Renesmee
Biegłam, ale czułam się tak,
jakbym się cofała. Moje mięśnie stanowczo protestowały, chociaż nie miało to
żadnego związku z tym, że czułam się zmęczona – nie tak po prostu. Prawda
była taka, że to ja pragnęłam się zatrzymać, chociaż to wydawało się najmniej
rozsądną decyzją, jaką mogłabym w tej sytuacji podjąć.
Musiałam
biec, chociaż tego nie chciałam. Tak było bezpieczniej i to wydawało się
słuszne – tego również ode mnie oczekiwano. Ciągłego biegu, wiecznej ucieczki.
Wszystko jedno, że jakaś część mnie sprzeciwiała się zdrowemu rozsądkowi, a z każdym
kolejnym metrem czułam się coraz bardziej jak zdrajca i chciałam zawrócić.
To nie miało żadnego znaczenia, bo i tak nie mogłam się zatrzymać.
On
chciałby, żebym biegła – i żebym żyła.
Pytanie
tylko, czy ja również tego chciałam.
Sama nie
byłam pewna, jakim cudem udało nam się wydostać z miasta. Bieg brukowanymi
uliczkami Volterry mogłabym zaliczyć do jednych z najgorszych wspomnień,
chociaż tym doznaniom wciąż było daleko do tego, żeby znaleźć się na pierwszym
miejscu. Istniały rzeczy zdecydowanie gorsze, a ja byłam tego boleśnie
świadoma, chociaż chyba wyjątkowo wolałabym nie być. Pewnych rzeczy chyba
lepiej nigdy nie doświadczyć i chyba powinnam czuć się przerażona, ale
prawda była taka, że nie czułam niczego. Jedynie pustkę i echo znajomego,
palącego bólu, który jednak zupełnie różnił się od tego, który towarzyszył mi,
kiedy dowiedziałam się, że moja rodzina jest martwa. Nie mogłabym czuć się tak
samo, gdyby tak było, to znaczyłoby mniej więcej tyle, że pogodziłam się z tym,
że i On może być martwy – a na to nie mogłam sobie pozwolić. Musiałam
wierzyć w to, że nie umarł, że wciąż gdzieś tam był – jedynie ta nadzieja
pozwalała mi normalnie funkcjonować, dając dość siły do tego, żebym mimo
wątpliwości mogła biec dalej. Nic innego mi nie pozostało, poza tym Hannah i Felix
zdecydowanie nie zgodziliby się na to, żebym się zatrzymała. Demetri również by
się na to nie zgodził, chociaż jego teoretycznie mogłabym nie posłuchać, skoro
nigdy nie myślał o swoim bezpieczeństwie. Mogłam sobie niemal wyobrazić
to, co powiedziałby mi, gdyby teraz tutaj był i mógł jakkolwiek na mnie
wpłynąć. Sama myśl o tym sprawiała, że na moich ustach pojawiał się cień
uśmiechu, chociaż równie dobrze mogłoby być to dowodem na to, że coś
zdecydowanie jest ze mną nie tak.
Na zewnątrz
było zimno, ale prawie nie czułam chłodu, wciąż pod wpływem sprzecznych emocji.
Lodowate powietrze sprawiało, że ledwo byłam w stanie
oddychać, ale to i tak było lepsze od gryzącego dymu i pożaru. Chłód
przenikał moje ubranie – cieniutką sukienkę, teraz zniszczona i podartą –
ale nawet to nie było w stanie mnie zatrzymać. Jako pół-wampirzyca nie
byłam aż tak czuła na zmiany temperatury, chociaż prędzej czy później śnieg i zimno
jednak miały zacząć mi przeszkadzać.
Felix
prowadził nas bocznymi, wyludnionymi uliczkami. Śpieszył się, poza tym raz po
raz nerwowo rozglądał się dookoła, żeby upewnić się, że nikt za nami nie
podąża. Ciemne włosy miał w nieładzie, ale i ta wyglądał najlepiej z nas,
nienaturalnie elegancki w idealnie skrojonym garniturze, który miał na
sobie. Hannah wyglądała jak duch, blada i śmiertelnie przerażona, chociaż
starała się zrobić wszystko, byleby ukryć targające nią emocje. Próbowała być
silna, podobnie jak i ja, nawet jeśli oszukiwanie siebie i innych w tej
sytuacji wydawało się głupotą. Widziałam, że oddycha szybko i raz po raz
nerwowo spogląda w moją stronę; w jej spojrzeniu było coś błagalnego,
jakby oczekiwała, że nagle odezwę się i powiem coś, co przyniesie nam
wszystkim ukojenie.
Z tym, że
co ja miałam jej powiedzieć? Że jej wybaczam? Że wszystko jakoś się ułoży? A może
to, że już jesteśmy bezpieczni? Mogłabym powiedzieć każdą z tych rzeczy, a przynajmniej
spróbować, bo wątpiłam w to, żeby którakolwiek z nich przynosiła nam
to, czego oczekiwaliśmy. Sama potrzebowałam wsparcia i ukojenia, ale
obawiałam się, że nawet tysiące pocieszających słów nie dadzą mi tego, co
poczułabym, gdybym raz jeszcze mogła poczuć wokół siebie znajome ramiona.
Pocałunek był czymś o czym nie śmiałam marzyć, ale i tak…
Pragnęłam
tylko go przytulić; pragnęłam chociaż w ten sposób się pożegnać… Chociaż
raz, zanim stąd odejdziemy.
Z tym, że
nawet to nie miało być mi dane.
Mimowolnie
zaczęłam się zastanawiać nad tym, co pomyślałby o nas jakikolwiek
człowiek, gdyby dane było mu nas zobaczyć. Dwie kobiety i mężczyzna – i ciągły
bieg, ten nienaturalnie szybki bieg… Och, gdyby ktokolwiek wiedział… Gdyby
ktokolwiek wiedział przed czym i dlaczego uciekamy, nie uwierzyłby.
Miałam
dość, ale nie mogłam się zatrzymać. Hannah musiała wyczuć moje wahanie i oszołomienie,
bo nagle nieznacznie zwolniła i zrównawszy się ze mną, stanowczo ujęła
mnie za rękę. Rzuciłam jej nieodgadnione spojrzenie i instynktownie
zapragnęłam oswobodzić rękę, ale nie zrobiłam tego. Po prostu nie byłam w stanie,
bo nagle odkryłam, że tego właśnie potrzebuję. To wciąż była moja przyjaciółka
– zarówno ona, jak i Felix; jedynie oni mi pozostali. Musieliśmy trzymać
się razem, nawet jeśli jeszcze jakiś czas wcześniej to wydawało mi się
nieprawdopodobne.
– Musimy
się zatrzymać – wyszeptała Hannah. Dosłownie ciągnęła mnie za sobą, pilnując,
żebym jednak się nie zatrzymała albo nie zawróciła. Zupełnie jakbym była na
tyle głupia i zdesperowana, żeby to zrobić! – Felixie…
– Wiem! –
Obie wzdrygnęłyśmy się, słysząc ton jego głosu. Westchnął i krótko się na
nas obejrzał, wyraźnie zmęczony. – Przepraszam, ja… Jeszcze chwilę, dobrze?
Najpierw musimy się stąd wydostać.
Oczywiście
miał rację, chociaż ciężko było koncentrować się na zdrowym rozsądku, kiedy
wszystko działo się tak szybko. Czułam się jak we śnie albo raczej koszmarze, a jakaś
część mnie pragnęła wierzyć w to, że za moment obudzę się i przekonam,
że wszystko to nie wydarzyło się naprawdę. Pragnęłam otworzyć oczy, rozejrzeć
się dookoła i odkryć, że znów przysnęłam w komnacie Demetriego, a tropiciel
leż tuż obok mnie, jak zwykle z zawadiackim uśmiechem obserwując mnie
podczas snu.
Pragnęłam
tego, ale przebudzenie nie nadchodziło. Koszmar wciąż trwał – i był
prawdziwy.
Resztę
drogi pamiętałam jak przez mgłę. W zasadzie składała się na liczne ślepe
zaułki, boczne uliczki i cienie starych kamieniczek, jakże bardzo do
siebie podobnych. Przebiegliśmy prawie całe miasto, docierając do najbardziej
oddalonej od placu i twierdzy bramy miasta, ale i przez nią nie
zamierzaliśmy przejść. W zamian wampir poprowadził nas w mniej
widoczne miejsce, gdzie przedostaliśmy się na drugą stronę muru – a potem
biegliśmy dalej, zupełnie jakbyśmy nigdy się nie zatrzymywali.
Bieg zwykle
przynosił mi ukojenie, ale nie tym razem. Chyba nigdy tak bardzo nie pragnęłam
się zatrzymać, chociaż na moment; niestety, nie mogłam – i ta świadomości
była okropna, tym bardziej, że właśnie kolejna przyjemność została mi odebrana.
Bycie w ruchu nie miało już w sobie niczego kojącego, a ja
szczerze zwątpiłam w to, czy cokolwiek jest w stanie sprawić, żebym
poczuła się lepiej.
Okolice
miasta składały się przede wszystkim na pokryte zielenią, widoczne pagórki oraz
kontrastujące z nimi lasy. Właśnie do jednego z takich gąszczy
zabrała mnie Heidi, kiedy omal mnie nie zabiła, a teraz musiałam tam
wrócić. Sama nie byłam pewna, co poczułam, kiedy nareszcie otoczyły nas drzewa.
Wtedy już właściwie ledwo powłóczyłam nogami, ale jakoś zmuszałam się do tego,
żeby dalej przeć do siebie. Przynajmniej próbowałam, obojętna na to, że nagie
gałęzie drzew szarpią moją sukienkę i raz po raz ciągnął mnie za włosy.
Hannah
jęknęła i skrzywiła się. W przeciwieństwie do mnie na nogach miała
szpilki, co nawet przy zmyśle równowagi i wampirzych zdolnościach musiało
być katorgą.
– Felixie –
odezwała się cicho, zwracając się do zdesperowanego wampira. – Felixie,
wystarczy. Nikt nas nie goni.
Wampir
zesztywniał i poprowadził nas jeszcze kawałek, zanim w pełni
zrozumiał sens jej słów i zdecydował się do nich
dostosować. Zwolnił bardzo po powoli, po czym zastygł w bezruchu, nieruchomy
niczym posąg. Hannah również przystanęła, a ja przeszłam kilka kroków i osunęłam
się na kolana, upadając pośród śniegu. Lodowaty puch topił się w kontakcie
z moją wiecznie rozpaloną skórą, ale prawie nie byłam tego świadoma, zbyt
oszołomiona i zagubiona, żeby być w stanie jakkolwiek zareagować.
Ciasno otuliłam się ramionami, przypadkowo muskając miejsce, w które
ukąsił mnie Kajusz; wzrok utkwiłam w jakimś punkcie w przestrzeni i po
prostu znieruchomiałam, równie wytrącona z równowagi, co moi towarzysze.
To Hannah
pierwsza otrząsnęła się na tyle, żeby do mnie podejść. Wydawała mi się
nienaturalnie blada, nawet jak na wampirzycę, chociaż równie dobrze mogło mieć
to związek z jej jasnymi włosami o taczającym nas śniegiem. Bez słowa
przyklękła przy mnie, po czym otoczyła mnie ramionami. Zesztywniałam,
przynajmniej do momentu, w którym coś we mnie nie pękło i nie
wtuliłam się z nią, ledwo panując nad łzami. Chciałam płakać, ale
jednocześnie nie mogłam się na to zdobyć, wciąż nieświadomie dusząc w sobie
te wszystkie emocje i nie dając im okazji na to, żeby znalazły
jakiekolwiek ujście.
– Cii… – Hannah
przeczesała palcami moje włosy. Głos miała jakiś dziwny, przez co brzmiała tak,
jakby w każdej chwili mogła się rozpłakać. – Będzie dobrze. Obiecuję ci,
że wszystko będzie dobrze…
Sądząc po
jej tonie, sama nie do końca we własne słowa wierzyła.
Nie jestem
pewna, jak wiele godzin tak trwałyśmy splecione w uścisku. Emocje powoli
opadały, a ja zaczynałam dochodzić do siebie, przynajmniej częściowo.
Chłód wampirzej skóry oraz panująca na dworze temperatura powoli zaczynały
dawać mi się we znaki, ale mimo dreszczy nie byłam w stanie zmusić się do
tego, żeby się odsunąć albo jakkolwiek inaczej zareagować. Było mi zimno i dopiero
teraz zaczynałam uświadamiać sobie, jak bardzo jestem obolała, ale nawet to nie
miało dla mnie znaczenia; największy ból nie miał żadnego związku z moim
fizycznym stanem, więc równie dobrze mogłam znosić niedogodności.
Nie miałam
siły, żeby się zastanawiać nad tym, co teraz powinniśmy zrobić. Jakaś część
mnie pragnęła zamknąć oczy i zasnąć, ale i to wydawało mi się
abstrakcyjne. Czuwałam, całkowicie wyprana z jakichkolwiek emocji i obojętna
na to, co działo się wokół mnie. Nie byłam w stanie nawet wyjaśnić,
dlaczego od kilku godzin nie zwijam się z bólu, cierpiąc nie tyle z powodu
straty Demetriego, ale przez jad, który musiał dostać się do mojego krwiobiegu,
kiedy Kajuszowi udało się mnie ugryźć. Pewnie powinnam była o tym
wspomnieć Hannie i Felixowi, ale nie chciałam tego robić, łatwo mogąc
sobie wyobrazić ich reakcję. Wolałam traktować to jako łut szczęścia; chociaż
jedną dobrą rzecz, która spotkała mnie, a którą usiłowałam docenić, skoro
do tej pory spotykało mnie wszystko to, co najgorsze. Może przynajmniej jad
miał być mi obojętny.
Carlisle
pewnie by mi to wytłumaczył, przeszło mi przez myśl i gdyby nie
sytuacja, pewnie nawet zdołałabym się uśmiechnąć. Wciąż nie docierało do mnie
to, że miałam szanse na ponowne spotkanie z rodziną, ale prędzej czy
później zrozumienie w końcu miało się pojawić. Żałowałam jedynie, że kiedy
już miało to nastąpić, nie miałam być zdolna do tego, żeby w pełni cieszyć
się perspektywą nadchodzącego spotkania. Co więcej, to wcale nie miało być
takie łatwe, skoro nie miałam pojęcia, gdzie powinnam się teraz udać.
Niebo nad naszymi
głowami powoli zaczynało jaśnieć, przybierając odcienie czerwieni i ciemnego
granatu. Wciąż wtulona w Hannę, przez kilka sekund obserwowałam to
niezwykłe zjawisko, chociaż jednocześnie nie czułam niczego, nawet zachwytu.
Czułam się pusta, chyba nawet bardziej niż pół roku wcześniej, kiedy równie
bezwładzie siedziałam na tamtej polanie, aż do przybycia Aro i jego
podwładnych. Wiele zmieniło się od tamtego momentu, również we mnie, ale na
swój sposób wciąż pozostawałam taka sama, co wtedy. Sama nie byłam pewna, czy
powinnam się z tego cieszyć, ale miło było odnaleźć w sobie
cokolwiek, co upodabniało mnie do dziewczyny, którą kiedyś byłam. Nie mogłam
tego stracić, chociaż czasami wydawało mi się, że byłoby łatwiej, gdybym w pełni
zatraciła to, kim kiedy byłam.
Nie tyle
usłyszałam czy zobaczyłam, ale przede wszystkim wyczułam jakiś ruch za sobą.
Hannah poderwała głowę, ale ja zdecydowałam się na to dopiero w momencie,
kiedy Felix narzucił mi na ramiona swoją marynarkę.
– Jak się
trzymacie? – zapytał cicho, głosem równie bezbarwnym, co wyraz jego twarzy.
Wzdrygnęłam
się mimowolnie, pierwszy raz od kilku godzin słysząc czyjkolwiek głos. Nie
byłam pewna jakim cudem, ale jakoś zdołałam się ruszyć z miejsca, chociaż
mięśnie miałam obolałe i zesztywniałe od ciągłego trwania w jednej
pozycji.
– Jakoś. –
Hannah zdecydowała się odpowiedzieć za nas obie. – Dobrze wiedzieć, że jednak
nie zamieniłeś się w posąg, Felutku.
– Nie
denerwuj mnie. – Wampir westchnął teatralnie, ale odniosłam wrażenie, że
znajome przezwisko w ustach dziewczyny przynosi mu ulgę. – Zresztą
nieważne. Musimy się zbierać – stwierdził, spoglądając w jaśniejące niebo.
Hannah
skinęła głową, ale nie ruszyła się miejsca. Ja również miałam trudności z poruszaniem
się, ale zmusiłam się do tego, żeby podejść do Felixa. Stanęłam za jego plecami
i odczekałam moment, aż wampir bardzo powoli odwrócił się w moją
stronę.
– Co
robimy? – zapytałam wprost. – Mówisz tak, jakbyś miał jakiś plan, a ja… – Pokręciłam
głową i wzruszyłam ramionami.
– Nie mam
planu. Jedynie kilka luźnych pomysłów. – Popatrzył na mnie bezradnie, jakby
oczekując, że na niego warknę albo zacznę protestować. – Nie możemy tutaj
zostać. Teraz są skupieni na pożarze, ale prędzej czy później Kajusz wyśle
kogoś za nami, oczywiście pod warunkiem, że jeszcze nas nie szukają. Musimy
uciekać, wyjechać z miasta i…
Skinęłam
głową; tego spodziewałam się od jakiegoś czasu.
– A co
z Demetrim? – zapytałam cicho. Zwyczajne pytanie, bez jakichkolwiek
emocji. – W zamku powiedziałeś mi, że go nie zabiją. Kłamałeś wtedy?
Felix
zawahał się.
– Powiedziałem
ci to, w co wierzę. Nie sądzę, żeby dobrowolnie zrezygnowali z jego
daru, póki nie złapią nas wszystkich – zapewnił mnie i chyba faktycznie w to
wierzył. – Wrócimy po niego. Ale nie teraz. Sądzę… No cóż, sądzę, że najpierw
powinniśmy spróbować odszukać twoja rodzinę – przyznał z wahaniem.
Jak na
zawołanie oboje spojrzeliśmy na Hannę. Dziewczyna zamrugała i poderwała
głowę; wyrwało jej się ciche westchnienie, ale ostatecznie skinęła głową.
– Dobrze
pamiętam, co takiego im podsunęłam. Jeśli się nie wyprowadzili, przynajmniej
część będziemy w stanie odnaleźć dość szybko – zapewniła, zrywając się z miejsca.
Nie miałam
siły, żeby pytać ją, co takiego miała na myśli, kiedy mówiła o części. Nie
miałam siły na nic, ale starałam się tego nie okazywać, koncentrując się przede
wszystkim na myśli o tym, że już wkrótce będę mogła zobaczyć swoich
bliskich.
Felix i Hannah
zaczęli rozmawiać na temat czekającej nad podróży, ale ja prawie ich nie
słuchałam. Poruszając się niczym w transie, powoli weszłam pomiędzy
drzewa, bez wahania zostawiając dwójkę wampirów. Żadne z nich nie zwróciło
uwagi na to, że się oddaliłam, ale tak było nawet lepiej.
Kiedy
biegliśmy przez las, miałam wrażenie, że poruszaliśmy się przez całą wieczność,
ale trasa okazała się zdecydowanie krótsza. W zaledwie kwadrans dotarłam
do skraju lasu, ale nie odważyłam się opuścić cienia rzucanego przez drzewa,
zupełnie jakbym podejrzewała, że ktoś rzuci się na mnie, kiedy tylko przekroczę
granicę. Wzdychając ciężko, całym ciałem oparłam się o najbliższy cień, po
czym wbiłam wzrok w przestrzeń, obserwując liczne wzgórza i otwarte
tereny, które otaczały miasto. W świetle nadchodzącego poranka zarys
Volterry przypominał ciemny kształt na pomarańczowym niebie, niezwykły i przyprawiający
o dreszcze.
Mój wzrok
zupełnie machinalnie powędrował w stronę kłębiącego się, czarnego dymu.
Zamrugałam pośpiesznie, czując napływające mi do oczu łzy. Nie mogłam płakać,
nawet jeśli nikt mnie nie widział, a słabość byłaby uzasadniona.
– Wrócę po
ciebie – obiecałam cicho; mój szept nie był głośniejszy od szumu poruszanych
wiatrem liści, ale i tak wierzyłam w to, że tropiciel jakimś cudem go
usłyszy.
Powoli
opuściłam powieki, nie będąc dłużej wstanie patrzeć w stronę miejsca,
gdzie znajdował się Demetri. Moje serce wyrywało się w tamtą stronę, ale
wiedziałam, że nie mogę pozwolić sobie na podjęcie decyzji pod wpływem emocji. W ten
sposób mogłam zaszkodzić nam oboje, a tego przecież nie chciałam.
Plan był
prosty.
Najpierw
odnajdę bliskich. Potem wrócę po Demetriego.
A jeśli coś
mu się stanie, wiedziałam, że zanim umrę, najpierw pokażę wszystkim czym jest
prawdziwy szał…
Jeszcze nie zdążyłam przeczytać poprzedniego rozdziału, a ty już epilog wstawiasz! To się nazywa prędkość światła =P
OdpowiedzUsuńEj no... ale Dem będzie żył co nie? Jeśli coś mu się stanie, to ja Ci pokaże czym jest prawdziwy szał! xD
Epilog wyszedł Ci świetnie. Tylko szkoda, że taki krótki (oczywiście jak na Twoje możliwości)
No i jestem jeszcze ciekawa kiedy pojawi się pierwsza notka z nowej księgi. Czy trzeba będzie tyle czekać co na następny sezon Gry o Tron? Oby nie.
Zakładam, że na pojawienie się Demetriego i Renesmee razem trzeba będzie poczekać co najmniej dziesięć rozdziałów, prawda? Dobra; aktualnie poza tym, że Dema z nimi nie ma nie widzę powodów do zabicia cię, ani tym bardziej udawania, że mam ochotę to zrobić xd nie ten rozdział :D Hm, teraz się zastanawiam czy uda im się znaleźć resztę Cullen'ów oraz liczę na jakieś komplikacje z darem Hanny, aby nie mogła im przywrócić wspomnień ;p wtedy będzie zabawniej^^
OdpowiedzUsuńJuż epilog, a zaraz będzie prolog *-* tak szybko to leci <3
Weny, kochana ;*
Wspaniały epilog !! Ciesze się, że pojawił się tak szybko :) Chciałam skomentować poprzedni rozdział, a tu taka niespodzianka ! Epilog i podziękowania. Jeszcze 3 dni i prolog *.*
OdpowiedzUsuńA co do epilogu to mam nadzieje, że Demetriemu się nic nie stanie ;/ No i czekam na pojednanie rodziny Cullenów ;)
Życzę dużo weny na kolejną księgę :)
Epilog megaaaa zarąbisty <3
OdpowiedzUsuńWspaniały !!!!!!!!!! Genialny ! !!!!!Zajebisty!!!!!!!!
Wielkie dzięki za wspaniałe rozdziały i Epilog !!!!!!!!!!!!! Czekam już na kolejną część:)
pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny:)
Ps. SZCZĘŚLIWEGO NOWEGOO ROKUU:) !!!!!!!!!!!!
365 szczęśliwych dni ,
52 cudownych weekendów,
12 wspaniałych miesięcy,
4 kolorowych pór roku,
spełnienia marzeń
w Nowym Roku!
Mam nadzieję że Demetri przeżyje i odnajdzie Renesmee.
OdpowiedzUsuńPiszę komentarz pierwszy raz. Na twojego bloga trafiłam trzy dni temu.Przez ten czas przeczytałam wszystkie rozdziały i co mogę powiedzieć zaskoczyłaś mnie pomysłem no i swoim talentem do pisania. Pomysł na bloga super nigdy by, nie połączyła kogoś takiego jak Demetriego i Renesmee naprawdę gratuluję. Jednak troszkę się zawiodłam na tym że Renesmee tak mało wspomina o Jacobie przecież czar wpojenia działa w obie strony...Ale to mało ważne jednak muszę powiedzieć że jesteś ZAJE...nie wiem czy mogę się tak wyrazić...co mi tam JESTEŚ ZAJEBISTA :)
OdpowiedzUsuńnie cierpliwie czekam na księgi no i na wielki powrót Cullenów.
Życzę ci dużo weny i wszystkiego co sobie zapragniesz w nowym roku (takie tam spóźnione życzenia noworoczne)