Renesmee
– Hannah, daj spokój. Ja
naprawdę nie mam na to ochoty – skrzywiłam się, spoglądając w lustro.
Znajdowałyśmy
się w leżącej przy moim pokoju łazience, a wampirzyca uparcie
przymuszała mnie do przymierzenia jednej z licznych sukienek, które
wypełniały moją szafę. Odkąd znalazłam się w Volterze, absolutnie nie
miałam głowy do czegoś tak trywialnego jak wygląd, więc to ona zdecydowała się
uzupełnić moją garderobę. Oczywiście ja nie miałam o niczym pojęcia,
a Hannah okazała się równie wielkim utrapieniem, co niegdyś Alice.
Sukienka, w którą
mnie wcisnęła, może i była ładna, ale zupełnie nie w moim stylu. Materiał
był czarny, delikatny i tak zwiewny, że czułam się, jakbym nie miała na
sobie niczego, co z góry dyskwalifikowało strój w moich oczach.
Gorset ciasno przylegał do mojego ciała, odsłaniając ramiona
i zdecydowanie zbyt mocno eksponując krągłości. W talii kreacja się
rozszerzała, a tren spływał luźno, sięgając jednak zaledwie przed kolana.
Kiedy z niedowierzaniem spytałam Hannę, co to właściwie ma być, jedynie
spojrzała na mnie w krytyczny sposób i zniecierpliwionym głosem
wyjaśniła, że to najzwyklejsza sukienka-bombka.
– Wyluzuj,
dziewczyno. – Hannah niemal z entuzjazmem splotła moje włosy w luźny
warkocz. Miała zwinne palce, poza tym naprawdę wydawała się czerpać przyjemność
z tego, że mogła mnie uczesać. – Nie zamierzam pozwolić, żebyś znowu na
całe tygodnie zaszyła się w pokoju. Wychodzimy dzisiaj wieczorem i koniec
dyskusji.
Miałam
ochotę warknąć z frustracji, chociaż oczywiście się powstrzymałam. Odkąd
wróciliśmy z Irlandii, Hannah coraz częściej dotrzymywała mi towarzystwa.
Jak na ironię, nie potrafiłam już patrzeć na nią jak na morderczynię bądź
potencjalnego wroga, wampirzyca zaś zachowywała się tak, jakbyśmy były naprawdę
dobrymi przyjaciółkami. Co było w tym najdziwniejsze i dosłownie
raziło w oczy, właściwie zostałam postawiona przed faktem dokonanym i nie
miałam nic do powiedzenia. Hannah po prostu była, a ja nie miałam
możliwości i chęci, żeby próbować jej się pozbyć.
Niektóre
jej zachowania przypominały mi o Alice, chociaż faktycznie charaktery
miały zupełnie różne. Podczas gdy w przypadku mojej ciotki chodziło o niezdrowy
entuzjazm, Hannah po prostu była uparta i lubiła stawiać na swoim.
Podejmowała decyzje, po czym uparcie dążyła do ich zrealizowania, bezlitośnie
usuwając ze swojej drogi wszelakie przeszkody. Kiedy słyszała „nie”, traktowała
to raczej jako drobną sugestię, którą chciała, ale niekoniecznie musiała
zaakceptować. Cały czas robiła wszystko, bylebym nie była w stanie
pogrążyć się w swoich dotychczasowym letargu, ja zaś z zaskoczeniem
przekonywałam się, że jej działania odnoszą skutek. Mogłam czuć się źle w towarzystwie,
mogłam uparcie powtarzać, że wolę pobyć sama, ale to było równie bezsensowne,
co przysłowiowa walka z wiatrakami, bo wampirzyca i tak wiedziała
swoje. Ja jedynie musiałam posłusznie jej na wszystko pozwalać i próbować
się przyzwyczaić.
Z tym, że
naprawdę nie miałam ochoty na jakąkolwiek imprezę. Dzisiejszy dzień był jednym z tych,
które nie najchętniej wspominałam, bo zmuszał mnie do wrócenia do wspomnień.
Dziesiąty września, moje dziewiętnaste urodziny. Sama myśl o tym
sprawiała, że miałam ochotę schować się w pokoju pod kocem i przespać
cały dzień, żeby tylko nie musieć ryzykować myślenia o tym, jak wyglądałby
dzisiejszy dzień, gdyby wszystko było w porządku. Wręcz mogłam wyobrazić
sobie, jak Alice pogania wszystkich dookoła, jednocześnie próbując odwrócić
moją uwagę, w nadziei na przymusowe uszczęśliwienie mnie kolejnym hucznym
przyjęciem-niespodzianką. A ja zawsze zmuszałam się tamtego dnia do
uśmiechu, chociaż szczerze nienawidziłam wszelakiego rodzaju imprez i znajdowania
się w centrum uwagi. Podobnie było z dostawaniem prezentów, co
odziedziczyłam po mamie, podobnie jak całą tę awersję do jakichkolwiek
uroczystości, zwłaszcza tych, które zmuszały mnie do przejęcia inicjatywy
i bycia dobrą gospodynią. Tym razem niby chodziło o zwykły wypad do
pobliskiego klubu, ale to również nie napawało mnie entuzjazmem.
Hannah
starannie wsunęła ostatnią wsuwkę w moje loki, po czym odsunęła się, żeby
móc podziwiać efekt. Na jej ustach pojawił się uśmiech zadowolenia, kiedy w roztargnieniu
przeczesała jasne włosy palcami. Z jej krótką fryzurą nie dało się nic
zrobić, dlatego zostawiła rozpuszczone kosmyki, ale i tak wyglądała
świetnie. Na sobie miała krwiście czerwoną, idealnie przylegającą do ciała
sukienkę ze śliskiego materiału oraz wysokie szpilki, które optycznie wydłużały
jej nogi. Zwykła kobieta mogłaby wyglądać w takim wydaniu jak ulicznica,
ale w przypadku wampirzycy był to strzał w dziesiątkę.
– Znakomicie.
– Wampirzyca wyprostowała się i spojrzała na mnie z aprobatą. – Teraz
jeszcze się uśmiechnij i będziemy mogły iść – oznajmiła, a ja
jęknęłam.
– Nie
słuchasz mnie – zarzuciłam jej, odgarniając z twarzy niesforny kosmyk,
który Hannah celowo zostawiła, żeby dodawał efektu. – Powiedziałam, że nigdzie
nie idę. Jestem zmęczona.
– Ha!
Jakbym cię nie znała, może bym i uwierzyła – stwierdziła, po czym
westchnęła. – Och, Renesmee, daj spokój. Oboje wiemy, że postawię na swoim. Po
prostu mi to ułatw – zasugerowała, opierając się plecami o umywalkę i zakładając
obie ręce na piersi.
Miałam
właśnie odpowiedzieć coś, co zdecydowanie miało ją zdenerwować, kiedy ktoś
załomotał w drzwi. Obejrzałam się, zaskoczona, bo nie miałam pojęcia, kto
mógł czegokolwiek ode mnie chcieć – i być na tyle bezczelnym, żeby bez
pytania wejść do mojej komnaty. Dzięki Bogu, drzwi łazienki były zamknięte.
Spojrzenie
Hannah powędrowało dokładnie w tym samym kierunku, co moje, ale dziewczyna
nie wydawała się zaskoczona.
– Już
wychodzimy! – zapewniła, wciąż obojętna na moje protesty i to, że
wypadałoby cokolwiek mi wyjaśnić.
– To
świetnie, bo chyba zaraz tutaj korzenie zapuszczę – odpowiedział jej
z ironią… Felix? Teraz zdecydowanie niczego nie rozumiałam. – Słyszałem,
że kobiety potrafią długo siedzieć w łazience, ale na litość Boską…
Hannah
jedynie machnęła ręką i zaczęła go przedrzeźniać, chociaż oczywiście nie
mógł tego zobaczyć. Poderwałam się ze stołka na którym siedziałam i spojrzałam
na nią gniewnie, wspierając obie dłonie na biodrach. Nie wyglądała na przejętą.
– Dobra, co
jest grane? – zażądałam wyjaśnień. Byłam zła i wampirzyca bez wątpienia to
widziała.
Hannah
spojrzała na mnie z uprzejmym zainteresowaniem, jedynie jeszcze mocniej
mnie denerwując. Co jak co, ale nie zamierzałam dać zrobić z siebie
idiotki, chociaż dziewczyna wyraźnie do tego dążyła… Albo po prostu miała wobec
mnie plany, które zdecydowanie nie miały przypaść mi do gustu.
– Ale o co
ci chodzi? – zapytała, unosząc brwi ku górze. – Powiedziałam ci, że wychodzimy
do klubu, żeby się zabawić. Felix po prostu się wprosił – wyjaśniła i zrobiła
minę niewiniątka. – Nie powiedziałam ci?
– A wyglądam,
jakbym wiedziała? – warknęłam, powoli tracąc cierpliwość. – Hannah, proszę.
Mogę wiedzieć, dlaczego tak bardzo się na mnie uwzięliście? – zapytałam, a kiedy
nie odpowiedziała, ponownie opadłam na stołek i założywszy nogę na nogę,
oznajmiłam: – Jak już wspominałam, nie mam ochoty i nigdzie nie idę.
Wampirzyca
wzniosła oczy ku górze w niemej prośbie o cierpliwość, ale nic nie
powiedziała. Felix ponownie załomotał drzwi, tym razem tak mocno, że
wystraszyłam się, że je wyłamie.
– Przestańcie
mi się tam kłócić i w końcu wyjdźcie – jęknął rozdrażniony. – Nie chcę nic
mówić, ale już naprawdę mam dość czekania i wkrótce tego pożałujesz –
dodał, swoją groźbę kierując najprawdopodobniej do mnie.
– Po prostu
pójdźcie beze mnie i będziecie mieć święty spokój – mruknęłam w odpowiedzi.
Sapnął
sfrustrowany i zdecydowanym ruchem szarpnął klamkę. Zamek nie wytrzymał i ustąpił
niemal natychmiast, wampir zaś bez pytania wparował do łazienki, zostawiając
otwarte drzwi.
– Po
pierwsze, gdybym był Jane, prawdopodobnie byłabyś o wiele bardziej uległa
– stwierdził, ruszając w moją stronę. – Po drugie, nie zamierzam psuć
sobie planów jedynie dlatego, że upierasz się przy byciu aspołeczną. A po
trzecie, dzisiaj nie masz nic do powiedzenia, skarbie, więc przestań utrudniać
– zakończył.
Spojrzałam
na niego z niedowierzaniem, nie bardzo wiedząc dlaczego z Hanną tak
nalegają i dlaczego wampir patrzy na mnie w taki niepokojący sposób. W tamtym
momencie popełniłam błąd, ale o tym przekonałam się dopiero wtedy, kiedy
Felix wykorzystał moją dezorientację, żeby mocno chwycić mnie za nadgarstek i szarpnięciem
postawić do pionu. Jego ramiona natychmiast owinęły się wokół mojej talii, a chwilę
później po prostu przerzucił mnie sobie przez ramię, obojętny na moje krzyki,
protesty i to, że próbuję go kopnąć.
– Hej, co
ty robisz?! – wydarłam się, próbując mu się wyszarpnąć. W efekcie jedynie
dorobiłam się kilku siniaków, bo ramię wampira było twarde i wpijało mi
się w żebra. – W tej chwili postaw mnie na ziemię! – zażądałam, ale
to było równie efektowne, co rozmawianie ze ścianą albo meblami.
Obserwująca
nas z boku Hannah zamrugała i wzruszyła ramionami.
– No cóż,
to też jest jakiś sposób – skomentowała obojętnym tonem, bez pośpiechu
wychodząc z łazienki. Felix natychmiast ruszył za nią, zachowując się
jakbym wcale nie próbowała go uderzyć.
– Dla
wszystkich byłoby łatwiej, gdybyś po prostu współpracowała – zasugerował mi,
kiedy byliśmy już na korytarzu. – Wiesz, twój dziadek i ojciec byli tutaj
kilka razy, i wtedy również niezbyt chcieli nawiązywać jakiekolwiek
znajomości ze strażnikami, więc twoje zachowanie wcale tak bardzo mnie nie
dziwi. Z nimi nic nie byłem w stanie zrobić, bo za tym jakoś
specjalnie mi nie zależało… Myślę jednak, kotku, że dla ciebie zrobię wyjątek i jednak
będę nalegał – zapowiedział spokojnie.
– Przestań
mówić na mnie „kotku” – żachnęłam się, na moment tracąc energię do tej
bezsensownej walki. Zawisłam na jego ramieniu niczym szmaciana lalka, mając
nadzieję, że jeśli przestanę walczyć, wampir w końcu mnie puści. – Poza
tym dobrze wiedzieć, że jako jedyna mam ten zaszczyt bycia noszoną na rękach –
sarknęłam.
W
odpowiedzi jedynie zachichotał.
Powiedzieć,
że rzucaliśmy się w oczy, byłoby sporym niedopowiedzeniem. Felix i Hannah
przemknęli kolejnymi korytarzami, odprowadzeni zaskoczonymi i rozbawionymi
spojrzeniami tych członków straży, którzy akurat znajdowali się w twierdzy.
Zamknęłam oczy, starając się o tym nie myśleć, zbyt zniechęcona
perspektywą bycia w centrum uwagi, żeby dodatkowo się szarpać. Felix chyba
musiał być tym usatysfakcjonowany, bo nieznacznie poluzował chwyt i przynajmniej
nie rzucał już mną na wszystkie strony, przemieszczając się.
Podejrzewałam,
że byliśmy w przedsionku, kiedy doszły mnie ciche kroki i parsknięcie
śmiechem. Poderwałam głowę, a serce aż zabiło mi mocniej, kiedy zobaczyłam
zbliżających się w naszą stronę Aro i Kajusza. Cholera, jak bardzo
chciałam żeby akurat teraz czegoś ode mnie chcieli…
– Wybieracie
się dokądś? – zapytał z rezerwą Kajusz, obrzucając całą naszą trójkę
zaciekawionym spojrzeniem. Jego zimne oczy na dłuższą chwilę zatrzymały się na
mnie i Felixie, co mnie nie zdziwiło; moje nietypowe położenie musiało być
nader interesujące.
– Pomyśleliśmy
sobie, że to słodkie stworzenie powinno w końcu się rozpogodzić – wyjaśnił
z entuzjazmem Felix, posyłając wampirom jeden ze swoich najbardziej
czarujących uśmiechów. – Oczywiście Renesmee jeszcze nie wie, że tego
potrzebuje, ale już nasza w tym głowa, żeby się przekonała – dodał,
wyciągając rękę, żeby pogłaskać mnie po głowie, jakbym była małym dzieckiem.
Kajusz
zmrużył oczy, ale Aro wyglądał na zadowolonego. Uśmiechnął się w ten swój
charakterystyczny sposób, odrobinę roztargniony, po którym nigdy nie było
wiadomo czy jest szczery, czy może wymuszony i pokiwał głową, spoglądając
to na Hannę, to na Felixa. Odniosłam wrażenie, że również i on jest
wtajemniczony w coś, czego ja mogłam jedynie próbować się domyślić.
– Znakomity
pomysł – pochwalił, a ja ledwo powstrzymałam jęk frustraci. Jak teraz
miałam się kłócić z Hanną i Felixem, kiedy nawet Aro wydawał się być
przeciwko mnie. – Siedzenie w murach ci nie służy, dziecko – zauważył
mimochodem. Skinął na Kajuszona i oboje wyminęli nas, kierując się w swoją
stronę. – Bawcie się dobrze – rzucił na odchodne, nawet się za siebie nie
oglądając.
– Będziemy!
– zapewniła Hannah, odzywając się po raz pierwszy od wyjścia z łazienki. –
Chodź, Felutek. Nie mamy całego dnia – zwróciła się do swojego wspólnika w realizacji
planu wykończenia mnie nerwowo.
Cóż,
przynajmniej wciąż potrafiła go zdenerwować – gdyby nie wiadoma sytuacja, może
nawet udałoby mi się uśmiechnąć.
Felix
mruknął coś w odpowiedzi, po czym poniósł mnie w stronę drzwi.
Poczułam na odsłoniętej skórze ramion chłodne, nocne powietrze, będące miłą
odmianą po całodziennych upałach, kiedy znaleźliśmy się na zewnątrz. Dopiero
tam wampir lekko mnie uniósł, w końcu pozwalając stanąć o własnych
siłach. Jego palce natychmiast zacisnęły się wokół mojego nadgarstka, żebym
nawet nie pomyślała o ucieczce.
– No cóż, nie
da się ukryć, że tak troszeczkę rzucamy się w oczy – przyznał niechętnie –
dlatego bądź taka dobra i chodź z nami. I
bez numerów, bo wciąż mogę cię zanieść aż po sam klub – zagroził.
Spojrzałam
na niego gniewnie.
– A idź
do diabła – mruknęłam, ale poddałam się. Widziałam, że się uśmiecha, kiedy we
trójkę ruszyliśmy jedną z odchodzących z głównego placu brukowanych
uliczek.
Słońce
zdążyło już zajść i dookoła panował półmrok. Szłam, uparcie wpatrując się w ziemię,
żeby okazać swoim towarzyszom, że jestem na nich zła. Oczywiście nie zrobiło to
na nich żadnego wrażenia, ale przestałam się tym przejmować – być może
wystarczającą nauczką miało być to, że zabrali ze sobą wyjątkowo marną
towarzyszkę zabaw. Jeśli się nie myliłam, najprawdopodobniej po dzisiejszej
nocy już nigdy więcej nie mieli próbować namawiać mnie na cokolwiek.
Felix
pewnym krokiem poprowadził nas w głąb miasta. Właściwie nie widziałam
większej różnicy między kolejnymi przecznicami, dlatego nie wysilałam się,
próbując zapamiętać drogę, bo to i tak było bez sensu. Jeszcze zanim
wychyliliśmy się za rogu i mogłam zobaczyć budynek klubu, który wybrał
wampir, doszły mnie dźwięki muzyki – o ile zupełnie nie wpasowujące się w mój
gust dudnienie można było określić w ten sposób. Skrzywiłam się
i z miną męczennicy pozwoliłam, żeby Felix wprowadził nas do środka,
psychicznie starając się przygotować na przynajmniej dwie godziny męki
w tym małym piekle.
W środku
było duszno i tłoczno. Kiedy tylko przekroczyłam próg, natychmiast uderzył
mnie słodki zapach krwi, perfum i potu. Od nadmiaru zapachów i wrażeń
zawirowało mi w głowie, ale nie mogłam się już wycofać, bo Hannah chwyciła
mnie za rękę i stanowczo pociągnęła za sobą. Wstrzymałam oddech, żałując,
że jeszcze na zewnątrz nie wzięłam kilku głębszych wdechów świeżego powietrza.
Minęło całkiem sporo czasu odkąd ostatni raz polowałam, więc pragnienie mnie
męczyło. Brak powietrza w pewnym stopniu pomagał, ale na dłuższą metę być
uciążliwy, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę fakt, że w przeciwieństwie do
wampirów musiałam oddychać.
Felix i Hannah
wyglądali na wyluzowanych, chociaż równie dobrze mogło być to jedynie grą.
Oboje poruszali się swobodnie, mnie zaś nie pozostało nic innego, jak trzymać
się blisko nich i modlić, żeby nie zechcieli zabawić w tym miejscu
jakoś specjalnie długo. Moja przyjaciółka (jakże dziwnie to brzmiało, ale nasze
relacje przecież od początku były zagmatwane) zaczęła rytmicznie podrygiwać,
wyraźnie aż rwąc się do tańca, ale – ku mojemu zaskoczeniu, ale i uldze –
nie pognała na parkiet, tylko pociągnęła mnie w kąt baru, gdzie znajdowały
się liczne stoliki i krzesła. Wszędzie było mnóstwo ludzi, ale wampirze
zdolności pozwoliły nam w porę wypatrzeć kilka wolnych miejsc. Niemal z ulgą
opadłam na wolne krzesło, po czym położyłam głowę na blacie stołu i znieruchomiałam.
Czułam na sobie rozdrażnione spojrzenia swoich towarzyszy, ale przecież ich
ostrzegałam; nawet ciągając mnie na siłę, Felix nie był w stanie zmusić
mnie do bycia radosną.
– Daj
spokój, Ness… Renesmee – poprawiła się pośpiesznie Hannah. Zesztywniałam cała i poderwałam
głowę, żeby spojrzeć na nią z bólem i niedowierzaniem. Skąd, do
cholery, znała ten skrót? – Wybacz. Ale naprawdę, musisz wyluzować – nalegała
dziewczyna.
– Co prawda
nie lubię zgadzać się z Hanną, ale wyjątkowo zamierzam to zrobić – wtrącił
się Felix, krzywiąc się demonstracyjnie. Wsparł łokcie na blacie stołu i oparł
głowę na dłoniach, po czym spojrzał na mnie. – Chyba nigdy nie widziałem
bardziej smutnej miny od twojej. To rusza nawet mnie, a to już coś znaczy.
Rzuciłam mu
ponure spojrzenie.
– I właśnie
z tego powodu postanowiliście doprowadzić mnie do grobu? – mruknęłam.
– Cóż za
interesujący dobór metafor – pochwalił mnie, uśmiechając się gorzko. – Nie, po
prostu zebrało mi się na dobry uczynek. Raz na wiek wypadałoby jakiś odbębnić –
powiedział z uśmiechem, który – no cóż – był naprawdę uroczy.
– Mam być
twoją przepustką do nieba? – Spojrzałam na niego z powątpieniem. To nie
było w stylu Felixa, żeby do tego stopnia się mną przejmować. Okej, był od
samego początku dla mnie miły, ale nic poza tym.
Wzruszył
ramionami, po czym obejrzał się za siebie. Zauważyłam, że i Hannah rozgląda
się dookoła, wyraźnie zniecierpliwiona. Oboje wydawali się czegoś szukać,
bezskutecznie chyba, bo wymienili znaczące spojrzenia, prawdopodobnie sądząc,
że tego nie zauważę.
Wyprostowałam
się na krześle, czując narastające rozdrażnienie, po czym spojrzałam na nich
wyczekująco.
– W tej
chwili macie mi powiedzieć, co jest grane – zażądałam, zaciskając obie dłonie
na blacie stołu.
Spojrzeli
po sobie, zaskoczeni. Teraz nie miałam już żadnych wątpliwości co do tego, że
coś przede mną ukrywali.
– A co
ma być? – zapytała Hannah. Była dobrą aktorką, ale w tym momencie
absolutnie jej nie wierzyłam. – Mam dość tego, że cały czas zachowujesz się jak
tytułowa bohaterka „Nocy żywych trupów”. A Felutek po prostu lubi się
wpychać tam, gdzie go nie chcą.
– Przestań.
Mówić. Na. Mnie. Felutek – wysyczał wampir, wymawiając każde słowo z takim
naciskiem, że zabrzmiały niczym oddzielne zdania. Kiedy spojrzał na mnie, jego
wzrok znacznie złagodniał. – Dlaczego tak trudno jest zaakceptować ci to, że
może po prostu cię polubiliśmy? To chyba dobry powód, żeby być upierdliwym,
prawda?
Wciąż nie
mówili mi prawdy i byłam tego świadoma, ale miałam dość ciągnięcia tej
dyskusji. Uniosłam obie dłonie ku górze w poddańczym geście, po czym
pośpiesznie podniosłam się, zanim któregokolwiek z nich zdążyłoby mnie
zatrzymać. Tren mojej sukienki zaszeleścił cicho, kiedy materiał musnął moje
częściowo odsłonięte uda.
– Jak sobie
chcecie – mruknęłam rozczarowana. – Idę się napić. Nie martw się, nie będziesz
mnie musiał przywlec tutaj siłą, Felutku.
Wiedziałam,
że obserwowali mnie, póki nie zniknęłam w tłumie. Nie żebym uważała, żeby
zostawianie Hanny i Felixa samych było dobrym pomysłem, ale nie
zamierzałam być tą, która będzie pilnować, żeby nie rzucili się sobie do
gardła. Przepychając się przez kłębowisko ciał, momentalnie zaczęło mnie
korcić, żeby spróbować się wymknąć i zaszyć gdzieś w lesie, ale
natychmiast wybiłam sobie ten pomysł z głowy – znając moje zdolności,
najprawdopodobniej znów wpakowałabym się w jakieś kłopoty, a tego
zdecydowanie wolałam uniknąć. Zrezygnowana, zdecydowałam się ostatecznie wyjść
na zewnątrz jedynie na kilka sekund, żeby złapać świeżego powietrza i nie
ryzykować utraty kontroli; ujawnienie się w miejscu publicznym, na dodatek
w Volterze, byłoby niczym samobójstwo, niezależnie od przynależności do
straży.
Znalezienie
wyjścia zajęło mi dłuższą chwilę, ale w końcu dotarłam do drzwi. Odrobina
chłodnego, wieczornego powietrza rozochociła mnie do tego stopnia, że ostatnie
metry pokonałam dosłownie biegiem – i może dlatego nie zauważyłam postaci,
która nagle wyrosła przede mną. Wpadłam na nią z impetem, tracąc równowagę
i byłabym upadła, gdyby czyjaś dłoń mocno nie przytrzymała mnie za ramię.
– Przepraszam…
– wymamrotałam speszona i zrobiłam krok do tyłu, chcąc się odsunąć, ale
ręka na moim ramieniu mi na to nie pozwoliła. Zaskoczona i wystraszona
szarpnęłam się, po czym pośpiesznie poderwałam głowę, żeby spojrzeć wprost na…
Serce momentalnie zabiło mi mocniej, wzburzając krew i zmuszając
ją do szybszego biegu. Moje oczy rozszerzyły się w geście niedowierzania, a potem
po prostu zamarłam.
Demetri
Uniosła głowę. Usłyszałem, jak
jej serce przyśpiesza, a potem na moment zamiera; czekoladowe oczy
rozszerzyły się i przez moment mogłem dostrzec wszystkie emocje, które w tamtym
momencie targały Renesmee. Zaskoczenie, gniew, podekscytowanie… Różnorodność tej
mieszanki mnie zdezorientowała, ale i zaciekawiła. Renesmee miała w sobie
coś tajemniczego, bo chociaż momentami łatwo było zgadnąć co czuła, zwykle
zaczynałem mieć z tym problem w najmniej odpowiednim momencie.
Musiałem przyznać – podobało mi się to, chociaż momentami bywało denerwujące.
Dziewczyna
zamrugała pośpiesznie, po czym odwróciła wzrok. Jej spojrzenie zatrzymało się
na mojej dłoni, którą wciąż zaciskałem na jej odsłoniętym ramieniu.
– Czy
mógłbyś mnie… puścić? – wyszeptała z wahaniem; jej głos był tak cicho, że
praktycznie giną w dudniącej klubowej muzyce.
– Hm? –
Zamrugałem nieprzytomnie. – Och, jasne – zreflektowałem się, natychmiast
wyzwalając ją spod mojego uścisku. Odsunęła się w popłochu, co – nie
ukrywajmy – w jakimś stopniu mnie zabolało. – Co tutaj robisz? – zapytałem
jak gdyby nigdy nic, chcąc zyskać pretekst do rozmowy.
Dziewczyna
spojrzała na mnie, nieznacznie mrużąc oczy; zdążyłem poznać ją na tyle dobrze,
żeby wiedzieć, że to oznaka nieufności. Uśmiechnąłem się jedynie i nie
zareagowałem w żaden sposób, nie zamierzając dać po sobie cokolwiek
poznać.
– Nic.
Właściwie to wychodzę – odpowiedziała w końcu, po czym lekko przepchnęła
się obok mnie.
Na moment
zamarłem, zaskoczony, zanim sens jej słów do mnie dotarł. Kiedy ruszyłem się z miejsca
i poszedłem za nią, zdążyła już oddalić się o kilka metrów i skręcić
za budynek. Znalazłem ją opartą o ceglaną ścian, po której osunęła się do
pozycji siedzącej. Ukryła twarz w dłoniach i znieruchomiała,
oddychając ciężko.
Słuchałem
tego, jak łapczywie chwytała powietrze, jednocześnie po raz wtóry z kolei
zachwycając się smukłością jej sylwetki i płomiennym kolorem włosów.
Miedziane kosmyki odcinały się od czarnego materiału zwiewnej sukienki, którą
miała na sobie, zaś dyskotekowe światła wydobywały z jej loków świetlne
refleksy. Policzki miała niezdrowo zarumienione i odniosłem wrażenie, że w tym
momencie pragnęła być gdziekolwiek, ale nie w tym miejscu.
Cholera,
tego akurat nie przewidziałem – przecież wtedy postarałbym się, żeby Felix
wyciągnął ją gdzieś, gdzie dobrze by się bawiła. To niezwykłe stworzenie
zaskakiwało mnie coraz bardziej i sam już nie miałem pojęcia, czego mogę
się po niej spodziewać.
– Renesmee…
– odezwałem się miękko, robiąc niepewnym krok w jej stronę.
Drgnęła jak
oparzona i poderwała głowę. Jej oczy rozszerzyły się, kiedy obdarowała
mnie wrogim spojrzeniem, wyraźnie sugerującym, że nie jestem pierwszą osobą na
liście tych, które pragnęła zobaczyć.
– Dlaczego
nie dasz mi spokoju? – zapytała chłodno. Jej głos brzmiał jakoś dziwnie i miałem
niejasne przeczucie, że jej samopoczucie jak najbardziej wiąże się z moją
obecnością. – Znów chcesz pogadać, a potem zostawić mnie bez słowa?
Uniosłem
brwi, zaskoczony. Ach, więc to ją bolało! No dobrze, może głupim pomysłem było,
że tak po prostu odszedłem, kiedy zasnęła na tamtej polanie – z Felixem
mogłem porozmawiać później – ale nie przewidziałem nawet, że dziewczyna mogłaby
się na mnie za to obrazić. Powiedzieć, że byłem zaskoczony, kiedy nagle
wyłoniła się z lasu i bez słowa oddaliła się na tyle, żeby być blisko
nas, ale z nami nie rozmawiać, byłoby sporym niedopowiedzeniem. Nie
przewidziałem tylko, że jej zachowanie mogłoby być wymierzone wyłącznie we mnie
i to na dodatek z tak błahego powodu! Poza tym kolejny raz w tym
miejscu miałem ochotę uderzyć głową w mur, ubolewając nad logiką kobiet –
zwłaszcza nad niezawodną, nieśmiertelną taktyką, sprowadzającą się do słów:
„domyśl się, czego mogę od ciebie oczekiwać”.
Z tym, że
Renesmee nie należała do tego rodzaju kobiet. Nie była również jedną z tych
pustych laluń, które zwykle podrywałem w klubie i z którymi zdarzały
mi się jednorazowe przygody – ostatecznie najczęściej zwieńczone przyjemną
okazją wypicia ich krwi. Nie, ta dziewczyna była inna, dlatego zakładałem, że
jej zachowanie musi mieć bardziej złożone powody… Jasne, że zabolało ją, że
poszedłem sobie, kiedy mi się zwierzyła, chociaż do tego nie pasowała jedna
rzecz. Mianowicie to, że gdyby denerwowała się moją nieobecnością, musiałoby
jej chociaż trochę na niej zależeć – a tego w żadnym stopniu nie
potrafiłem sobie wyobrazić.
Spojrzałem
na nią z wahaniem. Wpatrywała się we mnie, wciąż oczekując odpowiedzi albo
tego, że odwrócę się i oddalę bez słowa, w końcu dając jej święty
spokój.
– Przepraszam
– powiedziałem na wydechu, zanim zdążyłbym się unieść honorem i rozmyślić.
– Że co
proszę? – Z wrażenia aż zaczęła się podnosić. – Mógłbyś powtórzyć? Bo
chyba coś źle usłyszałam.
Skrzywiłem
się. Nie wiedziała, że wystarczająco wielkim sukcesem jest to, że skłoniła mnie
do przemyślenia czegokolwiek i wypowiedzenia tego jednego, rzekomo
magicznego słowa? Nie musiała do tego zmuszać, żebym je powtórzył.
– Przepraszam
– powiedziałem raz jeszcze i ledwo powstrzymałem jęk frustracji, bo znów
dostrzegłem w jej spojrzeniu tę chłodną rezerwę. – Zamierzałem wrócić
zanim się obudzisz, ale nie wyszło, okej? To nie było tak, że
w jakikolwiek sposób cię wykorzystałem. Nie chciałem, żebyś mi się
zwierzyła ani nie kłamałem tamtej nocy – dodałem, bo chyba oczekiwała czegoś
więcej prócz przeprosin.
– Tak
właśnie sobie pomyślałam – wyznała. – Prawie z nikim nie rozmawiam. A ty
po prostu mnie zostawiłeś – poskarżyła się, metodycznymi ruchami wygładzając
tren sukienki. – Trochę marnie idzie ci zmienianie się. Wciąż zachowujesz się
jak dupek – dodała mimochodem, ale coś w jej tonie się zmieniło; stała się
bardziej… przystępna.
– Ach…
Przepraszam? – Uśmiechnąłem się łobuzersko, po czym przeczesałem włosy palcami.
– I wiedz, że zabiję cię, jeśli powiesz komukolwiek, że powiedziałem to
trzy razy pod rząd – zagroziłem, chociaż jakoś nie wyobrażałem sobie, że
mógłbym przynajmniej spróbować podnieść na nią rękę.
Na jej
ustach pojawiło się coś, co od biedy można było uznać za cień uśmiechu.
Przypomniało mi to o tamtym wieczorze pod gołym niebem, kiedy naprawdę się
zaśmiała i doszedłem do wniosku, że z dwojga złego dobre było i to.
Żałowałem, że tak rzadko była radosna – miała ładny uśmiech, kiedy zaś się
śmiała, przypominało to dźwięk współgrających ze sobą dzwoneczków – ale nie
potrafiłem znaleźć sposobu, żeby znów ją rozbawić. Zresztą jaki to miało sens,
skoro uważała, że szczęście jest jedynie jej marzeniem, które nie miało prawa
się spełnić?
Szlag,
kiedy tak o tym pomyśleć, chyba nic dziwnego, że tak zraniła ją moja
nieobecność. Zwierzyła mi się, a ja ją zostawiłem bez słowa wyjaśnienia.
Z dobrymi intencjami czy nie, chyba faktycznie wciąż pozostawałem po
prostu idiotą.
Renesmee
spuściła wzrok i teraz po prostu wpatrywała się w ziemię, nieznacznie
kiwając się w tył i przód. Gdzieś w tle dudniła klubowa muzyka,
ale żadne z nas prawie nie zwracało na nią uwagi. To dziwne, ale odniosłem
wrażenie, że moje towarzystwo za każdym razem najzwyczajniej w świecie ją
peszy. Z czasem stawała się odważniejsza i potrafiła się otworzyć,
ale kiedy tylko się rozstawaliśmy, znów otaczała się tym swoim niewidzialnym
murem, którego nie potrafiłem przebić i który miał za zadanie wszystkich
odstraszyć. To było tak, jakby raz po raz zyskiwać ją jedynie po to, żeby po
chwili ponownie stracić – pozornie walka z wiatrakami, ale coś sprawiało,
że byłem gotów ją ciągnąć.
Spojrzałem
na jej twarz. Wciąż była zarumieniona i zgrzana, ale jej skóra zaczęła już
przybierać normalny odcień, a oddech się wyrównał. Zawahałem się, ledwo
powstrzymując od tego, żeby nie dotknąć jej twarzy albo nie założyć niesfornego
kosmyka jej włosów za ucho. Chyba nigdy tak bardzo nie łaknąłem fizycznego
kontaktu z kimkolwiek, na dodatek absolutnie niezwiązanego z seksem i pożądaniem.
W przypadku Renesmee… po prostu chodziło o coś innego, zdecydowanie
głębszego. Nigdy nie zastanawiałem się nad emocjami, bo i nigdy nie miałem
po temu powodów, ale ta dziewczyna zmieniała wszystko i musiałem pewne
rzeczy przemyśleć. Zaczynając chociażby od tego, dlaczego była dla mnie do tego
stopnia ważna.
– Wracasz
do środka? – zapytałem, żeby przestać męczyć się z dręczącymi mnie
myślami. – Felix i Hannah będą się martwić.
W jej
oczach pojawił się niezrozumiały błysk.
– Nie
powiedziałam, że przyszłam tutaj z Felixem i Hanną – zauważyła
przytomnie, po czym spojrzała na mnie podejrzliwie. – Poza tym nie jestem
pewna, czy chcę wracać do środka. Nie lubię klubów ani towarzystwa, które coś
przede mną ukrywa.
Jej
spojrzenie stało się bardziej natarczywe, kiedy spojrzała na mnie wręcz
błagalnie. Wiedziała. Nie, że miałem wobec niej jakieś plany, ale że Felix
i Hannah mieli jakieś konkretne powody, żeby próbować wyciągnąć ją
z zamku. Być może domyślała się już wcześniej, ale teraz była tego pewna –
i podejrzewała, że na domiar złego, wszystko miało jakiś związek z moją
osobą. Nie dało się ukryć, była inteligentna, a ja faktycznie miałem to i owo
na sumieniu.
Wcześniej
już kilkukrotnie przemyślałem wszystko i planowałem ten moment, ale kiedy
przyszło co do czego, nagle po prostu zabrakło mi słów. Przecież miało być
łatwo, pomyślałem z niejakimi pretensjami do siebie samego. Jest tutaj. Ma
urodziny. Po prostu powiedz jej, że to miał być prezent i będzie po
problemie, skarciłem sam siebie, ale to wcale nie zdawało się wszystkiego
ułatwiać. Nie była zadowolona i wszystko wskazywało na to, że znowu
wszystko popsułem. Tylko skąd mogłem wiedzieć, że nie lubiła tańczyć? Co prawda
tego nie powiedziała – nie konkretnie – ale takie mogłem wyciągnąć wnioski,
widząc brak jakiegokolwiek entuzjazmu, kiedy zasugerowałem jej powrót do
środka. Miałem wrażenie, że byłaby zdecydowanie szczęśliwsza, gdyby teraz mogła
wrócić do zamku i zabarykadować się w pokoju, żeby nie musieć więcej
oglądać mnie na oczy.
– Demetri,
czy coś się stało? – zaniepokoiła się, zadziwiona moim przeciągającym się
milczeniem. Uświadomiłem sobie, że od kilkunastu sekund po prostu stoję i taksuję
ją wzrokiem. – Ja naprawdę mam już tego wszystkiego dość. O co wam
wszystkim chodzi?
Westchnąłem
i wypuściłem ze świstem powietrzem.
– O nic
– wyznałem, czując się jak kompletny idiota. – Po prostu powiedziałaś mi wtedy,
że dzisiaj masz urodziny, więc pomyślałem sobie… – Wzruszyłem ramionami. –
Wybacz. Spalony pomysł.
– Och… – wyrwało
jej się. Wyglądała na co najmniej zszokowaną. – Och, oczywiście, że nie! Tylko
nie rozumiem, po co ten cały cyrk. Mogliście mi powiedzieć… – powiedziała, ale
bez przekonania.
Zaśmiałem
się bez wesołości, kiedy uświadomiłem sobie, że speszona próbuje ratować
sytuację. Cholera, to było dopiero ciekawe! Mogła nie być zadowolona z prezentu,
ale kiedy zaczynała dostrzegać intencje, natychmiast próbowała wszystko
ratować. Jakby nie mogła po prostu wprost powiedzieć, że to się jej nie podoba!
– I dlatego
się krzywisz? Po prostu powiedz mi, że jestem idiotą, i mogę wraz z Felixem
i Hanną wypchać się tym klubem – zasugerowałem jej, kręcąc z niedowierzaniem
głową.
– Jesteś
idiotą, i możesz wraz z Felixem i Hanną wypchać się tym klubem –
zarecytowała posłusznie. Prawie się uśmiechnąłem. – Ale przecież dobrze wiesz,
że to nie prawda. Jakbyście mi powiedzieli…
– To co?
Uśmiechałabyś się i poszłabyś z nami na imprezę? – zapytałem
pobłażliwie.
Speszyła
się, po czym zaprzeczyła ruchem głowy.
– Raczej
nie. Ale przynajmniej nie tracilibyście czasu.
Wzniosłem
oczy ku górze, zadziwiony jej zachowaniem. Bynajmniej nie takie były moje
intencje, żeby zapędzić ją w kozi róg i sprawić, żeby poczuła się… No
cóż, żeby poczuła się winna. Nie dość, że była na mnie zła, źle się bawiła i wyraźnie
nie czuła się najlepiej w moim towarzystwie, teraz na dodatek próbowała
zrobić wszystko, żebym się na nią nie zdenerwował. Ha! Kto powinien być
zdenerwowany, kiedy zmusza się go do przyjęcia niechcianego prezentu?
Spojrzałem
na nią bezradnie, samemu już nie wiedząc, co powinienem zrobić. Z jednej
strony oczywiste było, że teraz powinienem chyba przeprosić – znowu! – po czym
zaproponować, że odprowadzę ją do zamku. Była to nawet kusząca perspektywa, bo
moglibyśmy pobyć sam na sam i może znów szczerze porozmawiać, chociaż
szczerze wątpiłem, żeby pozwoliła na to po tym, jak zostawiłem ją wtedy samą. Z drugiej
jednak strony, nade wszystko chciałem zmusić ją, żeby jednak wróciła ze mną do
tamtego klubu i zareagowała dokładnie tak, jak sobie w pierwszej
wersji zaplanowałem. Nie mogłem jej do tego zmusić, ale łatwo było sobie
wyobrazić ten uroczy uśmiech na jej twarzy i to, że jednak będzie
zadowolona z życia i przestanie się na mnie gniewać.
Przynajmniej
na moment, tej jednej nocy…
Och, w wyobrażeniach
tak łatwo było spełnić jej życzenie!
Zawahałem
się i otworzyłem usta, chociaż nie miałem pojęcia, co powinienem w tym
momencie powiedzieć. Nadmiar emocji sprawiał, że sam już nie wiedziałem, co w tym
momencie czuję. Wiedziałem jedynie, że tej nocy pragnę zrobić coś, co będzie istotne dla nas obojga.
Chciałem, żebyśmy… Żebyśmy…
Patrzyłem
na nią jeszcze przez moment, a potem w końcu się odezwałem,
wypowiadając pierwsze pytanie, jakie przyszło mi do głowy:
– Czy
chciałabyś ze mną zatańczyć?
Cześć wszystkim! Szczerze na wstępie powiem, że boję się, że coś z tym rozdziałem poszło nie tak. Może to jedynie moje wrażenie, ale momentami strasznie opornie mi się pisało, chociaż efekt i tak wydaje się być lepszy niż myślałam. No cóż, pozostaje mi zostawić to waszej ocenie.Jak widać, coś między bohaterami zaczyna się dziać. Mogę obiecać jedno – rozwój opowiadania bez wątpienia będzie zaskakujący, o tym jednak przekonacie się z czasem.
Nessa.
Czy ja Ci już mówiłam jak KOCHAM ten blog? Jeju rozdział cudo. Tak wiem, że powtarzam się w każdym komentarzu, ale to prawda! Muszę chyba znaleźć inne epitety/przymiotniki (nie wiem które jest poprawne :P ) dorównujące doskonałości Twoich opowiadań. Dobra poszukałam w internecie. Więc zacznę od nowa.
OdpowiedzUsuńTen rozdział był urzekający i wyjątkowy. Tak przeżywam wszystko co napiszesz =) Nawet nie wiesz jaka jestem szczęśliwa kiedy dodasz nn. Tylko mam pytanie ap ropo "Mogę obiecać jedno - rozwój opowiadania bez wątpienia będzie zaskakujący" No nie mów/pisz, że Renesmee i Demetri nie będą razem. Załamię się ;_; A tak jeszcze na koniec dodam, że gdybym była Nessie, to użyłabym daru i pokazałabym cokolwiek Felix'owi. Byłby chyba przestraszony i puściłby mnie/Nessie. Matko... nie wiem czy zrozumiesz co chciałam napisać, ale mam nadzieję, że tak.
Katherina
Znowu ;c skończyć w takim momencie... ale co do rozdziału ŚWIETNY, GENIALNY, CUDNY (nie wiem już jakich przymiotników użyć). Chyba pierwszy raz tak mnie rozbawił Twój rozdział, a raczej scenka w której Felix niósł Nessie i spotkali Aro i Kajusza xD. Proszę, opisz w nn rozdziale scenę w której Demetri tańczy z Nessie :) Czuje że będzie epicka ;))
OdpowiedzUsuńOMG!!!! KOCHANA ten rozdział jest zajebiście boski !!!!!! Kocham twojego bloga !!!!! Podziwiam twoją wyobraźnię a zarazem zazdroszcząc ci jej!!!! Ten rozdział mnie rozczulił na maksa:) Pomysł Demetriego super na prezent:) Nawet potrafi powiedzieć przepraszam:) ;p
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Katherine co do"Mogę obiecać jedno - rozwój opowiadania bez wątpienia będzie zaskakujący" No nie mów/pisz, że Renesmee i Demetri nie będą razem. Załamię się!!!!!!!!" Kiedy Ness pokaże coś o sobie Demowi za pomocą swojego daru???? Mam nadzieję iż Ness zgodzi się na taniec:) może coś bardziej zaiskrzy między nimi :) Ale się rozpisałam dziś:)Jestem zachwycona z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział:) oby był w miarę szybko bo już nie mogę się doczekać!!!!!!:)
Pozdrawiam gorąco :**Niech wena będzie z TOBĄ!
Opowiadanie mi się podoba, będę tu zaglądać częściej. Takie opowiadania to rzadkość. Piszesz bardzo dobrze, chociaż błąd w jednym z ostatnich zdań kompletnie mnie poraził. "Coś istotnego dla nas oboje". Albo mi się wydaje albo powinno być "obojga". W przyszłości zwróć uwagę na ten mały, choć zauważalny błąd i bedzie cudownie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Lizzy
Ach, masz rację. Upały mnie kiedyś wykończą, skoro już teraz robię takie błędy... Serdecznie dziękuję za uwagę, zawsze to doceniam i oczywiście już poprawiam =)
UsuńNessa
Świetnie piszesz. Przeczytałam zaległe rozdziały i będę teraz czytać regularnie. O ile dowiem się kiedy wychodzą nowe notki.
OdpowiedzUsuńWiem, że już to słyszałaś, ale z perspektywy Demetriego piszesz genialnie!!! Normalnie kocham te fragmenty. Części z Renesmee też są coraz lepsze. Muszę jeszcze powiedzieć, że takiego bloga nie czytałam. Może uda mi się poszukać coś podobnego? Szczerze jednak w to wątpię, bo twój pomysł jest jedyny w swoim rodzaju.
"chyba przepoić" - a nie "przeprosić"? Chcesz mi powiedzieć, że to "przepoić" tyczyło się upicia się dla poprawy humoru?
OdpowiedzUsuńTak w ogóle to witaj po latach! xD Nie ma to jak czytać opowiadanie z 2013 roku w roku 2017, ale myślę, że na to nigdy nie jest za późno i nie będziesz miała o to do mnie pretensji.
Nie rozumiem dlaczego Rene tak zdziwił skrót/zdrobnienie Neska, przecież takie zdrobnienia i pseudonimy zwykle powstają od imienia i nazwiska i nie są zbytnio skomplikowane Cinek czy Marc od Marcinek, Sajmon od Szymon, Ignac/Ignacy od Ignaszak, Różal od Różalski. To typowe, więc nie powinno na niej wywierać aż takiego wrażenia.
Nadal czepiam się tego, że D. tak szybko zapikał serduchem do Cullenówny. Nie powinna chyba być dla niego nagle kimś ważnym, skoro wcześniej nie była nikim istotnym w jego życiu, a też nie zrobiła nic, ani on nie zrobił nic, by mogła stać się dla niego jakaś wyjątkowa, po prostu istotniejsza. Miłość to nie jest grom z jasnego nieba, w taką chyba wierzą tylko dzieci. Jednak rozumiem, że opowiadanie kierowane było właśnie do nastolatków, których fascynuje takie nagłe zauroczenie jak Belli do Edwarda i odwrotnie. Jednak zauroczenie, bo w te wierzę, nawet jeśli są nagłe, występują po jednym spotkaniu, to jednak powinny być opisywane nieco inaczej niż w taki dojrzały, pewny sposób.
Co do klubu, nie każdy lubi tańczyć i się bawić, ale cel nieraz daje radę uszlachetniać środki, tak więc i intencje są ważne, nawet jeśli efekt końcowy czy sam pomysł nie zadowala.
Od razu lecę do kolejnego, póki mam trochę wolnego czasu (co prawda przydałoby się wyprasować, poskładać, pochować, ale... to nie ucieknie, a ja mam ochotę poczytać). Nie obiecuję, ale mam w planach nadrobić choćby pierwszą księgę do końca weekendu. Oczywiście zamierzam też wziąć się za drugą i trzecią, a potem może za tego twojego tasiemca, by zobaczyć jak pisałaś na początku. Co ty na to?
https://dariusz-tychon.blogspot.com