Renesmee
Na początku wróciło czucie.
Uświadomiłam sobie, że leżę na czymś miękkim i że jest mi ciepło, a to
zdecydowanie było przyjemne. Echo bólu kołatało się gdzieś na krawędzi mojej
świadomości, ale uczucie to było tak odległe, że mimo starań nie byłam w stanie
przypomnieć sobie, co właściwie się stało. Mój umysł wciąż otaczała znajoma mi
otoczka, która nie dopuszczała do mnie emocji i wspomnień, które
jakkolwiek mogłyby mi zaszkodzić – przyjemniej przez jakiś czas. Znałam to
uczucie, bo nie raz ten właśnie system obronny, który wyrobił sobie mój
organizm, oszczędzał mi bólu i koszmarów związanych z tym, co
wydarzyło się kilka miesięcy temu. Oczywiście prędzej czy później zawsze za tę
chwilę spokoju płaciłam i to podwójnie, ale byłam na tę cenę przygotowana.
Leżałam,
bojąc się poruszyć, żeby przypadkiem ból nie powrócił. Wysiliłam słuch,
starając się zorientować, czy jestem sama, czy może ktoś jest przy mnie, ale
nie usłyszałam zbyt wiele. Jedynie własny oddech, bicie serca i jakieś
odgłosy z korytarza – typowe bodźce, które zawsze przychodziły do mnie po
przebudzeniu. To wystarczyło, żebym zaczęła sądzić, że jestem w swojej
komnacie, ale wciąż nie zgadzał mi się jeden szczegół – mianowicie zapach.
Kiedy wtuliłam twarz w pościel, odkryłam, że przesycona jest słodkim
zapachem, który doskonale znałam, ale który nie należał do mnie tylko do…
Wspomnienia
wróciły nagle i zaskoczona aż skuliłam się na łóżku. Mocniej zacisnęłam
powieki, nie chcąc się do końca obudzić, ale było już za późno, żeby cokolwiek
zmienić. Przypomniałam sobie spotkanie z Heidi w korytarzu, jej
groźby i pomoc. Zaraz po tym wróciło wspomnienie wydarzeń z Sali
Tronowej – oskarżenia przeciwko Safonie, gniew Jane i ten okropny ból,
którym mnie uraczyła. I te ramiona, ten troskliwy głos i twarz
Demetriego – ostatnie, co zapamiętałam, zanim pierwszy raz w życiu
zemdlałam. Teraz już byłam całkowicie pewna, że słodycz pościeli należy do
niego, chociaż wciąż nie miałam pojęcia, co powinnam z tym faktem zrobić. W tym
momencie pragnęłam znów zasnąć, ale mój organizm stanowczo się temu
sprzeciwiał.
Jęknęłam
sfrustrowana. Coś nagle poruszyło się niedaleko mnie, a potem materac
łóżka ugiął się lekko, kiedy ktoś przysiadł na jego skraju.
– Renesmee?
– zapytał cicho Demetri. Serce zabiło mi mocniej, kiedy rozpoznałam jego głos. –
Nie śpisz już?
W pierwszym
odruchu zapragnęłam odpowiedzieć, ale nie byłam w stanie wydobyć z siebie
głosu. Gardło miałam wyschnięte i obolałe od krzyku, poza tym wciąż nie
mogłam się wyzbyć wrażenia, że kiedy tylko w jakkolwiek sposób dam znać,
że jestem przytomna, ból natychmiast powróci. Było to głupie, ale nic nie
mogłam na to poradzić.
Demetri
czekał przez kilka sekund, zanim z westchnieniem się poddał. Nie byłam
pewna, czy jest świadomy, że jestem przytomna. Być może sądził, że nadal śpię,
bo nagle poczułam jego chłodne palce na twarzy, kiedy czule pogładził mnie aż
od skroni po samą brodę. Moje ciało natychmiast przeszedł gorący dreszcz, zaś
skóra w miejscu, gdzie mnie dotykał, zdawała się mrowić.
– Cii… – Demetri
źle zinterpretował moją reakcję. W głębi duszy byłam opatrzności za to
wdzięczna, bo sama jeszcze nie byłam gotowa do tego, żeby mierzyć się z własnymi
uczuciami. – Już nikt cię nie skrzywdzi. Zabrałem cię stamtąd, a Jane jest
daleko – zapewnił mnie pospiesznie. Nie sądziłam nawet, że stać go na aż tak
łagodny ton głosu.
Zawahałam
się na moment, ale zdecydowałam się w końcu odpowiedzieć:
– Dlaczego
mnie dotykasz? – zapytałam albo raczej wychrypiałam. Musiałam zadać pierwsze
pytanie, które tylko przyszło mi do głowy, bo po prostu jego zachowanie mnie
zaskakiwało.
– Nie
podoba ci się, kiedy to robię? – zmartwił się, jednocześnie przesuwając dłonią
po moim ramieniu. Znów zadrżałam.
– Nie… – przyznałam
zawstydzona. – To przyjemne, nawet bardzo – dodałam.
Mruknął coś
w odpowiedzi. Nie byłam w stanie stwierdzić, jakie targają nim
emocje, dlatego zaryzykowałam i spróbowałam otworzyć oczu. Na początku
ledwo uniosłam powieki, obawiając się, że porazi mnie światło, zaraz jednak
zorientowałam się, że w pokoju w którym leżę panuje półmrok.
Natychmiast poderwałam się do pozycji siedzącej, porażona perspektywą tego, że
mogłabym przesłać cały dzień i szybko tego pożałowałam, bo cała byłam
obolała.
– Hej, hej!
Nie tak szybko! – upomniał mnie Demetri. Machinalnie położył mi dłoń na
ramieniu, chcąc mnie podtrzymać, ale natychmiast ją zabrał, speszony moim
wzrokiem. – Dobrze się czujesz?
Zastanowiłam
się przez moment.
– Chce mi
się pić – przyznałam w końcu, spoglądając gdzieś w bok. Sytuacja była
dziwna i sama nie wiedziałam, co powinnam o tym myśleć.
– Jasne.
Nie ma sprawy – zapewnił mnie pospiesznie.
Odniosłam
wrażenie, że szukał jedynie wymówki do tego, żeby móc wyjść, ale nie
zatrzymałam go. Zostałam sama, co powinno mi odpowiadać, ale wcale nie poczułam
się dzięki temu lepiej. Byłam na siebie za to zła, ale tęskniłam za Demetrim i potrzebowałam
jego obecności. Obojętnie co próbowałam sobie wmówić przez ostatnie dni – to,
że potrzebuję trochę czasu – prawda była taka, że teraz to już nie miało
żadnego znaczenia. Demetri mnie uratował, a teraz na dodatek starał się
mną zaopiekować, co zdecydowanie nie było w jego stylu. A ja zamiast
być mu wdzięczna, doprowadziłam do tego, że pośpiesznie się ewakuował…
Westchnęłam
– nawet to zabolało, tak bardzo poobijał mnie Alec, kiedy ratował siostrę – i opadłszy
ponownie na materac, rozejrzałam się dookoła. Zdążyłam się już zorientować, że
Demetri najprawdopodobniej zabrał mnie do swojego pokoju, ale i tak trochę
mnie to zaskoczyło. No i – nie ukrywajmy – byłam zaintrygowana, bo nigdy
nie byłam w komnacie innej niż moja czy Hanny. Nasze pokoje praktycznie
się od siebie nie różniły – były prawie puste i nie zamieszkane – bo i żadna
z nas nie czuła się w tym miejscu jak w domu, ale w przypadku
kogoś takiego jak Demetri…
Pierwszym,
co wrzuciło mi się w oczy, było to, że Demetri celowo zaciągnął ciężkie
zasłony, żeby światło mi nie przeszkadzało. Nie miałam pojęcia, która jest
godzina, dlatego z odrobiną trudu podniosłam się i odrzuciwszy kołdrę
(po co wampirowi jedwabna pościel?), podeszłam do okna. Jasny blask wdarł się
do pokoju, ledwo odciągnęłam kotary, rozjaśniając całe pomieszczenie
i nareszcie dając mi okazję do tego, żebym mogła się uważniej rozejrzeć.
Oparłam się
o parapet i obrzuciłam cały pokój krótkim spojrzeniem. Być może nie
powinno mnie to dziwić, skoro Demetri mieszkał sam, ale komnata okazała się
znacznie mniejsza od mojej i zdecydowanie skromniejsza. Demetri nie
wyglądał mi na pedanta i faktycznie jego pokój przypominał jego fryzurę – artystyczny
nieład, który jedynie twórca mógł zrozumieć. Każdy mebel wydawał się należeć do
innego kompletu, chociaż wszystkie bez wątpienia były antykami i na swój
sposób do siebie pasowały. Niewielka szafa, kilka półek i komoda, zrobiony
stolik i dwa wygodne fotele… No i jednoosobowe łóżko, którego nikt
najprawdopodobniej do tej pory nie używał, chyba że… Pospiesznie odrzuciłam od
siebie tę myśl, skupiając się na kremowej barwie ścian i ciemnych
dodatkach, jak chociażby zasłony czy pościel na którą zwróciłam uwagę już
wcześniej. Na podłodze, tuż pod ścianą, dostrzegłem kilka zwiniętych koszul i innych
ubrań, jakby ktoś w pośpiechu zgarnął je – powiedzmy – z łóżka, żeby
doprowadzić pokój do przynajmniej względnego porządku. Nigdzie nie było
balkonu, co trochę mnie rozczarowało, podobnie jak i widok z okna,
rozciągający się na główny plac miasta. Zdecydowanie wolałam ten z mojego
pokoju, który prowadził na zamkowe ogrody, ale Demetriemu najwyraźniej taki
drobiazg nie przeszkadzał – być może dlatego, że jako jeden z najważniejszych
w straży często wyjeżdżał, chociaż o tym starałam się nie myśleć.
Być może
nie powinnam był, ale powoli podeszłam do szafy i zajrzałam do środka.
Ubrań było niewiele więcej od tych, które leżały porozrzucane po pokoju. Mnie
to nie zdziwiło, ale Alice najprawdopodobniej by się załamała. Zdziwiłam się,
kiedy udało mi się uśmiechnąć na wspomnienie ciotki; Demetri nieświadomie mnie
zmieniał, chociaż żadne z nas nie zdawało sobie z tego sprawy.
Cokolwiek to znaczyło, dla mnie bez wątpienia była to zmiana na lepsze.
Podeszłam
do komody i wysunęłam pierwszą szufladę. Znalazłam jedynie bieliznę i inne
tego typu rzeczy, czyli po prostu to, co zawsze się w takim miejscu
trzyma. Zasunęłam ją natychmiast, zawstydzona, nie chcąc ryzykować, że natknę
się na coś krępującego – chociażby jakiś drobiazg, który należał do Heidi, bo
tego byłoby dla mnie już za wiele.
Kolejna
szuflada okazała się mieścić w sobie dosłownie wszystko, od jakichś
kosmetyków, po kilka włoskich czasopism, których tytuły nic mi nie mówiły. Nie
znałam języka, zresztą po datach – jedynym członie okładki, który byłam w stanie
zrozumieć – przekonałam się, że gazety są już dawno nieaktualne. Myszkowałam
więc dalej, póki omal nie przecięłam się o staromodny nóż do otwierania
korespondencji. Czegoś takiego już od dawna się nie używali, dlatego
zakładałam, że to musiała być jakaś stara pamiątka, chociaż nie podejrzewałabym
Demetriego o skłonność do nostalgii. Natknęłam się jeszcze na kilka
dziwnych monet, których nie rozpoznałam i zdjęć (na całe szczęście na
większości był sam albo z członkami straży), chyba z rożnych misji,
zanim moją uwagę przykuło niewielkie, drewniane pudełko.
Nie wiem,
co zwróciło konkretnie moją uwagę. Być może chodziło właśnie o to, że
szkatułka była prosta i niepozorna – sama nie byłam pewna. Rozmiar również
w żaden sposób jej nie wyróżniał, bo kiedy wzięłam ją z poczuciem
winy, przekonałam się, że mieści mi się w dłoni. Była lekka i przez
chwile miałam wrażenie, że jest pusta, ale kiedy nią potrząsnęłam, coś głucho
uderzyło w ścianki. Właściwie wyczułam niż usłyszałam ruch, ale
przynajmniej miałam już pewność, że coś jest w środku. Teraz pozostawała
jedynie kwestia tego, czy powinnam tam zajrzeć…
To nie było
uczciwe, zdawałam sobie z tego sprawę, ale nie mogłam się powstrzymać.
Demetri nie wracał, ja zaś byłam zbyt zaciekawiona możliwością poznania go,
żeby się podtrzymywać. Powtarzając w duchu, że nie robię niczego złego,
wsunęłam paznokieć w szczelinę i podważyłam wieczko, po czym
wytrząsnęłam na dłoń zawartość pudełka.
I zamarłam.
Spodziewałam
się wielu rzeczy, również jakiegoś śmiecia, ale to przeszło moje najśmielsze
oczekiwania. Zobaczyłam bowiem… moją gumkę do włosów. Dokładnie tę samą, którą
Hannah spięła mój warkocz i którą musiałam zgubić, kiedy wyszłam do
łazienki. Dostrzegłem nawet kilka moich włosów, całość zaś nadal przesiąknięta
była moim zapachem. Zdziwiło mnie, że trafiła właśnie do Demetriego, do tej
zamkniętej szkatułki, niczym coś intymnego i ważnego. W mojej głowie
natychmiast pojawiła się myśl, że być może jednak mu na czymś zależało – zależało
na mnie – zaraz jednak odrzuciłam ją od siebie, nie chcąc sobie robić płonnych
nadziei; to było niezdrowe.
Zamknęłam
gumkę w obu dłoniach i na chwilę przycisnęłam ją do piersi w nadziei,
że dzięki temu dłużej będzie pachniała jak ja. Zaraz po tym ostrożnie wsunęłam
ją do pudełeczka i starannie je zamknęłam, żeby móc odłożyć je na miejsce,
kiedy…
– Nieładnie
tak grzebać w cudzych rzeczach.
Aż
podskoczyłam, słysząc za sobą jego głos. Odwróciłam się pospiesznie, opierając o komodę
i plecami dociskając szufladę, żeby się zamknęła. Demetri stał w progu,
nonszalancko opierając się o framugę i uważne mnie obserwował. W ręku
trzymał parujący kubek czegoś, czego nie rozpoznałam, bo i nawet nie
próbowałam tego zrobić, zbyt przejęta próbą zrozumienia emocji targających
tropicielem. Na
jego ustach majaczył lekki uśmiech, który mnie zaskoczył, bo chyba spodziewałam
się, że wampir raczej będzie na mnie zły. Krwiste tęczówki utkwił w mojej
twarzy, przez co jeszcze bardziej się zarumieniłam, jednocześnie zastanawiając
się jak długo już musiał mnie obserwować.
– Przepraszam
– zreflektowałam się. Sama już nie wiedziałam czy powinnam posłusznie wrócić do
łóżka, czy może podziękować mu za wszystko i wyjść, dlatego wciąż stałam w miejscu.
– Długo nie wracałeś, a ja po prostu byłam…
– Byłaś
ciekawa. Jasne – stwierdził, jak gdyby nigdy nic. Nawet jeśli widział, co
odkryłam, w żaden sposób tego nie skomentował, dlatego na też tego nie
zrobiłam. – No o do jakich doszłaś wniosków? – zapytał, podchodząc do
jednego z foteli i odstawiając kubek na stolik. Opadł
na niego, opierając obie nogi na blacie i obserwując mnie uważnie.
Odniosłam
wrażenie, że naprawdę czeka na moją odpowiedź, dlatego zdecydowałam się
odezwać:
– Że jesteś
strasznym bałaganiarzem – stwierdziłam przesadnie wręcz poważnym tonem, jakbym
stawiała mu jakieś poważne zarzuty.
Roześmiał
się serdecznie, jednocześnie mnie też rozbawiając. Uśmiechnęłam się niepewnie,
zaraz jednak uśmiech zamarł na moich ustach, bo wciąż czułam się przy Demetrim
dziwnie. Czego mogłam się spodziewać po naszych relacjach po tym, jak
potraktowałam go wtedy w ogrodzie?
– Wszystko w porządku?
– zapytał mnie, poważniejąc. – Jak żebra? Miałem ochotę Alec'owi przyłożyć,
ale… – Wzruszył ramionami. – Nie wiedziałem dlaczego zemdlałaś. Myślałem nawet,
czy nie zasugerować Aro wezwanie jakiegoś lekarza, ale mimo wszystko jesteś po
części jedną z nas, więc…
– Jest w porządku
– zapewniłam, nie chcąc żeby niepotrzebnie się tłumaczył. Przecież zrobił
wszystko, co tylko się dało, a nawet więcej. – Co to? – zapytałam, kiwając
głową w stronę kubka.
Spojrzał na
mnie w roztargnieniu. Nie do końca ufałam swojemu ciału, dlatego podeszłam
do łóżka i opadłam na nie, chociaż bardziej korciło mnie, żeby zając drugi
fotel, bliżej Demetriego. Sądząc po cieniu, który przemknął przez jego twarz,
również był z tego powodu rozczarowany, ale w żaden sposób mojej
decyzji nie skomentował.
– Gorąca
czekolada – przyznał, natychmiast korzystając z okazji, żeby do mnie
podejść. Zerwał się z gracją, chwytając kubek i w ułamku sekundy
znalazł się u mojego boku. – Powiedziałeś, że chce ci się pić, dlatego
skoczyłem na małe zakupy – dodał, wzruszając ramionami.
– Mam przez
to rozumieć, że poszedłeś w środku dnia do miasta jedynie dlatego, że mnie
chce się pić? – zapytałam z niedowierzaniem, machinalnie biorąc od niego
naczynie, kiedy mi je podał. Przecież wystarczyłaby woda, chociaż Demetri
najwyraźniej nie brał tego pod uwagę.
– Coś nie
tak? – zdziwił się. – W pierwszej chwili pomyślałem o krwi, ale potem
przypomniałam sobie, że pewnie byś mnie wygoniła, gdybym przyniósł ci coś z zapasów
szpitala. Nie wiedziałem co lubisz – odparł, wzruszając ramionami. – Nie mamy
tutaj kuchni, a przecież nie dam ci wody z kranu. Wierz mi, z kanalizacją
tutaj nie najlepiej – skrzywił się.
Patrząc na
wiek tego miejsca, nawet jakoś specjalnie się z tego powodu nie zdziwiłam.
Pokiwałam w zamyśleniu głową i żeby zyskać na czasie, uniosłam do ust
kubek i wzięłam łyk. Napój wciąż był ciepły i przyjemnie rozgrzewał
mnie od środka, niosąc ze sobą przyjemne ukojenie. Demetri zamilkł, obserwując
mnie w milczeniu, póki nie wypiłam wszystkiego, po czym zabrał ode mnie
puste naczynie i skinął w stronę łóżka.
– Połóż się
jeszcze – zasugerował mi spokojnie. – Widzę, że jesteś zmęczona, poza tym
naprawdę mnie przestraszyłaś – wyjaśnił, kiedy dostrzegł moje spojrzenie.
Odniosłam wrażenie, że przyznanie się do słabości sporo go kosztowało.
– Może
faktycznie wrócę do siebie – zgodziłam się, powoli wstając, chociaż absolutnie
nie miałam na to ochoty. Czułam się zmęczona, a oczy same mi się zamykały,
ale jakoś nie wyobrażałam sobie tego, że mogłabym zasnąć. – Dziękuję ci… No
wiesz, za wszystko – dodałam nieporadnie, zatrzymując się w miejscu i rozglądając
się nieporadnie dookoła. Nie wiedziałam, co powinnam w tej sytuacji
jeszcze powiedzieć.
Demetri
obserwował mnie przez kilka sekund, zanim zdecydował się odezwać:
– Boisz się
jej?
Odwróciłam
się w jego stronę, nie rozumiejąc.
– Co? –
Zamrugałam kilkukrotnie. Najwyraźniej nie byłam w takiej dobrej formie,
skoro kojarzenie faktów przychodziło mi z trudem. – Kogo?
– Jane –
odpowiedział pobłażliwym tonem. – Bo chyba nie Heidi, prawda? – dodał po
chwili, podejrzliwym tonem. Prawdopodobnie gdybym jednak potaknęła, natychmiast
rzuciłby się szukać wampirzycy, a bacząc na to, jak zachowywał się wtedy w korytarzu,
za wszelką cenę starałam się tego uniknąć.
– Och...
Oczywiście, że nie – zapewniłam pospiesznie, chociaż sama myśl
o którejkolwiek z nieśmiertelnych sprawiała, że coś przewracało mi
się w żołądku. – Sam powiedziałeś, że jestem zmęczona. To nie ma nic do
rzeczy – zapewniłam, chociaż nie mogłam się pozbyć wrażenia, że w którymś
momencie skłamałam i to na dodatek starając się oszukać samą siebie. Nie
byłam pewna, kiedy to się stało, ale czułam, że tak jest.
Powinnam
iść, a jednak nadal stałam w tamtym pokoju, obejmując się ramionami i rozglądając
w taki sposób, jakbym szukała czegoś, czego bardzo potrzebowałam – pomocy.
Uświadomiłam to sobie nagle i przez moment zaskoczyło mnie to do tego
stopnia, że nie byłam w stanie myśleć o niczym innym, prócz tej
jednej rzeczy. Potrzebowałam… pomocy. Nie byłam jeszcze pewna, co to wszystko
znaczy, ale przynajmniej potrafiłam to już nazwać, a to był jakiś punkt
zaczepienia, skoro starałam się wszystko zrozumieć. Teraz pozostawało jedynie
mieć nadzieję, że wszystko w końcu się wyklaruje, a ja będę
wiedziała, co powinnam zrobić.
Sama nie
jestem pewna w którym momencie Demetri się podniósł. W jednej chwili
siedział na łóżku, w następnej zaś już stał za mną, wyglądając na chętnego
otoczyć mnie ramionami, ale nie będącego pewnym, czy to dobrym pomysł i jak
na niego zareaguję. Powoli odwróciłam się w jego stronę, nieświadomie
zmniejszając dystans między nami. Staliśmy, praktycznie się dotykając i będąc
tak blisko, że nawet przez ubranie czułam chłód jego skóry. Wystarczyło, że
zrobiłabym niewielki kroczek do przodu, a natychmiast znalazłabym się w jego
objęciach, gdzie – byłam tego pewna, chociaż to przeczyło wszystkiemu, co
stałam się sobie wmówić od momentu naszej rozmowy w ogrodzie – nareszcie
poczułabym bezpiecznie i na swoim miejscu. Chciałam tego…
– Powiedz
mi prawdę, Renesmee – poprosił cicho, starannie wymawiając moje imię. W jego
ustach zabrzmiało tak, jakby je wyśpiewał. – Czegoś się boisz. Wiem to. Jeśli
nie Jane ani Heidi… to czego? – zapytał, starając się zrozumieć.
Wbiłam
wzrok w podłogę i zawahałam się. Bałam się, że mnie wyśmieje albo że
nie zrozumie i uzna, że coś jest ze mną nie tak, wtedy jednak
przypomniałam sobie o malutkim pudełeczku i mojej gumce do włosów.
Jeśli nie jemu to komu mogłam powiedzieć.
– Boję się
zasnąć – powiedziałam tak cicho, że chyba nawet on miał problem z tym,
żeby mnie usłyszeć.
– Zasnąć? –
powtórzył, uważnie analizując moje słowa. – Dlaczego? Tacy jak ja nie śpią,
więc zakładam, że to przywilej, skoro możesz sobie na to pozwolić.
Westchnęłam.
– Nie o to
chodzi! – Odważyłam się unieść głowę i spojrzeć mu w oczy. Już nie
przerażał mnie ich szkarłatny odcień, chociaż wcześniej drżałam na samą myśl o diecie
mieszkających w tym miejscu wampirów. – Mam na myśli sny… Koszmary –
uściśliłam, czując się coraz bardziej głupio. – Po prostu wiem, że to nie
będzie spokojny sen, a kiedy się obudzę będę sama – wyjaśniłam z niezrozumiałą
dla mnie samej goryczą, dochodząc do wniosku, że już i tak bardziej
pogrążyć się nie mogę.
Demetri
odważył się jednak mnie objąć. Przygarnął mnie do siebie jedną ręką, po czym
drugą delikatnie pogładził mnie po policzku. Wydawał się nawet nie zdawać sobie
sprawy z tego, co właśnie robi.
– Jak długo
masz te koszmary? – zapytał spokojnie, starając się uporządkować wszystkie
fakty i wyciągnąć z nich wnioski.
– Od ponad
trzech miesięcy – wyznałam, dobrze wiedząc, że w tym momencie wszystko
stanie się dla niego jasne; to czego się boję i co miało powrócić
zwłaszcza teraz, kiedy padły oskarżenia na Safonę.
– Ach… – Jego
oczy zabłysły. – Ach, tak… – Znów pogładził mnie po policzku, przyprawiając
mnie o dreszcze. – Więc dlaczego? Dlaczego nie pozwolisz mi jakoś tego
powstrzymać? – zapytał z pretensją, która mnie zaskoczyła. Nie wiedziałam o co
mu chodziło.
Spróbowałam
się cofnąć, ale mi nie pozwolił. Być może powinnam była zacząć z nim
walczyć, ale nagle odkryłam, że jestem zbyt słaba, żeby cokolwiek zrobić. Nie
chodziło nawet o zmęczenie fizyczne, bo prawie nie czułam bólu, chociaż
dzięki Alec’owi dorobiłam się kilku siniaków. Tym razem byłam wykończona
psychicznie i miałam dość – dość uciekania, dość walki i uciekania
przed własnymi uczuciami. A przede wszystkim dość uciekania przed
Demetrim, kiedy ten za wszelką cenę starał się do mnie w jakikolwiek
sposób zbliżyć.
Wpadłam mu w ramiona
i znieruchomiałam. Przytulił mnie jeszcze mocniej i wszystko
wskazywało na to, że gdyby nie jego ramiona, nie byłabym w stanie utrzymać
pionu. Nie płakałam, chociaż miałam wrażenie, że wystarczy chwila –
jakiekolwiek słowo, jeszcze jedno skrajne uczucie – a ostatecznie stracę
kontrolę nad własnym ciałem i już nie powstrzymam łez. Dopiero kiedy
Demetri zaczął mnie nieporadnie kołysać, próbując zrobić cokolwiek, żeby jakoś
mi ulżyć, uświadomiłam sobie, że cała drżę i ledwo łapię oddech.
Demetri
pociągnął mnie na łóżko i zanim się obejrzałam, siedziałam już na jego
kolanach, a on szeptał mi coś do ucha kojącym tonem i raz po raz
muskał wargami mój policzek. Bez zastanowienia wykręciłam się tak, że nasze
wargi się spotkały. Pocałowałam go, wkładając w tę pieszczotę cały swój
strach, ból i tęsknotę, które w tej chwili odczuwałam. Odwzajemnił
pocałunek, najpierw niepewnie i zważając na moją ewentualną odmowę, a po
chwili z równie wielkim pragnieniem co ja.
– Przepraszam
– wyszeptałam pomiędzy kolejnymi pocałunkami. – Przepraszam. Tak bardzo mi
przykro…
Dłonie
tropiciela z czułością przeczesały moje loki.
– Ale za
co? – zapytał, starając się przyciągnąć mnie jeszcze bliżej. – Za co ty mnie
przepraszasz?
Nie
potrafiłam znaleźć odpowiedzi, dlatego kolejny raz go pocałowałam. Pociągnął
mnie na łóżko, aż wylądowałam na materacu. Był wąski, więc leżeliśmy obok
siebie, dlatego położyłam policzek na jego piersi i podparłszy się na
łokciu, chciałam raz jeszcze go pocałować. Zdziwiłam się, kiedy z wyraźnym
żalem odsunął mnie od siebie.
– Wystarczy
– wyjaśnił mi spokojnie. – Nie chcesz tego. Później będziesz żałowała, że
posunęliśmy się za daleko – stwierdził z przekonaniem. – Proszę, nie
wystawiaj mnie na próbę, bo nie będę potrafił długo ci odmawiać. Nie należę do
porządnych gości, a nie chcę żebyś później stwierdziła, że cię
wykorzystałem.
– Zabawne,
że to akurat ty próbujesz być rozsądny – stwierdziłam, ale odsunęłam się,
przyznając mu rację. Byłam trochę speszona tym, że pomyślał, iż mogłabym
posunąć się aż tak daleko, ale z drugiej strony…
Demetri
zerknął na mnie, być może odrobinę rozczarowany tym, że nie próbowałam
naciskać. Czułam się wykończona i przerażona reakcjami własnego ciała,
dlatego zwinęłam się w kłębek i zamknęłam oczy. Sama nie byłam już
pewna, co powinnam zrobić, bo chociaż wiedziałam, że naprawdę potrzebuję
wypoczynku, nie mogłam zmusić się do wstania i wyjścia z pokoju.
Teraz, kiedy nareszcie zaczęłam rozumieć, co naprawdę czuje, nade wszystko
pragnęłam zostać przy Demetrim, chociaż nie byłam w stanie mu tego
powiedzieć wprost.
Uniosłam
powieki. Tropiciel obserwował mnie w milczeniu, podpierając się na prawej
ręce i intensywnie nad czymś myśląc. Speszona zaczęłam się podnosić, chcąc
jak najszybciej wyjść i mieć chwilę na to, żeby odetchnąć, ale widząc moje
starania natychmiast chwycił mnie za ramię i spojrzał mi w oczy. Jego
własne miały w sobie coś błagalnego.
– Zostań –
poprosił. – Powiedziałaś, że nie chcesz być sama, dlatego zostań ze mną. Łóżko i tak
stoi tutaj jedynie od parady, a tak przynajmniej się do czegoś przyda –
dodał pozornie niedbałym tonem, chyba naprawdę chcąc wmówić mi, że chodzi
jedynie o przydatność mebli.
– Ja…
Westchnął i puścił
mnie, jakby dopiero teraz uświadomił sobie, co właściwie robi.
– Nie będę
niczego próbował, w porządku? Mogę nawet usiąść po drugiej stronie pokoju
albo zostawić cię tutaj samą – cokolwiek zechcesz. Po prostu zaufaj mi, że nie
zrobię niczego głupiego, kiedy zaśniesz. Nie miałem nawet nic złego na myśli,
naprawdę – dodał, tłumacząc się pośpiesznie. – Pomyślałem po prostu, że mógłbym
przy tobie czuwać, kiedy zaśniesz. Może wtedy poczujesz się lepiej albo…
Wciąż
patrzyłam na niego pustym wzrokiem. Zamilkł i nerwowym gestem przeczesał
palcami włosy, nie wiedząc jak powinien zareagować. Uświadomiłam sobie, że
niepotrzebnie wszystko komplikuje i przyprawiam go o poczucie winy,
dlatego pośpiesznie zamrugałam i pierwszy raz tego dnia postanowiłam zignorować
rozum.
– Będziesz
przy mnie, kiedy się obudzę? – zapytałam cicho, nie spuszczając wzroku z jego
twarzy. Nagle poczułam się bardzo zmęczona i nie marzyłam już o niczym
innym prócz spokojnego snu.
– W zasadzie
nie jestem najbardziej wiarygodną osobą w zamku – przyznał, chcąc
nieudolnie mnie rozbawić – ale to mogę ci z czystym sumieniem obiecać…
Jeśli oczywiście chcesz – dodał pośpiesznie.
– Chcę. –
Zaskoczyłam go swoją bezpośredniością, zaraz jednak wziął się w garść i skinąwszy
głową, zaczął pośpiesznie się podnosić. Uniosłam zaskoczona brwi. – Nie. Zostań
– poprosiłam cicho. – Naprawdę podobało mi się, kiedy mnie dotykałeś. No i…
lubię, kiedy jesteś obok – wyznałam, czując jak palą mnie policzki.
Wampir
zamrugał, a potem na jego ustach pojawił się łobuzerski uśmiech. Ponownie
ułożył się obok mnie i w teatralnym geście przyłożył mi swoją chłodną
dłoń do czoła, żeby sprawdzić temperaturę.
– Czy ty
przypadkiem się w coś nie uderzyłaś, kiedy szarpałaś się z Alec’iem?
– zapytał spokojnie.
– Bardzo
śmieszne – skrzywiłam się. Jak mógł sobie żartować, kiedy rozmowa schodziła na
uczucia? – Nie. Jestem jak najbardziej poważna, ale ciebie najwyraźniej to nie
interesuje – stwierdziłam. Gorycz we własnym głosie mnie poraziła.
Demetriemu
zrzedła mina. Z jękiem opadł na plecy i bezradnie potarł twarz,
wyraźnie na siebie zły. Najwyraźniej nie tylko dla mnie sytuacja była nowa i dziwna;
sama zresztą wciąż nie byłam pewna, co powinnam o tym wszystkim myśleć.
Wiedziałam jedynie, że coś się zmieniło, a od momentu, kiedy Demetri
uratował mnie przed tamtym wampirem, coś się zmieniło. Hannah i Felix byli
częścią tego dziwnego procesu, ale to właśnie tropiciel odgrywał w nim
najważniejszą rolę.
– Dobrze,
przepraszam – odezwał się, wyrywając mnie z zamyślenia. – Nic nie poradzę
na to, że czasami zachowuję się jak palant. Wiesz… Nigdy nie spotkałem kogoś
takiego jak ty.
Spojrzałam
na niego z zaciekawieniem.
– Hybrydy?
– zapytałam obojętnym tonem, chociaż podejrzewałam, że chodzi o coś
więcej.
– Też.
Chociaż bardziej chodziło mi o to jaka, a nie kim jesteś –
sprostował, wpatrując się w sufit. Leżeliśmy tak blisko siebie, że cały
czas czułam jego lodowate ciało tuż przy swoim, chociaż teraz było mi łatwiej
zapanować nad fizycznymi reakcjami organizmu. – Po prostu… No cóż, nie
ukrywajmy, że zawsze skupiałem się na ciele kobiet, jeśli wiesz, co mam na
myśli.
Pomyślałam o Heidi
i tamtym zdarzeniu w zaułku. Poczułam obrzydzenie, ale już nie
potrafiłam się za to na Demetriego gniewać.
– Sądzę, że
wiem – przyznałam niechętnie. – A ja? Co ja mam do tego wszystkiego?
– Z tobą
jest… inaczej – wyjaśnił, ostrożnie dobierając słowa. – Nie chodzi o to,
że jesteś nieładna czy coś w tym stylu – zapewnił mnie pośpiesznie. –
Jesteś piękne i taka… ludzka. Może właśnie stąd bierze się ta różnica.
Jesteś ludzka i to jest fantastyczne – powiedział z taką pasją, że
nie miałam wątpliwości co do tego, iż mówi szczerze. Nigdy nie podejrzewałabym
go o podobny stan, ale może w moim towarzystwie faktycznie był w stanie
zachowywać się inaczej? – Lubię ciebie. Nie twoje ciało, ale całą ciebie. Nigdy
czegoś takiego nie czułem, ale podoba mi się to uczucie – wyznał, tym razem
jednak mówiąc chyba bardziej do siebie niż do mnie.
Przez
moment zamarłam, całkowicie oszołomiona jego wyznaniem. Spodziewałam się wiele,
ale z pewnością nie takiego wyznania i to ze strony zamkowego play
boya. Demetri był typowym podrywaczem, który za wszelką cenę starał się zdobyć
wszystkie kobiety, które uważał za godne jego uwagi. Od początku czułam, że
powinnam na niego uważać, kiedy jednak słuchałam jego słów, nie mogłam się
oprzeć wrażeniu, że mówił… szczerze. Być może w tym momencie popełniałam
błąd, ale naprawdę chciałam wierzyć, że tak jest w istocie.
Jesteś naiwna,
stwierdził jakiś cichy głosik w mojej głowie. Dlaczego miałby się
tobą zainteresować? Przecież wiesz, że przed tobą miał wiele innych. Poza tym
sam powiedział, że to zwykła fascynacja. Jesteś pół-wampirzycą, ot cała
tajemnica – z kimś takim nigdy nie miał do czynienia, ale nic poza tym.
Wykorzysta cię, zabawi się, a później porzuci, jak każdą inną
dotychczasową dziewczynę…
Wzdrygnęłam
się, porażona okrutnością tych myśli. Wszystko we mnie rwało się do tego, żeby
zaprzeczyć, ale być może faktycznie było to naiwne. Przecież znałam Demetriego i niejednokrotnie
miałam okazję z nim porozmawiać. Zwłaszcza po tych nieszczęsnych
urodzinach obiecałam sobie, że dam sobie spokój i być może powinnam to
zrobić. To, że znowu mi pomógł nic nie znaczyło, ale…
Ale jednak
mi pomógł. Uratował mnie nie raz, jak nie przed tamtym wampirem, to przed Heidi
i Jane. Chronił mnie, chociaż go o to nie prosiłam. Mimo pierwszego
wrażenia i niechęci, którą początkowo mnie darzył, teraz zmieniał się za
każdym razem, kiedy byliśmy razem. Jak mogłam tak po prostu to zignorować? Albo
własne uczucia, których byłam świadoma zwłaszcza wtedy, kiedy znajdowaliśmy się
blisko siebie? Jak inaczej mogłam wyjaśnić to, że się mną opiekował i że
zależało mu na tym, żebym po prostu była? Czy to możliwe, żeby to wszystko było
po prostu grą, a jemu tak naprawdę nie zależało? Być może faktycznie nasze
relacje wyglądały inaczej, a ja skupiałam się wyłącznie na swoich
uczuciach, ale nie mogłam zmusić się do uwierzenia w to, że Demetri jest
wobec mnie nieszczery.
Poza tym
było coś jeszcze o czym nie mogłam tak po prostu zapomnieć. Przypomniałam
sobie własne słowa, ostatnie, które wypowiedziałam do niego w ogrodzie.
„Proszę, nie pozwól mi, żebym znowu się poddała, bo drugi raz tego nie
przeżyję”… Nie byłam pewna, dlaczego wtedy to powiedziałam, ale czułam, że po
prostu Demetriego potrzebuję. Tego, żeby się ode mnie nie odwrócił i żeby
wciąż walczył. Mówiłam, że potrzebuję czasu, ale to nie było prawdą, chociaż do
tej pory nie chciałam przyjąć tego do wiadomości. Potrzebowałam nie tyle czasu,
co właśnie Demetriego, chociaż wciąż nie potrafiłam zrozumieć dlaczego.
Ale
wiedziałam jedno: on sprawiał, że coś się we mnie zmieniało. Już nie potrafiłam
pogrążyć się w milczeniu, jakkolwiek „wyłączyć” myśli i po prostu
bezsensownie egzystować, jak to zdążało mi się do tej pory. Nie byłam pewna na
jakiej działa to zasadzie, ale od jakiegoś czasu byłam na granicy czegoś, co
mogłabym określić mianem przebudzenia. Wciąż balansowałam, bo granica między
stanem otępienia a pełnym powrotem do siebie była cienka; bałam się, że
jeśli coś pójdzie nie tak – jeśli znów stracę kogoś, kogo tak bardzo
potrzebowałam – ostatecznie zapadnę się w pustkę i więcej nie uda mi
się podnieść.
Chciałam
się obudzić.
Tak bardzo
chciałam…
– Nessie? –
Demetri patrzył na mnie, próbując jakoś zwrócić na siebie moją uwagę. Z opóźnieniem
dotarło do mnie, że od kilku minut milczę, w żaden sposób nie reagując na
jego wyznania. – Czy wszystko w porządku? Powiedziałem coś nie tak?
– Nie… – wyszeptałam
nieco słabym głosem. Przełknęłam i wzięłam kilka głębszych wdechów. –
Wszystko w porządku. Ja… Po prostu jestem bardzo zmęczona – wykręciłam
się.
– Ach… – Spojrzał
na mnie z powątpieniem, ale coś w wyrazie mojej twarzy musiało go
przekonać. – Już się zamykam – dodał pośpiesznie i faktycznie
znieruchomiał. Gdybym nie czuła bijącego od jego ciała chłodu, uwierzyłabym, że
zniknął.
W milczeniu
ułożyłam się do snu. Celowo odwróciłam się tak, żeby móc widzieć leżącego przy
mnie wampira i wsunąwszy obie dłonie pod policzek, znieruchomiałam.
Chociaż Demetri nie patrzył wprost na mnie, mogłabym przysiąc, że mnie
obserwował.
– Dziękuję
– szepnęłam. – No wiesz… Za wszystko. – W milczeniu skinął głową, ale
odrobinę się rozluźnił. – I za to, że mnie zmieniasz – dodałam sennie, już
pod wpływem impulsu. – Nie jestem pewna, co to znaczy, ale chyba jest dobre…
Nareszcie
poruszył się, zaciekawiony moimi słowami. Nie zapytał o nic, ale pogładził
mnie po policzku (wciąż nie mógł się powstrzymać), po czym postanowił mnie
zaskoczyć, bo zarzucił na mnie kołdrę i mocno przygarnął mnie do siebie.
Znieruchomiałam w jego objęciach, nawet przez materiał czując chłód
wampirzego ciała. To dziwne, ale nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby przed
tą bliskością zaprotestować.
– Śpij… – doradził
mi spokojnie. Skinęłam głową i mocniej się w niego wtuliłam,
zamykając oczy. – Ach… Renesmee? – dodał po chwili wahania. Niechętnie uniosłam
powieki. – Czy wciąż potrzebujesz czasu? – zapytał spiętym tonem.
Zastanowiłam
się na moment.
– Powiem
ci, kiedy się obudzę.
Demetri
jedynie parsknął śmiechem; on już wiedział jaka będzie odpowiedź.
Sądziłam, że dzisiaj nie skończę tego rozdziału – a jednak. Jestem z niego bardzo zadowolona, bo długo czekałam, żeby móc opisać to, co się wydarzyło między nimi w tej komnacie. Mam nadzieję, że się spodoba... Poza tym dodam, że właśnie dotarłam do połowy tej księgi.Jak zwykle dziękuję za wszystkie komentarze. Jesteście cudowni – dodajecie mi skrzydeł. Na życzenie, więcej Renesmee i Demetriego. Uznajmy to za przełom w ich relacjach, chociaż wciąż czekają ich komplikacje. To jednak wyjaśni się dopiero wkrótce.Do napisania – mam nadzieję, że wkrótce.Nessa.
Ten rozdział jest taki piękny ! Czytając go miałam cały czas banana na twarzy ^^ To wszystko było takie szczere i prawdziwe <3
OdpowiedzUsuńCześć ;)
OdpowiedzUsuńTak na początek, baaardzo przepraszam, że tak późno. Miałam naprawdę sporo zajęć i nie zdążyłam skomentować notki wcześniej :[
Ale do rzeczy, a więc tak notka CUDOWNA! Ta końcówka och nic dodać nic ująć rozpływam się jak czekoladka na słońcu ;P
Już nie mogę doczekać się nn.
Pozdro i weny
POISON
Cześć :D
UsuńZapraszam na nn http://porcelana-bellaro.blogspot.com
Hej, hej
OdpowiedzUsuńZapomniałam skomentować, bo jak zawsze czytałam na telefonie, a z fona nie bardzo mogę na blogspocie komentować O.o
To tak - Renesmee i Demtri w tym opowiadaniu, w tym rozdziale - no po prostu <3 widać, że oboje są zakochani, aż po uszu ^-^ tylko, żeby mi tu Heidi nie wyskoczyła z "mieszańcem"! - bo zabiję. Demtri nie chcę na nią naciskać, a mimo wszystko wydawało mi się, że miał na to wielką ochotę ;))
Fajowo, że obudziła się w JEGO sypialni, w JEGO łóżku, szokoda tylko, że nie w JEGO ramionach - ale tak dosłownie xD Mimo wszystko, że to zupełnie inne opowiadanie mam wrażenie, że zaraz wpadnie tu Gabriel skopać Demetriemu tyłek za dobieranie się do jego żony xD ale to nie będzie możliwe, bo w tym wydaniu on po prostu nie żyje ;__; ale jest za to w innym<3
No,nie będę już spamować, bo nie taki mój cel ;D chyba wszystko wyjaśniłam. Opowiadanie naprawdę cudne <3 i do napisania! Gabi
Piękne jest to opowiadanie :-). Świetnie się to czyta, a ten rozdział na pewno jest jednym z najlepszych. Napisałaś wszystko tak zgrabnie i płynnie, bez żadnej przesady ;)
OdpowiedzUsuńChciałam cię zaprosić na nowy rozdział u mnie :)
Usuńhttp://twilightnowahistoria.bloog.pl/id,337720839,title,Nominacja-do-Liebster-Blog-Awards-i-the-Versatile-Blogger-Award,index.html
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, Cię Justynko, ale musiałam :*
Rozdział jest świetny! Prześwietny! Nic dodać nic ująć :D Podoba mi się baaaaardzo! :)) Czekam na kolejny ! :D Nie trzymaj mnie w niepewności :) :))Pozdrawiam gorąco :**Niech wena będzie z TOBĄ!
OdpowiedzUsuńPostanowiłem przeczytać jeszcze jeden rozdział przed snem, ale i tak mi nie wystarczył i odnoszę wrażenie, że mógłbym przeczytać jeszcze z pięć. Jestem jednak zmuszony do tego, by zmusić się do snu, bo w przeciwnym razie zaśpię do pracy albo będę w niej całkiem martwy, zdechły wręcz.
OdpowiedzUsuńJak zamierzał przy niej czuwać, zostawiając ją w pokoju samą? Facet się nieźle zapętlił i zaczął zaprzeczać sam sobie. Czyli albo mocno zawróciła mu kobitka w głowie albo autorka nieświadomie napisała jak napisała.
Renka mówi, że pierwszy raz postanowiła zignorować rozum, a już czytałem podobne zdanie kilka rozdziałów wcześniej, gdy postanowiła słuchać tylko serca, czyli jednoznaczne to jest z ignorowaniem rozumu. Czyżby też się zapętliła, bo jej facet zawrócił w głowie?
Sądzę, że gdy facet jest wzorowym podrywaczem, to każdej kobiecie wydaje się, że taki facet mówi szczerze i mówi zwykle to co kobieta chce usłyszeć, daje jej poczuć się wyjątkowo, więc może faktycznie dziewczyna jest naiwna. Z drugiej strony znam jego perspektywę, gdzie myśli o niej inaczej niż jak o fantastycznym, świeżym, nietypowym obiekcie seksualnym. trochę więc szkoda, że jego perspektywa jest taka jednoznaczna. Wolałbym go podejrzewać o draństwo, nawet jeśli ostatecznie miałby mnie pozytywnie zaskoczyć. Choć istnieje jeszcze szansa, że mimo tego romantycznego uczucia, które w niego trafiło jak strzała Erosa, on jeszcze da radę mnie zaskoczyć, tyle tylko, że negatywnie. Może on uczynił coś złego Cullenom?
https://dariusz-tychon.blogspot.com