poniedziałek, 24 czerwca 2013

11. Taniec

Renesmee
Kiedy zobaczyłam Demetriego, moje mięśnie natychmiast napięły się i chciałam uciec. Uczucia, które we mnie wyzwalał, były tak bardzo ze sobą sprzeczne, że chyba jedynie cudem ich nadmiar nie rozerwał mnie od środka. Jak ktokolwiek może być w stanie znieść tak wiele emocji jednocześnie?, zapytałam samą siebie, czując jak zaczynam się trząść i ledwo jestem w stanie złapać oddech.
Świeże powietrze pomogło, ale On poszedł za mną. Dlaczego? Nie rozumiałam jego zachowań od samego początku, odkąd poznaliśmy się po raz pierwszy. W jednej chwili ratował mi życie, żeby w następnej mi je uprzykrzyć. To było tak, jakbym miała do czynienia z dwoma Demetrim i jednocześnie – coś jak zły i dobry brat, chociaż w ostatnim czasie sama nie byłam pewna która jego strona przeważa. Kiedy byliśmy na misji i leżeliśmy na tamtej polanie, bardzo chciałam wierzyć, że mam do czynienia z prawdziwym nim, ale kiedy zniknął, czułam się głupia i naiwna z tego powodu. Dlaczego więc teraz nie zamierzał dać mi spokoju, skoro zaraz i tak miał mnie porzucić, tak jak wszyscy na których chociaż trochę mi zależało? Byłam na siebie zła za nadzieję, którą uparcie chciałam czuć oraz za to, jak reagowałam za każdym razem, kiedy Demetri był obok. Jeśli cierpiałam z jego powodu, byłam sama sobie winna.
Ale nie mogłam powstrzymać się przed tym, żeby jednak za każdym razem nie dać mu szansy. Kiedy tylko się pojawiał, moje serce gwałtownie przyśpieszało, a skóra zaczynała płonąć, łaknąc dotyku jego palców na mojej twarzy. Dokładnie tak samo, jak wtedy, kiedy zasnęłam na tamtej polanie – wtedy dotknął mnie, sądząc, że nie mam o tym pojęcia. Być może sobie to wyobraziłam, ale chciałam wierzyć, że to jest prawda i z największą czcią pielęgnowałam to wspomnienie. Zapach jego skóry, to figlarne spojrzenie i śmiech, kiedy zdarzało mi się go rozbawić… Wszystko to pamiętałam w zaskakująco wyraźny sposób, który powinien skłonić mnie do przeanalizowania swoich uczuć i wyciągnięcia wniosków, ale mimo wszystko nie byłam dość odważna, żeby zaryzykować nazwanie rzeczy po imieniu i wyciągnięcie wniosków.
Powinnam trzymać się z dała od Demetriego Volturi. Po tym, jak mnie zostawił i jak kilkukrotnie potraktował mnie w niewłaściwy sposób, powinnam unikać go dokładnie tak, jak obiecałam sobie pierwszego dnia, kiedy z płaczem zasypiałam, żeby później przez całą noc walczyć z koszmarami. To nie ma znaczenia, powtarzałam sobie, że przyniósł ci ten medalion. Nie ma znaczenia, że cię uratował, a tamtej nocy naprawdę okazał ci sympatię. Po prostu chciał, żebyś się przed nim otworzyła, by później to wykorzystać. Komuś takiemu jak on nie mogło na czymkolwiek zależeć, zwłaszcza na tobie…
Dlaczego mój umysł uparcie się buntował przed zaakceptowaniem prawdy? Dlaczego ciało nie mogło zrozumieć, że takie pragnienia i reakcje nie mają żadnego sensu?
Sprzeczności. Tak wiele sprzeczności…
A teraz on stał tuż przede mną, nieporadny jak dziecko i prosił mnie do tańca.
W uszach wciąż brzmiały mi jego przeprosiny i wyznania, kiedy przyznał mi, że chciał zrobić mi niespodziankę z okazji dziewiętnastych urodzin, nie widziałam zaś nic innego, prócz wyciągniętej w moją stronę dłoni i wpatrzonych we mnie brązowych oczu – włożył szkła kontaktowe, żeby zbytnio nie wrzucać się w oczy. Na sobie miał zwykle, ale markowe jeansy i białą, rozpiętą pod szyją w zawadiacki sposób koszulę. Brązowe włosy były w nieładzie, co jak zwykle dodawało mu uroku i sprawiało, że nagle z całą mocą zapragnęłam zanurzyć palce w jego ciemnej czuprynie i spróbować doprowadzić ją do porządku. Ze skutkiem czy nie, to już nie było istotne.
– Renesmee? – Jego głos wyrwał mnie z zamyślenia. Wzrok utkwił we mnie i wyglądał na coraz bardziej zdenerwowanego, jakby odmowa napawała go lękiem. – Pytałem czy ze mną zatańczysz – powtórzył z wahaniem, na ułamek sekundy zaciskając wyciągniętą w moją stronę dłoń w pięść.
Zamrugałam i z zaskoczeniem uświadomiłem sobie, że od dobrej minuty stoję i wpatruję się w niego rozszerzonymi oczami, nie wypowiadając ani słowa. Spąsowiałam, rumieniec zaś sprawił, że oczy Demetriego zabłysły, przez co zarumieniłam się jeszcze bardziej i spojrzałam gdzieś w bok.
– Och, tak… – wykrztusiłam, chociaż rozsądek przypominał mi o złożonych obietnicach i moich obawach. Zignorowałam go bez cienia żalu, tej nocy postanawiając słuchać wyłącznie serca.
Kiedy w końcu podałam mu rękę, moje ciało przeszedł dreszcz. Dłoń Demetriego była przyjemnie chłodna i znajoma, chociaż mimo skojarzenia pierwszy raz udało mi się nie pomyśleć o Cullenach. Uścisku był silny, ale przy tym delikatny i niemal natychmiast poczułam się przy wampirze bezpieczna. Niepewnie spojrzałam mu w oczy, po czym spróbowałam odwzajemnić uśmiech, który pojawił się na jego wargach.
– Dziękuję – powiedział tak cicho, że równie dobrze mogło być to jedynie złudzeniem. Musiało tak być, bo już wymuszenie przeprosin wydawało się nie lada wyczynem z mojej strony.
Sądziłem, że wejdziemy do środka, ale Demetri miał inne plany. Pewnym, bez wątpienia wyuczonym przez stulecia życia gestem, przyciągnął mnie do siebie. Machinalnie położyłam obie dłonie na jego ramionach, podczas gdy jego ręce wylądowały na moich biodrach. Zaskoczyło mnie to, ale i ucieszyło, bo wszystko wskazywało na to, że bardzo musi się przy mnie starać, nie chcąc żebym się spłoszyła. Trzymał mnie delikatnie, w żaden niekomfortowy sposób, który mogłabym odebrać jako dwuznaczny albo niewłaściwy. Byłam pod wrażeniem, że było go na coś podobnego stać.
A potem zaczęliśmy tańczyć. Dudniąca muzyka z klubu zdawała się nas nie obejmować, równie dobrze mogłaby całkiem zamilknąć. Demetri prowadził mnie do jakiejś sobie tylko znanej, wolnej i przejmującej melodii, poruszając się z gracją zawodowego tancerza i sprawiając, że nawet ja musiałam prezentować się dość przyzwoicie. Z jego sprawą poczułam się tak, jakbym latała, wolna i całkowicie pewna swoich ruchów; nie bałam się, że coś mi się stanie albo nagle stracę równowagę i upadnę, bo miałam pewność, że Demetri w porę by mnie złapał. Bezpieczeństwo było czymś dla mnie abstrakcyjnym, co dawno zostało zapomniane, a co teraz na powrót mogłam odkrywać. To było wspaniałe i na moment udało mi się zapomnieć o wszelakich problemach.
Wirowaliśmy, lekcy i obojętni na wszystko to, co działo się wokół. W jednej chwili świat skurczył się do tej małej, obskurnej uliczki za klubem i do naszej wyimaginowanej melodii,  która sprawiała, że staliśmy się jednością. Nie jestem pewna, kiedy zdecydowanie zmniejszyła się odległość między nami i w jaki stało się to sposób – równie dobrze mogłam mocno przywrzeć do Demetriego, jak i on przyciągnął mnie do siebie, zamykając w swoich ramionach. Kto wie, może nawet zrobiliśmy to razem – bez znaczenia, skoro żadne z nas nie czuło się z tym niekomfortowo. Wręcz przeciwnie; gdyby to było możliwe, przysunęłabym się jeszcze bliżej, tak blisko, jak to tylko możliwe…
Co się ze mną dzieje?, pomyślałam, czując się tak, jakbym była w transie. Byłam świadoma wyłącznie chłodu skóry, bijącego od ściśle obejmujących mnie ramion. Słodki zapach wampirzego ciała mieszał się z słodyczą mojej krwi, doskonale ją uzupełniając i wydając się ciasno owijać dookoła nas. Byłam oczarowana tą zależnością, bo dostrzegałam ją w wielu innych aspektach, gdzie wydawaliśmy się uzupełniać.
Był zimny, podczas gdy ja byłam ciepła. Martwe, ale pełne energii ciało, przy moim żywym, chociaż pozbawionym nadziei. Siła i bezpieczeństwo, podczas gdy ja tak bardzo pragnęłam znaleźć kogoś, kto się mną zaopiekuje.
Boże, jak bardzo chciałam, żeby już zawsze dawał mi poczucie bezpieczeństwa i stabilności, które czułam, kiedy trzymał mnie w swoich objęciach!
Serce biło mi jak szalone, jakby w jeden dzień chciało nadrobić cały ten okres, kiedy zachowywałam się jakbym była martwa. Oddech miałam przyspieszony i zaczęłam się nawet obawiać, że zaraz zemdleję z nadmiaru emocji, ale nic podobnego się nie stało. Demetri odsunął mnie od siebie i wciąż trzymając mnie za rękę sprawił, że wykonałem zgrabny piruet. Zaskoczona powróciłam do pierwotnej pozycji, stając twarzą w twarz z wampirem i będąc w stanie spojrzeć mu w twarz. Oczy miał roziskrzone, poza tym patrzył na mnie z taką fascynacją i uczuciem, że aż przeszły mnie dreszcze rozkoszy.
A potem – zważając na każdy kolejny ruch, delikatnie ułożył swoją dłoń na moim policzku i głęboko zajrzał mi w oczy.
– Wszystkiego najlepszego – powiedział cicho. Głos miał dziwnie niski i zachrypnięty od nadmiaru emocji.
Kiedy nachylił się w moją stronę, serce omal mi nie stanęło. Być może już od momentu, kiedy dostrzegłem jak na mnie patrzył, przewidziałam jak to wszystko się potoczy, ale i tak mnie zaskoczył. Moment w którym jego wargi musnęły moje, wyrył się w mojej pamięci tak dokładnie, że chyba nigdy nie miałam być w stanie go zapomnieć. Całował mnie delikatnie i czule, jakby spodziewał się, że za chwilę uderzę go w twarz i po prostu odejdę. Nie miałam takiego zamiaru, a nawet gdybym chciała, w tym momencie byłam tak oszołomiona, że przez kilkanaście sekund nie potrafiłem się poruszyć, całkowicie sparaliżowana. W tym momencie świat mógłby zostać zniszczony, a ulicami Volterry przejść mogło tornado, a i tak nie byłabym w stanie tego zauważyć.
Demetri odsunął się nieznacznie, żeby móc złapać oddech, którego przecież nie potrzebował. Sama też łapczywie na dałam powietrza do płuc, chcąc uspokoić kołacące serce i spróbować się rozluźnić. Dopiero kiedy ponownie na niego spojrzałam, zauważyłam smutek i powątpienie w jego tymczasowo czekoladowych tęczówkach, co natychmiast zaowocowało u mnie strachem.
– Żałujesz – stwierdziłem i zaklęłam w duchu, bo mój głos zabrzmiał wręcz płaczliwie. Przecież nie powinnam być zdziwiona!
Demetri unikał brwi i spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
– Słucham? – zapytał, chyba faktycznie nie rozumiejąc, co do niego mówię.
– No wiesz, że mnie pocałowałeś – uściśliłam, próbując wyswobodzić się z jego objęć. Zmartwiłam się, kiedy mnie powstrzymał i pokręciłam głową. – Przestań i puść mnie. Przecież widziałam po twojej twarzy, że ci się nie podobało. Nie musisz być dla mnie miły tylko dlatego, że mam urodziny – powiedziałam stanowczo i tym razem byłam z siebie dumna, bo głos nawet się nie załamał. Robiłam postępy.
Demetri odsunął mnie na długość wyciągniętych ramion, żeby uważnie mi się przyjrzeć. Jeszcze bardziej zmarszczył brwi, kiedy przekonał się, że jestem z nim jak najbardziej szczera. Zdziwiło mnie to, bo niby dlaczego miałabym w tej sytuacji kłamać? To, że chciał być miły i sprawić mi radość tylko dlatego, że miałam urodziny, również go do niczego nie zobowiązywało. Ciągnięcie tej farsy, kiedy którekolwiek z nas robiło coś wbrew sobie, nie miało najmniejszego sensu.
Wampiry zamrugał i powoli pokręcił głową. Kiedy szarpnęłam się w jego ramionach, stanowczo przyciągnął mnie do siebie i zmusił, żebym spojrzała mu w oczy.
– Ty pomyślałaś… O mój Boże. – Roześmiał się z taką ulgą, że aż sama ją poczułam, chociaż jednocześnie zdenerwowałam się, że na domiar złego zaczął się ze mnie nabijać. – Posłuchaj, przecież...
– Bardzo śmieszne – przerwałam mu z goryczą. – Pośmiejmy się z Renesmee. Aż taka marna w tym jestem, że nawet nie potrafisz mi tego wprost powiedzieć – zapytałam chłodno.
– Dziewczyno… – westchnął i wzniósł oczy ku górze. – Gdybyś mnie posłuchała… Och, myślałem, że to ze mną jest coś nie tak. Stałaś tak nieruchomo, że pomyślałem, że nie chcesz żebym cię całował.
Miałam na końcu języka jakąś odpowiedź, kiedy doszedł do mnie pełen sens jego słów i zamarłam. Dokładnie przeanalizowałam swoje zachowanie od momentu, kiedy mnie pocałował i uświadomiłam sobie, że w istocie miał rację!
– Och… – wyrwało mi się. Spojrzałam na niego speszona, w duchu pragnąc zapaść się pod ziemie. – Ja tylko… No cóż, ja…
– Tylko błagam, nie zacznij mnie znowu przepraszać z nic. Dzisiaj to moja działka – przerwał mi z udawaną paniką. – A teraz szczerze, jak to jest z tymi pocałunkami? Bo nie wiem…
Tym razem ja mu przerwałam i to w sposób, który zaskoczył nas oboje. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale w jednej chwili patrzyłam na niego zagubiona, a w następnej już zarzucałam mu ręce na szyję i całowałam go namiętnie, starając się przekazać poprzez ten pocałunek wszystkie targające mną od jakiegoś czasu emocje.
Kilka razy całowałam się z Jacobem, ale nigdy nie w taki sposób. Tamte pocałunki były przyjemne, ale ten… Tym razem nie było to tak niewinne jak wtedy, kiedy Demetri mnie całował, ale przez to pieszczota bynajmniej nie traciła na uroku. Starałam się w ten sposób przekazać wampirowi wszystkie swoje emocje, całkowicie się przed nim obnażając. Niepewność, strach, ból i pragnienia, które wzbudzał we mnie samą swoją obecnością… Wszystko to oddałam jemu, decydując się nie mieć żadnych tajemnic i pozwolić mu poznać mnie całkowicie. Tylko tego w tym momencie chciałam i nie zamierzałam się teraz wycofać.
Położyłam mu obie dłonie na policzkach, po czym – niekoniecznie przypadkowo – pozwoliłam sobie na utratę kontroli nad darem. Moje myśli stały się jego, a ja wcale się ich nie wstydziłam. Całowałam go i otaczałam wszystkim tym, co czułam i sądzę, że to właśnie wtedy staliśmy się jednością.
A ja chciałam więcej. Całowaliśmy się, ale to mi nie wystarczyło. Nie wiem, co w tamtym momencie we mnie wstąpiło, ale chyba nigdy tak bardzo nie łaknęłam bliskości i dotyku innej osoby. Demetri dawał mi wszystko to, czego tak bardzo potrzebowałam, chociaż – paradoksalnie – początkowo sam był przyczyną tego, że nie czułam w zamku bezpiecznie. Tak wiele się zmieniło od tamtego czasu, a ja nawet nie zauważyłam kiedy i w jaki sposób do tego doszło. To, czego doświadczałam, było dla mnie zupełnie czymś nowym i obcym po tym, jak w jednej chwili straciłam wszystkich tych, których naprawdę kochałam.
Przypomniałam sobie, jak leżąc na tamtej polanie, obserwowaliśmy spadającą gwiazdę i wypowiadaliśmy nasze życzenia. Moje się spełniło, uświadomiłam sobie. Teraz jestem szczęśliwa… Zdawałam sobie sprawę, że taki stan rzeczy z pewnością nie będzie trwać wiecznie, ale w tym momencie liczyło się wyłącznie to, że naprawdę czułam się fantastycznie. Miałam urodziny i chociaż pierwszy raz obchodziłam je pozbawiona rodziny, jednocześnie musiałam przyznać, że zaliczały się do jednym z najbardziej udanych. To nic, że nie było kolejnego przyjęcia, prezentów, a ja byłam w obcym mieście prawie całkowicie sama. W zamian zyskałam coś nowego, co mogło okazać się początkiem całkowicie nowego i fantastycznego uczucia, być może związku…
Uświadomiłam sobie, że stanowczo zbyt mocno się rozpędziłam i gwałtownie odskoczyłam od Demetriego. Wciąż używałam swojego dar, więc wampir musiał słyszeć wszystko, każdą moją najbardziej intymną myśl. Z jednej strony chciałam tego – być z nim szczerą, nawet jeśli on nie zawsze taki był – ale teraz… Spojrzałam na niego niepewnie, zupełnie nie mając pojęcia, jak powinnam się zachować. Usta miałam spuchnięte od pocałunków, oddech przyśpieszony, a włosy w nieładzie, bo w którymś momencie zsunęła mi się gumka i spleciony przez Hannę warkocz się rozsypał.
Demetri przyglądał mi się z zainteresowaniem, po czym delikatnie ujął w palce jeden z niesfornych loków i niemal z czułością zatknął mi go za ucho. Przeczesałam włosy palcami, żeby do końca rozplątać warkocz i ukryć fakt, że zadrżałam, kiedy przy okazji musnął rozpaloną skórę mojego policzka.
– Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo się cieszę – wyznał mi, nie przestając się uśmiechać. W żaden sposób nie skomentował moich obaw co do myśli, które przez cały nasz pocałunek chodziły mi po głowie. – No wiesz, że jednak jesteś szczęśliwa. Myślałem, że będziesz trochę zła, kiedy okazało się, że nie lubisz klubów – uściślił, kiedy spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
– Nie jesteśmy w klubie – zauważyłam przytomnie, chociaż w głowie miałam mentlik i sama nie byłam pewna, co powinnam po tym wszystkim czuć. Wciąż miałam na ustach posmak naszych pocałunków i siłą musiałam powstrzymywać się przed tym, żeby nie pozwolić sobie na jeszcze więcej. – Ale może powinniśmy wrócić. Wiesz, Hannah i Felix mogliby zacząć się zastanawiać, czy wszystko poszło w porządku – wyjaśniłam, ale w moim głosie słychać było wyraźną niechęć, co jedynie Demetriego rozbawiło.
– Sądzę, że jeszcze kilka minut nas nie zbawi – stwierdził spokojnie, cały czas mi się przypatrując. Mogłabym przysiąc, że jego wzrok raz po raz uciekał w stronę moich ust. – A nawet jeśli, nigdy jakoś nie widziałem siebie w niebie, więc żadna strata.
Nic na to nie odpowiedziałam, bo kwestie wiary były mi obce. Wiedziałam co prawda, że tata i dziadek mieli dwa różne poglądy na niebo, piekło i wampiry w tym wszystkim, ale ja nigdy się nad tym nie zastanawiałam, bo i nie miała ku temu powodów. Tym bardziej, że po śmierci bliskich miałam wiele powodów, żeby wątpić w jakiekolwiek dobre byty, które czuwały nad tym, co działo się z tymi, którzy przebywali na ziemi. Jak mogłabym w cokolwiek wierzyć, zwłaszcza w dobro, skoro zdążyłam już zasmakować namiastki piekła?
Ale gdybym wierzyła w anioły, Demetri być może byłby jednym z nich. Ta myśl była zabawna, bo tropicielowi daleko było do anielskiego charakteru, ale mimo wszystko miałam wrażenie, że sama jego obecność wyciąga mnie z rozpaczy. Nie powiedziałam tego na głos, bo jak nic by mnie wyśmiał, ale w tym momencie postrzegałam go jako mojego wybawiciela, bo niezależnie od naszych początkowych relacji, to właśnie on zmuszał mnie do tego, żebym starała się żyć. Czy to mnie denerwując, czy zmuszając do śmiechu albo płaczu – to już nie było istotne, jeśli tylko mogłam przekonać się, że wciąż jest we mnie coś więcej prócz nieopisanego bólu i przedłużającej się żałoby. To było ważne, nawet jeśli do tej pory żadne z nas nie zdawało sobie z tego sprawy.
Raz jeszcze poprawiłam włosy, żeby tylko zająć czymś ręce. Milczałam, zbyt zdezorientowana i rozkojarzona, żeby być w stanie wydobyć z siebie głos i powiedzieć cokolwiek sensownego. Chciałam spędzić z Demetrim cały dzisiejszy wieczór, ale wcześniej potrzebowałam chwili, żeby się uspokoić, doprowadzić do względnego porządku i zebrać myśli. Może dopiero wtedy miałam być w stanie normalnie funkcjonować.
– Ja… – Zawahałam się i wzięłam głęboki oddech. – Bardzo byś się obraził, gdybym teraz na moment poszła do łazienki? – zapytałam, zastanawiając się jak mogłam wpierw się z nim całować, a teraz czuć się do tego stopnia skrępowaną.
Udał, że musi się zastanowić.
– Ale jeśli cię puszczę, nie przeprosisz mnie jak wrócisz, dobra? – powiedział w końcu, posyłając mi uśmiech. – I wróć. Nie tylko Felix potrafi posunąć się do porwania – dodał i mrugnął do mnie porozumiewawczo.
Udało mi się uśmiechnąć, chociaż wciąż czułam się dziwnie za każdym razem, kiedy to robiłam.
– Postaram się – obiecałam, po czym niemal biegiem skierowałam się w stronę baru.
Kolejny raz poraziła mnie liczba kotłujących się ciał, zapach krwi i raz po raz zmieniające się kolory świateł, ale prawie nie zwracałam na to uwagi. Wymijając pośpiesznie kolejnych tańczących, zdołałam dotrzeć do stolika, gdzie zostawiłam Hannę i Felixa – z tym, że ich już nie było. Poczułam się spanikowana tym odkryciem i już miałam zacząć ich szukać, kiedy dostrzegłam moich towarzyszy pośród tańczących. Uniosłam brwi, zaskoczona tym odkryciem, bo prędzej spodziewałabym się końca świata niż tego, że będą w stanie zająć się sobą i przy tym się nie pozabijać, szybko jednak wzięłam się w garść i ruszyłam w ich stronę.
Nie zauważyli mnie, a przynajmniej nie dali nic po sobie poznać. Tańczyli razem, chociaż bardziej przypominało to konkurowanie niż to, co działo się pomiędzy mną a Demetrim. Hannah wyglądała olśniewająco w swojej czerwonej sukni, kiedy tak wirowała przy Felixie, raz po raz prowokacyjnie się o niego ocierając. Spoglądał na nią z pozornym znudzeniem, ale ja i tak wiedziałam, że dziewczynie udało jej się go oczarować. I to ze wzajemnością, chociaż byli zbyt dumni i zatraceni w swoich konflikcie, żeby to przed sobą nawzajem przyznać.
To Hannah pierwsza mnie zauważyła. Wykonała zgrabny obrót i powirowała prosto w moją stronę, po czym natychmiast położyła mi obie dłonie na ramionach. Kiedy na mnie spojrzała, jej czy błyszczały intensywnie i zdradzały zainteresowanie – podejrzewała albo widziała Demetriego w barze zanim oboje zniknęliśmy.
– No i gdzieś ty była? – zapytała natychmiast, po czym rzuciła pełne wyższości spojrzenie w stronę Felixa. – Z tego wszystkiego musiałam zacząć się bawić z Felutkiem, a przecież wiesz, że to nie jest szczyt moich marzeń. Powiedziałaś przecież, że wychodzisz na chwilę – powiedziała z wyrzutem, chociaż kiedy tańczyli razem, wcale nie wyglądało na to, żeby za mną jakoś bardzo tęskniła.
– Musimy pogadać – poprosiłam, czym jeszcze bardziej wzmogłam jej zainteresowanie. Teraz dosłownie przeszywała mnie swoim spojrzeniem. – Możemy na chwilę…? – Skinęłam znacząco w stronę drzwi, które oznaczoną jako toaleta.
Hannah obrzuciła mnie wzrokiem, skupiając się przede wszystkim na zaróżowionej skórze i bałaganie na głowie, po czym bez słowa chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w stronę toalety. Felix odprowadził nas pytającym spojrzeniem, ale żadna z nas nie zamierzała mu czegokolwiek wyjaśniać. Jakby nie patrzeć, chodziło o nieśmiertelne „babskie sprawy” od których powinien zdecydowanie chcieć trzymać się z daleka.
Moja przyjaciółka (chyba zaczynałam się już oswajać z tą myślą) pchnęła drzwi i stanowczo wciągnęła mnie do środka.
– Wypad – syknęła do dwóch nastolatek, które nadmierną ilością makijażu usiłowały wyglądać na starsze niż w rzeczywistości. Dziewczyny popatrzyły po sobie, ale nic nie odpowiedziałam, bo coś w wyglądzie nowo narodzonej wampirzycy musiało wzbudzić u nich szacunek. Czmychnęły w popłochu, zostawiając nas same i pozwalając Hannie całkowicie się rozluźnić. – Świetnie. Więc teraz mów, misiu. Prezent się podoba? – zapytała z niewinnym uśmiechem, wertując swoją małą, ale pakowną torebeczkę w poszukiwaniu szczotki.
– Ty… – wymruczałam, ale nie potrafiłam zdenerwować się tak, jakby w tej sytuacji wypadało. – Zabiję was za to, obiecuję. Ciebie i Felixa – stwierdziłam, pochylając się nad umywalką, żeby przemyć chłodną wodą rozpalona twarz. – Mogliście mi powiedzieć – poskarżyłam się, ale zasłużyłam jedynie na pełne pobłażania spojrzenie wampirzycy.
– Wtedy to Demetri by nas zabił. Wiesz, potrafi być bardzo przekonująco, poza tym schowanie się przed nim jest stosunkowo problematyczne – usprawiedliwiła się i nie miałam pewności czy żartuje, czy mówi poważnie. Demetri był z gatunku tych, którzy bywali nieprzewidywalni. – A tak poza tym, chyba muszę ci przypomnieć koncepcję „niespodzianki” – dodała, podając mi szczotkę.
Postanowiłam darować sobie kolejny wykład o tym, co tak naprawdę sądzę o wszelakiego rodzaju niespodziankach i prezentach. Spojrzałam w lustro, po czym starannie zaczęłam rozczesywać włosy, całkowicie pochłaniając się temu zajęciu. Jednocześnie zadumałam się nad postacią, która spoglądała na mnie ze szklanego odbicia, bo zupełnie nie byłam w stanie rozpoznać w tej osobie siebie.
Ktoś jak znajoma nieznajoma.
Dziewczyna, którą widziałam, miała podobne rysy twarzy i sylwetkę, ale na tym znajome wrażenie się kończyło. Tamta Renesmee miała zaróżowioną cerę, lśniące oczy i wypieki na policzkach – coś, co może mogłam u siebie zaobserwować kiedy, ale nie teraz. Nawet czarna sukienka-bombka od Hanny zdawała się leżeć jakoś inaczej niż przed wyjściem, idealnie przylegając do ciała i podkreślając wszystkie atuty sylwetki. Osoba w lustrze była na swój sposób piękna i tajemnica, poza tym emitowało z niej coś, co na pewno nie mogło należeć do mnie.
Tym czymś było szczęście.
Demetri
Renesmee zniknęła w klubie, a ja ledwo powstrzymałem się od tego, żeby nie pójść za nią. Oparłem się o kamienną ścianę i uniosłem głowę, wbijając wzrok w atramentowe niebo nad miastem. To sprawiło, że natychmiast pomyślałem o tamtej nocy, kiedy pierwszy raz rozmawialiśmy tak, jak powinno być od samego początku, a Nessie otworzyła się przede mną…
Nessie. Wściekłaby się, gdybym tak ją nazwał, ale w myślach mimo wszystko lubiłem to przezwisko. Co prawda rozumiałem, dlaczego jego brzmienie sprawiało jej ból, ale i tak żałowałem, że nie mogę w ten sposób się do niej zwracać. Inne skróty jej imienia nie wchodziły w grę, co odrobinę wszystko komplikowało, bo chciał miała piękne imię – równie oryginalnie i niezwykłe jak ona – przezwiskiem czasami łatwiej było przekazać uczucia, którym się kogoś darzyło.
Z drugiej jednak strony, nie wyobrażałem sobie słów, które byłyby w stanie opisać to, co się ze mną działo, kiedy byłem razem z Renesmee. Fascynowała mnie, pociągała na wszystkie możliwe sposoby i sprawiała, że mogłem już myśleć już tylko o tym, jak cudownie było trzymać ją w ramionach i bezkarnie dotykać. Kiedy tańczyliśmy, to było bardziej niezwykłe niż nawet najlepszy seks, jakiego doświadczyłem – a przecież to był jedynie taniec, coś tak błahego, jak tylko jest to możliwe. Na dodatek wciąż nie byłem w stanie spojrzeć na nią tak, jakby była jedynie ciałem; pożądałem ją, ale to pierwszy raz nie przysłaniało wszystkiego innego i może właśnie dlatego dziewczyna ta tak bardzo różniła się od innych. To było coś nowego, czego nie doświadczyłem w całym swoim już ponad tysiącletnim życiu i co nade wszystko mi się podobało.
I ten pocałunek. Do tej pory czułem jej wargi na swoich, nie wspominając już o tym, jak reagowało jej ciało. Byłem w stanie odtworzyć każdy nawet najdrobniejszy gest, każdy ruch jej ciała. Znałem na pamięć rytm w jakim biło jej serce, pamiętałem siatkę jaką na jej bladej szyi tworzyły żyły i nawet teraz słyszałem jak krew krąży w jej żyłach. Za każdym razem odkrywałem te szczegóły na nowo, starając się je zapamiętać równie dokładnie, co rysy jej twarzy i najdrobniejszy detal szczupłej sylwetki. Kiedy jej dotykałem, drżała rozkosznie, a każdy nerwowy tik sprawiał, że na moich ustach pojawiał się uśmiech.
Renesmee. Czułem ją wyraźnie gdzieś na granicy świadomości, jarzący się punkt, który zawsze byłem w stanie odnaleźć. Dziewczyna-zagadka, która od początku mnie fascynowałam, obojętnie jak bardzo starałem się w sobie to uczucie zwalczyć. No bo jak mogłem być zainteresowany zwykłą hybrydą, Cullenówną na dodatek, której wszyscy od samego początku mieliśmy dość? Nie chciałem, żeby ktokolwiek odebrał moje podejście źle, ale w straży mieliśmy pewne utarte stereotypy, ale maniakalne wręcz pragnienie zdobycia darów Cullenów, które na każdym kroku przejawiał Aro, wytworzyło w nas niechęć do wegetariańskiej rodziny. Zwłaszcza po klęsce sprzed osiemnastu lat, kiedy to omal nie doszło do największej bitwy, jaką przyszło nam stoczyć, najważniejszy z trójcy stał się pod tym względem nie do zniesienia. Chyba nic dziwnego, że również najmłodsza z Cullenów została dzięki temu spisana w naszych oczach na straty.
Gdybym wiedział już wtedy… Ale skąd mogłem wiedzieć? Dopiero teraz miałem okazję, żeby ją poznać i odkryć na nowo, całkowicie zacierając wyrobiony wcześniej obraz. Kiedy widziałem ją po raz pierwszy, była uroczym dzieckiem, która łatwo potrafiła owinąć sobie każdego wokół palca – nawet Aro wydawał się być oczarowany – wtedy jednak byłem w stanie odrzucić od siebie wszelakie pozytywne uczucia i zamienić je w chęć do zabijania. To było o tyle proste, że hybrydy wydawały się nie różnić od Nieśmiertelnych Dzieci, których plagę przeżyliśmy kilka wieków wcześniej. Sam brałem udział w ich masowych mordach, więc chyba oczywiste było, że z czasem zdążyłem wyrobić w sobie odporność na rozsiewany przez nich czas.
Z Renesmee jednak była to zupełnie inna sprawa, bo ona nawet teraz – jako piękna, czarująca kobieta – była pociągająca. Już od pierwszego momentu, kiedy uratowałem ją na placu, oczywiste było dla mnie, że tej cudownej istoty nie da się tak po prostu zignorować, ale dopiero teraz zaczynałem przekonywać się, co to oznacza. I jakby tego było mało, jej dar pozwolił mi odkryć, że dziewczyna jest równie rozdarta, co ja w tym momencie. Jej myśli były pogmatwane, ale przez cały czas przewiały się przez nie moja twarz i moje imię. Powiedzieć, że byłem jedynie mile połechtany, kiedy to odkryłem, byłoby wierutnym kłamstwem – to było coś znacznie bardziej złożonego, czego jednak wciąż nie potrafiłem nazwać.
Nie potrafiłem albo nie chciałem, ale to już było sprawą drugorzędną. Teraz najważniejsze było, że czekałem aż w końcu do mnie wróci, a później świat w końcu mógł ulec zniszczeniu. I tak prawie go nie zauważaliśmy, wirując w tańcu albo starając się rozmawiać. Nawet wtedy patrzyła na mnie nerwowo i kiedy akurat się nie denerwowała, mieszała się uroczo, starając się zająć czymś wzrok. Nie przywykłem do tego, że w jakikolwiek sposób peszę swoich rozmówców, więc jej zachowanie było nie tylko zabawne, ale i niezwykle urocze.
Usłyszałem ciche kroki, co pozwoliło wyrwać mi się z zamyślenia. Na początku pomyślałem, że to dziwne, że z takim opóźnieniem mógłbym zareagować na powrót Renesmee, ale wtedy zorientowałem się, że to nie ona. Zdążyłem zorientować się, że nie przepada za wysokimi obcasami – nawet teraz miała na sobie płaskie baletki, przez co wydawała mi się jeszcze drobniejsza i bardziej krucha. Nie, to zdecydowanie nie mogła być jeszcze Renesmee.
Osoba, która się zbliżała, musiała mieć na sobie przynajmniej kilkucentymetrowe obcasy, które wydawały głuchy odgłos za każdym razem, kiedy uderzały w bruk uliczki. Uniosłem głowę, kiedy wychwyciłem znajomy zapach, ale mimo wszystko i tak zdziwiłem się, kiedy w zasięgu mojego wzroku pojawiła się Heidi.
Jak zwykle wyglądała olśniewająco, wysoka, zgrabna i pełna wewnętrznego ognia. Ciemnozielona suknia idealnie podkreślała jej smukłą sylwetkę, a głębokie wcięcie odsłaniało krągłe piersi. Kreacja była krótka i odważna; odsłaniała znaczną część jej długich, zgrabnych nóg. Ciemne włosy zostawiła luźno rozpuszczone i teraz falami opadały na jej ramiona, sięgając aż do pasa. Niebieskie szkła kontaktowe nadawały jej oczom interesującą, fioletową barwę – zauważyłem to niemal natychmiast, bo tęczówki wampirzycy natychmiast spoczęły na mnie.
– Dobry wieczór, przystojniaku – wymruczała w ramach powitania. Uśmiechnęła się olśniewająco, po czym zrobiła kilka kroków w moją stronę. Pachniała w słodki sposób, przełamany czymś egzotycznym, być może cytrusami.
– Cześć, Heidi – odpowiedziałem machinalnie. Obojętność w moim tonie sprawiła, że idealne brwi dziewczyny powędrowały ku górze, postanowiła jednak tego nie komentować.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś, że dzisiaj wychodzisz? – zapytała z wyrzutem, wydymając pełne, krwistoczerwone usta. – Zabawilibyśmy się razem. – Zmrużyła filuternie oczy i mrugnęła do mnie porozumiewawczo.
Obserwowałem drogę jej krągłych bioder, kiedy z gracją pokonała dzielącą nas odległość, stojąc tuż obok. Była tak blisko, jak dopiero co Renesmee, ale wyjątkowo nie poczułem się tym w jakikolwiek sposób wyróżniony. Heidi była piękna, zmysłowa i dostępna, ale w tym momencie nie miałem ochoty na niezobowiązujący seks – i to „niezobowiązujący” jedynie z mojej perspektywy, bo wampirzyca cały czas dawała mi do zrozumienia, że liczy na coś więcej.
Westchnąłem rozdrażniony; kolejna kłótnia z cyklu „Wybacz kotku, ale to tylko seks” była mi w tym momencie najmniej potrzebna.
– Mówiąc szczerze, jestem już dzisiaj zajęty – powiedziałem z naciskiem, który bynajmniej nie przypadł jej do gustu.
– Ach… – W jej oczach pojawił się niesmak. – No cóż, jak już skończysz zabawiać się z tą swoją dziwką, będę w środku. Tylko się pośpiesz, dobrze? Niezbyt dobrze jest bawić się jedzeniem – doradziła mi, nie zdając sobie chyba sprawy z tego o czym mówi.
Zazgrzytałem zębami.
– Dla twojej wiadomości, tym razem nie chodzi o dziwkę – powiedziałem i sam zadziwiłem się chłodem w swoim głosie. Dobry Boże, nie sądziłem nawet, że aż do tego stopnia jestem czuły na to, co ktoś nawet nieświadomie mówi o Renesmee!
Heidi zmarszczyła brwi i uważnie zmierzyła mnie wzrokiem. W jej tęczówkach pojawiło się coś, co powinno było mnie zaniepokoić, ale nie zdążyłem przyjrzeć się temu na tyle długo, żeby być w stanie to zidentyfikować. Wampirzyca zacisnęła usta i zrobiła kolejny krok, tak, że teraz już praktycznie stykaliśmy się piersiami.
– Więc nie chodzi o polowanie. Cóż, jestem rozczarowana, Demetri – stwierdziła cicho. – Chyba zapomniałeś, że zwykła śmiertelniczka nie jest w stanie zapewnić ci tego, co mogę dać ci ja – powiedziała cichym, aksamitnym głosem.
Nachyliła się tak blisko, że mogła musnąć mój policzek wargami. Powinienem był się natychmiast odsunąć, ale zanim zdołałem się ruszyć, wszystko znów poszło nie tak. 
Z góry przepraszam za mały poślizg, ale zależało mi przede wszystkim na jakości. Poza tym teraz przede wszystkim skupiałam się na moim drugim blogu, lost-in-the-time, gdzie jestem bardzo bliska rozwiązania drugiej księgi. Tam również zapraszam.
Witam też nowych czytelników i zapraszam do komentowania. Bez was nie byłoby tej historii, dlatego jestem zachwycona każdym, komu moje wysiłki sprawiają przyjemność. Z góry zapraszam na nowy rozdział, który pojawi się może nawet jeszcze w tym tygodniu.

Nessa.

10 komentarzy

  1. Rozdział epicki, ale niech zgadnę, że to właśnie Renesmee wyszła z klubu i zobaczyła Demetriego i Heidi? Jeśli tak to "super" -_- Znając Renesmee to pewnie znów zabarykadowałaby się w pokoju i płakałaby. Ech... Mam nadzieję, że to jednak nie ona wyszła z tego klubu. Jeśli udałoby Ci się dodać nowy rozdział w tym tygodniu to byłabym prze szczęśliwa. Pisałam już kiedyś jak kocham ten blog? Tak? Cóż, nie zaszkodzi powtórzyć. KOOOOOOOOOOOOCHAM ten blog <3

    Pozdrawiam,
    Katherina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Ale w takim razie nie znasz ani Renesmee, ani Demetriego. Są lepsze miejsca niż pokój, poza tym to byłoby zbyt proste. A i Demetri już jest chyba zbytnio nakręcony, żeby tak po prostu dać jej odejść =)
      Ach, z góry rozwiewam wątpliwości które wywiązały się pod wcześniejszym rozdziałem - nie, nie miałam na myśli tego, że oni nie będą razem. Raczej chodzi o tajemnice, które wyjdą na jaw, kiedy tytułowa "Maskarada" się skończy.

      Pozdrawiam,
      Nessa.

      Usuń
  2. Czytając ten rozdział 1 raz miałam uśmiech od ucha do ucha:) Za 2 razem stał się jeszcze większy!!!!Kocham wręcz ubóstwiam twojego bloga i z niecierpliwością odliczam dni do kolejnych rozdziałów a szczególnie do tych na tym blogu!!!!!!!!! Uczę się do obrony pracy lic, ale twoje rozdziały to dla mnie wyczekiwane oderwanie od nauki:) Za co Ci Nessa bardzo dziękuję i czekam na więcej:)

    Ja wiem zawsze się powtarzam komentarzami ale cóż poradzę iż Rozdział jest świetny! Prześwietny! Nic dodać nic ująć :D Podoba mi się baaaaardzo! :))oraz moje dawno nie używane OMG co do pocałunku NESS:) Dlaczego Heidi wpada zawsze w nieodpowiednich momentach,Oby Ness tego nie widziała bo sie podłamie:( Oby to Felix wyszedł po Dema i go zabrał do środka:)Dem i Ness tak ładnie z sobą wyglądają - pasują do siebie- trochę przypomina mi to relacje Belli i Edwarda:)

    Jestem zachwycona z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział:) oby był w miarę szybko bo już nie mogę się doczekać!!!!!!:)Pozdrawiam gorąco :**Niech wena będzie z TOBĄ!
    Pozdrawiam Asia

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały rozdział ! :) Ta scena pocałunku była epicka, a taniec... *.* Romans rozkwitaaa . Oby Heidi wszystkiego nie zepsuła ! Pozdrawiam i życze weny :) Przepraszam za takie krótkie komentarze, ale nie lubię się zbyt rozpisywać :<

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny blog, piszesz długie rozdziały, co jest fajne.
    Ten rozdział podoba mi się wyjątkowo, bo scena pocałunku bije wszystko.
    Ogólnie super, że tak opisujesz emocje i zachowania, czuje się jakbym tam była. Jestem pod wrażeniem. Fajnym pomysłem jest również romans Demetriego i Ness :)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na nowy rozdział u Rity :)
      (nie wiem czy chcesz być informowana o nowych rozdziałach, jeśli nie, to przepraszam)

      Usuń
  5. OMG jestem w ogromnym szoku. Właśnie skończyłam czytać wcześniejsze notki. Jestem w OGROMNYM SZOKU. Pokochałam twojego bloga już po pierwszym rozdziale, ale teraz...Pisz szybko kochanieńka, bo ja chcę więcej...No dobra, teraz tylko pozostało mi czekać na nn. Pięknie Cię proszę informuj mnie ( jeśli to nie problem) o nowych wpisach na http://porcelana-bellaro.blogspot.com będę bardzo wdzięczna.
    Pozdro i weny
    POISON

    OdpowiedzUsuń
  6. Słodkie strasznie, wiesz? Nie, żeby to było źle, ale no... słodkie. Dobra, przyznaję się, wolę opowiadania, w których akcja zawiązuje się odrobinę dalej, niż w XI rozdziale. Już się pocałowali? ._. Tak szybko?
    Cała nadzieja w Heidi, która powinna zdrowo namieszać. No tak, wiem, Renesmee straciła Cullenów... Po prostu lubię, jak główna bohaterka opowiadania ma pod górkę, jeżeli chodzi o sprawy sercowe, hahaha. ;) Nic na to nie poradzę.
    Wiem, trochę dziwny ten komentarz, ale jest dopiero za dwadzieścia dwunasta w niedzielę, nie do końca ogarniam.
    P.S. BŁAGAM O JEDNO. Czcionka, czcionka, czcionka. Pamiętaj, jeżeli chcesz ustawiać kombinację kolorów biały-czarny to... lepiej tego nie rób. Strasznie oczy bolą. Ogólnie to ten szablon jakoś nie wpadł w moje gusta, wcześniejszy był lepszy, no ale nie narzekam już.
    Proszę tylko o zmianę koloru czcionki, bo jak czytam, to sobie zaznaczam tekst, żeby oczy nie bolały. (:
    Pozdrawiam serdecznie i życzę miłej niedzieli.

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej mam takie pytanko? Czy mogłabyś zrobić coś z tym białym tłem bo bokach? Strasznie w oczy wali ;_; A tak w ogóle to pierwszy szablon był najładniejszy =)

    OdpowiedzUsuń
  8. Właśnie zauważyłem o czym zapomniałem w poprzednim komentarzu. Chodzi mi o to, że bardzo dobrze zrobili wyciągając ją do klubu, nawet jeśli nieszczególnie jej się to podobało, bo przynajmniej odciągnęli na moment jej myśli od przykrych spraw i skupili je na czymś innym.
    Co do perspektywy pana D. to nie mam nic do romantycznych mężczyzn, ale w tym przypadku jego romantyzm i opisywanie uczuć jest bardzo kobiece. Faceci tak po prostu nie mówią, nawet jeśli są szczególnie uczuciowi. Taniec, a seks to dla nas coś zupełnie innego i choć porównanie pokazywało jak wielką miłością jest dla niego Renka i jak znacznym uczuciem ją obdarzył, to moim zdaniem... no facet myśli tak jak kobieta o innym mężczyźnie, albo jak półfacet (czytaj pedał) o innym pedale. Jednak rozumiem, że opowiadanie pisane było z myślą o nastolatkach i to sprawi, że będą spoglądać na pana D. maślanymi oczkami. Zresztą, nie tylko nastolatki tak mają. Nawet starsze panie lecą na taki zabieg.

    OdpowiedzUsuń


After We Fall
stories by Nessa