środa, 24 lipca 2013

15. Wybudzanie się

Renesmee
Na początku wróciło czucie. Uświadomiłam sobie, że leżę na czymś miękkim i że jest mi ciepło, a to zdecydowanie było przyjemne. Echo bólu kołatało się gdzieś na krawędzi mojej świadomości, ale uczucie to było tak odległe, że mimo starań nie byłam w stanie przypomnieć sobie, co właściwie się stało. Mój umysł wciąż otaczała znajoma mi otoczka, która nie dopuszczała do mnie emocji i wspomnień, które jakkolwiek mogłyby mi zaszkodzić – przyjemniej przez jakiś czas. Znałam to uczucie, bo nie raz ten właśnie system obronny, który wyrobił sobie mój organizm, oszczędzał mi bólu i koszmarów związanych z tym, co wydarzyło się kilka miesięcy temu. Oczywiście prędzej czy później zawsze za tę chwilę spokoju płaciłam i to podwójnie, ale byłam na tę cenę przygotowana.
Leżałam, bojąc się poruszyć, żeby przypadkiem ból nie powrócił. Wysiliłam słuch, starając się zorientować, czy jestem sama, czy może ktoś jest przy mnie, ale nie usłyszałam zbyt wiele. Jedynie własny oddech, bicie serca i jakieś odgłosy z korytarza – typowe bodźce, które zawsze przychodziły do mnie po przebudzeniu. To wystarczyło, żebym zaczęła sądzić, że jestem w swojej komnacie, ale wciąż nie zgadzał mi się jeden szczegół – mianowicie zapach. Kiedy wtuliłam twarz w pościel, odkryłam, że przesycona jest słodkim zapachem, który doskonale znałam, ale który nie należał do mnie tylko do…
Wspomnienia wróciły nagle i zaskoczona aż skuliłam się na łóżku. Mocniej zacisnęłam powieki, nie chcąc się do końca obudzić, ale było już za późno, żeby cokolwiek zmienić. Przypomniałam sobie spotkanie z Heidi w korytarzu, jej groźby i pomoc. Zaraz po tym wróciło wspomnienie wydarzeń z Sali Tronowej – oskarżenia przeciwko Safonie, gniew Jane i ten okropny ból, którym mnie uraczyła. I te ramiona, ten troskliwy głos i twarz Demetriego – ostatnie, co zapamiętałam, zanim pierwszy raz w życiu zemdlałam. Teraz już byłam całkowicie pewna, że słodycz pościeli należy do niego, chociaż wciąż nie miałam pojęcia, co powinnam z tym faktem zrobić. W tym momencie pragnęłam znów zasnąć, ale mój organizm stanowczo się temu sprzeciwiał.
Jęknęłam sfrustrowana. Coś nagle poruszyło się niedaleko mnie, a potem materac łóżka ugiął się lekko, kiedy ktoś przysiadł na jego skraju.
– Renesmee? – zapytał cicho Demetri. Serce zabiło mi mocniej, kiedy rozpoznałam jego głos. – Nie śpisz już?
W pierwszym odruchu zapragnęłam odpowiedzieć, ale nie byłam w stanie wydobyć z siebie głosu. Gardło miałam wyschnięte i obolałe od krzyku, poza tym wciąż nie mogłam się wyzbyć wrażenia, że kiedy tylko w jakkolwiek sposób dam znać, że jestem przytomna, ból natychmiast powróci. Było to głupie, ale nic nie mogłam na to poradzić.
Demetri czekał przez kilka sekund, zanim z westchnieniem się poddał. Nie byłam pewna, czy jest świadomy, że jestem przytomna. Być może sądził, że nadal śpię, bo nagle poczułam jego chłodne palce na twarzy, kiedy czule pogładził mnie aż od skroni po samą brodę. Moje ciało natychmiast przeszedł gorący dreszcz, zaś skóra w miejscu, gdzie mnie dotykał, zdawała się mrowić.
– Cii… – Demetri źle zinterpretował moją reakcję. W głębi duszy byłam opatrzności za to wdzięczna, bo sama jeszcze nie byłam gotowa do tego, żeby mierzyć się z własnymi uczuciami. – Już nikt cię nie skrzywdzi. Zabrałem cię stamtąd, a Jane jest daleko – zapewnił mnie pospiesznie. Nie sądziłam nawet, że stać go na aż tak łagodny ton głosu.
Zawahałam się na moment, ale zdecydowałam się w końcu odpowiedzieć:
– Dlaczego mnie dotykasz? – zapytałam albo raczej wychrypiałam. Musiałam zadać pierwsze pytanie, które tylko przyszło mi do głowy, bo po prostu jego zachowanie mnie zaskakiwało.
– Nie podoba ci się, kiedy to robię? – zmartwił się, jednocześnie przesuwając dłonią po moim ramieniu. Znów zadrżałam.
– Nie… – przyznałam zawstydzona. – To przyjemne, nawet bardzo – dodałam.
Mruknął coś w odpowiedzi. Nie byłam w stanie stwierdzić, jakie targają nim emocje, dlatego zaryzykowałam i spróbowałam otworzyć oczu. Na początku ledwo uniosłam powieki, obawiając się, że porazi mnie światło, zaraz jednak zorientowałam się, że w pokoju w którym leżę panuje półmrok. Natychmiast poderwałam się do pozycji siedzącej, porażona perspektywą tego, że mogłabym przesłać cały dzień i szybko tego pożałowałam, bo cała byłam obolała.
– Hej, hej! Nie tak szybko! – upomniał mnie Demetri. Machinalnie położył mi dłoń na ramieniu, chcąc mnie podtrzymać, ale natychmiast ją zabrał, speszony moim wzrokiem. – Dobrze się czujesz?
Zastanowiłam się przez moment.
– Chce mi się pić – przyznałam w końcu, spoglądając gdzieś w bok. Sytuacja była dziwna i sama nie wiedziałam, co powinnam o tym myśleć.
– Jasne. Nie ma sprawy – zapewnił mnie pospiesznie.
Odniosłam wrażenie, że szukał jedynie wymówki do tego, żeby móc wyjść, ale nie zatrzymałam go. Zostałam sama, co powinno mi odpowiadać, ale wcale nie poczułam się dzięki temu lepiej. Byłam na siebie za to zła, ale tęskniłam za Demetrim i potrzebowałam jego obecności. Obojętnie co próbowałam sobie wmówić przez ostatnie dni – to, że potrzebuję trochę czasu – prawda była taka, że teraz to już nie miało żadnego znaczenia. Demetri mnie uratował, a teraz na dodatek starał się mną zaopiekować, co zdecydowanie nie było w jego stylu. A ja zamiast być mu wdzięczna, doprowadziłam do tego, że pośpiesznie się ewakuował…
Westchnęłam – nawet to zabolało, tak bardzo poobijał mnie Alec, kiedy ratował siostrę – i opadłszy ponownie na materac, rozejrzałam się dookoła. Zdążyłam się już zorientować, że Demetri najprawdopodobniej zabrał mnie do swojego pokoju, ale i tak trochę mnie to zaskoczyło. No i – nie ukrywajmy – byłam zaintrygowana, bo nigdy nie byłam w komnacie innej niż moja czy Hanny. Nasze pokoje praktycznie się od siebie nie różniły – były prawie puste i nie zamieszkane – bo i żadna z nas nie czuła się w tym miejscu jak w domu, ale w przypadku kogoś takiego jak Demetri…
Pierwszym, co wrzuciło mi się w oczy, było to, że Demetri celowo zaciągnął ciężkie zasłony, żeby światło mi nie przeszkadzało. Nie miałam pojęcia, która jest godzina, dlatego z odrobiną trudu podniosłam się i odrzuciwszy kołdrę (po co wampirowi jedwabna pościel?), podeszłam do okna. Jasny blask wdarł się do pokoju, ledwo odciągnęłam kotary, rozjaśniając całe pomieszczenie i nareszcie dając mi okazję do tego, żebym mogła się uważniej rozejrzeć.
Oparłam się o parapet i obrzuciłam cały pokój krótkim spojrzeniem. Być może nie powinno mnie to dziwić, skoro Demetri mieszkał sam, ale komnata okazała się znacznie mniejsza od mojej i zdecydowanie skromniejsza. Demetri nie wyglądał mi na pedanta i faktycznie jego pokój przypominał jego fryzurę – artystyczny nieład, który jedynie twórca mógł zrozumieć. Każdy mebel wydawał się należeć do innego kompletu, chociaż wszystkie bez wątpienia były antykami i na swój sposób do siebie pasowały. Niewielka szafa, kilka półek i komoda, zrobiony stolik i dwa wygodne fotele… No i jednoosobowe łóżko, którego nikt najprawdopodobniej do tej pory nie używał, chyba że… Pospiesznie odrzuciłam od siebie tę myśl, skupiając się na kremowej barwie ścian i ciemnych dodatkach, jak chociażby zasłony czy pościel na którą zwróciłam uwagę już wcześniej. Na podłodze, tuż pod ścianą, dostrzegłem kilka zwiniętych koszul i innych ubrań, jakby ktoś w pośpiechu zgarnął je – powiedzmy – z łóżka, żeby doprowadzić pokój do przynajmniej względnego porządku. Nigdzie nie było balkonu, co trochę mnie rozczarowało, podobnie jak i widok z okna, rozciągający się na główny plac miasta. Zdecydowanie wolałam ten z mojego pokoju, który prowadził na zamkowe ogrody, ale Demetriemu najwyraźniej taki drobiazg nie przeszkadzał – być może dlatego, że jako jeden z najważniejszych w straży często wyjeżdżał, chociaż o tym starałam się nie myśleć.
Być może nie powinnam był, ale powoli podeszłam do szafy i zajrzałam do środka. Ubrań było niewiele więcej od tych, które leżały porozrzucane po pokoju. Mnie to nie zdziwiło, ale Alice najprawdopodobniej by się załamała. Zdziwiłam się, kiedy udało mi się uśmiechnąć na wspomnienie ciotki; Demetri nieświadomie mnie zmieniał, chociaż żadne z nas nie zdawało sobie z tego sprawy. Cokolwiek to znaczyło, dla mnie bez wątpienia była to zmiana na lepsze.
Podeszłam do komody i wysunęłam pierwszą szufladę. Znalazłam jedynie bieliznę i inne tego typu rzeczy, czyli po prostu to, co zawsze się w takim miejscu trzyma. Zasunęłam ją natychmiast, zawstydzona, nie chcąc ryzykować, że natknę się na coś krępującego – chociażby jakiś drobiazg, który należał do Heidi, bo tego byłoby dla mnie już za wiele.
Kolejna szuflada okazała się mieścić w sobie dosłownie wszystko, od jakichś kosmetyków, po kilka włoskich czasopism, których tytuły nic mi nie mówiły. Nie znałam języka, zresztą po datach – jedynym członie okładki, który byłam w stanie zrozumieć – przekonałam się, że gazety są już dawno nieaktualne. Myszkowałam więc dalej, póki omal nie przecięłam się o staromodny nóż do otwierania korespondencji. Czegoś takiego już od dawna się nie używali, dlatego zakładałam, że to musiała być jakaś stara pamiątka, chociaż nie podejrzewałabym Demetriego o skłonność do nostalgii. Natknęłam się jeszcze na kilka dziwnych monet, których nie rozpoznałam i zdjęć (na całe szczęście na większości był sam albo z członkami straży), chyba z rożnych misji, zanim moją uwagę przykuło niewielkie, drewniane pudełko.
Nie wiem, co zwróciło konkretnie moją uwagę. Być może chodziło właśnie o to, że szkatułka była prosta i niepozorna – sama nie byłam pewna. Rozmiar również w żaden sposób jej nie wyróżniał, bo kiedy wzięłam ją z poczuciem winy, przekonałam się, że mieści mi się w dłoni. Była lekka i przez chwile miałam wrażenie, że jest pusta, ale kiedy nią potrząsnęłam, coś głucho uderzyło w ścianki. Właściwie wyczułam niż usłyszałam ruch, ale przynajmniej miałam już pewność, że coś jest w środku. Teraz pozostawała jedynie kwestia tego, czy powinnam tam zajrzeć…
To nie było uczciwe, zdawałam sobie z tego sprawę, ale nie mogłam się powstrzymać. Demetri nie wracał, ja zaś byłam zbyt zaciekawiona możliwością poznania go, żeby się podtrzymywać. Powtarzając w duchu, że nie robię niczego złego, wsunęłam paznokieć w szczelinę i podważyłam wieczko, po czym wytrząsnęłam na dłoń zawartość pudełka.
I zamarłam.
Spodziewałam się wielu rzeczy, również jakiegoś śmiecia, ale to przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Zobaczyłam bowiem… moją gumkę do włosów. Dokładnie tę samą, którą Hannah spięła mój warkocz i którą musiałam zgubić, kiedy wyszłam do łazienki. Dostrzegłem nawet kilka moich włosów, całość zaś nadal przesiąknięta była moim zapachem. Zdziwiło mnie, że trafiła właśnie do Demetriego, do tej zamkniętej szkatułki, niczym coś intymnego i ważnego. W mojej głowie natychmiast pojawiła się myśl, że być może jednak mu na czymś zależało – zależało na mnie – zaraz jednak odrzuciłam ją od siebie, nie chcąc sobie robić płonnych nadziei; to było niezdrowe.
Zamknęłam gumkę w obu dłoniach i na chwilę przycisnęłam ją do piersi w nadziei, że dzięki temu dłużej będzie pachniała jak ja. Zaraz po tym ostrożnie wsunęłam ją do pudełeczka i starannie je zamknęłam, żeby móc odłożyć je na miejsce, kiedy…
– Nieładnie tak grzebać w cudzych rzeczach.
Aż podskoczyłam, słysząc za sobą jego głos. Odwróciłam się pospiesznie, opierając o komodę i plecami dociskając szufladę, żeby się zamknęła. Demetri stał w progu, nonszalancko opierając się o framugę i uważne mnie obserwował. W ręku trzymał parujący kubek czegoś, czego nie rozpoznałam, bo i nawet nie próbowałam tego zrobić, zbyt przejęta próbą zrozumienia emocji targających tropicielem.  Na jego ustach majaczył lekki uśmiech, który mnie zaskoczył, bo chyba spodziewałam się, że wampir raczej będzie na mnie zły. Krwiste tęczówki utkwił w mojej twarzy, przez co jeszcze bardziej się zarumieniłam, jednocześnie zastanawiając się jak długo już musiał mnie obserwować.
– Przepraszam – zreflektowałam się. Sama już nie wiedziałam czy powinnam posłusznie wrócić do łóżka, czy może podziękować mu za wszystko i wyjść, dlatego wciąż stałam w miejscu. – Długo nie wracałeś, a ja po prostu byłam…
– Byłaś ciekawa. Jasne – stwierdził, jak gdyby nigdy nic. Nawet jeśli widział, co odkryłam, w żaden sposób tego nie skomentował, dlatego na też tego nie zrobiłam. – No o do jakich doszłaś wniosków? – zapytał, podchodząc do jednego z foteli i odstawiając kubek na stolik.  Opadł na niego, opierając obie nogi na blacie i obserwując mnie uważnie.
Odniosłam wrażenie, że naprawdę czeka na moją odpowiedź, dlatego zdecydowałam się odezwać:
– Że jesteś strasznym bałaganiarzem – stwierdziłam przesadnie wręcz poważnym tonem, jakbym stawiała mu jakieś poważne zarzuty.
Roześmiał się serdecznie, jednocześnie mnie też rozbawiając. Uśmiechnęłam się niepewnie, zaraz jednak uśmiech zamarł na moich ustach, bo wciąż czułam się przy Demetrim dziwnie. Czego mogłam się spodziewać po naszych relacjach po tym, jak potraktowałam go wtedy w ogrodzie?
– Wszystko w porządku? – zapytał mnie, poważniejąc. – Jak żebra? Miałem ochotę Alec'owi przyłożyć, ale… – Wzruszył ramionami. – Nie wiedziałem dlaczego zemdlałaś. Myślałem nawet, czy nie zasugerować Aro wezwanie jakiegoś lekarza, ale mimo wszystko jesteś po części jedną z nas, więc…
– Jest w porządku – zapewniłam, nie chcąc żeby niepotrzebnie się tłumaczył. Przecież zrobił wszystko, co tylko się dało, a nawet więcej. – Co to? – zapytałam, kiwając głową w stronę kubka.
Spojrzał na mnie w roztargnieniu. Nie do końca ufałam swojemu ciału, dlatego podeszłam do łóżka i opadłam na nie, chociaż bardziej korciło mnie, żeby zając drugi fotel, bliżej Demetriego. Sądząc po cieniu, który przemknął przez jego twarz, również był z tego powodu rozczarowany, ale w żaden sposób mojej decyzji nie skomentował.
– Gorąca czekolada – przyznał, natychmiast korzystając z okazji, żeby do mnie podejść. Zerwał się z gracją, chwytając kubek i w ułamku sekundy znalazł się u mojego boku. – Powiedziałeś, że chce ci się pić, dlatego skoczyłem na małe zakupy – dodał, wzruszając ramionami.
– Mam przez to rozumieć, że poszedłeś w środku dnia do miasta jedynie dlatego, że mnie chce się pić? – zapytałam z niedowierzaniem, machinalnie biorąc od niego naczynie, kiedy mi je podał. Przecież wystarczyłaby woda, chociaż Demetri najwyraźniej nie brał tego pod uwagę.
– Coś nie tak? – zdziwił się. – W pierwszej chwili pomyślałem o krwi, ale potem przypomniałam sobie, że pewnie byś mnie wygoniła, gdybym przyniósł ci coś z zapasów szpitala. Nie wiedziałem co lubisz – odparł, wzruszając ramionami. – Nie mamy tutaj kuchni, a przecież nie dam ci wody z kranu. Wierz mi, z kanalizacją tutaj nie najlepiej – skrzywił się.
Patrząc na wiek tego miejsca, nawet jakoś specjalnie się z tego powodu nie zdziwiłam. Pokiwałam w zamyśleniu głową i żeby zyskać na czasie, uniosłam do ust kubek i wzięłam łyk. Napój wciąż był ciepły i przyjemnie rozgrzewał mnie od środka, niosąc ze sobą przyjemne ukojenie. Demetri zamilkł, obserwując mnie w milczeniu, póki nie wypiłam wszystkiego, po czym zabrał ode mnie puste naczynie i skinął w stronę łóżka.
– Połóż się jeszcze – zasugerował mi spokojnie. – Widzę, że jesteś zmęczona, poza tym naprawdę mnie przestraszyłaś – wyjaśnił, kiedy dostrzegł moje spojrzenie. Odniosłam wrażenie, że przyznanie się do słabości sporo go kosztowało.
– Może faktycznie wrócę do siebie – zgodziłam się, powoli wstając, chociaż absolutnie nie miałam na to ochoty. Czułam się zmęczona, a oczy same mi się zamykały, ale jakoś nie wyobrażałam sobie tego, że mogłabym zasnąć. – Dziękuję ci… No wiesz, za wszystko – dodałam nieporadnie, zatrzymując się w miejscu i rozglądając się nieporadnie dookoła. Nie wiedziałam, co powinnam w tej sytuacji jeszcze powiedzieć.
Demetri obserwował mnie przez kilka sekund, zanim zdecydował się odezwać:
– Boisz się jej?
Odwróciłam się w jego stronę, nie rozumiejąc.
– Co? – Zamrugałam kilkukrotnie. Najwyraźniej nie byłam w takiej dobrej formie, skoro kojarzenie faktów przychodziło mi z trudem. – Kogo?
– Jane – odpowiedział pobłażliwym tonem. – Bo chyba nie Heidi, prawda? – dodał po chwili, podejrzliwym tonem. Prawdopodobnie gdybym jednak potaknęła, natychmiast rzuciłby się szukać wampirzycy, a bacząc na to, jak zachowywał się wtedy w korytarzu, za wszelką cenę starałam się tego uniknąć.
– Och... Oczywiście, że nie – zapewniłam pospiesznie, chociaż sama myśl o którejkolwiek z nieśmiertelnych sprawiała, że coś przewracało mi się w żołądku. – Sam powiedziałeś, że jestem zmęczona. To nie ma nic do rzeczy – zapewniłam, chociaż nie mogłam się pozbyć wrażenia, że w którymś momencie skłamałam i to na dodatek starając się oszukać samą siebie. Nie byłam pewna, kiedy to się stało, ale czułam, że tak jest.
Powinnam iść, a jednak nadal stałam w tamtym pokoju, obejmując się ramionami i rozglądając w taki sposób, jakbym szukała czegoś, czego bardzo potrzebowałam – pomocy. Uświadomiłam to sobie nagle i przez moment zaskoczyło mnie to do tego stopnia, że nie byłam w stanie myśleć o niczym innym, prócz tej jednej rzeczy. Potrzebowałam… pomocy. Nie byłam jeszcze pewna, co to wszystko znaczy, ale przynajmniej potrafiłam to już nazwać, a to był jakiś punkt zaczepienia, skoro starałam się wszystko zrozumieć. Teraz pozostawało jedynie mieć nadzieję, że wszystko w końcu się wyklaruje, a ja będę wiedziała, co powinnam zrobić.
Sama nie jestem pewna w którym momencie Demetri się podniósł. W jednej chwili siedział na łóżku, w następnej zaś już stał za mną, wyglądając na chętnego otoczyć mnie ramionami, ale nie będącego pewnym, czy to dobrym pomysł i jak na niego zareaguję. Powoli odwróciłam się w jego stronę, nieświadomie zmniejszając dystans między nami. Staliśmy, praktycznie się dotykając i będąc tak blisko, że nawet przez ubranie czułam chłód jego skóry. Wystarczyło, że zrobiłabym niewielki kroczek do przodu, a natychmiast znalazłabym się w jego objęciach, gdzie – byłam tego pewna, chociaż to przeczyło wszystkiemu, co stałam się sobie wmówić od momentu naszej rozmowy w ogrodzie – nareszcie poczułabym bezpiecznie i na swoim miejscu. Chciałam tego…
– Powiedz mi prawdę, Renesmee – poprosił cicho, starannie wymawiając moje imię. W jego ustach zabrzmiało tak, jakby je wyśpiewał. – Czegoś się boisz. Wiem to. Jeśli nie Jane ani Heidi… to czego? – zapytał, starając się zrozumieć.
Wbiłam wzrok w podłogę i zawahałam się. Bałam się, że mnie wyśmieje albo że nie zrozumie i uzna, że coś jest ze mną nie tak, wtedy jednak przypomniałam sobie o malutkim pudełeczku i mojej gumce do włosów. Jeśli nie jemu to komu mogłam powiedzieć.
– Boję się zasnąć – powiedziałam tak cicho, że chyba nawet on miał problem z tym, żeby mnie usłyszeć.
– Zasnąć? – powtórzył, uważnie analizując moje słowa. – Dlaczego? Tacy jak ja nie śpią, więc zakładam, że to przywilej, skoro możesz sobie na to pozwolić.
Westchnęłam.
– Nie o to chodzi! – Odważyłam się unieść głowę i spojrzeć mu w oczy. Już nie przerażał mnie ich szkarłatny odcień, chociaż wcześniej drżałam na samą myśl o diecie mieszkających w tym miejscu wampirów. – Mam na myśli sny… Koszmary – uściśliłam, czując się coraz bardziej głupio. – Po prostu wiem, że to nie będzie spokojny sen, a kiedy się obudzę będę sama – wyjaśniłam z niezrozumiałą dla mnie samej goryczą, dochodząc do wniosku, że już i tak bardziej pogrążyć się nie mogę.
Demetri odważył się jednak mnie objąć. Przygarnął mnie do siebie jedną ręką, po czym drugą delikatnie pogładził mnie po policzku. Wydawał się nawet nie zdawać sobie sprawy z tego, co właśnie robi.
– Jak długo masz te koszmary? – zapytał spokojnie, starając się uporządkować wszystkie fakty i wyciągnąć z nich wnioski.
– Od ponad trzech miesięcy – wyznałam, dobrze wiedząc, że w tym momencie wszystko stanie się dla niego jasne; to czego się boję i co miało powrócić zwłaszcza teraz, kiedy padły oskarżenia na Safonę.
– Ach… – Jego oczy zabłysły. – Ach, tak… – Znów pogładził mnie po policzku, przyprawiając mnie o dreszcze. – Więc dlaczego? Dlaczego nie pozwolisz mi jakoś tego powstrzymać? – zapytał z pretensją, która mnie zaskoczyła. Nie wiedziałam o co mu chodziło.
Spróbowałam się cofnąć, ale mi nie pozwolił. Być może powinnam była zacząć z nim walczyć, ale nagle odkryłam, że jestem zbyt słaba, żeby cokolwiek zrobić. Nie chodziło nawet o zmęczenie fizyczne, bo prawie nie czułam bólu, chociaż dzięki Alec’owi dorobiłam się kilku siniaków. Tym razem byłam wykończona psychicznie i miałam dość – dość uciekania, dość walki i uciekania przed własnymi uczuciami. A przede wszystkim dość uciekania przed Demetrim, kiedy ten za wszelką cenę starał się do mnie w jakikolwiek sposób zbliżyć.
Wpadłam mu w ramiona i znieruchomiałam. Przytulił mnie jeszcze mocniej i wszystko wskazywało na to, że gdyby nie jego ramiona, nie byłabym w stanie utrzymać pionu. Nie płakałam, chociaż miałam wrażenie, że wystarczy chwila – jakiekolwiek słowo, jeszcze jedno skrajne uczucie – a ostatecznie stracę kontrolę nad własnym ciałem i już nie powstrzymam łez. Dopiero kiedy Demetri zaczął mnie nieporadnie kołysać, próbując zrobić cokolwiek, żeby jakoś mi ulżyć, uświadomiłam sobie, że cała drżę i ledwo łapię oddech.
Demetri pociągnął mnie na łóżko i zanim się obejrzałam, siedziałam już na jego kolanach, a on szeptał mi coś do ucha kojącym tonem i raz po raz muskał wargami mój policzek. Bez zastanowienia wykręciłam się tak, że nasze wargi się spotkały. Pocałowałam go, wkładając w tę pieszczotę cały swój strach, ból i tęsknotę, które w tej chwili odczuwałam. Odwzajemnił pocałunek, najpierw niepewnie i zważając na moją ewentualną odmowę, a po chwili z równie wielkim pragnieniem co ja.
– Przepraszam – wyszeptałam pomiędzy kolejnymi pocałunkami. – Przepraszam. Tak bardzo mi przykro…
Dłonie tropiciela z czułością przeczesały moje loki.
– Ale za co? – zapytał, starając się przyciągnąć mnie jeszcze bliżej. – Za co ty mnie przepraszasz?
Nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi, dlatego kolejny raz go pocałowałam. Pociągnął mnie na łóżko, aż wylądowałam na materacu. Był wąski, więc leżeliśmy obok siebie, dlatego położyłam policzek na jego piersi i podparłszy się na łokciu, chciałam raz jeszcze go pocałować. Zdziwiłam się, kiedy z wyraźnym żalem odsunął mnie od siebie.
– Wystarczy – wyjaśnił mi spokojnie. – Nie chcesz tego. Później będziesz żałowała, że posunęliśmy się za daleko – stwierdził z przekonaniem. – Proszę, nie wystawiaj mnie na próbę, bo nie będę potrafił długo ci odmawiać. Nie należę do porządnych gości, a nie chcę żebyś później stwierdziła, że cię wykorzystałem.
– Zabawne, że to akurat ty próbujesz być rozsądny – stwierdziłam, ale odsunęłam się, przyznając mu rację. Byłam trochę speszona tym, że pomyślał, iż mogłabym posunąć się aż tak daleko, ale z drugiej strony…
Demetri zerknął na mnie, być może odrobinę rozczarowany tym, że nie próbowałam naciskać. Czułam się wykończona i przerażona reakcjami własnego ciała, dlatego zwinęłam się w kłębek i zamknęłam oczy. Sama nie byłam już pewna, co powinnam zrobić, bo chociaż wiedziałam, że naprawdę potrzebuję wypoczynku, nie mogłam zmusić się do wstania i wyjścia z pokoju. Teraz, kiedy nareszcie zaczęłam rozumieć, co naprawdę czuje, nade wszystko pragnęłam zostać przy Demetrim, chociaż nie byłam w stanie mu tego powiedzieć wprost.
Uniosłam powieki. Tropiciel obserwował mnie w milczeniu, podpierając się na prawej ręce i intensywnie nad czymś myśląc. Speszona zaczęłam się podnosić, chcąc jak najszybciej wyjść i mieć chwilę na to, żeby odetchnąć, ale widząc moje starania natychmiast chwycił mnie za ramię i spojrzał mi w oczy. Jego własne miały w sobie coś błagalnego.
– Zostań – poprosił. – Powiedziałaś, że nie chcesz być sama, dlatego zostań ze mną. Łóżko i tak stoi tutaj jedynie od parady, a tak przynajmniej się do czegoś przyda – dodał pozornie niedbałym tonem, chyba naprawdę chcąc wmówić mi, że chodzi jedynie o przydatność mebli.
– Ja…
Westchnął i puścił mnie, jakby dopiero teraz uświadomił sobie, co właściwie robi.
– Nie będę niczego próbował, w porządku? Mogę nawet usiąść po drugiej stronie pokoju albo zostawić cię tutaj samą – cokolwiek zechcesz. Po prostu zaufaj mi, że nie zrobię niczego głupiego, kiedy zaśniesz. Nie miałem nawet nic złego na myśli, naprawdę – dodał, tłumacząc się pośpiesznie. – Pomyślałem po prostu, że mógłbym przy tobie czuwać, kiedy zaśniesz. Może wtedy poczujesz się lepiej albo…
Wciąż patrzyłam na niego pustym wzrokiem. Zamilkł i nerwowym gestem przeczesał palcami włosy, nie wiedząc jak powinien zareagować. Uświadomiłam sobie, że niepotrzebnie wszystko komplikuje i przyprawiam go o poczucie winy, dlatego pośpiesznie zamrugałam i pierwszy raz tego dnia postanowiłam zignorować rozum.
– Będziesz przy mnie, kiedy się obudzę? – zapytałam cicho, nie spuszczając wzroku z jego twarzy. Nagle poczułam się bardzo zmęczona i nie marzyłam już o niczym innym prócz spokojnego snu.
– W zasadzie nie jestem najbardziej wiarygodną osobą w zamku – przyznał, chcąc nieudolnie mnie rozbawić – ale to mogę ci z czystym sumieniem obiecać… Jeśli oczywiście chcesz – dodał pośpiesznie.
– Chcę. – Zaskoczyłam go swoją bezpośredniością, zaraz jednak wziął się w garść i skinąwszy głową, zaczął pośpiesznie się podnosić. Uniosłam zaskoczona brwi. – Nie. Zostań – poprosiłam cicho. – Naprawdę podobało mi się, kiedy mnie dotykałeś. No i… lubię, kiedy jesteś obok – wyznałam, czując jak palą mnie policzki.
Wampir zamrugał, a potem na jego ustach pojawił się łobuzerski uśmiech. Ponownie ułożył się obok mnie i w teatralnym geście przyłożył mi swoją chłodną dłoń do czoła, żeby sprawdzić temperaturę.
– Czy ty przypadkiem się w coś nie uderzyłaś, kiedy szarpałaś się z Alec’iem? – zapytał spokojnie.
– Bardzo śmieszne – skrzywiłam się. Jak mógł sobie żartować, kiedy rozmowa schodziła na uczucia? – Nie. Jestem jak najbardziej poważna, ale ciebie najwyraźniej to nie interesuje – stwierdziłam. Gorycz we własnym głosie mnie poraziła.
Demetriemu zrzedła mina. Z jękiem opadł na plecy i bezradnie potarł twarz, wyraźnie na siebie zły. Najwyraźniej nie tylko dla mnie sytuacja była nowa i dziwna; sama zresztą wciąż nie byłam pewna, co powinnam o tym wszystkim myśleć. Wiedziałam jedynie, że coś się zmieniło, a od momentu, kiedy Demetri uratował mnie przed tamtym wampirem, coś się zmieniło. Hannah i Felix byli częścią tego dziwnego procesu, ale to właśnie tropiciel odgrywał w nim najważniejszą rolę.
– Dobrze, przepraszam – odezwał się, wyrywając mnie z zamyślenia. – Nic nie poradzę na to, że czasami zachowuję się jak palant. Wiesz… Nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak ty.
Spojrzałam na niego z zaciekawieniem.
– Hybrydy? – zapytałam obojętnym tonem, chociaż podejrzewałam, że chodzi o coś więcej.
– Też. Chociaż bardziej chodziło mi o to jaka, a nie kim jesteś – sprostował, wpatrując się w sufit. Leżeliśmy tak blisko siebie, że cały czas czułam jego lodowate ciało tuż przy swoim, chociaż teraz było mi łatwiej zapanować nad fizycznymi reakcjami organizmu. – Po prostu… No cóż, nie ukrywajmy, że zawsze skupiałem się na ciele kobiet, jeśli wiesz, co mam na myśli.
Pomyślałam o Heidi i tamtym zdarzeniu w zaułku. Poczułam obrzydzenie, ale już nie potrafiłam się za to na Demetriego gniewać.
– Sądzę, że wiem – przyznałam niechętnie. – A ja? Co ja mam do tego wszystkiego?
– Z tobą jest… inaczej – wyjaśnił, ostrożnie dobierając słowa. – Nie chodzi o to, że jesteś nieładna czy coś w tym stylu – zapewnił mnie pośpiesznie. – Jesteś piękne i taka… ludzka. Może właśnie stąd bierze się ta różnica. Jesteś ludzka i to jest fantastyczne – powiedział z taką pasją, że nie miałam wątpliwości co do tego, iż mówi szczerze. Nigdy nie podejrzewałabym go o podobny stan, ale może w moim towarzystwie faktycznie był w stanie zachowywać się inaczej? – Lubię ciebie. Nie twoje ciało, ale całą ciebie. Nigdy czegoś takiego nie czułem, ale podoba mi się to uczucie – wyznał, tym razem jednak mówiąc chyba bardziej do siebie niż do mnie.
Przez moment zamarłam, całkowicie oszołomiona jego wyznaniem. Spodziewałam się wiele, ale z pewnością nie takiego wyznania i to ze strony zamkowego play boya. Demetri był typowym podrywaczem, który za wszelką cenę starał się zdobyć wszystkie kobiety, które uważał za godne jego uwagi. Od początku czułam, że powinnam na niego uważać, kiedy jednak słuchałam jego słów, nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że mówił… szczerze. Być może w tym momencie popełniałam błąd, ale naprawdę chciałam wierzyć, że tak jest w istocie.
Jesteś naiwna, stwierdził jakiś cichy głosik w mojej głowie. Dlaczego miałby się tobą zainteresować? Przecież wiesz, że przed tobą miał wiele innych. Poza tym sam powiedział, że to zwykła fascynacja. Jesteś pół-wampirzycą, ot cała tajemnica – z kimś takim nigdy nie miał do czynienia, ale nic poza tym. Wykorzysta cię, zabawi się, a później porzuci, jak każdą inną dotychczasową dziewczynę…
Wzdrygnęłam się, porażona okrutnością tych myśli. Wszystko we mnie rwało się do tego, żeby zaprzeczyć, ale być może faktycznie było to naiwne. Przecież znałam Demetriego i niejednokrotnie miałam okazję z nim porozmawiać. Zwłaszcza po tych nieszczęsnych urodzinach obiecałam sobie, że dam sobie spokój i być może powinnam to zrobić. To, że znowu mi pomógł nic nie znaczyło, ale…
Ale jednak mi pomógł. Uratował mnie nie raz, jak nie przed tamtym wampirem, to przed Heidi i Jane. Chronił mnie, chociaż go o to nie prosiłam. Mimo pierwszego wrażenia i niechęci, którą początkowo mnie darzył, teraz zmieniał się za każdym razem, kiedy byliśmy razem. Jak mogłam tak po prostu to zignorować? Albo własne uczucia, których byłam świadoma zwłaszcza wtedy, kiedy znajdowaliśmy się blisko siebie? Jak inaczej mogłam wyjaśnić to, że się mną opiekował i że zależało mu na tym, żebym po prostu była? Czy to możliwe, żeby to wszystko było po prostu grą, a jemu tak naprawdę nie zależało? Być może faktycznie nasze relacje wyglądały inaczej, a ja skupiałam się wyłącznie na swoich uczuciach, ale nie mogłam zmusić się do uwierzenia w to, że Demetri jest wobec mnie nieszczery.
Poza tym było coś jeszcze o czym nie mogłam tak po prostu zapomnieć. Przypomniałam sobie własne słowa, ostatnie, które wypowiedziałam do niego w ogrodzie. „Proszę, nie pozwól mi, żebym znowu się poddała, bo drugi raz tego nie przeżyję”… Nie byłam pewna, dlaczego wtedy to powiedziałam, ale czułam, że po prostu Demetriego potrzebuję. Tego, żeby się ode mnie nie odwrócił i żeby wciąż walczył. Mówiłam, że potrzebuję czasu, ale to nie było prawdą, chociaż do tej pory nie chciałam przyjąć tego do wiadomości. Potrzebowałam nie tyle czasu, co właśnie Demetriego, chociaż wciąż nie potrafiłam zrozumieć dlaczego.
Ale wiedziałam jedno: on sprawiał, że coś się we mnie zmieniało. Już nie potrafiłam pogrążyć się w milczeniu, jakkolwiek „wyłączyć” myśli i po prostu bezsensownie egzystować, jak to zdążało mi się do tej pory. Nie byłam pewna na jakiej działa to zasadzie, ale od jakiegoś czasu byłam na granicy czegoś, co mogłabym określić mianem przebudzenia. Wciąż balansowałam, bo granica między stanem otępienia a pełnym powrotem do siebie była cienka; bałam się, że jeśli coś pójdzie nie tak – jeśli znów stracę kogoś, kogo tak bardzo potrzebowałam – ostatecznie zapadnę się w pustkę i więcej nie uda mi się podnieść.
Chciałam się obudzić.
Tak bardzo chciałam…
– Nessie? – Demetri patrzył na mnie, próbując jakoś zwrócić na siebie moją uwagę. Z opóźnieniem dotarło do mnie, że od kilku minut milczę, w żaden sposób nie reagując na jego wyznania. – Czy wszystko w porządku? Powiedziałem coś nie tak?
– Nie… – wyszeptałam nieco słabym głosem. Przełknęłam i wzięłam kilka głębszych wdechów. – Wszystko w porządku. Ja… Po prostu jestem bardzo zmęczona – wykręciłam się.
– Ach… – Spojrzał na mnie z powątpieniem, ale coś w wyrazie mojej twarzy musiało go przekonać. – Już się zamykam – dodał pośpiesznie i faktycznie znieruchomiał. Gdybym nie czuła bijącego od jego ciała chłodu, uwierzyłabym, że zniknął.
W milczeniu ułożyłam się do snu. Celowo odwróciłam się tak, żeby móc widzieć leżącego przy mnie wampira i wsunąwszy obie dłonie pod policzek, znieruchomiałam. Chociaż Demetri nie patrzył wprost na mnie, mogłabym przysiąc, że mnie obserwował.
– Dziękuję – szepnęłam. – No wiesz… Za wszystko. – W milczeniu skinął głową, ale odrobinę się rozluźnił. – I za to, że mnie zmieniasz – dodałam sennie, już pod wpływem impulsu. – Nie jestem pewna, co to znaczy, ale chyba jest dobre…
Nareszcie poruszył się, zaciekawiony moimi słowami. Nie zapytał o nic, ale pogładził mnie po policzku (wciąż nie mógł się powstrzymać), po czym postanowił mnie zaskoczyć, bo zarzucił na mnie kołdrę i mocno przygarnął mnie do siebie. Znieruchomiałam w jego objęciach, nawet przez materiał czując chłód wampirzego ciała. To dziwne, ale nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby przed tą bliskością zaprotestować.
– Śpij… – doradził mi spokojnie. Skinęłam głową i mocniej się w niego wtuliłam, zamykając oczy. – Ach… Renesmee? – dodał po chwili wahania. Niechętnie uniosłam powieki. – Czy wciąż potrzebujesz czasu? – zapytał spiętym tonem.
Zastanowiłam się na moment.
– Powiem ci, kiedy się obudzę.
Demetri jedynie parsknął śmiechem; on już wiedział jaka będzie odpowiedź. 
Sądziłam, że dzisiaj nie skończę tego rozdziału – a jednak. Jestem z niego bardzo zadowolona, bo długo czekałam, żeby móc opisać to, co się wydarzyło między nimi w tej komnacie. Mam nadzieję, że się spodoba... Poza tym dodam, że właśnie dotarłam do połowy tej księgi.
Jak zwykle dziękuję za wszystkie komentarze. Jesteście cudowni – dodajecie mi skrzydeł. Na życzenie, więcej Renesmee i Demetriego. Uznajmy to za przełom w ich relacjach, chociaż wciąż czekają ich komplikacje. To jednak wyjaśni się dopiero wkrótce.
Do napisania – mam nadzieję, że wkrótce.

Nessa.

9 komentarzy

  1. Ten rozdział jest taki piękny ! Czytając go miałam cały czas banana na twarzy ^^ To wszystko było takie szczere i prawdziwe <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć ;)
    Tak na początek, baaardzo przepraszam, że tak późno. Miałam naprawdę sporo zajęć i nie zdążyłam skomentować notki wcześniej :[
    Ale do rzeczy, a więc tak notka CUDOWNA! Ta końcówka och nic dodać nic ująć rozpływam się jak czekoladka na słońcu ;P
    Już nie mogę doczekać się nn.
    Pozdro i weny
    POISON

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć :D
      Zapraszam na nn http://porcelana-bellaro.blogspot.com

      Usuń
  3. Hej, hej
    Zapomniałam skomentować, bo jak zawsze czytałam na telefonie, a z fona nie bardzo mogę na blogspocie komentować O.o
    To tak - Renesmee i Demtri w tym opowiadaniu, w tym rozdziale - no po prostu <3 widać, że oboje są zakochani, aż po uszu ^-^ tylko, żeby mi tu Heidi nie wyskoczyła z "mieszańcem"! - bo zabiję. Demtri nie chcę na nią naciskać, a mimo wszystko wydawało mi się, że miał na to wielką ochotę ;))
    Fajowo, że obudziła się w JEGO sypialni, w JEGO łóżku, szokoda tylko, że nie w JEGO ramionach - ale tak dosłownie xD Mimo wszystko, że to zupełnie inne opowiadanie mam wrażenie, że zaraz wpadnie tu Gabriel skopać Demetriemu tyłek za dobieranie się do jego żony xD ale to nie będzie możliwe, bo w tym wydaniu on po prostu nie żyje ;__; ale jest za to w innym<3
    No,nie będę już spamować, bo nie taki mój cel ;D chyba wszystko wyjaśniłam. Opowiadanie naprawdę cudne <3 i do napisania! Gabi

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne jest to opowiadanie :-). Świetnie się to czyta, a ten rozdział na pewno jest jednym z najlepszych. Napisałaś wszystko tak zgrabnie i płynnie, bez żadnej przesady ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałam cię zaprosić na nowy rozdział u mnie :)

      Usuń
  5. http://twilightnowahistoria.bloog.pl/id,337720839,title,Nominacja-do-Liebster-Blog-Awards-i-the-Versatile-Blogger-Award,index.html
    Przepraszam, Cię Justynko, ale musiałam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział jest świetny! Prześwietny! Nic dodać nic ująć :D Podoba mi się baaaaardzo! :)) Czekam na kolejny ! :D Nie trzymaj mnie w niepewności :) :))Pozdrawiam gorąco :**Niech wena będzie z TOBĄ!

    OdpowiedzUsuń
  7. Postanowiłem przeczytać jeszcze jeden rozdział przed snem, ale i tak mi nie wystarczył i odnoszę wrażenie, że mógłbym przeczytać jeszcze z pięć. Jestem jednak zmuszony do tego, by zmusić się do snu, bo w przeciwnym razie zaśpię do pracy albo będę w niej całkiem martwy, zdechły wręcz.
    Jak zamierzał przy niej czuwać, zostawiając ją w pokoju samą? Facet się nieźle zapętlił i zaczął zaprzeczać sam sobie. Czyli albo mocno zawróciła mu kobitka w głowie albo autorka nieświadomie napisała jak napisała.
    Renka mówi, że pierwszy raz postanowiła zignorować rozum, a już czytałem podobne zdanie kilka rozdziałów wcześniej, gdy postanowiła słuchać tylko serca, czyli jednoznaczne to jest z ignorowaniem rozumu. Czyżby też się zapętliła, bo jej facet zawrócił w głowie?
    Sądzę, że gdy facet jest wzorowym podrywaczem, to każdej kobiecie wydaje się, że taki facet mówi szczerze i mówi zwykle to co kobieta chce usłyszeć, daje jej poczuć się wyjątkowo, więc może faktycznie dziewczyna jest naiwna. Z drugiej strony znam jego perspektywę, gdzie myśli o niej inaczej niż jak o fantastycznym, świeżym, nietypowym obiekcie seksualnym. trochę więc szkoda, że jego perspektywa jest taka jednoznaczna. Wolałbym go podejrzewać o draństwo, nawet jeśli ostatecznie miałby mnie pozytywnie zaskoczyć. Choć istnieje jeszcze szansa, że mimo tego romantycznego uczucia, które w niego trafiło jak strzała Erosa, on jeszcze da radę mnie zaskoczyć, tyle tylko, że negatywnie. Może on uczynił coś złego Cullenom?

    https://dariusz-tychon.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń


After We Fall
stories by Nessa