Renesmee
Nerwowo
spojrzałam na wiszący na ścianie zegar. Wskazówki nieubłaganie zbliżały się do
godziny dziewiątej wieczorem, a tym samym do momentu, kiedy powinnam
spotkać się z Demetrim u stóp głównych schodów. Nie mogłam uwierzyć w to,
jak nieubłaganie szybko płynął czas, chociaż już niejednokrotnie doświadczyłam
jego kaprysów. To zresztą nie było jedynie niezwykłe, czasem irytujące
zjawisko, ale to już była inna sprawa i rozmyślałam nad nią już tyle razy,
że tej nocy mogłam dać sobie spokój.
Sama nie byłam pewna, czego tak naprawdę chcę. Bal
Bożonarodzeniowy nie był szczytem moich marzeń, bo wiązał się z tym, co
najbardziej mnie zniechęcało: tańcem, sukienkami oraz znajdowaniem się w centrum
uwagi. Jedynie dla Demetriego zamierzałam tego wieczoru w ogóle ruszyć się
poza komnatę, teraz zresztą tym bardziej potrzebowałam okazji, żeby zająć czymś
myśli. Wciąż wracałam pamięcią do spotkania z Alistairem i chociaż od
dnia jego śmierci minął przeszło tydzień, tamta rozmowa uparcie nie dawała mi
spokoju. Co więcej, czułam się winna tego, że pozwoliłam Santiego wampira
zabić, ale co ta naprawdę miałam zrobić? Nie dość, że byłam całkowicie
oszołomiona, na domiar złego jego słowa całkiem wytrąciły mnie z równowagi
i sama już nie byłam pewna, co powinnam o tym wszystkim myśleć.
Moja rodzina…
Nie byłam pewna, co takiego wampir próbował mi przekazać,
ale chyba wolałam nigdy się nie dowiedzieć. Cullenowie byli martwi, a rozdrapywanie
jeszcze nie do końca zagojonych ran wydawało się masochizmem. Kiedy rozmawiałam
o tym z Demetrim, widziałam obawę w jego oczach, zwłaszcza kiedy
wspomniałam o tym, że Alistair próbował wyjaśnić mi, że Voleterra nie jest
mi przyjazna i powinnam jak najszybciej uciekać. Nie potrafiłam sobie tego
wyobrazić, bo z powodu Demetriego, Hanny i Felixa, miejsce to stało
się dla mnie namiastką domu i po prostu nie zamierzałam uwierzyć w to,
że którekolwiek z tej trójki byłoby zdolne do tego, żeby mnie skrzywdzić.
Alistair musiał być przewrażliwiony i chociaż jego intencje z pewnością
były dobre i podyktowane pomocą komuś, kto był powiązany z jego
przyjaciółmi, nie znaczyło to wcale, że miał rację. Wiedziałam przecież, jaką
opinię w świecie mieli Volturi i być może niektórzy faktycznie
wierzyli w to, że prędzej czy później podzielę los swojej rodziny, ale to
była tylko i wyłącznie ich sprawa. Musiałam w to wierzyć, żeby nie
postradać zmysłów, poza tym nie chciałam i nie mogłam pozwolić sobie na
wątpliwości, kiedy wszystko nareszcie zaczynało się układać.
No tak, ale to bynajmniej nie znaczyło, że cieszyłam się ze
śmierci wampira i tego, że na nią pozwoliłam. Co więcej, w jakimś
stopniu żałowałam, że przynajmniej nie spróbowałam go wysłuchać. Coś
podpowiadało mi, że w tamtym momencie popełniłam ogromny błąd, chociaż
starałam się to przekonanie usprawiedliwić tym, że po prostu do tego stopnia
tęskniłam za Cullenami, iż byłam wyczulona na jakąkolwiek wzmiankę o nich.
To była ciężka sytuacja, kiedy starałam się jednocześnie unikać, ale i pielęgnować
wspomnienia, ale powoli zaczynałam do tego przywykać i miałam nadzieję na
to, że kiedy ostatecznie zacznę normalnie funkcjonować.
Musiałam – dla siebie i dla Demetriego. A co
najważniejsze, musiałam to zrobić, żeby ostatecznie zaznać spokoju i zacząć
naprawdę żyć, zamiast kolejny raz ryzykować popadnięcie w otępienie. To
było trudne, ale nie niemożliwe i zdawałam sobie z tego sprawę.
Oni by tego chcieli.
A już na pewno Alice chciałaby, żebym poszła na ten
cholerny bal, dlatego nareszcie musiałam się zmobilizować. Już i tak byłam
lekko spóźniona i chociaż kiedyś słyszałam, że lekka zwłoka była wskazana
– zwłaszcza, kiedy na próbę wystawiało się ukochanego – wolałam nie ryzykować,
że nagle w moich drzwiach pojawi się Felix, który po raz kolejny wywlecze
mnie z pokoju siłą, zmuszając do pojawienia się w odpowiednim
miejscu.
Hannah oczywiście była chętna pomóc mi się przygotować, ale
odmówiłam. Byłam zdziwiona, kiedy dziewczyna usłuchała bez protestów, ale
najwyraźniej wciąż jeszcze zdradzałam przygnębienie spotkaniem z Alistairem,
skoro zdecydowała się mnie nie prowokować. Byłam jej za to wdzięczna, bo
potrzebowałam chwili na psychiczne przygotowanie do zbliżającego się wieczoru.
Dzięki temu zresztą mogłam uniknąć katowania makijażem i maltretowania
włosów, które z przyjemnością zostawiłam rozpuszczone. Jako ozdoba
wystarczyła mi biała sukienka, którą wraz z Hanną kupiłyśmy podczas
zakupów, kiedy to nomada zostawił mnie po raz pierwszy; nie potrzebowałam
niczego innego, pomijając złoty medalion od mamy z którym nie rozstawałam
się od momentu, kiedy Demetri go dla mnie naprawił.
Wywróciłam oczami, kiedy spojrzałam na czarne szpilki,
które podrzuciła mi Hannah. Już wcześniej przewidziałam, że przyjaciółka jednak
zdecyduje się targnąć na moje życie i byłam na to przygotowana. Odkładając
niebezpieczne obuwie na bok, żeby później oddać je prawowitej właścicielce,
niemal z ulgą nałożyłam na stopy czarne baletki. Płaska podeszwa
zdecydowanie bardziej mi odpowiadała, dlatego bez większego ryzyka i obaw
wyszłam na korytarz, wolnym ludzkim krokiem kierując się w stronę schodów.
Demetri już na mnie czekał, lekko zniecierpliwiony. Aż
westchnęłam, kiedy dostrzegłam go w idealnie skrojonym, doskonale czarnym
garniturze. Ciemne włosy jak zwykle miał w nieładzie, a zawadiacki
uśmiech przyprawił mnie o palpitacje serca. Niczym w transie zbiegłam
z ostatnich stopni, chcąc jak najszybciej znaleźć się przy nim i prawie
nie zwracając uwagi na dochodzący z Sali Tronowej gwar; najwyraźniej
uroczystość powoli się rozpoczynała, ale nie byłam tym faktem jakoś specjalnie
przejęta, przynajmniej na tę chwilę. Wątpliwości ogarnęły mnie dopiero później,
kiedy pojęłam, że zaraz znajdę się w otoczeniu zupełnie obcych mi
wampirów, ale usiłowałam o tym nie myśleć, żeby wszystkiego nie zepsuć.
– Cześć, piękna – wymruczał Demetri, lustrując wzrokiem
całą moją postać. W jego spojrzeniu było coś ta intensywnego, że jedynie
cudem się nie zarumieniłam. – I jak się czujesz? – zapytał, wyciągając
rękę w moją stronę.
– Przeżyję – odparłam wymijająco, postanawiając nie mówić
mu, że najchętniej wróciłabym z nim na górę i zabarykadowała się w jego
komnacie. Przecież były zdecydowanie ciekawsze i mniej publiczne rzeczy,
które mogliśmy robić razem.
Tropiciel zaśmiał się melodyjnie i mocniej ścisnął
moją dłoń. Jego śmiech wydawał się owijać wokół mnie, poza tym miał w sobie
coś uspokajającego, dzięki czemu trochę się uspokoiłam. Co prawda wciąż byłam
sceptycznie nastawiona do tego, co czekało na nas w Sali Tronowej, ale
mimo wszystko czułam się odrobinę lepiej.
– Możemy już iść? – poprosiłam, uświadamiając sobie, że od
kilku sekund oboje milczymy i wpatrujemy się w siebie nawzajem.
Demetri wciąż ściskał moją dłoń, palcami kreśląc jakieś wzory na jej wierzchu.
– Byle szybko, bo zaraz się rozmyślę.
– Jasne.
Poczułam się pewniej, kiedy Demetri wyuczonym gestem ujął
mnie pod rękę. Razem zeszliśmy po ostatnich stopniach, po czym skierowaliśmy
się wprost do Sali Tronowej. Rozglądałam się dookoła, zaintrygowana wyglądem
zamku. Już wcześniej zauważyłam, że na korytarzach paliły się przytwierdzone do
ścian kinkiety i że schody sprawiają wrażenie sztucznie oblodzonych, ale
nawet to nie robiło takiego wrażenia, jak pomieszczenie w którym się
znalazłam. Na moment zamarłam u boku Demetriego, niczym w transie
rozglądając się dookoła. Nie mogłam uwierzyć, że znajduję się w tym samym
pomieszczeniu, w którym doszło do tylu okropnych rzeczy, jak chociażby
śmierci czy torturowania przez Jane.
Tym razem Sala Tronowa sprawiała wrażenie jasnej i przestronnej.
Wzdłuż ścian ciągnęły się łańcuchy zieleni i jeszcze więcej świec, nic
jednak nie zrobiło na mnie aż tak wielkiego ważenia, jak ustawiona w kącie
ogromna, sięgająca niemal samego sufitu choinka. Nigdy nie widziałam aż tak
bogatych ozdób i tylu bombek; nie przypuszczałam nawet, że w Volterze
obchodzi się podobne uroczystości, ale podejrzewałam, że wszystko jest raczej z myślą
o zaprezentowaniu się i przypomnienia gościom o wpływach oraz
bogactwach Volturi. Pod sufitem dostrzegłam jeszcze więcej sztucznego śniegu i lodu,
pod ścianą zaś ciągnął się długi szwedzki stół. Zwłaszcza jego widok mnie
zaskoczył, kiedy zaś zorientowałam się, co musi znajdować się w zdobionych
złotem, porcelanowych naczyniach, coś przewróciło mi się w żołądku.
Aro, Marek i Kajusz zajmowali trzy trony na niewielkim
podwyższeniu. Cała trójka uważnie obserwowała napływających gości, wyraźnie na
coś czekając. Jedynie Marek obojętnie wpatrywał się w przestrzeń, ale
mogłabym przysiąc, że na widok mnie i Demetriego, jego wzrok stał się
bardziej przytomny, a kąciki warg drgnęły. Nie wyobrażałam sobie, żeby ten
z braci darzył mnie albo Demetriego jakimkolwiek pozytywnym uczuciem –
przecież chyba nic go nie obchodziło – ale nie mogłam być niczego pewna,
zwłaszcza po tym, jak pomógł Hannie i Felixowi, kiedy ci szukali sposobu
na ocalenie mnie przed Heidi.
– Ach, cudownie. – Aro rozpromienił się na widok
tropiciela. Kiedy znaleźliśmy się wystarczająco blisko, z typową dla
wampirów gracją zerwał się z miejsca i ruszył w naszą stronę. –
Bardzo się cieszę, że Demetriemu udało się cię przekonać do wyjścia z pokoju.
Sądzę, że wiele osób byłby rozczarowanych, gdybyś się nie pojawiła – stwierdził
z przekonaniem, którego bynajmniej nie podzielałam.
– Tak… Ja też bardzo się cieszę – skłamałam, nie mając
lepszego pomysłu; czułam się niezręcznie i jedynie obecność Demetriego
miała w sobie coś pocieszającego.
W towarzystwie zawsze czułam się źle, zwłaszcza kiedy
stawałam się obiektem zainteresowania. Tak było zwłaszcza w tym miejscu,
kiedy wraz z upływem czasu, zaczęło nas otaczać coraz więcej obcych mi
wampirów. Czułam się osaczona i przez cały czas miałam świadomość tego, że
każdy mój ruch i najdrobniejszy gest jest obserwowany, analizowany i oceniany
przez właścicieli dziesiątek par rubinowych oczu. Trzymałam się blisko
Demetriego, mając nadzieję, że zapach mojej krwi skutecznie zostanie
zamaskowany przez słodycz bijąca od wampirów, ale nawet jeśli tak było, ciężko
było nie zauważyć jedynej żywej istoty w całym towarzystwie, więc tak czy
inaczej pozostawałam pod obstrzałem zaciekawionych spojrzeń.
W wieczorowych strojach wszyscy wyglądali równie obco, co i niezwykle.
Czułam się okropnie, kiedy patrzyłam na wszystkie te olśniewające wampirzyce,
których idealne ciała były podkreślone doskonale dobraną, bez wątpienia drogą
kreacją. Suknia, którą znalazła dla mnie Hannah, również była piękna i może
nawet przebijała swoim urokiem wszystkie inne, ale zdecydowanie lepiej leżałaby
na jakiejkolwiek wampirzycy niż na mnie. Tym bardziej niezrozumiałe dla mnie
było to, że wielu przedstawicieli przeciwnej płci ogląda się za mną z zainteresowaniem,
które bynajmniej niewiele miało wspólnego z moim pochodzeniem albo tym, że
nosiłam nazwisko Cullen. Nachmurzona mina Demetriego jedynie potwierdzała moje
przypuszczenia, wprawiając mnie w tym większą konsternację, bo
jakiekolwiek pożądliwe spojrzenia nie miały dla mnie sensu.
Mniej więcej kwadrans po naszym przybyciu, Aro oficjalnie
zajął miejsce w centralnym punkcie sali, ściągając na siebie uwagę
zebranych. Również on wyglądał tej nocy jakoś inaczej, odziany w aksamitnie
czarną sięgającą ziemi pelerynę, która nadawała mu swego rodzaju dostojnego
wyglądu. Mimo wieku był przystojny i chcąc nie chcąc musiałam to przyznać,
nawet jeśli czułam się z tą myślą dziwnie.
– Moi drodzy, nie zamierzam długo przeciągać, bo i tak
nigdy nie macie dość cierpliwości, żeby wysłuchać mnie do końca – zapewnił z entuzjazmem
władca; gdzieś rozległy się ciche śmiechy, ale nie byłam zainteresowana tym do
kogo należały głosy. – Wszyscy jesteście tutaj na zaproszenie moje i moich
braci, dlatego nie pozostaje mi nic innego, jak zwyczajowo życzyć wam udanej
zabawy. Mam nadzieję, że zabawicie u nas aż do rana, a może jeszcze
dłużej!
Osobiście wolałam, żeby większość z nich wyniosła się
jeszcze tej nocy, ale chyba nie miałam na co liczyć. Sama zamierzała łam
ewakuować się do komnaty przed wybiciem północy, w duchu licząc na to, że
Demetri będzie z takiego kompromisu zadowolony. Na całe szczęście ratowało
mnie to, że potrzebowałam regularnego snu i chociaż wątpliwe było, żebym
tego wieczoru położyła się wcześnie, zamierzałam wykorzystać zmęczenie jako
pretekst do wyciągnięcia ukochanego do komnaty i zakończenia tej farsy.
Kiedy rozległy się pierwsze takty walca, cała
zesztywniałam, pragnąc uciec gdzie pieprz rośnie. Taniec był jedną z przyczyn,
dla których unikałam jakichkolwiek uroczystości, więc i tym razem nie
zamierzałam tak łatwo wyciągnąć się na parkiet. Powoli zaczęłam się wycofywać,
obserwując jak Sulpicia i Athenodora wirowały w objęciach swoich
partnerów, jak zwykle piękne i pełne gracji. Pierwszy raz widziałam Aro i Kajusza
w takiej sytuacji, przez co poczułam się tym dziwniej, że obaj wydawali
się naprawdę rozluźnieni. Poruszali się niemal jak zawodowcy, a w ich
tańcu i zachowaniu nie było niczego sztucznego, jak mogłabym się
spodziewać; wyglądało to tak, jakby naprawdę dobrze się bawili i poczułam
się trochę winna tego, że bezustannie spoglądałam na nich tak, jakbym
podejrzewała, że wiecznie są nieszczerzy. To zabawne, ale nawet po tylu
miesiącach w tym miejscu, wciąż nie do końca oswoiłam się z myślą, że
przebywając w swoim towarzystwie, Volturi byli po prostu klanem wampirów,
dokładnie takim samym, jak każdym innym; tworzyli związki, mieli przyjaciół i czasami
potrzebowali chwili wytchnienia albo okazji do zabawy.
– Nessie? – Głos Demetriego wyrwał mnie z zamyślenia.
Jego ton sprawił, że na moment zesztywniałam i ze sporym opóźnieniem
spojrzałam wprost w błyszczące oczy ukochanego, instynktownie czując, co
takiego za chwilę usłyszę.
– Tak? – Starałam się udawać obojętną, ale w odpowiedzi
wampir i tak tylko parsknął śmiechem, dobrze rozpoznając moje podejście. –
Dobrze się bawisz mim kosztem? – zapytałam naburmuszona, chociaż zdawałam sobie
sprawę z tego, że tropiciel i tak udobrucha mnie szybciej niż
mogłabym sobie tego życzyć.
– Bardzo dobrze – zapewnił. – Ale byłoby lepiej, gdybyś
jednak bez protestów zdecydowała się ze mną zatańczyć – dodał i wciąż się
uśmiechając, zachęcająco wyciągnął dłoń w moją stronę.
Rzuciłam mu błagalne spojrzenie, ale nawet nie zwrócił na
mnie uwagi, dalej spoglądając w moją stronę wyczekująco. Westchnęłam
zrezygnowana, jednocześnie dając za wygrana i pozwalając wyciągnąć się na
parkiet. Nie potrafiłam tańczyć, a przynajmniej nie walca, przez co miałam
jeszcze bardziej irytujące wrażenie, że wszyscy się we mnie wpatrują, gotowi
wyśmiać moja nieporadność. Oczywiście to nie była prawda, a jedynie moja
wyobraźnia, ale i tak zadręczałam się jeszcze dłuższą chwilę,
zaniepokojona do tego stopnia, że przez kilka sekund miałam problem z utrzymaniem
równowagi i omal nie potknęłam się o własne nogi. Demetri roześmiał
się, kiedy poleciałam do przodu, dosłownie wpadając mu w ramiona, po czym z uśmiechem
zadowolenia przygarnął mnie do siebie, zamykając w swoich silnych
ramionach. Wtuliłam się w niego, pod jego dotykiem rozluźniając się
momentalnie, pamięcią zaś wróciłam do tamtej niezwykłej nocy moich urodzin,
kiedy tańczyliśmy po raz pierwszy, ruszając się do sobie tylko znanej melodii.
Co prawda zwieńczenie tamtych chwil okazało się najgorszym, jakie mogłam sobie
wyobrazić, ale zdołałam w pełni odciąć się od złych wspomnień,
koncentrując się wyłącznie na tych, które były mi drogie.
Demetri prowadził mnie pewnie i z taką wprawą, że
prawie natychmiast uchwyciłam rytm. Poddałam się instynktowi i ruchom
ukochanego, pozwalając mu przejąć kontrolę. Przy nim czułam się bezpieczna i lekka,
jakimś cudem też zdołałam zapomnieć o swoich obawach oraz o tym, że
przecież nie lubię publicznych miejsc. Co więcej, nagle zapragnęłam, żeby
wszyscy na nas patrzyli, zwłaszcza na mojego partnera, który poruszał się
niczym zawodowy tancerz. Zapatrzona w jego rubinowe oczy oraz idealne,
zapadające w pamięć rysy twarzy, kolejny raz nie mogłam uwierzyć, że
wszystko naprawdę miało szanse na to, żeby jakkolwiek się jeszcze ułożyć i że
jesteśmy razem. Dzięki Demetriemu zaczynałam odnajdywać zagubione przed
miesiącami szczęście, to zaś powoli zaleczało rany, które śmierć bliskich
zadała mojemu sercu.
W tamtym momencie poczułam się piękna i pewna siebie.
To, jak na moje ciało wpływał dotyk Demetriego, wydawało się wręcz niesamowite –
było niczym magia, chociaż nawet jako pół-wampirzyca nie wierzyłam w czary.
W jakiś niezwykły sposób staliśmy się jednością, a ja przez ułamek
sekundy pragnęłam zignorować wszystko i wszystkich, i nieczuła na
obecnych gości, pocałować Demetriego prosto w usta. Zwykle nie
okazywaliśmy swoich uczuć publicznie i to przede wszystkim przez wzgląd na
mnie (tropiciel nie miał takich oporów), ale tej nocy pragnęłam zrobić wyjątek
– a może nawet pozwolić sobie na coś więcej.
Na ustach Demetriego pojawił się dobrze mi znany,
zawadiacki uśmiech, zupełnie jaki wampir wiedział, co takiego chodzi mi po
głowie. Wprawnie zmuszając mnie do wykonania wdzięcznego piruetu, pociągnął
mnie za rękę na tyle stanowczo, że ze śmiechem raz jeszcze wpadłam mu w ramiona.
Jego uścisk zacieśnił się, jednak wciąż był na tyle delikatny, że bez trudu
mogłam łapać oddech, którego z jakiegoś powodu wciąż mi brakowało.
Dyszałam ciężko, zupełnie jakbym dopiero co przebiegła maraton, obrazy zaś
rozmazywały mi się przed oczami, ale nie tak jak w chwilach, kiedy
traciłam przytomność. Byłam dosłownie pijana szczęściem, chociaż to
stwierdzenie brzmiało dziwnie i trochę zabawnie.
Demetri uśmiechnął się pewniej, po czym nachylił się w moją
stronę. Zatrzepotałam powiekami, oszołomiona i zdecydowałam się zamknąć
oczy, zamierając w oczekiwaniu na zbliżający się pocałunek, kiedy…
Muzyka przestała grać ta nagle, że oboje machinalnie
zamarliśmy. Otworzyłam oczy i spojrzałam na Demetriego mało przytomnym
wzrokiem, lekko oszołomiona. Demetri również mi się przyglądał, jego mina zaś
zdradzała rozczarowanie; żałował, że nie wykorzystał okazji, a i ja czułam
lekki niedosyt, bo zdążyłam już wyobrazić sobie muśnięcie lodowatych warg.
Teoretycznie wciąż mogliśmy się pocałować, ale wraz z końcem tańca, czułam
się tak, jakbym została wyrwana z głębokiego snu i na powrót wróciłam
do rzeczywistości. Speszyłam się nagle tą nagła bliskością, po czym w pośpiechu
odsunęłam, uśmiechając się figlarnie i czując, że policzki palą mnie żywym
ogniem. Demetri wywrócił oczami i spróbował mnie przetrzymać, wtedy jednak
bardziej stanowczo oswobodziłam się z jego objęć, jasno dając mu do
zrozumienia, że mimo wszystko czuję się w tym miejscu niezręcznie. Nie
mogłam zapomnieć, że dla niektórych widok nas jako pary mógł okazać się sporym
szokiem, poza tym obawiałam się, że kiedy nasze usta się spotkają, możemy
pozwolić sobie na zdecydowanie zbyt wiele i to na oczach w znamienitej
większości obcych mi osób. Nigdy nie byłam zwolenniczką takiej obojętności i odwagi,
jaką prezentowali nawet w publicznych miejscach Rosalie i Emmett, i chociaż
bardzo za nimi tęskniłam, za nic w świecie nie chciałam się do nich pod
tym względem upodabniać. Co więcej, chciałam jak najdłużej żyć w przekonaniu,
że jestem jedyna i wyjątkowa, a mój związek z Demetrim
zdecydowanie wykracza poza pociąg fizyczny, który zwykle przyciągał ja do
licznych kobiet, które miał przede mną.
Tropiciel westchnął, po czym chwycił mnie za rękę.
Uśmiechnęłam się z wdzięcznością, w tamtym momencie nawet nie zdając
sobie sprawy z tego, jak bardzo miałam żałować tego, że nie
wykorzystaliśmy tego momentu najlepiej, jak tylko było to możliwe.
– Och, Renesmee… – Demetri spojrzał na mnie z czułością.
– Dlaczego musisz mi to robić w tym momencie? – zapytał i chociaż
chciał zabrzmieć na urażonego, do jego głosu i tak wkradło się
rozbawienie.
– A co ja robię? – zapytałam z przekąsem, pragnąc
skłonić go do udzielenia odpowiedzi. Lubiłam się z nim drażnić, zwłaszcza w sytuacji,
kiedy patrzył na mnie w ten specyficzny sposób, zdradzający narastające
pożądanie. Sama również go pragnęłam i coraz częściej uciekałam myślami do
rozmowy z Hanną, kiedy dziewczyna sugerowała mi, że między nami nareszcie
mogłoby do czegoś dojść.
– Sama najlepiej wiesz – odparł Demetri nieco zachrypniętym
tonem. – To znaczy…
Reszta jego wypowiedzi najzwyczajniej w świecie mi
umknęła, kiedy drzwi Sali Tronowej uchyliły się po raz kolejny.
Nikt nie zwrócił większej uwagi na przybyłych – nikt z wyjątkiem
mnie i serce omal mi nie stanęło, kiedy uważniej przyjrzałam się
przybyszom. Nie pamiętałam już nawet, kiedy ostatni raz miałam okazję spojrzeć
na kogoś, kogo oczy były złote i w pierwszej sekundzie po prostu zatonęłam
w złotych tęczówkach czwórki nieśmiertelnych. Tanya i Kate wyglądały
niezwykle pięknie, obie w wieczorowych sukniach – kolejno srebrzystej i ciemnogranatowej.
Tuż za nimi pojawiła się ciemnowłosa Carmen, czule obejmowana przez nieufnie
rozglądającego się dookoła Eleazara. Ta dwójka spędziła w Volterze dość
czasu, żeby czuć się w Volterze nieswojo i może nawet obawiać się tej
wizyty. Również oni prezentowali się znakomicie, oboje ubrani na czarno, co
podkreślało cechy ich hiszpańskiej urody, zwłaszcza ciemne włosy.
Niczym w transie obserwowałam, jak czwórka wampirów
szybkim krokiem przemierza salę, starając trzymać się na uboczu. Zauważyła, że
oczy Tanyi pociemniały, kiedy jej wzrok spoczął na Aro i Kajuszu, po
chwili jedna odwróciła głowę. Kate zacisnęła dłoń na ramieniu siostry, być może
nawet rażąc ją lekko
prądem, bo blondynka skrzywiła się nieznacznie i pokiwała głową. Obie
Denalki wyglądały na przygnębione, ja zaś jak przez mgłę przypomniałam sobie
moment, kiedy na oczach nas wszystkich Volturi zamordowali ich siostrę, Irinę.
Byłam wtedy dzieckiem i większość wspomnień sprzed osiemnastu lat okazała
się zamazana oraz chaotyczna, ale tamten moment był na tyle szokujący, że na
dobre zachował się w mojej wampirzej pamięci.
Czułam, że zaczynam drżeć, chociaż starałam się jakoś nad
tym zapanować. Coś wydawało się popychać mnie do przodu, nakazując podbiec do
przybyłych i rzucić się pierwszej napotkanej osobie w ramiona, ale
jednocześnie nie byłam do tego zdolna. Wrażenie było takie, jakbym została
dosłownie wmurowana w ziemię, oszołomiona i niezdolna do
jakiegokolwiek ruchu. Podobnie czułam się przy Alistairze, kiedy jednocześnie
chciałam i bałam się usłyszeć to, co pragnął mi powiedzieć. Tym razem
sytuacja była o tyle złożona, że Denalczyków traktowałam niemal jak daleką
rodzinę, co jedynie wszystko komplikowało, bo od samego początku bałam się z nimi
spotkać. Bałam się wspomnień, pocieszania i tego, jak czułabym się, gdybym
zdecydowała się zamieszkać z nimi na Alasce albo została zmuszona do
rozmowy na temat tego wszystkiego, co się wydarzyło. Nawet teraz byłam tą
perspektywą przerażona i chociaż pragnęłam poczuć się jak dawniej,
wpadając w ramiona którejś z przyszywanych ciotek, jednocześnie nie
wyobrażałam sobie tego momentu. Moje dawne życie przypominało piękny sen,
przerwany przez brutalną rzeczywistość i nie sądziłam, żebym była zdolna
do niego wrócić.
Stałam, bijąc się z myślami i wciąż wpatrując się
w nieznajomych. W tej samej sekundzie, Tanya odwróciła głowę i spojrzała
wprost na mnie – a potem obojętnie odwróciła się i wraz z resztą
Denalczyków poszła dalej. To było gorsze niż nawet najtrudniejsza rozmowa i potrzebowałam
dłuższej chwili, żeby w pełni uprzytomnić sobie to, co się przed chwilą
wydarzyło.
Tanya mnie widziała, a jednak nawet nie zwróciła na
mnie uwagi, zupełnie jakbym była powietrzem albo… kimś obcym. Ból, który w tamtym
momencie poczułam, był okropny, ale wydawał się niczym porównaniu z cierpieniem, którego
doświadczyłam, kiedy straciłam wszystkich na których mi zależało. Mimo tego
zachwiałam się lekko, całkiem wytrącona z równowagi i cofnęłam się o krok,
wpadając na Demetriego. Tropiciel otoczył mnie ramionami, wyraźnie
zaniepokojony, ale przede wszystkim zdezorientowany.
– Co się dzieje? – zapytał, chyba dopiero teraz
uświadamiając sobie, że nie tyle się zamyśliłam, co wręcz byłam przerażona. –
Renesmee, wszystko w porządku? – zapytał mnie dla pewności, delikatnie
odprowadzając mnie na bo. Wciąż mocno mnie podtrzymywał, chcąc mieć pewność, że
nagle nie zasłabnę ani nie zemdleję.
– Widziała mnie… – wydukałam, ledwo zmuszając się do
wypowiedzenia kolejnych słów. – Widziała mnie, a jednak… Widziała mnie… – Na
nic więcej nie było mnie w tym momencie stać.
– Kto? – Demetri zmarszczył brwi.
Kręcąc głową, powoli odwróciłam się w stronę
ukochanego, stając do niego przodem. Cały czas trzymał mnie w swoich
objęciach, ale prawie nie byłam tego świadoma.
– Tanya – powiedziałam słabym głosem. – Tanya mnie
widziała, a jednak nawet do mnie nie podeszła. Zachowywała się tak, jakby
mnie nie było i…
– Cii… – Demetri potarł moje ramię, bo dostałam gęsiej
skórki, chociaż sama nie byłam pewna czy to przez temperaturę jego ciała, czy
przejmujący chłód, który wypełnił mnie całą, w momencie kiedy dostrzegłam
Denalczyków. – Może po prostu cię nie rozpoznała. Nessie, minęło pół roku. Może
się mylę, ale z pewnością sporo zmieniło się od tamtego czasu, poza tym
niekoniecznie musiała się spodziewać ciebie w tym miejscu.
Jego wyjaśnienia nie do końca mnie przekonywały, ale mimo
wszystko brzmiały sensownie. Przynajmniej ja chciałam w nie uwierzyć,
dlatego pokiwałam głową, starając się rozluźnić i poddać kojącym
właściwościom obejmujący mnie ramion. Demetri musiał mieć rację, a Tanya
po prostu mnie nie rozpoznała albo…
– Chcesz pójść i spróbować z nimi porozmawiać? –
zapytał mnie tropiciel poważnym tonem. Gdzieś w tle leciał kolejny
taneczny kawałek, dzięki czemu nikt nie zwracał na nas uwagi. – Jestem pewien,
że wszystko się ułoży, kiedy…
Ktoś chrząknął znacząco za naszymi plecami. Oboje
wzdrygnęliśmy się, zaskoczeni, po czym odskoczyliśmy od siebie, jakbyśmy
zostali co najmniej przyłapani na jakimś niestosownym zachowaniu. Zarumieniłam
się i spięłam, tym bardziej, kiedy uświadomiłam sobie, że to Kajusz.
Wampir spoglądał na mnie jakoś dziwnie, a jego oczy błyszczały,
przyprawiając mnie o nagły atak paniki.
– Czy przypadkiem wam nie przeszkadzam? – odezwał się
nieśmiertelny. Głos miał zaskakująco spokojny i przesadnie wręcz uprzejmy,
co bynajmniej do niego nie pasowało.
– Nie… – Demetri spojrzał na wampira lekko zdezorientowany.
– Czy coś się stało, panie? – dodał oficjalnym tonem, jak zwykle okazując
członkom trójcy należny szacunek.
Kajusz spojrzał na niego w taki sposób, jakby
zastanawiał się, co tropiciel jeszcze w tym miejscu robi. Miałam nadzieję,
że nie każe mu odejść, bo bynajmniej nie miałam ochoty na to, żeby zostać sam
na sam z tym wampirem.
– Absolutnie nic, Demetri – zapewnił Kajusz, rzucając
podwładnemu przelotne spojrzenie. – Pomyślałem sobie po prostu, że może twoja
urocza partnerka zechciałaby ze mną zatańczyć? – oznajmił, a mnie
dosłownie zamurowało.
– Ale…
Kajusz patrzył na mnie wyczekująco.
– To przecież tylko jeden taniec, moja droga – powiedział i może
gdybym go nie znała, uwierzyłabym, że w istocie chodziło mu tylko o to.
– Więc? Sądzę, że wypadałby przynajmniej odpowiedzieć – ponaglił mnie, wciąż
jednak zachowywał spokojny, niemal przyjacielski ton głosu.
– Ja… – Spojrzałam na Demetriego błagalnie, ale ten tylko
bezradnie wzruszył ramionami. – Tak, panie. Bardzo chętnie – skłamałam i to
tak nieudolnie, że nikt by mi nie uwierzył, ale Kajuszowi to wystarczyło.
Posłusznie ujęłam lodowatą dłoń
wampira i wyszłam z nim na parkiet. Ledwo powstrzymywałam się od
nerwowego rozglądania po Sali Tronowej, w poszukiwaniu Denalczyków.
Najwyraźniej Tanya i jej rodzina musieli poczekać. Nie byłam z tego
zadowolona, ale nie pozostawało mi nic innego, jak cierpliwie znosić kolejny
taniec – w końcu rozmawiać mogłam dużo później.
Felix
Krążyłem
bez celu po Sali Tronowej, ze znudzeniem rozglądając się dookoła. Odkąd Demetri
znalazł sobie partnerkę, nie mogłem na niego liczyć, jeśli chodziło o bal i niezobowiązujące
flirty z dziewczynami. Nie miałem zresztą na to najmniejszej ochoty, chociaż
sam nie wiedziałem, dlaczego nagle mam jakikolwiek opór, jeśli chodziło o kobiety.
Kiedyś nie robiło mi to różnicy, ale teraz czułem się trochę dziwnie, tym
bardziej, że moje myśli przez cały czas uciekały w stronę Hannah…
Hannah, której nigdzie nie było.
Dostrzegłem Demetriego i Renesmee, ale ci zajmowali
się sobą, wirując w jakimś szalonym tańcu. Mimowolnie uśmiechnąłem się,
widząc szczęście tej dwójki. Zwykle nie widzieli świata poza sobą i to
było fantastyczne, chociaż momentami strasznie mnie irytowało. Niestety,
dziewczyna zwykle zmieniała faceta, a już na pewno takiego jak Demetri,
który nie był przyzwyczajony do tego, żeby od kogokolwiek zależeć. Byłem
zdziwiony, że w tej sytuacji jakkolwiek sobie radzili, ale nie
komentowałem tego, woląc nie znajdować przyczyn do kłótni o coś, co nie
miało dla mnie żadnego znaczenia. Chciałem szczęścia tej dwójki, obojętnie jak
dziwnie to brzmiało i nawet jeśli sam nie rozumiałem, skąd nagła troska o kogokolwiek,
zwłaszcza o dziewczynę, która osiemnaście lat wcześniej mogła stać się
ofiarą któregokolwiek z nas.
Drzwi do Sali Tronowej otworzyli się, a do środka
weszli nie kto inni, ale właśnie przedstawiciele klanu wampirów z Denali.
Cóż, najwyraźniej Kajuszowi nie udało się przekonać Aro, co nawet mnie
cieszyło, chociaż kiedy zobaczyłem minę Renesmee, zrobiło mi się jej trochę
żal. Wahałem się, czy nie powinienem dołączyć do niej i Demetriego, ale
kiedy ta dwójka zaczęła dosłownie rozpływać się w swoich ramionach,
ostatecznie zrezygnowałem z tego pomysłu. Troje to już tłok, przeszło mi
przez myśl, a na moich ustach pojawił się nieco gorzki uśmiech.
Najwyraźniej niż nikomu nie byłem potrzebny, a przynajmniej takie miałem
wrażenie, błąkając się bez celu i szukając sobie jakiegoś zajęcia.
Właściwie wyczułem niż usłyszałem Hannę, kiedy ta nareszcie
pojawiła się w sali. Odwróciłem się w odpowiednim kierunki,
zastanawiając, dlaczego, do diaska, jestem tak czuły na zapach i obecność
dziewczyny, ale wszelakie myśli wyleciało z mojej głowy, kiedy nareszcie
dostrzegłem smukłą wampirzycę.
Już wcześniej – oczywiście bardzo niechętnie – musiałem
przyznać, że wampirzyca jest piękna, nawet jak na nieśmiertelną. Teraz również
zwróciłem uwagę na jej urodę, podkreśloną idealną, przylegającą do ciała
sukienką. Dziewczyny chyba mówiły na ten krój „mała czarna”, a przynajmniej
tak mi się wydawało, bo kompletnie nie znałem się na modzie. Jasne włosy jak
zwykle miała w nieładzie, ale to jedynie dodawało jej uroku i przyłapałem
się na tym, że najchętniej założyłbym jej jakiś zabłąkany kosmyk za ucho albo
przynajmniej musnął palcami jej biodro, żeby upewnić się, czy materiał sukienki
naprawdę jest tak delikatny i aksamitny, jak się wydawał. Miałem doskonały
wgląd na smukłą szyję i odsłonięte ramiona dziewczyny oraz na długie,
idealne nogi, optycznie wydłużone przez czarne szpilki. Hannah wiedziała, co
zrobić, żeby wzbudzić zainteresowanie i nie było co do tego najmniejszych
wątpliwości.
Odrobinę rozmarzony, przeniosłem wzrok na twarzy dziewczyny
– i w tamtym momencie czar prysł, bo przerażone spojrzenie dziewczyny
absolutnie nie pasowało do postaci wampirzej bogini, którą w niej
widziałem.
– Co się stało? – zapytałem, ale Hannah nie odpowiedziała,
tylko chwyciła mnie za ramię i stanowczo pociągnęła za sobą. – Hej,
dziewczyno, wyluzuj. Co…?
– Cicho – przerwała mi spiętym tonem. – Chodź szybko, zanim
zwrócimy na siebie uwagę. Musisz mi pomóc, Felixie – oznajmiła, a mnie
uderzyło to, że zwróciła się do mnie po imieniu, zamiast kolejny raz irytować
tym swoim „Felutkiem”.
Zacisnąłem usta w wąską linijkę, zaniepokojony, po
czym stanowczo wyswobodziłem się z uścisku wampirzycy, żeby przestała mnie
ciągnąć. Przynajmniej zrozumiała moje intencje i razem wyszliśmy z Sali
Tronowej, zwracając zdecydowanie mniej uwagi, niż kiedy dziewczyna ciągnęła
mnie brutalnie za sobą. Hannah natychmiast ruszyła w głąb korytarza i dopiero
pokonawszy kilka metrów, kiedy upewniła się, że nikt nas nie podsłucha ani nie
zobacz, zwolniła i zatrzymała się. Cały czas podrygiwała nerwowo, nie
mogąc ustać w miejscu i aż trzęsąc się ze zdenerwowania. Rozpraszała
mnie tym, ale to w tym momencie było najmniej istotne.
– Chodźmy tutaj – zasugerowałem i podszedłem do
ściany, czym zasłużyłem sobie na pełne powątpienia spojrzenie dziewczyny.
Ignorując ją, odnalazłem niewielkie wgłębienie pomiędzy cegłami, po czym
stanowczo pociągnąłem za ukrytą klamkę, ukazując jedno z sekretnym
przejść. Oczy Hanny rozszerzyły się, ale nie skomentowała tego ani słowem,
przynajmniej do momentu, kiedy nie znaleźliśmy się w korytarzu, a ja
nie zamknąłem przejścia. – Jest tutaj kilka takich miejsc. No wiesz, to
przecież siedziba wampirów – powiedziałem, chcąc ją rozbawić, ale wyszło mi to
dość marnie.
Hannah rozejrzała się krótko po korytarzu, o którym
wiedziałem, że był inną drogą do kanału, którym nie raz wracaliśmy z miasta
do lobby. Zapadła chwila ciszy, kiedy po prostu patrzyliśmy na siebie w ciemności,
a potem dziewczyna bez ostrzeżenia jęknęła i osunęła się po ścianie
na ziemię, ukrywając twarz w dłoniach. Nie mogła płakać – nie jak człowiek
– ale i ta poczułem się cholernie niezręcznie, bo nigdy nie byłem dobry w roli
pocieszyciela. Zresztą widok załamanej Hanny, miał w sobie coś
szokującego, bo dziewczyna nigdy nie okazywała słabości, więc jej zachowanie
tym bardziej mnie zaskoczyło.
Niewiele myśląc, przykucnąłem przy niej, nie zważając na
to, że mogę zniszczyć albo pobrudzić garnitur. Chciałem dotknąć jej ramienia,
ale ledwo ruszyłem ręką, dziewczyna zesztywniała i pokręciła głową.
Zamarłem w bezruchu, odsuwając się nieznacznie i spoglądając nań
wyczekująco, coraz bardziej zaniepokojony.
– Felixie, jestem taka głupia – odezwała się, uparcie na
mnie nie patrząc. Opuściła ramiona i teraz wpatrywała się w swoje
dłonie, być może nawet ich nie widząc. Jej oczy błyszczały, zdradzając suchość,
chociaż równie dobrze mogło być to jedynie wrażenie. Tak, musiało tak być… – Wiem,
że mnie za to znienawidzicie, ale to już nieważne. Ja już po prostu mam tego
dość, dlatego musisz mi pomóc.
– Pomóc w czym? – zapytałem spiętym głosem. Obawiałem
się tego, co może powiedzieć, poza tym ni cholery nie rozumiałem jej
zachowania. Chyba nie chciała mnie nagle poprosić o śmierć, prawda? Tego
nie byłbym w stanie dla niej zrobić, nawet jeśli po pierwszym spotkaniu
miałem na to ochotę. Wiele zmieniło się w ciągu ostatnich miesięcy i już
po prostu nie potrafiłem skrzywdzić kobiety, która w jakiś pokrętny sposób
stała się moją przyjaciółką. - Hannah,
co się stało? Powiedz mi wszystko od początku i… Cholera, czy ktoś zrobił ci
krzywdę? – zapytałem pod wpływem impulsu, próbując jakoś uporządkować sobie
wszystko w głowie. Możliwe, że przez długi czas męczyła się z jakimś
wspomnieniem i teraz miała tego dość?
– Krzywdę? – Dziewczyna nagle roześmiała się w histeryczny
sposób. Przerażała mnie. – Krzywdę, Felutku? Nie! To ja zrobiłam coś
strasznego, a teraz nawet tego nie pamiętam!
Teraz już niczego nie rozumiałem, ale to już był
najmniejszy problem, bo dziewczyna nie kwapiła się do wyjaśnień. Spojrzałem na
nią udręczonym wzrokiem, w duchu zadając sobie pytanie, dlaczego przyszła
właśnie do mnie. Nie nadawałem się do pomocy, poza tym Hannah wyglądała, jakby
potrzebowała bliskiego przyjaciela, a nie mnie i moich sarkastycznych
uwag.
– Hannah… – zacząłem, starannie wypowiadając jej imię. –
Dziewczyno, chociaż raz powiedz mi, co mam zrobić. Może powinienem pójść po
Renesmee, a ona… – zacząłem, bo przecież Nessie była jej najlepszą
przyjaciółką, ale zanim zdążyłem cokolwiek jeszcze dodać, Hannah dosłownie na
mnie skoczyła, zaciskając palce na połach mojej marynarki,
– Nie! Jeszcze nie! – Wyglądała, jakby była szalona. –
Felixie, czy ty nie rozumiesz? Tutaj właśnie chodzi o Renesmee. Ja już po
prostu nie mogę tego wytrzymać, poza tym czuję, że to jest coraz bardziej
niebezpieczne i…
Urwała i puściła mnie, po czym ponownie znieruchomiała
pod ścianą. Dyszała ciężko, łapczywie wdychając zbędny jej tlen, który już
dawno przestał przynosić ukojenie takim jak ja. Obserwowałem ją bezradnie,
coraz bardziej oszołomiony.
– Przepraszam – wyszeptała drżącym głosem. – Przepraszam,
że… Och, po prostu obiecaj mi, że cokolwiek zaraz ci powiem i co o mnie
pomyślisz, pomożesz mi. A jeśli nie mnie, to że po prostu pomożesz
Renesmee.
– Dalej nie bardziej rozumiem, co…
Oczy wampirzycy rozszerzyły się.
– Obiecaj! – zażądała, a mnie nie pozostało nic
innego, jak w pośpiechu pokiwać głową, byleby ją uspokoić.
– Obiecuję – wyszeptałem. Nasze głosy były wzmocnione przez
wszechobecne echo. – Hannah, co się stało? – powtórzyłam po raz wtóry, wierząc,
że tym razem nareszcie otrzymam odpowiedź.
Wampirzyca odetchnęła, a potem przemieściła się,
zwiększając dystans między nami. Słyszałem, jak jej oddech powoli się
wyrównuje, kiedy zaczęła dochodzić do siebie. Uspokojony, wbiłem wzrok w miejsce,
gdzie widziałem jej smukłą postać, czekając aż dziewczyna w końcu
zdecyduje się mi zaufać i przejdzie do rzeczy.
Hannah westchnęła, a potem nareszcie się odezwała:
– Nie wiem, jak ci to powiedzieć, ale… Ale ja nie jestem
taka do końca normalna, Felixie – oznajmiła cichym, drżącym tonem.
– Powiedz mi coś, czego nie wiem – mruknąłem z przekąsem,
nie mogąc się powstrzymać. – Proszę cię, mała wiedźmo, co to ma do rzeczy?
– Felix! – warknęła wampirzyca. – Nie rozumiesz? Właśnie
próbuję ci powiedzieć, że mam dar. Miałam go od samego początku, ale to przed
wami ukrywałam… Musiałam ukrywać, ale teraz mam już dość tajemnic – wyrzuciła
na wydechu. Odczekała moment, czekając na moją reakcję, ale ja tylko siedziałem
i patrzyłem się na nią tępo. – Felixie, czy nie rozumiesz? Nie widzisz, że
od samego początku was oszukiwałam? Nie mów mi, że nie zorientowałeś się, że
Kajusz coś do mnie ma – powiedziała niemal błagalnie. – Felixie…? – dodała, bo
wciąż milczałem.
Pokręciłem głową. W pamięci momentalnie odtworzyłem
wspomnienie rozmowy Kajusza i Aro oraz słowa Chelsey, ale to wciąż niczego
nie wyjaśniało. Co prawda miałem wrażenie, że ten z braci Volturi jakoś
dziwnie wpływa na Hannę, ale wcześniej niezbyt się nad tym zastanawiałem.
– Hannah… Do czego zmierzasz? – zapytałem wprost, zły na
siebie za to, że mój głos zabrzmiał tak oschle. – Co chcesz mi powiedzieć?
– Nie jestem pewna. To jest właśnie ten problem, że nie
wszystko rozumiem, bo… – Urwała, bo spojrzałem na nią gniewnie, mając ochotę
zaprotestować. Jak mogła mówić, że nie wie, co chce mi powiedzieć?! – Felixie,
nie rozumiesz. To właśnie jest mój dar: manipuluje cudzymi wspomnieniami.
Również swoimi.
– Słucham? – Dopiero po chwili dotarło do mnie, co
dziewczyna do mnie powiedziała. W popłochu zerwałem się i odsunąłem
od niej, nie zastanawiając się nad tym, że taką reakcją sprawię jej ból. –
Cholera jasno, dziewczyną, co…?
– Później na mnie krzycz. Przecież ty wciąż nie wiesz
wszystkiego – przerwała mi bardziej zdecydowanym głosem. – Felixie, ja chyba
znałam Kajusza już wcześniej. I wiesz, co ci powiem? Wydaje mi się, że to
ja odpowiadam za to, co wydarzyło się w Forks. To wszystko ja… Ona mnie
znienawidzi, kiedy się dowie. Znienawidzi, ale… Ale przecież ja to ukrywałam
dla niej. Czuję, że kiedy się dowiem – kiedy sobie przypomnę – stanie się coś
bardzo złego. Znajdziemy się w niebezpieczeństwie i to nie tylko ja,
ale również Renesmee… – Zamrugała i spojrzała na mnie. – Felixie,
pamiętasz, co mi obiecałeś?
Czułem, że zaczyna kręcić mi się w głowie, chociaż w przypadku
wampira powinno być to niemożliwe. Pomyślałem nawet, że to może być sztuczka
Hannah, ale zaraz odrzuciłem od siebie tę myśl. Cholera, czy mówiłaby mi to
wszystko, żeby później manipulować moimi wspomnieniami? Chyba nie, a przynajmniej
próbowałem w to uwierzyć.
Ale z drugiej strony…
Oszukała nas. Właśnie przyznała się, że oszukała nas
wszystkich i że robiła to długie miesiące. Jeszcze jakiś czas temu, byłoby
mi to obojętne, ale teraz… Jej zdrada bolała, chociaż nie wyobrażałem sobie
nawet, że jestem zdolny do odczuwania takich uczuć. Sam nie wiedziałem, co
powinienem teraz zrobić i co właściwie czuję, ale to już nie miało żadnego
znaczenia.
Teraz trzeba było działać, ale ja nie byłem pewien, co
takiego chciała zrobić Hannah i co sam powinienem zrobić.
– Pamiętam – odezwałem się lodowatym tonem. Hannah jęknęła,
ale skinęła głową. – Tylko dalej nie rozumiem, co się odmieniło. Nagle
przypomniałaś sobie, że ktokolwiek obdarzył cię zaufaniem? Szukasz przyjaciół,
Hanno? – zadrwiłem, chociaż każde kolejne słowo przychodziło mi z trudem.
– Felixie… – westchnęła błagalnie.
O co mnie błagała?
– Nieważne – przerwałem jej. – Lepiej powiedz mi, co
takiego zamierzasz zrobić – dodałem, unikając jej wzroku.
– Och, to bardzo proste – wymamrotała cicho. – Zamierzam
sobie przypomnieć.
Długo czekałam na możliwość napisania tego rozdziału i jestem bardzo z niego zadowolona. Resztę pozostawiam do waszej oceny. Dziękuję za wszystkie komentarze – jesteście wspaniali. Dodam jeszcze, że zauważyłam mały błąd we wcześniejszym rozdziale (przedostatnim bodajże), gdzie błędnie określiłam wiek Hanny jako wampira. Nie miało być pół roku, ale dwa lata. Już to poprawiałam i z góry przepraszam.Do napisania,Nessa.
Wspanialy rozdzial! Jestem ciekawa jak Hannah chce sobie wszytsko przypomniec. Wiem ze krotko ale jestem na telefonie.
OdpowiedzUsuń- Czy przypadkiem wam nie przeszkadzam? – odezwał się nieśmiertelny. Głos miał zaskakująco spokojny i przesadnie wręcz uprzejmy, co bynajmniej do niego nie pasowało.
OdpowiedzUsuń- Nie… - Demetri spojrzał na wampira lekko zdezorientowany. – Czy coś się stało, panie? – dodał oficjalnym tonem, jak zwykle okazując członkom trójcy należny szacunek.
Kajusz spojrzał na niego w taki sposób, jakby zastanawiał się, co tropiciel jeszcze w tym miejscu robi. Miałam nadzieję, że nie każe mu odejść, bo bynajmniej nie miałam ochoty na to, żeby zostać sam na sam z tym wampirem.
- Absolutnie nic, Demetri – zapewnił Kajusz, rzucając podwładnemu przelotne spojrzenie. – Pomyślałem sobie po prostu, że może twoja urocza partnerka zechciałaby ze mną zatańczyć? – oznajmił, a mnie dosłownie zamurowało.
- Ale…
Kajusz patrzył na mnie wyczekująco.
- To przecież tylko jeden taniec, moja droga – powiedział i może gdybym go nie znała, uwierzyłabym, że w istocie chodziło mu tylko o to. – Więc? Sądzę, że wypadałby przynajmniej odpowiedzieć – ponaglił mnie, wciąż jednak zachowywał spokojny, niemal przyjacielski ton głosu.
- Ja… - Spojrzałam na Demetriego błagalnie, ale ten tylko bezradnie wzruszył ramionami. – Tak, panie. Bardzo chętnie – skłamałam i to tak nieudolnie, że nikt by mi nie uwierzył, ale Kajuszowi to wystarczyło.
Cud miód i maliny XD Cudowny rozdział!Wzruszyłam się !Nic dodać nic ująć :D Podoba mi się baaaaardzo! :) ) Rozdział po prostu mnie powalił. Dałaś mi to czego pragnęłam,a więc cała skaczę z radość bo wreszcie pojawił rozdział i Hana sobie wreszcie coś przypomina:)Kajusz mnie rozwala- Czyżby on sie zakochał w Ness????/ Oby nie!!!!!!!!!!! Lepiej Ness widzę z Demem:) ta para mi przypomina Belle i Edzia:) Co do Felka i Hany to czyją mięte na odległość . Oby ta intryga co chyba wplątała się Hana nie odcisnęła wielkiego piętna na Demie, Felku i Ness.Zaskakujesz mnie kochana coraz bardziej!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńWielkie dzięki za wspaniały rozdział!!!!!!!!!!!!!! Czekam już na kolejny::) Jednak jestem strasznie ciekawa jak to wszystko się dalej potoczy ??; już nie mogę się doczekać 26 rozdziału!!!!!:)Pozdrawiam gorąco :**Niech wena będzie z TOBĄ!
Superowy rozdział ! Naprawde bardzo mi się podoba ^.^ Ten pomysł z balem był świetny. Ciekawi mnie ta akcja z Denalczykami, a jeszcze bardziej akcja z Hannah. Co się stanie jak sobie przypomni ??? Jak to będzie potem wyglądało ?? Mam przeczucie, że będzie to miało związek z Kajuszem .... No nic czekam na nn rozdział, życzę weny i pozdrawiam gorąco ;*
OdpowiedzUsuńKurde, co ta Tanaya? No, nie podoba mi sie to co zrobiła. Jak można nie rozpoznać jedynej hybrydy w rodzinie? :oo a może to dlatego, ze Renesmee była z Demetrim i nie chciała tam do nich iść, ale skoro nawet nie zaszczyciła jej rozmowa. To było przykre :(
OdpowiedzUsuńI kurde co to hannah xD mam nadzieje, ze jej sie uda, a Felix jej pomoże, bo ja chce Cullen'ów z powrotem. Życzę ci weny, i czekam na nowy rozdział :)
Gabi
Bardzo się ucieszyłam, kiedy kilka dni temu trafiłam na twojego bloga. Teraz nadrobiłam zaległości i nie mogę doczekać się więcej. Zdecydowanie trafiam na zbyt mało blogów, w których występują Volturi, bo po prostu uwielbiam tą rodzinkę ;)
OdpowiedzUsuń