować nad tymi, którzy złamali nasze prawa.
Niektórych utalentowanych naprawdę szkoda unicestwić, ale ty nie pozostawiasz
mi wyboru, moja droga – stwierdził wypranym z emocji tonem.
– Zostaw
ją! – warknęłam pod wpływem impulsu, bo Hannah mimo wszystko stała mi się
bliska, a już na pewno nie życzyłam jej śmierci. Demetri musiał mnie powstrzymać,
żebym przypadkiem nie wyrwała się do przodu. – Nie możesz… Dlaczego? Dlaczego
kazałeś jej to zrobić? – zapytałam, spoglądając wampirowi prosto w oczy, w nadziei,
że jeśli go zaskoczę, nie wykręci się od odpowiedzi. – Moja rodzina…
– Dziecko,
tutaj nie chodzi ani o ciebie, ani o twoją rodzinę! – żachnął się
Kajusz, spoglądając na mnie niemal pogardliwie. Zabolało, chociaż już wcześniej
zdawałam sobie sprawę z tego, że moje pochodzenie jest dla niektórych
czymś nie do pojęcia. – Już nie mogłem słuchać komentarzy Aro na temat tego,
jak ubolewa nad niemożnością nakłonienia twoich rodziców czy tej stukniętej
wróżbitki do straży albo tych wszystkich szalonych scenariuszy na temat tego,
jak Cullenowie mogliby nam zagrażać. O tak, jeśli chodzi o twoich
bliskich, mój brat ma jakąś dziwna paranoję, ale nie w tym rzecz… Bo
trzeba przyznać, że w jednym ma rację: zdolności, którymi dysponują
członkowie twojej rodziny, byłyby istnymi perełkami, jeśli chodzi o wzmocnienie
straży. Osiemnaście lat temu nasza pozycja dość mocno została zachwiana i doskonale
zdajesz sobie sprawę z tego, dlaczego tak się wydarzyło. Krótkowzroczność
Aro doprowadziła do tego, że w świat poszła plotka na temat tego, jak
zlękliśmy się rodziny wampirów-wegetarian, chociaż Aro usiłował sprawiać
wrażenie, że to był akt miłosierdzia z jego strony. Bzdura!
– Więc
chodzi o zemstę – wtrącił Felix, kątem oka obserwując drzwi za plecami
wampira. Mieliśmy małe szanse, żeby do nich dotrzeć, ale chłopak najwyraźniej
miał wątpliwości. – Straciliśmy pozycję, dlatego…
Kajusz
uciszył go samym tylko spojrzeniem, wykorzystując nabyty przez wieki szacunek.
Felix zamilkł, wyraźnie speszony, ale cały czas łypał gniewnie w stronę
tego z braci Volturi, jednocześnie bardzo powoli przesuwając się w stronę
Hanny. Widziałam, jak jego mięśnie drgają nerwowo pod ubraniem, zdradzając
gotowość do obrony, chociaż Kajusz jak na razie nie wyglądał jak ktoś, kto
zamierza rzucić się do ataku.
Pośpiesznie
odwróciłam wzrok, świadoma tego, że uwaga Kajusza wciąż koncentruje się przede
wszystkim na mnie. Nieśmiertelny odczekał jeszcze moment, przez kilka sekund
nasłuchując, żeby się przekonać, czy jesteśmy sami, po czym wreszcie zdecydował
się podjąć temat:
– To nie
takie proste, jak sugerujesz, Felixie – stwierdził, ale nawet nie spojrzał na
członka straży. – Sprawa z Cullenami to zaledwie czubek góry lodowej tego,
co Aro zrobił nie tak, przejmując pełnię władzy. Już wcześniej sądziłem, że mój
brat bywa czasami zbyt łagodny, ale patrzyłem na to przez palce, bo wciąż
spełnialiśmy swoją rolę. Dużo później zauważyłem, że skłonność do
kolekcjonowania darów sprawia, że nie zastanawia się nad tym, co jest słuszne.
Wystarczy chociażby spojrzeć na zmiennokształtnych, którzy zaczęli się bratać z wampirami!
Jeszcze wiek temu byłoby to nie do pomyślenia – powiedział ze wzburzeniem, aż
trzęsąc się ze złości. – Aro prędzej czy później doprowadzi do tego, że nikt
nie będzie uznawał naszego autorytetu. Wtedy zapanuje istny chaos, a ja
nie zamierzałam na to pozwolić.
W tamtym
momencie zrozumiałam, przynajmniej częściowo. To zabawne, ale wychodziło na to,
że Aro, który przez lata szukał wrogów wśród moich bliskich, traktując moją
rodzinę jako ewentualne zagrożenie, nie zauważył, że prawdziwe zagrożenie jest
dosłownie na wyciągnięcie ręki. Gdyby nie sytuacja, może nawet bym się
roześmiała, ale nie byłam w stanie odetchnąć, bo wciąż nie zgadzała mi się
jednak istotna rzecz…
– Moja
rodzina – ponagliłam, chociaż szczerze wątpiłam, żebym mogła czegokolwiek w obecnej
sytuacji żądać. – Dalej nie rozumiem, dlaczego potraktowałeś tak mnie i moich
bliskich – oznajmiłam, nie dbając o to, że mogłabym go zdenerwować,
okazując brak szacunku; już i tak w jego oczach wszyscy byliśmy
martwi.
Spodziewałam
się wybuchu gniewu, ale – o dziwo – Kajusz uśmiechnął się.
– Przecież
to bardzo proste – stwierdził, spoglądając na mnie tak, jakby uważał, że jestem
niespełna rozumu. Może w istocie tak było, ale naprawdę nie widziałam w tym
sensu. – Aro ma bardzo silne poparcie nie tylko na świecie, ale również w wśród
straży. Gdybym spróbował otwarcie się sprzeciwić, mógłbym napotkać się ze
sporym oporem, a to jest w tym momencie najmniej istotne. Za to gdyby
Aro przypadkiem się coś przydarzyło… – Urwał i uważnie zmierzył mnie
wzrokiem. – Byłaś mi potrzebna. Sama widzisz, jak łatwo zrzucić na kogoś
odpowiedzialność… Nasza recepcjonistka chociażby przypadkiem usłyszała ciut za
dużo i jak to się dla niej skończyło? Skoro wszyscy uwierzyli, że marny
człowiek był do tego zdolny, to sądzisz, że ktokolwiek będzie miał wątpliwości,
jeśli w świat rozejdzie się wiadomość, że pogrążona w żalu
pół-wampirzyca zabiła Aro Volturi, jedynie dlatego, że ten nie był w stanie
odszukać winnych mordu na jej rodzinie? Oczywiście nie zrobiła tego samo.
Okazała się dobrą manipulantką, która zjednała sobie kilku członków straży…
Naturalnie wszyscy zginęli – dodał, przenosząc wzrok kolejno na Demetriego,
Hannę i Felixa. – Nie planowałem tego w taki sposób, ale sporo mi
ułatwiliście, zbliżając się do siebie. Zrządzenie losu, prawda? Już od jakiegoś
czasu obawiałem się, że ona – spojrzał na jasnowłosą wampirzycę – przypadkiem
powie za dużo, ale skoro już do tego doszło, chyba nie ma powodów, żebym dalej
czekał. To nic osobistego, przynajmniej nie tak, jak w przypadku Aro…
Twoja rodzina jest mi w zasadzie obojętna, chociaż dzięki fantazji Hanny,
być może uda mi się zjednać kilka utalentowanych wampirów, skoro mojemu bratu
się to nie udało… – ciągnął, po czym zmarszczył brwi na widok mojej
oszołomionej miny. – Ach, jak mniemam Hannah nie rozwodziła się jeszcze na
temat sposobu, w jaki wykonała zadanie? – zapytał i chciał dodać coś
jeszcze, ale wtedy wszystko potoczyło się błyskawicznie.
– Wiejcie!
Milcząca do
tej pory Hannah, bez ostrzeżenia skoczyła do przodu, rzucając się wprost na
niczego niespodziewającego się Kajusza. Huk, który rozległ się, kiedy dwa
wampirze ciała zderzyły się ze sobą, był oszołamiający i nie zdziwiłabym
się, gdyby słychać było go w całym zamku. Kajusz warknął wściekle i natychmiast
odskoczył, próbując uciec z zasięgu rąk rozszalałej wampirzycy, ale dziewczyna
okazała się zaskakująco szybka i miał z tym spory problem. Dopiero po
chwili zdołał chwycić Hannę za rękę i pchnąć na ścianę, do której odbiła
się i wpadła na szafę, która stała w kącie pokoju.
Instynktownie
zapragnęłam rzucić się jej na pomoc, ale wtedy poczułam, że Demetri zaciska
dłoń na moim przedramieniu. Zdążyłam jeszcze z trudem uchwycić równowagę,
zanim – wykorzystując zamieszanie – stanowczo pociągnął mnie w stronę
drzwi. Spróbowałam się sprzeciwiać, ale tropiciel okazał się silniejszy, poza
tym kątem oka zauważyłam, ze Felix doskoczył do walczących wampirów, gotów
Hannie pomóc.
Wraz z Demetrim
wypadliśmy na korytarz, natychmiast rzucając się w stronę głównych
schodów. Ukochany wciąż mnie przytrzymywał, przynajmniej do momentu, kiedy nie
upewnił się, że nie zawrócę, kiedy mnie puści. Łatwiej było nam biec, kiedy nie
trzymaliśmy się za ręce, nawet jeśli czułam się pewniej, kiedy mieliśmy ze sobą
jakikolwiek fizyczny kontakt.
Byłam
szybka, dzięki czemu bez trudu dotrzymałam tropicielowi schodu. Jedynym
wyzwaniem były kamiennie stopnie, ale udało mi się po drodze nie zabić, nawet
nie zwalniając przy tym tempa. Dotarłszy do przedsionka, zaczęłam rozglądać się
bezradnie, próbując znaleźć najdogodniejszą drogę ucieczki, ale nic nie
przychodziło mi do głowy. Spojrzałam na Demetriego, mając nadzieję, że
przynajmniej on ma jakiś plan, ale nie zdążyłam nawet o nic zapytać, bo
wampir już ciągnął mnie w sobie tylko znanym kierunku.
– Tędy –
ponaglił, popychając mnie w stronę Sali Tronowej. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem,
ale nawet nie zwrócił na to uwagę. – Przecież nie odważy się zaatakować nas na
balu – przypomniał, ale jego głos zdradzał, że wcale nie jest tego taki pewny.
Poczułam
się dziwnie, kiedy znowu znalazłam się w wypełnionej muzyką i tańczącymi
parami Sali Tronowej. Wyglądało to trochę tak, jakby w tym miejscu nic się
nie zmieniło. Ta naprawdę jedynie mój świat po raz kolejny stanął na głowie,
podczas gdy ci wszyscy nieśmiertelni bawili się i zachowywali w tak
beztroski sposób, jakby nic nigdy się nie wydarzyło. Czułam się jak na obcej
planecie, zupełnie nie pasując do tego towarzystwa, chociaż po części przecież
sama byłam wampirzycą.
Demetri
znacznie zwolnił, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Jemu przyszło to z łatwością,
bo nawet z rozwianymi przez pęd włosami wyglądał oszałamiająco, ale ja
musiałam prezentować przysłowiowe siódme nieszczęście. Chociaż nie miało to
najmniejszego sensu, uniosłam obie ręce i w pośpiechu przeczesałam
włosy palcami, szczerze wątpiąc, żebym w ten sposób przynajmniej odrobinę
poprawiła swój wygląd. Zdawałam sobie sprawę z tego, że chorobliwie blada i z napuchniętymi
od płaczu oczami, lepiej odnalazłabym się na imprezie z okazji helloween,
ale w tamtym momencie i tak nie mogłam z tym niczego zrobić.
Tropiciel
pociągnął mnie w najbardziej oddalony kąt sali, jednocześnie czujnie
rozglądając się dookoła. Serce omal nie wyrwało mi się z piersi, kiedy
zauważyłam, że drzwi wejściowe otwierają się, zaraz jednak odetchnęłam, bo do
środka wślizgnęli się Hannah i Felix. Oboje rozejrzeli się dookoła, po
czym niemal biegiem ruszyli w naszą stronę, wyraźnie mając problem z tym,
żeby zachowywać się naturalnie. Ulżyło mi, kiedy przekonałam się, że nic im nie
jest, chociaż jednocześnie obawiałam się, że za moment pojawi się Kajusz, ale
wszystko wskazywało na to, że na razie jesteśmy bezpieczni.
– Mamy
trochę czasu, ale musimy się stąd wynosić – oznajmił nerwowym szeptem Felix,
niespokojnie rozglądając się dookoła. Zauważyłam, że miał podartą marynarkę,
ale poza tym prezentował się całkiem dobrze. – Aha… Mam nadzieję, że nie byłeś
jakoś specjalnie przywiązany do okna? – dodał, zwracając się do Demetriego.
– Jakoś
przeżyję – stwierdził, ale kąciki warg drgnęły mu, kiedy uświadomił sobie, co
najprawdopodobniej wydarzyło się na górze. – Dobrze, więc jaki mamy plan? Bo
jeśli chodzi o mnie, to proponuję spróbować wymknąć się do ogrodu i stamtąd
przedostać się do miasta. Najlepiej byłoby uciekać za dnia albo gdzieś
przeczekać do rana, ale teraz nie mamy na to czasu. Nawet bez moich zdolności
znajdzie nas tutaj raz dwa, dlatego wolałbym nie ryzykować – przyznał i zabrzmiało
to całkiem sensownie, ale z jedną rzeczą nie mogłam się zgodzić.
– Tutaj
przede wszystkim chodzi o mnie i Hannę – przypomniałam mu, robiąc
wszystko, byleby zapanować nad drżeniem głosu. – Nie chcę, żebyście mieli przez
nas jakiekolwiek kłopoty, dlatego…
Demetri
rzucił mi pełnie niedowierzania spojrzenie.
– O czym
ty do mnie mówisz? – zapytał gniewnie. – Siedzimy w tym po uszy, więc
nawet nie sugeruj mi takich rzeczy. Poza tym… Chyba nie wyobrażasz sobie, że
puszczę cię gdziekolwiek samą, prawda?
– Jak wyżej
– poparł go Felix. – I tak służba w Volterze zaczynała być nudna –
dodał, ale jak i tak wiedziałam, że się boi; to miasto i rodzina
królewska była dla nich jedyną codziennością przez całe wieki, a teraz to
wszystko miało zostać przekreślone. – Nie, do diabła, idę z wami –
oznajmił nieznoszącym sprzeciwu głosem.
Dalej
chciałam się kłócić, ale nie miałam do tego siły i motywacji. Prawda była
taka, że potrzebowałam pomocy i ta jednak kwestia nie podlegała dyskusji.
Sama nie miałam dać sobie rady, tym bardziej, że do tej pory nie miałam nawet
okazji, żeby podjąć jakąkolwiek sensowna decyzję, a tym bardzie
zaplanować, gdzie powinnam się udać. Nie miałam pojęcia o niczym, bo
jeszcze dobę wcześniej moim największym problemem był stres związany z balem,
a nie planowanie ucieczki i szukanie rodziny, która wcale mnie nie
opuściła. Od nadmiaru emocji kręciło mi się w głowie, przez co tym
bardziej potrzebowałam wsparcia kogoś dla kogo byłam ważna.
Potrzebowałam
Demetriego.
– Dobra,
jak chcecie – skapitulowałam. Mówiłam szybko, coraz bardziej zdenerwowana. – A co
na to… Hej, gdzie jest Hannah? – zapytałam, nagle uświadamiając sobie, że
dziewczyna nie podeszła do nas równo z Felixem.
Odpowiedziały
mi zdezorientowane spojrzenia i ciche przekleństwo Felixa. Natychmiast
zaczęłam rozglądać się dookoła, szukając wzrokiem przyjaciółki i z każdą
kolejną sekundą denerwując się coraz bardziej. Nie mieliśmy teraz czasu na
przeszukiwanie zamku, ale przecież nie mogliśmy jej zostawić. Może i byłam
na nią zła, może nawet ją nienawidziłam, ale to wciąż była moja jedynie i najlepsza
przyjaciółka. Potrzebowałam jeszcze sporo czasu, żeby jej wybaczyć, wierzyłam
jednak, że prędzej czy później będę do tego zdolna – o ile oczywiście
miałam mieć jeszcze po temu okazję.
Nawet tak nie myśl,
skarciłam się w duchu. Hannah musi gdzieś
tutaj być, poza tym…, upomniałam się stanowczo, ale nie miałam okazji do
tego, żeby dokończyć myśl.
– Renesmee!
– Cała zesztywniałam, kiedy usłyszałam znajomy głos, który raz za razem zaczął
wypowiadać moje imię. Niczym w transie odwróciłam się, a drobna
postać rzuciła mi się w ramiona, omal nie zwalając mnie z nóg. –
Renesmee, o mój Boże… – wyszeptała z niedowierzaniem Tanya, odsuwając
mnie na długość wyciągniętych ramion i uważnie mi się przypatrując.
Spojrzałam
wprost w jej złociste tęczówki, czując, że zaczyna kręcić mi się w głowie.
Tanya patrzyła na mnie z niemniejszym oszołomieniem, a ponad jej
ramieniem dostrzegłam Kate, Carmen oraz Eleazara. Ten ostatni wydawał się
najbardziej zdezorientowany, ale nie miałam okazji nawet do tego, żeby zapytać,
co takiego się wydarzyło, bo tuż za Denalczykami zobaczyłam przyczajoną Hannę.
Wampirzyca unikała mojego wzroku, cały czas wpatrując się w ziemie i bardzo
niechętnie podeszła bliżej, stając niedaleko Felixa i Demetriego.
– Pomyślałam,
że lepiej będzie, jeśli już teraz cofnę to, co zrobiłam – wymamrotała nerwowo,
niepewnie unosząc głowę i spoglądając na mnie. – Nie miałam czasu niczego
im wytłumaczyć, ale…
– Ktoś w końcu
oświeci mnie, co się dzieje? – wtrącił się Eleazar, nerwowo rozglądając się
dookoła i najwyraźniej nie mogąc wytrzymać w milczeniu.
– On ma
rację. Renesmee, kochanie, co ty tutaj robisz? – zapytała mnie drżącym głosem
Kate, przybliżając się bliżej, żeby zająć miejsce Tanyi. Chciała mnie
przytulić, ale byłam zbyt oszołomiona, żeby odwzajemnić jej uścisk. –
Myśleliśmy, że… Dobry Boże, sama nie wiem, co takiego do tej pory sobie
myśleliśmy! – poskarżyła mi się.
Powinnam
była jej odpowiedzieć, ale nie byłam zdolna do tego, żeby wykrztusić z siebie
chociaż słowo. Wszystko działo się zbyt szybko, a ja wiedziałam jedynie
tyle, że teraz nie ma czasu na to, żeby o czymkolwiek dyskutować. Mieliśmy
mało czasu, a Kajusz w każdej chwili mógł się pojawić. Już dawno
powinniśmy być poza zamkiem, chociaż jednocześnie nie wyobrażałam sobie, żebym
mogła tak po prostu zostawić Denalczyków, narażając ich na niebezpieczeństwo jedynie
dlatego, że odzyskali wspomnienia.
Nie byłam w stanie
realnie myśleć, ale Felix i Demetri na całe szczęście okazali się bardziej
rozsądni ode mnie. Tropiciel jeszcze przez moment przypatrywał się czwórce
oszołomionych wampirów, zanim zdecydował się do mnie podejść i – co
niekoniecznie było dobrym pomysłem, skoro znał dar Kate – stanowczo odsunął
dziewczynę ode mnie.
– Co do…? –
warknęła w proteście, ale mój ukochany najzwyczajniej w świecie ją
zignorował i chwycił mnie za rękę.
– Nie chcę
być nieuprzejmy, ale nie mamy teraz czasu na sceny rodzinne – przypomniał
niecierpliwym tonem. Skinęłam głową, chociaż wiedziałam, że Denalczycy są co
najmniej oszołomieni, bo nie mają nawet cienia pojęcia o tym, jak wielkie
wisiało nad nami wszystkimi niebezpieczeństwo. – Musimy już iść, Renesmee –
dodał, spoglądając mi w oczy.
– Iść
dokąd? – wtrąciła niecierpliwie Tanya. – Tak właściwie, czego chcesz od mojej
bratanicy, Demetri? – dodała z rezerwą, robiąc taki krok, jakby chciała
wampira ode mnie odpędzić.
Spojrzałam
bezradnie na kobietę, nie mając pojęcia, jak powinnam przekonać ją i pozostałych
do tego, że teraz najmniej istotne jest to, co się dzieje. Nie zdążyłam nawet
nabrać powietrza do płuc, kiedy bezceremonialnie tuż przed Denalczykami stanął
Felix, rzucając każdemu z osobna rozdrażnione spojrzenie.
– A możemy
o tym porozmawiać później? – westchnął, wywracając oczami. – Jeśli
chcecie, możecie się na nas zdenerwować, ale jakoś niespecjalnie mnie to rusza.
Marzę o tym, żeby moja wieczność potrwała trochę dłużej i prawdopodobnie
nie jestem w tym odosobniony, dlatego w tej chwili wychodzimy –
zażądał, wymijając moich oszołomionych krewnych i w pośpiechu
zmierzając w stronę drzwi.
Demetri nie
czekał na moją reakcję, tylko natychmiast pociągnął mnie za sobą i ruszył
za przyjacielem, po drodze chwytając jeszcze nadgarstek Hanny. Denalczycy nie
od razu zareagowali, dlatego zdążyliśmy ponownie znaleźć się w przedsionku,
zanim dogoniła nas Tanya.
– Chwileczkę
– zawołała za nami. Zmusiłam tropiciela, żeby się zatrzymał i poczekał na
wampirzycę. – Dalej nie rozumiem, co… – zaczęła, ale nie skończyła; w zamian
jej oczy rozszerzyły się ze strachu, kiedy wbiła wzrok w coś, co
znajdowało się na końcu korytarza.
Albo raczej
kogoś.
– Wydaje mi
się, że jednak nigdzie nie pójdziecie – usłyszałam spokojnym, wyprany z jakichkolwiek
emocji głos.
Oszołomiona
i przerażona, powoli odwróciłam się i spojrzałam wprost w rubinowe
tęczówki Jane Volturi.
Dawno nie czułam się tak podekscytowana, pisząc kolejne rozdziały. Ostatnimi czasy całą sobą żyję tą historią i jestem zachwycona, że powoli zbliżam się do zakończenia pierwszej księgi. To niezwykłe uczucie, którego miałam okazję doświadczyć już kilka razy i które chyba nigdy mi się nie znudzi.Jak zwykle dziękuję za komentarze i proszę o więcej. Wasze opinie dodają mi skrzydeł i właśnie tego ostatnimi czasy mi brakuje.Kolejny rozdział już w przyszłym tygodniu. Pozdrawiam,Nessa.
Ale że co?! Kajusz zrobił to bo Aro go wnerwiał swoim gadaniem?! No kurdałkę ale tosz to jeszcze większy szok niż poprzedni rozdział!
OdpowiedzUsuńSorry, że krótko ale telefon
Katherine B.
Kobito jak ty szokujesz! No ja normalnie nie wiem co pisać. Ja bym się chyba spodziewała wszystkiego, ale nie tego! Odszukać Hannę (nie pamiętam jak to się pisze, a nie che mi się sprawdzać ah moje lenistwo :3 ), kazać jej zrobić to co zrobiła, zadać sobie tyle trudu tylko dlatego że miał dość zrzędzeń Aro?! No ja po prostu nie mogę! Co za bałwan, idiota, kretyn, egoista, debil, bebok, głupek!!! Sory, ale więcej nie mogę wymyśleć. JESTEM W TAKIM SZOKU!!! I jeszcze ta Jane na końcu. Czyżby ona o tym wiedziała? Może też miała dość gadania o utalentowanych Cullenkach? A może zazdrość? A tak w ogóle dopiero wpadła mi pewna myśl do głowy... Jeżeli Rodzinka Nessie żyje to niby czemu jej nie szukają no!? ( mój refleks ;_; ) Gdzie się podziewają? Co się niby stało na tej polanie wtedy w Forks? Wilkołaki, a przepraszam zmiennokształtni też żyją? Jacob też? Będzie zazdrosny o Nessie? Czy Bells i Edward zaakceptują to, że Renesmee jest z Demetrim? A czy oni kiedykolwiek sie spotkają? I no kurdałkę co z nich za rodzice!!!
UsuńSZOOOOOOK
Rozdział po prostu mnie powalił. Rozdział bomba:) Wielkie dzięki za wspaniały rozdział!!!!!!!!!!!!!! Czekam już na kolejny:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny:)
ps. sorki ,że tak krótko ale pisanie na telefonie mnie dobija!!!!!
ściskam
Krew w żyłach mi zamarzła jak okazało się, że to Jane X( , ale tak mam nadzieję, że uda im się uciec. Wiedziałam, że Kajusz ma podły i plugawy charakter, ale żeby aż do tego stopnia... Teraz okazuje się, że Renesmee cierpiała katusze na marne, bo jednak jej rodzina żyje. Fajnie skomplikowałaś sytuację, bo teraz zapewne Renesmee będzie rozdarta między rodziną, a Demetrim. Jestem przekonana, że Cullenom trudno będzie zaakceptować wybór Nessie. Rozumiem w pewien sposób Hannah, bo jeszcze wtedy nie znała Renesmee, a bała się Kajusza. Mam nadzieję, że Renesmee jej wybaczy i wszystko będzie jak dawniej. Na prawdę bardzo spodobała mi się ta historia :-) Masz talent i nie zmarnuj go, bo jest w tobie ogromny potencjał. Wciągnął mnie niesamowicie ten oryginalny paring, a ja mam słabość do niespotykanych paringów :-P Z pewnością będę tu wpadać, bo zaciekawiłaś mnie przeogromnie. Doceniam osoby, które podejmują się połączenia dwóch tak różnych charakterów - taki zakazany owoc. Masz we mnie nową czytelniczkę :) Kocham to opowiadanie !!! <3 <3 <3 Pozdrawiam serdecznie i życzę mnóstwo weny ! ;***
OdpowiedzUsuńCzarna Róża
Ps: Kiedy wydasz książkę ? Ja już czekam :D
Ps2: Jeśli chcesz to wpadnij: dorcas-meadowes-jej-historia.blogspot.com
Ps3: Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału !!
Jej tego się nie spodziewałam!!!!
OdpowiedzUsuńWow, po prostu GENIALNY rozdział !! Tyle w nim akcji...najpierw Renesmee tak nagle rzuciła się na Hannę, potem Kajusz się pojawił w drzwiach, na końcu Jane. Naprawdę zaskakujący rozdział ! Nie mogę się doczekać kiedy Nessie spotka Cullenów ;) Życzę dużoo weny i czekam na nn :*
OdpowiedzUsuń