niedziela, 2 listopada 2014

16. Wizja

Felix
To było jedno wielkie szaleństwo.
Cały czas myślałem o tym, kiedy Hannah przysunęła się jeszcze bliżej mnie, zmniejszając dzielący nas dystans niemal do minimum. Jej usta były zaskakująco znajome i przyjemnie miękkie, chociaż od naszego pierwszego – i z założenia ostatniego – pocałunku minęły chyba całe wieki.
Przestałem myśleć nad tym wszystkim, co od tamtego czasu wydarzyło się nie tylko pomiędzy nami, ale również Renesmee. Wszelakie opory zniknęły, a ja z czystym sumieniem pomyślałem, że cokolwiek właśnie się dzieje, jest dobre. Gdzieś z oddali dochodziły nas dźwięki energicznej, karnawałowej muzyki i gwar rozbawionego tłumu całkowicie nieświadomych istnienia nieśmiertelnych ludzi, ale my byliśmy jakby poza tym, skoncentrowani na sobie i emocjach. Nie przeczę, w przeszłości miałem wiele kobiet, również ludzkich – w końcu wszyscy mieliśmy jakieś potrzeby, tym intensywniejsze dzięki wyostrzonym zmysłom – ale tym razem było zupełnie inaczej, chociaż nie do końca byłem świadom na czym polegała ta różnica.
W pierwszym odruchu poczułem się absolutnie oszołomiony, nie tylko tym, że w ogóle zdecydowałem się zaproponować Hannie wspólne wyjście, ale również tym, że zamiast dać mi w twarz, pozwoliła bym się do niej zbliżył. Na boga, przecież to wciąż była Hannah – ta sama dziewczyna, która od pierwszej chwili naszej znajomości jakimś cudem była w stanie podnieść mi ciśnienie, chociaż przecież od wieków byłem martwy, a w moich żyłach nie krążyła krew. Do cholery, gdyby ktoś po tamtych trzech miesiącach, które spędziliśmy z Demetrim w drodze, szukając prawdopodobnej sprawczyni całego zamieszania z Cullenami, powiedział mi, że wszystko ostatecznie potoczy się w ten sposób, wysłałbym go do wszystkich diabłów.
A jednak wcale nie czułem irytacji ani złości, kiedy trzymałem Hannę w ramionach. Nie rozumiałem tego, ale emocje w zasadzie nie miały dla mnie najmniejszego znaczenia. Czułem przede wszystkim przyjemność i coraz silniejsze pragnienia, które jednoznacznie podpowiadały mi, że chce więcej – więcej jej, więcej tego czegoś, co było między nami. Trzymałem ją w ramionach i było mi z tym dobrze, jakbym od samego początku dążył do tego momentu, chociaż do tej pory nawet nie byłem tego świadom. Nie rozumiałem jakim cudem wcześniej nie pomyślałem, że rozwiązanie jest tak oczywiste, ale mimo wszystko…
Coś się zmieniło. Nie wiedziałem kiedy, dlaczego i gdzie to wszystko zmierzało, ale coś pomiędzy mną a Hanną zmieniło się już tamtego jednego popołudnia, kiedy zniknęła Renesmee, a ona przyszła do mnie, chcąc bym przemówił do rozsądku Demetriego. Do tej pory nie potrafiłem stwierdzić, co takiego skłoniło mnie do tego, bym ją pocałował, ale nie zmieniało to faktu, że ten sam impuls kierował mną teraz. Wciąż miałem do Hanny żal o to, że tak długo ukrywała przed nami prawdę, jednak w tamtej chwili wszelakie wcześniejsze żale poszły w zapomnienie. Byliśmy razem, tu i teraz, i to było dobre, odmienne, cudowne…
Lekko uniosłem Hannę, bez większego wysiłku sadzając ją na masce lexusa. Zadrżałem mimowolnie, kiedy objęła mnie łydkami w pasie, nagle znajdując się jeszcze bliżej niż do tej pory. Wyczułem, że również w jej emocjach coś się zmieniło – że nabrała pewności siebie, odrzucając od siebie wcześniejsze obawy i w końcu pozwalając się ponieść chwili. Jej emocje udzieliły się również mnie, a nasze pocałunki stały się bardziej zdecydowanie i namiętne. Chociaż żadne z nas nie potrzebowało tlenu, żeby normalnie funkcjonować, doskonale słyszałem nasze przyśpieszone oddechy, jednocześnie nierówne, co i mieszające się ze sobą w taki sposób, że wydawały się przeplatać ze sobą, tworząc wspólny, wyjątkowy rytm.
Moje dłonie wylądowały na jej krągłych biodrach, kiedy naparłem na nią, zmuszając do tego, żeby odchyliła się nieznacznie. Jęknęła niekontrolowanie, gdy przerwałem pieszczotę, odrywając usta od jej warg. Spodobało mi się to; nie powstrzymałem się od uśmiechu, a moja radość sięgnęła zenitu, kiedy spojrzawszy na bladą twarz Hanny, dostrzegłem jej dezorientację i to, jak bardzo była rozemocjonowana. Niczym w transie znów nachyliłem się w jej stronę, tym razem znacząc pocałunkami jej policzek, żuchwę i schodząc coraz niżej, powoli kierując wzdłuż obojczyka, a później do ładnie wyeksponowanych dzięki krojowi sukienki piersi…
– Felix… – usłyszałem jej nieco zniekształcony przez emocję szept. Jej brązowe dzięki szkłom kontaktowym tęczówki wydawały się dziwnie zamglone i jakby nieobecne.
– Tym razem nie „Felutek”? – zapytałem zaczepnie.
Znów się uśmiechnąłem, tym razem w odrobinę cyniczny sposób. Hannah zamrugała kilkukrotnie, spoglądając na mnie bardziej przytomnie. Obie dłonie położyła mi na torsie, jakby chcąc mnie odepchnąć, ale wykorzystała do tego tak mało siły, że nawet nie próbowałem się odsuwać.
– Felutek – poprawiła się z nutką złośliwości. – Możesz mi, na litość boską, powiedzieć, co takiego robisz? – zapytała pozornie zagniewanym tonem, ale emocje w jej oczach zdradzały wszystko.
– Nic, co by ci nie odpowiadało, jak sądzę – stwierdziłem spokojnie. Nachyliłem się nad jej szyją, ale tym razem nie musnąłem wargami jej skóry. – Mam przestać?
Sądziłem, że nie odpowie albo potaknie, ale postanowiła mnie zaskoczyć:
– Nie.
Uniosłem brwi, odrobinę zaskoczony zdecydowaniem z jakim wypowiedziała to jedno słowo. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, miałem wrażenie, że spogląda na mnie nagląco, wewnętrznie rozdarta w równym stopniu, co i ja. To było tak, jakby walczyła z własnymi uczuciami – tym, co czuła i tym, co w jej opinii powinna czuć.
Och, do diabła, zawsze wiedziałem, że cała ta sprawa z emocjami jest zdecydowanie zbyt skomplikowana. Kto by pomyślał, że po tym wszystkim sam będę chciał się w to mieszać.
Odczekałem jeszcze chwilę, zamiast pocałunku, przenosząc dłoń na ramię Hanny i palcami muskając wrażliwą skórę jej szyi. Wzdrygnęła się tak gwałtownie, że instynktownie chciałem się odsunąć, naprawdę przekonany, że zrobiłem coś nie tak, zwłaszcza, że z ust dziewczyny znowu wyrwał się jęk – cholernie pociągający, brzmiący na okrzyk zadowolenia jęk rozkoszy i rozdrażnienia.
– O mój… – wyrwało mi się. Mój głos również zabrzmiał dziwnie obco. – Słodki Jezu, zrób to jeszcze raz – wyszeptałem, nie mogąc się powstrzymać.
Jej oczy zwróciły się na mnie, wciąż zamglone i jakby nieobecne od nadmiaru emocji. Nie sądziłem, że tak niewiele trzeba, żeby wprawić kogokolwiek w taki stan – a jedna, poza tym jej emocje naprawdę mi się udzielały.
Było coś hipnotyzującego w uważnym spojrzeniu Hanny, zwłaszcza, że wraz z kolejnym mrugnięciem jej oczy wróciły do swojego naturalnego, rubinowego koloru, kiedy jad ostatecznie roztopił szkła kontaktowe. Przez myśl przeszło mi, że nawet nie pomyślałem o wzięciu zapasu i że powinniśmy wrócić do hotelu zanim ktoś nas zauważy, ale mój przymglony przez pożądanie umysł stanowczo odrzucał wszelakie pomysły, które miałby wiązał się z przerwaniem tego, co właśnie działo się pomiędzy nami. Sama myśl o tym, że miałbym się odsunąć, przyprawiała mnie niemal o fizyczny ból, przez co tym łatwiej było mi odrzucić podszepty zdrowego rozsądku. Świat w jednej chwili skurczył się wyłącznie do nas dwoje, co było w równym stopniu niezwykłe, co i cholernie głupie, skoro znajdowaliśmy się w samym centrum królestwa karnawału, a gdzieś na wyciągnięcie ręki znajdował się cały tłum mniej lub bardziej ogarniętych imprezowym szałem ludzi.
Całkiem straciłem nad sobą kontrolę, kiedy Hannah spełniła moja prośbę, wydając z siebie najbardziej pociągający, oszołamiający dźwięk jaki słyszałem w całej swojej egzystencji. Naparłem na nią jeszcze bardziej stanowczo, chcąc znaleźć się tak blisko, jak tylko było to możliwe. Nasze ciała w rozkoszny sposób ocierały się o siebie, wprawiając mnie w jeszcze bardziej nieprzewidywalny nastrój i już nie byłem w stanie zapanować nad tym własnymi pragnieniami. Żadna dziewczyna nigdy nie wprawiła mnie w taki stan, choć w przeszłości doświadczałem najróżniejszego rodzaju miłosnych uniesień. Wampirze zmysły wzmagały każdą najmniej istotną pieszczotę, czyniąc doznania jeszcze bardziej intensywnymi. Zdrowy rozsądek zszedł gdzieś na dalszy plan, a ja byłem w stanie już tylko myśleć o Hannie, o jej giętkim ciele i tym, jak wyginała się pod moim dotykiem, jak…
Słodki, charakterystyczny zapach ludzkiej krwi doszedł do mnie nagle, ale nie od razu zwróciłem na niego uwagę – podobnie jak i na subtelną wampirzą nutę, w równym stopniu znajomą, co i obcą. Nawet kiedy Hannah zesztywniała pode mną i bardziej stanowczo naparła na mój tors, próbując trzymać mnie na dystans, nie byłem chętny tak po prostu wyrwać się z tego dziwnego transu w który wpadliśmy, zafascynowani sobą nawzajem.
– Felutek…! – syknęła i oswobodziwszy rękę, spróbowała uderzyć mnie w twarz. W ostatniej chwili uchyliłem się, po czym z zaskoczeniem odsunąłem się do tyłu, wciąż pod wpływem silnych emocji.
– Co znowu? – zapytałem niezbyt inteligentnie, ale Hannah jedynie pokręciła z niedowierzaniem głową. – Zrobiłem coś nie tak? – upewniłem się, coraz bardziej zdezorientowany, jednak wyraz jej twarzy nieszczególnie pozwalał mi stwierdzić, czy coś jest na rzeczy.
Wciąż na wpół leżała na masce, ze zmierzwionymi włosami i pogniecionym przodem sukienki, chociaż nie przypominałem sobie, kiedy naciągnąłem jej dekolt, częściowo odsłaniając krągłe piersi. Oddech znacznie jej przyśpieszył, choć żadne z nas nie potrzebowało powietrza, by być w stanie normalnie funkcjonować. Podniosła się powoli, ale z gracją, w pośpiechu podrywając się na równe nogi i w pośpiechu rozglądając się dookoła.
Nie od razu zorientowałem się, że jej zachowanie nie ma żadnego związku ze mną. Kiedy pożądanie zaczęło ustępować, w końcu zwróciłem uwagę na to, co działo się wokół mnie. Zapach ludzkiej krwi stał się bardziej intensywny, nie pozostawiając najmniejszych wątpliwości co do tego, że to nie jest po prostu charakterystyczna woń krążącej w ludzkich żyłach osoki. To było zdecydowanie bardziej intensywne i w równym stopniu oszałamiające, co i niezwykle pociągające.
Hannah bezceremonialnie ruszyła się z miejsca, podążając za przesycającą powietrze słodyczą. Natychmiast ruszyłem za nią, w pośpiechu zauważając jedynie to, że nie wyglądała tak, jakby straciła nad sobą kontrolę. Razem pobiegliśmy w głąb opustoszałej uliczki, bez trudu odnajdując wąską szczelinę pomiędzy dwoma nachylonymi ku sobie budynkami, jakże niepasującymi do ruchliwej, nowoczesnej części Rio de Janeiro. Zapach krwi stał się intensywniejszy, podobnie jak i trop wampira, który zwrócił moją uwagę już wcześniej.
Stanowczo chwyciłem Hannę za ramię, zmuszając ją do tego, żeby się zatrzymała. Obejrzała się na mnie nerwowo, ale – co w równym stopniu mnie zaskoczyło, co i uspokoiło – przynajmniej usłuchała, zamiast rzucić się na mnie z pięściami. Bez słowa wyminąłem ją, żeby móc rozejrzeć się dookoła, chociaż uliczka była wąska, pusta i zakończona solidnym murem kolejnego wyniszczonego budynku. Skrzywiłem się mimowolnie na widok przepełnionych kontenerów, ledwo mieszczących się w tym miejscu i zajmujących niemal całą dostępną przestrzeń. Bez pośpiechu podszedłem jeszcze bliżej, żeby upewnić się, co znajduje się za nimi, chociaż jeszcze przed podjęciem decyzji podejrzewałem, co takiego tam znajdę.
Wypuściłem powietrze ze świstem na widok nieruchomego, odcinającego się upiorną bladością na tle wszechogarniających ciemności ciała mężczyzny. Kimkolwiek był, w chwili śmierci musiał mieć co najmniej pięćdziesiąt parę lat, chociaż trudno było mi cokolwiek określić, tak bardzo był zaniedbany. Nieogolona twarz, cienie pod oczami i ubranie, które wyglądało na wygrzebane z pobliskiego śmietnika – wszystko to jednoznacznie dało mi do zrozumienia, że mam do czynienia z bezdomnym. Nie musiałem nawet sprawdzać, by upewnić się, że mężczyzna jest martwy, chociaż do tej pory czułem bijące od jego ciała ciepło. Mogłem się założy, że gdybym przechylił mu głowę, dostrzegł być wciąż krwawiącą ranę po ugryzieniu wampira. Na ziemi wciąż czerniły się plamy świeżej krwi, przy braku oświetlenia wyglądające niczym rozlana smoła. W przeszłości niejednokrotnie widziałem podobne sceny, czy to podróżując w pojedynkę, czy wykonując kolejne zlecone przez Aro zadanie – wielkie miasta zawsze przyciągały nomadów, a zwłaszcza ci doświadczeni potrafili wybierać ofiary w taki sposób, żeby zbytnio nie wrzucać się w oczy.
Tak czy inaczej, ciało było świeże i za słabo ukryte. To wyglądało niemal tak, jakby ktoś porzucił je w ostatniej chwili, spłoszony czymś, czego ja tylko mogłem się domyśleć, a to mogło oznaczać, że…
– Felix!
Ostrzeżenie Hanny doszło do mnie o tę przysłowiową sekundę za późno. Coś poruszyło się w ciemnościach gdzieś za moimi plecami, zmuszając mnie do natychmiastowej reakcji. Błyskawicznie odwróciłem się na pięcie, ale zdążyłem jedynie zauważyć zarys ludzkiej sylwetki, która błyskawicznie przecięła powietrze. Intruz bezceremonialnie skoczył w moją stronę, odpychając mnie od siebie, zaskakując mnie do tego stopnia, że momentalnie straciłem równowagę. Obaj zwarliśmy się w uścisku, lądując na ziemi – on na mnie – jednak zanim zdążyłem zdecydować, czy powinienem zacząć walczyć, mój przeciwnik przetoczył się i zerwawszy na równe nogi, rzucił się do ucieczki.
Jasne refleksy zatańczyły w blond włosach wampira. To podziałało na mnie niczym kubeł zimnej wody, otrzeźwiając i motywując do tego, żebym w pośpiechu zerwał się na równe nogi. Hannah wciąż tkwiła w przejściu pomiędzy budynkami, wyraźnie oszołomiona, uważnie przypatrując się zbliżającemu się do niej nieśmiertelnemu. W pierwszym odruchu miałem ochotę na nią warknąć i kazać się usunąć na bok, ale kiedy dostrzegłem, że wampir zaczyna zwalniać, dzięki czemu w końcu miałem okazję uważniej mu się przyjrzeć i potwierdzić swoje wcześniejsze przypuszczenia. Nigdy nie narzekałem na pamięć, kiedy zaś dostrzegłem znaczące bladą skórę mężczyzny przecinające się ze sobą blizny w kształcie półksiężyców – ślady więcej niż jednego wampirzego ugryzienia – poczułem się trochę tak, jakby ktoś zdzielił mnie czymś ciężkim po głowie.
– Stój! – zawołałem, nagle odzyskując głos. Popędziłem w kierunku nieśmiertelnego i Hanny, tym samym popełniając błąd, bo wampir napiął mięśnie i wyglądając na gotowego znowu rzucić się do ucieczki, wahając się jedynie z powodu obecności przyczajonej naprzeciwko niego Hanny. – Jasper, do cholery…
Drgnął, kiedy wypowiedziałem jego imię, ale przynajmniej nie zaczął uciekać.
Od zawsze wydawał mi się najbardziej dziki z Cullenów, wiedziałem zresztą, że miał za sobą dość burzliwą przeszłość, decydując się na osiadły tryb życia wyłącznie przez wzgląd na Alice. Kiedy obrócił się w moim kierunku, w końcu decydując się na mnie spojrzeć, natychmiast zwróciłem uwagę na parę rubinowych, lśniących intensywnie tęczówek, zdradzając dopiero co przerwane polowanie. Instynktownie napiąłem mięśnie, gotowy do ewentualnej obrony, zwłaszcza, że wampir w trakcie posiłku nigdy nie był specjalnie miły dla innych przedstawicieli swojej rasy – sam zresztą nie byłbym zadowolony z tym, że ktokolwiek nieświadomie wpłynął na to, co działo się pomiędzy mną a Hannę, i to akurat wtedy, kiedy doświadczaliśmy czegoś tak intensywnego.
Jasper się zmienił, chociaż – co trochę mnie zaskoczyło – w jego przypadku wcale nie było to tak szokującym odkryciem. Miałem raczej wrażenie, że dopiero teraz przestał udawać, w końcu przystosowując się do życia do którego był stworzony. Nie potrafiłem stwierdzić, co takiego chodzi mu po głowie, ale jednego byłem pewien: nigdy nie satysfakcjonowała go konieczność wstrzymywania głodu, nie wspominając o tych wszystkich zasadach moralnych, którymi namiętnie utrudniali sobie życie Cullenowie.
Zawahałem się na moment, po czym zrobiłem stanowczy krok do przodu. Jasper rzucił mi ostrzegawcze spojrzenie, ale nie cofnął się, przede wszystkim z powodu Hanny. Widać było, że wie co robi i nie ufa nam w najmniejszym stopniu, dla lepszej kontroli sytuacji ustawiając się bokiem do nas, żeby lepiej widzieć zarówno mnie, co i moją towarzyszkę.
– Rany, chcę tylko pogadać – żachnąłem się, w nieco teatralny sposób wywracając oczami.
Wyrzuciłem obie ręce ku górze w poddańczym geście, próbując zapanować nad emocjami, w pełni świadom zdolności, którymi dysponował. Wampir dosłownie spadł mnie i Hannie z nieba, co prawda w najmniej odpowiednim momencie, ale byłbym prawdziwym idiotą, gdybym teraz wszystko spieprzył. Ani ja, ani Hanna nie mieliśmy koncepcji na to, jak rozpocząć poszukiwania rodziny Renesmee, a gdybyśmy teraz pozwolili mu uciec, mogłyby minąć całe tygodnie zanim ponownie wpadlibyśmy na odpowiedni trop – i to przy odrobinie szczęścia…
– Czego chcecie? – rzucił oschle wampir, w końcu biorąc się w garść. Bez trudu przybrał maskę obojętności, wprawnie ukrywając emocje i spoglądając na mnie w niemal beznamiętny sposób.
– Powiedziałem – zauważyłem przytomnie. – Pogadać.
Jego spojrzenie jasno dało mi do zrozumienia, że mi nie uwierzył.
– Zbyt dobrze cię znam, Felixie. – Jasper z niedowierzaniem pokręcił głową. – Już próbowaliście nas werbować. Odpowiedź nie zmieniła się od tamtego czasu.
– Werbować…?
Nawet nie próbował udawać rozluźnionego, ale przynajmniej przestał sprawiać wrażenie kogoś, kto właśnie rozważa pod jakim kątem najlepiej uderzyć, żeby najlepiej przeciwnika obezwładnić. No cóż, moim atutem od zawsze była nieprzeciętna siła, ale pokonanie Jaspera z jego doświadczeniem i zdolnością taktycznego myślenia, zdecydowanie okazałoby się dość problematyczne.
– Nie udawaj, że nie wiesz o czym mówię – zirytował się. – Nie mamy pojęcia, co takiego dzieje się w Volterze i, szczerze powiedziawszy, ani mnie, ani Alice to nie interesuje. Powiedz Kajuszowi, że nie mamy zamiaru…
– Niczego nie powiem Kajuszowi! – nie wytrzymałem, coraz bardziej rozdrażniony jego zachowaniem. Mogłem przewidzieć, że ta rozmowa nie będzie należała do przyjemnych, ale to i tak zaczynało być ponad moją cierpliwość. – Słuchaj, nie jestem tutaj po to, żeby bawić się w posłańca Kajusza, Aro albo kogokolwiek innego. Hannah też nie – dodałem, kiwając głową w stronę wampirzycy. – Nie wiem, co słyszeliście z Alice, ale to nie ma z nami żadnego związku! Gdybyś był łaskaw się zamknąć i posłuchać, co mam ci do powiedzenia, obu nam byłoby łatwiej.
– Jesteś ostatnią osobą, której byłbym w stanie zaufać, Felixie – padło w odpowiedzi. Miałem ochotę mu odpyskować, ale naglące, ostrzegawcze spojrzenie Hanny ostatecznie wybiło mi ten pomysł z głowy. – Nigdy nie podważałem znaczenia Volturi w naszym świecie, jednak zaufanie to zupełnie oddzielna kwestia. Zwłaszcza w ostatnim czasie krążyło tyle plotek… – Urwał, najwyraźniej przypominając sobie o tym, że powinien być względem mnie bardziej ostrożny. – Daj mi przynajmniej jeden powód, dla którego miałbym przynajmniej spróbować cię wysłuchać.
Wypuściłem powietrze ze świstem. Do cholery, Jasper od zawsze był ostrożny, więc to było do przewidzenia. Poza tym jeśli mówił prawdę, Kajusz w otwarty sposób praktykował to, co rozpoczął Aro: a więc szukał utalentowanych wampirów, które mógłby wcielić w swoje szeregi, najpewniej w zdecydowanie bardziej bezpośredni od brata sposób.
Jak miałem rozmawiać z wampirem, który nie bez powodu traktował mnie jak jednego z najwierniejszych i najbardziej zaufanych członków straży przybocznej? Wciąż pozostał we mnie pewien sentyment do pozycji, którą zajmowałem przez całe minione wieki; gdyby ktoś pół roku wcześniej powiedział mi, że zwrócę się przeciwko swoim i z własnej woli opuszczę Volterrę, co więcej zmuszony do ukrywania się przed tymi, którzy przez tyle czasu byli dla mnie kimś na kształt rodziny, najzwyczajniej w świecie bym go wyśmiał. Co prawda równie nieprawdopodobnym wydawała się zdradza Kajusza i zniknięcie Aro, ale w jaki sposób miałem wytłumaczyć to komuś tak otwarcie zwróconym przeciwko mnie? Poza tym, do cholery, to on wyczuwał cudze emocje, więc równie dobrze powinien być w stanie stwierdzić, czy kłamię!
– Renesmee – doszedł mnie cichy, zaskakująco opanowany głos Hanny.
Spojrzałem na nią w tym samym momencie, co i wyraźnie zaskoczony Jasper. Co ona, do diabła, wyprawiała?!
– Słucham?
Hannah nadal spokojnie stała naprzeciwko Jaspera, być może nieświadoma jego zdolności albo po prostu całkowicie obojętna na to, że z łatwością mógłby powalić ją na ziemię, gdyby tylko dała mu po temu okazję. Bez pośpiechu podeszła bliżej, zmniejszając dzielący ich dystans do zaledwie kilku stóp, co nie było zbyt rozsądne, skoro wampir nam nie ufał.
– Renesmee – powtórzyła w ten sam opanowany sposób. – Twoja bratanica… Ale ty nie pamiętasz, prawda? – dodała, chociaż zwłaszcza dla niej powinno być to najzupełniej oczywiste.
– Nie mam pojęcia o czym ty… – zaczął, a potem raptownie urwał i już tylko patrzył na nią jak oczarowany.
Coś w wyrazie oczu Hanny się zmieniło, chociaż nie potrafiłem określić charakteru tej zmiany. Nagle wydały mi się jeszcze bardziej szkarłatne niż zwykle, a przy tym nienaturalnie rozszerzone i wielkie. Wyraz jej twarzy zmienił się i wyglądała niemal jak drobna, zagubiona dziewczynka, prawie tak jak wtedy, kiedy podczas balu drżącym głosem opowiadała mi o wszystkim, co zrobiła albo później, w domu Cullenów, bliska płaczu i zawstydzona skutkami chaosu, którego była sprawcą.
Jasper gwałtownie cofnął się do tyłu, co najmniej jakby wampirzyca go uderzyła, chociaż nawet nie podniosła ręki ani nie próbowała go dotykać. Hannah spuściła wzrok, po czym zaplotła ramiona na piersi, milcząca i nieruchoma. Chciałem coś powiedzieć, ale żadne słowa nie wydawały mi się odpowiednie, nie potrzebowałem zresztą potwierdzenia, by zrozumieć jedno – a mianowicie to, że dziewczyna właśnie oddała mu wspomnienia.
– Przepraszam… – właściwie wyczytała z ruchu jej warg niż usłyszałem, ale to już nie miało znaczenia.
Zanim którykolwiek z nas zdążył zareagować, Hannah odwróciła się na pięcie i najzwyczajniej w świecie rzuciła się do ucieczki. Chwilę później już jej nie było.
Hannah
Nie rozumiem, dlaczego za każdym razem reaguję w ten sposób. Zawsze, kiedy wydaje mi się, że już poradziłam sobie z tym wszystkim i jestem w stanie wybaczyć samej sobie, zwłaszcza, że Renesmee już od jakiegoś czasu nie ma do mnie pretensji, ostatecznie dzieje się coś, co skutecznie wytrąca mnie z równowagi. Nie miałam na to wpływu, myślę raz po raz, ale usprawiedliwienie, które przez tyle czasu pozwalało mi zachować zdrowe zmysły już nie przynosi ukojenia, brzmiąc bardziej jak perfidne kłamstwo niż niosąca ukojenie prawda.
Chcę zmienić wiele rzeczy, ale nie jestem w stanie. Dopiero teraz raz po raz uświadamiam sobie, jak bardzo skrzywdziłam Nessie i jej bliskich, ale skąd, na litość boską, miałam wiedzieć, że wszystko potoczy się w taki sposób? Dbałam o swoje życie, ale chociaż nie ma w tym niczego złego, nie jestem w stanie zapanować nad raz po raz powracającym poczuciem winy. Wampirza pamięć jest niezawodna, a ja mimo starań nie jestem w stanie odsunąć od siebie myśli o decyzjach, które podejmowałam w przeszłości. Słabość mnie wykańcza, wzmagając już i tak odczuwane przeze mnie pretensje, chociaż jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, zrobiłam wszystko to, co w danym momencie wydawało mi się sensowne – wtedy, zanim poznałam Renesmee i zaczęłam ją traktować niemal jak siostrę.
Z tym, że siostry nie postępują w taki sposób…
Czuje się jak jedna wielka sprzeczność. Bezradność mnie wykańcza, popychając do biegu, ale nawet na to nie mogę sobie pozwolić w tak wielkim, zatłoczonym mieście jak Rio de Janeiro. Nagle sukienka zaczyna mi przeszkadzać, tym bardziej, że już nie czuję radosnego upojenia świąteczną atmosferą – euforia odeszła wraz tymi wszystkimi emocjami, które pod wpływem chwili wyzwolił we mnie Felix. Na Boga, to nie miało być tak! Sama scena przy samochodzie – ten pocałunek, to co działo się później… – wydaje mi się czymś odległym i nierealnym, niczym piękny sen, który ostatecznie dobiegł końca. Minęły całe lata od momentu, kiedy ostatni raz byłam w stanie zapaść się w niebyt, ale i tak łatwiej myśleć mi o tym jak po prostu o dobrym śnie – i to takim, który nie miał prawa znaleźć odniesienia w rzeczywistości.
Nogi same prowadzą mnie do miejsca, gdzie Felix i ja zostawiliśmy samochód, chociaż w rzeczywistości pragnę uciec dużo dalej. Szarpię za klamkę po stronie kierowcy, po czym opadam na przednie siedzenie, instynktownie zaciskając dłonie na kierownicy, chyba jedynie cudem nie wyrywając jej z tablicy rozdzielczej. Czuję się dziwnie roztrzęsiona, chociaż jednocześnie wszelakie bodźce wydają się dochodzić do mnie z oddali, jakby od rzeczywistości oddzielała mnie gruba szyba. W pośpiechu zaczynam szukać kluczyków, obojętna na to, że nie ma przy mnie Felixa i że nie powinnam tak po prostu go tutaj zostawić, po czym uświadamiam sobie, że stacyjka jest pusta. To jeszcze bardziej wytrąca mnie z równowagi, więc dla pewności luzuję uścisk na kierownicy, w zamian zaciskając dłonie w pięści i z całej siły uderzając w deskę rozdzielczą, pozostawiając nań głębokie wgniecenia. Szlag, jestem pewna, że Felix nie będzie zachwycony, ale tak po prawdzie… kogo to obchodzi?
Z jękiem ukrywam twarz w dłoniach, chociaż nawet nie łudzę się, że zdarzy się cud i w końcu będę w stanie porządnie się wypłakać. Nieruchomieję w miejscu, chociaż całe moje ciało rwie się gdzieś do przodu, a pozostawanie w bezruchu jest dla mnie niemal fizyczną torturą. Mam ochotę odrzucić głowę w tył i zacząć krzyczeć w niebogłosy, obojętna na to, czy ktokolwiek mnie usłyszy, ale stać mnie wyłącznie na tkwienie w miejscu i bezczynne mierzenie się z własnymi słabościami.
Drzwiczki po mojej lewej stronie otwierają się nagle, aż wzdrygam się zaskoczona. Z gardła wyrywa mi się gniewne, ostrzegawcze warknięcie, czego natychmiast żałuję, kiedy dostrzegam wpatrzonego we mnie Felixa. Wampir spogląda na mnie w absolutnie nieodgadniony, pozbawiony emocji sposób, w żaden sposób nie komentując mojego zachowania, co samo w sobie wydaje mi się niewłaściwe. Przez kilka sekund mierzymy się wzrokiem, a pomiędzy nami jest wyłącznie cisza – nierealna, jakże niepasująca do dochodzących z oddali dźwięków muzyki i wesołego gwaru. Czuję się jakby oderwana od rzeczywistości, niezdolna nawet do tego, żeby się odezwać i zadać chociaż jedno, nawet najbardziej błahe pytanie.
Ostatecznie po prostu przenoszę się na fotel pasażera, robiąc miejsce Felixowi, chociaż i tak dłuższa chwila zanim wampir decyduje się zasiąść za kierownicą. Uparcie unikam spoglądania w jego stronę, udając zainteresowaną ciemną uliczką, którą jestem w stanie obserwować z okna po „swojej” stronie.
– Musiałaś się wyżyć akurat na desce rozdzielczej? – słyszę, ale w tonie Felixa brakuje typowego cynizmu, nie ma nawet śladu rozdrażnienia – wyłącznie spokój.
Nie odpowiadam. Wciąż patrzę w przestrzeń, ale tak naprawdę niczego.
Czekam aż odpali silnik i w końcu wyrwiemy się z tego miejsca, jednak kolejne sekundy mijają, a my wciąż pozostajemy w miejscu. Kiedy w końcu nie wytrzymuję i zerkam w stronę Felixa, przekonuję się, że wampir w zamyśleniu bawi się kluczykami.
– Jedźmy stąd – szepcę, chociaż nie spodziewam się tego, że od razu mnie usłucha.
– Jak sobie życzysz. – Najwyraźniej postanawia mnie zaskoczyć, bo bez chwili wahania odpala silnik.
Zaciskam powieki, czując jak auto zaczyna wibrować. Jestem aż nadto świadoma obecności Felixa, jego bliskości i słodkiego zapachu, który…
Och, na litość boską, zdecydowanie nie chcę o tym myśleć! Nie teraz, kiedy czuję się tak bardzo rozbita, tak bardzo… Frustruje mnie to, że nawet nie potrafię znaleźć odpowiednich słów, nie wspominając o zrozumieniu tego, co się ze mną dzieje. Próbuję zrobić cokolwiek, żeby nad sobą zapanować i zacząć zachowywać się w jakikolwiek rozsądny sposób, ale to jest trudniejsze niż mogłabym przypuszczać.
– Co z tym wampirem? – pytam pod wpływem impulsu, nie mogąc znieść panującej w samochodzie ciszy. Instynktownie zadaję pierwsze pytanie, które przychodzi mi do głowy, ale sama nie jestem pewna, czy chcę poznać odpowiedź.
I bez patrzenia na Felixa wiem, że mi się przygląda.
– Jest w szoku, jak sądzę. Wyobraź sobie jak to jest, kiedy tak nagle odzyskuje się pamięć – mówi po chwili zastanowienia. – Wytłumaczyłem mu ile się dało, ale nie wiem ile z tego usłyszał i wziął pod uwagę. Zostawiłaś mnie tam jak jakiegoś idiotę… Hm, nie żebym się skarżył czy coś, ale to nie była szczególnie komfortowa sytuacja.
Powinnam go przeprosić, ale nie jestem w stanie wydobyć z siebie głosu. W zamyśleniu wpatruję się w ciemność za oknem, czekając aż w końcu ruszymy się z miejsca, ale chociaż silnik pracuje, Felix najwyraźniej nie zamierza opuścić tego cholernego zaułka.
Trudno, myślę, jednocześnie właściwie nieświadomie zaciskając dłoń na brzegu fotela. Jakaś część mnie pragnie ruszyć się z miejsca – wysiąść, zatrzasnąć za sobą drzwi i uciec, póki jeszcze mam okazję – ale czuję się zbyt otępiała, by się na coś podobnego zdobyć. W pamięci wciąż mam uczucie euforii sprzed kilkunastu minut, teraz niezwykle odległe i jakby nierealne. Chcę wierzyć, że to ma jakieś znaczenie i chyba nawet mogę sobie wyobrazić siebie zwierzającą się Felixowi, ale z drugiej strony…
Och, jestem beznadziejna. I, jak podejrzewam, wampir doskonale zdaje sobie z tego sprawę.
– Hannah, spojrzysz na mnie w końcu czy nie? – słyszę jego poirytowany głos, kiedy w końcu traci nad sobą kontrolę.
– Świat nie kręci się wokół twojej osoby, Felutku – odparowuję, ale – poruszając się przy tym niczym w transie – w końcu decyduję się na niego spojrzeć. Nie potrafię stwierdzić jakie targają nim emocje i to frustruje mnie bardziej niż cokolwiek innego. – Przepraszam – zreflektuję się z westchnieniem.
– Mogłabyś to powtórzyć? – pyta, ale nawet nie mam ochoty, żeby na niego warknąć.
– Słyszałeś – stwierdzam w zamian. Może i jestem rozbita, ale to jeszcze nie znaczy, że pozwolę mu sobą jakkolwiek manipulować. – Spieprzyłam wszystko, tak?
Przynajmniej decyduje się zachować o tyle taktownie, że nie odpowiada od razu.
– Niekoniecznie – mówi w końcu. Nie wierzę mu, ale liczą się intencje. – Mówię poważnie. Przynajmniej on jeden pamięta. Poza tym powiedziałem mu w którym hotelu się zatrzymaliśmy, tak jakby co. Co prawda nie sądzę, żeby on albo Alice chcieli z nami rozmawiać, ale może przynajmniej na własną rękę dołącza do pozostałych – wyjaśnia stanowczym tonem, najwyraźniej chcąc za wszelką cenę przekonać mnie, że wszystko jest w porządku. – Nie wiem, co o tym sądzisz, ale powiedziałem Jasperowi, że zostajemy w Rio do jutrzejszego wieczora. Alice dalej nic nie pamięta, ale przynajmniej jemu oddałaś wspomnienia, więc jakoś sobie poradzą, a my tylko tracimy czas.
– Mhm… – mruczę, właściwie niepewna tego, co do mnie mówi.
Felix wzdycha prawie niezauważalnie, po czym w końcu milknie, najwyraźniej dochodząc do wniosku, że próba wciągnięcia mnie do jakiejkolwiek rozmowy jest z góry skazana na niepowodzenie. Być może powinnam mieć do siebie z tego powodu pretensje, ale w żaden sposób nie reaguję na tę ciszę, wręcz czując ulgę, kiedy w końcu ruszamy z miejsca. Samochód powoli toczy się naprzód, w miarę jak Felix próbuje zawrócić i wymanewrować auto z ciasnej uliczki w której się zatrzymaliśmy – i która nie tak dawno wydawała mi się taka cudowna. Nie tak wyobrażałam sobie dzisiejszy wieczór, ale z drugiej strony, tak może jest i lepiej – i to nie tylko dla mnie, ale również dla niego.
Jestem tak zamyślona, że niewiele brakuje, bym przegapiła momentu, kiedy znajoma mi już postać dosłownie w ostatniej chwili materializuje się przed samochodem. Z wrażenia aż lecę do przodu, kiedy auto hamuje gwałtownie, a Jasper bezceremonialnie wspiera obie dłonie na masce lexusa, aż pojazd kołysze się niebezpiecznie, raptownie wytracając prędkość.
– Co znów…? – Felix w ostatniej chwili powstrzymuje się od wyrzucenia z siebie całej wiązanki przekleństw.
– Poczekajcie chwilę – przerywa mu nerwowo Jasper. Nie musi podnosić głosu, byśmy byli w stanie usłyszeć jego głos, nawet pomimo grubej przedniej szyby. Już na pierwszy rzut oka dostrzegam, że wampir jest pod wpływem silnych emocji, w równym stopniu oszołomiony, co i podenerwowany. – Coś sobie… O Boże, to istne szaleństw – stwierdza z westchnienie, co wcale mnie nie dziwi. Jak ja bym się czuła na jego miejscu. – Nieważne. Powiedziałeś mi, że pomagacie Renesmee – przechodzi do rzeczy; ciężko stwierdzić, czy jest jakkolwiek sceptycznie nastawiony do naszej znajomości z jego bratanicą.
– To nasza przyjaciółka – mówię pod wpływem impulsu, ale nawet nie zwraca na mnie uwagi.
– Nie podoba mi się to, ale te wszystkie wyjaśnienia… Wcześniej wydawało mi się bezsensu, ale mniejsza z tym – stwierdza, a ja utwierdzam się w przekonaniu, że coś mocno wytrącił go z równowagi. – Dzisiaj rano Alice mówiła mi o rodzinie wampirów o złotych oczach, których zobaczyła w wizji. Widziała sześć osób, chyba w lesie, w miejscu o dość charakterystycznej roślinności… To by się zgadzało z tym, co mówiłeś mi o Alasce – dodaje, spoglądając znacząco na Felixa. – Alice ich widziała, a to oznacza…
Nie kończy, najwyraźniej oczekując tego, że reszty się domyślimy. Ja po prostu wpatruję się w niego tępo, nie rozumiejąc, ale coś w zachowaniu Felixa utwierdza mnie w przekonaniu, że coś jest nie tak – kiedy zaś wampir w końcu zaczyna przeklinać, nie mam już najmniejszych wątpliwości.
Chcę o coś zapytać, ale potrząsa głową i bez słowa wyjmuje komórkę. Spoglądam na niego w napięciu, kiedy w pośpiechu wciska przycisk połączenia i przykłada aparat do ucha, wsłuchując się w powtarzający się cyklicznie sygnał.
Ona nie odbierze, myślę jeszcze zanim włącza się poczta głosowa.
– Szlag! – syczy Felix, a ja aż wzdrygam się, kiedy pod wpływem emocji ciska komórką w okno.
Szyba jedynie cudem nie pęka, chociaż drży tak gwałtownie, jakby za moment miała wypaść.
– Felixie? – pytam, choć nie oczekuję tego, że mi odpowie.
Moje przypuszczenia są słuszne, więc głos Jaspera jest dla mnie w pewnym sensie wybawieniem:
– Alice nigdy nie była w stanie zobaczyć przyszłości Renesmee – a więc i tych, którzy przy Nessie przebywali. Skoro teraz miała przebłyski tego, co dzieje się na Alasce…
Zrozumienie pojawia się nagle, chociaż wnioski do których dochodzę wcale nie poprawiają mi humoru. Może i mam problemy z kojarzeniem faktów, ale wiem jedno: gdziekolwiek była Nessie, na pewno nie towarzyszyła swoim bliskim.
Renesmee, coś ty zrobiła…?, pytam, jednak – co do przewidzenia – odpowiedź nie nadchodzi.
Hej. Rozdziały z Hanną i Felixem mają to do siebie, że dziwnym trafem zawsze rodzą się w bólach, ale mam wrażenie, że efekt jest satysfakcjonujący. Jak sądzę, od następnego rozdziału przejdę do sedna tej księgi, a zwłaszcza do serca całej historii, ale to okaże się z czasem...
Wszystkie komentarze mnie uskrzydlają, więc jak zwykle pięknie dziękuję za każdą opinię. Kolejny rozdział już w planach, aczkolwiek nie będę niczego obiecywała, bo potem zwykle i tak nawalam z z terminami. No cóż, niemniej liczą się efekty, prawda?
 
Nessa.

4 komentarze

  1. Hej:)
    Długo kazałaś czekać na następny rozdział kochana:) ale warto, bo jak zwykle zaskakujesz :)
    To co się dzieje między Hannah i Felixem- miodzio:D Ciekawa jestem co by było gdyby nie pojawił się Jasper:D Pewnie by ją wziął na tym samochodzie, bo on stracił kontrolę nad sobą, zresztą Hannah też..:D
    Jasper taki dziki- prawdziwy wampir:) Ciekawa jestem czy się polubią z Felixem:D
    Nessie... czyżby pojechała do Greenpoint tak ją o to poprosił Demetri? I czego on od niej oczekuje- czy ma znaleźć Fi i Rose?
    :D
    Skoro wszyscy Cullenowie się znaleźli więc pewnie niedługo będzie próba odbicia Dema z Voltery:D Już nie mogę się doczekać:) Zastanawia mnie jak zareaguje Edward na plany córki i jej wybranka- przecież, go nie lubi:D
    Masz literówkę w trzecim akapicie (drugim dużym) części Felixa- powinno być zbliżył, a nie zbliżyć.

    Weny
    Guśka

    OdpowiedzUsuń
  2. Romantycznie się zaczął ten rozdział ^^ Nie spodziewałam się, że tak pójdą na całość. Te podniecające jęki Hanny na masce samochodu i szalenie oczarowany Felix... A tu nagle Jasper.
    Co do Jaspera to o wiele bardziej wolę go, gdy zachowuje się jak prawdziwy wampir. Przy Cullenach zmuszony był do diety zwierzęcej i widać było jak męczył się na niej. Teraz nic go powstrzymuje i po prostu jest sobą. Tak to wygląda z mojej perspektywy.
    Myślę, myślę i nie mam pojęcia co Renesmee ma zrobić w Greenpoint ;p Ciekawość mnie zżera. Proszę dodaj jak najszybciej nowy rozdział :) Mam nadzieję, że w nn wyjaśnisz tą sprawę.
    Pozdrawiam cię Nessa oraz życzę baaaardzo dużo weny, czasu i nowych świetnych pomysłów :D

    OdpowiedzUsuń
  3. O Boże kochany, jak ty to robisz? :)
    Ten rozdział... Nie no po prostu... Nie wiem jak dobrać słowa!
    Taki romantyczny ten rozdział, tyle miłości... Uwielbiam czytać o tej parze, są oni bardzo nieprzewidywalni :D

    Jasper! Yeah! Szczerze to spodziewałam się Alice, no bo wiesz... Jej zawsze wszędzie pełno, a tu takie miłe zaskoczenie! :) Biedna Hannah... Teraz ciągle będzie się zadręczać, dobrze że ma Felutka, on może ją troszeczkę rozbawi.

    I ta końcówka... No, Nessie ma dar przyciągania kłopotów po mamie :)

    Podsumowując: Ten rozdział jest boski, perypetie Hanny i Felixa coraz ciekawsze, jestem ciekawa do czego się jeszcze posuną...

    Pozdrawiam i życzę weny :)

    Brooklyn

    OdpowiedzUsuń
  4. Na wstępie przepraszam ,że nie komentuje każdego rozdziału ale wiedz kochana iż czytam każdy z zapartym tchem :)Rozdział megaaaa zarąbisty !!!!!! <3 Tak szczerze to nie mogłam się doczekać kiedy będzie nowy nn <3Rozdział po prostu mnie powalił ciesze sie z tej sytuacji zaistniałej miedzy Haną a Felkiem :) Dałaś mi to czego pragnęłam,a więc cała skaczę z radość bo wreszcie nawiązałaś miedzy nimi do romansu :) Oby Ness i Dem też dali sobie rade:) Nic dodać nic ująć :D
    Czekam na kolejny i BŁAGAM dodaj go szybko! :D
    Pozdrawiam gorąco :**Niech wena będzie z TOBĄ!

    OdpowiedzUsuń


After We Fall
stories by Nessa