środa, 19 czerwca 2013

10. Zaproszenie

Renesmee
– Hannah, daj spokój. Ja naprawdę nie mam na to ochoty – skrzywiłam się, spoglądając w lustro.
Znajdowałyśmy się w leżącej przy moim pokoju łazience, a wampirzyca uparcie przymuszała mnie do przymierzenia jednej z licznych sukienek, które wypełniały moją szafę. Odkąd znalazłam się w Volterze, absolutnie nie miałam głowy do czegoś tak trywialnego jak wygląd, więc to ona zdecydowała się uzupełnić moją garderobę. Oczywiście ja nie miałam o niczym pojęcia, a Hannah okazała się równie wielkim utrapieniem, co niegdyś Alice.
Sukienka, w którą mnie wcisnęła, może i była ładna, ale zupełnie nie w moim stylu. Materiał był czarny, delikatny i tak zwiewny, że czułam się, jakbym nie miała na sobie niczego, co z góry dyskwalifikowało strój w moich oczach. Gorset ciasno przylegał do mojego ciała, odsłaniając ramiona i zdecydowanie zbyt mocno eksponując krągłości. W talii kreacja się rozszerzała, a tren spływał luźno, sięgając jednak zaledwie przed kolana. Kiedy z niedowierzaniem spytałam Hannę, co to właściwie ma być, jedynie spojrzała na mnie w krytyczny sposób i zniecierpliwionym głosem wyjaśniła, że to najzwyklejsza sukienka-bombka.
– Wyluzuj, dziewczyno. – Hannah niemal z entuzjazmem splotła moje włosy w luźny warkocz. Miała zwinne palce, poza tym naprawdę wydawała się czerpać przyjemność z tego, że mogła mnie uczesać. – Nie zamierzam pozwolić, żebyś znowu na całe tygodnie zaszyła się w pokoju. Wychodzimy dzisiaj wieczorem i koniec dyskusji.
Miałam ochotę warknąć z frustracji, chociaż oczywiście się powstrzymałam. Odkąd wróciliśmy z Irlandii, Hannah coraz częściej dotrzymywała mi towarzystwa. Jak na ironię, nie potrafiłam już patrzeć na nią jak na morderczynię bądź potencjalnego wroga, wampirzyca zaś zachowywała się tak, jakbyśmy były naprawdę dobrymi przyjaciółkami. Co było w tym najdziwniejsze i dosłownie raziło w oczy, właściwie zostałam postawiona przed faktem dokonanym i nie miałam nic do powiedzenia. Hannah po prostu była, a ja nie miałam możliwości i chęci, żeby próbować jej się pozbyć.
Niektóre jej zachowania przypominały mi o Alice, chociaż faktycznie charaktery miały zupełnie różne. Podczas gdy w przypadku mojej ciotki chodziło o niezdrowy entuzjazm, Hannah po prostu była uparta i lubiła stawiać na swoim. Podejmowała decyzje, po czym uparcie dążyła do ich zrealizowania, bezlitośnie usuwając ze swojej drogi wszelakie przeszkody. Kiedy słyszała „nie”, traktowała to raczej jako drobną sugestię, którą chciała, ale niekoniecznie musiała zaakceptować. Cały czas robiła wszystko, bylebym nie była w stanie pogrążyć się w swoich dotychczasowym letargu, ja zaś z zaskoczeniem przekonywałam się, że jej działania odnoszą skutek. Mogłam czuć się źle w towarzystwie, mogłam uparcie powtarzać, że wolę pobyć sama, ale to było równie bezsensowne, co przysłowiowa walka z wiatrakami, bo wampirzyca i tak wiedziała swoje. Ja jedynie musiałam posłusznie jej na wszystko pozwalać i próbować się przyzwyczaić.
Z tym, że naprawdę nie miałam ochoty na jakąkolwiek imprezę. Dzisiejszy dzień był jednym z tych, które nie najchętniej wspominałam, bo zmuszał mnie do wrócenia do wspomnień. Dziesiąty września, moje dziewiętnaste urodziny. Sama myśl o tym sprawiała, że miałam ochotę schować się w pokoju pod kocem i przespać cały dzień, żeby tylko nie musieć ryzykować myślenia o tym, jak wyglądałby dzisiejszy dzień, gdyby wszystko było w porządku. Wręcz mogłam wyobrazić sobie, jak Alice pogania wszystkich dookoła, jednocześnie próbując odwrócić moją uwagę, w nadziei na przymusowe uszczęśliwienie mnie kolejnym hucznym przyjęciem-niespodzianką. A ja zawsze zmuszałam się tamtego dnia do uśmiechu, chociaż szczerze nienawidziłam wszelakiego rodzaju imprez i znajdowania się w centrum uwagi. Podobnie było z dostawaniem prezentów, co odziedziczyłam po mamie, podobnie jak całą tę awersję do jakichkolwiek uroczystości, zwłaszcza tych, które zmuszały mnie do przejęcia inicjatywy i bycia dobrą gospodynią. Tym razem niby chodziło o zwykły wypad do pobliskiego klubu, ale to również nie napawało mnie entuzjazmem.
Hannah starannie wsunęła ostatnią wsuwkę w moje loki, po czym odsunęła się, żeby móc podziwiać efekt. Na jej ustach pojawił się uśmiech zadowolenia, kiedy w roztargnieniu przeczesała jasne włosy palcami. Z jej krótką fryzurą nie dało się nic zrobić, dlatego zostawiła rozpuszczone kosmyki, ale i tak wyglądała świetnie. Na sobie miała krwiście czerwoną, idealnie przylegającą do ciała sukienkę ze śliskiego materiału oraz wysokie szpilki, które optycznie wydłużały jej nogi. Zwykła kobieta mogłaby wyglądać w takim wydaniu jak ulicznica, ale w przypadku wampirzycy był to strzał w dziesiątkę.
– Znakomicie. – Wampirzyca wyprostowała się i spojrzała na mnie z aprobatą. – Teraz jeszcze się uśmiechnij i będziemy mogły iść – oznajmiła, a ja jęknęłam.
– Nie słuchasz mnie – zarzuciłam jej, odgarniając z twarzy niesforny kosmyk, który Hannah celowo zostawiła, żeby dodawał efektu. – Powiedziałam, że nigdzie nie idę. Jestem zmęczona.
– Ha! Jakbym cię nie znała, może bym i uwierzyła – stwierdziła, po czym westchnęła. – Och, Renesmee, daj spokój. Oboje wiemy, że postawię na swoim. Po prostu mi to ułatw – zasugerowała, opierając się plecami o umywalkę i zakładając obie ręce na piersi.
Miałam właśnie odpowiedzieć coś, co zdecydowanie miało ją zdenerwować, kiedy ktoś załomotał w drzwi. Obejrzałam się, zaskoczona, bo nie miałam pojęcia, kto mógł czegokolwiek ode mnie chcieć – i być na tyle bezczelnym, żeby bez pytania wejść do mojej komnaty. Dzięki Bogu, drzwi łazienki były zamknięte.
Spojrzenie Hannah powędrowało dokładnie w tym samym kierunku, co moje, ale dziewczyna nie wydawała się zaskoczona.
– Już wychodzimy! – zapewniła, wciąż obojętna na moje protesty i to, że wypadałoby cokolwiek mi wyjaśnić.
– To świetnie, bo chyba zaraz tutaj korzenie zapuszczę – odpowiedział jej z ironią… Felix? Teraz zdecydowanie niczego nie rozumiałam. – Słyszałem, że kobiety potrafią długo siedzieć w łazience, ale na litość Boską…
Hannah jedynie machnęła ręką i zaczęła go przedrzeźniać, chociaż oczywiście nie mógł tego zobaczyć. Poderwałam się ze stołka na którym siedziałam i spojrzałam na nią gniewnie, wspierając obie dłonie na biodrach. Nie wyglądała na przejętą.
– Dobra, co jest grane? – zażądałam wyjaśnień. Byłam zła i wampirzyca bez wątpienia to widziała.
Hannah spojrzała na mnie z uprzejmym zainteresowaniem, jedynie jeszcze mocniej mnie denerwując. Co jak co, ale nie zamierzałam dać zrobić z siebie idiotki, chociaż dziewczyna wyraźnie do tego dążyła… Albo po prostu miała wobec mnie plany, które zdecydowanie nie miały przypaść mi do gustu.
– Ale o co ci chodzi? – zapytała, unosząc brwi ku górze. – Powiedziałam ci, że wychodzimy do klubu, żeby się zabawić. Felix po prostu się wprosił – wyjaśniła i zrobiła minę niewiniątka. – Nie powiedziałam ci?
– A wyglądam, jakbym wiedziała? – warknęłam, powoli tracąc cierpliwość. – Hannah, proszę. Mogę wiedzieć, dlaczego tak bardzo się na mnie uwzięliście? – zapytałam, a kiedy nie odpowiedziała, ponownie opadłam na stołek i założywszy nogę na nogę, oznajmiłam: – Jak już wspominałam, nie mam ochoty i nigdzie nie idę.
Wampirzyca wzniosła oczy ku górze w niemej prośbie o cierpliwość, ale nic nie powiedziała. Felix ponownie załomotał drzwi, tym razem tak mocno, że wystraszyłam się, że je wyłamie.
– Przestańcie mi się tam kłócić i w końcu wyjdźcie – jęknął rozdrażniony. – Nie chcę nic mówić, ale już naprawdę mam dość czekania i wkrótce tego pożałujesz – dodał, swoją groźbę kierując najprawdopodobniej do mnie.
– Po prostu pójdźcie beze mnie i będziecie mieć święty spokój – mruknęłam w odpowiedzi.
Sapnął sfrustrowany i zdecydowanym ruchem szarpnął klamkę. Zamek nie wytrzymał i ustąpił niemal natychmiast, wampir zaś bez pytania wparował do łazienki, zostawiając otwarte drzwi.
– Po pierwsze, gdybym był Jane, prawdopodobnie byłabyś o wiele bardziej uległa – stwierdził, ruszając w moją stronę. – Po drugie, nie zamierzam psuć sobie planów jedynie dlatego, że upierasz się przy byciu aspołeczną. A po trzecie, dzisiaj nie masz nic do powiedzenia, skarbie, więc przestań utrudniać – zakończył.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, nie bardzo wiedząc dlaczego z Hanną tak nalegają i dlaczego wampir patrzy na mnie w taki niepokojący sposób. W tamtym momencie popełniłam błąd, ale o tym przekonałam się dopiero wtedy, kiedy Felix wykorzystał moją dezorientację, żeby mocno chwycić mnie za nadgarstek i szarpnięciem postawić do pionu. Jego ramiona natychmiast owinęły się wokół mojej talii, a chwilę później po prostu przerzucił mnie sobie przez ramię, obojętny na moje krzyki, protesty i to, że próbuję go kopnąć.
– Hej, co ty robisz?! – wydarłam się, próbując mu się wyszarpnąć. W efekcie jedynie dorobiłam się kilku siniaków, bo ramię wampira było twarde i wpijało mi się w żebra. – W tej chwili postaw mnie na ziemię! – zażądałam, ale to było równie efektowne, co rozmawianie ze ścianą albo meblami.
Obserwująca nas z boku Hannah zamrugała i wzruszyła ramionami.
– No cóż, to też jest jakiś sposób – skomentowała obojętnym tonem, bez pośpiechu wychodząc z łazienki. Felix natychmiast ruszył za nią, zachowując się jakbym wcale nie próbowała go uderzyć.
– Dla wszystkich byłoby łatwiej, gdybyś po prostu współpracowała – zasugerował mi, kiedy byliśmy już na korytarzu. – Wiesz, twój dziadek i ojciec byli tutaj kilka razy, i wtedy również niezbyt chcieli nawiązywać jakiekolwiek znajomości ze strażnikami, więc twoje zachowanie wcale tak bardzo mnie nie dziwi. Z nimi nic nie byłem w stanie zrobić, bo za tym jakoś specjalnie mi nie zależało… Myślę jednak, kotku, że dla ciebie zrobię wyjątek i jednak będę nalegał – zapowiedział spokojnie.
– Przestań mówić na mnie „kotku” – żachnęłam się, na moment tracąc energię do tej bezsensownej walki. Zawisłam na jego ramieniu niczym szmaciana lalka, mając nadzieję, że jeśli przestanę walczyć, wampir w końcu mnie puści. – Poza tym dobrze wiedzieć, że jako jedyna mam ten zaszczyt bycia noszoną na rękach – sarknęłam.
W odpowiedzi jedynie zachichotał.
Powiedzieć, że rzucaliśmy się w oczy, byłoby sporym niedopowiedzeniem. Felix i Hannah przemknęli kolejnymi korytarzami, odprowadzeni zaskoczonymi i rozbawionymi spojrzeniami tych członków straży, którzy akurat znajdowali się w twierdzy. Zamknęłam oczy, starając się o tym nie myśleć, zbyt zniechęcona perspektywą bycia w centrum uwagi, żeby dodatkowo się szarpać. Felix chyba musiał być tym usatysfakcjonowany, bo nieznacznie poluzował chwyt i przynajmniej nie rzucał już mną na wszystkie strony, przemieszczając się.
Podejrzewałam, że byliśmy w przedsionku, kiedy doszły mnie ciche kroki i parsknięcie śmiechem. Poderwałam głowę, a serce aż zabiło mi mocniej, kiedy zobaczyłam zbliżających się w naszą stronę Aro i Kajusza. Cholera, jak bardzo chciałam żeby akurat teraz czegoś ode mnie chcieli…
– Wybieracie się dokądś? – zapytał z rezerwą Kajusz, obrzucając całą naszą trójkę zaciekawionym spojrzeniem. Jego zimne oczy na dłuższą chwilę zatrzymały się na mnie i Felixie, co mnie nie zdziwiło; moje nietypowe położenie musiało być nader interesujące.
– Pomyśleliśmy sobie, że to słodkie stworzenie powinno w końcu się rozpogodzić – wyjaśnił z entuzjazmem Felix, posyłając wampirom jeden ze swoich najbardziej czarujących uśmiechów. – Oczywiście Renesmee jeszcze nie wie, że tego potrzebuje, ale już nasza w tym głowa, żeby się przekonała – dodał, wyciągając rękę, żeby pogłaskać mnie po głowie, jakbym była małym dzieckiem.
Kajusz zmrużył oczy, ale Aro wyglądał na zadowolonego. Uśmiechnął się w ten swój charakterystyczny sposób, odrobinę roztargniony, po którym nigdy nie było wiadomo czy jest szczery, czy może wymuszony i pokiwał głową, spoglądając to na Hannę, to na Felixa. Odniosłam wrażenie, że również i on jest wtajemniczony w coś, czego ja mogłam jedynie próbować się domyślić.
– Znakomity pomysł – pochwalił, a ja ledwo powstrzymałam jęk frustraci. Jak teraz miałam się kłócić z Hanną i Felixem, kiedy nawet Aro wydawał się być przeciwko mnie. – Siedzenie w murach ci nie służy, dziecko – zauważył mimochodem. Skinął na Kajuszona i oboje wyminęli nas, kierując się w swoją stronę. – Bawcie się dobrze – rzucił na odchodne, nawet się za siebie nie oglądając.
– Będziemy! – zapewniła Hannah, odzywając się po raz pierwszy od wyjścia z łazienki. – Chodź, Felutek. Nie mamy całego dnia – zwróciła się do swojego wspólnika w realizacji planu wykończenia mnie nerwowo.
Cóż, przynajmniej wciąż potrafiła go zdenerwować – gdyby nie wiadoma sytuacja, może nawet udałoby mi się uśmiechnąć.
Felix mruknął coś w odpowiedzi, po czym poniósł mnie w stronę drzwi. Poczułam na odsłoniętej skórze ramion chłodne, nocne powietrze, będące miłą odmianą po całodziennych upałach, kiedy znaleźliśmy się na zewnątrz. Dopiero tam wampir lekko mnie uniósł, w końcu pozwalając stanąć o własnych siłach. Jego palce natychmiast zacisnęły się wokół mojego nadgarstka, żebym nawet nie pomyślała o ucieczce.
– No cóż, nie da się ukryć, że tak troszeczkę rzucamy się w oczy – przyznał niechętnie – dlatego bądź taka dobra i chodź z nami.  I bez numerów, bo wciąż mogę cię zanieść aż po sam klub – zagroził.
Spojrzałam na niego gniewnie.
– A idź do diabła – mruknęłam, ale poddałam się. Widziałam, że się uśmiecha, kiedy we trójkę ruszyliśmy jedną z odchodzących z głównego placu brukowanych uliczek.
Słońce zdążyło już zajść i dookoła panował półmrok. Szłam, uparcie wpatrując się w ziemię, żeby okazać swoim towarzyszom, że jestem na nich zła. Oczywiście nie zrobiło to na nich żadnego wrażenia, ale przestałam się tym przejmować – być może wystarczającą nauczką miało być to, że zabrali ze sobą wyjątkowo marną towarzyszkę zabaw. Jeśli się nie myliłam, najprawdopodobniej po dzisiejszej nocy już nigdy więcej nie mieli próbować namawiać mnie na cokolwiek.
Felix pewnym krokiem poprowadził nas w głąb miasta. Właściwie nie widziałam większej różnicy między kolejnymi przecznicami, dlatego nie wysilałam się, próbując zapamiętać drogę, bo to i tak było bez sensu. Jeszcze zanim wychyliliśmy się za rogu i mogłam zobaczyć budynek klubu, który wybrał wampir, doszły mnie dźwięki muzyki – o ile zupełnie nie wpasowujące się w mój gust dudnienie można było określić w ten sposób. Skrzywiłam się i z miną męczennicy pozwoliłam, żeby Felix wprowadził nas do środka, psychicznie starając się przygotować na przynajmniej dwie godziny męki w tym małym piekle.
W środku było duszno i tłoczno. Kiedy tylko przekroczyłam próg, natychmiast uderzył mnie słodki zapach krwi, perfum i potu. Od nadmiaru zapachów i wrażeń zawirowało mi w głowie, ale nie mogłam się już wycofać, bo Hannah chwyciła mnie za rękę i stanowczo pociągnęła za sobą. Wstrzymałam oddech, żałując, że jeszcze na zewnątrz nie wzięłam kilku głębszych wdechów świeżego powietrza. Minęło całkiem sporo czasu odkąd ostatni raz polowałam, więc pragnienie mnie męczyło. Brak powietrza w pewnym stopniu pomagał, ale na dłuższą metę być uciążliwy, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę fakt, że w przeciwieństwie do wampirów musiałam oddychać.
Felix i Hannah wyglądali na wyluzowanych, chociaż równie dobrze mogło być to jedynie grą. Oboje poruszali się swobodnie, mnie zaś nie pozostało nic innego, jak trzymać się blisko nich i modlić, żeby nie zechcieli zabawić w tym miejscu jakoś specjalnie długo. Moja przyjaciółka (jakże dziwnie to brzmiało, ale nasze relacje przecież od początku były zagmatwane) zaczęła rytmicznie podrygiwać, wyraźnie aż rwąc się do tańca, ale – ku mojemu zaskoczeniu, ale i uldze – nie pognała na parkiet, tylko pociągnęła mnie w kąt baru, gdzie znajdowały się liczne stoliki i krzesła. Wszędzie było mnóstwo ludzi, ale wampirze zdolności pozwoliły nam w porę wypatrzeć kilka wolnych miejsc. Niemal z ulgą opadłam na wolne krzesło, po czym położyłam głowę na blacie stołu i znieruchomiałam. Czułam na sobie rozdrażnione spojrzenia swoich towarzyszy, ale przecież ich ostrzegałam; nawet ciągając mnie na siłę, Felix nie był w stanie zmusić mnie do bycia radosną.
– Daj spokój, Ness… Renesmee – poprawiła się pośpiesznie Hannah. Zesztywniałam cała i poderwałam głowę, żeby spojrzeć na nią z bólem i niedowierzaniem. Skąd, do cholery, znała ten skrót? – Wybacz. Ale naprawdę, musisz wyluzować – nalegała dziewczyna.
– Co prawda nie lubię zgadzać się z Hanną, ale wyjątkowo zamierzam to zrobić – wtrącił się Felix, krzywiąc się demonstracyjnie. Wsparł łokcie na blacie stołu i oparł głowę na dłoniach, po czym spojrzał na mnie. – Chyba nigdy nie widziałem bardziej smutnej miny od twojej. To rusza nawet mnie, a to już coś znaczy.
Rzuciłam mu ponure spojrzenie.
– I właśnie z tego powodu postanowiliście doprowadzić mnie do grobu? – mruknęłam.
– Cóż za interesujący dobór metafor – pochwalił mnie, uśmiechając się gorzko. – Nie, po prostu zebrało mi się na dobry uczynek. Raz na wiek wypadałoby jakiś odbębnić – powiedział z uśmiechem, który – no cóż – był naprawdę uroczy.
– Mam być twoją przepustką do nieba? – Spojrzałam na niego z powątpieniem. To nie było w stylu Felixa, żeby do tego stopnia się mną przejmować. Okej, był od samego początku dla mnie miły, ale nic poza tym.
Wzruszył ramionami, po czym obejrzał się za siebie. Zauważyłam, że i Hannah rozgląda się dookoła, wyraźnie zniecierpliwiona. Oboje wydawali się czegoś szukać, bezskutecznie chyba, bo wymienili znaczące spojrzenia, prawdopodobnie sądząc, że tego nie zauważę.
Wyprostowałam się na krześle, czując narastające rozdrażnienie, po czym spojrzałam na nich wyczekująco.
– W tej chwili macie mi powiedzieć, co jest grane – zażądałam, zaciskając obie dłonie na blacie stołu.
Spojrzeli po sobie, zaskoczeni. Teraz nie miałam już żadnych wątpliwości co do tego, że coś przede mną ukrywali.
– A co ma być? – zapytała Hannah. Była dobrą aktorką, ale w tym momencie absolutnie jej nie wierzyłam. – Mam dość tego, że cały czas zachowujesz się jak tytułowa bohaterka „Nocy żywych trupów”. A Felutek po prostu lubi się wpychać tam, gdzie go nie chcą.
– Przestań. Mówić. Na. Mnie. Felutek – wysyczał wampir, wymawiając każde słowo z takim naciskiem, że zabrzmiały niczym oddzielne zdania. Kiedy spojrzał na mnie, jego wzrok znacznie złagodniał. – Dlaczego tak trudno jest zaakceptować ci to, że może po prostu cię polubiliśmy? To chyba dobry powód, żeby być upierdliwym, prawda?
Wciąż nie mówili mi prawdy i byłam tego świadoma, ale miałam dość ciągnięcia tej dyskusji. Uniosłam obie dłonie ku górze w poddańczym geście, po czym pośpiesznie podniosłam się, zanim któregokolwiek z nich zdążyłoby mnie zatrzymać. Tren mojej sukienki zaszeleścił cicho, kiedy materiał musnął moje częściowo odsłonięte uda.
– Jak sobie chcecie – mruknęłam rozczarowana. – Idę się napić. Nie martw się, nie będziesz mnie musiał przywlec tutaj siłą, Felutku.
Wiedziałam, że obserwowali mnie, póki nie zniknęłam w tłumie. Nie żebym uważała, żeby zostawianie Hanny i Felixa samych było dobrym pomysłem, ale nie zamierzałam być tą, która będzie pilnować, żeby nie rzucili się sobie do gardła. Przepychając się przez kłębowisko ciał, momentalnie zaczęło mnie korcić, żeby spróbować się wymknąć i zaszyć gdzieś w lesie, ale natychmiast wybiłam sobie ten pomysł z głowy – znając moje zdolności, najprawdopodobniej znów wpakowałabym się w jakieś kłopoty, a tego zdecydowanie wolałam uniknąć. Zrezygnowana, zdecydowałam się ostatecznie wyjść na zewnątrz jedynie na kilka sekund, żeby złapać świeżego powietrza i nie ryzykować utraty kontroli; ujawnienie się w miejscu publicznym, na dodatek w Volterze, byłoby niczym samobójstwo, niezależnie od przynależności do straży.
Znalezienie wyjścia zajęło mi dłuższą chwilę, ale w końcu dotarłam do drzwi. Odrobina chłodnego, wieczornego powietrza rozochociła mnie do tego stopnia, że ostatnie metry pokonałam dosłownie biegiem – i może dlatego nie zauważyłam postaci, która nagle wyrosła przede mną. Wpadłam na nią z impetem, tracąc równowagę i byłabym upadła, gdyby czyjaś dłoń mocno nie przytrzymała mnie za ramię.
– Przepraszam… – wymamrotałam speszona i zrobiłam krok do tyłu, chcąc się odsunąć, ale ręka na moim ramieniu mi na to nie pozwoliła. Zaskoczona i wystraszona szarpnęłam się, po czym pośpiesznie poderwałam głowę, żeby spojrzeć wprost na…
Serce momentalnie zabiło mi mocniej, wzburzając krew i zmuszając ją do szybszego biegu. Moje oczy rozszerzyły się w geście niedowierzania, a potem po prostu zamarłam.
Demetri
Uniosła głowę. Usłyszałem, jak jej serce przyśpiesza, a potem na moment zamiera; czekoladowe oczy rozszerzyły się i przez moment mogłem dostrzec wszystkie emocje, które w tamtym momencie targały Renesmee. Zaskoczenie, gniew, podekscytowanie… Różnorodność tej mieszanki mnie zdezorientowała, ale i zaciekawiła. Renesmee miała w sobie coś tajemniczego, bo chociaż momentami łatwo było zgadnąć co czuła, zwykle zaczynałem mieć z tym problem w najmniej odpowiednim momencie. Musiałem przyznać – podobało mi się to, chociaż momentami bywało denerwujące.
Dziewczyna zamrugała pośpiesznie, po czym odwróciła wzrok. Jej spojrzenie zatrzymało się na mojej dłoni, którą wciąż zaciskałem na jej odsłoniętym ramieniu.
– Czy mógłbyś mnie… puścić? – wyszeptała z wahaniem; jej głos był tak cicho, że praktycznie giną w dudniącej klubowej muzyce.
– Hm? – Zamrugałem nieprzytomnie. – Och, jasne – zreflektowałem się, natychmiast wyzwalając ją spod mojego uścisku. Odsunęła się w popłochu, co – nie ukrywajmy – w jakimś stopniu mnie zabolało. – Co tutaj robisz? – zapytałem jak gdyby nigdy nic, chcąc zyskać pretekst do rozmowy.
Dziewczyna spojrzała na mnie, nieznacznie mrużąc oczy; zdążyłem poznać ją na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że to oznaka nieufności. Uśmiechnąłem się jedynie i nie zareagowałem w żaden sposób, nie zamierzając dać po sobie cokolwiek poznać.
– Nic. Właściwie to wychodzę – odpowiedziała w końcu, po czym lekko przepchnęła się obok mnie.
Na moment zamarłem, zaskoczony, zanim sens jej słów do mnie dotarł. Kiedy ruszyłem się z miejsca i poszedłem za nią, zdążyła już oddalić się o kilka metrów i skręcić za budynek. Znalazłem ją opartą o ceglaną ścian, po której osunęła się do pozycji siedzącej. Ukryła twarz w dłoniach i znieruchomiała, oddychając ciężko.
Słuchałem tego, jak łapczywie chwytała powietrze, jednocześnie po raz wtóry z kolei zachwycając się smukłością jej sylwetki i płomiennym kolorem włosów. Miedziane kosmyki odcinały się od czarnego materiału zwiewnej sukienki, którą miała na sobie, zaś dyskotekowe światła wydobywały z jej loków świetlne refleksy. Policzki miała niezdrowo zarumienione i odniosłem wrażenie, że w tym momencie pragnęła być gdziekolwiek, ale nie w tym miejscu.
Cholera, tego akurat nie przewidziałem – przecież wtedy postarałbym się, żeby Felix wyciągnął ją gdzieś, gdzie dobrze by się bawiła. To niezwykłe stworzenie zaskakiwało mnie coraz bardziej i sam już nie miałem pojęcia, czego mogę się po niej spodziewać.
– Renesmee… – odezwałem się miękko, robiąc niepewnym krok w jej stronę.
Drgnęła jak oparzona i poderwała głowę. Jej oczy rozszerzyły się, kiedy obdarowała mnie wrogim spojrzeniem, wyraźnie sugerującym, że nie jestem pierwszą osobą na liście tych, które pragnęła zobaczyć.
– Dlaczego nie dasz mi spokoju? – zapytała chłodno. Jej głos brzmiał jakoś dziwnie i miałem niejasne przeczucie, że jej samopoczucie jak najbardziej wiąże się z moją obecnością. – Znów chcesz pogadać, a potem zostawić mnie bez słowa?
Uniosłem brwi, zaskoczony. Ach, więc to ją bolało! No dobrze, może głupim pomysłem było, że tak po prostu odszedłem, kiedy zasnęła na tamtej polanie – z Felixem mogłem porozmawiać później – ale nie przewidziałem nawet, że dziewczyna mogłaby się na mnie za to obrazić. Powiedzieć, że byłem zaskoczony, kiedy nagle wyłoniła się z lasu i bez słowa oddaliła się na tyle, żeby być blisko nas, ale z nami nie rozmawiać, byłoby sporym niedopowiedzeniem. Nie przewidziałem tylko, że jej zachowanie mogłoby być wymierzone wyłącznie we mnie i to na dodatek z tak błahego powodu! Poza tym kolejny raz w tym miejscu miałem ochotę uderzyć głową w mur, ubolewając nad logiką kobiet – zwłaszcza nad niezawodną, nieśmiertelną taktyką, sprowadzającą się do słów: „domyśl się, czego mogę od ciebie oczekiwać”.
Z tym, że Renesmee nie należała do tego rodzaju kobiet. Nie była również jedną z tych pustych laluń, które zwykle podrywałem w klubie i z którymi zdarzały mi się jednorazowe przygody – ostatecznie najczęściej zwieńczone przyjemną okazją wypicia ich krwi. Nie, ta dziewczyna była inna, dlatego zakładałem, że jej zachowanie musi mieć bardziej złożone powody… Jasne, że zabolało ją, że poszedłem sobie, kiedy mi się zwierzyła, chociaż do tego nie pasowała jedna rzecz. Mianowicie to, że gdyby denerwowała się moją nieobecnością, musiałoby jej chociaż trochę na niej zależeć – a tego w żadnym stopniu nie potrafiłem sobie wyobrazić.
Spojrzałem na nią z wahaniem. Wpatrywała się we mnie, wciąż oczekując odpowiedzi albo tego, że odwrócę się i oddalę bez słowa, w końcu dając jej święty spokój.
– Przepraszam – powiedziałem na wydechu, zanim zdążyłbym się unieść honorem i rozmyślić.
– Że co proszę? – Z wrażenia aż zaczęła się podnosić. – Mógłbyś powtórzyć? Bo chyba coś źle usłyszałam.
Skrzywiłem się. Nie wiedziała, że wystarczająco wielkim sukcesem jest to, że skłoniła mnie do przemyślenia czegokolwiek i wypowiedzenia tego jednego, rzekomo magicznego słowa? Nie musiała do tego zmuszać, żebym je powtórzył.
– Przepraszam – powiedziałem raz jeszcze i ledwo powstrzymałem jęk frustracji, bo znów dostrzegłem w jej spojrzeniu tę chłodną rezerwę. – Zamierzałem wrócić zanim się obudzisz, ale nie wyszło, okej? To nie było tak, że w jakikolwiek sposób cię wykorzystałem. Nie chciałem, żebyś mi się zwierzyła ani nie kłamałem tamtej nocy – dodałem, bo chyba oczekiwała czegoś więcej prócz przeprosin.
– Tak właśnie sobie pomyślałam – wyznała. – Prawie z nikim nie rozmawiam. A ty po prostu mnie zostawiłeś – poskarżyła się, metodycznymi ruchami wygładzając tren sukienki. – Trochę marnie idzie ci zmienianie się. Wciąż zachowujesz się jak dupek – dodała mimochodem, ale coś w jej tonie się zmieniło; stała się bardziej… przystępna.
– Ach… Przepraszam? – Uśmiechnąłem się łobuzersko, po czym przeczesałem włosy palcami. – I wiedz, że zabiję cię, jeśli powiesz komukolwiek, że powiedziałem to trzy razy pod rząd – zagroziłem, chociaż jakoś nie wyobrażałem sobie, że mógłbym przynajmniej spróbować podnieść na nią rękę.
Na jej ustach pojawiło się coś, co od biedy można było uznać za cień uśmiechu. Przypomniało mi to o tamtym wieczorze pod gołym niebem, kiedy naprawdę się zaśmiała i doszedłem do wniosku, że z dwojga złego dobre było i to. Żałowałem, że tak rzadko była radosna – miała ładny uśmiech, kiedy zaś się śmiała, przypominało to dźwięk współgrających ze sobą dzwoneczków – ale nie potrafiłem znaleźć sposobu, żeby znów ją rozbawić. Zresztą jaki to miało sens, skoro uważała, że szczęście jest jedynie jej marzeniem, które nie miało prawa się spełnić?
Szlag, kiedy tak o tym pomyśleć, chyba nic dziwnego, że tak zraniła ją moja nieobecność. Zwierzyła mi się, a ja ją zostawiłem bez słowa wyjaśnienia. Z dobrymi intencjami czy nie, chyba faktycznie wciąż pozostawałem po prostu idiotą.
Renesmee spuściła wzrok i teraz po prostu wpatrywała się w ziemię, nieznacznie kiwając się w tył i przód. Gdzieś w tle dudniła klubowa muzyka, ale żadne z nas prawie nie zwracało na nią uwagi. To dziwne, ale odniosłem wrażenie, że moje towarzystwo za każdym razem najzwyczajniej w świecie ją peszy. Z czasem stawała się odważniejsza i potrafiła się otworzyć, ale kiedy tylko się rozstawaliśmy, znów otaczała się tym swoim niewidzialnym murem, którego nie potrafiłem przebić i który miał za zadanie wszystkich odstraszyć. To było tak, jakby raz po raz zyskiwać ją jedynie po to, żeby po chwili ponownie stracić – pozornie walka z wiatrakami, ale coś sprawiało, że byłem gotów ją ciągnąć.
Spojrzałem na jej twarz. Wciąż była zarumieniona i zgrzana, ale jej skóra zaczęła już przybierać normalny odcień, a oddech się wyrównał. Zawahałem się, ledwo powstrzymując od tego, żeby nie dotknąć jej twarzy albo nie założyć niesfornego kosmyka jej włosów za ucho. Chyba nigdy tak bardzo nie łaknąłem fizycznego kontaktu z kimkolwiek, na dodatek absolutnie niezwiązanego z seksem i pożądaniem. W przypadku Renesmee… po prostu chodziło o coś innego, zdecydowanie głębszego. Nigdy nie zastanawiałem się nad emocjami, bo i nigdy nie miałem po temu powodów, ale ta dziewczyna zmieniała wszystko i musiałem pewne rzeczy przemyśleć. Zaczynając chociażby od tego, dlaczego była dla mnie do tego stopnia ważna.
– Wracasz do środka? – zapytałem, żeby przestać męczyć się z dręczącymi mnie myślami. – Felix i Hannah będą się martwić.
W jej oczach pojawił się niezrozumiały błysk.
– Nie powiedziałam, że przyszłam tutaj z Felixem i Hanną – zauważyła przytomnie, po czym spojrzała na mnie podejrzliwie. – Poza tym nie jestem pewna, czy chcę wracać do środka. Nie lubię klubów ani towarzystwa, które coś przede mną ukrywa.
Jej spojrzenie stało się bardziej natarczywe, kiedy spojrzała na mnie wręcz błagalnie. Wiedziała. Nie, że miałem wobec niej jakieś plany, ale że Felix i Hannah mieli jakieś konkretne powody, żeby próbować wyciągnąć ją z zamku. Być może domyślała się już wcześniej, ale teraz była tego pewna – i podejrzewała, że na domiar złego, wszystko miało jakiś związek z moją osobą. Nie dało się ukryć, była inteligentna, a ja faktycznie miałem to i owo na sumieniu.
Wcześniej już kilkukrotnie przemyślałem wszystko i planowałem ten moment, ale kiedy przyszło co do czego, nagle po prostu zabrakło mi słów. Przecież miało być łatwo, pomyślałem z niejakimi pretensjami do siebie samego. Jest tutaj. Ma urodziny. Po prostu powiedz jej, że to miał być prezent i będzie po problemie, skarciłem sam siebie, ale to wcale nie zdawało się wszystkiego ułatwiać. Nie była zadowolona i wszystko wskazywało na to, że znowu wszystko popsułem. Tylko skąd mogłem wiedzieć, że nie lubiła tańczyć? Co prawda tego nie powiedziała – nie konkretnie – ale takie mogłem wyciągnąć wnioski, widząc brak jakiegokolwiek entuzjazmu, kiedy zasugerowałem jej powrót do środka. Miałem wrażenie, że byłaby zdecydowanie szczęśliwsza, gdyby teraz mogła wrócić do zamku i zabarykadować się w pokoju, żeby nie musieć więcej oglądać mnie na oczy.
– Demetri, czy coś się stało? – zaniepokoiła się, zadziwiona moim przeciągającym się milczeniem. Uświadomiłem sobie, że od kilkunastu sekund po prostu stoję i taksuję ją wzrokiem. – Ja naprawdę mam już tego wszystkiego dość. O co wam wszystkim chodzi?
Westchnąłem i wypuściłem ze świstem powietrzem.
– O nic – wyznałem, czując się jak kompletny idiota. – Po prostu powiedziałaś mi wtedy, że dzisiaj masz urodziny, więc pomyślałem sobie… – Wzruszyłem ramionami. – Wybacz. Spalony pomysł.
– Och… – wyrwało jej się. Wyglądała na co najmniej zszokowaną. – Och, oczywiście, że nie! Tylko nie rozumiem, po co ten cały cyrk. Mogliście mi powiedzieć… – powiedziała, ale bez przekonania.
Zaśmiałem się bez wesołości, kiedy uświadomiłem sobie, że speszona próbuje ratować sytuację. Cholera, to było dopiero ciekawe! Mogła nie być zadowolona z prezentu, ale kiedy zaczynała dostrzegać intencje, natychmiast próbowała wszystko ratować. Jakby nie mogła po prostu wprost powiedzieć, że to się jej nie podoba!
– I dlatego się krzywisz? Po prostu powiedz mi, że jestem idiotą, i mogę wraz z Felixem i Hanną wypchać się tym klubem – zasugerowałem jej, kręcąc z niedowierzaniem głową.
– Jesteś idiotą, i możesz wraz z Felixem i Hanną wypchać się tym klubem – zarecytowała posłusznie. Prawie się uśmiechnąłem. – Ale przecież dobrze wiesz, że to nie prawda. Jakbyście mi powiedzieli…
– To co? Uśmiechałabyś się i poszłabyś z nami na imprezę? – zapytałem pobłażliwie.
Speszyła się, po czym zaprzeczyła ruchem głowy.
– Raczej nie. Ale przynajmniej nie tracilibyście czasu.
Wzniosłem oczy ku górze, zadziwiony jej zachowaniem. Bynajmniej nie takie były moje intencje, żeby zapędzić ją w kozi róg i sprawić, żeby poczuła się… No cóż, żeby poczuła się winna. Nie dość, że była na mnie zła, źle się bawiła i wyraźnie nie czuła się najlepiej w moim towarzystwie, teraz na dodatek próbowała zrobić wszystko, żebym się na nią nie zdenerwował. Ha! Kto powinien być zdenerwowany, kiedy zmusza się go do przyjęcia niechcianego prezentu?
Spojrzałem na nią bezradnie, samemu już nie wiedząc, co powinienem zrobić. Z jednej strony oczywiste było, że teraz powinienem chyba przeprosić – znowu! – po czym zaproponować, że odprowadzę ją do zamku. Była to nawet kusząca perspektywa, bo moglibyśmy pobyć sam na sam i może znów szczerze porozmawiać, chociaż szczerze wątpiłem, żeby pozwoliła na to po tym, jak zostawiłem ją wtedy samą. Z drugiej jednak strony, nade wszystko chciałem zmusić ją, żeby jednak wróciła ze mną do tamtego klubu i zareagowała dokładnie tak, jak sobie w pierwszej wersji zaplanowałem. Nie mogłem jej do tego zmusić, ale łatwo było sobie wyobrazić ten uroczy uśmiech na jej twarzy i to, że jednak będzie zadowolona z życia i przestanie się na mnie gniewać.
Przynajmniej na moment, tej jednej nocy…
Och, w wyobrażeniach tak łatwo było spełnić jej życzenie!
Zawahałem się i otworzyłem usta, chociaż nie miałem pojęcia, co powinienem w tym momencie powiedzieć. Nadmiar emocji sprawiał, że sam już nie wiedziałem, co w tym momencie czuję. Wiedziałem jedynie, że tej nocy pragnę zrobić coś, co będzie istotne dla nas obojga. Chciałem, żebyśmy… Żebyśmy…
Patrzyłem na nią jeszcze przez moment, a potem w końcu się odezwałem, wypowiadając pierwsze pytanie, jakie przyszło mi do głowy:
– Czy chciałabyś ze mną zatańczyć?
Cześć wszystkim! Szczerze na wstępie powiem, że boję się, że coś z tym rozdziałem poszło nie tak. Może to jedynie moje wrażenie, ale momentami strasznie opornie mi się pisało, chociaż efekt i tak wydaje się być lepszy niż myślałam. No cóż, pozostaje mi zostawić to waszej ocenie.
Jak widać, coś między bohaterami zaczyna się dziać. Mogę obiecać jedno – rozwój opowiadania bez wątpienia będzie zaskakujący, o tym jednak przekonacie się z czasem.

Nessa.

7 komentarzy

  1. Czy ja Ci już mówiłam jak KOCHAM ten blog? Jeju rozdział cudo. Tak wiem, że powtarzam się w każdym komentarzu, ale to prawda! Muszę chyba znaleźć inne epitety/przymiotniki (nie wiem które jest poprawne :P ) dorównujące doskonałości Twoich opowiadań. Dobra poszukałam w internecie. Więc zacznę od nowa.
    Ten rozdział był urzekający i wyjątkowy. Tak przeżywam wszystko co napiszesz =) Nawet nie wiesz jaka jestem szczęśliwa kiedy dodasz nn. Tylko mam pytanie ap ropo "Mogę obiecać jedno - rozwój opowiadania bez wątpienia będzie zaskakujący" No nie mów/pisz, że Renesmee i Demetri nie będą razem. Załamię się ;_; A tak jeszcze na koniec dodam, że gdybym była Nessie, to użyłabym daru i pokazałabym cokolwiek Felix'owi. Byłby chyba przestraszony i puściłby mnie/Nessie. Matko... nie wiem czy zrozumiesz co chciałam napisać, ale mam nadzieję, że tak.

    Katherina

    OdpowiedzUsuń
  2. Znowu ;c skończyć w takim momencie... ale co do rozdziału ŚWIETNY, GENIALNY, CUDNY (nie wiem już jakich przymiotników użyć). Chyba pierwszy raz tak mnie rozbawił Twój rozdział, a raczej scenka w której Felix niósł Nessie i spotkali Aro i Kajusza xD. Proszę, opisz w nn rozdziale scenę w której Demetri tańczy z Nessie :) Czuje że będzie epicka ;))

    OdpowiedzUsuń
  3. OMG!!!! KOCHANA ten rozdział jest zajebiście boski !!!!!! Kocham twojego bloga !!!!! Podziwiam twoją wyobraźnię a zarazem zazdroszcząc ci jej!!!! Ten rozdział mnie rozczulił na maksa:) Pomysł Demetriego super na prezent:) Nawet potrafi powiedzieć przepraszam:) ;p
    Zgadzam się z Katherine co do"Mogę obiecać jedno - rozwój opowiadania bez wątpienia będzie zaskakujący" No nie mów/pisz, że Renesmee i Demetri nie będą razem. Załamię się!!!!!!!!" Kiedy Ness pokaże coś o sobie Demowi za pomocą swojego daru???? Mam nadzieję iż Ness zgodzi się na taniec:) może coś bardziej zaiskrzy między nimi :) Ale się rozpisałam dziś:)Jestem zachwycona z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział:) oby był w miarę szybko bo już nie mogę się doczekać!!!!!!:)
    Pozdrawiam gorąco :**Niech wena będzie z TOBĄ!

    OdpowiedzUsuń
  4. Opowiadanie mi się podoba, będę tu zaglądać częściej. Takie opowiadania to rzadkość. Piszesz bardzo dobrze, chociaż błąd w jednym z ostatnich zdań kompletnie mnie poraził. "Coś istotnego dla nas oboje". Albo mi się wydaje albo powinno być "obojga". W przyszłości zwróć uwagę na ten mały, choć zauważalny błąd i bedzie cudownie.

    Pozdrawiam ;)

    Lizzy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, masz rację. Upały mnie kiedyś wykończą, skoro już teraz robię takie błędy... Serdecznie dziękuję za uwagę, zawsze to doceniam i oczywiście już poprawiam =)

      Nessa

      Usuń
  5. Świetnie piszesz. Przeczytałam zaległe rozdziały i będę teraz czytać regularnie. O ile dowiem się kiedy wychodzą nowe notki.
    Wiem, że już to słyszałaś, ale z perspektywy Demetriego piszesz genialnie!!! Normalnie kocham te fragmenty. Części z Renesmee też są coraz lepsze. Muszę jeszcze powiedzieć, że takiego bloga nie czytałam. Może uda mi się poszukać coś podobnego? Szczerze jednak w to wątpię, bo twój pomysł jest jedyny w swoim rodzaju.

    OdpowiedzUsuń
  6. "chyba przepoić" - a nie "przeprosić"? Chcesz mi powiedzieć, że to "przepoić" tyczyło się upicia się dla poprawy humoru?
    Tak w ogóle to witaj po latach! xD Nie ma to jak czytać opowiadanie z 2013 roku w roku 2017, ale myślę, że na to nigdy nie jest za późno i nie będziesz miała o to do mnie pretensji.
    Nie rozumiem dlaczego Rene tak zdziwił skrót/zdrobnienie Neska, przecież takie zdrobnienia i pseudonimy zwykle powstają od imienia i nazwiska i nie są zbytnio skomplikowane Cinek czy Marc od Marcinek, Sajmon od Szymon, Ignac/Ignacy od Ignaszak, Różal od Różalski. To typowe, więc nie powinno na niej wywierać aż takiego wrażenia.
    Nadal czepiam się tego, że D. tak szybko zapikał serduchem do Cullenówny. Nie powinna chyba być dla niego nagle kimś ważnym, skoro wcześniej nie była nikim istotnym w jego życiu, a też nie zrobiła nic, ani on nie zrobił nic, by mogła stać się dla niego jakaś wyjątkowa, po prostu istotniejsza. Miłość to nie jest grom z jasnego nieba, w taką chyba wierzą tylko dzieci. Jednak rozumiem, że opowiadanie kierowane było właśnie do nastolatków, których fascynuje takie nagłe zauroczenie jak Belli do Edwarda i odwrotnie. Jednak zauroczenie, bo w te wierzę, nawet jeśli są nagłe, występują po jednym spotkaniu, to jednak powinny być opisywane nieco inaczej niż w taki dojrzały, pewny sposób.
    Co do klubu, nie każdy lubi tańczyć i się bawić, ale cel nieraz daje radę uszlachetniać środki, tak więc i intencje są ważne, nawet jeśli efekt końcowy czy sam pomysł nie zadowala.
    Od razu lecę do kolejnego, póki mam trochę wolnego czasu (co prawda przydałoby się wyprasować, poskładać, pochować, ale... to nie ucieknie, a ja mam ochotę poczytać). Nie obiecuję, ale mam w planach nadrobić choćby pierwszą księgę do końca weekendu. Oczywiście zamierzam też wziąć się za drugą i trzecią, a potem może za tego twojego tasiemca, by zobaczyć jak pisałaś na początku. Co ty na to?

    https://dariusz-tychon.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń


After We Fall
stories by Nessa