Felix
To było jedno wielkie
szaleństwo.
Cały czas
myślałem o tym, kiedy Hannah przysunęła się jeszcze bliżej mnie,
zmniejszając dzielący nas dystans niemal do minimum. Jej usta były zaskakująco
znajome i przyjemnie miękkie, chociaż od naszego pierwszego – i z założenia
ostatniego – pocałunku minęły chyba całe wieki.
Przestałem
myśleć nad tym wszystkim, co od tamtego czasu wydarzyło się nie tylko pomiędzy
nami, ale również Renesmee. Wszelakie opory zniknęły, a ja z czystym
sumieniem pomyślałem, że cokolwiek właśnie się dzieje, jest dobre. Gdzieś
z oddali dochodziły nas dźwięki energicznej, karnawałowej muzyki i gwar
rozbawionego tłumu całkowicie nieświadomych istnienia nieśmiertelnych ludzi,
ale my byliśmy jakby poza tym, skoncentrowani na sobie i emocjach. Nie
przeczę, w przeszłości miałem wiele kobiet, również ludzkich – w końcu
wszyscy mieliśmy jakieś potrzeby, tym intensywniejsze dzięki wyostrzonym
zmysłom – ale tym razem było zupełnie inaczej, chociaż nie do końca byłem
świadom na czym polegała ta różnica.
W pierwszym
odruchu poczułem się absolutnie oszołomiony, nie tylko tym, że w ogóle
zdecydowałem się zaproponować Hannie wspólne wyjście, ale również tym, że
zamiast dać mi w twarz, pozwoliła bym się do niej zbliżył. Na boga,
przecież to wciąż była Hannah – ta sama dziewczyna, która od pierwszej chwili
naszej znajomości jakimś cudem była w stanie podnieść mi ciśnienie,
chociaż przecież od wieków byłem martwy, a w moich żyłach nie krążyła
krew. Do cholery, gdyby ktoś po tamtych trzech miesiącach, które spędziliśmy
z Demetrim w drodze, szukając prawdopodobnej sprawczyni całego
zamieszania z Cullenami, powiedział mi, że wszystko ostatecznie potoczy
się w ten sposób, wysłałbym go do wszystkich diabłów.
A jednak
wcale nie czułem irytacji ani złości, kiedy trzymałem Hannę w ramionach.
Nie rozumiałem tego, ale emocje w zasadzie nie miały dla mnie
najmniejszego znaczenia. Czułem przede wszystkim przyjemność i coraz
silniejsze pragnienia, które jednoznacznie podpowiadały mi, że chce więcej –
więcej jej, więcej tego czegoś, co było między nami. Trzymałem ją w ramionach
i było mi z tym dobrze, jakbym od samego początku dążył do tego
momentu, chociaż do tej pory nawet nie byłem tego świadom. Nie rozumiałem jakim
cudem wcześniej nie pomyślałem, że rozwiązanie jest tak oczywiste, ale mimo
wszystko…
Coś się
zmieniło. Nie wiedziałem kiedy, dlaczego i gdzie to wszystko zmierzało,
ale coś pomiędzy mną a Hanną zmieniło się już tamtego jednego popołudnia,
kiedy zniknęła Renesmee, a ona przyszła do mnie, chcąc bym przemówił do
rozsądku Demetriego. Do tej pory nie potrafiłem stwierdzić, co takiego skłoniło
mnie do tego, bym ją pocałował, ale nie zmieniało to faktu, że ten sam impuls
kierował mną teraz. Wciąż miałem do Hanny żal o to, że tak długo ukrywała
przed nami prawdę, jednak w tamtej chwili wszelakie wcześniejsze żale
poszły w zapomnienie. Byliśmy razem, tu i teraz, i to było
dobre, odmienne, cudowne…
Lekko
uniosłem Hannę, bez większego wysiłku sadzając ją na masce lexusa. Zadrżałem
mimowolnie, kiedy objęła mnie łydkami w pasie, nagle znajdując się jeszcze
bliżej niż do tej pory. Wyczułem, że również w jej emocjach coś się
zmieniło – że nabrała pewności siebie, odrzucając od siebie wcześniejsze obawy
i w końcu pozwalając się ponieść chwili. Jej emocje udzieliły się również
mnie, a nasze pocałunki stały się bardziej zdecydowanie i namiętne.
Chociaż żadne z nas nie potrzebowało tlenu, żeby normalnie funkcjonować,
doskonale słyszałem nasze przyśpieszone oddechy, jednocześnie nierówne, co
i mieszające się ze sobą w taki sposób, że wydawały się przeplatać ze
sobą, tworząc wspólny, wyjątkowy rytm.
Moje dłonie
wylądowały na jej krągłych biodrach, kiedy naparłem na nią, zmuszając do tego,
żeby odchyliła się nieznacznie. Jęknęła niekontrolowanie, gdy przerwałem pieszczotę,
odrywając usta od jej warg. Spodobało mi się to; nie powstrzymałem się od
uśmiechu, a moja radość sięgnęła zenitu, kiedy spojrzawszy na bladą twarz
Hanny, dostrzegłem jej dezorientację i to, jak bardzo była
rozemocjonowana. Niczym w transie znów nachyliłem się w jej stronę,
tym razem znacząc pocałunkami jej policzek, żuchwę i schodząc coraz niżej,
powoli kierując wzdłuż obojczyka, a później do ładnie wyeksponowanych
dzięki krojowi sukienki piersi…
– Felix… –
usłyszałem jej nieco zniekształcony przez emocję szept. Jej brązowe dzięki
szkłom kontaktowym tęczówki wydawały się dziwnie zamglone i jakby
nieobecne.
– Tym razem
nie „Felutek”? – zapytałem zaczepnie.
Znów się
uśmiechnąłem, tym razem w odrobinę cyniczny sposób. Hannah zamrugała
kilkukrotnie, spoglądając na mnie bardziej przytomnie. Obie dłonie położyła mi
na torsie, jakby chcąc mnie odepchnąć, ale wykorzystała do tego tak mało siły,
że nawet nie próbowałem się odsuwać.
– Felutek –
poprawiła się z nutką złośliwości. – Możesz mi, na litość boską,
powiedzieć, co takiego robisz? – zapytała pozornie zagniewanym tonem, ale
emocje w jej oczach zdradzały wszystko.
– Nic, co
by ci nie odpowiadało, jak sądzę – stwierdziłem spokojnie. Nachyliłem się nad
jej szyją, ale tym razem nie musnąłem wargami jej skóry. – Mam przestać?
Sądziłem,
że nie odpowie albo potaknie, ale postanowiła mnie zaskoczyć:
– Nie.
Uniosłem
brwi, odrobinę zaskoczony zdecydowaniem z jakim wypowiedziała to jedno
słowo. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, miałem wrażenie, że spogląda na
mnie nagląco, wewnętrznie rozdarta w równym stopniu, co i ja. To było
tak, jakby walczyła z własnymi uczuciami – tym, co czuła i tym, co
w jej opinii powinna czuć.
Och, do
diabła, zawsze wiedziałem, że cała ta sprawa z emocjami jest zdecydowanie
zbyt skomplikowana. Kto by pomyślał, że po tym wszystkim sam będę chciał się
w to mieszać.
Odczekałem
jeszcze chwilę, zamiast pocałunku, przenosząc dłoń na ramię Hanny i palcami
muskając wrażliwą skórę jej szyi. Wzdrygnęła się tak gwałtownie, że
instynktownie chciałem się odsunąć, naprawdę przekonany, że zrobiłem coś nie
tak, zwłaszcza, że z ust dziewczyny znowu wyrwał się jęk – cholernie
pociągający, brzmiący na okrzyk zadowolenia jęk rozkoszy i rozdrażnienia.
– O mój…
– wyrwało mi się. Mój głos również zabrzmiał dziwnie obco. – Słodki Jezu, zrób
to jeszcze raz – wyszeptałem, nie mogąc się powstrzymać.
Jej oczy
zwróciły się na mnie, wciąż zamglone i jakby nieobecne od nadmiaru emocji.
Nie sądziłem, że tak niewiele trzeba, żeby wprawić kogokolwiek w taki stan
– a jedna, poza tym jej emocje naprawdę mi się udzielały.
Było coś
hipnotyzującego w uważnym spojrzeniu Hanny, zwłaszcza, że wraz z kolejnym
mrugnięciem jej oczy wróciły do swojego naturalnego, rubinowego koloru, kiedy
jad ostatecznie roztopił szkła kontaktowe. Przez myśl przeszło mi, że nawet nie
pomyślałem o wzięciu zapasu i że powinniśmy wrócić do hotelu zanim
ktoś nas zauważy, ale mój przymglony przez pożądanie umysł stanowczo odrzucał
wszelakie pomysły, które miałby wiązał się z przerwaniem tego, co właśnie
działo się pomiędzy nami. Sama myśl o tym, że miałbym się odsunąć,
przyprawiała mnie niemal o fizyczny ból, przez co tym łatwiej było mi
odrzucić podszepty zdrowego rozsądku. Świat w jednej chwili skurczył się
wyłącznie do nas dwoje, co było w równym stopniu niezwykłe, co i cholernie
głupie, skoro znajdowaliśmy się w samym centrum królestwa karnawału,
a gdzieś na wyciągnięcie ręki znajdował się cały tłum mniej lub bardziej
ogarniętych imprezowym szałem ludzi.
Całkiem
straciłem nad sobą kontrolę, kiedy Hannah spełniła moja prośbę, wydając z siebie
najbardziej pociągający, oszołamiający dźwięk jaki słyszałem w całej
swojej egzystencji. Naparłem na nią jeszcze bardziej stanowczo, chcąc znaleźć
się tak blisko, jak tylko było to możliwe. Nasze ciała w rozkoszny sposób
ocierały się o siebie, wprawiając mnie w jeszcze bardziej
nieprzewidywalny nastrój i już nie byłem w stanie zapanować nad tym
własnymi pragnieniami. Żadna dziewczyna nigdy nie wprawiła mnie w taki
stan, choć w przeszłości doświadczałem najróżniejszego rodzaju miłosnych
uniesień. Wampirze zmysły wzmagały każdą najmniej istotną pieszczotę, czyniąc
doznania jeszcze bardziej intensywnymi. Zdrowy rozsądek zszedł gdzieś na dalszy
plan, a ja byłem w stanie już tylko myśleć o Hannie, o jej
giętkim ciele i tym, jak wyginała się pod moim dotykiem, jak…
Słodki,
charakterystyczny zapach ludzkiej krwi doszedł do mnie nagle, ale nie od razu
zwróciłem na niego uwagę – podobnie jak i na subtelną wampirzą nutę,
w równym stopniu znajomą, co i obcą. Nawet kiedy Hannah zesztywniała
pode mną i bardziej stanowczo naparła na mój tors, próbując trzymać mnie
na dystans, nie byłem chętny tak po prostu wyrwać się z tego dziwnego
transu w który wpadliśmy, zafascynowani sobą nawzajem.
– Felutek…!
– syknęła i oswobodziwszy rękę, spróbowała uderzyć mnie w twarz.
W ostatniej chwili uchyliłem się, po czym z zaskoczeniem odsunąłem
się do tyłu, wciąż pod wpływem silnych emocji.
– Co znowu?
– zapytałem niezbyt inteligentnie, ale Hannah jedynie pokręciła z niedowierzaniem
głową. – Zrobiłem coś nie tak? – upewniłem się, coraz bardziej zdezorientowany,
jednak wyraz jej twarzy nieszczególnie pozwalał mi stwierdzić, czy coś jest na
rzeczy.
Wciąż na
wpół leżała na masce, ze zmierzwionymi włosami i pogniecionym przodem
sukienki, chociaż nie przypominałem sobie, kiedy naciągnąłem jej dekolt,
częściowo odsłaniając krągłe piersi. Oddech znacznie jej przyśpieszył, choć
żadne z nas nie potrzebowało powietrza, by być w stanie normalnie
funkcjonować. Podniosła się powoli, ale z gracją, w pośpiechu podrywając
się na równe nogi i w pośpiechu rozglądając się dookoła.
Nie od razu
zorientowałem się, że jej zachowanie nie ma żadnego związku ze mną. Kiedy
pożądanie zaczęło ustępować, w końcu zwróciłem uwagę na to, co działo się
wokół mnie. Zapach ludzkiej krwi stał się bardziej intensywny, nie
pozostawiając najmniejszych wątpliwości co do tego, że to nie jest po prostu
charakterystyczna woń krążącej w ludzkich żyłach osoki. To było
zdecydowanie bardziej intensywne i w równym stopniu oszałamiające, co
i niezwykle pociągające.
Hannah
bezceremonialnie ruszyła się z miejsca, podążając za przesycającą
powietrze słodyczą. Natychmiast ruszyłem za nią, w pośpiechu zauważając
jedynie to, że nie wyglądała tak, jakby straciła nad sobą kontrolę. Razem
pobiegliśmy w głąb opustoszałej uliczki, bez trudu odnajdując wąską
szczelinę pomiędzy dwoma nachylonymi ku sobie budynkami, jakże niepasującymi do
ruchliwej, nowoczesnej części Rio de Janeiro. Zapach krwi stał się
intensywniejszy, podobnie jak i trop wampira, który zwrócił moją uwagę już
wcześniej.
Stanowczo
chwyciłem Hannę za ramię, zmuszając ją do tego, żeby się zatrzymała. Obejrzała
się na mnie nerwowo, ale – co w równym stopniu mnie zaskoczyło, co i uspokoiło
– przynajmniej usłuchała, zamiast rzucić się na mnie z pięściami. Bez
słowa wyminąłem ją, żeby móc rozejrzeć się dookoła, chociaż uliczka była wąska,
pusta i zakończona solidnym murem kolejnego wyniszczonego budynku.
Skrzywiłem się mimowolnie na widok przepełnionych kontenerów, ledwo
mieszczących się w tym miejscu i zajmujących niemal całą dostępną
przestrzeń. Bez pośpiechu podszedłem jeszcze bliżej, żeby upewnić się, co
znajduje się za nimi, chociaż jeszcze przed podjęciem decyzji podejrzewałem, co
takiego tam znajdę.
Wypuściłem
powietrze ze świstem na widok nieruchomego, odcinającego się upiorną bladością
na tle wszechogarniających ciemności ciała mężczyzny. Kimkolwiek był, w chwili
śmierci musiał mieć co najmniej pięćdziesiąt parę lat, chociaż trudno było mi
cokolwiek określić, tak bardzo był zaniedbany. Nieogolona twarz, cienie pod
oczami i ubranie, które wyglądało na wygrzebane z pobliskiego
śmietnika – wszystko to jednoznacznie dało mi do zrozumienia, że mam do
czynienia z bezdomnym. Nie musiałem nawet sprawdzać, by upewnić się, że
mężczyzna jest martwy, chociaż do tej pory czułem bijące od jego ciała ciepło.
Mogłem się założy, że gdybym przechylił mu głowę, dostrzegł być wciąż krwawiącą
ranę po ugryzieniu wampira. Na ziemi wciąż czerniły się plamy świeżej krwi,
przy braku oświetlenia wyglądające niczym rozlana smoła. W przeszłości
niejednokrotnie widziałem podobne sceny, czy to podróżując w pojedynkę,
czy wykonując kolejne zlecone przez Aro zadanie – wielkie miasta zawsze przyciągały
nomadów, a zwłaszcza ci doświadczeni potrafili wybierać ofiary w taki
sposób, żeby zbytnio nie wrzucać się w oczy.
Tak czy
inaczej, ciało było świeże i za słabo ukryte. To wyglądało niemal tak,
jakby ktoś porzucił je w ostatniej chwili, spłoszony czymś, czego ja tylko
mogłem się domyśleć, a to mogło oznaczać, że…
– Felix!
Ostrzeżenie
Hanny doszło do mnie o tę przysłowiową sekundę za późno. Coś poruszyło się
w ciemnościach gdzieś za moimi plecami, zmuszając mnie do natychmiastowej
reakcji. Błyskawicznie odwróciłem się na pięcie, ale zdążyłem jedynie zauważyć
zarys ludzkiej sylwetki, która błyskawicznie przecięła powietrze. Intruz
bezceremonialnie skoczył w moją stronę, odpychając mnie od siebie,
zaskakując mnie do tego stopnia, że momentalnie straciłem równowagę. Obaj
zwarliśmy się w uścisku, lądując na ziemi – on na mnie – jednak zanim
zdążyłem zdecydować, czy powinienem zacząć walczyć, mój przeciwnik przetoczył
się i zerwawszy na równe nogi, rzucił się do ucieczki.
Jasne
refleksy zatańczyły w blond włosach wampira. To podziałało na mnie niczym
kubeł zimnej wody, otrzeźwiając i motywując do tego, żebym w pośpiechu
zerwał się na równe nogi. Hannah wciąż tkwiła w przejściu pomiędzy
budynkami, wyraźnie oszołomiona, uważnie przypatrując się zbliżającemu się do
niej nieśmiertelnemu. W pierwszym odruchu miałem ochotę na nią warknąć
i kazać się usunąć na bok, ale kiedy dostrzegłem, że wampir zaczyna
zwalniać, dzięki czemu w końcu miałem okazję uważniej mu się przyjrzeć
i potwierdzić swoje wcześniejsze przypuszczenia. Nigdy nie narzekałem na
pamięć, kiedy zaś dostrzegłem znaczące bladą skórę mężczyzny przecinające się
ze sobą blizny w kształcie półksiężyców – ślady więcej niż jednego
wampirzego ugryzienia – poczułem się trochę tak, jakby ktoś zdzielił mnie czymś
ciężkim po głowie.
– Stój! –
zawołałem, nagle odzyskując głos. Popędziłem w kierunku nieśmiertelnego
i Hanny, tym samym popełniając błąd, bo wampir napiął mięśnie i wyglądając
na gotowego znowu rzucić się do ucieczki, wahając się jedynie z powodu
obecności przyczajonej naprzeciwko niego Hanny. – Jasper, do cholery…
Drgnął,
kiedy wypowiedziałem jego imię, ale przynajmniej nie zaczął uciekać.
Od zawsze
wydawał mi się najbardziej dziki z Cullenów, wiedziałem zresztą, że miał
za sobą dość burzliwą przeszłość, decydując się na osiadły tryb życia wyłącznie
przez wzgląd na Alice. Kiedy obrócił się w moim kierunku, w końcu
decydując się na mnie spojrzeć, natychmiast zwróciłem uwagę na parę rubinowych,
lśniących intensywnie tęczówek, zdradzając dopiero co przerwane polowanie.
Instynktownie napiąłem mięśnie, gotowy do ewentualnej obrony, zwłaszcza, że
wampir w trakcie posiłku nigdy nie był specjalnie miły dla innych
przedstawicieli swojej rasy – sam zresztą nie byłbym zadowolony z tym, że
ktokolwiek nieświadomie wpłynął na to, co działo się pomiędzy mną a Hannę,
i to akurat wtedy, kiedy doświadczaliśmy czegoś tak intensywnego.
Jasper się
zmienił, chociaż – co trochę mnie zaskoczyło – w jego przypadku wcale nie
było to tak szokującym odkryciem. Miałem raczej wrażenie, że dopiero teraz
przestał udawać, w końcu przystosowując się do życia do którego był
stworzony. Nie potrafiłem stwierdzić, co takiego chodzi mu po głowie, ale
jednego byłem pewien: nigdy nie satysfakcjonowała go konieczność wstrzymywania
głodu, nie wspominając o tych wszystkich zasadach moralnych, którymi
namiętnie utrudniali sobie życie Cullenowie.
Zawahałem
się na moment, po czym zrobiłem stanowczy krok do przodu. Jasper rzucił mi
ostrzegawcze spojrzenie, ale nie cofnął się, przede wszystkim z powodu
Hanny. Widać było, że wie co robi i nie ufa nam w najmniejszym
stopniu, dla lepszej kontroli sytuacji ustawiając się bokiem do nas, żeby
lepiej widzieć zarówno mnie, co i moją towarzyszkę.
– Rany,
chcę tylko pogadać – żachnąłem się, w nieco teatralny sposób wywracając
oczami.
Wyrzuciłem
obie ręce ku górze w poddańczym geście, próbując zapanować nad emocjami,
w pełni świadom zdolności, którymi dysponował. Wampir dosłownie spadł mnie
i Hannie z nieba, co prawda w najmniej odpowiednim momencie, ale
byłbym prawdziwym idiotą, gdybym teraz wszystko spieprzył. Ani ja, ani Hanna
nie mieliśmy koncepcji na to, jak rozpocząć poszukiwania rodziny Renesmee,
a gdybyśmy teraz pozwolili mu uciec, mogłyby minąć całe tygodnie zanim
ponownie wpadlibyśmy na odpowiedni trop – i to przy odrobinie szczęścia…
– Czego
chcecie? – rzucił oschle wampir, w końcu biorąc się w garść. Bez
trudu przybrał maskę obojętności, wprawnie ukrywając emocje i spoglądając
na mnie w niemal beznamiętny sposób.
–
Powiedziałem – zauważyłem przytomnie. – Pogadać.
Jego
spojrzenie jasno dało mi do zrozumienia, że mi nie uwierzył.
– Zbyt
dobrze cię znam, Felixie. – Jasper z niedowierzaniem pokręcił głową. – Już
próbowaliście nas werbować. Odpowiedź nie zmieniła się od tamtego czasu.
–
Werbować…?
Nawet nie
próbował udawać rozluźnionego, ale przynajmniej przestał sprawiać wrażenie
kogoś, kto właśnie rozważa pod jakim kątem najlepiej uderzyć, żeby najlepiej
przeciwnika obezwładnić. No cóż, moim atutem od zawsze była nieprzeciętna siła,
ale pokonanie Jaspera z jego doświadczeniem i zdolnością taktycznego
myślenia, zdecydowanie okazałoby się dość problematyczne.
– Nie
udawaj, że nie wiesz o czym mówię – zirytował się. – Nie mamy pojęcia, co
takiego dzieje się w Volterze i, szczerze powiedziawszy, ani mnie, ani
Alice to nie interesuje. Powiedz Kajuszowi, że nie mamy zamiaru…
– Niczego
nie powiem Kajuszowi! – nie wytrzymałem, coraz bardziej rozdrażniony jego
zachowaniem. Mogłem przewidzieć, że ta rozmowa nie będzie należała do
przyjemnych, ale to i tak zaczynało być ponad moją cierpliwość. – Słuchaj,
nie jestem tutaj po to, żeby bawić się w posłańca Kajusza, Aro albo
kogokolwiek innego. Hannah też nie – dodałem, kiwając głową w stronę
wampirzycy. – Nie wiem, co słyszeliście z Alice, ale to nie ma z nami
żadnego związku! Gdybyś był łaskaw się zamknąć i posłuchać, co mam ci do
powiedzenia, obu nam byłoby łatwiej.
– Jesteś
ostatnią osobą, której byłbym w stanie zaufać, Felixie – padło w odpowiedzi.
Miałem ochotę mu odpyskować, ale naglące, ostrzegawcze spojrzenie Hanny
ostatecznie wybiło mi ten pomysł z głowy. – Nigdy nie podważałem znaczenia
Volturi w naszym świecie, jednak zaufanie to zupełnie oddzielna kwestia.
Zwłaszcza w ostatnim czasie krążyło tyle plotek… – Urwał, najwyraźniej
przypominając sobie o tym, że powinien być względem mnie bardziej
ostrożny. – Daj mi przynajmniej jeden powód, dla którego miałbym przynajmniej
spróbować cię wysłuchać.
Wypuściłem
powietrze ze świstem. Do cholery, Jasper od zawsze był ostrożny, więc to było
do przewidzenia. Poza tym jeśli mówił prawdę, Kajusz w otwarty sposób
praktykował to, co rozpoczął Aro: a więc szukał utalentowanych wampirów,
które mógłby wcielić w swoje szeregi, najpewniej w zdecydowanie
bardziej bezpośredni od brata sposób.
Jak miałem
rozmawiać z wampirem, który nie bez powodu traktował mnie jak jednego
z najwierniejszych i najbardziej zaufanych członków straży
przybocznej? Wciąż pozostał we mnie pewien sentyment do pozycji, którą
zajmowałem przez całe minione wieki; gdyby ktoś pół roku wcześniej powiedział
mi, że zwrócę się przeciwko swoim i z własnej woli opuszczę Volterrę, co
więcej zmuszony do ukrywania się przed tymi, którzy przez tyle czasu byli dla
mnie kimś na kształt rodziny, najzwyczajniej w świecie bym go wyśmiał. Co
prawda równie nieprawdopodobnym wydawała się zdradza Kajusza i zniknięcie
Aro, ale w jaki sposób miałem wytłumaczyć to komuś tak otwarcie zwróconym
przeciwko mnie? Poza tym, do cholery, to on wyczuwał cudze emocje, więc równie
dobrze powinien być w stanie stwierdzić, czy kłamię!
– Renesmee –
doszedł mnie cichy, zaskakująco opanowany głos Hanny.
Spojrzałem
na nią w tym samym momencie, co i wyraźnie zaskoczony Jasper. Co ona,
do diabła, wyprawiała?!
– Słucham?
Hannah
nadal spokojnie stała naprzeciwko Jaspera, być może nieświadoma jego zdolności
albo po prostu całkowicie obojętna na to, że z łatwością mógłby powalić ją
na ziemię, gdyby tylko dała mu po temu okazję. Bez pośpiechu podeszła bliżej,
zmniejszając dzielący ich dystans do zaledwie kilku stóp, co nie było zbyt
rozsądne, skoro wampir nam nie ufał.
– Renesmee –
powtórzyła w ten sam opanowany sposób. – Twoja bratanica… Ale ty nie
pamiętasz, prawda? – dodała, chociaż zwłaszcza dla niej powinno być to
najzupełniej oczywiste.
– Nie mam
pojęcia o czym ty… – zaczął, a potem raptownie urwał i już tylko
patrzył na nią jak oczarowany.
Coś w wyrazie
oczu Hanny się zmieniło, chociaż nie potrafiłem określić charakteru tej zmiany.
Nagle wydały mi się jeszcze bardziej szkarłatne niż zwykle, a przy tym
nienaturalnie rozszerzone i wielkie. Wyraz jej twarzy zmienił się i wyglądała
niemal jak drobna, zagubiona dziewczynka, prawie tak jak wtedy, kiedy podczas
balu drżącym głosem opowiadała mi o wszystkim, co zrobiła albo później,
w domu Cullenów, bliska płaczu i zawstydzona skutkami chaosu, którego
była sprawcą.
Jasper
gwałtownie cofnął się do tyłu, co najmniej jakby wampirzyca go uderzyła,
chociaż nawet nie podniosła ręki ani nie próbowała go dotykać. Hannah spuściła
wzrok, po czym zaplotła ramiona na piersi, milcząca i nieruchoma. Chciałem
coś powiedzieć, ale żadne słowa nie wydawały mi się odpowiednie, nie
potrzebowałem zresztą potwierdzenia, by zrozumieć jedno – a mianowicie to,
że dziewczyna właśnie oddała mu wspomnienia.
–
Przepraszam… – właściwie wyczytała z ruchu jej warg niż usłyszałem, ale to
już nie miało znaczenia.
Zanim którykolwiek z nas zdążył zareagować, Hannah
odwróciła się na pięcie i najzwyczajniej w świecie rzuciła się do
ucieczki. Chwilę później już jej nie było.
Hannah
Nie rozumiem, dlaczego za
każdym razem reaguję w ten sposób. Zawsze, kiedy wydaje mi się, że już
poradziłam sobie z tym wszystkim i jestem w stanie wybaczyć
samej sobie, zwłaszcza, że Renesmee już od jakiegoś czasu nie ma do mnie
pretensji, ostatecznie dzieje się coś, co skutecznie wytrąca mnie z równowagi.
Nie miałam na to wpływu, myślę raz po
raz, ale usprawiedliwienie, które przez tyle czasu pozwalało mi zachować zdrowe
zmysły już nie przynosi ukojenia, brzmiąc bardziej jak perfidne kłamstwo niż
niosąca ukojenie prawda.
Chcę
zmienić wiele rzeczy, ale nie jestem w stanie. Dopiero teraz raz po raz
uświadamiam sobie, jak bardzo skrzywdziłam Nessie i jej bliskich, ale
skąd, na litość boską, miałam wiedzieć, że wszystko potoczy się w taki
sposób? Dbałam o swoje życie, ale chociaż nie ma w tym niczego złego,
nie jestem w stanie zapanować nad raz po raz powracającym poczuciem winy.
Wampirza pamięć jest niezawodna, a ja mimo starań nie jestem w stanie
odsunąć od siebie myśli o decyzjach, które podejmowałam w przeszłości.
Słabość mnie wykańcza, wzmagając już i tak odczuwane przeze mnie pretensje,
chociaż jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, zrobiłam wszystko to, co
w danym momencie wydawało mi się sensowne – wtedy, zanim poznałam Renesmee
i zaczęłam ją traktować niemal jak siostrę.
Z tym, że
siostry nie postępują w taki sposób…
Czuje się
jak jedna wielka sprzeczność. Bezradność mnie wykańcza, popychając do biegu,
ale nawet na to nie mogę sobie pozwolić w tak wielkim, zatłoczonym mieście
jak Rio de Janeiro. Nagle sukienka zaczyna mi przeszkadzać, tym bardziej, że
już nie czuję radosnego upojenia świąteczną atmosferą – euforia odeszła wraz
tymi wszystkimi emocjami, które pod wpływem chwili wyzwolił we mnie Felix. Na
Boga, to nie miało być tak! Sama scena przy samochodzie – ten pocałunek, to co
działo się później… – wydaje mi się czymś odległym i nierealnym, niczym
piękny sen, który ostatecznie dobiegł końca. Minęły całe lata od momentu, kiedy
ostatni raz byłam w stanie zapaść się w niebyt, ale i tak
łatwiej myśleć mi o tym jak po prostu o dobrym śnie – i to
takim, który nie miał prawa znaleźć odniesienia w rzeczywistości.
Nogi same
prowadzą mnie do miejsca, gdzie Felix i ja zostawiliśmy samochód, chociaż
w rzeczywistości pragnę uciec dużo dalej. Szarpię za klamkę po stronie
kierowcy, po czym opadam na przednie siedzenie, instynktownie zaciskając dłonie
na kierownicy, chyba jedynie cudem nie wyrywając jej z tablicy
rozdzielczej. Czuję się dziwnie roztrzęsiona, chociaż jednocześnie wszelakie
bodźce wydają się dochodzić do mnie z oddali, jakby od rzeczywistości
oddzielała mnie gruba szyba. W pośpiechu zaczynam szukać kluczyków,
obojętna na to, że nie ma przy mnie Felixa i że nie powinnam tak po prostu
go tutaj zostawić, po czym uświadamiam sobie, że stacyjka jest pusta. To
jeszcze bardziej wytrąca mnie z równowagi, więc dla pewności luzuję uścisk
na kierownicy, w zamian zaciskając dłonie w pięści i z całej
siły uderzając w deskę rozdzielczą, pozostawiając nań głębokie wgniecenia.
Szlag, jestem pewna, że Felix nie będzie zachwycony, ale tak po prawdzie… kogo
to obchodzi?
Z jękiem
ukrywam twarz w dłoniach, chociaż nawet nie łudzę się, że zdarzy się cud i
w końcu będę w stanie porządnie się wypłakać. Nieruchomieję w miejscu,
chociaż całe moje ciało rwie się gdzieś do przodu, a pozostawanie w bezruchu
jest dla mnie niemal fizyczną torturą. Mam ochotę odrzucić głowę w tył
i zacząć krzyczeć w niebogłosy, obojętna na to, czy ktokolwiek mnie
usłyszy, ale stać mnie wyłącznie na tkwienie w miejscu i bezczynne
mierzenie się z własnymi słabościami.
Drzwiczki
po mojej lewej stronie otwierają się nagle, aż wzdrygam się zaskoczona. Z gardła
wyrywa mi się gniewne, ostrzegawcze warknięcie, czego natychmiast żałuję, kiedy
dostrzegam wpatrzonego we mnie Felixa. Wampir spogląda na mnie w absolutnie
nieodgadniony, pozbawiony emocji sposób, w żaden sposób nie komentując
mojego zachowania, co samo w sobie wydaje mi się niewłaściwe. Przez kilka
sekund mierzymy się wzrokiem, a pomiędzy nami jest wyłącznie cisza –
nierealna, jakże niepasująca do dochodzących z oddali dźwięków muzyki
i wesołego gwaru. Czuję się jakby oderwana od rzeczywistości, niezdolna
nawet do tego, żeby się odezwać i zadać chociaż jedno, nawet najbardziej
błahe pytanie.
Ostatecznie
po prostu przenoszę się na fotel pasażera, robiąc miejsce Felixowi, chociaż
i tak dłuższa chwila zanim wampir decyduje się zasiąść za kierownicą.
Uparcie unikam spoglądania w jego stronę, udając zainteresowaną ciemną
uliczką, którą jestem w stanie obserwować z okna po „swojej” stronie.
– Musiałaś
się wyżyć akurat na desce rozdzielczej? – słyszę, ale w tonie Felixa
brakuje typowego cynizmu, nie ma nawet śladu rozdrażnienia – wyłącznie spokój.
Nie
odpowiadam. Wciąż patrzę w przestrzeń, ale tak naprawdę niczego.
Czekam aż
odpali silnik i w końcu wyrwiemy się z tego miejsca, jednak kolejne
sekundy mijają, a my wciąż pozostajemy w miejscu. Kiedy w końcu
nie wytrzymuję i zerkam w stronę Felixa, przekonuję się, że wampir
w zamyśleniu bawi się kluczykami.
– Jedźmy
stąd – szepcę, chociaż nie spodziewam się tego, że od razu mnie usłucha.
– Jak sobie
życzysz. – Najwyraźniej postanawia mnie zaskoczyć, bo bez chwili wahania odpala
silnik.
Zaciskam
powieki, czując jak auto zaczyna wibrować. Jestem aż nadto świadoma obecności
Felixa, jego bliskości i słodkiego zapachu, który…
Och, na
litość boską, zdecydowanie nie chcę o tym myśleć! Nie teraz, kiedy czuję
się tak bardzo rozbita, tak bardzo… Frustruje mnie to, że nawet nie potrafię
znaleźć odpowiednich słów, nie wspominając o zrozumieniu tego, co się ze
mną dzieje. Próbuję zrobić cokolwiek, żeby nad sobą zapanować i zacząć
zachowywać się w jakikolwiek rozsądny sposób, ale to jest trudniejsze niż
mogłabym przypuszczać.
– Co
z tym wampirem? – pytam pod wpływem impulsu, nie mogąc znieść panującej
w samochodzie ciszy. Instynktownie zadaję pierwsze pytanie, które
przychodzi mi do głowy, ale sama nie jestem pewna, czy chcę poznać odpowiedź.
I bez
patrzenia na Felixa wiem, że mi się przygląda.
– Jest
w szoku, jak sądzę. Wyobraź sobie jak to jest, kiedy tak nagle odzyskuje
się pamięć – mówi po chwili zastanowienia. – Wytłumaczyłem mu ile się dało, ale
nie wiem ile z tego usłyszał i wziął pod uwagę. Zostawiłaś mnie tam
jak jakiegoś idiotę… Hm, nie żebym się skarżył czy coś, ale to nie była
szczególnie komfortowa sytuacja.
Powinnam go
przeprosić, ale nie jestem w stanie wydobyć z siebie głosu. W zamyśleniu
wpatruję się w ciemność za oknem, czekając aż w końcu ruszymy się
z miejsca, ale chociaż silnik pracuje, Felix najwyraźniej nie zamierza
opuścić tego cholernego zaułka.
Trudno, myślę, jednocześnie właściwie
nieświadomie zaciskając dłoń na brzegu fotela. Jakaś część mnie pragnie ruszyć
się z miejsca – wysiąść, zatrzasnąć za sobą drzwi i uciec, póki
jeszcze mam okazję – ale czuję się zbyt otępiała, by się na coś podobnego
zdobyć. W pamięci wciąż mam uczucie euforii sprzed kilkunastu minut, teraz
niezwykle odległe i jakby nierealne. Chcę wierzyć, że to ma jakieś
znaczenie i chyba nawet mogę sobie wyobrazić siebie zwierzającą się
Felixowi, ale z drugiej strony…
Och, jestem
beznadziejna. I, jak podejrzewam, wampir doskonale zdaje sobie z tego
sprawę.
– Hannah,
spojrzysz na mnie w końcu czy nie? – słyszę jego poirytowany głos, kiedy
w końcu traci nad sobą kontrolę.
– Świat nie
kręci się wokół twojej osoby, Felutku – odparowuję, ale – poruszając się przy
tym niczym w transie – w końcu decyduję się na niego spojrzeć. Nie
potrafię stwierdzić jakie targają nim emocje i to frustruje mnie bardziej
niż cokolwiek innego. – Przepraszam – zreflektuję się z westchnieniem.
– Mogłabyś
to powtórzyć? – pyta, ale nawet nie mam ochoty, żeby na niego warknąć.
– Słyszałeś
– stwierdzam w zamian. Może i jestem rozbita, ale to jeszcze nie
znaczy, że pozwolę mu sobą jakkolwiek manipulować. – Spieprzyłam wszystko, tak?
Przynajmniej
decyduje się zachować o tyle taktownie, że nie odpowiada od razu.
–
Niekoniecznie – mówi w końcu. Nie wierzę mu, ale liczą się intencje. –
Mówię poważnie. Przynajmniej on jeden pamięta. Poza tym powiedziałem mu w którym
hotelu się zatrzymaliśmy, tak jakby co. Co prawda nie sądzę, żeby on albo Alice
chcieli z nami rozmawiać, ale może przynajmniej na własną rękę dołącza do
pozostałych – wyjaśnia stanowczym tonem, najwyraźniej chcąc za wszelką cenę
przekonać mnie, że wszystko jest w porządku. – Nie wiem, co o tym
sądzisz, ale powiedziałem Jasperowi, że zostajemy w Rio do jutrzejszego
wieczora. Alice dalej nic nie pamięta, ale przynajmniej jemu oddałaś
wspomnienia, więc jakoś sobie poradzą, a my tylko tracimy czas.
– Mhm… –
mruczę, właściwie niepewna tego, co do mnie mówi.
Felix
wzdycha prawie niezauważalnie, po czym w końcu milknie, najwyraźniej
dochodząc do wniosku, że próba wciągnięcia mnie do jakiejkolwiek rozmowy jest
z góry skazana na niepowodzenie. Być może powinnam mieć do siebie z tego
powodu pretensje, ale w żaden sposób nie reaguję na tę ciszę, wręcz czując
ulgę, kiedy w końcu ruszamy z miejsca. Samochód powoli toczy się
naprzód, w miarę jak Felix próbuje zawrócić i wymanewrować auto
z ciasnej uliczki w której się zatrzymaliśmy – i która nie tak
dawno wydawała mi się taka cudowna. Nie tak wyobrażałam sobie dzisiejszy
wieczór, ale z drugiej strony, tak może jest i lepiej – i to nie
tylko dla mnie, ale również dla niego.
Jestem tak
zamyślona, że niewiele brakuje, bym przegapiła momentu, kiedy znajoma mi już
postać dosłownie w ostatniej chwili materializuje się przed samochodem.
Z wrażenia aż lecę do przodu, kiedy auto hamuje gwałtownie, a Jasper
bezceremonialnie wspiera obie dłonie na masce lexusa, aż pojazd kołysze się
niebezpiecznie, raptownie wytracając prędkość.
– Co znów…?
– Felix w ostatniej chwili powstrzymuje się od wyrzucenia z siebie
całej wiązanki przekleństw.
–
Poczekajcie chwilę – przerywa mu nerwowo Jasper. Nie musi podnosić głosu, byśmy
byli w stanie usłyszeć jego głos, nawet pomimo grubej przedniej szyby. Już
na pierwszy rzut oka dostrzegam, że wampir jest pod wpływem silnych emocji,
w równym stopniu oszołomiony, co i podenerwowany. – Coś sobie…
O Boże, to istne szaleństw – stwierdza z westchnienie, co wcale mnie
nie dziwi. Jak ja bym się czuła na jego miejscu. – Nieważne. Powiedziałeś mi,
że pomagacie Renesmee – przechodzi do rzeczy; ciężko stwierdzić, czy jest
jakkolwiek sceptycznie nastawiony do naszej znajomości z jego bratanicą.
– To nasza
przyjaciółka – mówię pod wpływem impulsu, ale nawet nie zwraca na mnie uwagi.
– Nie
podoba mi się to, ale te wszystkie wyjaśnienia… Wcześniej wydawało mi się
bezsensu, ale mniejsza z tym – stwierdza, a ja utwierdzam się w przekonaniu,
że coś mocno wytrącił go z równowagi. – Dzisiaj rano Alice mówiła mi
o rodzinie wampirów o złotych oczach, których zobaczyła w wizji.
Widziała sześć osób, chyba w lesie, w miejscu o dość
charakterystycznej roślinności… To by się zgadzało z tym, co mówiłeś mi
o Alasce – dodaje, spoglądając znacząco na Felixa. – Alice ich widziała,
a to oznacza…
Nie kończy,
najwyraźniej oczekując tego, że reszty się domyślimy. Ja po prostu wpatruję się
w niego tępo, nie rozumiejąc, ale coś w zachowaniu Felixa utwierdza
mnie w przekonaniu, że coś jest nie tak – kiedy zaś wampir w końcu
zaczyna przeklinać, nie mam już najmniejszych wątpliwości.
Chcę
o coś zapytać, ale potrząsa głową i bez słowa wyjmuje komórkę.
Spoglądam na niego w napięciu, kiedy w pośpiechu wciska przycisk
połączenia i przykłada aparat do ucha, wsłuchując się w powtarzający
się cyklicznie sygnał.
Ona nie odbierze, myślę jeszcze zanim
włącza się poczta głosowa.
– Szlag! –
syczy Felix, a ja aż wzdrygam się, kiedy pod wpływem emocji ciska komórką
w okno.
Szyba
jedynie cudem nie pęka, chociaż drży tak gwałtownie, jakby za moment miała
wypaść.
– Felixie? –
pytam, choć nie oczekuję tego, że mi odpowie.
Moje
przypuszczenia są słuszne, więc głos Jaspera jest dla mnie w pewnym sensie
wybawieniem:
– Alice
nigdy nie była w stanie zobaczyć przyszłości Renesmee – a więc
i tych, którzy przy Nessie przebywali. Skoro teraz miała przebłyski tego,
co dzieje się na Alasce…
Zrozumienie
pojawia się nagle, chociaż wnioski do których dochodzę wcale nie poprawiają mi
humoru. Może i mam problemy z kojarzeniem faktów, ale wiem jedno:
gdziekolwiek była Nessie, na pewno nie towarzyszyła swoim bliskim.
Renesmee, coś ty zrobiła…?, pytam,
jednak – co do przewidzenia – odpowiedź nie nadchodzi.
Hej. Rozdziały z Hanną i Felixem mają to do siebie, że dziwnym trafem zawsze rodzą się w bólach, ale mam wrażenie, że efekt jest satysfakcjonujący. Jak sądzę, od następnego rozdziału przejdę do sedna tej księgi, a zwłaszcza do serca całej historii, ale to okaże się z czasem...Wszystkie komentarze mnie uskrzydlają, więc jak zwykle pięknie dziękuję za każdą opinię. Kolejny rozdział już w planach, aczkolwiek nie będę niczego obiecywała, bo potem zwykle i tak nawalam z z terminami. No cóż, niemniej liczą się efekty, prawda?Nessa.
Hej:)
OdpowiedzUsuńDługo kazałaś czekać na następny rozdział kochana:) ale warto, bo jak zwykle zaskakujesz :)
To co się dzieje między Hannah i Felixem- miodzio:D Ciekawa jestem co by było gdyby nie pojawił się Jasper:D Pewnie by ją wziął na tym samochodzie, bo on stracił kontrolę nad sobą, zresztą Hannah też..:D
Jasper taki dziki- prawdziwy wampir:) Ciekawa jestem czy się polubią z Felixem:D
Nessie... czyżby pojechała do Greenpoint tak ją o to poprosił Demetri? I czego on od niej oczekuje- czy ma znaleźć Fi i Rose?
:D
Skoro wszyscy Cullenowie się znaleźli więc pewnie niedługo będzie próba odbicia Dema z Voltery:D Już nie mogę się doczekać:) Zastanawia mnie jak zareaguje Edward na plany córki i jej wybranka- przecież, go nie lubi:D
Masz literówkę w trzecim akapicie (drugim dużym) części Felixa- powinno być zbliżył, a nie zbliżyć.
Weny
Guśka
Romantycznie się zaczął ten rozdział ^^ Nie spodziewałam się, że tak pójdą na całość. Te podniecające jęki Hanny na masce samochodu i szalenie oczarowany Felix... A tu nagle Jasper.
OdpowiedzUsuńCo do Jaspera to o wiele bardziej wolę go, gdy zachowuje się jak prawdziwy wampir. Przy Cullenach zmuszony był do diety zwierzęcej i widać było jak męczył się na niej. Teraz nic go powstrzymuje i po prostu jest sobą. Tak to wygląda z mojej perspektywy.
Myślę, myślę i nie mam pojęcia co Renesmee ma zrobić w Greenpoint ;p Ciekawość mnie zżera. Proszę dodaj jak najszybciej nowy rozdział :) Mam nadzieję, że w nn wyjaśnisz tą sprawę.
Pozdrawiam cię Nessa oraz życzę baaaardzo dużo weny, czasu i nowych świetnych pomysłów :D
O Boże kochany, jak ty to robisz? :)
OdpowiedzUsuńTen rozdział... Nie no po prostu... Nie wiem jak dobrać słowa!
Taki romantyczny ten rozdział, tyle miłości... Uwielbiam czytać o tej parze, są oni bardzo nieprzewidywalni :D
Jasper! Yeah! Szczerze to spodziewałam się Alice, no bo wiesz... Jej zawsze wszędzie pełno, a tu takie miłe zaskoczenie! :) Biedna Hannah... Teraz ciągle będzie się zadręczać, dobrze że ma Felutka, on może ją troszeczkę rozbawi.
I ta końcówka... No, Nessie ma dar przyciągania kłopotów po mamie :)
Podsumowując: Ten rozdział jest boski, perypetie Hanny i Felixa coraz ciekawsze, jestem ciekawa do czego się jeszcze posuną...
Pozdrawiam i życzę weny :)
Brooklyn
Na wstępie przepraszam ,że nie komentuje każdego rozdziału ale wiedz kochana iż czytam każdy z zapartym tchem :)Rozdział megaaaa zarąbisty !!!!!! <3 Tak szczerze to nie mogłam się doczekać kiedy będzie nowy nn <3Rozdział po prostu mnie powalił ciesze sie z tej sytuacji zaistniałej miedzy Haną a Felkiem :) Dałaś mi to czego pragnęłam,a więc cała skaczę z radość bo wreszcie nawiązałaś miedzy nimi do romansu :) Oby Ness i Dem też dali sobie rade:) Nic dodać nic ująć :D
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny i BŁAGAM dodaj go szybko! :D
Pozdrawiam gorąco :**Niech wena będzie z TOBĄ!