Demetri
– Ty sukinsynu! – Felix wypadł
zza rogu najbliższego korytarza, jakimś cudem będąc w stanie mnie
zaskoczyć. Nie było to dziwne, bacząc na to, że przez ostatnie dni byłem
przybity i zamyślony. Z drugiej jednak strony, mimo wszystko nie
spodziewałbym się takiego powitania z jego strony.
Uniosłem
brwi i spojrzałem na kumpla mało przytomnie, próbując przypomnieć sobie
czym w ostatnim czasie mogłem mu podpaść. Pamięć mimo wszystko miałem
dobrą, a jednak niczego sobie nie przypominałem, kiedy jednak wampir
zamachnął się na mnie, doszedłem do wniosku, że coś jednak jest na rzeczy.
– Hej!
Wyluzuj – doradziłem mu, pośpiesznie się uchylając i wpadając przy tym na
najbliższą ścianę. Będziemy mieli szczęście, jeśli nie powstaną przy tym
większe szkody niż trochę skruszonego tynku i prawie niewidoczne (no
dobrze, stosunkowo duże) wgłębienie. – Ciebie też miło widzieć. I tak,
chętnie najpierw usłyszę co takiego znów zrobiłem – mruknąłem, nie szczędząc
sobie sarkazmu. Zupełnie nie miałem na to nastroju, zwłaszcza na konieczność
zgadywania co też komu tym razem chodzi po głowie.
– Ty mnie
pytasz…? – Felix wyglądał, jakby zaraz miał stracić
cierpliwość, chociaż to chyba powinna być moja rola, skoro nie miałem pojęcia za
co zamierzał mnie uderzyć. Oczywiście i tak nie miałem poczuć bólu, ale to
nie znaczyło, że byłem chętny do asystowania komukolwiek jako worek treningowy.
– Cholera jasna, Demetri, przecież doskonale wiesz, że chodzi o Renesmee –
powiedział gniewnie, starając się zachować cierpliwość.
Nie powiem,
samo imię dziewczyny było gorsze od możliwego ciosu. Tym bardziej, że zdawałem
sobie sprawę, że w przeciwieństwie do mnie, Felix mógł się do niej
zbliżyć. Ja… Cóż, pewnie też, ale jedynie pod warunkiem, że miałem ochotę
jeszcze bardziej wszystko między nami utrudnić.
– Ach… – Pokręciłem
z niedowierzaniem głową. – Albo nie jesteś na bieżąco, albo pomyliłeś mnie
z jakimś innym nadwornym sukinsynem. Nawet się do niej nie odezwałem od
jej urodzin, czyli od jakichś… czterech dni – dodałem z opóźnieniem, sam
zaskoczony tym, że od naszej rozmowy w ogrodzie minęły dopiero niespełna
cztery doby. Och, a ja nawet nie miałem pojęcia jak długo to jeszcze
potrwa i czy w ogóle mam jeszcze jakiekolwiek szanse, żeby chciała ze
mną przebywać!
– Chodzi
właśnie o jej urodziny – zniecierpliwił się Felix. – Do cholery, Dem, w co
ty pogrywasz? Wiem, że mało co wzbudza w tobie jakieś emocje, ale
sądziłem, że naprawdę zależy ci, żeby ją uszczęśliwić a nie
dobić, kiedy prosiłeś mnie o pomoc. Nie jestem święty, ale serio
dziewczynę lubię, więc nie zamierzam tak po prostu…
– Czyżby
zamkowe BBC Hannah rozpoczęło jednak działalność? Poza tym powiedziałem ci, że
nie jesteś na bieżąco – przerwałem mu z westchnieniem.
Zdążyłem
zauważyć, że Renesmee i Hannah są ze sobą blisko ostatnimi czasy, dlatego
zakładałem, że blondynka musiała już o wszystkim wiedzieć. Chyba i tak
powinienem być wdzięczny, że oszczędzała mnie przez tyle czasu, zadowalając się
gniewnymi i pogardliwymi spojrzeniami, kiedy mijała mnie w korytarzu.
Przynajmniej przy Renesmee się powstrzymywała, chociaż z drugiej strony,
nie miałem pewności, bo wtedy zwykle starałem się szybko oddalić, żeby nie
stawiać Nessie w kłopotliwej sytuacji. Pragnęła czasu, a ja zamierzałem
go jej dać, obojętnie jak wiele mnie to kosztowało.
– Hannah
nie ma z tym nic wspólnego! – żachnął się, wyraźnie speszony. Hm, to było
dziwne, nawet ja Felixa. – Rozmawiałem z Heidi.
Parsknąłem
śmiechem, wręcz niedowierzając własnym uszom. No po prostu cudownie!
– I uważasz,
że Heidi to najbardziej wiarygodne źródło informacji? – zapytałem z powątpieniem.
Z wiadomych przyczyn nasze relacje ostatnimi czasy nie prezentowały się
najlepiej. – Jak podejrzewam, raczej nie pochwaliła się, że przyszła wtedy pod
klub i na oczach Renesmee próbowała oddać mi się na miejscu? To chyba dość
istotny fakt, tak mi się wydaje.
– Chciała
co…? Cholera, nie. Jedynie pomstowała na to, jak ją potraktowałeś – sprostował.
– Znając ciebie, nie zdziwił bym się, gdybyś pogrywał na dwa fronty. Z tym,
że nie zamierzam ci pozwolić, żebyś jakkolwiek skrzywdził tę małą – zastrzegł,
brzmiąc przy tym poważnie jak chyba nigdy dotąd.
Spojrzałem
na niego zmęczonym wzrokiem, powoli mając już tego wszystkiego dość.
Przynajmniej przestał już wyglądać na chętnego do przyłożenia mi, wciąż
skupiony na moich wyjaśnieniach w kwestii Heidi. Na Boga, ta dziewczyna
chyba za punkt honoru wzięła sobie, żeby mnie wykończyć, jakby mało jej było
tego, jak skomplikowała relacje moje i Renesmee. Do cholery, kto tutaj tak
naprawdę był pokrzywdzony?
– Dobrze,
więc jak to w końcu było z tymi urodzinami? – ponaglił mnie Felix,
wyrywając mnie z zamyślenia. Westchnąłem i pociągnąłem go za sobą w głąb
korytarza; w ruchu łatwiej było mi zebrać myśli.
Poczułem się
dziwnie, opowiadając o wszystkim komuś trzeciemu. Nie miałem powodów, żeby
ukrywać cokolwiek przed Felixem, ale i tak wszystko, co dotyczyło
Renesmee, wydało mi się bardzo intymne. Myśląc o tym raz jeszcze, zacząłem
być zły na siebie za to, że jednak nie potraktowałem Heidi w sposób na
jaki sobie zasłużyła. Teraz było już za późno, ale powinienem był zrobić
cokolwiek, zamiast stać jak sparaliżowany i czekać aż dobierze mi się do
rozporka. Oczywiście, że sam byłem sobie winny…
Z tym, że
nie mogłem przewidzieć jak to się potoczy. Heidi znała mnie doskonale i miała
swoje sposoby, żeby uwieść mężczyznę. Oszałamiała, kusiła i odbierała
wolną wolę, ja zaś nie miałem okazji, żeby w ogóle zastanowić się nad tym,
co się dzieje. Była to marna wymówka, ale teraz i tak nie miała żadnego
znaczenia, bo Renesmee jej nie oczekiwała. Teraz pozostawało mi jedynie czekać,
obojętnie jak wiele miałem co do tego wątpliwości. Czego miałem oczekiwać? Że
dziewczyna pewnego dnia stanie w progu mojej komnaty i oznajmił, że
już jest między nami w porządku? Nie. Przecież oboje zdawaliśmy sobie
sprawę z tego, że nie mamy żadnych szans, póki nie zaczniemy czegoś robić.
Tutaj konieczne było działanie, jakiś bodziec albo cokolwiek innego, co
mogłoby…
Podniesiony
głos Heidi doszedł mnie nagle i z wrażenia omal nie wpadłem na wciąż
milczącego Felixa. Wymieniliśmy krótkie spojrzenia i natychmiast
ruszyliśmy w tamtą stronę. Krzycząca Heidi to nigdy nie było nic dobrego, a ja
miałem jakieś złe przeczucie w związku z gniewem wampirzycy. Być może
zaczynałem być przewrażliwiony, ale byłem niemal pewien, że to w jakiś
sposób wiąże się ze mną.
Jak się
okazało, nie myliłem się.
– Powiedziałam,
żebyś dała mi spokój! – Głos Renesmee byłem w stanie rozpoznać wszędzie,
ale chociaż mogłem domyślić się, że i ją tam zastanę, mimo wszystko
poczułem niepokój.
Przyśpieszyliśmy
z Felixem, zaalarmowani. Czego Heidi mogła jeszcze od niej chcieć.
– Jeśli
już, to ja zadecyduję kiedy dam ci spokój, a w tym momencie nie mam
takiego zamiaru – powiedziała Heidi, wyraźnie obojętna na żądania Renesmee. – Pomyślałam
po prostu, kochanie – nie trudno było sobie wyobrazić, że się uśmiecha – że
ktoś powinien cię ostrzec, zanim się sparzysz. Powinnaś docenić, że to robię,
zanim sama przekonasz się, że Demetri zdecydowanie nie jest kimś, kto
interesuje się dziećmi takimi jak ty. Zabawi się, a potem cię zostawi… W twoim
przypadku bardzo szybko, bo na nic mu dzieciak, który nie ma za grosz pojęcie o potrzebach
mężczyzn.
– Powiedziałam
ci, żebyś… – jęknęła Nessie, ale nie dokończyła, tylko jęknęła dla odmiany.
Natychmiast wypadłem z najbliższego korytarza, nareszcie będąc w stanie
zobaczyć obie nieśmiertelne.
Heidi
przyciskała Renesmee do ściany, dosłownie miażdżąc jej żebra. Nessie próbowała
jej się wyszarpnąć, wyraźnie zdezorientowana i zaskoczona. Fakt, że
przynajmniej nie próbowała okazywać strachu, patrząc na wampirzycę niemal
wyzywająco, był jednocześnie godny podziwu, jak i odrobinę lekkomyślny.
– Posłuchaj,
dziecko. Spróbuj jeszcze raz do niego zbliżyć, a…
– Heidi! – zawołałem,
nie mogąc patrzeć, jak tak niebezpiecznie blisko nachyla się nad szyją
Renesmee. Zareagowałem instynktownie i bez zastanowienia chwyciłem ją za
ramiona, po czym z siłą odciągnąłem ją od pół-wampirzycy. – Do cholery,
przestań! – syknąłem jej do ucha, kiedy spróbowała się wyrwać.
Warknęła w odpowiedzi
i szarpnęła się jeszcze mocniej, tym razem dając radę się oswobodzić.
Stanęła naprzeciwko mnie, sycząc i warcząc. Jej krwiste tęczówki gniewnie
rozglądały się dookoła; prawdopodobnie grzyby wzrok mógł zabijać, wszyscy
stanęlibyśmy już w płomieniach. Przybrałem pozycję obronną i ostrożnie
przesunąłem się w stronę Nessie, żeby ją zasłonić. Felix już tam stał,
również czujnie obserwując Heidi i gotów w każdej chwili ją
zaatakować.
– Heidi – powtórzyłem,
tym razem spokojniej. Zrobiłem kilka stanowczych kroków w jej stronę,
ledwo powstrzymując się od natychmiastowego rzucenie się jej do gardła. – Teraz
to ty posłuchasz i postarasz się sobie zapamiętać…
Heidi bez
ostrzeżenia wybuchła śmiechem.
– Bronisz
swojej dziwki, Demetri? – zapytała z błyskiem narastającej furii
w oczach. – Mogę znieść naprawdę wiele, wszystkie twoje dziwactwa i te…
kobiety – powiedziała takim tonem, jakby wypowiadała najgorsze przekleństwo – ale
nie pozwolę zastąpić się jakąś małolatą, mieszańcem na dodatek!
Aż się we
mnie zagotowało w odpowiedzi na jej słowa. Mogła mieć żal i pretensje
do mnie, ale to nie był powód żeby odgrażała się Renesmee. Zresztą gdyby
chodziło jedynie o to, co mówiła, chyba nawet bym się nie zdziwił; bo
Heidi zawsze za dużo mówiła. Ale ona ją zaatakowała, a teraz jeszcze
próbowała wystraszyć – tego nie zamierzałem tak po prostu darować.
– Nigdy
więcej tak jej nie nazywaj! – warknąłem, zaciskając dłonie w pięści.
Kobieta czy nie, musiałem niemal siłą powstrzymywać się, żeby nie skrócić jej o głowę.
Aro pewnie byłby niepocieszony i mielibyśmy spore problemy z dostawami
krwi, ale przecież nikt nie był niezastąpiony… – Nigdy więcej! – powtórzyłem i skoczyłem
do przodu, zmuszając wampirzycę do cofnięcia się.
Najrozsądniej
byłoby, gdyby w tym momencie odpuściła i zostawiła nas w spokoju,
ale to byłoby szczytem marzeń. Syknęła gniewnie i prawie natychmiast
rzuciła się w moją stronę, zmuszając mnie do tego, żebym musiał ją
uderzyć. Była jedną z nielicznych w straży, która znała kilka sztuczek
walki wręcz – nie mogła liczyć na swój dar, poza tym wielokrotnie przysporzył
jej on kłopotów w postaci natarczywych wielbicieli – ja jednak byłem
lepszy i szybszy. Wymierzyłem jej celny cios w klatkę piersiową,
posyłając kilka metrów w głąb korytarza, gdzie wściekle dysząc wylądowała
na kamiennej posadzce korytarza. Prawie natychmiast zerwała się na równe nogi,
oczywiście cała i jeszcze bardziej zagniewana.
Równie
zdenerwowany, szybkim krokiem ruszyłem w jej stronę. Może i teraz
miała dowód na to, że powinna sobie odpuścić, ale ja i tak zamierzałem dać
jej nauczkę. Kto wie, może jakbym skrócił trochę te jej lśniące włosy albo
czasowo pozbawił jakiejś części ciała, to wtedy byłaby bardziej pokojowa…
– Demetri! –
Wcześniej słyszałem nawoływanie Felixa, który próbował przemówić mi do
rozsądku, ale tym razem to nie on do mnie wołał. Zatrzymałem się wpół kroku,
porażony błagalną nutą w głosie Renesmee. – Demetri, proszę, zostaw to.
Obejrzałem
się w jej stronę, jednocześnie jednak obserwując Heidi. Wciąż wyglądała na
wściekłą i chętną do walki, ale coś w mojej postawie pozbawiło ją
pewności siebie.
– Tego
właśnie chcesz? – zapytałem Renesmee, starając się uspokoić. Jej obecność i głos
mi w tym pomagały. – Powiedz tylko słowo, a więcej nie przyjdzie jej
do głowy, żeby ci grozić – obiecałem, chcąc jakoś ją zapewnić, że już jest
bezpieczna. To było moją winą, że znalazła się na czarnej liście Heidi.
– Proszę – powtórzyła
Nessie, wychylając się zza Felixa i spoglądając na mnie błagalnie. – Nie…
– Nie
potrzebuję litości kogoś takiego jak ty, mieszańcu! – syknęła Heidi,
w ostatnie słowo wkładając tyle jadu, że prawie poczułem go na skórze.
– To nie
litość – odparowała Renesmee. Mówiła szybko, żebym nie zdążył się znów odezwać.
– Chciałam powiedzieć, że ona po prostu nie jest tego warta. Więc nie rób tego,
dobrze? – powiedziała z naciskiem, tym razem zwracając się bezpośrednio do
mnie.
Wypuściłem
powietrze ze świstem. Chciałem zemścić się na Heidi, ale jak miałem w tej
sytuacji odmówić Renesmee, kiedy tak mnie prosiła? Już kilka razy ją zawiodłem,
teraz więc dla odmiany chciałem zrobić dla niej – obojętnie jak idiotyczne mi
się to wydawało.
– Dobrze – zgodziłem
się. Renesmee odetchnęła i natychmiast się rozluźniła, co samo w sobie
wydawało mi się wystarczającą nagrodą. – Ale niech ona zejdzie mi z oczu,
bo naprawdę nie ręczę za siebie – dodałem przez zaciśnięte zęby.
– Słyszałaś,
Heidi? – zapytał Felix, decydując się wtrącić. – Lepiej teraz spadać – doradził,
rzucając jej naglące spojrzenie.
Obserwowała
nas zawistnym wzrokiem, jakby dalej zamierzając się kłócić, ostatecznie jednak
musiała przekalkulować swoje szanse, bo zaczęła się wycofywać.
– Jeszcze
tego pożałujecie – rzuciła zawistnym tonem, zanim ostatecznie zniknęła nam z oczu.
– Zwłaszcza dziewczyna.
Felix
prychnął i parsknął śmiechem.
– Och,
jakoś nie wątpię – zadrwił, kręcąc z niedowierzaniem głową. – Boże, co za
desperatka – westchnął, wznosząc oczy ku górze.
No coś, to
akurat było wiadomo od początku, ale takie sceny były dziwne, nawet jak na
Heidi. Nie odpowiedziałem nic i wziąwszy kilka głębszych wdechów,
spokojnym ludzkim krokiem podszedłem do wciąż wpatrującej się w ślad za
wampirzycą Renesmee. Drgnęła, kiedy mnie zauważyła, ale przynajmniej nie
poczułem się przez to niezręcznie albo tak źle jak ostatnim razem w ogrodzie.
Hm,
zewnętrzny bodziec do działania… Cholera, to jak nic musiał być znak dla mnie.
– Wszystko
gra? Przepraszam cię za nią. Nie mam pojęcia, co jej strzeliło do głowy – przyznałem,
chociaż prawdopodobnie nie powinienem czuć się winny. Przepraszanie za Heidi
również nie było czymś, co było spełnieniem moich marzeń tego dnia, ale od
czegoś trzeba było zacząć. – Heidi to po prostu… Heidi – dodałem jakże
inteligentnie. Felix zdecydowanie zaczynał mieć konkurencje, jeśli chodziło o błyskotliwy
sposób wypowiadania się.
– Znów mnie
przepraszasz – zauważyła Renesmee z lekkim opóźnieniem. Wpatrywała się we
mnie i wyglądało to tak, jakby miała problemy z zebraniem myśli. – Mnie
tego zabroniłeś, więc ty też przestań.
Prawie się
uśmiechnąłem, powstrzymałam się jednak, niepewny jej intencji. Ciężko było
stwierdzić mi, co musiała w tym momencie myśleć; to mogło być dosłownie
wszystko, poza tym wcale nie musiała wspominać o naszych wcześniejszych
rozmowach w pozytywnym sensie. Cholera, takie sytuacje były zdecydowanie
zbyt skomplikowane i sam już nie wiedziałem, jak powinienem się teraz
zachować. Może oczekiwała, że skoro zrobiłem swoje, teraz po prostu się oddalę?
– No tak…
Więc wszystko w porządku? – zapytałem ponownie, decydując się na zmianę
tematu, póki jeszcze nie zrobiło się zbyt niezręcznie. – Widziałem, jak na
ciebie skoczyła.
– Jestem
cała. Dziękuję.
I tyle. Po
prostu wymuszona uprzejmość, jak zwykle w ostatnim czasie. Nie jestem
pewien czego się spodziewałem, ale zdecydowanie byłem rozczarowany, chociaż
może nie powinienem się dziwić. To oczywiste, że tak naprawdę nic się przecież
nie zmieniło; może nawet słowny atak Heidi jeszcze bardziej wszystko pogorszył,
bo przecież to też w jakimś stopniu była moja wina. Tym bardziej zacząłem
żałować, że tak po prostu pozwoliłem wampirzycy odejść, ale teraz nie mogłem
już nic zrobić, nawet gdybym chciał. Renesmee tego nie chciała, a ja
przecież starałem się na wszystkie sposoby naprawić nasze relacje, nawet jeśli
ostatecznie i tak miało się okazać to niemożliwe.
– A gdzie
jest Hannah? – zapytał Felix. Jego głos podziałał niczym kubeł zimnej wody, bo
zdążyłem już zapomnieć, że wampir jest tuż obok i nam się przypatruje.
Przy Renesmee takie sytuacje zdarzały mi się nader często, co zaczynało być
zastanawiające. – Do tej pory wszędzie chodziłyście razem.
– Hannah
nie jest moją niańką – obruszyła się Renesmee. Oczywiście, pewnie nawet gdyby
oberwała, zarzekałaby się, że poradzi sobie sama! Ech, a podobno to męska
duma jest nie do przebicia… – Nie mam pojęcia gdzie jest, ale pewnie u siebie
– zasugerowała, po czym spojrzała na każdego z nas osobna i westchnęła.
– Jak mówiłam, nic mi nie jest. Ale teraz muszę już iść – dodała pospiesznie,
wyraźnie chcąc jak najszybciej się oddalić. Nie powiem, zabolało, nawet jeśli
to nie ja byłem przyczyną jej decyzji.
– Odprowadzić
cię? – zapytałem, zanim zdążyłbym ugryźć się w język i głębiej nad
tym zastanowić.
W jej
oczach pojawił się niezrozumiały błysk, kiedy spojrzała na mnie
w roztargnieniu, jakby widziała mnie po raz pierwszy. Odniosłem wrażenie,
że swoją propozycją zaskoczyłem ją do tego stopnia, że w pierwszym odruchu
była gotowa się zgodzić, ostatecznie jednak tego nie zrobiła.
– Do
biblioteki jest niedaleko – odpadła wymijająco, wzruszając ramionami. Starała
się udawać, że wszystko jest w porządku, a Heidi swoim zachowaniem
nie zrobiła na niej żadnego wrażenia, ale ja przecież wiedziałem swoje.
– Ale…
Spojrzała
na mnie niemal błagalnie; zawahałem się; walcząc z pokusą, żeby jednak nie
zacząć nalegać. Swoją drogą, nie byłem nawet zdziwiony, że szła właśnie do
biblioteki. Wiedziałem od Felixa, że ciągle tam przesiadywała, więc było to
właśnie w jej stylu. Sam oczywiście nie przepadałem za tym miejscem, preferując
inne rozrywki, ale zobaczenia Nessie zwiniętą nad książką być może było warte
tego, żeby kiedyś „przypadkowo” się tam pofatygować.
– Nie chcę
wam przeszkadzać ani psuć tobie planów – wtrącił się Felix (co on tutaj jeszcze
robił?!) – ale tak po prawdzie miałem ci przekazać, że Aro chce cię widzieć.
Podobno kolejny postęp jeśli chodzi o tę sprawę – wyjaśnił z naciskiem,
rzucając Renesmee ponure spojrzenie.
Reakcja
była natychmiastowa, bo dziewczyna pobladła, a jej czekoladowe tęczówki
momentalnie się rozszerzyły. Zwykle miałem problemy z interpretacją
targających nią uczuć, ale tym razem okazało się to dziecinnie proste – to bez
wątpienia było przerażenie. To dziwne, ale coś w jej postawie sprawiło, że
machinalnie zapragnąłem ją objąć i wysłać Felixa, żeby kazał iść Aro do
diabła, jednak na całe szczęście Renesmee w tym samym momencie skinęła
głową i odrobinę się odsunęła.
– Och, no
tak… – Posłała Felixowi słaby uśmiech. Czy to szalone, że nawet z tak
błahego powodu i nie mając postaw, poczułem się zazdrosny? – Dziękuję,
Felixie.
– Nie ma
sprawy. Tylko lepiej się pośpiesz, bo…
Rzuciłem mu
gniewne spojrzenie.
– Słyszałeś?
– warknąłem. – Dziękujemy ci już Felixie – powiedziałem, starannie akcentując
każde kolejne słowo.
Felix
rzucił mi pytające spojrzenie, ale przynajmniej w końcu zrozumiał i pospiesznie
się oddalił. Renesmee spojrzała z dezorientacją wpierw na mnie, a później
na mojego kumpla, ale nic nie powiedziała i po prostu zawróciła, szybkim
krokiem kierując się w stronę Sali Tronowej. Wyglądała na zdeterminowaną,
chociaż byłem niemal całkowicie pewien, że w tym momencie chciała się
znaleźć gdziekolwiek, byleby nie w miejscu do którego zmierzała. Ona tego
nie chce, przeszło mi przez myśl i w tym momencie zezłościłem się na
Aro za to, że wciąż wyciągał sprawę jej rodziny i na siebie samego, że
mogłem na początku mieć jej to za złe. Kolejny dowód na to, że jednak byłem
dupkiem.
– Poczekaj!
– rzuciłam za nią, decydując się niemal w ostatniej chwili. W ułamku
sekundy zrównałem się z nią, zanim zdążyłaby zniknąć mi z oczu. – Idę
z tobą – zadeklarowałem się. Nie zamierzałem przyjąć jakiejkolwiek odmowy
do wiadomości.
Jej oczy
odnalazły moje, zaraz jednak dziewczyna odwróciła wzrok. Ale – co było
najważniejsze – nie zaprotestowała, a to już było coś. Kolejny raz jej
wzrok był nieprzenikniony, mógłbym jednak przyjrzeć, że w odpowiedzi na
moje słowa coś w niej pękło i mogłem przynajmniej przez ułamek
sekundy zobaczyć, co tak naprawdę czuła.
Tym czymś była ulga.
Renesmee
Szłam przed siebie, starając
się zbytnio nie zastanawiać nad tym, co czekało mnie w Sali Tronowej albo o idącym
u mojego boku Demetrim. Poruszał się bezszelestnie niczym duch i nawet
na mnie nie patrzył (a przynajmniej starał się tego nie robić, doceniałam
jednak same intencje), teoretycznie więc mogłabym nawet zapomnieć o jego
obecności, gdyby sprowadzało się to wyłącznie do niego. Problem jednak leżał we
mnie i w reakcjach mojego ciała na samą jego obecność – w tym,
jak moje serce przyśpieszało, a skóra mrowiła, domagając się pieszczot,
kiedy on był obok. Czułam jego słodki zapach i chłód bijący od ciała,
chociaż byliśmy na tyle daleko, że nawet się nie dotykaliśmy. Byłam na siebie zła
za to, że tak reaguję i że nie mogę nic zrobić, ale nie pozostawało mi nic
innego, jak pogodzić się z tym, że wampir nie jest mi obojętny. Obojętnie
jak bardzo się starałam, Demetri Volturi coś dla mnie znaczył.
Jego
bliskość niosła ze sobą ukojenie, chociaż wciąż istniejący między nami dystans,
nie pozwalał żebym w pełni poczuła się dobrze. Moje własne ciało zdradzało
mnie, tęskniąc za bliskością i pocałunkami kogoś, kto przecież mnie ranił.
Wciąż nie mogłam zapomnieć wydarzeń sprzed kilku dni i tego, co
powiedziałam Demetriemu w ogrodzie. Czas. Potrzebowałam czasu… Dlaczego to
brzmiało jak kłamstwo? Tym bardziej, że ja naprawdę nie mogłam znieść myśli o tym,
że on w rzeczywistości należał do kogoś innego. Zaprzeczał, ale dzisiaj
znów te słowa Heidi…
Co ja
powinnam z tym wszystkim zrobić?
– Wszystko w porządku?
– zapytał mnie, spoglądając niepewnie w moją stronę. Nawet to niewinne
pytanie sprawiło, że poczułam się jeszcze gorzej z tym, co na własne
życzenie stworzyłam między nami.
Nie
odpowiedziałam, ale pokręciłam przecząco głową. Nic nie było w porządku,
Demetri jednak nie był w stanie jakkolwiek mi pomóc. Problem leżał we mnie
o w tym, co miało się wkrótce wydarzyć, kiedy już stanę przed Aro i pozostałymi.
W głowie miałam absolutną pustkę, zaś na samą myśl
o odpowiedzialności za kolejne istnienie, chciało mi się płakać. Nie
chciałam już tego – tych rozmów i drążeni tajemnicy wydarzeń sprzed
miesięcy. Teraz pragnęłam jedynie zapomnienia, to jednak najwyraźniej nie miało
być mi dane. Być może powinnam być wdzięczna Aro za to, że tak się angażował – tak
było w istocie – ale zemsta już dawno przestała być moim głównym celem.
Serce
zabiło mi mocniej, kiedy zobaczyłam masywne dwuskrzydłowe drzwi, prowadzące do
Sali Tronowej. Zauważyłam Santiego, który najwyraźniej dzisiaj pełnił wartę.
Wampir spojrzał na mnie obojętnie, po czym skinął mi głową i pchnął wrota,
zawahała się jednak na widok mojego towarzysza.
– O ile
mi wiadomo, ty nie byłeś wzywany, Demetri – zauważył, wyraźnie zadziwiony
widokiem naszej dwójki razem. Czyżby wszyscy już wiedzieli o tym, co
zaszło miedzy mną, tropicielem i Heidi?
– Jestem
dla towarzystwa – odparł Demetri nieco gniewnym tonem; spojrzałam na niego
zaalarmowana, bojąc się, że posunie się do czegoś głupiego, byleby móc mi
towarzyszyć.
– Jest w porządku
– zareagowałam pośpiesznie. – Chcę żeby ze mną wszedł.
Santiego
wzruszył ramionami i przepuścił nas. Pospiesznie przeszłam przez
dwuskrzydłowe wrota, żeby przypadkiem nie stchórzyć, a i tak
wzdrygnęłam się, kiedy zatrzasnęły się za nami z hukiem. Rozejrzałam się
dookoła, chcąc upewnić się, czy Demetri nadal mi towarzyszy i ulżyło mi,
kiedy dostrzegłem go tuż za sobą. Poruszał się cicho, prawie bezszelestnie, ale
jego obecność wiele dla mnie znaczyła, chociaż nie chciałam tego przed samą sobą
przyznać.
Nie zdziwił
mnie widok Ara, Kajusza i Marka, zajmujących zdobione trony na niewielkim
podwyższeniu. U stóp prowadzących na nie stopni, znajdowały się dwie
drobne postacie w czarnych pelerynach. Alec i Jane stali w bezruchu
i jedynie dziewczyna zareagowała, kiedy weszliśmy. Zorientowałam się, że
Alec jest skupiony na jeszcze jednej, zupełnie niepadującej do pozostałych
postaci, którą prawdopodobnie obezwładniał z pomocą swojego daru. To była
dziewczyna o gładkiej, opalonej cerze i smukłej sylwetce. Miała
długie, sięgające pasa czarne włosy i regularne rysy twarzy. Oczy miała
zamknięte, ale i tak doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że mają
barwę błękitnego nieba. Co było najdziwniejsze, dziewczyna bez wątpienia była
człowiekiem i doskonale ją znałam.
To była
Safona.
Moje oczy
rozszerzyły się w geście niedowierzanie, kiedy to sobie uświadomiłam.
Obecność recepcjonistki Volturi szokowała, bo spodziewałam się naprawdę wielu
rzeczy, ale nie czegoś takiego. Krew huczała mi w uszach, ale nawet mimo
tego byłam w stanie usłyszeć, jak serce dziewczyny rozpaczliwie trzepoce
się w jej piersi. Była przerażona, ale co w tej sytuacji ja miałam
powiedzieć.
– Nie
rozumiem… – powiedziałam cicho, nieświadomie wypowiadając myśl na głos. – Co…? –
zaczęłam i urwałam, nie wiedząc o co właściwie chciałam w tym
momencie zapytać.
Aro
przypatrywał mi się z zainteresowaniem od momentu, w którym się
pojawiłam. Na Demetriego nie zwrócił większej uwagi, jedynie spoglądając nań w zadumie
i znacząco unosząc brwi. Słysząc moje słowa, przybrał zatroskany wyraz
twarzy i podniósł się z miejsca, po czym powolnym krokiem ruszył w moją
stronę.
– My
również, Renesmee – zapewnił mnie, kiwając ze zrozumieniem głową – Ale wszystko
wskazuje na to, że Safona jest zdrajczynią. Że to ona odpowiada za to, co
spotkało twoich bliskich.
Poczułam,
że kręci mi się w głowie. To nie miała żadnego sensu i już nawet
oskarżenie Hanny wydało mi się bardziej prawdopodobne, chociaż teraz również i tego
nie potrafiłam sobie wyobrazić. Jak winna mogła być Safona, która…?
– Człowiek?
– Demetri na głos wypowiedział moje wątpliwości. Drgnęłam, słysząc jego baryton
tuż za plecami.
– Jak
mówiłem, nas też to zaskoczyło – zapewnił Aro. – Ale Kajusz ma mocne dowody na
to, że tak w istocie było. Można wręcz rzec, że Safona mu się do tego
przyznała – wyjaśnił, zaciskając dłoń na moim ramieniu. Poczułam się osaczona.
Kajusz
nawet nie raczył się odezwać, żeby słowa brata potwierdzić albo zanegować.
Jedynie kiwnął głową, co mogło znaczyć cokolwiek; jego krwiste, zimne tęczówki
czujnie błądziły po pomieszczeniu, zatrzymując się na każdym z obecnych z osobna.
Mogłabym odzyskać, że najdłużej przypatrywał się mnie.
Pokręciłam głową.
Być może w tym momencie oszukiwałam samą siebie, ale nie wierzyłam w żadne
och słowo. Mogłam zrozumieć wszystko – że to jakiś wampir albo jakikolwiek inny
nieśmiertelny, który chodził po tym świecie, ale z pewnością nie człowiek.
Przecież Safona pracowała tutaj od niedawna i z pewnością nie znała
żadnego z moich bliskich, nie wspominając już o tym, żeby cokolwiek
miała im za złe. Cokolwiek widział albo słyszał Kajusz, musiał się pomylić.
– To nie ma
sensu… – powiedziałam cicho, bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego, ale
obecne w Sali Tronowej wampiry i tak doskonale to usłyszały. – To po
prostu nie ma sensu…
– W takim
razie zaraz się przekonamy – stwierdził Aro, bynajmniej nie przejmując się moim
sceptycznym podejściem. – Alec'u, Jane – zwrócił się do „piekielnych bliźniąt”,
kiwając w ich stronę zachęcająco. L
Zanim
zorientowałam się do czego zmierzał, Alec zdążył już uwolnić Safonę spod
działania swojego daru. Dziewczyna nagle otworzyła oczy, spojrzała z niedowierzaniem
w naszą stronę i krzyknęła, machinalnie cofając się o krok.
Potknęła się o stopień, zachwiała i upadłaby, gdybym pod wpływem
impulsu nie dopadła do niej i nie przytrzymała jej.
– Nie! – Spojrzała
na mnie z czystym przerażeniem i natychmiast spróbowała wyswobodzić
się z moich ramion. Zaskoczona, pozwoliłam jej na to. – To nie prawda! Nic
nie zrobiłam! Nic… – zaczęła mamrotać, rozglądając się dookoła i bezskutecznie
próbując znaleźć jakaś najdogodniejszą drogę ucieczki.
– Ja nie… –
zaczęłam, chcą zapewnić ją, że jej wierzę i nie zamierzam pozwolić, żeby
coś złego ją spotkało, ale nie zdążyłam, bo w tej samej chwili
recepcjonistka krzyknęła rozdzierająco i wijąc się z bólu, wylądowała
na posadzce. – Nie! – zaprotestowałam natychmiast, spoglądając w stronę
Jane. Nie odrywając od niej wzroku, zwróciłam się do Aro: – Niech ona
przestanie! Niech przestanie! – zaczęłam błagać, walcząc z dziecinnym
odruchem, żeby zatkać sobie uszy dłońmi i nie musieć słuchać tych
agonicznych wrzasków.
– Panie… – próbował
wesprzeć mnie Demetri, kiedy moje słowa nie odniosły skutku. Nie miałam nawet
czasu, żeby posłać mu wdzięczne spojrzenie, bo w tej samej chwili puściły
mi nerwy i skoczyła w stronę Jane.
To wszystko
wyglądało tak nierealnie… Mój atak był głupi, ale w tamtej chwili nie
zastanawiałam się nad konsekwencjami – po prostu skoczyła przed siebie, wprost
na niczego niespodziewającą się Jane. Obie wylądowałyśmy na ziemi – ja na niej,
boleśnie się przy tym obijając. Krzyk Safony urwał się prawie
natychmiast, kiedy tylko mała wampirzyca straciła swoją ofiarę z oczu.
Teraz słyszałam jedynie szloch, czyjeś głosy i swoje własne trzepiące się
w mojej piersi serce.
Czyjeś
dłonie szarpnięciem postawiły mnie do pionu. Nie musiałam się obracać, żeby
wiedzieć, że to Alec, który natychmiast przyszedł na ratunek siostrze. Chłopak
jedynie wyglądał na niepozornego, teraz jednak dał mi okazję do zapoznania się z jego
wampirzą siłą, kiedy wykręcił mi obie ręce na plecy. Syknęłam z bólu i spróbowałam
się wyrwać, to jednak jedynie pogorszyło sytuację.
Jane
poderwała się na nogi, wydając się wręcz kipieć ze złości. Krwiste tęczówki
ciskały błyskawice, zaś na mój widok pociemniały gwałtownie i przez kilka
sekund miałam wrażenie, że dziewczyna z chęcią rzuci mi się do gardła.
– Zdecydowanie
nie powinnaś była tego robić– oznajmiła cichym, wypranym z emocji głosem.
Nie musiałam się długo zastanawiać, żeby domyśleć się do czego to zmierza.
– Jane – upomniał
ją Aro; jego głos był stanowczy, ale wampirzyca była w takim stanie, że
przemówić jej do rozsądku byłaby w stanie najprawdopodobniej zapalona
zapalniczka.
– Mam dość
tego, jak próbujesz się tutaj panoszyć, mała – oznajmiła chłodno.
Właśnie
wtedy moje ciało stanęło w płomieniach. Ból był nagły i tak silny, że
natychmiast ściął mnie z nóg, Alec jednak nie pozwolił mi upaść. Wrażenie
było takie, jakby coś paliło każdą komórkę mojego ciała, niszcząc ją
o miażdżąc w brutalny sposób. Cierpienie zdawało się mieć swoje
źródło dosłownie wszędzie, jakby w jednej chwili wszystko inne przestało
istnieć, pozostawiając jedynie ten wszechogarniający ból.
Ktoś
krzyknął rozdzierająco. W pierwszej chwili pomyślałam, że to Safona
i niezależnie od wszystkiego chciałam zaprotestować, wtedy jednak
uświadomiłam sobie, że dźwięk ten pochodzi z moich ust. Obrazy zamazywały
mi się przed oczami i nagle nie widziałam już nic, prócz czerwonych i żółtych
pasm raz po raz powracającego bólu. W jednej chwili byłam świadoma całego
mojego ciała, chociaż jednocześnie nie miałam nad nim żadnej kontroli. Nie
mogłam się ruszyć, chociaż pewnie to i tak nic by nie dało. Od własnego
krzyku bolała mnie głowa i miałam wrażenie, że ciśnienie za chwilę
rozsadzi mi czaszkę. Straciłam poczucie czasu i nawet jeśli wszystko
trwało zaledwie kilka czy kilkanaście sekund, ja miałam wrażenie, że ten
koszmar ciągnie się już całą wieczność.
Śmierć…
Rozwiązanie i wybawienie nagle pojawiło się w moim umyśle. Wszystko
było lepsze, byleby dłużej nie musieć tego czuć – bólu, który swoją
intensywnością przebijał wszystko, nawet cierpienie straty, którego od miesięcy
doświadczałam. Chciałam, żeby to się skończyło, nawet jeśli miałoby to równać
się temu, że już nigdy więcej się nie obudzę. Śmierć, chciałam umrzeć…
Proszę…
– Nie! – krzyknął
ktoś, chociaż równie dobrze mogłam to sobie wyobrazić; wszystkie dźwięki i bodźce
inne od bólu dochodziły do mnie jakby zza grubej ściany.
I nagle
wszystko się skończyło, jakby nigdy nie miało miejsca. Ból zniknął, uścisku
Aleca rozluźnił się, a może tak naprawdę nigdy go nie było. Kolana ugięły
się pode mną i tym razem jednak nie dane było mi upaść, bo chwyciły mnie
czyjeś silne ramiona. Zanim zdążyłam się z tym oswoić, ktoś wziął mnie na
ręce i mocno przytulił. Obrazy rozmazywały mi się przed oczami i wszystko
było niewyraźne, ale zdołałam dostrzec czyjąś zamazaną twarz. Chociaż nie
zdołałam jej rozpoznać, wiedziałam, że jest piękna, a ja mogę jej
właścicielowi zaufać.
Ból zniknął
całkowicie, jakby nigdy tak naprawdę go nie było. Zostało jedynie echo – coś
jakby niewyraźne wspomnienie – i uczucie otępienia, które poraziło całe
moje ciało. Iluzja czy nie, cierpienie wydawało się aż nadto prawdziwe. Kręcili
mi się w głowie i wciąż bałam się, że cierpienie powróci, kiedy tylko
pozwolę sobie na odrobinę nadziei albo zapomnienie. Zadrżałam na samą myśl, tym
samym sprawiając, że owinięte wokół mnie ramiona przytuliły mnie mocniej. Był
tutaj, naprawdę był…
Opadłam
bezradnie w objęciach mojego wybawcy, mojego Anioła, po czym po prostu się
poddałam, nie będąc w stanie dłużej walczyć o zachowanie
przytomności. To było zbyt wiele; musiałam odpocząć, musiałam…
Nie mogłam
myśleć…
Musiałam…
Ostatnim,
co zapamiętałam, był ciepły znajomy baryton i nacisk lodowatych warg na
moim czole. Zaraz po tym pochłonęła mnie ciemność…
Nareszcie mogę zaprezentować wam nowy rozdział. Z góry przepraszam za opóźnienie i proszę o wszelakie uwagi, bo bardzo możliwe są literówki – całość pisałam na iPodzie, a tam słownik lubi bardzo zmieniać słowa po swojemu. Jak znajdę chwilę to całość przeczytam raz jeszcze i wprowadzę poprawki, ale będę wdzięczna, jeśli troszeczkę mi to ułatwicie – samemu nie zawsze jest się w stanie wychwycić wszystkie błędy.Ten rozdział dedykuję mojej cudownej Gabrysi, która była gotowa bardzo mi pomóc i wstawić ten rozdział wcześniej, ale kaprysy blogspota nam to uniemożliwiły. Kochana, tak czy inaczej bardzo cię dziękuję, bo sama świadomość, że mogę na ciebie liczyć, wiele dla mnie znaczy.Chcę również podziękować Wampirzyca Wiki i MarryN99 za nominację. To wiele dla mnie znaczy, chociaż odpowiem na nią dopiero jutro, bo mam już dość przez pisanie odpowiedzi na „Zagubionych w czasie”. Nie sądziłam nawet, że aż tak bardzo cenicie moją twórczość i bardzo wam za to dziękuję. Gratulacje dla Asi i Katherine B., które są bliżej rozwiązania zagadki tej historii niż ktokolwiek do tej pory był... Blisko, nawet bardzo, ale maskarada wciąż trwa..Nessa.
Rozdział jak zwykle genialny ! Ale...kurde, ze niby ta recepcjonistka jest wszystkiemu winna ?! Tu musi być jakaś intryga. Człowiek vs Wampir xD haha. Czy teraz wszyscy dowiedzą się o Renesmee i Demetrim ? To by mogło być ciekawe. Reakcja ich wszystkich ;o Znalazłam takie małe literówki: marna wymowie- wymówka, nazywają-nazywać, powtarzasz się sobie zapamiętać- postarasz, i jedno trochę niezrozumiałe zdanie: walcząc z dzieci bym odruchem ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję ci =) Właśnie o to mi chodziło. Tam miało być "dziecinnym odruchem" =)
UsuńO tak, to z Safoną to niezła intryga. Ale to wyjaśni się później.
Pozdrawiam,
Nessa.
Dziękuję bardzo za dedykację ;* i fakt - byłam, jestem i będę chętna do pomocy, ale kaprysy blogspota... Czasem na nerwy działają ^.^
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału jest on boski - i tak najbardziej lubię wszystko z perspektywy Renesmee. Szczerze mówiąc czasem się męczę czytając wszystkie "myśli" Demetriego (miałam ochotę napisać inne imię, ale się w porę zorientowałam ;) nie mówię, że coś jest źle - po prostu mnie odrobinę to męczy, ale czytam, bo wiem, że na końcu czeka na mnie coś w postaci Nessie ^^
Cholera, a myślałam już, że Heidi mamy z głowy =/ jak się okazuje to jednak nie. Znam większą sukę od Tany ^^ hah, ale i tak uwielbiam postać Heidi w Twoim opowiadaniu<3 jest boska, po prostu♥
I zniesmaczona mina, gdy Jane znowu się "drze" do Nessie. Nie lubię jej. Koniec kropka.
Safona? Czy ja dobrze czytam, to ona jest za to odpowiedzialna? Mieszasz, mieszasz kochana :D ale, gdyby nie było szamotaniny to nie byłabyś chyba sobą. Zawsze coś dodajesz i to jak najbardziej mi się podoba ;*
Czekam niecierpliwie na wyjaśnienie zagadki z Safoną, czekam, aż Hannah im wszystko wyjaśni i czekam, aż Cullen'owie wrócą do gry, oraz czekam na akcję Demetri+ Renesmee = ♥ bo to, aż korci :*
Weny!
Hej :)
OdpowiedzUsuńRozdział...świetny, naprawdę bardzo mnie zaciekawił. Zdecydowanie bardziej podoba mi się perspektywa Nessy, choć na pewno Demetriego jest również ciekawa lecz czegoś jej brakuje :)
Dobra zaskoczyłaś mnie Heidi już nie mogę się doczekać nn. Pięknie proszę napiszą ją szybciutko ;D
Pozdro i weny
POISON
p.s Zapraszam na nn http://porcelana-bellaro.blogspot.com/
Super opowiadanie ;) Podoba mi się, gdy piszesz z perspektywy Nessie,ale wszystkie postacie w tym opowiadaniu mają wyjątkowe i ciekawe charakteru. Szczególnie fajnie by było gdyby pojawiło się więcej akcji Nessie+Demetri :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo weny.
OMG!!!!!!!TO ZA MAŁO!!!!BOMBA I CUD Z MIODZIKIEM:) Rozdział jest świetny! Prześwietny! Nic dodać nic ująć :D Podoba mi się baaaaardzo! :)) Pozdrawiam gorąco :**Niech wena będzie z TOBĄ!
OdpowiedzUsuńOmg piszesz wspaniale !!
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze suuuperowy <3
Najlepszy blog jaki kiedykolwiek czytałam ! :P
Znowu komentuję w tył, czyli początek mojego komentarza tyczy się jakiegoś poprzedniego rozdziału. Mam na myśli to, że gdzieś dałaś informację, że rozdział napisałaś w jeden dzień czy w jedną godzinę, czy za jednym zamachem (jakoś tak to było). Myślę, że takie rozdziały pisane pod wpływem weny i silnych impulsów, piszące się jak po maśle są najlepszymi.
OdpowiedzUsuńCo zaś tyczy się tego rozdziału, to zachowanie He. strasznie żałosne. Zniżyła się do takiego poziomu, by żebrać o faceta, dla którego najwyraźniej nic nie znaczy, u jego nowej, a konkretnie to nawet jeszcze nie nowej kobiety. Poniżyła się tym totalnie.
Poza tym jeśli Demi jest taki okropny i taki kurwiarz, to po jaką cholerę sama by o niego tak zabiegała? To też powinno dać Rence do myślenia.
A co do tej sekty, to najwyraźniej chcą zrzucić na kogoś winę i znaleźli już kozła ofiarnego, ale zachowanie Renki pomimo tego bardzo emocjonalne, impulsywne i nieprzemyślane. Nie podnosi się ręki na kogoś aż tak znacznie silniejszego, na dodatek nie gryzie ręki, która karmi. Dziewczę samo jest sobie winne, niepotrzebnie przystało do tej sekty.