Felix
Kobiety w łazience to
inna definicja wieczności. Mogłem się o tym przekonać już raz, kiedy
czekałem na dziewczyny jeszcze w zamku, a teraz otrzymałem
potwierdzenie. Muzyka dudniła wkoło, wstrząsając posadami klubu, tym
wyraźniejsza i bardziej niedoskonała, kiedy dysponowało się wampirzymi
zmysłami. Zapach potu, perfum i przebijającej się przez to wszystko
ludzkiej krwi, drażnił nozdrza i wystawiał moją samokontrolę na próbę.
Zdawałem sobie sprawę, jaką cenę przyszłoby mi zapłacić, gdybym jednak uległ
pokusie i ujawnił się, zwłaszcza w Volterze – wiążące prawa
obowiązywały również (a może „zwłaszcza”) członków straży, bo i tym
Volturi nie dawali drugiej szansy – nie obawiałem się jednak, bo regularnie
bywaliśmy z Demetrimi w różnych klubach i z biegiem czasu zdążyłem
się do związanych z tym nadmiarów wrażeń przyzwyczaić.
Nie miałem
pojęcia, gdzie podziewa się Demetri, ale zakładałem, że skoro Renesmee jest
tutaj (wydając się być przy tym na pograniczu szczęścia i zdenerwowania),
wampir musi czekać na nią na zewnątrz. Punkt dla ciebie,
stary, pomyślałem, chociaż Demetri oczywiście nie mógł mojej pochwały
usłyszeć. Początkowo sceptycznie podchodziłem do pomysłu zorganizowania
niespodzianki dla Renesmee, ale wszystko wskazywało na to, że jednak trafiliśmy
z tym w dziesiątkę. Nie mogłem też nie zauważyć zmiany, która zaszła w tym
zawodowym wręcz podrywaczu, kiedy chodziło o tę konkretną dziewczynę. Kto
by pomyślał, że to właśnie Cullenówna, którą od początku wydawał się spisywać
na straty, będzie miała na niego taki wpływ! Mówiąc szczerze, miałem pewne
obawy, kiedy Demetri zaczął się nią interesować, bo doskonale zdawałem sobie
sprawę z tego, jak zwykle traktuje kobiety. Kumpel czy nie, z pewnością
nie mogłem o nim powiedzieć, że nadaje się na partnera. Był czarujący,
potrafił zachować się jak dżentelmen i miał podejście do kobiet, ale nic
poza tym; sztuczki te zresztą stosował jedynie do momentu, póki nie osiągnął
celu – najczęściej chodziło o seks, ewentualnie również krew, jeśli
partnerka była człowiekiem.
Z Renesmee
jednak było zupełnie inaczej. Zupełnie mnie zatkało, kiedy tamtej nocy w Greenpoint
przyszedł do mnie podekscytowany i poprosił (jeśli Demetri sam z siebie
o coś prosi, to wiedz, że coś się dzieje) o pomoc. Widać było, że
nareszcie na kimś naprawdę mu zależało, poza tym chyba po raz pierwszy nie było
w tym nic samolubnego, a to już naprawdę dużo. Sądziłem, że to
dobrze, bo dziewczyna naprawdę dużo przeszła i zasłużyła na coś dobrego.
Chyba gdyby Demetri jednak ją skrzywdzić, osobiście znalazłbym jakiś sposób,
żeby skutecznie skręcić mu kark.
To dziwne,
ale Renesmee miała w sobie coś, co nakazywało ją chronić i ja
zamierzałem się tego podjąć; było trochę tak, jakby stała się młodszą siostrą,
której nigdy nie miałem, a której nawet kumplowi nie pozwoliłbym tknąć.
Nie wiedziałem skąd to się bierze, ale od początku nie mogłem patrzeć, jak
snuje się po korytarzach niczym duch. Być może chodziło właśnie o to, że
prezentowała się tak marnie, że ciężko było to ignorować – nie mam pojęcia, ale
to i tak nie miało to żadnego znaczenia. Dobrym usprawiedliwieniem było
też to, że Aro wyznaczył mnie jednym z jej „opiekunów”, chociaż to chyba
nie obejmowało zabawy w dyskotece albo organizowaniem spotkań z najlepszym
przyjacielem.
No i była
jeszcze Hannah – mała wiedźma z tym swoim irytującym „Felutkiem”. Ona z kolei
była zdolna doprowadzić mnie do szewskiej pasji, nawet się przy tym zbytnio nie
wysilając. Na samo wspomnienie niektórych naszych słownych potyczek zgrzytałem
zębami, chociaż w jakimś stopniu bywało to zabawne. Wciąż nie miałem
pojęcia o co chodzi z Hanną i jej rzekomymi zdolnościami, które
od początku tak fascynowały Aro, ale nie widziałem sensu w pytaniu jej o to,
bo i tak nie powiedziałaby mi prawdy. Zresztą, patrząc na sprawę realnie,
co właściwie mnie to interesowało? Wystarczyło, że nasze relacje były
specyficzne i musieliśmy znosić swoją obecność ze względu na wspólny plan;
co prawda nie chciałem prosić jej o pomoc przy wyciągnięciu Renesmee na
miasto, ale ostatecznie doszedłem do wniosku, że nie mam większego wyboru, bo
dziewczyny od jakiegoś czasu wydawały się być blisko. Dziwne, ale prawdziwe,
poza tym kto tak naprawdę był w stanie zrozumieć kobiety?
Sapnąłem
poirytowany i wzniosłem oczy ku górze. To, że wampiry były stworzone do
czekanie było jedną sprawą, ale mimo wszystko… Na Boga, ile czasu można spędzić
w łazience?
Zauważyłem,
że z pewnej odległości obserwują mnie dwie ludzkie dziewczyny. Obie miały
na sobie krótkie spódniczki i topy, chociaż może lepszym określeniem
byłyby po prostu „skrawki materiału”, bo ledwo zakrywały to, co powinny. Tona
makijażu sprawiała, że ich twarze przypominały nienaturalnie sztuczne maski i skutecznie
postarzały je o przynajmniej dziesięć lat. Ech, ludzkie nastolatki były
naprawdę beznadziejne…
Wyższa z nich,
chociaż ciężko było to tak naprawdę stwierdzić, bo obie miały niebezpiecznie
wysokie szpilki, mrugnęła porozumiewawczo w moją stronę. Miała platynowe,
farbowane włosy i ogólnie wyglądała na typową dziwkę. Szturchnęła swoją
ciemnowłosą koleżankę i obie zaczęły chichotać, wyraźnie mną
zainteresowane. Gdyby nie to, że nie miałem ochoty na krew i polowanie,
mógłbym je uznać za ewentualny cel i to pod warunkiem, że nie udałoby mi
się znaleźć kogoś innego. Nawet z tej odległości od moich „adoratorek”
czuć było alkohol, a to strasznie źle wpływało na jakość ich krwi. W końcu
– jak to się mówi – jesteś tym, co jesz a ja ceniłem się zdecydowanie
wyżej.
– Kręcisz z dzieciakami?
– usłyszałem za sobą i aż się wzdrygnąłem, bo nie słyszałem kiedy Hannah
do mnie podeszła. Musiała to zauważyć, bo uśmiechnęła się złośliwie. – Łapiecie
się z Demetrimi za coraz młodsze.
Spojrzałem
na nią poirytowany, ale wykorzystałem okazję, żeby odwrócić się do nastolatek
plecami. Sądząc po błysku zadowolenia w oczach Hanny, nie były zadowolone i to
ona była tego powodem. Zabawne,
pomyślałem, bo przecież żadnemu z nas
nawet nie przyszłoby do głowy, żeby być razem.
– A cóż
to się stało, że wreszcie się pojawiłaś? – zapytałem, postanawiając nie
szczędzić sobie złośliwości. – Czyżby awaria toalet i trzeba było się
ewakuować.
– To
babskie sprawy, Felutku. Nie zrozumiesz, a ja nie będę ci tego tłumaczyła.
– Spojrzała na mnie pobłażliwie. – Ale już jestem. Mam nadzieję, że
przynajmniej twój kumpel będzie w stanie to docenić, chociaż z drugiej
strony… Cóż, jemu chyba jest obojętne, co Renesmee ma na sobie – westchnęła.
Powstrzymałem
się od komentarza na temat tego, że miała przestać zdrabniać moje imię w ten
durnowaty sposób. W tym wypadku chyba lepiej było odpuścić, żeby
przypadkiem „Felutek” nie wszedł do słownika wszystkich w zamku, bo wtedy
nie miałbym życia.
– To wam
zawsze zależy na wyglądzie. Tylko po co sie wysilać. Jak dziewczyna jest ładna,
to jest – zauważyłem rozsądnie.
Hannah
spojrzała na mnie z zaciekawieniem. W jej brązowych (musiała
skorzystać z okazji i zmienić szkła kontaktowe) tęczówkach
dostrzegłem coś jakby błysk fascynacji.
– A to
już coś nowego – przyznała. – Ciekawe podejście. Szkoda tylko, że kiedy
przychodzi co do czego, ostatecznie tak czy inaczej chodzi o seks – skrzywiła
się.
– Seks to
nie miłość.
Wywróciła
oczami i nic nie odpowiedziała. Doszedłem do wniosku, że ciągnięcie tej
rozmowy nie ma sensu, bo i tak nie dojdziemy do porozumienia w kwestiach
relacji damsko-męskich. Swoją drogą, to był ostatni temat, który chciałem
przedyskutowywać z Hanną, bo w naszym przypadku i tak miało się
to ostatecznie skończyć kłótnią. Były zdecydowanie przyjemniejszej sposoby na
spędzenie wieczoru, a skoro już Renesmee i Demetri wydawali się być
usatysfakcjonowani, zamierzałem wykorzystać okazję i spróbować się
zabawić.
Spojrzałem
na wyjątkowo milczącą Hannę. Wyglądała naprawdę pociągająco w czerwonej,
przylegającej do ciała sukience, z tymi jasnymi włosami, które sięgały jej
zaledwie do ramion. Wszystkie wampirzyce były piękne, ale ta musiała się już
wyróżniać, będąc jeszcze człowiekiem. Cóż, gdyby od samego początku tak mnie
nie irytowała, być może uznałbym to za okazję do rozwinięcia znajomości.
Hannah
spojrzała na mnie spod uniesionych brwi i westchnęła.
– Będziesz
się tak gapić, czy zaprosisz mnie wreszcie do tańca? – zapytała
z irytacją.
Nie powiem,
zaskoczyła mnie, chociaż wcześniej już razem tańczyliśmy. Co prawda wtedy nikt
nikogo nie zaprosił i było to wynikiem przede wszystkim nudów, ale jednak.
– Przecież
nie zabraniam ci tańczyć. – Spojrzała na mnie wilkiem. – No dobra, skoro tak
bardzo ci zależy – uległem, nie do końca pewien czego właściwie ode mnie oczekiwała.
– Pomyślałam
– odezwała się chłodno, patrząc na coś ponad moim ramieniem – że wypadałoby
jakoś zniechęcić panny w tym klubie, skoro nie chcesz mieć z nimi do
czynienia, ale skoro masz z tym jakiś problem… – Urwała i wzruszyła
ramionami. Odniosłem wrażenie, że nie to miała na myśli, ale postanowiłem w to
nie wnikać, żeby bardziej nie komplikować sprawy.
– Dobrze,
przepraszam – zreflektowałem się z westchnieniem. – Uznajmy, że niezbyt
domyślny ze mnie facet – zasugerowałem, obdarowując ją jednym ze swoich
najbardziej czarujących uśmiechów i próbując załagodzić sytuację.
Parsknęła
śmiechem i spojrzała na mnie pobłażliwie, ale przynajmniej skinęła głową.
Chwilę przysłuchiwała się wstrząsającej posadami klubu muzyce i kręciła
biodrami, zanim chwyciła mnie za ramię i stanowczo pociągnęła za sobą.
Rzuciłem jej ostrzegawcze spojrzenie, instynktownie zdwajając czujność, kiedy w grę
wchodził jakikolwiek fizyczny kontakt i to na dodatek bez ostrzeżenia,
wampirzyca jednak nie zwróciła na mnie większej uwagi; jak nic ta pewność
siebie miała ją kiedyś zgubić.
– Chodź,
chodź, zanim znów palniesz jakąś głupotę – ponagliła mnie, nawet się nie
oglądając. – Chociaż z drugiej strony, czym ja się martwię? Przecież
w ten sposób odstraszysz każdą dziewczynę…
– Teraz ty
zaczynasz pleść głupoty – stwierdziłem i pociągnąłem ją do tańca.
W końcu
zamilkła i poddała się muzyce, dokładnie tak jak przed pojawieniem się
Renesmee. Musiałem przyznać, że w tańcu wyglądała niezwykle świeżo i egzotycznie.
Poczucie rytmu i gracja przy nawet najsubtelniejszym ruchu rzucały się w oczy,
podobnie jak czarujący uśmiech, który zagościł na jej ustach. Musiałem się
mocno postarać, żeby dotrzymać jej kroku, a i tak raz po raz starała
się mnie rozproszyć z premedytacją trącając mnie biodrami i ocierając
się o mnie w najmniej przewidywalnych momentach. Jej słodki,
przełamany cytrusowym aromatem zapach, wybijał się nawet ponad kuszącą
mieszankę krwi obecnych na sali ludzi. To ciekawe, ale doskonale znałem już
zapach Hanny i sądzę, że byłbym w stanie odszukać ją nawet w najmniej
sprzyjających temu warunkach. Po prostu miała w sobie coś specyficznego,
co zapadało w pamięć i nie pozwalało jej zignorować albo zapomnieć.
Nie byłem jedynie pewien czy to dobrze, czy źle.
Bawiliśmy
się razem i to wydawało się dobre, jeśli nie i więcej. Irytująca czy
nie, Hannah była doskonałą partnerką do tańca i energiczną, odrobinę roztrzepaną
dziewczyną z którą przyjemnie spędzało się czas… Przynajmniej tak długo,
jak udawało jej się milczeć. Póki wirowała jak szalona w rytm klubowej
muzyki, wydawała się słodka i niewinna jak dziecko; być może gdybym nie
znał jej ciętego języka i charakteru, dałbym się na to wrażenie nabrać.
Hannah
okręciła się wokół własnej osi i bez ostrzeżenia zarzuciła mi obie ręce na
szyję, po czym stanowczo przyciągnęła mnie do siebie. Mój organizm dziwnie
zareagowało na jej bliskość, bo poczułem się tak, jakby moje martwe od wieków,
lodowate ciało nagle stanęło w ogniu. Również Hannah zdawała się
rozpalona; jej dotyk sprawiał wrażenie ciepłego, w jej oczach zaś
dostrzegłem figlarne błyski. Mógłbym się założyć, że gdyby nasze serca biły,
w tym momencie przybrałyby jednakowy rytm.
– Wiesz co
ci powiem? – zapytała mnie tym swoim śpiewnym, przyjemnym na ucha sopranem.
Spojrzałem
na nią z roztargnieniem.
– No, co? –
ponagliłem, odrobinę zły na siebie. Czy aż tak bardzo się pomyliłem, kiedy
przyrównałem ją do wiedźmy?
– Dobrze
tańczysz – przyznała, udając, że nie dostrzega odrobiny rozdrażnienia w moim
tonie. – Co jednak nie zmienia faktu, że uważam cię za palanta i że za
tobą nie przepadam.
Coś w jej
wyznaniu sprawiło, że sam nie byłem pewien czy powinienem jej przyłożyć, czy
wybuchnąć śmiechem. Ostatecznie zdecydowałem się rzucić jej długie, przenikliwe
spojrzenie, które mogłoby znaczyć cokolwiek, ale na Hannie nie zrobiło
wrażenia. Absolutny brak
instynktu samozachowawczego, przeszło mi przez myśl.
– Wzajemnie,
mała wiedźmo. Wierz mi, że wzajemnie…
Renesmee
Ociągałam się odrobinę z powrotem
na zewnątrz, zdecydowanie zbyt wiele uwagi poświęcając każdemu kolejnemu kroku.
Mimo dudniącej muzyki, byłam świadoma każdego swojego oddechu i uderzeniu
serca. Chociaż zdecydowanie nie powinnam się denerwować – przecież nasze
spotkania nic nie znaczyły – miałam wrażenie, że cały świat wiruje, a ja
zaraz zemdleję od nadmiaru emocji; ponownie znalezienie się w towarzystwie
Demetriego miało być kroplą, która przeleje tę przysłowiową czarę i pozbawi
mnie przytomności.
Być może to
był właśnie dowód na to, że coś ze mną jest nie tak. Jak mogłam tak bardzo
ekscytować się perspektywą spotkania z kimś, kto na samym początku wydawał
się mnie nienawidzić i miał opinię podrywacza? Przecież doskonale zdawałam
sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie kochał się z większą ilością
kobiet – nie tylko wampirzyc – niż jestem sobie w stanie wyobrazić.
Prawdopodobnie byłam tylko jedną z wielu, o tyle interesującą, że
należałam do jakże rzadkich na tym świecie hybryd. Nawet jeśli nie chodziło mu o dołączenie
mnie do swojej „kolekcji” miłosnych podbojów, pewnie po prostu chciał być miły,
a ja niepotrzebnie wszystko nadinterpretowałam. To, że mnie pocałował,
również niczego nie znaczyło; przecież nie żyliśmy w dawnych czasach,
kiedy to nawet najdrobniejsza pieszczota miała diametralne znaczenie i świadczyła
o jakichkolwiek uczuciach.
Ale jednak
to był pocałunek…
Jeśli
liczyłam, że Hannah pomoże mi podjąć jakąkolwiek decyzję i uspokoić się,
mocno się zawiodłam. Jasne, jeśli chodziło o wygląd, byłam jej wdzięczna
za to, że teraz przynajmniej względnie się prezentowałam, ale nic pyzatym.
Oczywiście było to moją winą, bo nie byłam w stanie wydobyć z siebie
głosu, kiedy zapytała mnie o to, czy coś między nami zaszło, ale mimo
wszystko… Sama nie byłam pewna, czego tak naprawdę oczekiwałam. Być może tego,
że sama obecność wampirzycy wpłynie na mnie kojąco i może w jakimś
stopniu faktycznie tak było, uczucie to jednak zniknęło niemal natychmiast,
kiedy tylko wyszłam z łazienki i ponownie znalazłam się w otoczeniu
tańczących, duchoty i różnorodnych mieszanek zapachowych. To był jeden z tych
momentów, kiedy nade wszystko ciążył mi brak bliskich, bo pewnie gdybym miała
przy sobie mamę, Esme albo którąkolwiek z moich ciotek, wszystko byłoby
łatwiejsze. Albo Jasper ze swoim nieocenionym darem…
Gdyby,
gdyby, gdyby… Zaczęłam pośpiesznie mrugać i starać się głęboko oddychać,
chociaż było to dość marnym pomysłem ze względu na krew. Gardło zapiekło mnie i przez
moment musiałam się koncentrować przede wszystkim na tym, że utrata kontroli to
ostatnie, czego w tym momencie mi trzeba. Przynajmniej pragnienie trochę
mnie rozproszyło i byłam w stanie odsunąć od siebie myśl o Cullenach
i bólu, który jak zawsze był nieodzowną częścią tych wspomnień. Nie mogłam
pozwolić sobie na słabość i łzy, zwłaszcza nie dzisiaj i nie w tym
momencie, kiedy zamknięcie się w pokoju i powrót do łóżka były
niemożliwe – i kiedy nade wszystko ich nie chciałam, wciąż podekscytowana
oczekującym mnie na zewnątrz wampirem. Niezależnie od wszystkiego chciałam się
ponownie spotkać z Demetrim, a sądząc po ostrzeżeniu, które w żartach
rzucił przed moim odejściem, jemu również na tym zależało.
Przestań się
zastanawiać i po prostu się zabaw, nakazałam sobie stanowczo, postanawiając
wciąć się w garść. Gdybanie i zastanawianie się nad tym, co przecież
było niemożliwe, jedynie marnowało cenny czas i narażało mnie na
niepotrzebne rozczarowania. Przecież, jak powiedział mi jeszcze w klubie
Felix, on i Hannah po prostu mnie lubili – albo było im mnie żal, chociaż
to mimo wszystko na jedno wychodziło. Z Demetrim musiało być podobnie,
więc postanowił troszeczkę rozjaśnić moją szarą codzienność i przynajmniej
w moje urodziny spróbować mnie rozerwać. To, że przy okazji mnie
pocałował, było jedynie „wypadkiem przy pracy” albo swego rodzaju formą
prezentu, który dla żadnego z nas nie powinien mieć żadnego znaczenia.
Pewnie niejedną dziewczynę całował w ten sposób, może nawet za każdym
razem kiedy polował, a przecież ciężko było, żeby czuł cokolwiek do każdej
swojej ludzkiej ofiary albo nieśmiertelnej, która pozwalała mu
w jakikolwiek sposób zaspokoić potrzeby i sumienie. Musiałam się z tym
pogodzić i nie wyobrażać sobie Bóg wie czego, żeby później kolejny raz nie
cierpieć.
A jednak
ten pocałunek… Nawet teraz czułam na ustach słodycz jego warg. Nie mogłam się
tego pozbyć, nawet kiedy jeszcze w łazience starałam się ochlapać twarz
zimną wodą i jakoś otrząsnąć po wszystkim, co się wydarzyło. Głupia, to tylko
pocałunek!, karciłam się za każdym razem, jednak obojętnie jak wiele razy
to powtarzałam, moje serce stanowczo protestowało. W głowie miałam mętlik i sama
już nie wiedziałam, co czuje i kim tak naprawdę jestem dla Demetriego. Do
tej pory zdawało mi się, że jestem przyzwyczajona do nagłych zmian nastrojów
wampirów i że jestem w stanie się w tym odnaleźć, teraz jednak
widziałam, że jest inaczej. Być może problem leżał we mnie i w tym,
że tak wiele czasu spędzałam sama (byłam aspołeczna, jak już zdążył mnie
uświadomić Felix; jego słowotwórstwo zaczynało być naprawdę imponujące), ale to
i tak nie miało żadnego znaczenia. Sama nie byłam już pewna tego, co
dzieje się wokół mnie – zdecydowanie przerażające, ale nie mogłam nic na to
poradzić.
Udało mi
się dotrzeć do drzwi i zanim się obejrzałam, znalazłam się przed klubem.
Chłodne nocne powietrze otrzeźwiło mnie jedynie trochę, ale wciąż
niewystarczająco i czułam się tak, jakbym znajdowała się w transie.
Teraz, kiedy znalazłam się z dala od Felixa, Hanny i zgiełku
dyskoteki, odrobinę łatwiej było mi interpretować to, co czułam, chociaż
wnioski, które wyciągnęłam, odrobinę mnie zaskoczyły. W jednej chwili
doznałam uczucia niepokoju, który całkowicie mnie zdezorientował, bo sama nie
byłam pewna, czego mogłabym się obawiać. Odpowiedź wydawała się być prosta –
tego, co miało się tej nocy wydarzyć, kiedy znów znajdę się blisko Demetriego –
ale coś podpowiadało mi, że to niekoniecznie o to chodzi.
Wzięłam
kilka głębszych wdechów, żeby się uspokoić i potrząsnęłam głową. W powietrzu
wyczuwałam coś, co powinno być mi znajome, a czego mimo najszczerszych
chęci nie potrafiłam zidentyfikować. Wciąż odrobinę rozkojarzona, poprawiłam
włosy, odgarniając z twarzy niesforne kosmyki (Hannah nie miała zbyt wiele
czasu, więc zasugerowała mi, żebym zostawiła je rozpuszczone), po czym pewnym
krokiem ruszyłam w stronę zaułka do którego wcześniej zaprowadził mnie
Demetri. Teraz już nie miałam nic do stracenia, poza tym ruch sprawił, że
przestałam myśleć o tym, czego mogę się spodziewać i czy jednak nie
powinnam się wycofać.
– Heidi…
Zamarłam
raptownie, kiedy usłyszałam jego głosu. Ton Demetriego był napięty, ale też
jakby… bezradny? W końcu zrozumiałam też, co takiego wyczułam wcześniej w powietrzu
– zapach wampira, znajomy, ale bez wątpienia nie należący do któregokolwiek z towarzyszących
mi dzisiejszego wieczoru nieśmiertelnych. Na moment zawahałam się, czy w takim
razie powinnam podejść bliżej, ostatecznie dochodząc do wniosku, że jak
najbardziej; przecież Demetri na mnie czekał, a ja obiecałam mu, że się
pośpieszę.
Kiedy
wyszłam zza budynku, przez moment po prostu wpatrywałam się przed siebie, nie
do końca rozumiejąc, co właściwie widzę. Zamrugałam kilkukrotnie, próbując
wyrwać się z otępienia, ale mój umysł z nieznanych mi powodów
odmawiał identyfikacji tego, co podsuwały mi oczy. Zamarłam, próbując zrozumieć
dlaczego mimo wcześniejszych przemyśleń, nie przygotowałam się, że coś takiego
może się wydarzyć i z jakiego powodu rozczarowanie to do tego stopnia
mną wstrząsa. Przecież tak wiele razy już powtarzałam sobie, że to nic nie znaczy…
Nie powinno
znaczyć…
Chroniąca
mój umysły otoczka zniknęła i w jednej chwili zobaczyłam wszystko
dokładnie takim, jakim od samego początku było. Nie wyglądało na to, żeby
Demetri albo Heidi mnie zauważyli, chociaż mogłabym przysiąc, że serce waliło
mi tak szybko i mocno, że musieli je słyszeć. Jak też nikt mógł nie
zauważyć tego, jak wiele bólu sprawiło mi to, co robili? No dobrze, co ona robiła, ale Demetri nawet nie próbował
się opierać, a przynajmniej ja tego nie zauważyłam.
Heidi
roześmiała się kokieteryjnie i otarła się o jego biodro. Drgnął, ale
nie odsunął się, chociaż przecież nie zrobiłby jej krzywdy, nawet gdyby
pchnięciem posłał ją na ja bliższą ścianę. Wampirzyca była tak bisko niego, że
chyba jedynie cudem jeszcze nie oplatała go nogami w pasie, chociaż
wyglądała na taką, co byłaby do tego zdolna. Wciąż się uśmiechając, nachyliła
się jeszcze bliżej – tak blisko, że mogłaby go pocałować, gdyby tylko takie
było jego życzenie – jednak nie zrobiła tego.
– Heidi –
powtórzył Demetri, tym razem odrobinę bardziej stanowczo, ale dziewczyna nie
zareagowała. Wydęła jedynie usta i nieznacznie się odsunęła, żeby mu się
przyjrzeć.
– Ale o co
ci chodzi, Dem? – zapytała z zaskoczeniem, kładąc obie dłonie na jego
torsie. – Coś jest nie tak? Wcześniej jakoś nie miałeś żadnych obiekcji. Sam do
mnie przychodziłeś.
Zacisnął
usta i spojrzał na nią bezradnie.
– Wcześniej…
sytuacja była inna – odparł, ostrożnie dobierając słowa. – Po prostu daj w końcu
spokój. Gdybym czegokolwiek od ciebie chciał, znalazłbym cię.
Znów się
roześmiała; był to rodzaj śmiechu od którego przeszły mnie ciarki, a serce
jeszcze bardziej przyśpieszyło. Miałam wrażenie, że oczy wampirzycy wręcz
błyszczą, chociaż z zaskoczeniem zorientowałam się, że nie są czerwone,
tylko fioletowe; najwyraźniej zdecydowała się na szkła kontaktowe, chociaż ich
dobór był dość trefny – takie tęczówki zwracały uwagę równie mocno, co
krwistoczerwone.
– Och, w to
nie wątpię. Przecież tak czy inaczej do mnie przychodzisz – potaknęła z entuzjazmem.
Przejechała paznokciem po jego ramieniu, ale chwycił ją za rękę i zmusił,
żeby przestała. – Od kiedy masz coś przeciwko temu, gdzie to robimy? –
zapytała, unosząc brwi. – Zresztą wszystko mi jedno. Zawsze możemy wrócić do
zamku – zaproponowała takim tonem, jakby robił jej na złość, zmuszając do
niepotrzebnej zwłoki.
– Heidi –
sapnął rozdrażniony – idź do tego zamku, weź z biblioteki słownik i wróć,
jak przejrzysz definicje słowa „nie” – zaproponował, wciąż jednak nie odsunął
jej od siebie.
– Za dużo
czasu spędzasz z Felixem – stwierdziła, ale coś w jej głowie się
zmieniło i teraz brzmiała na zagniewaną.
Powoli
przesunęłam się w stronę ściany, opierając się o nią i wciąż nie
odrywając od nich wzroku. Czułam się jak podglądacz i najprawdopodobniej
powinnam była po prostu odejść i pozwolić, żeby załatwili do między sobą,
ale ciało miałam jakby z ołowiu i nie byłam w stanie się
poruszyć. Poza tym coś w ruchach i głosie Heidi sprawiało, że nie
potrafiłam ruszyć się z miejsca i podjąć jakiejkolwiek decyzji, nie
wspominając o zachowaniu się rozsądnie. Fakt, że Demetri z jednej
strony jej się opierał, a z drugiej wpatrywał się w nią
oczarowany, jedynie wszystko utrudniał, bo sama nie miałam pojęcia na czym
właściwie stanęło.
Heidi
uśmiechnęła się czarującym, drapieżnym uśmiechem, po czym bez ostrzeżenia – z gracją,
której pozazdrościłaby jej każda kobieta – osunęła się na kolana. Demetri
drgnął i przez moment miałam wrażenie, że chwyci ją za ramiona i spróbuje
podnieść, ale nie zrobił tego, podobnie jak ja po prostu się w nią
wpatrując. Wampirzyca nie czekała długo i – czym całkowicie mnie
zszokowała, bo nawet osiemnaście lat mieszkania pod jednym dachem z Rose
i Emmett’em nie przygotowało mnie na takie sceny – wprawnymi ruchami
zabrała się do rozpinania jego spodni. Demetri machinalnie cofnął się o krok,
wpadając plecami na litą ścianę klubu, co chyba było celem Heidi, bo
uśmiechnęła się jeszcze promienniej, wprawnie poradziła sobie ze sprzączką
i bez wahania zajęła się rozporkiem.
– Czy ona
cokolwiek dla ciebie zrobiła? To dzieciak, Demetri. A ty gustujesz w kobietach
– wymruczała i bez ostrzeżenia odwróciła się w moją stronę,
zdradzając tym samym, że od samego początku zdawała sobie sprawę z tego,
że tam stoję.
Jej
tęczówki zabłysły, zaś spojrzenie, które mi rzuciła, sprawiło, że kolana się
pode mną ugięły; gdybym nie stała przy ścianie, prawdopodobnie straciłam
równowagę, a tak jednak zdołałam utrzymać się w pionie. Serce waliło
mi jak oszalałe, nagle też poczułam, że żołądek mi się skręca i ledwo
powstrzymałam targające mną mdłości. Zobaczyłam pełne niedowierzania spojrzenie
Demetriego, ale nawet to nie było w stanie powstrzymać tego, co w tym
momencie czułam.
– Nessie… –
sapnął i chciał do mnie podejść, ale zatrzymał się, kiedy zgięłam się wpół
i cofnęłam się w popłochu.
– Nigdy
więcej mnie tak nie nazywaj! – wrzasnęłam, wyrzucając z siebie pierwszą
myśl, jaka przyszła mi do głowy. Znajome zdrobnienie i uczucia, jakie ze
sobą przyniosło, pozwoliło mi nieco się otrząsnąć i jakoś zdołałam
odwrócić wzrok.
Rzuciłam
się biegiem, kiedy tylko udało mi się wyrwać spod hipnotyzującego Heidi.
Słyszałam śmiech dziewczyny i głos Demetriego, ale nie interesowało mnie
to, co którekolwiek z nich mogłoby mieć mi do powiedzenia. Czułam się tak,
jakby ktoś dźgnął mnie nożem w brzuch, a potem dodatkowo go przekręcił.
Wciąż ledwo powstrzymywałam wymioty, bo i nie trudno było mi sobie
wyobrazić, co zaszłoby w tamtym zaułku, gdybym się nie pojawiła. Kto wie,
może teraz Demetri dopiero się rozluźni i pozwoli, żeby Heidi należycie go
zadowoliła – w końcu była kobietą i wiedziała, czego mógłby
potrzebować mężczyzna. Nie to co zraniony dzieciak, któremu nawet do głowy nie
przyszło coś tak cielesnego, jak czysty seks bez zobowiązań…
Boże! Jaka
ja byłam naiwna! Przecież oczywiste było, że to do tego wszystko zmierzało. Pewnie
gdyby nie pojawiła się Heidi, sama wkrótce bym się przekonała, czego tak
naprawdę Demetri ode mnie oczekuje. Pocałunek był jedynie początkiem – wprawnym
sposobem na zamydlenie oczu naiwnej dhampirzycy w żałobie, która nigdy nie
była w poważnym związku. Piękne słówka, romantyczne gesty i pocałunek,
a wszystko po to, żeby później mógł dostać tego, czego naprawdę chciał;
wtedy nareszcie dałby sobie spokój i mnie zostawił, o ile oczywiście
wcześniej nie posłużyłabym mu za przekąskę. Jakby nie patrzeć, byłam przecież
zwyczajną hybrydą, pół-człowiekiem, a w moich żyłach krążyła krew.
Aro pewnie trochę by się zdenerwował, bo w jakimś stopniu mu na mnie
zależało (na mnie z racji rasy albo – jak zwykle – na moim darze), jakoś
jednak by to przebolał. W końcu nie pozbawiłby życia swojego najlepszego
tropiciela i to jedynie dlatego, że jego „nowy nabytek” okazał się naiwną
małolatą.
Właściwie
nie wiedziałam gdzie i w którą stronę biegnę, ale to nie miało dla
mnie żadnego znaczenia. Podobnie jak wtedy, kiedy starałam się uciec przed samą
sobą po tym, jak skosztowałam ludzkiej krwi, teraz również zdawałam się
wyłącznie na instynkt. Ostatnim razem nie było to najlepszym rozwiązaniem, bo
wpadłam na wampira-sadystę, któremu zależało wyłącznie na moim ciele, ale teraz
było mi właściwie wszystko jedno. Najwyraźniej przyciągałam takie właśnie
osobniki, a jeśli coś złego faktycznie było mi jeszcze pisane, lepiej
było, żebym spotkała się z tym jak najszybciej. Jaka to różnica, skoro
prędzej czy później i tak miałam po raz kolejny znaleźć się w równie
okropnej sytuacji?
Przypomniałam
sobie pocałunek i to, jak Demetri dotykał mnie podczas tańca, i aż
wstrząsnął mną dreszcz obrzydzenia. Zatrzymałam się gwałtownie i oparłszy o najbliższy
budynek, w końcu dałam upust mdłościom i po prostu zwymiotowałam. To,
co wcześniej sprawiało przyjemność – wspomnienie dotyku warg na moich ustach,
mrowienie w miejscach, gdzie lodowata skóra musnęła moje odsłonięte ciało
– w jednej chwili stało się istnym przekleństwem, sprawiając, że poczułam
się brudna i całkowicie upokorzona. Czy w ten sam sposób dotykał i całował
Heidi, kiedy zabawiali się i wzajemnie dopieszczali? Nie mogłam nawet o tym
myśleć… A na domiar złego, znalazł sobie zamkową dziwkę, kiedy tylko
wyszłam na kilkanaście minut. Myśl, że była chętna na miejscu postawić mu laskę
– a może i to zrobiła, bo skąd mogłam wiedzieć, co tam się teraz
działo? – jedynie wzmogła mdłości i potrzebowałam dłuższej chwili, żeby
dojść do siebie.
Otarłam
usta wierzchem dłoni i odsunęłam się, żeby nie musieć spoglądać na
zawartość mojego żołądka. Zawsze uważałam seks za coś pięknego – jako
przypieczętowanie tego, co łączyło moich bliskich – teraz jednak przekonałam
się, że to mrzonka. Może kiedyś tak było, a w przypadku mojej rodziny
zasada ta była prawdziwa, nie miała jednak odniesienia do prawdziwego świata.
Zderzenie z rzeczywistością było bolesne i gdybym mogła wybierać,
zrobiłabym wszystko, byleby nie musieć doświadczyć tej lekcji – nie w taki
sposób i nie teraz, kiedy myślałam, że jednak jestem w stanie się
uśmiechać. Na dodatek w moje urodziny…
Wciąż
roztrzęsiona, ruszyłam przed siebie, nie miałam jednak siły, żeby dalej biec.
Szłam tak szybko, jak byłam w stanie, dopiero teraz uprzytamniając sobie,
że miałam szczęście, że jest noc i nikt nie był w stanie mnie
zobaczyć. Wcześniej możliwość ujawnienia się komukolwiek była mi obojętna,
teraz jednak, kiedy powoli zaczęłam się uspokajać, na powrót zaczęłam skupiać
się na takich drobiazgach. Cokolwiek bym nie czuła i nie myślała, przecież
doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że tak naprawdę wcale nie pragnę
śmierci – poza tym ktoś taki jak Demetri czy Heidi zdecydowanie nie był wart
tego, żebym przeżywała to aż do tego stopnia. Nie zmieniało to jednak faktu, że
wciąż czułam się okropnie i nie byłam w stanie zapanować nad łzami,
które raz po raz spływały mi po policzkach, mocząc twarz i sukienkę.
Zamrugałam
pośpiesznie i rozejrzałam się, żeby rozeznać się w okolicy.
Z zaskoczeniem uświadomiłam sobie, że trafiłam na plac główny; fontanna
szumiała kojąco, a poza dźwiękiem przelewanej wody i mojego
spazmatycznego oddechu, nie było słychać niczego innego. Pośpiesznie
spróbowałam otrzeć oczy i szybkim krokiem ruszyłam w stronę siedziby,
decydując, że powrót do komnaty jest najlepszym rozwiązaniem.
Kiedy
znalazłam się w chłodnym, zaciemnionym lobby poczułam się trochę lepiej,
ale nie do końca. Cisza i brak jakiejkolwiek żywej duszy był trochę
dziwny, bo przywykłam do obecności Safony za kontuarem recepcji, przestałam
jednak o tym myśleć, przypominając sobie, że dziewczyna dawno poszła do
domu. Westchnęłam i ruszyłam powolnym krokiem przed siebie, kierując się w stronę
schodów, rozmyśliłam jednak dosłownie w ostatniej chwili i skierowałam
do tylnego wyjścia, które prowadziło bezpośrednio do zamkowych ogrodów.
Nie
wiedziałam dlaczego, ale to tam właśnie nagle zapragnęłam się znaleźć.
Potrzebowałam świeżego powietrza, poza tym siedzenie w komnacie mi nie
służyło o czym zdążyłam się już kilkukrotnie przekonać. Skoro nawet Aro
sądził, że to marnie na mnie wpływa, coś musiało w tym być, poza tym
ogrody wydały mi się bezpiecznym miejscem, jeśli chodzi o natrafienie na
jakąkolwiek żywą (mniej lub bardziej, zależnie od rasy) duszę. Potrzebowałam
spokoju, a bliskość natury i szum przelewanej przez fontannę wody
wydawał się obiecujący.
Usiadłam w swoim
ulubionym miejscu na brzegu fontanny i spojrzałam w rozgwieżdżone
niebo. Mimochodem przeszło mi przez myśl, że ogród mimo wszystko nie jest aż
tak neutralnym miejscem, jakbym chciała – w końcu i tutaj spotkałam
się z Demetrim przed naszym wyjazdem do Irlandii – ale fakt, że nie czułam
się tutaj źle, pozwolił mi się uspokoić. Zamknęłam oczy, skupiając się na
oddychaniu i liczeniu wdechów, póki ostatecznie nie zapanowałam nad
szlochem i nie zdołałam się uspokoić. Nie jest źle, pomyślałam,
starając się w to uwierzyć. Nie myśl o tym.
Już dość przykrych myśli…
Zaczęłam
żałować, że nie wróciłam do barku po Hannę. Felix nie był kandydatem do
jakichkolwiek zwierzeń, ale wampirzyca w jakiś zawiły sposób stała się
moją powierniczką i przyjaciółką. Nie żebym miała ochotę na jakąkolwiek
rozmowę, ale po naszym wspólnym popołudniu w bibliotece, przypomniałam
sobie jak to dobrze jest mieć kogoś do kogo można się przytulić i teraz
nie potrafiłam się bez tego obejść.
Rozluźniona,
powoli wypuściłam powietrze z płuc. W jakimś stopniu byłam dumna z siebie,
że udało mi się nad sobą zapanować, ale wciąż nie byłam do końca pewna tego, co
powinnam była zrobić. Jak miałam spojrzeć Demetriemu w oczy po tym
wszystkim, czego byłam świadkiem? Nie wyobrażałam sobie nawet, że jeszcze
kiedykolwiek się do niego normalnie odezwę, a co dopiero…
Poderwałam
się gwałtownie, słysząc ciche, prawie niesłyszalne kroki. Moje serce zamarło i przez
kilka sekund modliłam się w duchu, żeby to był tylko jakiś neutralny
członek straży, który tradycyjnie mnie zignoruje, moje nadzieje jednak zostały
przekreślone wraz ze znajomym głosem, który przerwał panującą ciszę:
– Miałem
nadzieję, że cię tutaj znajdę.
Nie spodziewałam się nawet, że możecie jeszcze bardziej mnie zachwycać swoimi komentarzami, a jednak. Spięłam się i w końcu udało mi się dokończyć ten rozdział z którego – notabene – jestem bardzo zadowolona. Nie mam pojęcia, czy spełnił on wasze oczekiwania, ale moje na pewno. Co do pewnych obaw o rozwiązanie akcji z jedenastym rozdziale, chcę z góry przypomnieć, że ta historia będzie miała ich trzydzieści, więc to nie tak znowu wcześnie. Poza tym najważniejszym wątkiem jest tytułowa maskarada, a do rozwiązania jej daleko...Mam nadzieję, że ten szablon jest bardziej przejrzysty, chociaż ostatnio jakoś nie mam do tego głowy. Chyba, że ktoś chętny mnie zaskoczyć i przygotować coś bardziej odpowiedniego? Jeśli tak, będę bardzo wdzięczna. Dodam jeszcze, że informuję o nowych rozdziałach, bo i taką prośbę otrzymałam; nie ma problemu – ale jedynie przez e-male'a albo na blogu. Jeśli ktokolwiek chętny, proszę dać znać.Życzę wam udanych wakacji. Kolejny rozdział już wkrótce.
Nessa.
Bardzo podobała mi się perspektywa Feixa. Uwielbiam jego przekomarzanie się z Hannhą. Co do ich znajomości... kto się czubi ten się lubi =P Tak akcja z Heidi to było coś fenomenalnego (zresztą jak wszystko) Mogę się mylić, ale rozmowa Renesmee i Demetriego będzie wyglądać jakoś tak:
OdpowiedzUsuń- Renesmee, to nie tak.
- Odejdź nie chcę cię widzieć
- Ale ja ci wszystko wytłumaczę
- Nie chcę z tobą rozmawiać!
Ok, pewnie Renesmee będzie chciała czekać na wytłumaczenia ale na innych blogach by tak nie było i byliby pokłócenie przez co najmniej 5 rozdziałów. Pewnie znowu napiszesz, że nie znam Renesmee i Demetriego. No cóż bywa. Może kiedyś mi się uda =) Czekam na następny rozdział z niecierpliwością, bo oczywiście skończyło się na najbardziej wyczekiwanym przeze mnie momencie.
Mogłabyś mnie poinformować kiedy pojawi się nowy rozdział? Mój mail: kasia5350399@gmail.com Byłabym wdzięczna =D
Katherina
Ps. O wiele bardziej podoba mi się ten szablon.
SZABLONSZABLONSZABLONSZABLON, JAAAAA. *o*
OdpowiedzUsuńNie jestem fanką aż takiego minimalizmu, ale ten całkowicie mi odpowiada. I oczy tak nie bolą przy czytaniu. Dziękuje (: Jeżeli byś chciała, mogłabym coś dla ciebie wykombinować, ale nie jestem pewna, czy ci się spodoba, bo wykonuję grafiki coś bardziej w stylu... no nie wiem, zobacz na abstrakcyjne.blogspot.com, tam są moje prace. Jeżeli by ci się spodobał mój styl robienia szablonów, mogłabym coś dla ciebie wykombinować, z wielką przyjemnością :D
Rozdział, rozdział, rozdział... Podoba mi się, to już są bardziej moje klimaty. Z jednej strony fajnie, gdyby Nessie pogodziła się z Demetrim, z drugiej... wiesz, wolę ogólnie smutne klimaty... Jestem ciekawa, co na to wszystko powie Hannah oraz Felix. Mam wrażenie, że oboje nieco namieszają w przyszłości.
Pozdrawiam serdecznie :)
OMG!!!!!! Rozdział jest świetny! Prześwietny! Nic dodać nic ująć :D Podoba mi się baaaaardzo! :)) Czekam na kolejny i BŁAGAM dodaj go szybko! :D Nie trzymaj mnie w niepewności :) :)) BO zawsze czekam z niecierpliwością na rozdziały, co jest skutkiem wchodzenia pięć razy dziennie :))Pozdrawiam gorąco :**Niech wena będzie z TOBĄ! Ahoj
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że się nie zamknęła w komnacie jak to ma w zwyczaju! Mam nadzieję, że rozmowa Dema i Nessie nie będzie tak przewidywalna jak napisała wyżej Katherina B. A co do Renesmee to jakoś nigdy nie wyobrażałam jej sobie jako Bellę Thorne, bardziej jako Emmę Stone, Lucy Hale, Emmę Roberts czy Ninę Dobrev. To pewnie dlatego, że nie przepadam zbytnio za Bellą ;/, ale wybór należy do Ciebie. Wracając do rozdziału to MEGA świetny ! Oprócz Heidi, która wszystko zniszczyła.Dziwka.Loda chce mu na ulicy robić -,-, ale ...tym mnie zaskoczyłaś ;)
OdpowiedzUsuńNo teraz się rozpisałam :) Pozdrawiam i życzę weny ;* Mogłabyś powiadamiać mnie o nowych ? Przysyłaj na e-mail princessa01@onet.pl. I przepraszam za te niecenzuralne wyrażenia wyżej, ale wiesz... Emocje !
Mam tak ty, Karolina =) Nie przepadam za Bellą Thorne, bo kojarzy mi się z serialem Taniec Rządzi, który ogląda moja siostra. A tak w ogóle to podobno ona miała grać Renesmee w Przed Świtem. Ja tam sobie wyobrażam Nessie jako Ninę Dobrev =P
UsuńOMG...Perspektywa Felixa mnie rozbroiła on jest świetny Hihi. Biedna Nessie, że akurat musiała to zobaczyć ;C A Heidi...mam ochotę wyciągnąć za blond kudły grrr
OdpowiedzUsuńJednak już nie mogę doczekać się nn :D
Pozdro i weny
POISON
p.s Zapraszam na rozdział 3 nahttp://porcelana-bellaro.blogspot.com/
No to tak.
OdpowiedzUsuńBelle, dziękuję, ale tej twojej historii akurat nie śledzę =)
Katherine, teoretycznie rozumiem twoje obawy, ale to kolejny dowód na to, że chyba mnie nie doceniasz. Ten szablon absolutnie nie pasuje do rozmowy między tą dwójką, która zostanie przeprowadzona. Ale próbuj dalej, może kiedyś dobrze coś przewidzisz; jak to się mówi, do trzech razy sztuka, a ja na razie mam frajdę, że udaje mi się was zaskakiwać.
Aviesaline, doskonale znam twoje pracy i po cichu liczyłam, że może będę mogła cię poprosić. Byłabym wdzięczna, bo brak dobrych zdjęć i oprogramowania niestety mocno mnie ogranicza. Limit internetu niestety też, bo nie mogę sobie już pozwolić na długie przeglądanie zdjęć =)
Asiu, tobie to tylko jak zwykle podziękować. Twój entuzjazm zawsze dodaje mi skrzydeł ;)
Karolina, Katherine - ja też nie przepadam za Bellą, ale niektóre jej sesje idealnie kwalifikują ją na Renesmee. W serialu zrobili z niej idiotkę, zgadzam się, ale poza tym nic do niej nie mam. Nina Dobrev to moim zdaniem niewypał na tę postać, przez ciemne włosy - Nessie miała miedziane loki, a Nina ma proste brązowe włosy. Ewentualnie jestem zdecydowanie za Islą Fisher, ale to dlatego, że przez kilka lat zabawy na RPG przywiązałam się do jej wyglądu - jej i Belli. No i Nina dla mnie będzie zawsze Isabeau; ci, którzy znają moje opowiadanie o Zagubionych w czasie wiedzą, co mam na myśli.
Informować oczywiście będę - i jestem zachwycona, że ktokolwiek jeszcze jest aż do tego stopnia niecierpliwi, żeby tego oczekiwać.
Poison, mnie zawsze rozbrajają perspektywy Demetriego i Felixa. Ach, co do Heidi to się zgadzam, gdyby tylko faktycznie była blondynką...
Nessa.
shazze@vp.pl - to jest mój email, byłabym wdzięczna, gdybyś nakreśliła mi mniej więcej, jak ma szablon wyglądać, dobrze? (:
UsuńPrzepraszam, że odpisuje tak późno, ale przez wybory szkół ledwie ogarniam blogi.
Twierdzisz, że Tanaya to suka, ale okazuje się, że znamy większą^^ Chyba, wiesz kogo mam na myśli :P tak, tak Heidi. Nie sądziłam, że potrafi do tego stopnia manipulować, ale szczere gratulacje - wychodzi bosko ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nikogo nie obrażę, mówiąc, jak bardzo tą postać lubię ;) Intryguje, zachwyca i jest nieprzewidywalna!
Teraz kolej na Hannah, dziewczyna to taka blond włosa wersja Alice, której mi cholernie brakuje :'( tak samo, jak każdego z Cullen'ów i wilków. Nie rozumiem - cała sfora umarła? - ciekawi mnie to.
Pytanie - czy to opowiadanie, będzie miało tylko 30 rozdziałów? Mam nadzieję, że planujesz więcej^.^
Zmykam i życzę weny :* Bella
Świetne... Szczególnie zachwyciła mnie ta scena z Heidi, to było takie, och nieschematyczne, że nie mogę, no. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział.
OdpowiedzUsuńwidzę, że opowiadanie jest strasznie rozwleczone. Coś jak moje "Jabłka i śniegi". Po prostu bardzo skupiasz się na uczuciach bohaterów i relacjach między nimi. Nie mówię, że to źle, ale przez to nie każdy rozdział jest spektakularny i nie w każdym dzieje się coś znaczącego, takiego łatwego do zapamiętania. Często rozdział opisuje jedynie bliskość lub pozorną niechęć między bohaterami i to na tyle. Ja tam za to biję ci brawo, bo moim zdaniem w niektórych opowiadaniach tego brak. Ich autorzy gnają do jakiś wydarzeń, a zupełnie zapominają o wprowadzeniu bohaterów w relacje, która powstawać powinna powoli, opierać się na czymś, nabierać na znaczeniu, a jednocześnie być do tych wydarzeń konieczna, potrzebna. Nagle po prostu ktoś kogoś kocha i już, nagle ktoś jest narwany i już, choć wcześniej nie okazywał takiej cechy itd.
OdpowiedzUsuńNie ma to jak sytuacja, gdy kobieta wyciągnie wnioski zbyt pochopnie, bez żadnych rozmów, na zasadzie jakiś powtórzeń czy obserwacji z ukrycia.
Co jednak tyczy się myśli dziewczyny, to jako mężczyzna uważam, że choć wyuzdane, takie otwarte kobiety, znające się na rzeczy są fajne, to również ciekawym rodzajem frajdy jest odkrywanie z kimś seksu od podstaw. Mam na myśli, że i niewinność i cnotliwość potrafią kręcić facetów, niektórych nawet bardziej niż rozłożenie się na tacy i świadomość, że wcześniej jadło z niej kilkoro czy nawet kilkunastu.