niedziela, 7 lipca 2013

13. „Masz mnie tutaj znajdować…”

Demetri
Dlaczego? To jedno pytanie zdawało się mnie nie opuszczać od momentu w którym wszystko znowu zaczęło się sypać. Właściwie nie byłem pewien, czego tak naprawdę chcę się dowiedzieć. Dlaczego byłem tak wielkim idiotą, żeby nie być w stanie zapanować nad własnym życiem? Dlaczego Heidi musiała zachować się jak dziwka właśnie na oczach Renesmee? Dlaczego nie zrobiłem nic, żeby jakkolwiek temu zapobiec? Pytań było mnóstwo, ale nawet najbardziej wnikliwe odpowiedzi nie miały mi w tej chwili pomóc.
Powiedzieć, że Heidi była na mnie po prostu zła, kiedy odepchnąłem ją i oznajmiłem, że ma trzymać się ode mnie z daleka, byłoby niedopowiedzeniem. Jasne, w ciągu minionych stuleci mieliśmy wiele kłótni (zwykle to ona nalegała, bezskutecznie wymagając ode mnie wierności, co przecież było niedorzeczne), nigdy jednak nie potraktowałem jej w ten sposób, jakby faktycznie była dziwką. Podejrzewałem, że od tej pory nie da mi żyć, zwłaszcza po tym, jak sobie ubzdurała, że chyba jesteśmy parą, ale to nie był czas i miejsce na to, żeby się nią przejmować. Przecież to nie była moja wina, że widziała co chciała, poza tym nikt nie prosił jej, żeby odgrywała takie sceny, kiedy spotykałem się z kimś innym. Gdyby tutaj faktycznie chodziło o polowanie albo zaspokojenie, wtedy prawdopodobnie nie wahałbym się długo, ale nie kiedy w grę wchodziła Renesmee. Do cholery, może i Heidi miała rację, że potrzebuję kobiety, ale w tym momencie Nessie była bardziej kobieca niż wampirzyca, która była na dobrej drodze żeby się zeszmacić. Poza tym, na Boga, tym razem naprawdę nie chodziło o seks!
Tak czy inaczej, zostawiłem Heidi w tamtym zaułku, klnącą jak szewc i wściekłą. Mało kto był w stanie wyrwać się spod jej urokowi – w końcu uroda była jej darem i nawet znając ją kilka stuleci wciąż miałem problem z ignorowaniem jej atutów – więc nic dziwnego, że była jeszcze bardziej zdenerwowana. Przez kilka sekund brałem pod uwagę to, żeby zajrzeć do klubu i zabrać ze sobą Felixa na poszukiwania, ale ostatecznie rozmyśliłem się, nie chcąc niepotrzebnie tracić czasu na wyjaśnienia. On i Hannah i tak mieli być na mnie wściekli, czułem zresztą, że powinienem poszukać Nessie sam. Nie żebym wierzył, że dziewczyna będzie chciała mnie widzieć na oczy, ale musiałem przynajmniej upewnić się, że jest bezpieczna, zwłaszcza biorąc pod uwagę jej dziwny talent do pakowania się w kłopoty. Musiałem ją znaleźć, tym bardziej nocą, kiedy była w takim stanie a w okolicy mogła kręcić się wściekła i rozżalona Heidi.
Nie byłem pewien, co podpowiadało mi, gdzie powinienem iść – dar, który sprawiał, że wyczuwałem obecność Renesmee gdzieś na granicy świadomości, czy jakiś wewnętrzny instynkt. Praktycznie nie zastanawiałem sie nad kierunkiem w którym szedłem, pozwalając żeby nogi same niosły mnie przed siebie. Z niejakim zaskoczeniem i ulgą odkryłem, że trop prowadzi do siedziby, najprawdopodobniej do jej pokoju. Wiedziałem, że skoro wszystko jest w porządku, najrozsądniej byłoby Renesmee zostawić i pozwolić ochłonąć, ale nie byłem w stanie się do tego zmusić. Musiałem ją zobaczyć – tylko przez chwilę – a potem…
Ogród, pomyślałem mimochodem i bez głębszego zastanowienia skierowałem się w tamtym kierunku. Tym razem nie miało to związku z darem czy zdawaniem się na zmysły, bo po prostu byłem absolutnie pewien, że to tam powinienem się udać. Moje kroki odbijały się echem od ścian korytarza, kiedy szedłem ludzkim krokiem, nie dbając o poruszanie się w bezszelestny sposób. Dopiero na zewnątrz, przemierzając bez pośpiechu pogrążony w ciszy ogród, zdecydowałem się uważniej stawiać stopy, a jednak żwirowa ścieżka i tak wydawała się robić mnóstwo hałasu przy każdym kroku. Zmartwiło mnie to, bo zacząłem obawiać się, że Renesmee zdecyduje się na ucieczkę, kiedy tylko zorientuje się, że jestem blisko. Z drugiej strony, być może powinienem był jej na to pozwolić, jeśli takie byłoby jej życzenie, byłem jednak zbyt wielkim egoistą, żeby się na to zdobyć.
Wydało mi się oczywiste, że znajdę ją właśnie przy fontannie, chociaż nie byłem pewien skąd to wiem. Może dlatego, że już raz poszła tam, kiedy była przygnębiona? Bardzo prawdopodobne, tym bardziej, że to było również moje ulubione miejsce w całym ogrodzie. To szalone i nieco niepokojące, że mogliśmy mieć ze sobą cokolwiek wspólnego, ale w tej sytuacji uznałem to za dobry znak. Być może w takim wypadku istniała szansa, żeby cokolwiek jeszcze między nami naprawić… Być może, chociaż powinienem był dla jej dobra odpuścić; może gdybym już wtedy to zrobił, wszystko potoczyłoby się inaczej, ale wtedy żadne z nas nie mogło o tym wiedzieć. Idąc tamtej nocy pogrążonym w ciszy ogrodem, wiedziałem jedynie, że chcę zrobić cokolwiek, byleby jakoś się przed nią usprawiedliwić. Niezależnie od powodów albo tego, czy miałem taki obowiązek. Ktoś pewnie nazwałby to kaprysem, ale nawet jeśli w istocie tak było, liczyło się, że zamierzałam zrobić to, co chciałem.
Zatrzymałem się mniej więcej dziesięć metrów od fontanny, ukryty w cieniu. Bałem się nawet odetchnąć, w żaden sposób nie chcąc zdradzić przed nią swojej obecności. I tak wydawała się zbyt rozkojarzona, żeby cokolwiek zauważyć, nie mogłem jednak zapominać, że w jej przypadku pozory mylą, a ludzka natura jest równie dobrze rozwinięta, co i ta wampirza. Wpatrywała się w niebo, być może nawet myśląc o naszej wspólnej nocy w Irlandii, chociaż to prawdopodobnie było szczytem marzeń i egoizmu z mojej strony. Tak czy inaczej, podobnie jak wtedy wyglądała niezwykle delikatnie i eterycznie, skąpana w srebrzystym blasku księżyca i milionów gwiazd, które łagodnie połyskiwały na niebie. Jej skóra wydawała się w tym oświetleniu nienaturalnie wręcz blada i gdybym nie miał pewności, że jej tęczówki są barwy czekolady, mógłbym nawet pomylić ją z niezwykle urodziwą wampirzycą.
Najbardziej właśnie uderzył mnie wyraz jej twarzy i oczu. Pierwszym, co zauważyłem było to, że nie płakała. Wyglądała blado i marnie, ale tym razem naprawdę nie płakała, co było swego rodzaju pocieszeniem, nawet jeśli w jakimś stopniu ubodło mnie to, że najwyraźniej nie byłem wart chociażby jednej jej łzy. Idioto, ona dość już w swoim życiu przepłakała, warknąłem na siebie w duchu. To dziwne, ale moje sumienie i zdrowy rozsądek nagle zaczęły przemawiać do mnie głosem Felixa, co było co najmniej ironiczne, bo mój kumpel zdecydowanie nie był święty. Być może znaczyło to, że powoli zaczynałem tracić zmysły i po całym tysiącleciu życia najwyższa pora, żeby zamknąć mnie w odpowiednim zakładzie dla obłąkanych, ale najpierw miałem jeszcze kilka rzeczy do zrobienia i bynajmniej nie zamierzałem z nich rezygnować.
Niczym w transie zrobiłem niepewny krok do przodu. Renesmee drgnęła i poderwała się, spanikowanym spojrzeniem rozglądając się dookoła. Jej czekoladowe oczy rozszerzyły się i przez moment odniosłem wrażenie, że szuka najlepszej drogi ucieczki, ale ostatecznie nie ruszyła się z miejsca. Po prostu stała, obserwując mnie w milczeniu i wyglądając przy tym na niezwykle rzadkie, łatwe do spłoszenia zwierzę. Przez moment pomyślałem, że może powinienem się cofnąć, rozmyśliłem się jednak, woląc niepotrzebnie się nie ruszać, żeby bardziej jej nie niepokoić.
– Miałem nadzieję, że cię tutaj znajdę – wyznałem pod wpływem impulsu, wypowiadając pierwszą myśl, która w ogóle przyszła mi do głowy. Czekoladowe tęczówki nareszcie spoczęły na mnie, kiedy ich właścicielka odwróciła się we właściwą stronę.
Nie odpowiedziała.
Zapadła ciszy, która jednak wydawała mi się przekraczającym wszelakie granice hałasem. Byłem bliski tego, żeby w dziecięcym odruchu zakryć uszy dłońmi i zacząć mruczeć coś pod nosem, byleby pozbyć się tego dziwnego uczucia, które wywołało samo jej skrzywdzone spojrzenie. Być może nie zdawała sobie z tego sprawy, ale jej milczenie było torturą, pustka w spojrzeniu zaś miała w sobie coś przerażającego, przez co nawet ja zacząłem się bać. Miałem wrażenie, że w ten sposób nie spojrzałaby na najgorszego wroga, a jednak ja w jakiś sposób zasłużyłem sobie na to pozbawione emocji, absolutnie neutralne spojrzenie.
Czego się spodziewałem? Właściwie wszystkiego, począwszy od rozdzierających wrzasków, poprzez histerię, na wyzwiskach kończąc. Każda normalna dziewczyna najprawdopodobniej kazałaby mi odejść i zaczęła powtarzać, że nie chce mnie słuchać ani widzieć, Renesmee jednak była inna. Ona po prostu stała i patrzyła, być może na coś czekając, chociaż ciężko było mi to stwierdzić. Chyba nigdy nie byłem tak bardzo świadom chłodu i dystansu, który w tym momencie powstał pomiędzy nami, i nagle całkowicie zwątpiłem w to, czy będę w stanie jakkolwiek go zmniejszyć albo pokonać. To było okropne i poruszyło mnie dogłębnie, co chyba wybitnie świadczyło, że jednak mam jakieś uczucia i na kimkolwiek jednak mi zależy – zależało mi na niej, chociaż prawdopodobnie to już nie miało żadnego znaczenia.
Najwyraźniej wyrażenie „doprowadzasz mnie do obłędu” właśnie nabrało nowego znaczenia.
– Ja… – Musiałem się odezwać, żeby nie oszaleć. Mój głos zabrzmiał nienaturalnie w panującej ciszy, Renesmee jednak w żaden sposób nie okazała, że cokolwiek jest nie tak. Być może nawet zamierzała zacząć mnie ignorować, ale nawet jeśli, nie dała nic po sobie poznać. – Hm, nie przeszkadzam ci? Bo jeśli tak…
– To nie jest mój ogród, więc nie musisz mnie pytać – przerwała cichym, spokojnym głosem. Jej głos zabrzmiał dziwnie nieswojo, chociaż nadal był melodyjny.
– Ach…
I tyle. Żadnych oskarżeń albo krzyków, zero łez, rozżalenia czy gniewu. Zupełnie jakby od początku spodziewała się, że będę w stanie zawieść ją w taki sposób, że jakkolwiek ją zranię… Zamrugałem zaskoczony i spróbowałem spojrzeć jej w oczy, żeby przekonać się, co w tym momencie mogła czuć albo myśleć, ale kolejny raz napotkałem na przeszkodę w postaci pustki i chłodu. Obojętność i nadmierna uprzejmość były jeszcze gorsze niż najbardziej otwarta wrogość, ale nie zamierzałem w żadnym wypadku okazać słabości.
Zawahałem się, rozdarty pomiędzy instynktowną decyzją, żeby odejść i pozwolić jej na chwilę samotności a pragnieniem wzięcia ją w ramiona i błaganiem, żeby cokolwiek zrozumiała. Nie chciałem się tłumaczyć, bo nie miałem pojęcia jak zrobić to tak, żeby nie zabrzmiało w banalny, fałszywy sposób. „To nie była moja wina. Zmusiła mnie. Ja przecież wcale nie chciałem…” Wszystko to brzmiało tak stereotypowo i sztucznie, że nawet wiedząc, że taka jest prawda, nie byłem w stanie przekonać sam siebie. Poza tym podobno tylko winny się tłumaczy, a ja nic nie zrobiłem. Co mogłem poradzić na dar Heidi i to, że do tego stopnia mnie zaskoczyła? Oczywiście, to moja wina, że nie zareagowałem i pozwoliłem, żeby to zaszło tak daleko, ale jedynie dlatego, że zachowanie wampirzycy było niekonwencjonalne, a później pojawiła się Renesmee. Jaki mogłem mieć wpływ na nagłe nadejście bezsilności i pustkę w głowie? Przecież sam byłem na siebie zły, wyrzuty sumienia zaś potrafiły być wystarczającą karą, więc Nessie nie musiała się wysilać, żeby bardziej mnie dobić.
Najdziwniejsze i najbardziej nowe było jednak dla mnie to, że faktycznie czułem potrzebę, żeby o cokolwiek zawalczyć. Chyba nawet z wampirzą pamięcią nie byłbym w stanie zliczyć tych wszystkich razy, kiedy zmieniałem swoje partnerki jak rękawiczki z żadną nie zamierzając się wiązać. Chodziło o seks, o krew – o wszystkie te przyziemne rzeczy, których mógł chcieć tak bezduszny wampir, którym byłem. Żadnych z tych kobiet przecież nigdy nawet nie nazwałem „moją dziewczyną” albo „partnerką”, chociaż Heidi właśnie do tego dążyła. Oczywiście, stabilizacja i te inne kobiece sprawy, które jednak w żadnych stopniu mnie nie interesowały i do których nie dążyłem, uważając je za brednię. Podobnie zresztą nie zliczę momentów, kiedy Heidi atakowała mnie, mając pretensje o wszystkie te razy, kiedy rzekomo ją zdradziłem, chociaż zawsze przypominałem jej, że nie jesteśmy parą, a to co było między nami, przecież do niczego nas nie zobowiązuje. Początkowo wściekała się i próbowała szantażu, powtarzając mi, że w innym wypadku nie będzie chciała mieć ze mną nic wspólnego, ale zawsze kończyło się jedynie na groźbach i z czasem dała sobie spokój.
Gdyby to ona, albo jakakolwiek inna kobieta, była świadkiem podobnej sceny, jak ta za klubem, prawdopodobnie nawet bym się nie przejął, nie wspominając już o biegnięciem za dziewczyną przez pół miasta, żeby zrobić cokolwiek. Gdyby to był ktokolwiek inny, ale…
Ale to była Renesmee – ta kwestia zmieniała wszystko.
Obserwowałem ją, kiedy powoli usiadła na krawędzi fontanny, dokładnie w tym samym miejscu co wtedy, kiedy ją zobaczyłem. Nie patrzyła na mnie, nie otwarcie, ale i tak zdawałem sobie sprawę z tego, że kontroluje każdy mój ruch. Jej napięte mięśnie i płytki oddech były jedynymi dowodami tego, że wcale nie jest taka obojętna i rozluźniona, jak mogłoby się wydawać. Nie byłem pewny czy to dobrze, czy źle, dlatego nie pozwoliłem sobie na nawet odrobinę nadziei czy myślenie o tym, co powinienem teraz zrobić w tej sytuacji. Prawdopodobnie w tej chwili mieliśmy tak zwany impas, a ja nie zamierzałem wszystkiego znów popsuć.
Uświadomiłem sobie, że stoję w miejscu jak jakiś idiotka i niemal bezczelnie wpatruję się w nią, po tym wszystkim, co się stało. Speszony odwróciłem wzrok, po czym bardzo powoli zmniejszyłem dystans pomiędzy nami, siadając w sporym oddaleniu od dziewczyny, ale wciąż wystarczająco blisko, żeby czuć ciepło jej ciała i słodki, zniewalający zapach wydzielanych przez jej ciało feromonów. Drgnęła w odpowiedzi na mój ruch, ale nie spróbowała odsunąć się albo odejść w odpowiedzi na zmianę dzielącego nas dystansu, co uznałem już za znaczny postęp, chociaż oczywiście mogłem się mylić – ta dziewczyna była nieprzewidywalna.
Powoli wypuściłem powietrze z płuc, pierwszy raz zaczynając naprawdę żałować, że to już nie przynosi żadnej ulgi. Renesmee się nie poruszyła, ale prawdopodobnie podejrzewała do tego, gdzie w tym momencie zmierzamy, bo jej serce gwałtownie przyśpieszyło.
– Jeśli chodzi o to, co zobaczyłaś… – zacząłem, chociaż prawdopodobnie nie chciała tego słuchać. Zero reakcji. – Jeśli chodzi o to, ja naprawdę nie wiedziałem, że Heidi tam będzie.
Nie obejrzała się na mnie, ale postanowiła mnie zaskoczyć, kiedy jednak się odezwała:
– Dlaczego mi to mówisz? – zapytała, a ja z niejakim przerażeniem uświadomiłem sobie, że jej głos jest bliski załamania. Cholera, spodziewałem się łez, ale zdążyłem przywyknąć do świadomości, że można ich uniknąć, dlatego nie chciałem, żeby teraz rozkleiła się przy mnie! – To tak naprawdę mnie nie dotyczy.
Zamrugałem, słysząc jej słowa.
– Nie dotyczy…? – powtórzyłem w oszołomieniu. – Cholera, dziewczyno, o czym ty mówisz?
Minęła dłuższa chwila, podczas której sądziłem, że tym razem jednak mi nie odpowie albo jakkolwiek odmówi dalszej rozmowy, ale myliłem się. Odwróciła się bardzo powoli w moją stronę, unikając jednak mojego wzroku i dla odmiany patrząc na przelewającą się wodę za nami. Kiedy udało mi się na ułamek sekundy podchwycić spojrzenie jej tęczówek, przekonałem się, że mimo pozornego spokoju, oczy błyszczą jej w podejrzany sposób, oddech zaś jest nienaturalnie płytki i urywany.
– Myślałam nad tym i doszłam do wniosku, że jestem głupia. A ty jesteś po prostu miły – powiedziała obojętnie. – Zorganizowałeś dla mnie niespodziankę z okazji urodzin, więc bardzo ci dziękuję. Ten pocałunek… Nie powinieneś był, ale rozumiem, że to również w dobrych intencjach. I spokojnie, dobrze wiem, że to nic tak naprawdę nie znaczy. Bardzo wyszukany prezent, to wszystko – ciągnęła, a ja z każdym jej kolejnym słowem miałem wrażenie, że za chwilę szczęka opadnie mi aż do samej podłogi. – Może i nie przewidziałeś pojawienia się Heidi, ale nic mi do tego. To nie jest moja sprawa, co jest między wami, a ty nie musisz mi się z tego spowiadać. Po prostu wyszło niezręcznie, zdarza się.
– Właśnie sęk w tym, że niczego nie ma między nami! – zdenerwowałem się. – Heidi ma problem ze zrozumieniem słowa „nie”, to wszystko. Nie chcę, żebyś pomyślała, że…
– Jakie to ma znaczenie, co ja pomyślę? – weszła mi w słowo. W przeciwieństwie do mnie nawet nie podnosiła głosu, co zaczynało być frustrujące. – Powiedziałam, że to nie jest moja sprawa. Nie musisz mi się tłumaczyć, więc przestań się przejmować i po prostu dajmy sobie wzajemnie żyć – zadecydowała. Podniosła się powoli, ale z gracją, po czym bez pośpiechu skierowała się w stronę tylnych drzwi, które prowadziły do wnętrza twierdzy. – No cóż, pozostaje mi chyba podziękować za wieczór, bo liczą się przede wszystkim intencje, prawda? – dodała jakimś dziwnym głosem, nie patrząc już na mnie. – Teraz po prostu wróćmy do tego, co było na początku i będzie dobrze.
Oddaliła się tak szybko, że zanim zdążyłem się zastanowić i zrozumieć jej tok rozumowania, zdążyła zniknąć mi z oczu. Zakląłem pod nosem i poderwałem się z miejsca, w ułamku sekundy wyprzedzając ją i tarasując jej drogę, mniej więcej w połowie dystansu do drzwi. Nie zdążyła wyhamować i zaskoczona moim nagłym pojawieniem się, wpadła mi w ramiona. Przygarnąłem ją do siebie, nie zważając na to, że próbuje mi się wyszarpnąć i stanowczo protestuje, zbyt przejęty tym, że muszę zrobić cokolwiek, żeby ją zatrzymać.
– Demetri! – warknęła i pierwszy raz od początku naszej rozmowy w ogrodzie, w jej głowie pojawiły się jakiekolwiek emocje. Tym razem był to gniew, ale to już można było uznać za sukces. – W tej chwili mnie puść! Słyszysz? Powiedziałam…
Aż zatkało mnie z wrażenia, kiedy ta mała wariatka spróbowała mnie kopnąć a później ugryźć. Gdyby nie powaga sytuacji, prawdopodobnie roześmiałbym się, zaskoczony jej walecznością i charakterkiem, teraz jednak musiałem się powstrzymać. Westchnąłem zrezygnowany i unieruchomiwszy jej ręce wysoko nad głową, żeby przypadkiem nie zrobiła sobie krzywdy, obróciłem ją w swoich ramionach tak, żeby zmuszona była spojrzeć mi w oczy. Zamarła w bezruchu, dysząc tak ciężko, jakby właśnie przebiegła maraton i patrząc na mnie z narastającym gniewem, ale już nie próbując walczyć.
– Nie puszczę cię – oznajmiłem stanowczo, kiedy już miałem pewność, że nie ma większego wyboru, jak mnie posłuchać. Znów się szarpnęła, jedynie dla zasady, ale tym razem zdecydowanie słabiej. – Nie, póki nie zrozumiesz, że to jest twoja sprawa – wyjaśniłem.
– Mówiłam, że to nieważne! – przerwała mi, kręcąc gwałtownie głową i pośpiesznie mrugając. Dopiero teraz zauważyłem wyraz jej twarzy i zrozumiałem, dlaczego jej głos pod koniec zabrzmiał w tak dziwny sposób – jednak płakała. – To nie…
– Kiedy ja chcę, żeby to była twoja sprawa! – zawołałem nieznoszącym sprzeciwu głosem, w którym jednak wykryłem nutkę błagania.
Renesmee znieruchomiała i przez kilka sekund miałem wrażenie, że gdyby nie ja, nie byłaby w stanie utrzymać pionu. Wciąż ciężko dysząc, spojrzała na mnie, po czym zaczęła kręcić przecząco głową, szepcąc coś po cichu.
– Nie… – zrozumiałem, kiedy nachyliłem się bliżej. W odpowiedzi na to, jak zmniejszyła się odległość między naszymi ustami, szarpnęła się jeszcze bardziej panicznie i zaczęła jeszcze bardziej stanowczo protestować. – Och nie, nie, nie… Ja nie chcę…
Kiedy ja wiedziałem, że jest inaczej. Wciąż protestowała, przynajmniej do momentu, kiedy delikatnie jej nie pocałowałem, żeby przestała mówić. Jej oczy rozszerzyły się i przez kilka sekund nic się nie działo, wtedy jednak coś w niej pękło i odwzajemniła pieszczotę. Zanim się obejrzałem, trzymałem ją jeszcze ściślej w ramionach, a ona zarzucała mi ręce na szyję, chcąc jeszcze bardziej zmniejszyć dzieląca nas odległość. Jej drobne ciało zdawało się płynąć, coś między nami zaś się zmieniło, kiedy świat po raz drugi tej nocy został wywrócony do góry nogami.
Miałem wrażenie, że jesteśmy na tym świecie jedynie po to, żeby być w tym miejscu razem – dwa elementy jednej układanki, które nareszcie się odnalazły. To odkrycie było dziwne, zresztą nigdy czegoś podobnego nie doznałem, ale nie chciałem, żeby się skończyło. Czułem, po prostu wiedziałem, że ona też tego nie chciała, nawet jeśli coś w jej wnętrzu nakazywało jej zachować ten dystans między nami. Z tym, że to była katorga dla nas oboje – przecież Renesmee też musiała to wiedzieć. Nie chciała, żebym jej cokolwiek tłumaczył, ale musiała rozumieć… Musiała wiedzieć… Och, dlaczego to było tak bardzo skomplikowane?
Odsunęła się ode mnie, ale z wyraźną niechęcią i jedynie po to, żeby móc złapać oddech. Gdyby była wampirzycą, nie musielibyśmy przestawać tak długo, aż któremuś z nas nie przestałoby to odpowiadać, ale wcale nie żałowałem, że tak to się potoczyło. Jej ludzkość mnie fascynowała, bo czyniła ją bardziej realną niż niejedną wampirzycę. Była doskonałym połączeniem obu gatunków – delikatności człowieka i piękna oraz idealności nieśmiertelnej – co czyniło ją wyjątkową pod każdym względem. Jej inność sprawiała, że była sobą; to było w niej, to ona była tą, która mnie przyciągała… To dzięki temu była prawdziwa. Nie przypominała zwykłej, przypominającej marmurowy posąg wampirzycy, którą chociażby była Heidi. Nie. Nessie była delikatna i ciepła, tak bardzo realna w moich ramionach… Paradoksalnie przypominała mi sen w który już nigdy nie miałem zapaść, a który jej jednak był dany. Kolejna fascynująca cecha, która mieszała mi w głowie i która sprawiała, że nie mogłem powstrzymać się przed dotykaniem jej skóry, włosów i idealnej twarzy.
Zadrżała, kiedy niemal z czułością dotknąłem jej policzka. Odwróciła głowę, ale tylko odrobinę, zaraz też z wyraźnym wahaniem zdecydowała się spojrzeć w moją stronę.
– Więc… – Odetchnęła głęboko, jakby miała z tym problem odkąd trzymałem ją w swoich objęciach. – Więc chcesz, żeby to była moja sprawa? Ty i Heidi? – zapytała z powątpieniem.
– Tylko ja – sprostowałem. – Heidi nie ma z tym nic wspólnego. To, co widziałaś… Zapomnij, okej?
– Ciężko zapomnieć coś takiego – zauważyła i skrzywiła się z niesmakiem.
Westchnąłem. Z pewnością miała rację, ale nie zamierzałem tak po prostu przyjąć tego do wiadomości. Mogłem zrozumieć, że dla tak delikatnej i nieobeznanej w brutalności życia istoty, to co chciała zrobić Heidi musiało być nie do pomyślenia, ale nic nie mogłem na to poradzić. Jedyne co mi pozostawało, to prosić żeby spróbowała zapomnieć.
– Co mam ci teraz powiedzieć? Że przepraszam? Że jest mi przykro? – zapytałem bezradnie. – Jest mi więcej niż przykro, ale mniejsza o to. Co twoim zdaniem miałem zrobić? Wytargać ją za włosy, żeby przypadkiem uszkodziła klub?
– Hm… Tak. To chyba byłoby ciekawe – powiedziała z błyskiem w oczach. Fakt, że prawie zażartowała, był co najmniej szokujący. – Nie chcę, żebyś mi się tłumaczył – dodała, raptownie poważniejąc.
– Więc czego chcesz? – zapytałem, próbując ją zrozumieć. Odniosłem wrażenie, że w moim głosie jest coś desperackiego. – Jestem facetem, Renesmee. Chociaż ty jedna zrób to dla mnie i po prostu powiedz mi, czego ode mnie oczekujesz.
Spojrzała na mnie zagubionym wzrokiem. Oswobodziłem już jej ręce, dlatego uniosła jedną i wierzchem otarła oczy, wyraźnie zła na siebie za to, że i tym razem pozwoliła sobie na słabość.
– Kiedy nie wiem – wyznała szczerze. – Nie mam pojęcia. To się dzieje tak szybko… Gubię się w tym, rozumiesz? Nie mam pojęcia, co czuję… – Spróbowała się oswobodzić z moich objęć. Tym razem pozwoliłem jej na to, chociaż kiedy się odsunęła, miałem wrażenie, że jestem pusty, jakby zabrała jakąś cząstkę mnie ze sobą. – Potrzebuję… czasu. Proszę, po prostu pozwól mi to sobie poukładać – powiedziała, oplatając się ciasno ramionami i stopniowo zwiększając dystans między nami.
Znów chłód. Odrobinę ocieplony i bardziej znośny, ale wciąż istniało między nami coś, co odpychało ją ode mnie. Być może była to Heidi, być może śmierć jej rodziny – nie miałem pojęcia, ale świadomość tego, że jeszcze długo nie będę mógł jej nazwać moją, była aż nadto wyraźna i przytłaczająca. Chociaż była gdzieś tam, dosłownie na wyciągnięcie ręki, ja wciąż nie mogłem jej mieść i to akurat teraz, kiedy uświadomiłem sobie, że nade wszystko tego pragnę.
– Czas… – powtórzyłem tępo. – Więc… No dobrze, potrzebujesz czasu. Niech będzie czas.
Spojrzała na mnie z powątpieniem, prawdopodobnie podejrzewając, że zupełnie jej nie rozumiem. Przez moment sądziłem, że powie cokolwiek więcej i jakoś mi to wyjaśni, ale ona tylko skinęła głową i jeszcze bardziej się odsunęła. Zacisnąłem dłonie w pięści, ledwo powstrzymując się od tego, żeby ponownie nie wziąć jej w ramiona.
– Muszę pomyśleć – powiedziała, po czym ominęła mnie pośpiesznie, jakby bojąc się, że znowu ją zatrzymam.
Nie zareagowałem, po prostu patrząc w milczeniu, jak oddala się ode mnie, powoli zmierzając w stronę drzwi do zamku. Niby mogłem za nią pójść, bo nie mogła zabronić mi powrotu, ale nie ruszyłem się z miejsca, zbyt oszołomiony i skołowany tym, co dopiero co wydarzyło się między nami. Nie tego się spodziewałem, poza tym do głowy nawet mi nie przyszło, że Renesmee mogłaby wyciągnąć takie wnioski. I ja naprawdę chciałem, żeby to była jej sprawa, bo…
– Demetri? – Jej głos całkiem mnie zaskoczył. Natychmiast poderwałem głowę, uświadamiając sobie, że dziewczyna stoi w progu i patrzy na mnie swoimi przenikliwymi, brązowymi oczami. Znów miałem trudność z rozpoznaniem jej emocji, ale przynajmniej jej oczy nie wyglądały teraz tak przerażająco pusto. – Jeszcze raz dziękuję. No wiesz, za wieczór… A przynajmniej tę pierwszą część – sprostowała, wyraźnie się przy tym plątając.
– Aha, jasne… – mruknąłem. No proszę, a ja zawsze sądziłem, że to Felix jest mistrzem błyskotliwych odpowiedzi.
Nessie powoli skinęła głową.
– Możesz mi jeszcze coś obiecać? – zapytała nagle. Potaknąłem, prawie tego nieświadomy i całkowicie zaskoczony tym, że mogła mieć do mnie jakąkolwiek prośbę. Dopiero z opóźnieniem uświadomiłem sobie, że mogłem jej pożałować, gdyby poprosiła mnie, żebym trzymał się od niej z daleka. – Masz mnie tutaj znajdować… Proszę, nie pozwól mi, żebym znowu się poddała, bo drugi raz tego nie przeżyję – wyszeptała, wyraźnie przerażona.
Z tymi niezrozumiałymi słowami, ostatecznie zniknęła z zasięgu mojego wzroku.
Hannah
Świta, kiedy słyszę pukanie do drzwi. Nie spodziewam się nikogo, dlatego jestem co najmniej zdziwiona, kiedy bez czekania na moją odpowiedź, drzwi otwierają się, a Renesmee wpada do mojej komnaty. Wygląda blado, jakby nie spała przez całą noc, poza tym trzęsie się tak bardzo, że przez kilka sekund mogę myśleć jedynie o tym, że to niemożliwe, żeby ktokolwiek był w stanie drżeć do tego stopnia. Dopiero po chwili jestem w stanie zrobić cokolwiek, więc podchodzę bliżej i cała sztywnieję, kiedy dziewczyna wpada mi w ramiona. Czuję się co najmniej dziwnie, bo nie do tego mnie przyzwyczaiła, nawet po naszej szczerej rozmowie w bibliotece, ale chociaż jakaś cząstka mnie rozkoszuje się tym okazem zaufania, przede wszystkim zaczynam się niepokoić.
Jej zapach drażnię moje gardło, dlatego zmuszam się do tego, żeby działać szybko. Właściwie na wpół prowadzę, na wpół niosę ją do najbliższego fotela i posadziwszy ją w nim, zarzucam na nią koc. Dopiero wtedy odsuwam się pod samo okno, starając się zachować jasność umysłu i nie ryzykować, że przypadkiem ulegnę pokusie i zrobię jej krzywdę. Podobno i tak radzę sobie całkiem dobrze, skoro do tej pory nie straciłam kontroli więcej niż dwa razy, ale staram się o tym nie myśleć. Fakt, że Renesmee jest pół-wampirzycą, sporo sprawę ułatwia, ale i tak czuję, że chwilą zawahania mogę jej zrobić krzywdę, a tego nie zamierzam sprawdzać.
– Co się stało? – pytam, chociaż nie jestem pewna, czy dziewczyna tego ode mnie oczekuje.
Nie wiem nawet, dlaczego przyszła właśnie do mnie, skoro wcześniej traktowała mnie wrogo. Co prawda nasze relacje mocno się w ostatnim czasie poprawiły, a po tym, jak pozwoliła mi wyciągnąć się na miasto, mogłam to nazwać niemal koleżeństwem albo nawet zaczątkiem przyjaźni, ale nie spodziewałam się nawet, że mogłaby być w stanie okazać mi chociaż odrobinę więcej zaufania. To miłe zaskoczenie, chociaż jednocześnie czuję się osaczona, bo gdy zawiodę, może to mieć jeszcze poważniejsze konsekwencje.
– Nie mogę spać – przyznaje z wahaniem, sporo spóźniając się z odpowiedzią. I bez dokładniejszych wyjaśnień wiem, że to jedynie wierzchołek góry lodowej problemu, który faktycznie jest dokucza.
Spoglądam na nią krytycznym wzrokiem i kręcę głową z niedowierzaniem. Patrząc na jej blade policzki można odnieść wrażenie, że jest zupełnie inaczej.
– Ja bym raczej powiedziała, że zaraz mi zemdlejesz – odpowiadam, jak zwykle w takich sytuacjach, popisując się kompletnym brakiem taktu i skłonnością do nadmiernej szczerości. To chyba najlepszy dowód na to, że coś jest ze mną nie tak, a stereotypy o blondynkach są prawdziwe.
Renesmee milczy, zwinięta w kłębek i zapatrzona w przestrzeń. Gdyby nie to, iż dostrzegam, że oczy ma otwarte, pomyślałabym, że zasnęła. Wzdycham zrezygnowana, po czym biorę kilka głębszych wdechów względnie świeżego powietrza i decyduję się do niej podejść. Kucam przy fotelu, starając się nie myśleć o pragnieniu i tym, że moje gardło wydaje się być palone żywcem, jakby ktoś włożył mi tam rozpalony pogrzebacz. Po nocy w klubie, wśród tych wszystkich ludzi, jestem całkowicie rozstrojona i jak nic potrzebuję polowania, zanim będę do czegokolwiek przydatna.
– Okej, już dobrze – mówię, starając się zabrzmieć bardziej profesjonalnie i pociesznie. – Co się stało? Tylko nie mów mi, że chodzi o bezsenność, bo nie jestem aż tak głupia – zastrzegam stanowczo, z marnym skutkiem próbując ją rozbawić.
Kręci głową i przez moment mam wrażenie, że wróciła ta uparta Renesmee, którą siłą musiałam przekonywać do zwierzeń w bibliotece. Wtedy jednak dziewczyna wyciąga rękę i – co jest ryzykowne, bacząc na mój mały staż jako wampirzycy – bez wahania dotyka mojego policzka. Wiem o jej umiejętnościach, ale nigdy dotąd nie miałam okazji doświadczyć go na własnej skórze, dlatego w pierwszej chwili wzdrygam się, kiedy przed oczami stają mi jej wspomnienia. Zauważam zniecierpliwienie na twarzy Nessie – jakże wyraźne na tle przygnębienia i zagubienia, które są mi tak bardzo znajome – a potem czuję, jak dziewczyna kładzie mi wolną rękę na ramieniu, żeby powstrzymać mnie przed jakimkolwiek ruchem. Jej druga dłoń ponownie ląduje na moim policzku i tym razem nie pozostaje mi nic innego, jak spokojnie siedzieć, kiedy zaczyna się projekcja.
Co prawda nie jest to najdziwniejsze doświadczenie w moim życiu, ale zdecydowanie kwalifikuje się do czołówki. Co ciekawe, wcale nie przypomina to wyświetlania filmu, jak początkowo sobie wyobrażałam; ja naprawdę widzę wszystko jej oczami, czując i myśląc dokładnie to samo, co Renesmee w tamtym momencie. Moje oczy rozszerzają się, kiedy dostrzegam, co wydarzyło się po wyjściu dziewczyny z klubu. Pośpiesznie odsuwam jej rękę, woląc nie zastanawiać się nad tym, co łączy Demetriego i Heidi, i czy ta ciemnowłosa szmata zamierza popisać się czymś tak niesmacznym, jak zrobienie komuś loda.
Renesmee krzywi się w odpowiedzi na moją reakcję i ponownie przykłada mi dłoń do twarzy, tym razem jednak zmieniając scenę i pokazując mi coś innego. Wiem, że stara się skrócić wspomnienia na temat rozmowy w ogrodzie, ale jest zbyt zdenerwowana, więc prawdopodobnie i tak widzę więcej niż mogłaby sobie życzyć.
– Hannah – spogląda na mnie bezradnie, wyraźnie nie mając już do całej sytuacji cierpliwości – co ja mam teraz zrobić?
Nie mam czasu, żeby w ogóle zastanowić się nad tym, co zobaczyłam albo że dziewczyna w ogóle zdecydowała się przyjść do mnie po radę, co jeszcze kilka tygodni temu wydawało się nieprawdopodobne.
– Ja… – zaczynam, ale waham się. Co mam jej powiedzieć, żeby było dobrze? – To chyba zależy od ciebie, kochanie. Czego tak naprawdę chcesz? – pytam, ostrożnie dobierając słowa. Nigdy nie byłam dobra w takich rozmowach, zwłaszcza w udzielaniu miłosnych porad.
– Kiedy ja nie wiem! – obrusza się. – To jest właśnie problem, Hannah. Nie mam pojęcia, czego właściwie chcę i co do niego czuje. Wiem jedynie, że to cholernie boli… Dlaczego to tak musi boleć?
– Nie wiem – odpowiadam szczerze i w tym momencie czuje się okropnie.
Tak wiele rzeczy chciałabym jej powiedzieć, ale nie mogę albo nie potrafię. W tym przypadku chodzi o to drugie, ale i tak czuję, że kolejny raz ją zawodzę. Tak bardzo chce w czymkolwiek być pomocna, ale nie mam po temu okazji. Och, gdybym mogła zrobić cokolwiek, przynajmniej jeśli chodzi o jej rodzinę…
Gdybym tylko potrafiła sobie przypomnieć.
Gdybym tylko mogła sobie przypomnieć… 
Rozdział napisany w zaledwie... dzień. Powiedzieć, że jestem z niego po prostu zadowolona, byłoby kłamstwem. Podoba mi się, nawet bardzo, chociaż ostateczną ocenę pozostawiam wam. Przy okazji dziękuję za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem, bo już po prostu mnie zaskakujecie. Witam wszystkich nowych czytelników i bardzo się cieszę, że tak szybko was przybywa.
Specjalna dedykacja i podziękowania dla cudownej Aviesaline, która poświęciła swój czas i zrobiła dla mnie fantastyczny szablon, który od dzisiaj możecie podziwiać na blogu. Kochana, uwielbiam cię.
Do szybkiego napisania,

Nessa.

17 komentarzy

  1. Fajny rozdział.
    Kom odemnie nie będzie długi, ponieważ zdołował mnie twój na moim blogu :/, chyba sama rozumiesz...
    Pozdro i weny
    POISON
    P.S A teraz kilka wyjaśnień. Jeśli chodzi o informacje nie prosiłaś o to, więc Cię nie informowałam, a co do betowania odpowiedziałam, ale u sb, ponieważ nie chciałam zostawiać u cb Spamu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta też Cię bardzo przepraszam. Cóż moje pomysły zazwyczaj...zawsze tak się kończą :/

      Usuń
  2. OMG!!!!Rozdział jest świetny! Prześwietny! Nic dodać nic ująć :D Podoba mi się baaaaardzo! :))
    Choć Po raz pierwszy się popłakałam czytając twojego bloga!!! Rozmowa między Ness a Demem - szokująca a zarazem przepięknie wpasowana w sytuację. Wzruszyłam się wyznaniami i tym iż Ness potrzebuje czasu- Oby Dem wytrwał i ułożyło się im:) Tak bardzo bym tego chciała aby oboje zaznali miłości:)Tak jak rodzice Ness:) Pisałam już Ci kiedyś, że masz ogromny talent, którego ci zazdroszczę w 100000%!!!!!!????
    Co tu dalej napisać - już nie wiem bo nadal lecą mi łzy wzruszenie może nie tylko......?????!!!!!?????
    Czekam na kolejny rozdział i BŁAGAM dodaj go szybko! :D Nie trzymaj mnie w niepewności :) Jeszcze musiałaś skończyć na takim momencie :) DLACZEGO?????? :))Pozdrawiam gorąco :**Niech wena będzie z TOBĄ!

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam suche oczy - zmieniam się w wampira ;D
    Podobnie jak Asia - ja płakałam na LITT - ale to szczegół.
    Rozmowa z Renesmee i Demetrim była naprawdę urzekające ;) nie potrafię znaleźć słów, które opiszą jak podoba mi się rozdział.
    Widzę, że z Hannah robi się powoli przyjaciółka, ale nie jestem tego taka pewna. Mam nadzieję, że przyjaciółkami będą :3
    Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział :) tylko błagam, nie każ czekać długo ^.^ Pozdrawiam, Bella

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuje za dedykacje. Jesteś pierwszą osobą, która mnie uwielbia xD Co do szablonu, to ja nadal swojego zdania nie zmieniłam. Uważam, że mogłam zrobić lepszy i jak będę miała jakąś ciekawą koncepcję, to zrobię ci ładniejszy szablon, obiecuję (:
    Nessie doszła do wniosków, które prawdopodobnie samabym wysnuła na jej miejscu. Fajnie, że Demetri próbował jej to wytłumaczyć. Jestem bardzo ciekawa, jak ta sprawa się potoczy.
    Po za tym, nie lubię Hannah. Nie podoba mi się to, że Nessie zaczyna się z nią przyjaźnić. Prze wybaczyć, ja jestem na nie. Coś mi tu nie pasuje, tylko jeszcze nie wiem co, hahaha.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do komentarza Aviesaline: "Po za tym, nie lubię Hannah. Nie podoba mi się to, że Nessie zaczyna się z nią przyjaźnić. Prze wybaczyć, ja jestem na nie. Coś mi tu nie pasuje, tylko jeszcze nie wiem co, hahaha."
      Mi osobiście też tu coś nie gra, ale to tylko moje przypuszczenia że ona skasowała sobie pamięć by kogoś jeszcze z Callenów chronić. Możliwe ,że ktoś z nich przeżył i mają wśród siebie osobę która maskuje ich zapachy lub zapach. Chciała bym aby oni jednak żyli. Ale to tylko moje marzenia i wszystko zależy od naszej kochanej autorki opowiadania Nessy:)
      Pozdrawiam cię kochana serdecznie i jeszcze raz życzę dużo weny w pisaniu:)
      ps. Słyszałam że powiadamiasz o nowych rozdziałach jeśli byś była tak miła i mnie też wciągnęła na listę nn: to mój meil: asiad18@gmail.com
      z góry bardzo dziękuję:)

      Usuń
    2. Och, tak blisko, blisko... Niebezpiecznie blisko, Asiu. Jeśli chodzi o dar Hanny, gratulację. Tylko kto powiedział, że musi kogokolwiek chronić? Nikt tak naprawdę nie wie, co tam się wydarzyło...
      Cóż, marzenia się spełniają. Albo po prostu robicie się zbyt spostrzegawczy.
      Aviesaline, co ja poradzę, że Hannah miała być, jest i będzie jej przyjaciółką oraz jedną z czterech głównych bohaterek. Już ja się postaram, żebyś się do niej przekonała ;)

      Nessa.

      Usuń
    3. Hahaha, mogę wręcz powiedzieć, że porywasz się z motyką na słońce, bo jestem niebywale upartą osobą. Ale jestem ciekawa, co zdziałasz, więc nie mówię nie i z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały :)

      Usuń
  5. Nowy rozdział zapraszam na http://porcelana-bellaro.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepraszam, że dopiero teraz, ale lenistwo nie boli :3
    Rozdział... wow. Brak mi słów. Kilka łez poleciało.
    Jak ja lubię perspektywę Demetriego ^^
    Co do komentarza Asi, to byłoby epickie, jakby się okazało, że ktoś od Cullenów żyje.
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A cóż ja dopiero Asi odpowiedziałam? =) Poza tym teraz już wiem, że ten pomysł jest epicki - dziękuję bardzo, chociaż miałam ochotę potrzymać was w niepewności zdecydowanie dłużej ^^

      Nessa.

      Usuń
  7. Rozdział GENIALNY! Ach ....Jak ja uwielbiam te romantyczne scenki między Ness i Demetrim *.* Niestety obawiam się że Heidi zrobi jeszcze nie jedną scenę zazdrości :/
    Nie będe sie rozpisywać, bo piszę z telefonu, ale wiedz że rozdział jest mega ! Nie dziwie sie, że jestes z niego zadowolona.

    OdpowiedzUsuń
  8. Cześć ;D
    Mam ogromną przyjemność zaprosić Cię na nn
    http://porcelana-bellaro.blogspot.com/
    < nie wiem czy nadal chcesz czytać moją historię, jak coś pisz w kom>

    OdpowiedzUsuń
  9. Cuuudowny rozdział! Jak ja kocham twojego bloga! Niedawno na niego się natknęłam i muszę powiedzieć, że jest zajefajny xd

    Ps.Nominowałam cię do Liebster Blog Awards i the Versatile Blogger Award szczegóły na milosc-ktora-przetrwa-wszystko.blogspot.com lub isabella-rosalie-i-jasper-volturi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Nominowałam cię do Liebster Blog Awards i the Versatile Blogger Award szczegóły na http://desires-of-shadows.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. OMG rozdziały z perspektywy Demetriego !!! <333
    Kocham ten blog =D

    OdpowiedzUsuń
  12. Wracam do Ciebie znowu. Czułem, że o czymś zapomnę w poprzednim komentarzu i chyba wychodzi na to, że będę komentował tak w tył już zawsze.
    Tak więc, co do poprzedniego rozdziału to perspektywa F. stała się moją ulubioną. Co do tego to perspektywy H. się nie spodziewałem, choć być może ona pojawiła się już gdzieś wcześniej tylko ja po prostu o tym zapomniałem.
    Co do Panny ZrobięCiLoda to sądzę, że te soczewki, które zamieniły jej kolor oczku na fioletowy, to był zamierzony efekt. Ona lubi być w centrum uwagi, lubi przyciągać wzrok. Przynajmniej takie moje zdanie.
    Co do R&D to póki co daruję sobie ocenę, ale podoba mi się w R. to, że jej emocje i stan w jakim się znajduje mają wpływ na to wyświetlanie wspomnień. To nadaje jej takiej ludzkości i też wampirzego braku kontroli, bo (o ile nie pomyliłem z "Pamiętnikami Wampirów") w "Zmierzchu" chyba była wzmianka o tym, że oni odczuwają mocniej od ludzi.

    OdpowiedzUsuń


After We Fall
stories by Nessa