czwartek, 18 lipca 2013

14. Ból

Demetri
– Ty sukinsynu! – Felix wypadł zza rogu najbliższego korytarza, jakimś cudem będąc w stanie mnie zaskoczyć. Nie było to dziwne, bacząc na to, że przez ostatnie dni byłem przybity i zamyślony. Z drugiej jednak strony, mimo wszystko nie spodziewałbym się takiego powitania z jego strony.
Uniosłem brwi i spojrzałem na kumpla mało przytomnie, próbując przypomnieć sobie czym w ostatnim czasie mogłem mu podpaść. Pamięć mimo wszystko miałem dobrą, a jednak niczego sobie nie przypominałem, kiedy jednak wampir zamachnął się na mnie, doszedłem do wniosku, że coś jednak jest na rzeczy.
– Hej! Wyluzuj – doradziłem mu, pośpiesznie się uchylając i wpadając przy tym na najbliższą ścianę. Będziemy mieli szczęście, jeśli nie powstaną przy tym większe szkody niż trochę skruszonego tynku i prawie niewidoczne (no dobrze, stosunkowo duże) wgłębienie. – Ciebie też miło widzieć. I tak, chętnie najpierw usłyszę co takiego znów zrobiłem – mruknąłem, nie szczędząc sobie sarkazmu. Zupełnie nie miałem na to nastroju, zwłaszcza na konieczność zgadywania co też komu tym razem chodzi po głowie.
– Ty mnie pytasz…? – Felix wyglądał, jakby zaraz miał  stracić cierpliwość, chociaż to chyba powinna być moja rola, skoro nie miałem pojęcia za co zamierzał mnie uderzyć. Oczywiście i tak nie miałem poczuć bólu, ale to nie znaczyło, że byłem chętny do asystowania komukolwiek jako worek treningowy. – Cholera jasna, Demetri, przecież doskonale wiesz, że chodzi o Renesmee – powiedział gniewnie, starając się zachować cierpliwość.
Nie powiem, samo imię dziewczyny było gorsze od możliwego ciosu. Tym bardziej, że zdawałem sobie sprawę, że w przeciwieństwie do mnie, Felix mógł się do niej zbliżyć. Ja… Cóż, pewnie też, ale jedynie pod warunkiem, że miałem ochotę jeszcze bardziej wszystko między nami utrudnić.
– Ach… – Pokręciłem z niedowierzaniem głową. – Albo nie jesteś na bieżąco, albo pomyliłeś mnie z jakimś innym nadwornym sukinsynem. Nawet się do niej nie odezwałem od jej urodzin, czyli od jakichś… czterech dni – dodałem z opóźnieniem, sam zaskoczony tym, że od naszej rozmowy w ogrodzie minęły dopiero niespełna cztery doby. Och, a ja nawet nie miałem pojęcia jak długo to jeszcze potrwa i czy w ogóle mam jeszcze jakiekolwiek szanse, żeby chciała ze mną przebywać!
– Chodzi właśnie o jej urodziny – zniecierpliwił się Felix. – Do cholery, Dem, w co ty pogrywasz? Wiem, że mało co wzbudza w tobie jakieś emocje, ale sądziłem, że naprawdę  zależy ci, żeby ją uszczęśliwić a nie dobić, kiedy prosiłeś mnie o pomoc. Nie jestem święty, ale serio dziewczynę lubię, więc nie zamierzam tak po prostu…
– Czyżby zamkowe BBC Hannah rozpoczęło jednak działalność? Poza tym powiedziałem ci, że nie jesteś na bieżąco – przerwałem mu z westchnieniem.
Zdążyłem zauważyć, że Renesmee i Hannah są ze sobą blisko ostatnimi czasy, dlatego zakładałem, że blondynka musiała już o wszystkim wiedzieć. Chyba i tak powinienem być wdzięczny, że oszczędzała mnie przez tyle czasu, zadowalając się gniewnymi i pogardliwymi spojrzeniami, kiedy mijała mnie w korytarzu. Przynajmniej przy Renesmee się powstrzymywała, chociaż z drugiej strony, nie miałem pewności, bo wtedy zwykle starałem się szybko oddalić, żeby nie stawiać Nessie w kłopotliwej sytuacji. Pragnęła czasu, a ja zamierzałem go jej dać, obojętnie jak wiele mnie to kosztowało.
– Hannah nie ma z tym nic wspólnego! – żachnął się, wyraźnie speszony. Hm, to było dziwne, nawet ja Felixa. – Rozmawiałem z Heidi.
Parsknąłem śmiechem, wręcz niedowierzając własnym uszom. No po prostu cudownie!
– I uważasz, że Heidi to najbardziej wiarygodne źródło informacji? – zapytałem z powątpieniem. Z wiadomych przyczyn nasze relacje ostatnimi czasy nie prezentowały się najlepiej. – Jak podejrzewam, raczej nie pochwaliła się, że przyszła wtedy pod klub i na oczach Renesmee próbowała oddać mi się na miejscu? To chyba dość istotny fakt, tak mi się wydaje.
– Chciała co…? Cholera, nie. Jedynie pomstowała na to, jak ją potraktowałeś – sprostował. – Znając ciebie, nie zdziwił bym się, gdybyś pogrywał na dwa fronty. Z tym, że nie zamierzam ci pozwolić, żebyś jakkolwiek skrzywdził tę małą – zastrzegł, brzmiąc przy tym poważnie jak chyba nigdy dotąd.
Spojrzałem na niego zmęczonym wzrokiem, powoli mając już tego wszystkiego dość. Przynajmniej przestał już wyglądać na chętnego do przyłożenia mi, wciąż skupiony na moich wyjaśnieniach w kwestii Heidi. Na Boga, ta dziewczyna chyba za punkt honoru wzięła sobie, żeby mnie wykończyć, jakby mało jej było tego, jak skomplikowała relacje moje i Renesmee. Do cholery, kto tutaj tak naprawdę był pokrzywdzony?
– Dobrze, więc jak to w końcu było z tymi urodzinami? – ponaglił mnie Felix, wyrywając mnie z zamyślenia. Westchnąłem i pociągnąłem go za sobą w głąb korytarza; w ruchu łatwiej było mi zebrać myśli.
Poczułem się dziwnie, opowiadając o wszystkim komuś trzeciemu. Nie miałem powodów, żeby ukrywać cokolwiek przed Felixem, ale i tak wszystko, co dotyczyło Renesmee, wydało mi się bardzo intymne. Myśląc o tym raz jeszcze, zacząłem być zły na siebie za to, że jednak nie potraktowałem Heidi w sposób na jaki sobie zasłużyła. Teraz było już za późno, ale powinienem był zrobić cokolwiek, zamiast stać jak sparaliżowany i czekać aż dobierze mi się do rozporka. Oczywiście, że sam byłem sobie winny…
Z tym, że nie mogłem przewidzieć jak to się potoczy. Heidi znała mnie doskonale i miała swoje sposoby, żeby uwieść mężczyznę. Oszałamiała, kusiła i odbierała wolną wolę, ja zaś nie miałem okazji, żeby w ogóle zastanowić się nad tym, co się dzieje. Była to marna wymówka, ale teraz i tak nie miała żadnego znaczenia, bo Renesmee jej nie oczekiwała. Teraz pozostawało mi jedynie czekać, obojętnie jak wiele miałem co do tego wątpliwości. Czego miałem oczekiwać? Że dziewczyna pewnego dnia stanie w progu mojej komnaty i oznajmił, że już jest między nami w porządku? Nie. Przecież oboje zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że nie mamy żadnych szans, póki nie zaczniemy czegoś robić. Tutaj konieczne było działanie, jakiś bodziec albo cokolwiek innego, co mogłoby…
Podniesiony głos Heidi doszedł mnie nagle i z wrażenia omal nie wpadłem na wciąż milczącego Felixa. Wymieniliśmy krótkie spojrzenia i natychmiast ruszyliśmy w tamtą stronę. Krzycząca Heidi to nigdy nie było nic dobrego, a ja miałem jakieś złe przeczucie w związku z gniewem wampirzycy. Być może zaczynałem być przewrażliwiony, ale byłem niemal pewien, że to w jakiś sposób wiąże się ze mną.
Jak się okazało, nie myliłem się.
– Powiedziałam, żebyś dała mi spokój! – Głos Renesmee byłem w stanie rozpoznać wszędzie, ale chociaż mogłem domyślić się, że i ją tam zastanę, mimo wszystko poczułem niepokój.
Przyśpieszyliśmy z Felixem, zaalarmowani. Czego Heidi mogła jeszcze od niej chcieć.
– Jeśli już, to ja zadecyduję kiedy dam ci spokój, a w tym momencie nie mam takiego zamiaru – powiedziała Heidi, wyraźnie obojętna na żądania Renesmee. – Pomyślałam po prostu, kochanie – nie trudno było sobie wyobrazić, że się uśmiecha – że ktoś powinien cię ostrzec, zanim się sparzysz. Powinnaś docenić, że to robię, zanim sama przekonasz się, że Demetri zdecydowanie nie jest kimś, kto interesuje się dziećmi takimi jak ty. Zabawi się, a potem cię zostawi… W twoim przypadku bardzo szybko, bo na nic mu dzieciak, który nie ma za grosz pojęcie o potrzebach mężczyzn.
– Powiedziałam ci, żebyś… – jęknęła Nessie, ale nie dokończyła, tylko jęknęła dla odmiany. Natychmiast wypadłem z najbliższego korytarza, nareszcie będąc w stanie zobaczyć obie nieśmiertelne.
Heidi przyciskała Renesmee do ściany, dosłownie miażdżąc jej żebra. Nessie próbowała jej się wyszarpnąć, wyraźnie zdezorientowana i zaskoczona. Fakt, że przynajmniej nie próbowała okazywać strachu, patrząc na wampirzycę niemal wyzywająco, był jednocześnie godny podziwu, jak i odrobinę lekkomyślny.
– Posłuchaj, dziecko. Spróbuj jeszcze raz do niego zbliżyć, a…
– Heidi! – zawołałem, nie mogąc patrzeć, jak tak niebezpiecznie blisko nachyla się nad szyją Renesmee. Zareagowałem instynktownie i bez zastanowienia chwyciłem ją za ramiona, po czym z siłą odciągnąłem ją od pół-wampirzycy. – Do cholery, przestań! – syknąłem jej do ucha, kiedy spróbowała się wyrwać.
Warknęła w odpowiedzi i szarpnęła się jeszcze mocniej, tym razem dając radę się oswobodzić. Stanęła naprzeciwko mnie, sycząc i warcząc. Jej krwiste tęczówki gniewnie rozglądały się dookoła; prawdopodobnie grzyby wzrok mógł zabijać, wszyscy stanęlibyśmy już w płomieniach. Przybrałem pozycję obronną i ostrożnie przesunąłem się w stronę Nessie, żeby ją zasłonić. Felix już tam stał, również czujnie obserwując Heidi  i gotów w każdej chwili ją zaatakować.
– Heidi – powtórzyłem, tym razem spokojniej. Zrobiłem kilka stanowczych kroków w jej stronę, ledwo powstrzymując się od natychmiastowego rzucenie się jej do gardła. – Teraz to ty posłuchasz i postarasz się sobie zapamiętać…
Heidi bez ostrzeżenia wybuchła śmiechem.
– Bronisz swojej dziwki, Demetri? – zapytała z błyskiem narastającej furii w oczach. – Mogę znieść naprawdę wiele, wszystkie twoje dziwactwa i te… kobiety – powiedziała takim tonem, jakby wypowiadała najgorsze przekleństwo – ale nie pozwolę zastąpić się jakąś małolatą, mieszańcem na dodatek!
Aż się we mnie zagotowało w odpowiedzi na jej słowa. Mogła mieć żal i pretensje do mnie, ale to nie był powód żeby odgrażała się Renesmee. Zresztą gdyby chodziło jedynie o to, co mówiła, chyba nawet bym się nie zdziwił; bo Heidi zawsze za dużo mówiła. Ale ona ją zaatakowała, a teraz jeszcze próbowała wystraszyć – tego nie zamierzałem tak po prostu darować.
– Nigdy więcej tak jej nie nazywaj! – warknąłem, zaciskając dłonie w pięści. Kobieta czy nie, musiałem niemal siłą powstrzymywać się, żeby nie skrócić jej o głowę. Aro pewnie byłby niepocieszony i mielibyśmy spore problemy z dostawami krwi, ale przecież nikt nie był niezastąpiony… – Nigdy więcej! – powtórzyłem i skoczyłem do przodu, zmuszając wampirzycę do cofnięcia się.
Najrozsądniej byłoby, gdyby w tym momencie odpuściła i zostawiła nas w spokoju, ale to byłoby szczytem marzeń. Syknęła gniewnie i prawie natychmiast rzuciła się w moją stronę, zmuszając mnie do tego, żebym musiał ją uderzyć. Była jedną z nielicznych w straży, która znała kilka sztuczek walki wręcz – nie mogła liczyć na swój dar, poza tym wielokrotnie przysporzył jej on kłopotów w postaci natarczywych wielbicieli – ja jednak byłem lepszy i szybszy. Wymierzyłem jej celny cios w klatkę piersiową, posyłając kilka metrów w głąb korytarza, gdzie wściekle dysząc wylądowała na kamiennej posadzce korytarza. Prawie natychmiast zerwała się na równe nogi, oczywiście cała i jeszcze bardziej zagniewana.
Równie zdenerwowany, szybkim krokiem ruszyłem w jej stronę. Może i teraz miała dowód na to, że powinna sobie odpuścić, ale ja i tak zamierzałem dać jej nauczkę. Kto wie, może jakbym skrócił trochę te jej lśniące włosy albo czasowo pozbawił jakiejś części ciała, to wtedy byłaby bardziej pokojowa…
– Demetri! – Wcześniej słyszałem nawoływanie Felixa, który próbował przemówić mi do rozsądku, ale tym razem to nie on do mnie wołał. Zatrzymałem się wpół kroku, porażony błagalną nutą w głosie Renesmee. – Demetri, proszę, zostaw to.
Obejrzałem się w jej stronę, jednocześnie jednak obserwując Heidi. Wciąż wyglądała na wściekłą i chętną do walki, ale coś w mojej postawie pozbawiło ją pewności siebie.
– Tego właśnie chcesz? – zapytałem Renesmee, starając się uspokoić. Jej obecność i głos mi w tym pomagały. – Powiedz tylko słowo, a więcej nie przyjdzie jej do głowy, żeby ci grozić – obiecałem, chcąc jakoś ją zapewnić, że już jest bezpieczna. To było moją winą, że znalazła się na czarnej liście Heidi.
– Proszę – powtórzyła Nessie, wychylając się zza Felixa i spoglądając na mnie błagalnie. – Nie…
– Nie potrzebuję litości kogoś takiego jak ty, mieszańcu! – syknęła Heidi, w ostatnie słowo wkładając tyle jadu, że prawie poczułem go na skórze.
– To nie litość – odparowała Renesmee. Mówiła szybko, żebym nie zdążył się znów odezwać. – Chciałam powiedzieć, że ona po prostu nie jest tego warta. Więc nie rób tego, dobrze? – powiedziała z naciskiem, tym razem zwracając się bezpośrednio do mnie.
Wypuściłem powietrze ze świstem. Chciałem zemścić się na Heidi, ale jak miałem w tej sytuacji odmówić Renesmee, kiedy tak mnie prosiła? Już kilka razy ją zawiodłem, teraz więc dla odmiany chciałem zrobić dla niej – obojętnie jak idiotyczne mi się to wydawało.
– Dobrze – zgodziłem się. Renesmee odetchnęła i natychmiast się rozluźniła, co samo w sobie wydawało mi się wystarczającą nagrodą. – Ale niech ona zejdzie mi z oczu, bo naprawdę nie ręczę za siebie – dodałem przez zaciśnięte zęby.
– Słyszałaś, Heidi? – zapytał Felix, decydując się wtrącić. – Lepiej teraz spadać – doradził, rzucając jej naglące spojrzenie.
Obserwowała nas zawistnym wzrokiem, jakby dalej zamierzając się kłócić, ostatecznie jednak musiała przekalkulować swoje szanse, bo zaczęła się wycofywać.
– Jeszcze tego pożałujecie – rzuciła zawistnym tonem, zanim ostatecznie zniknęła nam z oczu. – Zwłaszcza dziewczyna.
Felix prychnął i parsknął śmiechem.
– Och, jakoś nie wątpię – zadrwił, kręcąc z niedowierzaniem głową. – Boże, co za desperatka – westchnął, wznosząc oczy ku górze.
No coś, to akurat było wiadomo od początku, ale takie sceny były dziwne, nawet jak na Heidi. Nie odpowiedziałem nic i wziąwszy kilka głębszych wdechów, spokojnym ludzkim krokiem podszedłem do wciąż wpatrującej się w ślad za wampirzycą Renesmee. Drgnęła, kiedy mnie zauważyła, ale przynajmniej nie poczułem się przez to niezręcznie albo tak źle jak ostatnim razem w ogrodzie.
Hm, zewnętrzny bodziec do działania… Cholera, to jak nic musiał być znak dla mnie.
– Wszystko gra? Przepraszam cię za nią. Nie mam pojęcia, co jej strzeliło do głowy – przyznałem, chociaż prawdopodobnie nie powinienem czuć się winny. Przepraszanie za Heidi również nie było czymś, co było spełnieniem moich marzeń tego dnia, ale od czegoś trzeba było zacząć. – Heidi to po prostu… Heidi – dodałem jakże inteligentnie. Felix zdecydowanie zaczynał mieć konkurencje, jeśli chodziło o błyskotliwy sposób wypowiadania się.
– Znów mnie przepraszasz – zauważyła Renesmee z lekkim opóźnieniem. Wpatrywała się we mnie i wyglądało to tak, jakby miała problemy z zebraniem myśli. – Mnie tego zabroniłeś, więc ty też przestań.
Prawie się uśmiechnąłem, powstrzymałam się jednak, niepewny jej intencji. Ciężko było stwierdzić mi, co musiała w tym momencie myśleć; to mogło być dosłownie wszystko, poza tym wcale nie musiała wspominać o naszych wcześniejszych rozmowach w pozytywnym sensie. Cholera, takie sytuacje były zdecydowanie zbyt skomplikowane i sam już nie wiedziałem, jak powinienem się teraz zachować. Może oczekiwała, że skoro zrobiłem swoje, teraz po prostu się oddalę?
– No tak… Więc wszystko w porządku? – zapytałem ponownie, decydując się na zmianę tematu, póki jeszcze nie zrobiło się zbyt niezręcznie. – Widziałem, jak na ciebie skoczyła.
– Jestem cała. Dziękuję.
I tyle. Po prostu wymuszona uprzejmość, jak zwykle w ostatnim czasie. Nie jestem pewien czego się spodziewałem, ale zdecydowanie byłem rozczarowany, chociaż może nie powinienem się dziwić. To oczywiste, że tak naprawdę nic się przecież nie zmieniło; może nawet słowny atak Heidi jeszcze bardziej wszystko pogorszył, bo przecież to też w jakimś stopniu była moja wina. Tym bardziej zacząłem żałować, że tak po prostu pozwoliłem wampirzycy odejść, ale teraz nie mogłem już nic zrobić, nawet gdybym chciał. Renesmee tego nie chciała, a ja przecież starałem się na wszystkie sposoby naprawić nasze relacje, nawet jeśli ostatecznie i tak miało się okazać to niemożliwe.
– A gdzie jest Hannah? – zapytał Felix. Jego głos podziałał niczym kubeł zimnej wody, bo zdążyłem już zapomnieć, że wampir jest tuż obok i nam się przypatruje. Przy Renesmee takie sytuacje zdarzały mi się nader często, co zaczynało być zastanawiające. – Do tej pory wszędzie chodziłyście razem.
– Hannah nie jest moją niańką – obruszyła się Renesmee. Oczywiście, pewnie nawet gdyby oberwała, zarzekałaby się, że poradzi sobie sama! Ech, a podobno to męska duma jest nie do przebicia… – Nie mam pojęcia gdzie jest, ale pewnie u siebie – zasugerowała, po czym spojrzała na każdego z nas osobna i westchnęła. – Jak mówiłam, nic mi nie jest. Ale teraz muszę już iść – dodała pospiesznie, wyraźnie chcąc jak najszybciej się oddalić. Nie powiem, zabolało, nawet jeśli to nie ja byłem przyczyną jej decyzji.
– Odprowadzić cię? – zapytałem, zanim zdążyłbym ugryźć się w język i głębiej nad tym zastanowić.
W jej oczach pojawił się niezrozumiały błysk, kiedy spojrzała na mnie w roztargnieniu, jakby widziała mnie po raz pierwszy. Odniosłem wrażenie, że swoją propozycją zaskoczyłem ją do tego stopnia, że w pierwszym odruchu była gotowa się zgodzić, ostatecznie jednak tego nie zrobiła.
– Do biblioteki jest niedaleko – odpadła wymijająco, wzruszając ramionami. Starała się udawać, że wszystko jest w porządku, a Heidi swoim zachowaniem nie zrobiła na niej żadnego wrażenia, ale ja przecież wiedziałem swoje.
– Ale…
Spojrzała na mnie niemal błagalnie; zawahałem się; walcząc z pokusą, żeby jednak nie zacząć nalegać. Swoją drogą, nie byłem nawet zdziwiony, że szła właśnie do biblioteki. Wiedziałem od Felixa, że ciągle tam przesiadywała, więc było to właśnie w jej stylu. Sam oczywiście nie przepadałem za tym miejscem, preferując inne rozrywki, ale zobaczenia Nessie zwiniętą nad książką być może było warte tego, żeby kiedyś „przypadkowo” się tam pofatygować.
– Nie chcę wam przeszkadzać ani psuć tobie planów – wtrącił się Felix (co on tutaj jeszcze robił?!) – ale tak po prawdzie miałem ci przekazać, że Aro chce cię widzieć. Podobno kolejny postęp jeśli chodzi o tę sprawę – wyjaśnił z naciskiem, rzucając Renesmee ponure spojrzenie.
Reakcja była natychmiastowa, bo dziewczyna pobladła, a jej czekoladowe tęczówki momentalnie się rozszerzyły. Zwykle miałem problemy z interpretacją targających nią uczuć, ale tym razem okazało się to dziecinnie proste – to bez wątpienia było przerażenie. To dziwne, ale coś w jej postawie sprawiło, że machinalnie zapragnąłem ją objąć i wysłać Felixa, żeby kazał iść Aro do diabła, jednak na całe szczęście Renesmee w tym samym momencie skinęła głową i odrobinę się odsunęła.
– Och, no tak… – Posłała Felixowi słaby uśmiech. Czy to szalone, że nawet z tak błahego powodu i nie mając postaw, poczułem się zazdrosny? – Dziękuję, Felixie.
– Nie ma sprawy. Tylko lepiej się pośpiesz, bo…
Rzuciłem mu gniewne spojrzenie.
– Słyszałeś? – warknąłem. – Dziękujemy ci już Felixie – powiedziałem, starannie akcentując każde kolejne słowo.
Felix rzucił mi pytające spojrzenie, ale przynajmniej w końcu zrozumiał i pospiesznie się oddalił. Renesmee spojrzała z dezorientacją wpierw na mnie, a później na mojego kumpla, ale nic nie powiedziała i po prostu zawróciła, szybkim krokiem kierując się w stronę Sali Tronowej. Wyglądała na zdeterminowaną, chociaż byłem niemal całkowicie pewien, że w tym momencie chciała się znaleźć gdziekolwiek, byleby nie w miejscu do którego zmierzała. Ona tego nie chce, przeszło mi przez myśl i w tym momencie zezłościłem się na Aro za to, że wciąż wyciągał sprawę jej rodziny i na siebie samego, że mogłem na początku mieć jej to za złe. Kolejny dowód na to, że jednak byłem dupkiem.
– Poczekaj! – rzuciłam za nią, decydując się niemal w ostatniej chwili. W ułamku sekundy zrównałem się z nią, zanim zdążyłaby zniknąć mi z oczu. – Idę z tobą – zadeklarowałem się. Nie zamierzałem przyjąć jakiejkolwiek odmowy do wiadomości.
Jej oczy odnalazły moje, zaraz jednak dziewczyna odwróciła wzrok. Ale – co było najważniejsze – nie zaprotestowała, a to już było coś. Kolejny raz jej wzrok był nieprzenikniony, mógłbym jednak przyjrzeć, że w odpowiedzi na moje słowa coś w niej pękło i mogłem przynajmniej przez ułamek sekundy zobaczyć, co tak naprawdę czuła.
Tym czymś była ulga.
Renesmee
Szłam przed siebie, starając się zbytnio nie zastanawiać nad tym, co czekało mnie w Sali Tronowej albo o idącym u mojego boku Demetrim. Poruszał się bezszelestnie niczym duch i nawet na mnie nie patrzył (a przynajmniej starał się tego nie robić, doceniałam jednak same intencje), teoretycznie więc mogłabym nawet zapomnieć o jego obecności, gdyby sprowadzało się to wyłącznie do niego. Problem jednak leżał we mnie i w reakcjach mojego ciała na samą jego obecność – w tym, jak moje serce przyśpieszało, a skóra mrowiła, domagając się pieszczot, kiedy on był obok. Czułam jego słodki zapach i chłód bijący od ciała, chociaż byliśmy na tyle daleko, że nawet się nie dotykaliśmy. Byłam na siebie zła za to, że tak reaguję i że nie mogę nic zrobić, ale nie pozostawało mi nic innego, jak pogodzić się z tym, że wampir nie jest mi obojętny. Obojętnie jak bardzo się starałam, Demetri Volturi coś dla mnie znaczył.
Jego bliskość niosła ze sobą ukojenie, chociaż wciąż istniejący między nami dystans, nie pozwalał żebym w pełni poczuła się dobrze. Moje własne ciało zdradzało mnie, tęskniąc za bliskością i pocałunkami kogoś, kto przecież mnie ranił. Wciąż nie mogłam zapomnieć wydarzeń sprzed kilku dni i tego, co powiedziałam Demetriemu w ogrodzie. Czas. Potrzebowałam czasu… Dlaczego to brzmiało jak kłamstwo? Tym bardziej, że ja naprawdę nie mogłam znieść myśli o tym, że on w rzeczywistości należał do kogoś innego. Zaprzeczał, ale dzisiaj znów te słowa Heidi…
Co ja powinnam z tym wszystkim zrobić?
– Wszystko w porządku? – zapytał mnie, spoglądając niepewnie w moją stronę. Nawet to niewinne pytanie sprawiło, że poczułam się jeszcze gorzej z tym, co na własne życzenie stworzyłam między nami.
Nie odpowiedziałam, ale pokręciłam przecząco głową. Nic nie było w porządku, Demetri jednak nie był w stanie jakkolwiek mi pomóc. Problem leżał we mnie o w tym, co miało się wkrótce wydarzyć, kiedy już stanę przed Aro i pozostałymi. W głowie miałam absolutną pustkę, zaś na samą myśl o odpowiedzialności za kolejne istnienie, chciało mi się płakać. Nie chciałam już tego – tych rozmów i drążeni tajemnicy wydarzeń sprzed miesięcy. Teraz pragnęłam jedynie zapomnienia, to jednak najwyraźniej nie miało być mi dane. Być może powinnam być wdzięczna Aro za to, że tak się angażował – tak było w istocie – ale zemsta już dawno przestała być moim głównym celem.
Serce zabiło mi mocniej, kiedy zobaczyłam masywne dwuskrzydłowe drzwi, prowadzące do Sali Tronowej. Zauważyłam Santiego, który najwyraźniej dzisiaj pełnił wartę. Wampir spojrzał na mnie obojętnie, po czym skinął mi głową i pchnął wrota, zawahała się jednak na widok mojego towarzysza.
– O ile mi wiadomo, ty nie byłeś wzywany, Demetri – zauważył, wyraźnie zadziwiony widokiem naszej dwójki razem. Czyżby wszyscy już wiedzieli o tym, co zaszło miedzy mną, tropicielem i Heidi?
– Jestem dla towarzystwa – odparł Demetri nieco gniewnym tonem; spojrzałam na niego zaalarmowana, bojąc się, że posunie się do czegoś głupiego, byleby móc mi towarzyszyć.
– Jest w porządku – zareagowałam pośpiesznie. – Chcę żeby ze mną wszedł.
Santiego wzruszył ramionami i przepuścił nas. Pospiesznie przeszłam przez dwuskrzydłowe wrota, żeby przypadkiem nie stchórzyć, a i tak wzdrygnęłam się, kiedy zatrzasnęły się za nami z hukiem. Rozejrzałam się dookoła, chcąc upewnić się, czy Demetri nadal mi towarzyszy i ulżyło mi, kiedy dostrzegłem go tuż za sobą. Poruszał się cicho, prawie bezszelestnie, ale jego obecność wiele dla mnie znaczyła, chociaż nie chciałam tego przed samą sobą przyznać.
Nie zdziwił mnie widok Ara, Kajusza i Marka, zajmujących zdobione trony na niewielkim podwyższeniu. U stóp prowadzących na nie stopni, znajdowały się dwie drobne postacie w czarnych pelerynach. Alec i Jane stali w bezruchu i jedynie dziewczyna zareagowała, kiedy weszliśmy. Zorientowałam się, że Alec jest skupiony na jeszcze jednej, zupełnie niepadującej do pozostałych postaci, którą prawdopodobnie obezwładniał z pomocą swojego daru. To była dziewczyna o gładkiej, opalonej cerze i smukłej sylwetce. Miała długie, sięgające pasa czarne włosy i regularne rysy twarzy. Oczy miała zamknięte, ale i tak doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że mają barwę błękitnego nieba. Co było najdziwniejsze, dziewczyna bez wątpienia była człowiekiem i doskonale ją znałam.
To była Safona.
Moje oczy rozszerzyły się w geście niedowierzanie, kiedy to sobie uświadomiłam. Obecność recepcjonistki Volturi szokowała, bo spodziewałam się naprawdę wielu rzeczy, ale nie czegoś takiego. Krew huczała mi w uszach, ale nawet mimo tego byłam w stanie usłyszeć, jak serce dziewczyny rozpaczliwie trzepoce się w jej piersi. Była przerażona, ale co w tej sytuacji ja miałam powiedzieć.
– Nie rozumiem… – powiedziałam cicho, nieświadomie wypowiadając myśl na głos. – Co…? – zaczęłam i urwałam, nie wiedząc o co właściwie chciałam w tym momencie zapytać.
Aro przypatrywał mi się z zainteresowaniem od momentu, w którym się pojawiłam. Na Demetriego nie zwrócił większej uwagi, jedynie spoglądając nań w zadumie i znacząco unosząc brwi. Słysząc moje słowa, przybrał zatroskany wyraz twarzy i podniósł się z miejsca, po czym powolnym krokiem ruszył w moją stronę.
– My również, Renesmee – zapewnił mnie, kiwając ze zrozumieniem głową – Ale wszystko wskazuje na to, że Safona jest zdrajczynią. Że to ona odpowiada za to, co spotkało twoich bliskich.
Poczułam, że kręci mi się w głowie. To nie miała żadnego sensu i już nawet oskarżenie Hanny wydało mi się bardziej prawdopodobne, chociaż teraz również i tego nie potrafiłam sobie wyobrazić. Jak winna mogła być Safona, która…?
– Człowiek? – Demetri na głos wypowiedział moje wątpliwości. Drgnęłam, słysząc jego baryton tuż za plecami.
– Jak mówiłem, nas też to zaskoczyło – zapewnił Aro. – Ale Kajusz ma mocne dowody na to, że tak w istocie było. Można wręcz rzec, że Safona mu się do tego przyznała – wyjaśnił, zaciskając dłoń na moim ramieniu. Poczułam się osaczona.
Kajusz nawet nie raczył się odezwać, żeby słowa brata potwierdzić albo zanegować. Jedynie kiwnął głową, co mogło znaczyć cokolwiek; jego krwiste, zimne tęczówki czujnie błądziły po pomieszczeniu, zatrzymując się na każdym z obecnych z osobna. Mogłabym odzyskać, że najdłużej przypatrywał się mnie.
Pokręciłam głową. Być może w tym momencie oszukiwałam samą siebie, ale nie wierzyłam w żadne och słowo. Mogłam zrozumieć wszystko – że to jakiś wampir albo jakikolwiek inny nieśmiertelny, który chodził po tym świecie, ale z pewnością nie człowiek. Przecież Safona pracowała tutaj od niedawna i z pewnością nie znała żadnego z moich bliskich, nie wspominając już o tym, żeby cokolwiek miała im za złe. Cokolwiek widział albo słyszał Kajusz, musiał się pomylić.
– To nie ma sensu… – powiedziałam cicho, bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego, ale obecne w Sali Tronowej wampiry i tak doskonale to usłyszały. – To po prostu nie ma sensu…
– W takim razie zaraz się przekonamy – stwierdził Aro, bynajmniej nie przejmując się moim sceptycznym podejściem. – Alec'u, Jane – zwrócił się do „piekielnych bliźniąt”, kiwając w ich stronę zachęcająco. L
Zanim zorientowałam się do czego zmierzał, Alec zdążył już uwolnić Safonę spod działania swojego daru. Dziewczyna nagle otworzyła oczy, spojrzała z niedowierzaniem w naszą stronę i krzyknęła, machinalnie cofając się o krok. Potknęła się o stopień, zachwiała i upadłaby, gdybym pod wpływem impulsu nie dopadła do niej i nie przytrzymała jej.
– Nie! – Spojrzała na mnie z czystym przerażeniem i natychmiast spróbowała wyswobodzić się z moich ramion. Zaskoczona, pozwoliłam jej na to. – To nie prawda! Nic nie zrobiłam! Nic… – zaczęła mamrotać, rozglądając się dookoła i bezskutecznie próbując znaleźć jakaś najdogodniejszą drogę ucieczki.
– Ja nie… – zaczęłam, chcą zapewnić ją, że jej wierzę i nie zamierzam pozwolić, żeby coś złego ją spotkało, ale nie zdążyłam, bo w tej samej chwili recepcjonistka krzyknęła rozdzierająco i wijąc się z bólu, wylądowała na posadzce. – Nie! – zaprotestowałam natychmiast, spoglądając w stronę Jane. Nie odrywając od niej wzroku, zwróciłam się do Aro: – Niech ona przestanie! Niech przestanie! – zaczęłam błagać, walcząc z dziecinnym odruchem, żeby zatkać sobie uszy dłońmi i nie musieć słuchać tych agonicznych wrzasków.
– Panie… – próbował wesprzeć mnie Demetri, kiedy moje słowa nie odniosły skutku. Nie miałam nawet czasu, żeby posłać mu wdzięczne spojrzenie, bo w tej samej chwili puściły mi nerwy i skoczyła w stronę Jane.
To wszystko wyglądało tak nierealnie… Mój atak był głupi, ale w tamtej chwili nie zastanawiałam się nad konsekwencjami – po prostu skoczyła przed siebie, wprost na niczego niespodziewającą się Jane. Obie wylądowałyśmy na ziemi – ja na niej, boleśnie się przy tym obijając.  Krzyk Safony urwał się prawie natychmiast, kiedy tylko mała wampirzyca straciła swoją ofiarę z oczu. Teraz słyszałam jedynie szloch, czyjeś głosy i swoje własne trzepiące się w mojej piersi serce.
Czyjeś dłonie szarpnięciem postawiły mnie do pionu. Nie musiałam się obracać, żeby wiedzieć, że to Alec, który natychmiast przyszedł na ratunek siostrze. Chłopak jedynie wyglądał na niepozornego, teraz jednak dał mi okazję do zapoznania się z jego wampirzą siłą, kiedy wykręcił mi obie ręce na plecy. Syknęłam z bólu i spróbowałam się wyrwać, to jednak jedynie pogorszyło sytuację.
Jane poderwała się na nogi, wydając się wręcz kipieć ze złości. Krwiste tęczówki ciskały błyskawice, zaś na mój widok pociemniały gwałtownie i przez kilka sekund miałam wrażenie, że dziewczyna z chęcią rzuci mi się do gardła.
– Zdecydowanie nie powinnaś była tego robić– oznajmiła cichym, wypranym z emocji głosem. Nie musiałam się długo zastanawiać, żeby domyśleć się do czego to zmierza.
– Jane – upomniał ją Aro; jego głos był stanowczy, ale wampirzyca była w takim stanie, że przemówić jej do rozsądku byłaby w stanie najprawdopodobniej zapalona zapalniczka.
– Mam dość tego, jak próbujesz się tutaj panoszyć, mała – oznajmiła chłodno.
Właśnie wtedy moje ciało stanęło w płomieniach. Ból był nagły i tak silny, że natychmiast ściął mnie z nóg, Alec jednak nie pozwolił mi upaść. Wrażenie było takie, jakby coś paliło każdą komórkę mojego ciała, niszcząc ją o miażdżąc w brutalny sposób. Cierpienie zdawało się mieć swoje źródło dosłownie wszędzie, jakby w jednej chwili wszystko inne przestało istnieć, pozostawiając jedynie ten wszechogarniający ból.
Ktoś krzyknął rozdzierająco. W pierwszej chwili pomyślałam, że to Safona i niezależnie od wszystkiego chciałam zaprotestować, wtedy jednak uświadomiłam sobie, że dźwięk ten pochodzi z moich ust. Obrazy zamazywały mi się przed oczami i nagle nie widziałam już nic, prócz czerwonych i żółtych pasm raz po raz powracającego bólu. W jednej chwili byłam świadoma całego mojego ciała, chociaż jednocześnie nie miałam nad nim żadnej kontroli. Nie mogłam się ruszyć, chociaż pewnie to i tak nic by nie dało. Od własnego krzyku bolała mnie głowa i miałam wrażenie, że ciśnienie za chwilę rozsadzi mi czaszkę. Straciłam poczucie czasu i nawet jeśli wszystko trwało zaledwie kilka czy kilkanaście sekund, ja miałam wrażenie, że ten koszmar ciągnie się już całą wieczność.
Śmierć… Rozwiązanie i wybawienie nagle pojawiło się w moim umyśle. Wszystko było lepsze, byleby dłużej nie musieć tego czuć – bólu, który swoją intensywnością przebijał wszystko, nawet cierpienie straty, którego od miesięcy doświadczałam. Chciałam, żeby to się skończyło, nawet jeśli miałoby to równać się temu, że już nigdy więcej się nie obudzę. Śmierć, chciałam umrzeć…
Proszę…
– Nie! – krzyknął ktoś, chociaż równie dobrze mogłam to sobie wyobrazić; wszystkie dźwięki i bodźce inne od bólu dochodziły do mnie jakby zza grubej ściany.
I nagle wszystko się skończyło, jakby nigdy nie miało miejsca. Ból zniknął, uścisku Aleca rozluźnił się, a może tak naprawdę nigdy go nie było. Kolana ugięły się pode mną i tym razem jednak nie dane było mi upaść, bo chwyciły mnie czyjeś silne ramiona. Zanim zdążyłam się z tym oswoić, ktoś wziął mnie na ręce i mocno przytulił. Obrazy rozmazywały mi się przed oczami i wszystko było niewyraźne, ale zdołałam dostrzec czyjąś zamazaną twarz. Chociaż nie zdołałam jej rozpoznać, wiedziałam, że jest piękna, a ja mogę jej właścicielowi zaufać.
Ból zniknął całkowicie, jakby nigdy tak naprawdę go nie było. Zostało jedynie echo – coś jakby niewyraźne wspomnienie – i uczucie otępienia, które poraziło całe moje ciało. Iluzja czy nie, cierpienie wydawało się aż nadto prawdziwe. Kręcili mi się w głowie i wciąż bałam się, że cierpienie powróci, kiedy tylko pozwolę sobie na odrobinę nadziei albo zapomnienie. Zadrżałam na samą myśl, tym samym sprawiając, że owinięte wokół mnie ramiona przytuliły mnie mocniej. Był tutaj, naprawdę był…
Opadłam bezradnie w objęciach mojego wybawcy, mojego Anioła, po czym po prostu się poddałam, nie będąc w stanie dłużej walczyć o zachowanie przytomności. To było zbyt wiele; musiałam odpocząć, musiałam…
Nie mogłam myśleć…
Musiałam…
Ostatnim, co zapamiętałam, był ciepły znajomy baryton i nacisk lodowatych warg na moim czole. Zaraz po tym pochłonęła mnie ciemność…
Nareszcie mogę zaprezentować wam nowy rozdział. Z góry przepraszam za opóźnienie i proszę o wszelakie uwagi, bo bardzo możliwe są literówki – całość pisałam na iPodzie, a tam słownik lubi bardzo zmieniać słowa po swojemu. Jak znajdę chwilę to całość przeczytam raz jeszcze i wprowadzę poprawki, ale będę wdzięczna, jeśli troszeczkę mi to ułatwicie – samemu nie zawsze jest się w stanie wychwycić wszystkie błędy.
Ten rozdział dedykuję mojej cudownej Gabrysi, która była gotowa bardzo mi pomóc i wstawić ten rozdział wcześniej, ale kaprysy blogspota nam to uniemożliwiły. Kochana, tak czy inaczej bardzo cię dziękuję, bo sama świadomość, że mogę na ciebie liczyć, wiele dla mnie znaczy.
Chcę również podziękować Wampirzyca Wiki i MarryN99 za nominację. To wiele dla mnie znaczy, chociaż odpowiem na nią dopiero jutro, bo mam już dość przez pisanie odpowiedzi na „Zagubionych w czasie”. Nie sądziłam nawet, że aż tak bardzo cenicie moją twórczość i bardzo wam za to dziękuję. Gratulacje dla Asi i Katherine B., które są bliżej rozwiązania zagadki tej historii niż ktokolwiek do tej pory był... Blisko, nawet bardzo, ale maskarada wciąż trwa..

Nessa.

8 komentarzy

  1. Rozdział jak zwykle genialny ! Ale...kurde, ze niby ta recepcjonistka jest wszystkiemu winna ?! Tu musi być jakaś intryga. Człowiek vs Wampir xD haha. Czy teraz wszyscy dowiedzą się o Renesmee i Demetrim ? To by mogło być ciekawe. Reakcja ich wszystkich ;o Znalazłam takie małe literówki: marna wymowie- wymówka, nazywają-nazywać, powtarzasz się sobie zapamiętać- postarasz, i jedno trochę niezrozumiałe zdanie: walcząc z dzieci bym odruchem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ci =) Właśnie o to mi chodziło. Tam miało być "dziecinnym odruchem" =)
      O tak, to z Safoną to niezła intryga. Ale to wyjaśni się później.

      Pozdrawiam,
      Nessa.

      Usuń
  2. Dziękuję bardzo za dedykację ;* i fakt - byłam, jestem i będę chętna do pomocy, ale kaprysy blogspota... Czasem na nerwy działają ^.^
    Co do rozdziału jest on boski - i tak najbardziej lubię wszystko z perspektywy Renesmee. Szczerze mówiąc czasem się męczę czytając wszystkie "myśli" Demetriego (miałam ochotę napisać inne imię, ale się w porę zorientowałam ;) nie mówię, że coś jest źle - po prostu mnie odrobinę to męczy, ale czytam, bo wiem, że na końcu czeka na mnie coś w postaci Nessie ^^
    Cholera, a myślałam już, że Heidi mamy z głowy =/ jak się okazuje to jednak nie. Znam większą sukę od Tany ^^ hah, ale i tak uwielbiam postać Heidi w Twoim opowiadaniu<3 jest boska, po prostu♥
    I zniesmaczona mina, gdy Jane znowu się "drze" do Nessie. Nie lubię jej. Koniec kropka.
    Safona? Czy ja dobrze czytam, to ona jest za to odpowiedzialna? Mieszasz, mieszasz kochana :D ale, gdyby nie było szamotaniny to nie byłabyś chyba sobą. Zawsze coś dodajesz i to jak najbardziej mi się podoba ;*
    Czekam niecierpliwie na wyjaśnienie zagadki z Safoną, czekam, aż Hannah im wszystko wyjaśni i czekam, aż Cullen'owie wrócą do gry, oraz czekam na akcję Demetri+ Renesmee = ♥ bo to, aż korci :*
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :)
    Rozdział...świetny, naprawdę bardzo mnie zaciekawił. Zdecydowanie bardziej podoba mi się perspektywa Nessy, choć na pewno Demetriego jest również ciekawa lecz czegoś jej brakuje :)
    Dobra zaskoczyłaś mnie Heidi już nie mogę się doczekać nn. Pięknie proszę napiszą ją szybciutko ;D
    Pozdro i weny
    POISON
    p.s Zapraszam na nn http://porcelana-bellaro.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Super opowiadanie ;) Podoba mi się, gdy piszesz z perspektywy Nessie,ale wszystkie postacie w tym opowiadaniu mają wyjątkowe i ciekawe charakteru. Szczególnie fajnie by było gdyby pojawiło się więcej akcji Nessie+Demetri :)
    Pozdrawiam i życzę dużo weny.

    OdpowiedzUsuń
  5. OMG!!!!!!!TO ZA MAŁO!!!!BOMBA I CUD Z MIODZIKIEM:) Rozdział jest świetny! Prześwietny! Nic dodać nic ująć :D Podoba mi się baaaaardzo! :)) Pozdrawiam gorąco :**Niech wena będzie z TOBĄ!

    OdpowiedzUsuń
  6. Omg piszesz wspaniale !!
    Rozdział jak zawsze suuuperowy <3
    Najlepszy blog jaki kiedykolwiek czytałam ! :P

    OdpowiedzUsuń
  7. Znowu komentuję w tył, czyli początek mojego komentarza tyczy się jakiegoś poprzedniego rozdziału. Mam na myśli to, że gdzieś dałaś informację, że rozdział napisałaś w jeden dzień czy w jedną godzinę, czy za jednym zamachem (jakoś tak to było). Myślę, że takie rozdziały pisane pod wpływem weny i silnych impulsów, piszące się jak po maśle są najlepszymi.
    Co zaś tyczy się tego rozdziału, to zachowanie He. strasznie żałosne. Zniżyła się do takiego poziomu, by żebrać o faceta, dla którego najwyraźniej nic nie znaczy, u jego nowej, a konkretnie to nawet jeszcze nie nowej kobiety. Poniżyła się tym totalnie.
    Poza tym jeśli Demi jest taki okropny i taki kurwiarz, to po jaką cholerę sama by o niego tak zabiegała? To też powinno dać Rence do myślenia.
    A co do tej sekty, to najwyraźniej chcą zrzucić na kogoś winę i znaleźli już kozła ofiarnego, ale zachowanie Renki pomimo tego bardzo emocjonalne, impulsywne i nieprzemyślane. Nie podnosi się ręki na kogoś aż tak znacznie silniejszego, na dodatek nie gryzie ręki, która karmi. Dziewczę samo jest sobie winne, niepotrzebnie przystało do tej sekty.

    OdpowiedzUsuń


After We Fall
stories by Nessa