środa, 1 stycznia 2014

Prolog

„When you cried I'd wipe away all of your tears
When you'd scream I'd fight away all of your fears
And I've held your hand through all of these years
But you still have all of me”
Evanescnece; „My immortal”


Renesmee
Płonęła – a przynajmniej tak czuła, chociaż jakaś część jej uśpionego umysłu zdawała sobie sprawę z tego, że to nie jest prawda. Cierpiała, ale to było niczym porównaniu z bólem, którego doświadczyła. Fizyczne katusze były zaledwie cieniem prawdziwego bólu, tego pozbawionego materialnego źródła; tamtego bólu nie dało się „wyłączyć”, nie dało się go zignorować – po prostu istniał, tak jak i istniała ona.
Ból, którego doznawała teraz, był jednak aż nadto materialny. Teraz już rozumiała, czym jest ten nieistniejący, wypełniający żyły ogień o którym niejednokrotnie wcześniej słyszała. Czuła go, czuła jak powoli paraliżuje jej ciało, wpływając na każdą komórkę, ale chociaż wiedziała, że tak naprawdę płomienie nie istnieją, pragnęła aby ktokolwiek ugasił płomienie. To nic, że nie było żadnego pożaru. Jak coś podobnego mogło być nierealne, skoro doskonale czuła, że płonie? Czy to możliwe, żeby to był zaledwie wymysł jej umęczonego umysłu, jej wyobraźnia…?
Nie rozumiała, jak mogła czuć, skoro inne jej zmysły po prostu zniknęły? Miała wrażenie, że dryfuje w pustce. Otaczała ją ciemność, jakże nieprzenikniona i przerażająca, gorsza od najczarniejszej nocy, jaką kiedykolwiek przeżyła. Tej ciemności obce było światło, a z czasem Renesmee przyłapała się na tym, że sama również zaczyna zapominać czymś jest blask albo cokolwiek, co można określić mianem koloru. Dla niej istniała wyłącznie czerń, ta nieprzenikniona pusta – nic innego nie miało racji bytu w nicości, nawet ona sama. Nie było dźwięków, zapachów, nawet wspomnień – wszystko to wyparowało, strawione przez niewidzialny ogień, którego nie było, chociaż jego niematerialność wydawała się czymś nieprawdopodobnym.
Jak mogła cokolwiek czuć, skoro jej nie było? Jak ciało, którego nie ma, może doznawać cierpienia? Dlaczego nieistniejący ogień wciąż przy niej trwał, skoro nie powinno go być? Co więcej, skąd wiedziała, że płomienie powinny być żółte, pomarańczowe i czerwone… Cokolwiek to znaczyło. Jeśli w ogóle coś znaczyło. W tym miejscu każda myśl wydawała się czymś nierealnym i równie dobrze mogła być równie nieznacząca, co i ona sama – albo jej pragnienie, żeby dojść do siebie.
Dojść do siebie…
Co właściwie powinna rozumieć pod tym pojęciem? Pragnęła czegoś, ale tak naprawdę sama nie była pewna, co takiego się za tym kryło. Była świadoma kilku sprzecznych ze sobą uczuć, które dobrze znała, a których nie potrafiła nazwać. Jedynie ból był tym, co mogła pojąć bez chwili wahania, chociaż nie znajdowała słów, które mogłyby opisać ogrom cierpienia, którego doświadczała. Takie chyba nie istniały, a jeśli tak, to chyba wolała ich nie znać; umiejętność opisywania cierpienia byłaby czymś przerażającym, a bacząc na wszystko to, co przeżyła i cały czas przeżywała, dość złego już przewinęło się przez jej życie.
Przytomność wracała i odchodziła, ból jednak pozostawał zawsze. Czasami pamiętała kim jest, co właściwi się działo i dlaczego tak bardzo cierpi, ale już w następnej sekundzie odpychała od siebie tę wiedzę, zbyt zmęczona i obolała, żeby dodatkowo się katować wspomnieniami. Czasami zapomnienie było lepsze, chociaż kiedy nadchodziło, jednocześnie pojawiał się trach i sama z siebie zaczynała walczyć o to, żeby wrócić do wcześniejszego stanu. To było niczym błędne koło, bo wraz ze świadomością, zaczynała walczyć o to, żeby kolejny raz zapomnieć.
Najdziwniejsze było to, że mimo wszystkiego, czego doświadczała, jakaś część jej zdawała sobie sprawę z tego, że jest bezpieczna. Kiedy udawało jej się skoncentrować, słyszała głos albo odzyskiwała świadomość tego, że jednak ma ciało. Czasami czuła, że ktoś ją dotyka, głaska po czole albo całuje, cicho zapewniając, że wszystko będzie dobrze i że nie powinna krzyczeć. Wtedy czuła się jeszcze bardziej skonsternowana, bo nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że wydaje z siebie jakikolwiek dźwięk. Wiedziała jedynie, że za wszelką cenę chce podporządkować się tym prośbom, kojąco wpłynąć na te ciepłe, kochające głosy. Musiała dla nich walczyć, chociaż nie zawsze rozumiała dlaczego. Miała wręcz wrażenie, że nie powinna ich słyszeć; że ich obecność jest czymś nienaturalnym, co nie powinno mieć miejsca.
Tęskniła. Tak bardzo za nimi tęskniła…
Jak mogłaby znieść świadomość tego, że tak naprawdę nikogo przy niej nie było? Słyszała ich, ale prawda była taka, że najprawdopodobniej była coraz bliższa nieuniknionego szaleństwa, które jak nic było jej pisane w obecnej sytuacji. Najwyraźniej jej umysł uznał, że skoro i tak doświadcza cierpienia, wspomnienia które tak długo dusiła w sobie, równie dobrze mogą ujrzeć światło dzienne. W końcu już nie zadawały jej bólu – a nawet jeśli, nie była tego świadoma w ogromie cierpienia, które i tak jej towarzyszyło.
No dobrze, pomyślała, chociaż formułowanie jakichkolwiek słów, wydawało się równie trudne, co sama próba uwierzenia w to, że jednak istnieje. Czuła się kimś mniej niż myśl, nawet niż duch – po prostu była częścią wszechogarniającej nicości, która ją otaczała. Dobrze… Więc skoro tak się dzieje, dlaczego wciąż nie słyszę jego?
Pytanie wydawało się płaskie, pozbawione jakiejkolwiek modulacji. Równie dobrze mogłaby go nie zadać – zresztą i tak miało zniknąć, pochłonięte przez pustkę z której zostało zrodzone. Tak było ze wszystkimi słowami, które pragnęła wypowiedzieć…
A przynajmniej tak było do tej pory, bo w tamtej chwili wszystko potoczyło się zupełnie inaczej.
To pytanie zdezorientowało ją jeszcze bardziej. Nie zniknęło, jakby zawieszone w tej wszechogarniającej pustce, trwające tak długo, aż w pełni nie utrwali się w jej pamięci. Nie sądziła, że cokolwiek jest w stanie do niej dotrzeć, ale to pytanie miało w sobie coś niezwykłego, czego nie potrafiła ani określić, ani zignorować. Zdawało się przenikać ją całą, sięgając nie tylko do jej umysłu, ale również do jedynego narządu, który miał dla niej jakiekolwiek znaczenie – sięgając do serca i zadając mu inny rodzaj bólu, zupełnie niepodobny do tego, który już teraz doświadczała.
Nie mogła tego zrozumieć – nie tego, czym różniło się to pytanie od innych jej myśli, chociaż i to było dość ciekawym ewenementem. Bardziej dezorientowała ją treść myśli; pytania, które sama sobie zadała. Kiedy się nad tym zastanowiła, doszła do wniosku, że to naprawdę nie ma sensu, podobnie jak i świadomość tego, że mogłaby zapomnieć.
Skoro w obliczu śmierci i tego ciągłego bólu słyszała Ich, dlaczego miałaby nie słyszeć Jego? Czy to możliwe, że zapomniała brzmienie jego głosu, jego dotyk, jego zapach…? Ta świadomość napawała ją lękiem i sprawiła, że naprawdę zapragnęła krzyczeć, chociaż tym razem niekoniecznie z bólu, ale rozpaczy. To były jej najcenniejsze wspomnienia, być może jedyne dla których warto było żyć, a jednak…
Chciała sobie przypomnieć. Och, dlaczego nie potrafiła nawet tego…? Gdyby tylko mogła przywołać do siebie Jego imię, przynajmniej wspomnienie twarzy albo głosu…
Ale pusta wciąż pozostawała zimna i nieprzenikniona, nieczuła na jej rozkazy i pragnienia. Jedynym realnym doświadczeniem, który nie pozwalał jej odejść, był ból, chociaż i ten wydawał się mniej intensywny niż na początku. Takie odkrycie wydawało się zastanawiające, chociaż po chwili zastanowienia doszła do wniosku, że i do tego musiała się przyzwyczaić. Kiedy trwa się w piekle, już w zasadzie nic nie jest nas w stanie zdziwić – smutne, ale prawdziwe, chociaż również tego wolałaby nie wiedzieć.
Jego imię.
Jak mogła pamiętać czym jest ból, skoro wciąż uciekało Jego imię…?
W tamtym momencie całą sobą zapragnęła śmierci, ale ta wydawała się zbyt wielkim komfortem na który nie zasłużyła. Nie miała pojęcia, co takiego zrobiła i kogo zdenerwowała, że musiała tak bardzo cierpieć, ale to już nie miało żadnego znaczenia. Ważne, że bolało, a śmierć nie nadchodziła… Nie nadchodziła, bo…
Różnica była subtelna, ale przy tym niezwykle wyrazista. Swoisty paradoks, ale nie zamierzała się nad tym rozwodzić. Ważniejsze było to, że coś się zmieniło – coś w tym bólu, w tym wszechogarniającym bólu. W pierwszej chwili pomyślała, że kolejny raz jest bliższa tego, co prawdziwe i materialne – w końcu działo się tak kilka razy, ale później i tak wracała do wcześniejszego stanu, tego pozbawionego wspomnień. Chociaż wiedziała, że tym razem będzie tak samo, uczepiła się tej chwili jasności umysłu, w nadziei na to, że będzie w stanie dokonać… czego, cokolwiek miało się wydarzyć.
– Renesmee? – usłyszała łagodny, męski i aż nadto znajomy głos. Wydał jej się nienaturalnie głośny i niewłaściwy w pustce, która do tej pory była jej światem. Nie powinna była go słyszeć. – Renesmee, kochanie…
Powinna wiedzieć kto do niej mówił, może nawet wiedziała, ale nie była pewna na ile może zaufać swojemu umęczonymi umysłowi. Osoba którą słyszała była martwa, od bardzo dawna martwa, ale…
Ale przecież to nie było tak. Ktoś powiedział jej, że to nieprawda i że…
Nic już nie rozumiała. Nic nie miała sensu, ale…
– Renesmee…
Tym razem głos musiał należeć do kobiety – albo raczej dziewczyny. Gdzieś w pamięci zamajaczyła jej ładna twarz i jasne, krótkie loczki. Chociaż z trudem, w końcu zdołała przywołać do siebie najpierw postać wampirzycy, a później jej imię – Hannah.
Hannah gdzieś tutaj była! A wraz z nią ktoś jeszcze, pewnie Felix, chociaż męski głos, który słyszała wcześniej, zdecydowanie nie należał do wampira. Nie należał również do tego, którego chciała zobaczyć.
Nie mógł, bo Demetriego tutaj nie było.
Demetri…
Ból wciąż był obecny, ale wydawał się rozpływać. Powoli znikał, zabierając ze sobą otępienie i sprawiając, że była coraz bardziej świadoma swojego ciała. Częściowo wciąż trwała w pustce, ale ta jakby się rozmywała; to było tak, jakby ciemność została rozproszona przez światło, chociaż – o ironio! – żadnego światła nie było.
Nie. Była za to ona.
Ona i…
Wtedy sobie przypomniała.
Wraz z kolejnym przypływem determinacji, Renesmee zmusiła się do tego, żeby usiąść – i żeby się obudzić.
Kiedy otworzyła oczy, wszystko stało się inne.

6 komentarzy

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prolog! Nareszcie, chociaż nie czekałam, aż tak długo ;) Hm, podoba mi się. I jak myślę to chyba jest 'przemiana' Renesmee, tak? Zawsze mogę się mylić, czemu bym się tak bardzo nie dziwiła ;) Jejku, Demetri został tam z Kajueszem i resztą psycholi ._. mam nadzieję, że uda mu się uciec jak tam zn nimi jest -.-
      Jeszcze raz ci życzę : Happy Birthday to you ;**
      Gabrysia ;*

      Usuń
  2. Sto lat ! Sto lat ! Niech żyje, żyje nam ! :D Wszystkiego Naj ;]
    A co do prologu to był świetny. Jestem ciekawa co się stanie z Renesmee. A może teraz będzie całkiem wampirem ? Może w ogóle jej nie zaszkodzi ? ... Nie mam pojęcia ;(
    Czekam na nn ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana co ja mogę tu napisać + morze tak Prolog megaaaa zarąbisty Wspaniały !!!!!!!!!! Genialny ! !!!!!Zajebisty!!!!!!!!<3 Bardzo mi się spodobał <3 do tego bardzo zaskakujący ! Mam nadzieję iż to nie jest przemiana Ness w wampira bo miałam nadzieję iż ona i Dem będzą mieli dzieci w przyszłości:) ale po zastanowieniu - tu może też chodzić o dar Hany iż zdjeła go z niej.
    Wielkie dzięki za wspaniały prolog!!!!!!!!!!!!!!
    Czekam już na kolejne rozdziały w II księdze:)
    Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny:)

    SZCZĘŚLIWEGO NOWEGOO ROKUU:) !!!!!!!!!!!!
    365 szczęśliwych dni ,

    52 cudownych weekendów,

    12 wspaniałych miesięcy,

    4 kolorowych pór roku,

    spełnienia marzeń

    w Nowym Roku!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję wszystkim za życzenia i wsparcie! Tym większą przyjemność sprawia mi pisanie i dopracowywanie kolejnych szczegółów - co z tego wyjdzie, zobaczymy.
    O Boże, Asieńko, dlaczego wciąż mam wrażenie, że wiesz zdecydowanie zbyt dużo niż na tym etapie powinnaś...? =)
    Raz jeszcze wszystkim dziękuję; zapraszam do zakładki "Szał" no i do napisania wraz z pojawieniem się rozdziału pierwszego.

    Nessa.

    OdpowiedzUsuń
  5. Chcę,żebyś wiedziała,że będę czytać Twoje opowiadanie,ale znacznę czytać,od "Szału"Chcę być na bieżąco.. Mam lekturę w szkole i muszę ją przeczytać,a pierwsze rozdziały opowiadania są BARDZO DŁUGIE(To komplement) i ja dość wolno czytam.Mam nadzieję,że się na mnie nie obrazisz.
    Esme Anne Cullen

    OdpowiedzUsuń


After We Fall
stories by Nessa