poniedziałek, 1 lipca 2013

12. Zdradzona

Felix
Kobiety w łazience to inna definicja wieczności. Mogłem się o tym przekonać już raz, kiedy czekałem na dziewczyny jeszcze w zamku, a teraz otrzymałem potwierdzenie. Muzyka dudniła wkoło, wstrząsając posadami klubu, tym wyraźniejsza i bardziej niedoskonała, kiedy dysponowało się wampirzymi zmysłami. Zapach potu, perfum i przebijającej się przez to wszystko ludzkiej krwi, drażnił nozdrza i wystawiał moją samokontrolę na próbę. Zdawałem sobie sprawę, jaką cenę przyszłoby mi zapłacić, gdybym jednak uległ pokusie i ujawnił się, zwłaszcza w Volterze – wiążące prawa obowiązywały również (a może „zwłaszcza”) członków straży, bo i tym Volturi nie dawali drugiej szansy – nie obawiałem się jednak, bo regularnie bywaliśmy z Demetrimi w różnych klubach i z biegiem czasu zdążyłem się do związanych z tym nadmiarów wrażeń przyzwyczaić.
Nie miałem pojęcia, gdzie podziewa się Demetri, ale zakładałem, że skoro Renesmee jest tutaj (wydając się być przy tym na pograniczu szczęścia i zdenerwowania), wampir musi czekać na nią na zewnątrz. Punkt dla ciebie, stary, pomyślałem, chociaż Demetri oczywiście nie mógł mojej pochwały usłyszeć. Początkowo sceptycznie podchodziłem do pomysłu zorganizowania niespodzianki dla Renesmee, ale wszystko wskazywało na to, że jednak trafiliśmy z tym w dziesiątkę. Nie mogłem też nie zauważyć zmiany, która zaszła w tym zawodowym wręcz podrywaczu, kiedy chodziło o tę konkretną dziewczynę. Kto by pomyślał, że to właśnie Cullenówna, którą od początku wydawał się spisywać na straty, będzie miała na niego taki wpływ! Mówiąc szczerze, miałem pewne obawy, kiedy Demetri zaczął się nią interesować, bo doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, jak zwykle traktuje kobiety. Kumpel czy nie, z pewnością nie mogłem o nim powiedzieć, że nadaje się na partnera. Był czarujący, potrafił zachować się jak dżentelmen i miał podejście do kobiet, ale nic poza tym; sztuczki te zresztą stosował jedynie do momentu, póki nie osiągnął celu – najczęściej chodziło o seks, ewentualnie również krew, jeśli partnerka była człowiekiem.
Z Renesmee jednak było zupełnie inaczej. Zupełnie mnie zatkało, kiedy tamtej nocy w Greenpoint przyszedł do mnie podekscytowany i poprosił (jeśli Demetri sam z siebie o coś prosi, to wiedz, że coś się dzieje) o pomoc. Widać było, że nareszcie na kimś naprawdę mu zależało, poza tym chyba po raz pierwszy nie było w tym nic samolubnego, a to już naprawdę dużo. Sądziłem, że to dobrze, bo dziewczyna naprawdę dużo przeszła i zasłużyła na coś dobrego. Chyba gdyby Demetri jednak ją skrzywdzić, osobiście znalazłbym jakiś sposób, żeby skutecznie skręcić mu kark.
To dziwne, ale Renesmee miała w sobie coś, co nakazywało ją chronić i ja zamierzałem się tego podjąć; było trochę tak, jakby stała się młodszą siostrą, której nigdy nie miałem, a której nawet kumplowi nie pozwoliłbym tknąć. Nie wiedziałem skąd to się bierze, ale od początku nie mogłem patrzeć, jak snuje się po korytarzach niczym duch. Być może chodziło właśnie o to, że prezentowała się tak marnie, że ciężko było to ignorować – nie mam pojęcia, ale to i tak nie miało to żadnego znaczenia. Dobrym usprawiedliwieniem było też to, że Aro wyznaczył mnie jednym z jej „opiekunów”, chociaż to chyba nie obejmowało zabawy w dyskotece albo organizowaniem spotkań z najlepszym przyjacielem.
No i była jeszcze Hannah – mała wiedźma z tym swoim irytującym „Felutkiem”. Ona z kolei była zdolna doprowadzić mnie do szewskiej pasji, nawet się przy tym zbytnio nie wysilając. Na samo wspomnienie niektórych naszych słownych potyczek zgrzytałem zębami, chociaż w jakimś stopniu bywało to zabawne. Wciąż nie miałem pojęcia o co chodzi z Hanną i jej rzekomymi zdolnościami, które od początku tak fascynowały Aro, ale nie widziałem sensu w pytaniu jej o to, bo i tak nie powiedziałaby mi prawdy. Zresztą, patrząc na sprawę realnie, co właściwie mnie to interesowało? Wystarczyło, że nasze relacje były specyficzne i musieliśmy znosić swoją obecność ze względu na wspólny plan; co prawda nie chciałem prosić jej o pomoc przy wyciągnięciu Renesmee na miasto, ale ostatecznie doszedłem do wniosku, że nie mam większego wyboru, bo dziewczyny od jakiegoś czasu wydawały się być blisko. Dziwne, ale prawdziwe, poza tym kto tak naprawdę był w stanie zrozumieć kobiety?
Sapnąłem poirytowany i wzniosłem oczy ku górze. To, że wampiry były stworzone do czekanie było jedną sprawą, ale mimo wszystko… Na Boga, ile czasu można spędzić w łazience?
Zauważyłem, że z pewnej odległości obserwują mnie dwie ludzkie dziewczyny. Obie miały na sobie krótkie spódniczki i topy, chociaż może lepszym określeniem byłyby po prostu „skrawki materiału”, bo ledwo zakrywały to, co powinny. Tona makijażu sprawiała, że ich twarze przypominały nienaturalnie sztuczne maski i skutecznie postarzały je o przynajmniej dziesięć lat. Ech, ludzkie nastolatki były naprawdę beznadziejne…
Wyższa z nich, chociaż ciężko było to tak naprawdę stwierdzić, bo obie miały niebezpiecznie wysokie szpilki, mrugnęła porozumiewawczo w moją stronę. Miała platynowe, farbowane włosy i ogólnie wyglądała na typową dziwkę. Szturchnęła swoją ciemnowłosą koleżankę i obie zaczęły chichotać, wyraźnie mną zainteresowane. Gdyby nie to, że nie miałem ochoty na krew i polowanie, mógłbym je uznać za ewentualny cel i to pod warunkiem, że nie udałoby mi się znaleźć kogoś innego. Nawet z tej odległości od moich „adoratorek” czuć było alkohol, a to strasznie źle wpływało na jakość ich krwi. W końcu – jak to się mówi – jesteś tym, co jesz a ja ceniłem się zdecydowanie wyżej.
– Kręcisz z dzieciakami? – usłyszałem za sobą i aż się wzdrygnąłem, bo nie słyszałem kiedy Hannah do mnie podeszła. Musiała to zauważyć, bo uśmiechnęła się złośliwie. – Łapiecie się z Demetrimi za coraz młodsze.
Spojrzałem na nią poirytowany, ale wykorzystałem okazję, żeby odwrócić się do nastolatek plecami. Sądząc po błysku zadowolenia w oczach Hanny, nie były zadowolone i to ona była tego powodem. Zabawne, pomyślałem, bo przecież żadnemu z nas nawet nie przyszłoby do głowy, żeby być razem.
– A cóż to się stało, że wreszcie się pojawiłaś? – zapytałem, postanawiając nie szczędzić sobie złośliwości. – Czyżby awaria toalet i trzeba było się ewakuować.
– To babskie sprawy, Felutku. Nie zrozumiesz, a ja nie będę ci tego tłumaczyła. – Spojrzała na mnie pobłażliwie. – Ale już jestem. Mam nadzieję, że przynajmniej twój kumpel będzie w stanie to docenić, chociaż z drugiej strony… Cóż, jemu chyba jest obojętne, co Renesmee ma na sobie – westchnęła.
Powstrzymałem się od komentarza na temat tego, że miała przestać zdrabniać moje imię w ten durnowaty sposób. W tym wypadku chyba lepiej było odpuścić, żeby przypadkiem „Felutek” nie wszedł do słownika wszystkich w zamku, bo wtedy nie miałbym życia.
– To wam zawsze zależy na wyglądzie. Tylko po co sie wysilać. Jak dziewczyna jest ładna, to jest – zauważyłem rozsądnie.
Hannah spojrzała na mnie z zaciekawieniem. W jej brązowych (musiała skorzystać z okazji i zmienić szkła kontaktowe) tęczówkach dostrzegłem coś jakby błysk fascynacji.
– A to już coś nowego – przyznała. – Ciekawe podejście. Szkoda tylko, że kiedy przychodzi co do czego, ostatecznie tak czy inaczej chodzi o seks – skrzywiła się.
– Seks to nie miłość.
Wywróciła oczami i nic nie odpowiedziała. Doszedłem do wniosku, że ciągnięcie tej rozmowy nie ma sensu, bo i tak nie dojdziemy do porozumienia w kwestiach relacji damsko-męskich. Swoją drogą, to był ostatni temat, który chciałem przedyskutowywać z Hanną, bo w naszym przypadku i tak miało się to ostatecznie skończyć kłótnią. Były zdecydowanie przyjemniejszej sposoby na spędzenie wieczoru, a skoro już Renesmee i Demetri wydawali się być usatysfakcjonowani, zamierzałem wykorzystać okazję i spróbować się zabawić.
Spojrzałem na wyjątkowo milczącą Hannę. Wyglądała naprawdę pociągająco w czerwonej, przylegającej do ciała sukience, z tymi jasnymi włosami, które sięgały jej zaledwie do ramion. Wszystkie wampirzyce były piękne, ale ta musiała się już wyróżniać, będąc jeszcze człowiekiem. Cóż, gdyby od samego początku tak mnie nie irytowała, być może uznałbym to za okazję do rozwinięcia znajomości.
Hannah spojrzała na mnie spod uniesionych brwi i westchnęła.
– Będziesz się tak gapić, czy zaprosisz mnie wreszcie do tańca? – zapytała z irytacją.
Nie powiem, zaskoczyła mnie, chociaż wcześniej już razem tańczyliśmy. Co prawda wtedy nikt nikogo nie zaprosił i było to wynikiem przede wszystkim nudów, ale jednak.
– Przecież nie zabraniam ci tańczyć. – Spojrzała na mnie wilkiem. – No dobra, skoro tak bardzo ci zależy – uległem, nie do końca pewien czego właściwie ode mnie oczekiwała.
– Pomyślałam – odezwała się chłodno, patrząc na coś ponad moim ramieniem – że wypadałoby jakoś zniechęcić panny w tym klubie, skoro nie chcesz mieć z nimi do czynienia, ale skoro masz z tym jakiś problem… – Urwała i wzruszyła ramionami. Odniosłem wrażenie, że nie to miała na myśli, ale postanowiłem w to nie wnikać, żeby bardziej nie komplikować sprawy.
– Dobrze, przepraszam – zreflektowałem się z westchnieniem. – Uznajmy, że niezbyt domyślny ze mnie facet – zasugerowałem, obdarowując ją jednym ze swoich najbardziej czarujących uśmiechów i próbując załagodzić sytuację.
Parsknęła śmiechem i spojrzała na mnie pobłażliwie, ale przynajmniej skinęła głową. Chwilę przysłuchiwała się wstrząsającej posadami klubu muzyce i kręciła biodrami, zanim chwyciła mnie za ramię i stanowczo pociągnęła za sobą. Rzuciłem jej ostrzegawcze spojrzenie, instynktownie zdwajając czujność, kiedy w grę wchodził jakikolwiek fizyczny kontakt i to na dodatek bez ostrzeżenia, wampirzyca jednak nie zwróciła na mnie większej uwagi; jak nic ta pewność siebie miała ją kiedyś zgubić.
– Chodź, chodź, zanim znów palniesz jakąś głupotę – ponagliła mnie, nawet się nie oglądając. – Chociaż z drugiej strony, czym ja się martwię? Przecież w ten sposób odstraszysz każdą dziewczynę…
– Teraz ty zaczynasz pleść głupoty – stwierdziłem i pociągnąłem ją do tańca.
W końcu zamilkła i poddała się muzyce, dokładnie tak jak przed pojawieniem się Renesmee. Musiałem przyznać, że w tańcu wyglądała niezwykle świeżo i egzotycznie. Poczucie rytmu i gracja przy nawet najsubtelniejszym ruchu rzucały się w oczy, podobnie jak czarujący uśmiech, który zagościł na jej ustach. Musiałem się mocno postarać, żeby dotrzymać jej kroku, a i tak raz po raz starała się mnie rozproszyć z premedytacją trącając mnie biodrami i ocierając się o mnie w najmniej przewidywalnych momentach. Jej słodki, przełamany cytrusowym aromatem zapach, wybijał się nawet ponad kuszącą mieszankę krwi obecnych na sali ludzi. To ciekawe, ale doskonale znałem już zapach Hanny i sądzę, że byłbym w stanie odszukać ją nawet w najmniej sprzyjających temu warunkach. Po prostu miała w sobie coś specyficznego, co zapadało w pamięć i nie pozwalało jej zignorować albo zapomnieć. Nie byłem jedynie pewien czy to dobrze, czy źle.
Bawiliśmy się razem i to wydawało się dobre, jeśli nie i więcej. Irytująca czy nie, Hannah była doskonałą partnerką do tańca i energiczną, odrobinę roztrzepaną dziewczyną z którą przyjemnie spędzało się czas… Przynajmniej tak długo, jak udawało jej się milczeć. Póki wirowała jak szalona w rytm klubowej muzyki, wydawała się słodka i niewinna jak dziecko; być może gdybym nie znał jej ciętego języka i charakteru, dałbym się na to wrażenie nabrać.
Hannah okręciła się wokół własnej osi i bez ostrzeżenia zarzuciła mi obie ręce na szyję, po czym stanowczo przyciągnęła mnie do siebie. Mój organizm dziwnie zareagowało na jej bliskość, bo poczułem się tak, jakby moje martwe od wieków, lodowate ciało nagle stanęło w ogniu. Również Hannah zdawała się rozpalona; jej dotyk sprawiał wrażenie ciepłego, w jej oczach zaś dostrzegłem figlarne błyski. Mógłbym się założyć, że gdyby nasze serca biły, w tym momencie przybrałyby jednakowy rytm.
– Wiesz co ci powiem? – zapytała mnie tym swoim śpiewnym, przyjemnym na ucha sopranem.
Spojrzałem na nią z roztargnieniem.
– No, co? – ponagliłem, odrobinę zły na siebie. Czy aż tak bardzo się pomyliłem, kiedy przyrównałem ją do wiedźmy?
– Dobrze tańczysz – przyznała, udając, że nie dostrzega odrobiny rozdrażnienia w moim tonie. – Co jednak nie zmienia faktu, że uważam cię za palanta i że za tobą nie przepadam.
Coś w jej wyznaniu sprawiło, że sam nie byłem pewien czy powinienem jej przyłożyć, czy wybuchnąć śmiechem. Ostatecznie zdecydowałem się rzucić jej długie, przenikliwe spojrzenie, które mogłoby znaczyć cokolwiek, ale na Hannie nie zrobiło wrażenia. Absolutny brak instynktu samozachowawczego, przeszło mi przez myśl.
– Wzajemnie, mała wiedźmo. Wierz mi, że wzajemnie…
Renesmee
Ociągałam się odrobinę z powrotem na zewnątrz, zdecydowanie zbyt wiele uwagi poświęcając każdemu kolejnemu kroku. Mimo dudniącej muzyki, byłam świadoma każdego swojego oddechu i uderzeniu serca. Chociaż zdecydowanie nie powinnam się denerwować – przecież nasze spotkania nic nie znaczyły – miałam wrażenie, że cały świat wiruje, a ja zaraz zemdleję od nadmiaru emocji; ponownie znalezienie się w towarzystwie Demetriego miało być kroplą, która przeleje tę przysłowiową czarę i pozbawi mnie przytomności.
Być może to był właśnie dowód na to, że coś ze mną jest nie tak. Jak mogłam tak bardzo ekscytować się perspektywą spotkania z kimś, kto na samym początku wydawał się mnie nienawidzić i miał opinię podrywacza? Przecież doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie kochał się z większą ilością kobiet – nie tylko wampirzyc – niż jestem sobie w stanie wyobrazić. Prawdopodobnie byłam tylko jedną z wielu, o tyle interesującą, że należałam do jakże rzadkich na tym świecie hybryd. Nawet jeśli nie chodziło mu o dołączenie mnie do swojej „kolekcji” miłosnych podbojów, pewnie po prostu chciał być miły, a ja niepotrzebnie wszystko nadinterpretowałam. To, że mnie pocałował, również niczego nie znaczyło; przecież nie żyliśmy w dawnych czasach, kiedy to nawet najdrobniejsza pieszczota miała diametralne znaczenie i świadczyła o jakichkolwiek uczuciach.
Ale jednak to był pocałunek…
Jeśli liczyłam, że Hannah pomoże mi podjąć jakąkolwiek decyzję i uspokoić się, mocno się zawiodłam. Jasne, jeśli chodziło o wygląd, byłam jej wdzięczna za to, że teraz przynajmniej względnie się prezentowałam, ale nic pyzatym. Oczywiście było to moją winą, bo nie byłam w stanie wydobyć z siebie głosu, kiedy zapytała mnie o to, czy coś między nami zaszło, ale mimo wszystko… Sama nie byłam pewna, czego tak naprawdę oczekiwałam. Być może tego, że sama obecność wampirzycy wpłynie na mnie kojąco i może w jakimś stopniu faktycznie tak było, uczucie to jednak zniknęło niemal natychmiast, kiedy tylko wyszłam z łazienki i ponownie znalazłam się w otoczeniu tańczących, duchoty i różnorodnych mieszanek zapachowych. To był jeden z tych momentów, kiedy nade wszystko ciążył mi brak bliskich, bo pewnie gdybym miała przy sobie mamę, Esme albo którąkolwiek z moich ciotek, wszystko byłoby łatwiejsze. Albo Jasper ze swoim nieocenionym darem…
Gdyby, gdyby, gdyby… Zaczęłam pośpiesznie mrugać i starać się głęboko oddychać, chociaż było to dość marnym pomysłem ze względu na krew. Gardło zapiekło mnie i przez moment musiałam się koncentrować przede wszystkim na tym, że utrata kontroli to ostatnie, czego w tym momencie mi trzeba. Przynajmniej pragnienie trochę mnie rozproszyło i byłam w stanie odsunąć od siebie myśl o Cullenach i bólu, który jak zawsze był nieodzowną częścią tych wspomnień. Nie mogłam pozwolić sobie na słabość i łzy, zwłaszcza nie dzisiaj i nie w tym momencie, kiedy zamknięcie się w pokoju i powrót do łóżka były niemożliwe – i kiedy nade wszystko ich nie chciałam, wciąż podekscytowana oczekującym mnie na zewnątrz wampirem. Niezależnie od wszystkiego chciałam się ponownie spotkać z Demetrim, a sądząc po ostrzeżeniu, które w żartach rzucił przed moim odejściem, jemu również na tym zależało.
Przestań się zastanawiać i po prostu się zabaw, nakazałam sobie stanowczo, postanawiając wciąć się w garść. Gdybanie i zastanawianie się nad tym, co przecież było niemożliwe, jedynie marnowało cenny czas i narażało mnie na niepotrzebne rozczarowania. Przecież, jak powiedział mi jeszcze w klubie Felix, on i Hannah po prostu mnie lubili – albo było im mnie żal, chociaż to mimo wszystko na jedno wychodziło. Z Demetrim musiało być podobnie, więc postanowił troszeczkę rozjaśnić moją szarą codzienność i przynajmniej w moje urodziny spróbować mnie rozerwać. To, że przy okazji mnie pocałował, było jedynie „wypadkiem przy pracy” albo swego rodzaju formą prezentu, który dla żadnego z nas nie powinien mieć żadnego znaczenia. Pewnie niejedną dziewczynę całował w ten sposób, może nawet za każdym razem kiedy polował, a przecież ciężko było, żeby czuł cokolwiek do każdej swojej ludzkiej ofiary albo nieśmiertelnej, która pozwalała mu w jakikolwiek sposób zaspokoić potrzeby i sumienie. Musiałam się z tym pogodzić i nie wyobrażać sobie Bóg wie czego, żeby później kolejny raz nie cierpieć.
A jednak ten pocałunek… Nawet teraz czułam na ustach słodycz jego warg. Nie mogłam się tego pozbyć, nawet kiedy jeszcze w łazience starałam się ochlapać twarz zimną wodą i jakoś otrząsnąć po wszystkim, co się wydarzyło. Głupia, to tylko pocałunek!, karciłam się za każdym razem, jednak obojętnie jak wiele razy to powtarzałam, moje serce stanowczo protestowało. W głowie miałam mętlik i sama już nie wiedziałam, co czuje i kim tak naprawdę jestem dla Demetriego. Do tej pory zdawało mi się, że jestem przyzwyczajona do nagłych zmian nastrojów wampirów i że jestem w stanie się w tym odnaleźć, teraz jednak widziałam, że jest inaczej. Być może problem leżał we mnie i w tym, że tak wiele czasu spędzałam sama (byłam aspołeczna, jak już zdążył mnie uświadomić Felix; jego słowotwórstwo zaczynało być naprawdę imponujące), ale to i tak nie miało żadnego znaczenia. Sama nie byłam już pewna tego, co dzieje się wokół mnie – zdecydowanie przerażające, ale nie mogłam nic na to poradzić.
Udało mi się dotrzeć do drzwi i zanim się obejrzałam, znalazłam się przed klubem. Chłodne nocne powietrze otrzeźwiło mnie jedynie trochę, ale wciąż niewystarczająco i czułam się tak, jakbym znajdowała się w transie. Teraz, kiedy znalazłam się z dala od Felixa, Hanny i zgiełku dyskoteki, odrobinę łatwiej było mi interpretować to, co czułam, chociaż wnioski, które wyciągnęłam, odrobinę mnie zaskoczyły. W jednej chwili doznałam uczucia niepokoju, który całkowicie mnie zdezorientował, bo sama nie byłam pewna, czego mogłabym się obawiać. Odpowiedź wydawała się być prosta – tego, co miało się tej nocy wydarzyć, kiedy znów znajdę się blisko Demetriego – ale coś podpowiadało mi, że to niekoniecznie o to chodzi.
Wzięłam kilka głębszych wdechów, żeby się uspokoić i potrząsnęłam głową. W powietrzu wyczuwałam coś, co powinno być mi znajome, a czego mimo najszczerszych chęci nie potrafiłam zidentyfikować. Wciąż odrobinę rozkojarzona, poprawiłam włosy, odgarniając z twarzy niesforne kosmyki (Hannah nie miała zbyt wiele czasu, więc zasugerowała mi, żebym zostawiła je rozpuszczone), po czym pewnym krokiem ruszyłam w stronę zaułka do którego wcześniej zaprowadził mnie Demetri. Teraz już nie miałam nic do stracenia, poza tym ruch sprawił, że przestałam myśleć o tym, czego mogę się spodziewać i czy jednak nie powinnam się wycofać.
– Heidi…
Zamarłam raptownie, kiedy usłyszałam jego głosu. Ton Demetriego był napięty, ale też jakby… bezradny? W końcu zrozumiałam też, co takiego wyczułam wcześniej w powietrzu – zapach wampira, znajomy, ale bez wątpienia nie należący do któregokolwiek z towarzyszących mi dzisiejszego wieczoru nieśmiertelnych. Na moment zawahałam się, czy w takim razie powinnam podejść bliżej, ostatecznie dochodząc do wniosku, że jak najbardziej; przecież Demetri na mnie czekał, a ja obiecałam mu, że się pośpieszę.
Kiedy wyszłam zza budynku, przez moment po prostu wpatrywałam się przed siebie, nie do końca rozumiejąc, co właściwie widzę. Zamrugałam kilkukrotnie, próbując wyrwać się z otępienia, ale mój umysł z nieznanych mi powodów odmawiał identyfikacji tego, co podsuwały mi oczy. Zamarłam, próbując zrozumieć dlaczego mimo wcześniejszych przemyśleń, nie przygotowałam się, że coś takiego może się wydarzyć i z jakiego powodu rozczarowanie to do tego stopnia mną wstrząsa. Przecież tak wiele razy już powtarzałam sobie, że to nic nie znaczy…
Nie powinno znaczyć…
Chroniąca mój umysły otoczka zniknęła i w jednej chwili zobaczyłam wszystko dokładnie takim, jakim od samego początku było. Nie wyglądało na to, żeby Demetri albo Heidi mnie zauważyli, chociaż mogłabym przysiąc, że serce waliło mi tak szybko i mocno, że musieli je słyszeć. Jak też nikt mógł nie zauważyć tego, jak wiele bólu sprawiło mi to, co robili? No dobrze, co ona robiła, ale Demetri nawet nie próbował się opierać, a przynajmniej ja tego nie zauważyłam.
Heidi roześmiała się kokieteryjnie i otarła się o jego biodro. Drgnął, ale nie odsunął się, chociaż przecież nie zrobiłby jej krzywdy, nawet gdyby pchnięciem posłał ją na ja bliższą ścianę. Wampirzyca była tak bisko niego, że chyba jedynie cudem jeszcze nie oplatała go nogami w pasie, chociaż wyglądała na taką, co byłaby do tego zdolna. Wciąż się uśmiechając, nachyliła się jeszcze bliżej – tak blisko, że mogłaby go pocałować, gdyby tylko takie było jego życzenie – jednak nie zrobiła tego.
– Heidi – powtórzył Demetri, tym razem odrobinę bardziej stanowczo, ale dziewczyna nie zareagowała. Wydęła jedynie usta i nieznacznie się odsunęła, żeby mu się przyjrzeć.
– Ale o co ci chodzi, Dem? – zapytała z zaskoczeniem, kładąc obie dłonie na jego torsie. – Coś jest nie tak? Wcześniej jakoś nie miałeś żadnych obiekcji. Sam do mnie przychodziłeś.
Zacisnął usta i spojrzał na nią bezradnie.
– Wcześniej… sytuacja była inna – odparł, ostrożnie dobierając słowa. – Po prostu daj w końcu spokój. Gdybym czegokolwiek od ciebie chciał, znalazłbym cię.
Znów się roześmiała; był to rodzaj śmiechu od którego przeszły mnie ciarki, a serce jeszcze bardziej przyśpieszyło. Miałam wrażenie, że oczy wampirzycy wręcz błyszczą, chociaż z zaskoczeniem zorientowałam się, że nie są czerwone, tylko fioletowe; najwyraźniej zdecydowała się na szkła kontaktowe, chociaż ich dobór był dość trefny – takie tęczówki zwracały uwagę równie mocno, co krwistoczerwone.
– Och, w to nie wątpię. Przecież tak czy inaczej do mnie przychodzisz – potaknęła z entuzjazmem. Przejechała paznokciem po jego ramieniu, ale chwycił ją za rękę i zmusił, żeby przestała. – Od kiedy masz coś przeciwko temu, gdzie to robimy? – zapytała, unosząc brwi. – Zresztą wszystko mi jedno. Zawsze możemy wrócić do zamku – zaproponowała takim tonem, jakby robił jej na złość, zmuszając do niepotrzebnej zwłoki.
– Heidi – sapnął rozdrażniony – idź do tego zamku, weź z biblioteki słownik i wróć, jak przejrzysz definicje słowa „nie” – zaproponował, wciąż jednak nie odsunął jej od siebie.
– Za dużo czasu spędzasz z Felixem – stwierdziła, ale coś w jej głowie się zmieniło i teraz brzmiała na zagniewaną.
Powoli przesunęłam się w stronę ściany, opierając się o nią i wciąż nie odrywając od nich wzroku. Czułam się jak podglądacz i najprawdopodobniej powinnam była po prostu odejść i pozwolić, żeby załatwili do między sobą, ale ciało miałam jakby z ołowiu i nie byłam w stanie się poruszyć. Poza tym coś w ruchach i głosie Heidi sprawiało, że nie potrafiłam ruszyć się z miejsca i podjąć jakiejkolwiek decyzji, nie wspominając o zachowaniu się rozsądnie. Fakt, że Demetri z jednej strony jej się opierał, a z drugiej wpatrywał się w nią oczarowany, jedynie wszystko utrudniał, bo sama nie miałam pojęcia na czym właściwie stanęło.
Heidi uśmiechnęła się czarującym, drapieżnym uśmiechem, po czym bez ostrzeżenia – z gracją, której pozazdrościłaby jej każda kobieta – osunęła się na kolana. Demetri drgnął i przez moment miałam wrażenie, że chwyci ją za ramiona i spróbuje podnieść, ale nie zrobił tego, podobnie jak ja po prostu się w nią wpatrując. Wampirzyca nie czekała długo i – czym całkowicie mnie zszokowała, bo nawet osiemnaście lat mieszkania pod jednym dachem z Rose i Emmett’em nie przygotowało mnie na takie sceny – wprawnymi ruchami zabrała się do rozpinania jego spodni. Demetri machinalnie cofnął się o krok, wpadając plecami na litą ścianę klubu, co chyba było celem Heidi, bo uśmiechnęła się jeszcze promienniej, wprawnie poradziła sobie ze sprzączką i bez wahania zajęła się rozporkiem.
– Czy ona cokolwiek dla ciebie zrobiła? To dzieciak, Demetri. A ty gustujesz w kobietach – wymruczała i bez ostrzeżenia odwróciła się w moją stronę, zdradzając tym samym, że od samego początku zdawała sobie sprawę z tego, że tam stoję.
Jej tęczówki zabłysły, zaś spojrzenie, które mi rzuciła, sprawiło, że kolana się pode mną ugięły; gdybym nie stała przy ścianie, prawdopodobnie straciłam równowagę, a tak jednak zdołałam utrzymać się w pionie. Serce waliło mi jak oszalałe, nagle też poczułam, że żołądek mi się skręca i ledwo powstrzymałam targające mną mdłości. Zobaczyłam pełne niedowierzania spojrzenie Demetriego, ale nawet to nie było w stanie powstrzymać tego, co w tym momencie czułam.
– Nessie… – sapnął i chciał do mnie podejść, ale zatrzymał się, kiedy zgięłam się wpół i cofnęłam się w popłochu.
– Nigdy więcej mnie tak nie nazywaj! – wrzasnęłam, wyrzucając z siebie pierwszą myśl, jaka przyszła mi do głowy. Znajome zdrobnienie i uczucia, jakie ze sobą przyniosło, pozwoliło mi nieco się otrząsnąć i jakoś zdołałam odwrócić wzrok.
Rzuciłam się biegiem, kiedy tylko udało mi się wyrwać spod hipnotyzującego Heidi. Słyszałam śmiech dziewczyny i głos Demetriego, ale nie interesowało mnie to, co którekolwiek z nich mogłoby mieć mi do powiedzenia. Czułam się tak, jakby ktoś dźgnął mnie nożem w brzuch, a potem dodatkowo go przekręcił. Wciąż ledwo powstrzymywałam wymioty, bo i nie trudno było mi sobie wyobrazić, co zaszłoby w tamtym zaułku, gdybym się nie pojawiła. Kto wie, może teraz Demetri dopiero się rozluźni i pozwoli, żeby Heidi należycie go zadowoliła – w końcu była kobietą i wiedziała, czego mógłby potrzebować mężczyzna. Nie to co zraniony dzieciak, któremu nawet do głowy nie przyszło coś tak cielesnego, jak czysty seks bez zobowiązań…
Boże! Jaka ja byłam naiwna! Przecież oczywiste było, że to do tego wszystko zmierzało. Pewnie gdyby nie pojawiła się Heidi, sama wkrótce bym się przekonała, czego tak naprawdę Demetri ode mnie oczekuje. Pocałunek był jedynie początkiem – wprawnym sposobem na zamydlenie oczu naiwnej dhampirzycy w żałobie, która nigdy nie była w poważnym związku. Piękne słówka, romantyczne gesty i pocałunek, a wszystko po to, żeby później mógł dostać tego, czego naprawdę chciał; wtedy nareszcie dałby sobie spokój i mnie zostawił, o ile oczywiście wcześniej nie posłużyłabym mu za przekąskę. Jakby nie patrzeć, byłam przecież zwyczajną hybrydą, pół-człowiekiem, a w moich żyłach krążyła krew. Aro pewnie trochę by się zdenerwował, bo w jakimś stopniu mu na mnie zależało (na mnie z racji rasy albo – jak zwykle – na moim darze), jakoś jednak by to przebolał. W końcu nie pozbawiłby życia swojego najlepszego tropiciela i to jedynie dlatego, że jego „nowy nabytek” okazał się naiwną małolatą.
Właściwie nie wiedziałam gdzie i w którą stronę biegnę, ale to nie miało dla mnie żadnego znaczenia. Podobnie jak wtedy, kiedy starałam się uciec przed samą sobą po tym, jak skosztowałam ludzkiej krwi, teraz również zdawałam się wyłącznie na instynkt. Ostatnim razem nie było to najlepszym rozwiązaniem, bo wpadłam na wampira-sadystę, któremu zależało wyłącznie na moim ciele, ale teraz było mi właściwie wszystko jedno. Najwyraźniej przyciągałam takie właśnie osobniki, a jeśli coś złego faktycznie było mi jeszcze pisane, lepiej było, żebym spotkała się z tym jak najszybciej. Jaka to różnica, skoro prędzej czy później i tak miałam po raz kolejny znaleźć się w równie okropnej sytuacji?
Przypomniałam sobie pocałunek i to, jak Demetri dotykał mnie podczas tańca, i aż wstrząsnął mną dreszcz obrzydzenia. Zatrzymałam się gwałtownie i oparłszy o najbliższy budynek, w końcu dałam upust mdłościom i po prostu zwymiotowałam. To, co wcześniej sprawiało przyjemność – wspomnienie dotyku warg na moich ustach, mrowienie w miejscach, gdzie lodowata skóra musnęła moje odsłonięte ciało – w jednej chwili stało się istnym przekleństwem, sprawiając, że poczułam się brudna i całkowicie upokorzona. Czy w ten sam sposób dotykał i całował Heidi, kiedy zabawiali się i wzajemnie dopieszczali? Nie mogłam nawet o tym myśleć… A na domiar złego, znalazł sobie zamkową dziwkę, kiedy tylko wyszłam na kilkanaście minut. Myśl, że była chętna na miejscu postawić mu laskę – a może i to zrobiła, bo skąd mogłam wiedzieć, co tam się teraz działo? – jedynie wzmogła mdłości i potrzebowałam dłuższej chwili, żeby dojść do siebie.
Otarłam usta wierzchem dłoni i odsunęłam się, żeby nie musieć spoglądać na zawartość mojego żołądka. Zawsze uważałam seks za coś pięknego – jako przypieczętowanie tego, co łączyło moich bliskich – teraz jednak przekonałam się, że to mrzonka. Może kiedyś tak było, a w przypadku mojej rodziny zasada ta była prawdziwa, nie miała jednak odniesienia do prawdziwego świata. Zderzenie z rzeczywistością było bolesne i gdybym mogła wybierać, zrobiłabym wszystko, byleby nie musieć doświadczyć tej lekcji – nie w taki sposób i nie teraz, kiedy myślałam, że jednak jestem w stanie się uśmiechać. Na dodatek w moje urodziny…
Wciąż roztrzęsiona, ruszyłam przed siebie, nie miałam jednak siły, żeby dalej biec. Szłam tak szybko, jak byłam w stanie, dopiero teraz uprzytamniając sobie, że miałam szczęście, że jest noc i nikt nie był w stanie mnie zobaczyć. Wcześniej możliwość ujawnienia się komukolwiek była mi obojętna, teraz jednak, kiedy powoli zaczęłam się uspokajać, na powrót zaczęłam skupiać się na takich drobiazgach. Cokolwiek bym nie czuła i nie myślała, przecież doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że tak naprawdę wcale nie pragnę śmierci – poza tym ktoś taki jak Demetri czy Heidi zdecydowanie nie był wart tego, żebym przeżywała to aż do tego stopnia. Nie zmieniało to jednak faktu, że wciąż czułam się okropnie i nie byłam w stanie zapanować nad łzami, które raz po raz spływały mi po policzkach, mocząc twarz i sukienkę.
Zamrugałam pośpiesznie i rozejrzałam się, żeby rozeznać się w okolicy. Z zaskoczeniem uświadomiłam sobie, że trafiłam na plac główny; fontanna szumiała kojąco, a poza dźwiękiem przelewanej wody i mojego spazmatycznego oddechu, nie było słychać niczego innego. Pośpiesznie spróbowałam otrzeć oczy i szybkim krokiem ruszyłam w stronę siedziby, decydując, że powrót do komnaty jest najlepszym rozwiązaniem.
Kiedy znalazłam się w chłodnym, zaciemnionym lobby poczułam się trochę lepiej, ale nie do końca. Cisza i brak jakiejkolwiek żywej duszy był trochę dziwny, bo przywykłam do obecności Safony za kontuarem recepcji, przestałam jednak o tym myśleć, przypominając sobie, że dziewczyna dawno poszła do domu. Westchnęłam i ruszyłam powolnym krokiem przed siebie, kierując się w stronę schodów, rozmyśliłam jednak dosłownie w ostatniej chwili i skierowałam do tylnego wyjścia, które prowadziło bezpośrednio do zamkowych ogrodów.
Nie wiedziałam dlaczego, ale to tam właśnie nagle zapragnęłam się znaleźć. Potrzebowałam świeżego powietrza, poza tym siedzenie w komnacie mi nie służyło o czym zdążyłam się już kilkukrotnie przekonać. Skoro nawet Aro sądził, że to marnie na mnie wpływa, coś musiało w tym być, poza tym ogrody wydały mi się bezpiecznym miejscem, jeśli chodzi o natrafienie na jakąkolwiek żywą (mniej lub bardziej, zależnie od rasy) duszę. Potrzebowałam spokoju, a bliskość natury i szum przelewanej przez fontannę wody wydawał się obiecujący.
Usiadłam w swoim ulubionym miejscu na brzegu fontanny i spojrzałam w rozgwieżdżone niebo. Mimochodem przeszło mi przez myśl, że ogród mimo wszystko nie jest aż tak neutralnym miejscem, jakbym chciała – w końcu i tutaj spotkałam się z Demetrim przed naszym wyjazdem do Irlandii – ale fakt, że nie czułam się tutaj źle, pozwolił mi się uspokoić. Zamknęłam oczy, skupiając się na oddychaniu i liczeniu wdechów, póki ostatecznie nie zapanowałam nad szlochem i nie zdołałam się uspokoić. Nie jest źle, pomyślałam, starając się w to uwierzyć. Nie myśl o tym. Już dość przykrych myśli…
Zaczęłam żałować, że nie wróciłam do barku po Hannę. Felix nie był kandydatem do jakichkolwiek zwierzeń, ale wampirzyca w jakiś zawiły sposób stała się moją powierniczką i przyjaciółką. Nie żebym miała ochotę na jakąkolwiek rozmowę, ale po naszym wspólnym popołudniu w bibliotece, przypomniałam sobie jak to dobrze jest mieć kogoś do kogo można się przytulić i teraz nie potrafiłam się bez tego obejść.
Rozluźniona, powoli wypuściłam powietrze z płuc. W jakimś stopniu byłam dumna z siebie, że udało mi się nad sobą zapanować, ale wciąż nie byłam do końca pewna tego, co powinnam była zrobić. Jak miałam spojrzeć Demetriemu w oczy po tym wszystkim, czego byłam świadkiem? Nie wyobrażałam sobie nawet, że jeszcze kiedykolwiek się do niego normalnie odezwę, a co dopiero…
Poderwałam się gwałtownie, słysząc ciche, prawie niesłyszalne kroki. Moje serce zamarło i przez kilka sekund modliłam się w duchu, żeby to był tylko jakiś neutralny członek straży, który tradycyjnie mnie zignoruje, moje nadzieje jednak zostały przekreślone wraz ze znajomym głosem, który przerwał panującą ciszę:
– Miałem nadzieję, że cię tutaj znajdę.
Nie spodziewałam się nawet, że możecie jeszcze bardziej mnie zachwycać swoimi komentarzami, a jednak. Spięłam się i w końcu udało mi się dokończyć ten rozdział z którego – notabene – jestem bardzo zadowolona. Nie mam pojęcia, czy spełnił on wasze oczekiwania, ale moje na pewno. Co do pewnych obaw o rozwiązanie akcji z jedenastym rozdziale, chcę z góry przypomnieć, że ta historia będzie miała ich trzydzieści, więc to nie tak znowu wcześnie. Poza tym najważniejszym wątkiem jest tytułowa maskarada, a do rozwiązania jej daleko...
Mam nadzieję, że ten szablon jest bardziej przejrzysty, chociaż ostatnio jakoś nie mam do tego głowy. Chyba, że ktoś chętny mnie zaskoczyć i przygotować coś bardziej odpowiedniego? Jeśli tak, będę bardzo wdzięczna. Dodam jeszcze, że informuję o nowych rozdziałach, bo i taką prośbę otrzymałam; nie ma problemu – ale jedynie przez e-male'a albo na blogu. Jeśli ktokolwiek chętny, proszę dać znać.
Życzę wam udanych wakacji. Kolejny rozdział już wkrótce. 


Nessa.

11 komentarzy

  1. Bardzo podobała mi się perspektywa Feixa. Uwielbiam jego przekomarzanie się z Hannhą. Co do ich znajomości... kto się czubi ten się lubi =P Tak akcja z Heidi to było coś fenomenalnego (zresztą jak wszystko) Mogę się mylić, ale rozmowa Renesmee i Demetriego będzie wyglądać jakoś tak:
    - Renesmee, to nie tak.
    - Odejdź nie chcę cię widzieć
    - Ale ja ci wszystko wytłumaczę
    - Nie chcę z tobą rozmawiać!
    Ok, pewnie Renesmee będzie chciała czekać na wytłumaczenia ale na innych blogach by tak nie było i byliby pokłócenie przez co najmniej 5 rozdziałów. Pewnie znowu napiszesz, że nie znam Renesmee i Demetriego. No cóż bywa. Może kiedyś mi się uda =) Czekam na następny rozdział z niecierpliwością, bo oczywiście skończyło się na najbardziej wyczekiwanym przeze mnie momencie.
    Mogłabyś mnie poinformować kiedy pojawi się nowy rozdział? Mój mail: kasia5350399@gmail.com Byłabym wdzięczna =D

    Katherina

    Ps. O wiele bardziej podoba mi się ten szablon.

    OdpowiedzUsuń
  2. SZABLONSZABLONSZABLONSZABLON, JAAAAA. *o*
    Nie jestem fanką aż takiego minimalizmu, ale ten całkowicie mi odpowiada. I oczy tak nie bolą przy czytaniu. Dziękuje (: Jeżeli byś chciała, mogłabym coś dla ciebie wykombinować, ale nie jestem pewna, czy ci się spodoba, bo wykonuję grafiki coś bardziej w stylu... no nie wiem, zobacz na abstrakcyjne.blogspot.com, tam są moje prace. Jeżeli by ci się spodobał mój styl robienia szablonów, mogłabym coś dla ciebie wykombinować, z wielką przyjemnością :D
    Rozdział, rozdział, rozdział... Podoba mi się, to już są bardziej moje klimaty. Z jednej strony fajnie, gdyby Nessie pogodziła się z Demetrim, z drugiej... wiesz, wolę ogólnie smutne klimaty... Jestem ciekawa, co na to wszystko powie Hannah oraz Felix. Mam wrażenie, że oboje nieco namieszają w przyszłości.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. OMG!!!!!! Rozdział jest świetny! Prześwietny! Nic dodać nic ująć :D Podoba mi się baaaaardzo! :)) Czekam na kolejny i BŁAGAM dodaj go szybko! :D Nie trzymaj mnie w niepewności :) :)) BO zawsze czekam z niecierpliwością na rozdziały, co jest skutkiem wchodzenia pięć razy dziennie :))Pozdrawiam gorąco :**Niech wena będzie z TOBĄ! Ahoj

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak dobrze, że się nie zamknęła w komnacie jak to ma w zwyczaju! Mam nadzieję, że rozmowa Dema i Nessie nie będzie tak przewidywalna jak napisała wyżej Katherina B. A co do Renesmee to jakoś nigdy nie wyobrażałam jej sobie jako Bellę Thorne, bardziej jako Emmę Stone, Lucy Hale, Emmę Roberts czy Ninę Dobrev. To pewnie dlatego, że nie przepadam zbytnio za Bellą ;/, ale wybór należy do Ciebie. Wracając do rozdziału to MEGA świetny ! Oprócz Heidi, która wszystko zniszczyła.Dziwka.Loda chce mu na ulicy robić -,-, ale ...tym mnie zaskoczyłaś ;)

    No teraz się rozpisałam :) Pozdrawiam i życzę weny ;* Mogłabyś powiadamiać mnie o nowych ? Przysyłaj na e-mail princessa01@onet.pl. I przepraszam za te niecenzuralne wyrażenia wyżej, ale wiesz... Emocje !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam tak ty, Karolina =) Nie przepadam za Bellą Thorne, bo kojarzy mi się z serialem Taniec Rządzi, który ogląda moja siostra. A tak w ogóle to podobno ona miała grać Renesmee w Przed Świtem. Ja tam sobie wyobrażam Nessie jako Ninę Dobrev =P

      Usuń
  5. OMG...Perspektywa Felixa mnie rozbroiła on jest świetny Hihi. Biedna Nessie, że akurat musiała to zobaczyć ;C A Heidi...mam ochotę wyciągnąć za blond kudły grrr
    Jednak już nie mogę doczekać się nn :D
    Pozdro i weny
    POISON
    p.s Zapraszam na rozdział 3 nahttp://porcelana-bellaro.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. No to tak.
    Belle, dziękuję, ale tej twojej historii akurat nie śledzę =)
    Katherine, teoretycznie rozumiem twoje obawy, ale to kolejny dowód na to, że chyba mnie nie doceniasz. Ten szablon absolutnie nie pasuje do rozmowy między tą dwójką, która zostanie przeprowadzona. Ale próbuj dalej, może kiedyś dobrze coś przewidzisz; jak to się mówi, do trzech razy sztuka, a ja na razie mam frajdę, że udaje mi się was zaskakiwać.
    Aviesaline, doskonale znam twoje pracy i po cichu liczyłam, że może będę mogła cię poprosić. Byłabym wdzięczna, bo brak dobrych zdjęć i oprogramowania niestety mocno mnie ogranicza. Limit internetu niestety też, bo nie mogę sobie już pozwolić na długie przeglądanie zdjęć =)
    Asiu, tobie to tylko jak zwykle podziękować. Twój entuzjazm zawsze dodaje mi skrzydeł ;)
    Karolina, Katherine - ja też nie przepadam za Bellą, ale niektóre jej sesje idealnie kwalifikują ją na Renesmee. W serialu zrobili z niej idiotkę, zgadzam się, ale poza tym nic do niej nie mam. Nina Dobrev to moim zdaniem niewypał na tę postać, przez ciemne włosy - Nessie miała miedziane loki, a Nina ma proste brązowe włosy. Ewentualnie jestem zdecydowanie za Islą Fisher, ale to dlatego, że przez kilka lat zabawy na RPG przywiązałam się do jej wyglądu - jej i Belli. No i Nina dla mnie będzie zawsze Isabeau; ci, którzy znają moje opowiadanie o Zagubionych w czasie wiedzą, co mam na myśli.
    Informować oczywiście będę - i jestem zachwycona, że ktokolwiek jeszcze jest aż do tego stopnia niecierpliwi, żeby tego oczekiwać.
    Poison, mnie zawsze rozbrajają perspektywy Demetriego i Felixa. Ach, co do Heidi to się zgadzam, gdyby tylko faktycznie była blondynką...

    Nessa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. shazze@vp.pl - to jest mój email, byłabym wdzięczna, gdybyś nakreśliła mi mniej więcej, jak ma szablon wyglądać, dobrze? (:
      Przepraszam, że odpisuje tak późno, ale przez wybory szkół ledwie ogarniam blogi.

      Usuń
  7. Twierdzisz, że Tanaya to suka, ale okazuje się, że znamy większą^^ Chyba, wiesz kogo mam na myśli :P tak, tak Heidi. Nie sądziłam, że potrafi do tego stopnia manipulować, ale szczere gratulacje - wychodzi bosko ;)
    Mam nadzieję, że nikogo nie obrażę, mówiąc, jak bardzo tą postać lubię ;) Intryguje, zachwyca i jest nieprzewidywalna!
    Teraz kolej na Hannah, dziewczyna to taka blond włosa wersja Alice, której mi cholernie brakuje :'( tak samo, jak każdego z Cullen'ów i wilków. Nie rozumiem - cała sfora umarła? - ciekawi mnie to.
    Pytanie - czy to opowiadanie, będzie miało tylko 30 rozdziałów? Mam nadzieję, że planujesz więcej^.^
    Zmykam i życzę weny :* Bella

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetne... Szczególnie zachwyciła mnie ta scena z Heidi, to było takie, och nieschematyczne, że nie mogę, no. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  9. widzę, że opowiadanie jest strasznie rozwleczone. Coś jak moje "Jabłka i śniegi". Po prostu bardzo skupiasz się na uczuciach bohaterów i relacjach między nimi. Nie mówię, że to źle, ale przez to nie każdy rozdział jest spektakularny i nie w każdym dzieje się coś znaczącego, takiego łatwego do zapamiętania. Często rozdział opisuje jedynie bliskość lub pozorną niechęć między bohaterami i to na tyle. Ja tam za to biję ci brawo, bo moim zdaniem w niektórych opowiadaniach tego brak. Ich autorzy gnają do jakiś wydarzeń, a zupełnie zapominają o wprowadzeniu bohaterów w relacje, która powstawać powinna powoli, opierać się na czymś, nabierać na znaczeniu, a jednocześnie być do tych wydarzeń konieczna, potrzebna. Nagle po prostu ktoś kogoś kocha i już, nagle ktoś jest narwany i już, choć wcześniej nie okazywał takiej cechy itd.
    Nie ma to jak sytuacja, gdy kobieta wyciągnie wnioski zbyt pochopnie, bez żadnych rozmów, na zasadzie jakiś powtórzeń czy obserwacji z ukrycia.
    Co jednak tyczy się myśli dziewczyny, to jako mężczyzna uważam, że choć wyuzdane, takie otwarte kobiety, znające się na rzeczy są fajne, to również ciekawym rodzajem frajdy jest odkrywanie z kimś seksu od podstaw. Mam na myśli, że i niewinność i cnotliwość potrafią kręcić facetów, niektórych nawet bardziej niż rozłożenie się na tacy i świadomość, że wcześniej jadło z niej kilkoro czy nawet kilkunastu.

    OdpowiedzUsuń


After We Fall
stories by Nessa