Demetri
Obserwowałem
taniec Kajusza i Renesmee z mieszanymi uczuciami. Najbardziej
denerwowałem się, widząc niezadowolenie na twarzy mojej ukochanej i to,
jak raz za razem zerkała ponad ramieniem wampira w moją stronę. Wtedy
zwykle wysilałem się na uśmiech, żeby jakoś ją pocieszyć, ale zdawałem sobie
sprawę z tego, że niewiele w ten sposób pomagam.
Najchętniej oczywiście odbiłbym Nessie i sprawił, żeby
znów zaczęła się uśmiechać, ale przecież doskonale zdawałem sobie sprawę z tego,
że to dość trudne zadanie i że prawdopodobnie polepszenie humoru
dziewczyny jest mało prawdopodobne. Renesmee cały czas myślała o tych
wampirach z Denali, które miały związek z jej rodziną. Pojawienie się
Kajusza i jego nietypowa propozycja, jedynie wszystko popsuły, jakby
pół-wampirzyca już i tak zbytnio nie przejmowała się perspektywą
czekającego ją spotkania. Mimowolnie pomyślałem, że Kajusz chyba specjalnie
usiłuje odciągnąć dziewczynę od wampirów, zaraz jednak odrzuciłem od siebie
taką możliwość; to nie miało sensu, a przynajmniej tak mi się wydawało,
chociaż po tym z braci Volturi można było spodziewać się dosłownie
wszystkiego.
Mimowolnie zacząłem rozglądać się dookoła, chcąc chociaż na
moment przestać zamartwiać się Renesmee. Czułem się dziwnie, nie mając
ukochanej u swojego boku, chociaż fakt, że była z Kajuszem, miał w sobie
coś uspokajającego. No cóż, na pewno nie miałem powodów do zazdrości – to jedno
było tak pewne, jak i stwierdzenie, że niebo jest niebieskie, a słońce
wstaje na wschodzie. Co prawda wciąż nie rozumiałem, dlaczego wampir nagle
zdecydował się na integracje ze strażą, ale to już było najmniej istotne, a przynajmniej
w to wierzyłem w tamtym momencie, jeszcze nieświadom tego, co miało
nadejść. Jednocześnie rozglądałem się dookoła, obserwując gości i obojętnie
spoglądając na poszczególnych członków straży, którzy w zasadzie nic na
mnie nie znaczyli. Nigdzie nie widziałem Felixa ani Hannah, ale ich brak nie
wydał mi się niczym niewłaściwym; kto wie, może byli gdzieś razem, chociaż
Felix pewnie i tak za nic w świecie by mi się do tego nie przyznał,
gdybym go później o to zapytał.
Mój wzrok mimowolnie znów powędrował w stronę
Renesmee. Wyglądała niczym anioł, poza tym poruszała się tak lekko i pewnie,
że sam nie rozumiałem, dlaczego tak bardzo nie lubiła tańczyć. Kajusz również
był dobrym tancerzem, chociaż z jego strony było to raczej coś wyuczonego,
bo po tylu latach egzystencji, ciężko było nie nauczyć się właściwego
poruszania. U wampirów gracja była zresztą czymś naturalnym, więc nawet
ten z braci Volturi nie był od tego wyjątkiem.
Mimochodem zauważyłem, że Kajusz również nie jest jakoś
specjalnie zachwycony swoją rolę i że chociaż sam zaprosił Renesmee na
parkiet, niecierpliwie czeka na zakończenie utworu. Nie myliłem się, bo ledwo
muzyka ucichła, skłonił się nieco sztywno i wymamrotawszy jakieś
podziękowania, po prostu oddalił się, zachowując się tak, jakby właśnie
wypełnił swój wyjątkowo niewdzięczny obowiązek. Odprowadziłem go wzrokiem, po
czym natychmiast skoncentrowałem się do Renesmee, która wróciła do mnie w pośpiechu,
raz po raz potrząsając głową i nie kryjąc dezorientacji. Wyraźnie jej
ulżyło, że taniec miała już za sobą, zaraz też chwyciła mnie za rękę i pociągnęła
do najbliższego kąta, byleby tylko uniknąć kolejnych zaproszeń. Najwyraźniej na
taniec tego wieczoru nie miałem już co liczyć, ale zdecydowałem się tego nie
komentować, skoncentrowany przede wszystkim na wciąż spiętej dziewczynie.
– Nie mam pojęcia, dlaczego mnie zaprosił – poskarżyła mi
się – ale chyba nigdy nie czułam się aż do tego stopnia niezręcznie.
– Nie wyglądałaś na zdenerwowaną. Wręcz przeciwnie – żona
Kajusza powinna zacząć być zazdrosna – zapewniłem, szczerząc się w uśmiechu
i nie mogąc się powstrzymać się przed lekkim szturchnięciem jej w ramię.
Na twarzy Renesmee pojawił się cień uśmiechu, chociaż
oczywiste było, że mi nie wierzy. Na moment obejrzała się, odszukując wzrokiem
Athenodorę, po czym pokręciła głową. Uważnie lustrowała wzrokiem jasnowłosą
wampirzycę w wieczorowej, drogiej sukni, żywcem wziętej z historycznych
książek o średniowieczu i wyraźnie czuła się od nieśmiertelnej
gorsza.
– Nawet tak nie mów – zbyła mnie, pozornie lekko, ale ja i tak
wiedziałem, że się przejmowała. – A swoją drogą… Co z tobą? –
zapytała, decydując się zmienić temat.
– Ze mną? – powtórzyłem jakże inteligentnie.
Renesmee wywróciła oczami, nie kryjąc tego, że ubolewa nad
stanem moją spostrzegawczością – albo raczej jej brakiem.
– No wiesz… Czy ty jesteś zazdrosny o mnie? –
wyjaśniła z naciskiem, nareszcie
szczerze się uśmiechając.
– Hm, czy ja wiem…
Zaprotestowała głośno, po czym zdzieliła mnie w ramię,
nareszcie wyglądając na rozluźnioną. Jej śmiech był najcudowniejszym dźwiękiem,
jaki miałem okazję słyszeć przez całą swoją wieczność i przez kilka sekund
po prostu słuchałem, jednocześnie wpatrując się w dziewczynę w taki
sposób, jakbym widział ją po raz pierwszy. Renesmee przekrzywiła głowę i spojrzała
na mnie z zainteresowaniem; w chwilach, kiedy jej czekoladowe oczy
dosłownie przenikały mnie swoim spojrzeniem, miałem wrażenie, że dziewczyna
robi wszystko, byleby jakimś cudem zdołać odczytać moje myśli. Zakochana w książkach
i poezji, miała zaskakującą wręcz łatwość do określania cudzych uczuć oraz
do tego, żeby wprawić mnie w zakłopotanie.
Chcąc odzyskać nad sobą panowanie, ująłem ją za rękę.
Przeniosła wzrok na nasze splecione dłonie i poruszyła nimi, jakby nie do
końca dowierzając temu, że jesteśmy w tym miejscu razem. Nie mogąc się
powstrzymać, instynktownie przysunąłem się bliżej niej, obejmując ją ramionami.
Czułem przyjemne ciepło bijące od jej alabastrowej skóry i dosłownie
napawałem się nim, podobnie jak i słodyczą krwi, która krążyła w jej
żyłach. Renesmee zadrżała, po czym zarumieniła się w ten uroczy sposób,
który zachwycał mnie od samego początku. W takich chwilach wydawała mi się
niezwykle krucha i delikatna, i przez to jeszcze bardziej pragnąłem
zrobić wszystko, byleby zapewnić jej bezpieczeństwo.
Renesmee jeszcze przez kilka sekund trwała, ufnie wtulona w mój
tors, zanim odsunęła się z cichym westchnieniem rozczarowania. Sam nie
byłem pewny, dlaczego za każdym musiała to robić mnie i sobie, kiedy to
przerywała przyjemne momenty, nagle przypominając sobie o tym, że w miejscu,
w którym się znajdowaliśmy, takie zachowanie jest nie do końca stosowne.
To zadziwiające, że istniały jeszcze rodziny, które dbały tradycje, które nowe
pokolenia zdążyły już dawno odrzucić. Renesmee była niezwykła i jakby nie
pasowała do czasów, w których przyszło jej żyć, co bez wątpienia było za
sługą Cullenów. Chociaż irytujące, te cechy charakteru wydawały się pasować do
jej niezwykłości i sprawiały, że jeszcze bardziej ją kochałem.
– Zabierzesz mnie do komnaty? – poprosiła mnie cicho
Renesmee, tym samym wyrywając mnie z zamyślenia. Zadarła głowę, żeby móc spojrzeć
mi w oczy; była ode mnie znacznie niższa i drobna, co czasami bywało
zabawne. – Jakoś nienajlepiej się czuję…
Jedynie skinąłem głową, postanawiając jej decyzji nie
komentować. Wiedziałem, że zaproszenie na bal nie zostanie przez nią przyjęte
jakoś specjalnie entuzjastycznie, ale nie sądziłem, że tak szybko opuścimy Salę
Tronową. Co prawda nie byłem takim stanem rzeczy zadowolony, ale jednocześnie
byłem dziewczynie wdzięczny, że jednak zdecydowała się mi tej nocy towarzyszyć.
Teraz zresztą wszystko wskazywało na to, że nie zamierza się ze mną rozstawać, a perspektywa
spędzenia kolejnej nocy z nią przy boku wydawała się niezwykle kusząca.
Palce Renesmee w dziwnie kurczowy sposób zacisnęły się
na moim nadgarstku. Nie potrzebowałem niezwykłych zdolności, którymi dysponował
jej ojciec, a które zawsze fascynowały Aro, żeby stwierdzić, co takiego
musiało chodzić dziewczynie po głowie. Myślała o Denalczych, byłem tego
pewny, ale postanowiłem jej o to nie pytać. Byłem zresztą świadom tego, że
Nessie z obawy przed spotkaniem któregokolwiek członka z klanu,
chciała tak szybko opuścić bal. Najwyraźniej strach przed wspomnieniami i bólem
był silniejszy, chociaż mnie wydawało się, że taka rozmowa mogłaby jej pomóc.
Byłem rozdarty, ale nie zamierzałem doradzać Nessie niczego, skoro mnie o to
nie prosiła. Nie była gotowa, poza tym wolałem nie narażać jej na niepotrzebny
stres, jeśli sama usiłowała go uniknąć.
Bez trudu lawirowaliśmy między olejnymi gośćmi, sukcesywnie
zmierzając w stronę wyjścia. Renesmee była lekka, poza tym już do
perfekcji opanowała sztukę nie zwracania na siebie uwagi, dlatego nikt nawet
słowem nie próbował nas zatrzymywać.
Tak było przynajmniej do momentu, kiedy Nessie nie
zatrzymała się gwałtownie, zataczając się na mnie. Na jej policzki natychmiast
wstąpił rumieniec, zaraz też poderwała głowę, żeby zobaczyć na kogo wpadła.
– Ja przepraszam... – Gwałtownie urwała i zaczerpnęła
powietrza do płuc. – Ja…
Do tej pory koncentrowałem się na niej, dlatego dopiero po
chwili zauważyłem, że drogę zastąpił nam Eleazar. Wampir zmierzył dziewczynę
wzrokiem, po czym zerknął na mnie, unosząc z zaskoczeniem brwi. No cóż,
wcześniej należał do straży na tyle długo, żeby wiedzieć, że nie mam skłonności
do jakichkolwiek poważnych związków.
– Nic się nie stało – zapewnił Renesmee, uśmiechając się
przyjaźnie. Cały czas przyglądał się dziewczynie, a w jego oczach czaiło
się przede wszystkim zaciekawienie; reagował jak wielu w innych Sali
Tronowej, kiedy mieli możliwość pierwszy raz zobaczyć kogoś tak nietypowego,
jak pół-wampirzyca. – Dobry wieczór, Demetri – dodał, kiwając mi głową.
– Tak, cześć… – Moje jakże błyskotliwe odpowiedzi już dawno
powinny zostać zapisane w księdze rekordów. – Jak tam Carmen? – dodałem,
żeby się zreflektować i dać Nessie czas na zebranie myśli. Nie mogłem
pozbyć się wrażenia, że coś zdecydowanie jest nie tak.
– Gdzieś się tutaj kręci, jeśli chciałbyś z nią
porozmawiać – zapewnił mnie wampir, chociaż po jego tonie poznałem, że wolałby,
żeby członkowie straży trzymali się od jego żony z daleka. No kto by
pomyślał. – Ach… Może przedstawisz mi swoją uroczą… przyjaciółkę? – dodał,
wyraźnie speszony przeciągającym się milczeniem wpatrzonej w niego
Renesmee.
Spojrzałem na niego z niedowierzaniem, nie do końca
pojmując, co takiego do mnie mówił. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że
nie żartuje, zaraz też dotarło do mnie, co takiego w całej tej sytuacji do
samego początku wydawało mi się niemal komiczne. Eleazar patrzył na Renesmee –
Nessie, którą przecież powinien uznawać za przyszywaną kuzynkę albo bratanicę,
bo Cullenowie traktowali Denalczyków jak rodzinę – ale jego spojrzenie
sugerowało, że dziewczyna jest mu obca. To była przede wszystkim czysta ciekawość
i zaintrygowanie jej nietypową naturą, nic ponadto.
Tego było Renesmee za dużo. Jakimś cudem pobladła jeszcze
bardziej, a jej oczy wypełniły się łzami, które całkowicie mnie
oszołomiły. Nie dając sobie okazji na publiczne okazanie słabości, przepchnęła się
obok Eleazara i pędem pokonała dzielący ją od wyjścia odcinek, zostawiając
mnie i zaskoczonego Denalczyka daleko za sobą. Potrzebowałem chwili, żeby
właściwie zareagować, ale zanim ruszyłem się z miejsca, ciężkie wrota Sali
Tronowej zdążyły się już za dziewczyną zatrzasnąć.
– Babskie sprawy, sam wiesz o co mi chodzi… – wymamrotałem
na odchodne, samemu nie wiedząc, dlaczego właściwie się Eleazarowi tłumaczę. – Porozmawiamy
później – dodałem, ale nie byłem pewien, czy wampir mnie usłyszał, bo wypadłem
na korytarz, podążając tropem Nessie. – Renesmee, zaczekaj!
Przystanąłem w przedsionku, w pośpiechu
rozglądając się dookoła. Renesmee była dobrym biegaczem – niechętnie przyznała
mi się, że talent i zamiłowanie do prędkości zawdzięczała przede wszystkim
ojcu – ale tym razem miałem tę przewagę, że w przeciwieństwie do niej nie
miałem na sobie długiej sukienki, która krępowałaby każdy mój ruch. Nie
musiałem nawet się wysilać, czy wykorzystywać swoje niezwykłe zdolności, żeby
wychwycić trop dziewczyny. Najwyraźniej nie miała motywacji, żeby uciekać
gdziekolwiek daleko, bo znalazłem ją ledwo wbiegłem po schodach na półpiętro,
opartą o ścianę i dyszącą tak ciężko, jakby dostała ataku duszności.
Obie dłonie przyciskała do piersi, a w jej pięknych, czekoladowych oczach
szkliły się łzy, chociaż wyraźnie robiła wszystko, byleby nie pozwolić im
popłynąć. Ten widok sprawił, że jednocześnie zapragnąłem zrobić wszystko, żeby
jakąś ją pocieszyć, ale jednocześnie poczułem się jak intruz; to niezbyt dobrze
o mnie świadczyło, ale nie potrafiłem patrzeć jak ktoś – zwłaszcza kobieta
– płacze i zwykle wtedy się wycofywałem.
Ale nie tym razem.
Mając wrażenie, że każdy krok wymaga ode mnie niemożliwego
wręcz wysiłku, przybliżyłem się do Renesmee. Jęknęła i uniosła głowę, żeby
na mnie spojrzeć, poza tym jednak nie zareagowała w żaden sposób,
przynajmniej do momentu w którym nie spróbowałem jej objąć. Dopiero mój
dotyk otrzeźwił ją na tyle, żeby zesztywniała na całym ciele i w popłochu
się odsunęła, zachowując się przy tym niczym spłoszone zwierzę. Skrzywiłem się w odpowiedzi
na tę reakcję i spróbowałem raz jeszcze, w duchu powtarzając sobie,
że to przecież nic osobistego, bo dziewczyna miała skłonność do tego, żeby
instynktownie odsuwać się od wszystkich, którzy chcieli jej pomóc; doświadczyłem
tego już kilkukrotnie, dlatego teraz nie zamierzałem pozwolić na to, żeby tak
po prostu mnie od siebie odepchnęła.
– Nessie… – szepnąłem miękko, starannie wypowiadając jej
imię. – Renesmee, proszę. Nie mam pojęcia, co takiego się stało, ale na pewno
da się to jakoś sensownie wytłumaczyć – zapewniłem z przekonaniem większym
niż w rzeczywistości czułem.
– Jak…? Jak chcesz mi to wytłumaczyć? – zapytała drżącym
głosem. W następnej sekundzie poddała się i drżąc na całym ciele,
najzwyczajniej w świecie wpadła mi w ramiona. Przygarnąłem ją do
siebie, kołysząc i szepcąc jakieś oklepane zapewnienia, że wszystko będzie
w porządku, chociaż zdawałem sobie sprawę z tego, że w ten
sposób nikomu nie da się pomóc. – On mnie nie poznał, Demetri. Nie wiem
dlaczego, ale ani Eleazar, ani żadne z nich mnie nie poznało –
zaszlochała, a ja uprzytomniłem sobie, że odrzucenie zabolało ją nawet
bardziej niż gdyby oznajmiono jej, że nigdy więcej nie zobaczy któregokolwiek z przedstawicieli
wegetariańskiej rodziny.
Nie odpowiedziałem, bo nie miałem pojęcia, jakie słowa
byłyby najodpowiedniejsze, żeby ją uspokoić. Nie chciałem zresztą okłamywać jej
i dawać fałszywych nadziei na to, że to jakaś pomyłka, skoro sam nie
potrafiłem tego wytłumaczyć. Co mogłem jej powiedzieć? Że Eleazar sobie z niej
żartował? Nie rozumiałem dlaczego wydawał się nie pamiętać Renesmee, podobnie
jak i nie potrafiłem wytłumaczyć sobie nagłego zaangażowania Kajusza,
kiedy ten zdecydował się poprosić moją ukochaną do tańca. Teraz miałem niejasne
wrażenie, że wampir robił wszystko, byleby nie dopuścić do spotkania Nessie i jej
przybranej rodziny z Alaski, ale to i tak nie miało dla mnie żadnego
sensu. Wiedziałem jedynie, że coś jest zdecydowanie na rzeczy, chociaż
jednocześnie nie miałem pojęcia co i dlaczego.
Nie pytając Renesmee o zdanie, lekko wziąłem ją na
ręce. Objęła mnie za szyję i przywarła do mnie tak mocno, że gdybym był
człowiekiem, prawdopodobnie by mnie udusiła. Obojętny na brak powietrza, bez
trudu wniosłem ukochaną po schodach, kierując się w stronę korytarza,
gdzie znajdowały się komnaty strażników, w tym moja własna. Teraz nie
zamierzałem zastanawiać się nad tym, co właściwie się dzieje; pragnąłem jedynie
zrobić wszystko, byleby dziewczyna poczuła się lepiej i miałem nadzieję,
że łatwiej przyjdzie mi to, jeśli posiedzę przy niej albo nakłonię ją do tego,
żeby jednak spróbowała zasnąć. Czasami to pomagało, chociażby jak wtedy, kiedy
spotkała tego wampira, Alistaira, a ja po prostu przy niej siedziałem,
cały czas ją obejmując. Nie rozumiałem tego, ale najwyraźniej moja obecność
działała na nią kojąco – dziwne, ale na swój sposób urocze i całkiem…
miłe.
Zatrzymałem się przed właściwymi drzwiami, po czym
przeniosłem ciężar ciała Renesmee na jedną rękę, żeby móc sięgnąć do klamki.
Chciałem otworzyć drzwi, ale ledwo tylko musnąłem palcami metalową gałkę, ta
odwróciła się samoistnie. Cały zesztywniałem, kiedy w progu pojawił się
Felix, tym bardziej, że ponad ramieniem przyjaciela dostrzegłem siedzącą w fotelu
Hannę. Tego było dla mnie już za wiele, bo bynajmniej nie miałem nastroju na przyjmowanie
jakichkolwiek wizyt, zwłaszcza tej dwójki, która przez większość czasu się
kłóciła.
– Nie żebym chciał być nieuprzejmy… A w zasadzie, co
ja plotę? – żachnąłem się, na powrót skupiając wzrok na Felixie. – Możecie mi,
do cholery, wyjaśnić, co robicie razem w mojej komnacie?
– zapytałem ostro, jednocześnie zastanawiając się, czy oby na pewno chcę poznać
odpowiedź na to pytanie; teoretycznie zakładałem, że Felix nie byłby zdolny do
głupstw, ale z drugiej strony, kiedy w grę wchodziły uczucia i jakakolwiek
kobieta…
Nie, wyobraźnia zdecydowanie mnie zawodziła.
Felix nie odpowiedział, a ja dopiero po chwili
przyjrzałem mu się dokładniej. Ochota na sarkazm momentalnie mi minęła, kiedy
pojąłem, że to nie koniec dziwnych zdarzeń jak na jeden dzień, a prawdziwe
problemy dopiero mogą się pojawić. Miny dwójki wampirów miały w sobie coś,
co dosłownie przyprawiały o gęsią skórkę, chociaż w przypadku wampira
wydawało się to niemal niemożliwe do osiągnięcia. Coś zdecydowanie było na rzeczy
i nie miałem do tego najmniejszych wątpliwości.
– Wejdziecie w końcu? –
zapytał mnie wypranym z emocji głosem Felix. – Mamy wam z Hanną coś
do powiedzenia… I wierzcie mi, lepiej będzie, jeśli oboje usiądziecie.
Renesmee
Uniosłam
głowę, żeby spojrzeć w oczy trzymającemu mnie Demetriemu. W oczach
tropiciela dostrzegłam powątpienie i troskę, ale przynajmniej zrozumiał,
że chcę oswobodzić się z jego ramion, bo ostrożnie postawił mnie na ziemi.
W pośpiechu uchwyciłam równowagę, po czym odwróciłam się, żeby raz jeszcze
zajrzeć w głąb komnaty wampira, zwracając uwagę przede wszystkim na
stojącego przed nami Felixa oraz siedzącą w fotelu Hannę.
– Renesmee… – Hannah nagle zerwała się z miejsca,
jakby mój wzrok co najmniej sprawiał jej cierpienie. Jej rubinowe tęczówki
błyszczały niezdrowo, a chociaż to wydawało się niemożliwe, marmurowa
skóra blondynki wydawała się jeszcze bledsza niż do tej pory. – Musimy
porozmawiać. Och, po prostu musimy… Tak mi przykro, Nessie. Tak mi…
– Hannah, o czym ty mówisz? – przerwałam jej. Mój głos
zabrzmiał obco, bo wciąż byłam pod wpływem emocji, które wzbudziło we mnie
zachowanie Eleazara. Od nadmiaru pytań kręciło mi się w głowie, ale
spróbowałam wziąć się w garść, żeby lepiej skoncentrować się na słowach
dziewczyny. – Hannah… O czym chcecie rozmawiać? Jakoś nie czuję się
najlepiej… – przyznałam, podchodząc do łóżka i siadając na materacu; nie
do końca ufałam swoim mięśniom i wciąż miałam wrażenie, że te za moment
odmówią mi posłuszeństwa.
Hannah spojrzała na mnie z paniką i pokręciła głową.
Uświadomiłam sobie, że od dawna nie widziałam jej tak zdenerwowanej, by nie
rzec, że nigdy. Jak przez mgłę pamiętałam, że ewentualnie raz widziałam ją
wytrąconą z równowagi i to wtedy, kiedy rozmawiałyśmy po raz
pierwszy, a kiedy stanowczo odmówiła mi wyjaśnienia czegokolwiek na temat
swojego powiązania ze sprawą śmierci mojej rodziny, ale szybko odrzuciłam od
siebie tę myśl. Miałam wrażenie, że nareszcie odnalazłam ukojenie i zaczynałam
godzić się z utratą Cullenów; niezależnie od wszystkiego, nie chciałam na
nowo wracać do tego tematu i miałam nadzieję, że wampirzyca jest tego
świadoma.
Mimowolnie odwróciłam wzrok, nie mogąc znieść dziwnego
wyrazu oczy wampirzycy. Drgnęła i jakby chciała coś powiedzieć, ale
ostatecznie z jej ust wyrwało się jedynie ciche jęknięcie. Zapadła chwila
ciszy, którą Felix wykorzystał, żeby niemal siłą wciągnąć wciąż zastygłego w progu
Demetriego do środka i starannie zamknąć za nim drzwi.
– To naprawdę nie jest najlepszy moment – odezwał się mój
ukochany, najwyraźniej powoli zaczynając tracić cierpliwość. – Posłuchajcie, ja
wiem, że pewnie macie nam do powiedzenia coś ważnego – zapewnił, chociaż w jego
tonie było coś lekko sarkastycznego, co skutecznie zdradzało narastające
rozdrażnienie wampira – ale równie dobrze możemy porozmawiać później. Renesmee
właśnie doświadczyła czegoś nieprzyjemnego, dlatego… Och, po prostu sobie stąd
pójdźcie, dobrze? – powiedział wprost, być może niezbyt uprzejmie, ale nie
potrafiłam się na niego za tę bezpośredniość zdenerwować.
Spuściłam głowę, odrobinę zażenowana własnym zachowaniem.
Wystarczająco wytrąciłam go z równowagi, kiedy rozszlochałam się na
korytarzu, dlatego byłam mu wdzięczna za to, że chciał zapewnić mi trochę
spokoju, nawet jeśli Hannah i Felix zdecydowanie sobie na takie traktowanie
nie zasłużyli. Musiałam pomyśleć, chociaż jednocześnie gotowa byłam zrobić
wszystko, byleby przynajmniej na chwilę zapomnieć o wszystkich dziwnych i przykrych
rzeczach, których doświadczyłam, dlatego obecność przyjaciół była mi wyjątkowo
nie na rękę – zwłaszcza, że instynktownie czułam, iż to, co mają nam do
powiedzenia, zmieni wszystko.
Nie byłam pewna, czy jestem na to gotowa.
– Twoi przyjaciele z Denali, prawda? – Głos Hannah
wyrwał mnie z zamyślenia. – Nie poznali cię, nawet cię nie zauważyli...
Czy się mylę?
– Skąd…? – zaczęłam, ale nie byłam w stanie skończyć.
Łzy ponownie napłynęły mi do oczu, ale nie pozwoliłam im popłynąć,
rozszerzonymi oczami wpatrując się w jasnowłosą dziewczynę.
– Wiem. Aż nazbyt dobrze o wszystkim wiem i… – Wampirzyca
wbiła wzrok w swoje splecione na kolanach dłonie, nagle zainteresowana
stanem paznokci. – Denalczycy nie poznali cię, bo dla nich żadna Renesmee nigdy
nie istniała. Już od ponad pół roku jesteś im obca – wyszeptała dziewczyna i chociaż
jej głos był tak cichy, że ledwo mogłam rozróżnić poszczególne słowa, pełny
sens jej wypowiedzi momentalnie do mnie dotarł.
Poczułam, jak wszystkie moje mięśnie sztywnieją. Niczym w transie
wbiłam wzrok w siedzącą przede mną Hannah i patrzyłam w nią tak
długo, aż obrazy przed oczami zaczęły mi się zamazywać. Oddech mi przyśpieszył,
chociaż sama nie wiedziałam dlaczego, w głowie zaś miałam kompletną pustkę
o której jeszcze chwilę wcześniej bym marzyła, ale która nagle wydawała mi
się niewłaściwa i irytująca. Chciałam coś powiedzieć, ale również i to
wydało się nagle nieosiągalne, dlatego tylko siedziałam, niezdolna do ruchu i mowy,
czekając na coś, czego równie mocno się bałam.
Wyczułam jakiś ruch, a potem tuż przy sobie
dostrzegłam Demetriego. Jego obecność pozwoliła mi zmusić się do tego, żeby
zamrugać, wciąż jednak patrzyłam na zastygłą pod moim spojrzeniem Hannę.
Dziewczyna wyglądała, jakby pragnęła zerwać się na równe nogi i rzucić do
ucieczki, byleby tylko uniknąć konfrontacji ze mną. Wciąż nie miałam pojęcia,
co takiego miała mi do powiedzenia, ale nagle dotarło do mnie, jak wielu rzeczy
na własne życzenie o niej nie wiedziałam i o których nie chciałam
wiedzieć. Wybaczyłam jej i pozwoliłam, żeby się do mnie zbliżyła, chociaż
doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że w ten sposób dobrowolnie
wplątuję się w sieć kłamstw, które od miesięcy otaczały mnie ze wszystkich
stron.
W tamtym momencie, patrząc na Hannę, nareszcie sobie to
uświadomiłam.
Być może wiedziałam od samego początku, że nie wszystko
jest takie proste i łatwe, jak mogłoby mi się wydawać. Moje życie –
pozornie zmierzające do stabilizacji, zwłaszcza po tym, jak zginęła Heidi – w rzeczywistości
było jedną, przeciągającą się grą. Nie miałam pewności, kto tak naprawdę jest
mi przychylny i równie dobrze mogło się okazać, że najbliższe mi osoby w rzeczywistości
nie są takie, jak mogłoby mi się wydawać. Największą zagadką była dla mnie
właśnie Hannah, która od samego początku zwodziła mnie swoimi wymownymi
odpowiedziami, uparcie milcząc na temat, który kiedyś był dla mnie ważny, a z
czasem stał się czymś zakazanym – tabu, które nauczyłam się szerokim łukiem
omijać. Tak było łatwiej, tym bardziej po tym, jak uświadomiłam sobie, że
dążenie do poznania prawdy i zemsty zmienia mnie na gorsze, ale po tym,
jak za sprawą Denalczyków i słów dziewczyny pewne wspomnienia ożyły…
Maskarada.
Uświadomiłam sobie, że całe moje życie w Volterze
przypomina długi, niekończący się bal maskowy. Ze wszystkich stron otaczały
mnie postacie, których albo nie znałam, albo nie chciałam w pełni poznać.
Pozornie przychylne, skryte za pięknymi maskami, ukrywały swoje prawdziwe
intencje. A ja – jak ta głupia – przez te wszystkie tygodnie patrzyłam na
to przez palce, pragnąć poczuć się przynajmniej częściowo akceptowaną. Chciałam
czuć, że gdziekolwiek przynależę i że już więcej nie spotka mnie nic
złego. Sama również grałam, na powrót ucząc się śmiać i normalnie żyć;
miałam przyjaciół oraz kogoś, komu oddałam serce i to mi wystarczyło – a przynajmniej
wmawiałam sobie, że tak jest, bo dzięki temu miałam przynajmniej wrażenie, że
wszystko wróciło na swoje miejsce, a ja jestem bezpieczna.
Po co niszczyć coś, co było dobre? Łatwiej było grać,
dokładnie tak jak wszyscy inni, dopasowując się do z góry narzuconego
scenariusza i liczyć na przynajmniej jedno szczęśliwe zakończenie.
Uśmiech, codzienne sprawy i wiara w to, że wszystko jakoś się ułożyło
– kurtyna szła w górę i przedstawienie zaczynało się od nowa.
Maskarada trwała, a ja na własne życzenie byłam jej częścią, pozornie
szczęśliwa i pogodzona z tym, co mnie spotkało. Oczywiście,
pielęgnowałam w sobie wspomnienia dawnego życia, a ból straty wciąż
był żywy i czasami na powrót wpędzał mnie w ten kiepski nastrój,
który tak niepokoił Demetriego, Hannę i Felixa, ale przez większość czasu
byłam tą nową Renesmee, którą cała trójka znała. Stałam się nią dzięki nim i teraz
starałam się w tym trwać, ale jaki to tak naprawdę miało sens?
Czy kochałam Demetriego? Tak, ta kwestia nie podlegała
dyskusji, bo nie byłabym w stanie zmusić się do takiego uczucia. Kochałam
go całym sercem, a nasze spotkanie było najlepszym, co mogło spotkać mnie w życiu
po tym, jak w brutalny sposób straciłam najbliższych i zostałam
wyrwana z rodzinnego domu. Oddałam mu się w pełni i chyba
jedynie przy nim, kiedy byliśmy razem, zaczynałam być sobą. To były jedyne
momenty, kiedy oboje przynajmniej na moment porzucaliśmy swoje role, dając
upust swoim pragnieniom i prawdziwym emocjom.
Podobnie sytuacja prezentowała się, jeśli chodziło o przyjaźń
z Hanną i Felixem. Nie miałam wątpliwości, że obojgu na mnie zależy i że
mam w nich wsparcie, ale nie potrafiłam stwierdzić, czy te relacje są tak
szczere i czyste, jak w przypadku Demetriego. Felixa traktowałam
trochę jak starszego brata albo jak kumpla ukochanego mężczyzny, ale jeśli
chodziło o Hannę…
Czy była moją przyjaciółką? Przynajmniej ja ją tak
traktowałam, dlatego chciałam wierzyć we wzajemność.
Czy jej ufałam?
Nie tak, jak mogłaby tego oczekiwać.
Teraz coś podpowiadało mi, że to i tak zbyt wiele.
– Hannah – odezwał się Felix. Nie byłam pewna, czy
wcześniej ktokolwiek coś mówił, bo to dopiero słowa nieśmiertelnego zdołały
wyrwać mnie z zamyślenia. – Hannah, powiedz jej wszystko. Powiedz to, co
powiedziałaś mnie albo sam to zrobię – zagroził i tym razem jego głos
zabrzmiał groźnie; oczywiste było, że nie żartował.
– Co się dzieje? – wtrącił Demetri, coraz bardziej
rozdrażniony. – Co, na litość Boską… Hannah, co masz nam powiedzieć? –
naskoczył na dziewczynę, nagle zdwajając czujność.
– Demetri… – wyszeptałam, chcąc go uspokoić. Spojrzał na
mnie, jakby zaskoczony tym, że byłam w stanie kontaktować, skoro do tej
pory milczałam jak zaklęta. – Demetri, proszę. Po prostu pozwól jej mówić –
upomniałam go.
Hannah rzuciła mi wdzięczne spojrzenie, ale w żaden
sposób na nie nie zareagowałam, zbyt oszołomiona i otępiała. Sama nie
byłam pewna, co takiego powinnam w tym momencie czuć, dlatego łatwiej było
mi postawić na obojętność. Miałam już wprawę w odpychaniu od siebie
wszelakich emocji, chociaż za każdym razem, kiedy sobie na to pozwalałam, nie
miałam pewności, czy przypadkiem nie stracę jakiejś cząstki siebie; te momenty
bywały przerażające.
Powoli wstałam, chociaż Demetri spróbował mnie powstrzymać.
Odepchnęłam jego rękę i wolnym, ludzkim tempem podeszłam do siedzącej w fotelu
dziewczyny. Chociaż to Hannah była ode mnie starsza, również w sensie
fizycznym, teraz wydawała mi się drobna i krucha, zwłaszcza, że kuliła się
w fotelu, jakby chcąc zniknąć.
– Już wystarczy, prawda? – zapytałam cicho. – Więc powiedz
mi. Chcę usłyszeć wszystko – wyszeptałam, chociaż sama nie miałam pojęcia o co
proszę.
– Tak… Tak, już wystarczy – zgodziła się, z trudem
zmuszając do tego, żeby spojrzeć mi w oczy. – Och, Renesmee, tak bardzo mi
przykro. Tak bardzo mi przykro, że zwodziłam cię przez te wszystkie miesiące,
ale ja naprawdę nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Pamiętasz? Podczas naszego
pierwszego spotkania powiedziałam ci, że złożyłam komuś obietnicę – że to
sekret, którego muszę dotrzymać. Nie skłamałam wtedy, poza tym nie kłamałam,
kiedy zapewniłam cię, że nikogo nie zabiłam. Ja… – Dziewczyna wypuściła
powietrze ze świstem. – Z tym, że ja już dłużej nie chcę być uwiązana
przyrzeczeniami, których nie mogę pamiętać.
Patrzyłam na nią, próbując ocenić jakie targają nią emocje,
ale w jej rubinowych tęczówkach widziałam jedynie czyste przerażenie. Hannah
się bała, ale wiedziałam, że tutaj wcale nie chodzi o to, jak mogę
zareagować. Ona bała się czegoś więcej – czegoś, co mogło się wydarzyć, kiedy o wszystkim
opowie…
Hannah bała się kogoś.
– Przyrzeczenia, których nie możesz pamiętać? –
powtórzyłam, nie kryjąc narastającej irytacji. Nic nie rozumiałam, chociaż
miałam nadzieję, że wszystko wreszcie się wyjaśni. – O czym ty mówisz? –
zapytałam ostrzej niż zamierzałam, ale miałam coraz mniej cierpliwości; jeśli
chciała nadal mnie zwodzić, mogła wcale się nie odzywać.
– Próbuję powiedzieć ci to, co Felixowi: że manipuluję
pamięcią. Potrafię wniknąć w umysł każdego, niezależnie od tego jak dobrze
potrafi się przed atakami mentalnymi bronić i dowolnie przekształcać to,
co pamięta. Potrafię zmieniać wspomnienia, odbierać je albo też tworzyć nowe,
zgodnie ze swoim uznaniem. A co więcej, potrafię również wpływać na samą
siebie, chociaż to cholernie trudne i uciążliwe.
Hannah zamilkła, ale prawie tego nie zarejestrowałam. W jednej
chwili poczułam się tak, jakby ktoś uderzył mnie czymś ciężkim w głowę i instynktownie
cofnęłam się o krok, żeby utrzymać równowagę. Słowa dziewczyny wydawały
się dochodzić do mnie jakby z oddali, ale mimo wszystko ich sens bez trudu
dotarł do mojej świadomości – z tym, że nie wierzyłam.
– Czy teraz rozumiesz, Renesmee? – Hannah odezwała się
ponownie. Mówiła coraz szybciej, jakby za wszelką cenę chciała zrzucić z siebie
ogromny ciężar, który zmuszona była znosić przez wszystkie te miesiące, kiedy
milczała jak zaklęta. – Rozumiesz, dlaczego twoi przyjaciele cię nie poznali?
To wszystko przeze mnie. Nie znają cię, bo ktoś kazał mi o to zadbać.
Jesteś tutaj, bo dla własnego bezpieczeństwa zgodziłam się zrobić wszystko, co
będzie konieczne, żeby do tego doprowadzić… – Dziewczyna popatrzyła na mnie,
czekając na reakcję, ale ja jedynie patrzyłam na nią tępo. – Przez te wszystkie
miesiące nie mogłam ci powiedzieć niczego na temat tego, co stało się na
polanie, bo odgradzałam się od tych wspomnień. One żyły we mnie, ale nie mogłam
do nich sięgnąć; pozostawały w ukryciu, tak długo jak sobie na to
pozwalałam. To nie były kłamstwa, a jedynie… No cóż, ale to w tym
momencie nieważne, prawda? Liczy się to, że już pamiętam. I więcej nie
będę przed tobą niczego ukrywać.
– Kto? – wtrącił Demetri, nagle tracąc nad sobą kontrolę.
Podszedł bliżej, zaciskając mi dłoń na ramieniu, jakby wątpił w to, czy
samodzielnie będę w stanie ustać… A może po prostu sam miał problem z tym,
żeby utrzymać się w pionie. – Hannah, do cholery! Mów dalej! – nakazał.
Hannah wzdrygnęła się; nawet mnie to nie zdziwiło, bo w tym
momencie tropiciel wyglądał tak, jakby był w stanie się na nią rzucić, ale
wyjątkowo o to nie dbałam.
– Renesmee… – Dziewczyna zmusiła się do tego, żeby
zignorować mojego ukochanego i skoncentrować się na mnie. Jej oczy były
niemal błagalne, ale ja nie byłam w stanie do tego, żeby się odezwać. Co
miałam jej powiedzieć, skoro sama sobie nie potrafiłam wyjaśnić, co takiego
czuję. – Renesmee, proszę. Ja tego nie chciałam, dlatego obiecaj mi…
– Co mam ci obiecać? – wyrwało mi się. Nie poznawałam
swojego głosu, tak nienaturalnie chłodny mi się wydawał. - Dość już obietnic, Hanno. Dość… Ja już
mam dość! – wybuchłam. Czułam się tym wszystkim przytłoczona; w jednej
chwili zapragnęłam rzucić się do ucieczki i nie musieć usłyszeć
wszystkiego, co dziewczyna miała mi do powiedzenia, ale jednocześnie nie mogłam
się na to zdobyć. Musiałam wiedzieć i to pragnienie ostatecznie
zwyciężyło. – Powiedz mi wszystko. Do cholery, chociaż ten jeden raz zachowaj
się właściwie i powiedz mi wszystko.
– Ja… – Blondynka spojrzała mi prosto w oczu; jej
wzrok dosłownie mnie sparaliżował, ale dzięki temu dostrzegłam, kiedy podjęła
ostateczną decyzję. – Pół roku temu pojawiłam się w Forks. Byłam tylko ja,
nikt więcej. Byłam ja i polecenie, które wydał mi… Które wydał mi Kajusz..
A więc wypełniłam je i… Och! – jęknęła sfrustrowana. – Renesmee, kochana,
tamtego dnia nikt nie zginął. Żadnej walki nie było – to wszystko jedynie
iluzja, moje wspomnienia, które zaszczepiłam tobie i twoim bliskim. Czy
już rozumiesz? Oni żyją. Oni wciąż żyją…
Długo czekałam na ten rozdział i jestem z niego dumna. Czy słusznie? To pozostawię waszej ocenie, ale mimo wszystko mam nadzieję, że sprostałam i nikogo nie zawiodłam. Co więcej, gratulację dla wszystkich, którzy już wcześniej zaczynali przewidywać do czego zmierza ta historia. O tak, rodzina Renesmee żyje – a za wszystkim stoi Kajusz. Tak oto tytułowa Maskarada powoli dobiega końca, ale to dopiero początek historii, którą zaplanowałam, a której tak szybko nie zakończę. Czy wam się moje dalsze pomysły spodobają, nie mam pojęcia, ale i tak dziękuję wam za to, że jesteście ze mną aż do tego etapu.Dziękuję za wszystkie komentarze, ale również za wsparcie tych, którzy na pewno są, chociaż nie zawsze się ujawniają. Gdyby nie wasze wsparcie i komentarze, nie dotarłabym do tego etapu.
Nessa.
Skomentowałam już poprzedni wpis jako DeeDee, ale teraz usunęłam konto. Mniejsza z tym. Rozdział naprawdę świetny. Nie sądziłam, że oni wszyscy będę żyć. Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć reakcję Renesmee w stosunku do Hannah i jak będzie wyglądać jej spotkanie z rodziną. Bo do spotkania dojdzie, mam nadzieję. Poza tym jestem też ciekawa co będzie z Kajuszem.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział.
A i jeszcze zauważyłam taką małą literówkę. Kiedy Hannah mówi "zapewniłam cię, że nikogo nie zrobiłam". Tam chyba miało być nie zabiłam, prawda?
Dziękuję pięknie za komentarz, to wiele dla mnie znaczy =) Oczywiście, do spotkania dojdzie, ale nie tak szybko - no i to wcale nie będzie takie łatwe, ale powody wyjaśnią się w kolejnym rozdziale. W końcu przestanie być tak kolorowo, ale nie będę uprzedzać faktów.
UsuńDziękuję za uwagę. Naturalnie masz rację, tam miało być "zabiłam". Już to poprawiam ^^
Pozdrawiam,
Nessa.
Ale że co proszę!? Nessa szczerze Ci powiem, że kompletnie mnie zaskoczyłaś. Jestem w takim szoku, że nawet nie wiem co pisać. To, że rodzinka Cullenów żyje to już wiedziałam bo kiedyś o tym wspominałaś, ale to, że za tym wszystkim stoi Kajusz? No kurdałkę, ale co on ma z tym wszystkim wspólnego?! No i przy okazji wielkie dzięki bo teraz pewnie po nocach spać nie będę próbując chociaż w minimalnym stopniu zgadnąć o co w tym wszystkim chodzi. Tak wiele pytań...
OdpowiedzUsuńKatherine B.
Biedna Hanna, naprawdę mi jej szkoda. Straciła przyjaciółkę :( znaczy tak jakby, o znając charakter Renesmee to tak łatwo jej nie wybaczy zatrudnia czegoś takiego. Albo znowu czytammna śpiąco :__: ale była godzina dwunastu w nocy jak konczylam rozdział i prawdopodobnie coś ominelam, ale to teraz nie ważne. Szok, kiedy Eleazar zaproponował Demetriemu przedstawienie Renesmee. Szok, szok, szok. Ale potem sie wyjaśniło. Nie podejrzewalam, ze wszyscy bedą żyć. Liczyłem, ze ktoś jednak zostanie usmierciony, ale skoro tej cholernie wojny nawet nie było to co tam xD ech, sadystka ze mnie, ale to tajemnica. Ci..... XD
OdpowiedzUsuńWięc czekam na następny, gdzie juz coś sie wyjaśni. Niecierpliwie czekam na spotkanie Renesmee z rodzina co pewnie łatwe nie będzie. Ach, juz sie doczekać nie mogę :> więc do następnego rozdziału, ktory będzie w następnym tygodniu, prawda.? =)
Pozdrawiam, Gabi ;***
Bardzo mnie zaskoczyłaś! Mam jednak nadzieje że związek Nessi i Demetriego przetrwa,nawet jeśli Renesmee spróbuje wrócić do Forks
OdpowiedzUsuńWspaniały !!!!!!!!!! Genialny ! !!!!!Zajebisty!!!!Wręcz miejscami zaskakujący!!!!Rozdział bardzo, bardzo fajny wręcz cudowny !!:D ! :) Pewnych rzeczy się nie spodziewałam :np: że za wszystkim stoi Kajusz a nie Aro ;p że Hana tak szybko sobie przypomni - myślałam iż dłużej to będzie trwało.;p
OdpowiedzUsuńWiesz kochana jak mogłaś urwać mi w takim momencie rozmowy????? Dobrze ,że będą kolejne rozdziały tej historii:) Z tego powodu jestem bardzo szczęśliwa :)
Chcę więcej po prostu. I już nie mogę się doczekać NN
Pisz szybciutko, bo już nie mogę się doczekać nowego rozdziału . :) )
Mam nadzieje iż związek Ness i Dema przetrwa, że Rodzince Ness nic nie jest i wszystko będzie ok. Ciekawi mnie czy Hana będzie z Felkiem :)
Pozdrawiam gorąco :**Niech wena będzie z TOBĄ!
No tego się nie spodziewałam ! Naprawde masz wielką wyobraźnie ! Nigdy bym się nie domyśliła, że ta bitwa była tylko iluzją. Teraz już wiem czemu Kajusz zachowywał się tak dziwnie. A rozdział świetny !! Zaskakujesz mnie coraz bardziej ;) Czekam na więcej i nie mogę się doczekać nn. Życzę weny i pisz szybkoo :)
OdpowiedzUsuń