Demetri
Dlaczego? To jedno pytanie
zdawało się mnie nie opuszczać od momentu w którym wszystko znowu zaczęło
się sypać. Właściwie nie byłem pewien, czego tak naprawdę chcę się dowiedzieć.
Dlaczego byłem tak wielkim idiotą, żeby nie być w stanie zapanować nad
własnym życiem? Dlaczego Heidi musiała zachować się jak dziwka właśnie na
oczach Renesmee? Dlaczego nie zrobiłem nic, żeby jakkolwiek temu zapobiec?
Pytań było mnóstwo, ale nawet najbardziej wnikliwe odpowiedzi nie miały mi w tej
chwili pomóc.
Powiedzieć,
że Heidi była na mnie po prostu zła, kiedy odepchnąłem ją i oznajmiłem, że
ma trzymać się ode mnie z daleka, byłoby niedopowiedzeniem. Jasne, w ciągu
minionych stuleci mieliśmy wiele kłótni (zwykle to ona nalegała, bezskutecznie
wymagając ode mnie wierności, co przecież było niedorzeczne), nigdy jednak nie
potraktowałem jej w ten sposób, jakby faktycznie była dziwką.
Podejrzewałem, że od tej pory nie da mi żyć, zwłaszcza po tym, jak sobie
ubzdurała, że chyba jesteśmy parą, ale to nie był czas i miejsce na to,
żeby się nią przejmować. Przecież to nie była moja wina, że widziała co
chciała, poza tym nikt nie prosił jej, żeby odgrywała takie sceny, kiedy
spotykałem się z kimś innym. Gdyby tutaj faktycznie chodziło
o polowanie albo zaspokojenie, wtedy prawdopodobnie nie wahałbym się
długo, ale nie kiedy w grę wchodziła Renesmee. Do cholery, może i Heidi
miała rację, że potrzebuję kobiety, ale w tym momencie Nessie była
bardziej kobieca niż wampirzyca, która była na dobrej drodze żeby się
zeszmacić. Poza tym, na Boga, tym razem naprawdę nie chodziło o seks!
Tak czy
inaczej, zostawiłem Heidi w tamtym zaułku, klnącą jak szewc
i wściekłą. Mało kto był w stanie wyrwać się spod jej urokowi – w końcu
uroda była jej darem i nawet znając ją kilka stuleci wciąż miałem problem
z ignorowaniem jej atutów – więc nic dziwnego, że była jeszcze bardziej
zdenerwowana. Przez kilka sekund brałem pod uwagę to, żeby zajrzeć do klubu i zabrać
ze sobą Felixa na poszukiwania, ale ostatecznie rozmyśliłem się, nie chcąc
niepotrzebnie tracić czasu na wyjaśnienia. On i Hannah i tak mieli
być na mnie wściekli, czułem zresztą, że powinienem poszukać Nessie sam. Nie
żebym wierzył, że dziewczyna będzie chciała mnie widzieć na oczy, ale musiałem
przynajmniej upewnić się, że jest bezpieczna, zwłaszcza biorąc pod uwagę jej
dziwny talent do pakowania się w kłopoty. Musiałem ją znaleźć, tym
bardziej nocą, kiedy była w takim stanie a w okolicy mogła kręcić się
wściekła i rozżalona Heidi.
Nie byłem
pewien, co podpowiadało mi, gdzie powinienem iść – dar, który sprawiał, że
wyczuwałem obecność Renesmee gdzieś na granicy świadomości, czy jakiś
wewnętrzny instynkt. Praktycznie nie zastanawiałem sie nad kierunkiem w którym
szedłem, pozwalając żeby nogi same niosły mnie przed siebie. Z niejakim
zaskoczeniem i ulgą odkryłem, że trop prowadzi do siedziby,
najprawdopodobniej do jej pokoju. Wiedziałem, że skoro wszystko jest w porządku,
najrozsądniej byłoby Renesmee zostawić i pozwolić ochłonąć, ale nie byłem w stanie
się do tego zmusić. Musiałem ją zobaczyć – tylko przez chwilę – a potem…
Ogród,
pomyślałem mimochodem i bez głębszego zastanowienia skierowałem się w tamtym
kierunku. Tym razem nie miało to związku z darem czy zdawaniem się na
zmysły, bo po prostu byłem absolutnie pewien, że to tam powinienem się udać.
Moje kroki odbijały się echem od ścian korytarza, kiedy szedłem ludzkim
krokiem, nie dbając o poruszanie się w bezszelestny sposób. Dopiero
na zewnątrz, przemierzając bez pośpiechu pogrążony w ciszy ogród,
zdecydowałem się uważniej stawiać stopy, a jednak żwirowa ścieżka i tak
wydawała się robić mnóstwo hałasu przy każdym kroku. Zmartwiło mnie to, bo
zacząłem obawiać się, że Renesmee zdecyduje się na ucieczkę, kiedy tylko
zorientuje się, że jestem blisko. Z drugiej strony, być może powinienem
był jej na to pozwolić, jeśli takie byłoby jej życzenie, byłem jednak zbyt
wielkim egoistą, żeby się na to zdobyć.
Wydało mi
się oczywiste, że znajdę ją właśnie przy fontannie, chociaż nie byłem pewien
skąd to wiem. Może dlatego, że już raz poszła tam, kiedy była przygnębiona?
Bardzo prawdopodobne, tym bardziej, że to było również moje ulubione miejsce w całym
ogrodzie. To szalone i nieco niepokojące, że mogliśmy mieć ze sobą
cokolwiek wspólnego, ale w tej sytuacji uznałem to za dobry znak. Być może
w takim wypadku istniała szansa, żeby cokolwiek jeszcze między nami
naprawić… Być może, chociaż powinienem był dla jej dobra odpuścić; może gdybym
już wtedy to zrobił, wszystko potoczyłoby się inaczej, ale wtedy żadne z nas
nie mogło o tym wiedzieć. Idąc tamtej nocy pogrążonym w ciszy
ogrodem, wiedziałem jedynie, że chcę zrobić cokolwiek, byleby jakoś się przed
nią usprawiedliwić. Niezależnie od powodów albo tego, czy miałem taki
obowiązek. Ktoś pewnie nazwałby to kaprysem, ale nawet jeśli w istocie tak
było, liczyło się, że zamierzałam zrobić to, co chciałem.
Zatrzymałem
się mniej więcej dziesięć metrów od fontanny, ukryty w cieniu. Bałem się
nawet odetchnąć, w żaden sposób nie chcąc zdradzić przed nią swojej
obecności. I tak wydawała się zbyt rozkojarzona, żeby cokolwiek zauważyć,
nie mogłem jednak zapominać, że w jej przypadku pozory mylą, a ludzka
natura jest równie dobrze rozwinięta, co i ta wampirza. Wpatrywała się w niebo,
być może nawet myśląc o naszej wspólnej nocy w Irlandii, chociaż to
prawdopodobnie było szczytem marzeń i egoizmu z mojej strony. Tak czy
inaczej, podobnie jak wtedy wyglądała niezwykle delikatnie i eterycznie,
skąpana w srebrzystym blasku księżyca i milionów gwiazd, które
łagodnie połyskiwały na niebie. Jej skóra wydawała się w tym oświetleniu
nienaturalnie wręcz blada i gdybym nie miał pewności, że jej tęczówki są
barwy czekolady, mógłbym nawet pomylić ją z niezwykle urodziwą wampirzycą.
Najbardziej
właśnie uderzył mnie wyraz jej twarzy i oczu. Pierwszym, co zauważyłem
było to, że nie płakała. Wyglądała blado i marnie, ale tym razem naprawdę
nie płakała, co było swego rodzaju pocieszeniem, nawet jeśli w jakimś
stopniu ubodło mnie to, że najwyraźniej nie byłem wart chociażby jednej jej
łzy. Idioto, ona dość już w swoim
życiu przepłakała, warknąłem na siebie w duchu. To dziwne, ale moje
sumienie i zdrowy rozsądek nagle zaczęły przemawiać do mnie głosem Felixa,
co było co najmniej ironiczne, bo mój kumpel zdecydowanie nie był święty. Być
może znaczyło to, że powoli zaczynałem tracić zmysły i po całym
tysiącleciu życia najwyższa pora, żeby zamknąć mnie w odpowiednim
zakładzie dla obłąkanych, ale najpierw miałem jeszcze kilka rzeczy do zrobienia
i bynajmniej nie zamierzałem z nich rezygnować.
Niczym w transie
zrobiłem niepewny krok do przodu. Renesmee drgnęła i poderwała się,
spanikowanym spojrzeniem rozglądając się dookoła. Jej czekoladowe oczy
rozszerzyły się i przez moment odniosłem wrażenie, że szuka najlepszej
drogi ucieczki, ale ostatecznie nie ruszyła się z miejsca. Po prostu
stała, obserwując mnie w milczeniu i wyglądając przy tym na niezwykle
rzadkie, łatwe do spłoszenia zwierzę. Przez moment pomyślałem, że może
powinienem się cofnąć, rozmyśliłem się jednak, woląc niepotrzebnie się nie
ruszać, żeby bardziej jej nie niepokoić.
– Miałem
nadzieję, że cię tutaj znajdę – wyznałem pod wpływem impulsu, wypowiadając
pierwszą myśl, która w ogóle przyszła mi do głowy. Czekoladowe tęczówki
nareszcie spoczęły na mnie, kiedy ich właścicielka odwróciła się we właściwą
stronę.
Nie odpowiedziała.
Zapadła
ciszy, która jednak wydawała mi się przekraczającym wszelakie granice hałasem.
Byłem bliski tego, żeby w dziecięcym odruchu zakryć uszy dłońmi i zacząć
mruczeć coś pod nosem, byleby pozbyć się tego dziwnego uczucia, które wywołało
samo jej skrzywdzone spojrzenie. Być może nie zdawała sobie z tego sprawy,
ale jej milczenie było torturą, pustka w spojrzeniu zaś miała w sobie
coś przerażającego, przez co nawet ja zacząłem się bać. Miałem wrażenie, że w ten
sposób nie spojrzałaby na najgorszego wroga, a jednak ja w jakiś
sposób zasłużyłem sobie na to pozbawione emocji, absolutnie neutralne
spojrzenie.
Czego się
spodziewałem? Właściwie wszystkiego, począwszy od rozdzierających wrzasków,
poprzez histerię, na wyzwiskach kończąc. Każda normalna dziewczyna
najprawdopodobniej kazałaby mi odejść i zaczęła powtarzać, że nie chce
mnie słuchać ani widzieć, Renesmee jednak była inna. Ona po prostu stała i patrzyła,
być może na coś czekając, chociaż ciężko było mi to stwierdzić. Chyba nigdy nie
byłem tak bardzo świadom chłodu i dystansu, który w tym momencie
powstał pomiędzy nami, i nagle całkowicie zwątpiłem w to, czy będę w stanie
jakkolwiek go zmniejszyć albo pokonać. To było okropne i poruszyło mnie
dogłębnie, co chyba wybitnie świadczyło, że jednak mam jakieś uczucia i na
kimkolwiek jednak mi zależy – zależało mi na niej, chociaż prawdopodobnie to
już nie miało żadnego znaczenia.
Najwyraźniej
wyrażenie „doprowadzasz mnie do obłędu” właśnie nabrało nowego znaczenia.
– Ja… – Musiałem
się odezwać, żeby nie oszaleć. Mój głos zabrzmiał nienaturalnie w panującej
ciszy, Renesmee jednak w żaden sposób nie okazała, że cokolwiek jest nie
tak. Być może nawet zamierzała zacząć mnie ignorować, ale nawet jeśli, nie dała
nic po sobie poznać. – Hm, nie przeszkadzam ci? Bo jeśli tak…
– To nie
jest mój ogród, więc nie musisz mnie pytać – przerwała cichym, spokojnym
głosem. Jej głos zabrzmiał dziwnie nieswojo, chociaż nadal był melodyjny.
– Ach…
I tyle.
Żadnych oskarżeń albo krzyków, zero łez, rozżalenia czy gniewu. Zupełnie jakby
od początku spodziewała się, że będę w stanie zawieść ją w taki
sposób, że jakkolwiek ją zranię… Zamrugałem zaskoczony i spróbowałem
spojrzeć jej w oczy, żeby przekonać się, co w tym momencie mogła czuć
albo myśleć, ale kolejny raz napotkałem na przeszkodę w postaci pustki i chłodu.
Obojętność i nadmierna uprzejmość były jeszcze gorsze niż najbardziej
otwarta wrogość, ale nie zamierzałem w żadnym wypadku okazać słabości.
Zawahałem
się, rozdarty pomiędzy instynktowną decyzją, żeby odejść i pozwolić jej na
chwilę samotności a pragnieniem wzięcia ją w ramiona
i błaganiem, żeby cokolwiek zrozumiała. Nie chciałem się tłumaczyć, bo nie
miałem pojęcia jak zrobić to tak, żeby nie zabrzmiało w banalny, fałszywy
sposób. „To nie była moja wina. Zmusiła mnie. Ja przecież wcale nie chciałem…”
Wszystko to brzmiało tak stereotypowo i sztucznie, że nawet wiedząc, że
taka jest prawda, nie byłem w stanie przekonać sam siebie. Poza tym
podobno tylko winny się tłumaczy, a ja nic nie zrobiłem. Co mogłem
poradzić na dar Heidi i to, że do tego stopnia mnie zaskoczyła?
Oczywiście, to moja wina, że nie zareagowałem i pozwoliłem, żeby to zaszło
tak daleko, ale jedynie dlatego, że zachowanie wampirzycy było
niekonwencjonalne, a później pojawiła się Renesmee. Jaki mogłem mieć wpływ
na nagłe nadejście bezsilności i pustkę w głowie? Przecież sam byłem
na siebie zły, wyrzuty sumienia zaś potrafiły być wystarczającą karą, więc
Nessie nie musiała się wysilać, żeby bardziej mnie dobić.
Najdziwniejsze
i najbardziej nowe było jednak dla mnie to, że faktycznie czułem potrzebę,
żeby o cokolwiek zawalczyć. Chyba nawet z wampirzą pamięcią nie
byłbym w stanie zliczyć tych wszystkich razy, kiedy zmieniałem swoje
partnerki jak rękawiczki z żadną nie zamierzając się wiązać. Chodziło
o seks, o krew – o wszystkie te przyziemne rzeczy, których mógł
chcieć tak bezduszny wampir, którym byłem. Żadnych z tych kobiet przecież
nigdy nawet nie nazwałem „moją dziewczyną” albo „partnerką”, chociaż Heidi
właśnie do tego dążyła. Oczywiście, stabilizacja i te inne kobiece sprawy,
które jednak w żadnych stopniu mnie nie interesowały i do których nie
dążyłem, uważając je za brednię. Podobnie zresztą nie zliczę momentów, kiedy
Heidi atakowała mnie, mając pretensje o wszystkie te razy, kiedy rzekomo
ją zdradziłem, chociaż zawsze przypominałem jej, że nie jesteśmy parą, a to
co było między nami, przecież do niczego nas nie zobowiązuje. Początkowo
wściekała się i próbowała szantażu, powtarzając mi, że w innym
wypadku nie będzie chciała mieć ze mną nic wspólnego, ale zawsze kończyło się
jedynie na groźbach i z czasem dała sobie spokój.
Gdyby to
ona, albo jakakolwiek inna kobieta, była świadkiem podobnej sceny, jak ta za
klubem, prawdopodobnie nawet bym się nie przejął, nie wspominając już o biegnięciem
za dziewczyną przez pół miasta, żeby zrobić cokolwiek. Gdyby to był ktokolwiek
inny, ale…
Ale to była
Renesmee – ta kwestia zmieniała wszystko.
Obserwowałem
ją, kiedy powoli usiadła na krawędzi fontanny, dokładnie w tym samym
miejscu co wtedy, kiedy ją zobaczyłem. Nie patrzyła na mnie, nie otwarcie, ale i tak
zdawałem sobie sprawę z tego, że kontroluje każdy mój ruch. Jej napięte
mięśnie i płytki oddech były jedynymi dowodami tego, że wcale nie jest
taka obojętna i rozluźniona, jak mogłoby się wydawać. Nie byłem pewny czy
to dobrze, czy źle, dlatego nie pozwoliłem sobie na nawet odrobinę nadziei czy
myślenie o tym, co powinienem teraz zrobić w tej sytuacji.
Prawdopodobnie w tej chwili mieliśmy tak zwany impas, a ja nie
zamierzałem wszystkiego znów popsuć.
Uświadomiłem
sobie, że stoję w miejscu jak jakiś idiotka i niemal bezczelnie
wpatruję się w nią, po tym wszystkim, co się stało. Speszony odwróciłem
wzrok, po czym bardzo powoli zmniejszyłem dystans pomiędzy nami, siadając w sporym
oddaleniu od dziewczyny, ale wciąż wystarczająco blisko, żeby czuć ciepło jej
ciała i słodki, zniewalający zapach wydzielanych przez jej ciało
feromonów. Drgnęła w odpowiedzi na mój ruch, ale nie spróbowała odsunąć
się albo odejść w odpowiedzi na zmianę dzielącego nas dystansu, co uznałem
już za znaczny postęp, chociaż oczywiście mogłem się mylić – ta dziewczyna była
nieprzewidywalna.
Powoli
wypuściłem powietrze z płuc, pierwszy raz zaczynając naprawdę żałować, że
to już nie przynosi żadnej ulgi. Renesmee się nie poruszyła, ale prawdopodobnie
podejrzewała do tego, gdzie w tym momencie zmierzamy, bo jej serce
gwałtownie przyśpieszyło.
– Jeśli
chodzi o to, co zobaczyłaś… – zacząłem, chociaż prawdopodobnie nie chciała
tego słuchać. Zero reakcji. – Jeśli chodzi o to, ja naprawdę nie
wiedziałem, że Heidi tam będzie.
Nie
obejrzała się na mnie, ale postanowiła mnie zaskoczyć, kiedy jednak się
odezwała:
– Dlaczego
mi to mówisz? – zapytała, a ja z niejakim przerażeniem uświadomiłem
sobie, że jej głos jest bliski załamania. Cholera, spodziewałem się łez, ale
zdążyłem przywyknąć do świadomości, że można ich uniknąć, dlatego nie chciałem,
żeby teraz rozkleiła się przy mnie! – To tak naprawdę mnie nie dotyczy.
Zamrugałem,
słysząc jej słowa.
– Nie
dotyczy…? – powtórzyłem w oszołomieniu. – Cholera, dziewczyno, o czym
ty mówisz?
Minęła
dłuższa chwila, podczas której sądziłem, że tym razem jednak mi nie odpowie
albo jakkolwiek odmówi dalszej rozmowy, ale myliłem się. Odwróciła się bardzo
powoli w moją stronę, unikając jednak mojego wzroku i dla odmiany
patrząc na przelewającą się wodę za nami. Kiedy udało mi się na ułamek sekundy
podchwycić spojrzenie jej tęczówek, przekonałem się, że mimo pozornego spokoju,
oczy błyszczą jej w podejrzany sposób, oddech zaś jest nienaturalnie
płytki i urywany.
– Myślałam
nad tym i doszłam do wniosku, że jestem głupia. A ty jesteś po prostu
miły – powiedziała obojętnie. – Zorganizowałeś dla mnie niespodziankę z okazji
urodzin, więc bardzo ci dziękuję. Ten pocałunek… Nie powinieneś był, ale
rozumiem, że to również w dobrych intencjach. I spokojnie, dobrze
wiem, że to nic tak naprawdę nie znaczy. Bardzo wyszukany prezent, to wszystko
– ciągnęła, a ja z każdym jej kolejnym słowem miałem wrażenie, że za
chwilę szczęka opadnie mi aż do samej podłogi. – Może i nie przewidziałeś
pojawienia się Heidi, ale nic mi do tego. To nie jest moja sprawa, co jest
między wami, a ty nie musisz mi się z tego spowiadać. Po prostu
wyszło niezręcznie, zdarza się.
– Właśnie
sęk w tym, że niczego nie ma między nami! – zdenerwowałem się. – Heidi ma
problem ze zrozumieniem słowa „nie”, to wszystko. Nie chcę, żebyś pomyślała,
że…
– Jakie to
ma znaczenie, co ja pomyślę? – weszła mi w słowo. W przeciwieństwie
do mnie nawet nie podnosiła głosu, co zaczynało być frustrujące. –
Powiedziałam, że to nie jest moja sprawa. Nie musisz mi się tłumaczyć, więc
przestań się przejmować i po prostu dajmy sobie wzajemnie żyć –
zadecydowała. Podniosła się powoli, ale z gracją, po czym bez pośpiechu
skierowała się w stronę tylnych drzwi, które prowadziły do wnętrza
twierdzy. – No cóż, pozostaje mi chyba podziękować za wieczór, bo liczą się
przede wszystkim intencje, prawda? – dodała jakimś dziwnym głosem, nie patrząc
już na mnie. – Teraz po prostu wróćmy do tego, co było na początku i będzie
dobrze.
Oddaliła
się tak szybko, że zanim zdążyłem się zastanowić i zrozumieć jej tok
rozumowania, zdążyła zniknąć mi z oczu. Zakląłem pod nosem
i poderwałem się z miejsca, w ułamku sekundy wyprzedzając ją i tarasując
jej drogę, mniej więcej w połowie dystansu do drzwi. Nie zdążyła wyhamować
i zaskoczona moim nagłym pojawieniem się, wpadła mi w ramiona.
Przygarnąłem ją do siebie, nie zważając na to, że próbuje mi się wyszarpnąć
i stanowczo protestuje, zbyt przejęty tym, że muszę zrobić cokolwiek, żeby
ją zatrzymać.
– Demetri!
– warknęła i pierwszy raz od początku naszej rozmowy w ogrodzie, w jej
głowie pojawiły się jakiekolwiek emocje. Tym razem był to gniew, ale to już
można było uznać za sukces. – W tej chwili mnie puść! Słyszysz?
Powiedziałam…
Aż zatkało
mnie z wrażenia, kiedy ta mała wariatka spróbowała mnie kopnąć a później
ugryźć. Gdyby nie powaga sytuacji, prawdopodobnie roześmiałbym się, zaskoczony
jej walecznością i charakterkiem, teraz jednak musiałem się powstrzymać.
Westchnąłem zrezygnowany i unieruchomiwszy jej ręce wysoko nad głową, żeby
przypadkiem nie zrobiła sobie krzywdy, obróciłem ją w swoich ramionach
tak, żeby zmuszona była spojrzeć mi w oczy. Zamarła w bezruchu,
dysząc tak ciężko, jakby właśnie przebiegła maraton i patrząc na mnie z narastającym
gniewem, ale już nie próbując walczyć.
– Nie
puszczę cię – oznajmiłem stanowczo, kiedy już miałem pewność, że nie ma
większego wyboru, jak mnie posłuchać. Znów się szarpnęła, jedynie dla zasady, ale
tym razem zdecydowanie słabiej. – Nie, póki nie zrozumiesz, że to jest twoja
sprawa – wyjaśniłem.
– Mówiłam,
że to nieważne! – przerwała mi, kręcąc gwałtownie głową i pośpiesznie
mrugając. Dopiero teraz zauważyłem wyraz jej twarzy i zrozumiałem, dlaczego
jej głos pod koniec zabrzmiał w tak dziwny sposób – jednak płakała. – To
nie…
– Kiedy ja chcę, żeby to była twoja sprawa! –
zawołałem nieznoszącym sprzeciwu głosem, w którym jednak wykryłem nutkę
błagania.
Renesmee
znieruchomiała i przez kilka sekund miałem wrażenie, że gdyby nie ja, nie
byłaby w stanie utrzymać pionu. Wciąż ciężko dysząc, spojrzała na mnie, po
czym zaczęła kręcić przecząco głową, szepcąc coś po cichu.
– Nie… – zrozumiałem,
kiedy nachyliłem się bliżej. W odpowiedzi na to, jak zmniejszyła się
odległość między naszymi ustami, szarpnęła się jeszcze bardziej panicznie i zaczęła
jeszcze bardziej stanowczo protestować. – Och nie, nie, nie… Ja nie chcę…
Kiedy ja
wiedziałem, że jest inaczej. Wciąż protestowała, przynajmniej do momentu, kiedy
delikatnie jej nie pocałowałem, żeby przestała mówić. Jej oczy rozszerzyły się i przez
kilka sekund nic się nie działo, wtedy jednak coś w niej pękło i odwzajemniła
pieszczotę. Zanim się obejrzałem, trzymałem ją jeszcze ściślej w ramionach,
a ona zarzucała mi ręce na szyję, chcąc jeszcze bardziej zmniejszyć
dzieląca nas odległość. Jej drobne ciało zdawało się płynąć, coś między nami
zaś się zmieniło, kiedy świat po raz drugi tej nocy został wywrócony do góry
nogami.
Miałem
wrażenie, że jesteśmy na tym świecie jedynie po to, żeby być w tym miejscu
razem – dwa elementy jednej układanki, które nareszcie się odnalazły. To
odkrycie było dziwne, zresztą nigdy czegoś podobnego nie doznałem, ale nie
chciałem, żeby się skończyło. Czułem, po prostu wiedziałem, że ona też tego nie
chciała, nawet jeśli coś w jej wnętrzu nakazywało jej zachować ten dystans
między nami. Z tym, że to była katorga dla nas oboje – przecież Renesmee
też musiała to wiedzieć. Nie chciała, żebym jej cokolwiek tłumaczył, ale
musiała rozumieć… Musiała wiedzieć… Och, dlaczego to było tak bardzo
skomplikowane?
Odsunęła
się ode mnie, ale z wyraźną niechęcią i jedynie po to, żeby móc
złapać oddech. Gdyby była wampirzycą, nie musielibyśmy przestawać tak długo, aż
któremuś z nas nie przestałoby to odpowiadać, ale wcale nie żałowałem, że
tak to się potoczyło. Jej ludzkość mnie fascynowała, bo czyniła ją bardziej
realną niż niejedną wampirzycę. Była doskonałym połączeniem obu gatunków –
delikatności człowieka i piękna oraz idealności nieśmiertelnej – co
czyniło ją wyjątkową pod każdym względem. Jej inność sprawiała, że była sobą;
to było w niej, to ona była tą, która mnie przyciągała… To dzięki temu
była prawdziwa. Nie przypominała zwykłej, przypominającej marmurowy posąg
wampirzycy, którą chociażby była Heidi. Nie. Nessie była delikatna
i ciepła, tak bardzo realna w moich ramionach… Paradoksalnie
przypominała mi sen w który już nigdy nie miałem zapaść, a który jej
jednak był dany. Kolejna fascynująca cecha, która mieszała mi w głowie i która
sprawiała, że nie mogłem powstrzymać się przed dotykaniem jej skóry, włosów i idealnej
twarzy.
Zadrżała,
kiedy niemal z czułością dotknąłem jej policzka. Odwróciła głowę, ale
tylko odrobinę, zaraz też z wyraźnym wahaniem zdecydowała się spojrzeć w moją
stronę.
– Więc… – Odetchnęła
głęboko, jakby miała z tym problem odkąd trzymałem ją w swoich
objęciach. – Więc chcesz, żeby to była moja sprawa? Ty i Heidi? – zapytała
z powątpieniem.
– Tylko ja
– sprostowałem. – Heidi nie ma z tym nic wspólnego. To, co widziałaś…
Zapomnij, okej?
– Ciężko
zapomnieć coś takiego – zauważyła i skrzywiła się z niesmakiem.
Westchnąłem.
Z pewnością miała rację, ale nie zamierzałem tak po prostu przyjąć tego do
wiadomości. Mogłem zrozumieć, że dla tak delikatnej i nieobeznanej w brutalności
życia istoty, to co chciała zrobić Heidi musiało być nie do pomyślenia, ale nic
nie mogłem na to poradzić. Jedyne co mi pozostawało, to prosić żeby spróbowała
zapomnieć.
– Co mam ci
teraz powiedzieć? Że przepraszam? Że jest mi przykro? – zapytałem bezradnie. –
Jest mi więcej niż przykro, ale mniejsza o to. Co twoim zdaniem miałem
zrobić? Wytargać ją za włosy, żeby przypadkiem uszkodziła klub?
– Hm… Tak.
To chyba byłoby ciekawe – powiedziała z błyskiem w oczach. Fakt, że
prawie zażartowała, był co najmniej szokujący. – Nie chcę, żebyś mi się
tłumaczył – dodała, raptownie poważniejąc.
– Więc
czego chcesz? – zapytałem, próbując ją zrozumieć. Odniosłem wrażenie, że w moim
głosie jest coś desperackiego. – Jestem facetem, Renesmee. Chociaż ty jedna
zrób to dla mnie i po prostu powiedz mi, czego ode mnie oczekujesz.
Spojrzała
na mnie zagubionym wzrokiem. Oswobodziłem już jej ręce, dlatego uniosła jedną i wierzchem
otarła oczy, wyraźnie zła na siebie za to, że i tym razem pozwoliła sobie
na słabość.
– Kiedy nie
wiem – wyznała szczerze. – Nie mam pojęcia. To się dzieje tak szybko… Gubię się
w tym, rozumiesz? Nie mam pojęcia, co czuję… – Spróbowała się oswobodzić z moich
objęć. Tym razem pozwoliłem jej na to, chociaż kiedy się odsunęła, miałem
wrażenie, że jestem pusty, jakby zabrała jakąś cząstkę mnie ze sobą. –
Potrzebuję… czasu. Proszę, po prostu pozwól mi to sobie poukładać –
powiedziała, oplatając się ciasno ramionami i stopniowo zwiększając
dystans między nami.
Znów chłód.
Odrobinę ocieplony i bardziej znośny, ale wciąż istniało między nami coś,
co odpychało ją ode mnie. Być może była to Heidi, być może śmierć jej rodziny –
nie miałem pojęcia, ale świadomość tego, że jeszcze długo nie będę mógł jej
nazwać moją, była aż nadto wyraźna i przytłaczająca. Chociaż była gdzieś
tam, dosłownie na wyciągnięcie ręki, ja wciąż nie mogłem jej mieść i to
akurat teraz, kiedy uświadomiłem sobie, że nade wszystko tego pragnę.
– Czas… – powtórzyłem
tępo. – Więc… No dobrze, potrzebujesz czasu. Niech będzie czas.
Spojrzała
na mnie z powątpieniem, prawdopodobnie podejrzewając, że zupełnie jej nie
rozumiem. Przez moment sądziłem, że powie cokolwiek więcej i jakoś mi to
wyjaśni, ale ona tylko skinęła głową i jeszcze bardziej się odsunęła.
Zacisnąłem dłonie w pięści, ledwo powstrzymując się od tego, żeby ponownie
nie wziąć jej w ramiona.
– Muszę
pomyśleć – powiedziała, po czym ominęła mnie pośpiesznie, jakby bojąc się, że
znowu ją zatrzymam.
Nie
zareagowałem, po prostu patrząc w milczeniu, jak oddala się ode mnie,
powoli zmierzając w stronę drzwi do zamku. Niby mogłem za nią pójść, bo
nie mogła zabronić mi powrotu, ale nie ruszyłem się z miejsca, zbyt
oszołomiony i skołowany tym, co dopiero co wydarzyło się między nami. Nie
tego się spodziewałem, poza tym do głowy nawet mi nie przyszło, że Renesmee
mogłaby wyciągnąć takie wnioski. I ja naprawdę chciałem, żeby to była jej
sprawa, bo…
– Demetri?
– Jej głos całkiem mnie zaskoczył. Natychmiast poderwałem głowę, uświadamiając
sobie, że dziewczyna stoi w progu i patrzy na mnie swoimi
przenikliwymi, brązowymi oczami. Znów miałem trudność z rozpoznaniem jej
emocji, ale przynajmniej jej oczy nie wyglądały teraz tak przerażająco pusto. –
Jeszcze raz dziękuję. No wiesz, za wieczór… A przynajmniej tę pierwszą
część – sprostowała, wyraźnie się przy tym plątając.
– Aha,
jasne… – mruknąłem. No proszę, a ja zawsze sądziłem, że to Felix jest
mistrzem błyskotliwych odpowiedzi.
Nessie
powoli skinęła głową.
– Możesz mi
jeszcze coś obiecać? – zapytała nagle. Potaknąłem, prawie tego nieświadomy i całkowicie
zaskoczony tym, że mogła mieć do mnie jakąkolwiek prośbę. Dopiero z opóźnieniem
uświadomiłem sobie, że mogłem jej pożałować, gdyby poprosiła mnie, żebym
trzymał się od niej z daleka. – Masz mnie tutaj znajdować… Proszę, nie
pozwól mi, żebym znowu się poddała, bo drugi raz tego nie przeżyję –
wyszeptała, wyraźnie przerażona.
Z tymi niezrozumiałymi słowami, ostatecznie zniknęła z zasięgu
mojego wzroku.
Hannah
Świta, kiedy słyszę pukanie do
drzwi. Nie spodziewam się nikogo, dlatego jestem co najmniej zdziwiona, kiedy
bez czekania na moją odpowiedź, drzwi otwierają się, a Renesmee wpada do
mojej komnaty. Wygląda blado, jakby nie spała przez całą noc, poza tym trzęsie
się tak bardzo, że przez kilka sekund mogę myśleć jedynie o tym, że to
niemożliwe, żeby ktokolwiek był w stanie drżeć do tego stopnia. Dopiero po
chwili jestem w stanie zrobić cokolwiek, więc podchodzę bliżej i cała
sztywnieję, kiedy dziewczyna wpada mi w ramiona. Czuję się co najmniej
dziwnie, bo nie do tego mnie przyzwyczaiła, nawet po naszej szczerej rozmowie w bibliotece,
ale chociaż jakaś cząstka mnie rozkoszuje się tym okazem zaufania, przede
wszystkim zaczynam się niepokoić.
Jej zapach
drażnię moje gardło, dlatego zmuszam się do tego, żeby działać szybko.
Właściwie na wpół prowadzę, na wpół niosę ją do najbliższego fotela
i posadziwszy ją w nim, zarzucam na nią koc. Dopiero wtedy odsuwam
się pod samo okno, starając się zachować jasność umysłu i nie ryzykować,
że przypadkiem ulegnę pokusie i zrobię jej krzywdę. Podobno i tak
radzę sobie całkiem dobrze, skoro do tej pory nie straciłam kontroli więcej niż
dwa razy, ale staram się o tym nie myśleć. Fakt, że Renesmee jest
pół-wampirzycą, sporo sprawę ułatwia, ale i tak czuję, że chwilą zawahania
mogę jej zrobić krzywdę, a tego nie zamierzam sprawdzać.
– Co się
stało? – pytam, chociaż nie jestem pewna, czy dziewczyna tego ode mnie
oczekuje.
Nie wiem
nawet, dlaczego przyszła właśnie do mnie, skoro wcześniej traktowała mnie
wrogo. Co prawda nasze relacje mocno się w ostatnim czasie poprawiły, a po
tym, jak pozwoliła mi wyciągnąć się na miasto, mogłam to nazwać niemal
koleżeństwem albo nawet zaczątkiem przyjaźni, ale nie spodziewałam się nawet,
że mogłaby być w stanie okazać mi chociaż odrobinę więcej zaufania. To
miłe zaskoczenie, chociaż jednocześnie czuję się osaczona, bo gdy zawiodę, może
to mieć jeszcze poważniejsze konsekwencje.
– Nie mogę
spać – przyznaje z wahaniem, sporo spóźniając się z odpowiedzią. I bez
dokładniejszych wyjaśnień wiem, że to jedynie wierzchołek góry lodowej
problemu, który faktycznie jest dokucza.
Spoglądam
na nią krytycznym wzrokiem i kręcę głową z niedowierzaniem. Patrząc
na jej blade policzki można odnieść wrażenie, że jest zupełnie inaczej.
– Ja bym
raczej powiedziała, że zaraz mi zemdlejesz – odpowiadam, jak zwykle w takich
sytuacjach, popisując się kompletnym brakiem taktu i skłonnością do
nadmiernej szczerości. To chyba najlepszy dowód na to, że coś jest ze mną nie
tak, a stereotypy o blondynkach są prawdziwe.
Renesmee
milczy, zwinięta w kłębek i zapatrzona w przestrzeń. Gdyby nie
to, iż dostrzegam, że oczy ma otwarte, pomyślałabym, że zasnęła. Wzdycham
zrezygnowana, po czym biorę kilka głębszych wdechów względnie świeżego
powietrza i decyduję się do niej podejść. Kucam przy fotelu, starając się
nie myśleć o pragnieniu i tym, że moje gardło wydaje się być palone
żywcem, jakby ktoś włożył mi tam rozpalony pogrzebacz. Po nocy w klubie,
wśród tych wszystkich ludzi, jestem całkowicie rozstrojona i jak nic
potrzebuję polowania, zanim będę do czegokolwiek przydatna.
– Okej, już
dobrze – mówię, starając się zabrzmieć bardziej profesjonalnie
i pociesznie. – Co się stało? Tylko nie mów mi, że chodzi o bezsenność,
bo nie jestem aż tak głupia – zastrzegam stanowczo, z marnym skutkiem
próbując ją rozbawić.
Kręci głową
i przez moment mam wrażenie, że wróciła ta uparta Renesmee, którą siłą
musiałam przekonywać do zwierzeń w bibliotece. Wtedy jednak dziewczyna
wyciąga rękę i – co jest ryzykowne, bacząc na mój mały staż jako
wampirzycy – bez wahania dotyka mojego policzka. Wiem o jej
umiejętnościach, ale nigdy dotąd nie miałam okazji doświadczyć go na własnej
skórze, dlatego w pierwszej chwili wzdrygam się, kiedy przed oczami stają
mi jej wspomnienia. Zauważam zniecierpliwienie na twarzy Nessie – jakże wyraźne
na tle przygnębienia i zagubienia, które są mi tak bardzo znajome – a potem
czuję, jak dziewczyna kładzie mi wolną rękę na ramieniu, żeby powstrzymać mnie
przed jakimkolwiek ruchem. Jej druga dłoń ponownie ląduje na moim policzku i tym
razem nie pozostaje mi nic innego, jak spokojnie siedzieć, kiedy zaczyna się
projekcja.
Co prawda
nie jest to najdziwniejsze doświadczenie w moim życiu, ale zdecydowanie
kwalifikuje się do czołówki. Co ciekawe, wcale nie przypomina to wyświetlania
filmu, jak początkowo sobie wyobrażałam; ja naprawdę widzę wszystko jej oczami,
czując i myśląc dokładnie to samo, co Renesmee w tamtym momencie.
Moje oczy rozszerzają się, kiedy dostrzegam, co wydarzyło się po wyjściu
dziewczyny z klubu. Pośpiesznie odsuwam jej rękę, woląc nie zastanawiać
się nad tym, co łączy Demetriego i Heidi, i czy ta ciemnowłosa szmata
zamierza popisać się czymś tak niesmacznym, jak zrobienie komuś loda.
Renesmee
krzywi się w odpowiedzi na moją reakcję i ponownie przykłada mi dłoń
do twarzy, tym razem jednak zmieniając scenę i pokazując mi coś innego.
Wiem, że stara się skrócić wspomnienia na temat rozmowy w ogrodzie, ale
jest zbyt zdenerwowana, więc prawdopodobnie i tak widzę więcej niż mogłaby
sobie życzyć.
– Hannah –
spogląda na mnie bezradnie, wyraźnie nie mając już do całej sytuacji
cierpliwości – co ja mam teraz zrobić?
Nie mam
czasu, żeby w ogóle zastanowić się nad tym, co zobaczyłam albo że
dziewczyna w ogóle zdecydowała się przyjść do mnie po radę, co jeszcze
kilka tygodni temu wydawało się nieprawdopodobne.
– Ja… – zaczynam,
ale waham się. Co mam jej powiedzieć, żeby było dobrze? – To chyba zależy od
ciebie, kochanie. Czego tak naprawdę chcesz? – pytam, ostrożnie dobierając
słowa. Nigdy nie byłam dobra w takich rozmowach, zwłaszcza w udzielaniu
miłosnych porad.
– Kiedy ja
nie wiem! – obrusza się. – To jest właśnie problem, Hannah. Nie mam pojęcia,
czego właściwie chcę i co do niego czuje. Wiem jedynie, że to cholernie
boli… Dlaczego to tak musi boleć?
– Nie wiem
– odpowiadam szczerze i w tym momencie czuje się okropnie.
Tak wiele
rzeczy chciałabym jej powiedzieć, ale nie mogę albo nie potrafię. W tym
przypadku chodzi o to drugie, ale i tak czuję, że kolejny raz ją
zawodzę. Tak bardzo chce w czymkolwiek być pomocna, ale nie mam po temu
okazji. Och, gdybym mogła zrobić cokolwiek, przynajmniej jeśli chodzi o jej
rodzinę…
Gdybym
tylko potrafiła sobie przypomnieć.
Gdybym
tylko mogła sobie przypomnieć…
Rozdział napisany w zaledwie... dzień. Powiedzieć, że jestem z niego po prostu zadowolona, byłoby kłamstwem. Podoba mi się, nawet bardzo, chociaż ostateczną ocenę pozostawiam wam. Przy okazji dziękuję za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem, bo już po prostu mnie zaskakujecie. Witam wszystkich nowych czytelników i bardzo się cieszę, że tak szybko was przybywa.Specjalna dedykacja i podziękowania dla cudownej Aviesaline, która poświęciła swój czas i zrobiła dla mnie fantastyczny szablon, który od dzisiaj możecie podziwiać na blogu. Kochana, uwielbiam cię.Do szybkiego napisania,
Nessa.
Fajny rozdział.
OdpowiedzUsuńKom odemnie nie będzie długi, ponieważ zdołował mnie twój na moim blogu :/, chyba sama rozumiesz...
Pozdro i weny
POISON
P.S A teraz kilka wyjaśnień. Jeśli chodzi o informacje nie prosiłaś o to, więc Cię nie informowałam, a co do betowania odpowiedziałam, ale u sb, ponieważ nie chciałam zostawiać u cb Spamu
Ta też Cię bardzo przepraszam. Cóż moje pomysły zazwyczaj...zawsze tak się kończą :/
UsuńOMG!!!!Rozdział jest świetny! Prześwietny! Nic dodać nic ująć :D Podoba mi się baaaaardzo! :))
OdpowiedzUsuńChoć Po raz pierwszy się popłakałam czytając twojego bloga!!! Rozmowa między Ness a Demem - szokująca a zarazem przepięknie wpasowana w sytuację. Wzruszyłam się wyznaniami i tym iż Ness potrzebuje czasu- Oby Dem wytrwał i ułożyło się im:) Tak bardzo bym tego chciała aby oboje zaznali miłości:)Tak jak rodzice Ness:) Pisałam już Ci kiedyś, że masz ogromny talent, którego ci zazdroszczę w 100000%!!!!!!????
Co tu dalej napisać - już nie wiem bo nadal lecą mi łzy wzruszenie może nie tylko......?????!!!!!?????
Czekam na kolejny rozdział i BŁAGAM dodaj go szybko! :D Nie trzymaj mnie w niepewności :) Jeszcze musiałaś skończyć na takim momencie :) DLACZEGO?????? :))Pozdrawiam gorąco :**Niech wena będzie z TOBĄ!
Mam suche oczy - zmieniam się w wampira ;D
OdpowiedzUsuńPodobnie jak Asia - ja płakałam na LITT - ale to szczegół.
Rozmowa z Renesmee i Demetrim była naprawdę urzekające ;) nie potrafię znaleźć słów, które opiszą jak podoba mi się rozdział.
Widzę, że z Hannah robi się powoli przyjaciółka, ale nie jestem tego taka pewna. Mam nadzieję, że przyjaciółkami będą :3
Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział :) tylko błagam, nie każ czekać długo ^.^ Pozdrawiam, Bella
Dziękuje za dedykacje. Jesteś pierwszą osobą, która mnie uwielbia xD Co do szablonu, to ja nadal swojego zdania nie zmieniłam. Uważam, że mogłam zrobić lepszy i jak będę miała jakąś ciekawą koncepcję, to zrobię ci ładniejszy szablon, obiecuję (:
OdpowiedzUsuńNessie doszła do wniosków, które prawdopodobnie samabym wysnuła na jej miejscu. Fajnie, że Demetri próbował jej to wytłumaczyć. Jestem bardzo ciekawa, jak ta sprawa się potoczy.
Po za tym, nie lubię Hannah. Nie podoba mi się to, że Nessie zaczyna się z nią przyjaźnić. Prze wybaczyć, ja jestem na nie. Coś mi tu nie pasuje, tylko jeszcze nie wiem co, hahaha.
Pozdrawiam serdecznie.
Co do komentarza Aviesaline: "Po za tym, nie lubię Hannah. Nie podoba mi się to, że Nessie zaczyna się z nią przyjaźnić. Prze wybaczyć, ja jestem na nie. Coś mi tu nie pasuje, tylko jeszcze nie wiem co, hahaha."
UsuńMi osobiście też tu coś nie gra, ale to tylko moje przypuszczenia że ona skasowała sobie pamięć by kogoś jeszcze z Callenów chronić. Możliwe ,że ktoś z nich przeżył i mają wśród siebie osobę która maskuje ich zapachy lub zapach. Chciała bym aby oni jednak żyli. Ale to tylko moje marzenia i wszystko zależy od naszej kochanej autorki opowiadania Nessy:)
Pozdrawiam cię kochana serdecznie i jeszcze raz życzę dużo weny w pisaniu:)
ps. Słyszałam że powiadamiasz o nowych rozdziałach jeśli byś była tak miła i mnie też wciągnęła na listę nn: to mój meil: asiad18@gmail.com
z góry bardzo dziękuję:)
Och, tak blisko, blisko... Niebezpiecznie blisko, Asiu. Jeśli chodzi o dar Hanny, gratulację. Tylko kto powiedział, że musi kogokolwiek chronić? Nikt tak naprawdę nie wie, co tam się wydarzyło...
UsuńCóż, marzenia się spełniają. Albo po prostu robicie się zbyt spostrzegawczy.
Aviesaline, co ja poradzę, że Hannah miała być, jest i będzie jej przyjaciółką oraz jedną z czterech głównych bohaterek. Już ja się postaram, żebyś się do niej przekonała ;)
Nessa.
Hahaha, mogę wręcz powiedzieć, że porywasz się z motyką na słońce, bo jestem niebywale upartą osobą. Ale jestem ciekawa, co zdziałasz, więc nie mówię nie i z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały :)
UsuńNowy rozdział zapraszam na http://porcelana-bellaro.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że dopiero teraz, ale lenistwo nie boli :3
OdpowiedzUsuńRozdział... wow. Brak mi słów. Kilka łez poleciało.
Jak ja lubię perspektywę Demetriego ^^
Co do komentarza Asi, to byłoby epickie, jakby się okazało, że ktoś od Cullenów żyje.
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
A cóż ja dopiero Asi odpowiedziałam? =) Poza tym teraz już wiem, że ten pomysł jest epicki - dziękuję bardzo, chociaż miałam ochotę potrzymać was w niepewności zdecydowanie dłużej ^^
UsuńNessa.
Rozdział GENIALNY! Ach ....Jak ja uwielbiam te romantyczne scenki między Ness i Demetrim *.* Niestety obawiam się że Heidi zrobi jeszcze nie jedną scenę zazdrości :/
OdpowiedzUsuńNie będe sie rozpisywać, bo piszę z telefonu, ale wiedz że rozdział jest mega ! Nie dziwie sie, że jestes z niego zadowolona.
Cześć ;D
OdpowiedzUsuńMam ogromną przyjemność zaprosić Cię na nn
http://porcelana-bellaro.blogspot.com/
< nie wiem czy nadal chcesz czytać moją historię, jak coś pisz w kom>
Cuuudowny rozdział! Jak ja kocham twojego bloga! Niedawno na niego się natknęłam i muszę powiedzieć, że jest zajefajny xd
OdpowiedzUsuńPs.Nominowałam cię do Liebster Blog Awards i the Versatile Blogger Award szczegóły na milosc-ktora-przetrwa-wszystko.blogspot.com lub isabella-rosalie-i-jasper-volturi.blogspot.com
Nominowałam cię do Liebster Blog Awards i the Versatile Blogger Award szczegóły na http://desires-of-shadows.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńOMG rozdziały z perspektywy Demetriego !!! <333
OdpowiedzUsuńKocham ten blog =D
Wracam do Ciebie znowu. Czułem, że o czymś zapomnę w poprzednim komentarzu i chyba wychodzi na to, że będę komentował tak w tył już zawsze.
OdpowiedzUsuńTak więc, co do poprzedniego rozdziału to perspektywa F. stała się moją ulubioną. Co do tego to perspektywy H. się nie spodziewałem, choć być może ona pojawiła się już gdzieś wcześniej tylko ja po prostu o tym zapomniałem.
Co do Panny ZrobięCiLoda to sądzę, że te soczewki, które zamieniły jej kolor oczku na fioletowy, to był zamierzony efekt. Ona lubi być w centrum uwagi, lubi przyciągać wzrok. Przynajmniej takie moje zdanie.
Co do R&D to póki co daruję sobie ocenę, ale podoba mi się w R. to, że jej emocje i stan w jakim się znajduje mają wpływ na to wyświetlanie wspomnień. To nadaje jej takiej ludzkości i też wampirzego braku kontroli, bo (o ile nie pomyliłem z "Pamiętnikami Wampirów") w "Zmierzchu" chyba była wzmianka o tym, że oni odczuwają mocniej od ludzi.