Renesmee
Poczułam się tak, jakbym w jednej
chwili cofnęła się w czasie o trzy miesiące. Znów byłam w Forks,
otoczona przez dopalające się stosy, absolutnie niezdolna do jakiegokolwiek
ruchu. Prawie nie byłam świadoma tego, że drżę, póki wampir o brązowych
włosach powoli nie zaczął się do mnie przybliżać. Wyrwał mi się cichy jęk – coś
na pograniczu okrzyku i szlochu – zaraz też skuliłam się, plecami
przywierając do ściany budynku za mną.
Wampir
zatrzymał się najwyżej półtora metra ode mnie, wyraźnie skonsternowany.
– Tak… – zaczął
powoli i zamilkł. W odpowiedzi jedynie znów jęknęłam, co
nieśmiertelny skwitował ciężkim westchnieniem. Przez chwilę patrzył na mnie,
lustrując wzrokiem moją twarz i zatrzymując się na wystraszonych oczach,
po czym nagle dostrzegł coś interesującego w swoich dłoniach
i niedbałym ruchem otarł je o czarną pelerynę. – Posłuchaj, nie mam
wprawy w pocieszaniu, ale gdybyś spróbowała zrozumieć, że nie zamierzam
cię skrzywdzić, całkiem sporo by to ułatwiło – powiedział i znów
westchnął, bo nie odezwałam się ani słowem. – Jestem Demetri. To na
wypadek, jakbyś chciała wiedzieć komu podziękować.
Nadal
milczałam, myślami będąc przy najgorszym dniu w całym moim krótkim życiu,
ale na dźwięk imienia wampira drgnęłam niespokojnie. Demetri. To brzmiało
znajomo, a kiedy wysiliłam pamięć, przypomniałam sobie jakimi zdolnościami
dysponuje wampir – był tropicielem i to nie takim zwykłym, ale jednym z najlepszych.
Jego dar pozwalał mu odnaleźć każdą osobę z jaką kiedykolwiek miał
styczność. Był również obecny w dniu niedoszłej walki, kiedy Volturi
pragnęli zgładzić mnie i moich najbliższych. Nie zapamiętałam wtedy jego
twarzy, ale teraz zaczęłam sobie przypominać, że jego zdolności były jednymi z tych,
których moja rodzina obawiała się najbardziej, pomijając upiorne umiejętności,
którymi dysponowały „piekielne bliźnięta”.
Demetri
nadal stał przede mną, spoglądając wyczekująco i czując się wyraźnie
niezręcznie. Rozsądek podpowiadał mi, że powinnam wstać i przynajmniej
podziękować, powiedzieć cokolwiek, ale gardo miałam wyschnięte, a w głowie
wciąż mi się kręciło, przez co nie byłam w stanie sformułować ani słowa.
Dopiero kiedy wampir wzruszył ramionami i chciał bez słowa się oddalić,
zdołałam w końcu się odezwać:
– Poczekaj
– poprosiłam, a raczej spróbowałam poprosić. Z gardła wyrwał mi się
jakiś nieartykułowany dźwięk, ale Demetri mimo wszystko musiał go zrozumieć, bo
obejrzał się przez ramię. – Przepraszam. Ja… Ja… – Zaczęłam się jąkać, bo po
prostu nie wiedziałam, co powinnam powiedzieć.
Znów do
mnie podszedł, tym razem zdecydowanie ostrożniej, jakby podejrzewał, że zacznę
krzyczeć, jeśli wykona jakikolwiek gwałtowniejszy ruch. Powoli zaczynało do
mnie docierać, że najprawdopodobniej jestem w szoku i spróbowałam nad
tym zapanować.
– Może na
początek stąd chodźmy? – zaproponował, wyciągając rękę. Spojrzałam na nią
nieufnie, ale w końcu odważyłam się ją ująć i pozwoliłam, żeby
dźwignął mnie na nogi. – Trzeba będzie to posprzątać, zanim ktoś zauważy –
dodał, ale mówił chyba bardziej do siebie niż do mnie.
Odsunął się
niemal natychmiast i szybkim krokiem ruszył przed siebie, nie sprawdzając
nawet czy idę za nim. Przez moment stałam w miejscu, walcząc ze sobą żeby
nie obejrzeć się ponownie na płomienie, po czym niemal biegiem spróbowałam się z nim
zrównać. Wciąż roztrzęsiona za nic w świecie nie chciałam zostać sama,
nawet jeśli w tropicielu było coś, przez co czułam się okropnie
niezręcznie w jego towarzystwie. Z opóźnieniem też dotarło do mnie,
że być może popełniłam błąd, kiedy pozwoliłam mu się dotknąć, bo tym samym
zgodziłam się na to, żeby mnie naznaczył – teraz był w stanie odszukać
mnie zawsze i wszędzie, obojętnie w jakim zakątku świata
spróbowałabym się ukryć. Nie byłam wtedy jeszcze pewna czy to dobrze, czy źle.
Szliśmy w milczeniu,
ramię przy ramieniu. Nie patrzyłam na niego, całą uwagę skupiając na swoich
stopach i starając się nie zwracać uwagi na towarzyszącego mi wampira. Od
czasu do czasu czułam na sobie jego spojrzenie, równie intensywne jak ostanie
promienie słońca, które grzały moje odsłonięte ramiona i sprawiały, że
moja skóra skrzyła się delikatnie w subtelny, niewidoczny dla ludzkiego
oka sposób. Machinalnie objęłam się ramionami, czując się dziwnie nieswojo i niezręcznie,
jakbym była naga.
– Nic ci
nie jest? – usłyszałam nagle. Zerknęłam przelotnie na Demetriego
i zamrugałam kilkukrotnie, porażona niezwykłą urodą jego twarzy. W jego
oczach dostrzegłam wyłącznie zaciekawienie, co nie powinno mnie dziwić, bo
wampir nie miał powodów żeby się o mnie troszczyć, ale i tak poczułam
się rozczarowana. Z opóźnieniem pokiwałam głową. – No cóż, zbyt rozmowna
to ty nie jesteś – stwierdził nieco rozdrażnionym tonem i zabrzmiało to
jak zarzut.
Wiedziałam,
że jestem mu coś winna, ale kompletnie nie miałam ochoty na jakąkolwiek
rozmowę. W tym momencie marzyłam jedynie o tym, żeby znaleźć się w swojej
komnacie, wciąż długą kąpiel i najlepiej od razu położyć się do łóżka, ale
z tym pewnie i tak musiałam jeszcze poczekać.
Przypomniałam
sobie, że nawet Demetriemu nie podziękowałam. Wszyscy już i tak traktowali
mnie jak dziwaczkę, ale nie chciałam, żeby wampir pomyślał, że jestem
niewdzięczna.
– Dziękuję
– wyszeptałam tak cicho, że sama ledwo swój głos usłyszałam, ale wampir po raz
kolejny zrozumiał mnie bez trudu.
– Zrób coś
dla mnie i przestań przysparzać mi kłopotów, a wtedy będziemy kwita,
okej? – zaproponował nieprzyjemnym tonem, całkowicie wytrącając mnie z równowagi,
bo nie miałam zielonego pojęcia o co mu chodzi. – Dopiero co wróciłem po
trzech miesiąca uganiania się za jakimiś obcymi wampirami, bo Aro zdecydował
się tobie pomagać. Teraz ci pomogłem, bo tak wypadało, ale wbij sobie do głowy,
że w tym miejscu nikt nie będzie cię prowadził za rączkę. Nie wiem jak
było do tej pory, ale powinnaś była zauważyć, że mamy całkiem sporo wrogów i właściwie
nigdy nie wiadomo, czego można się po nich spodziewać – zganiał mnie.
Zamrugałam
kilkukrotnie, zaskoczona jego słowami i tą nagłą wrogością na którą
przecież wcale sobie nie zasłużyłam. Przecież nikogo nie prosiłam o to,
żeby się dla mnie poświęcał – to Aro otoczył mnie opieką. Nie miałam pojęcia,
że wręcz zmuszał swoich strażników do tego, żeby prowadzili poszukiwania
i próbowali odnaleźć winnych zabicia moich bliskich. Poczułam się
zraniona, bo nawet jeśli rozdrażnienie Demetriego był zrozumiałe, nie miał
prawa wyżywać się na mnie.
– Przepraszam…
– mruknęłam, chociaż właściwie sama nie byłam pewna za co chcę go przeprosić.
Czułam się źle, a spacer do zamku zaczynał ciągnąć się w nieskończoność.
Demetri
spojrzał na mnie i w roztargnieniu przeczesał włosy palcami, robiąc
sobie na głowie jeszcze większy bałagan.
– Mogłabyś
przestać w końcu przepraszać? – zapytał speszony. – Dobrze, zapomnij o tym,
co powiedziałem. Uznajmy, że miałem pieruńsko kiepski tydzień.
– Mogę w ogóle
przestać się odzywać – zaproponowałam z goryczą, przyśpieszając roku.
– Świetnie.
Masz w tym wprawę, jak zdążyłem się zorientować.
Nie
odpowiedziałam, za wszelką cenę starając się nie rozpłakać ze złości
i upokorzenia. Tego było zdecydowanie zbyt wiele, jak na jeden dzień.
Jakby mało było, że w przeciągu jakichś dwunastu godzin pozwoliłam na
zamordowanie wampira i napiłam się ludzkiej krwi, teraz omal nie zostałam
zgwałcona, a życie zawdzięczałam komuś, kto wyraźnie mnie nie lubił. Nie
rozumiałam dlaczego Demetri traktuje mnie w taki sposób i z jakiegoś
powodu jego złośliwości bolały mnie bardziej niż ignorancja pozostałych
członków straży albo otwarta niechęć Jane. Zaczynałam być tym wszystkim
zmęczona, poza tym wciąż miałam przed oczami to, jak wampir na moich oczach
pozbawił życia inną istotę, co skutecznie przywoływało najgorsze z moich
wspomnień i sprawiało, że kolejny raz zbierało mi się na płacz. Nie miałam
wątpliwości, że czeka mnie jedna z najgorszych, absolutnie bezsennych
nocy, ale zanim to nastąpi, musiałam zacisnąć zęby i jeszcze przez
kilkanaście minut udawać się dzielną, żeby nie pozwolić Demetriemu oglądać
swojej słabości. Przecież nie mógł zobaczyć, że chce mi się płakać!
Plac przed
siedzibą przywitałam niemal z ulgą. Pierwsza przekroczyłam próg i biegiem
przemknąwszy przez lobby, niczym automat skierowałam się w stronę
prowadzącego do komnat korytarza. Byłam już bliska tego, żeby w niego
skręcić, kiedy dobiegł mnie głos Demetriego:
– Gdzie
idziesz? Aro kazał przyprowadzić się do Sali Tronowej – poinformował mnie.
Zatrzymałam
się gwałtownie, czując ogarniając mnie poczucie beznadziejności. Czego oni
wszyscy jeszcze ode mnie chcieli? Miałam ochotę powiedzieć Demetriemu, co myślę
o wezwaniu Aro i gdzie może sobie wsadzić jego rozkazy, ale oczywiście
nie mogłam tego zrobić. Zaciskając pięści tak mocno, że chyba jedynie cudem nie
poprzecinałam sobie paznokciami skóry, odwróciłam się na pięcie i ruszyłam
w przeciwnym kierunku, unikając spoglądania na Demetriego. Policzki paliły
mnie żywym ogniem, a oczy piekły coraz bardziej od powstrzymywanych z trudem
łez. Chciałam znaleźć się jak najdalej, ale los jak zwykle był przeciwko mnie.
Blond
włosa, wystraszona wampirzyca była pierwszą osobą, która wrzuciła mi się w oczy,
kiedy tylko przekroczyłam próg. Demetri wyminął mnie obojętnie i zaraz
znalazł się przy czujnie obserwującym dziewczynę, dobrze zbudowanym mężczyźnie,
który swoją posturą przypominał mi Emmetta, co wcale w obecnej sytuacji
nie pomagało. Jane i Alec stali kilka metrów dalej, a sądząc po sposobie
w jaki drobna, obca mi wampirzyca spoglądała na tę dwójkę, musiała już
poznać zdolności bliźniąt.
Aro stał
przed swoim tronem, krążąc nerwowo. Kiedy weszłam, natychmiast przeniósł na
mnie wzrok, podobnie jak rozdrażniony Kajusz, który od jakiegoś czasu bębnił
palcami w podłokietnik swoje siedziska. Jedynie Marek zachowywał całkowitą
obojętność, jak zwykle będąc obecnym wyłącznie ciałem; absolutnie nie
interesował się tym, co działo się wokół niego.
– Nareszcie
– rzucił zagniewanym głosem Kajusz, prostując się. – Dlaczego to trwało tak
długo, Demetri? – zapytał, a wampir skrzywił się w odpowiedzi na jego
pytanie.
– Nie ja
miałem ją odnaleźć. To, że przyszła ze mną, jest absolutnym przypadkiem –
oznajmił, wyraźnie niechętnie się tłumacząc. Obawiałam się, że to może być
kolejny powód, dla którego miałby traktować mnie w oschły sposób.
Aro uniósł
dłoń, przerywając rozmowę, zanim Kajusz zdążyłby zadać kolejne pytanie.
– Dobrze,
wystarczy – powiedział spokojnie. – Najważniejsze, że jesteśmy w komplecie
– stwierdził i bez pośpiechu zszedł po stopniach z podwyższenia,
kierując się wprost w stronę Demetriego. – Pozwólże na moment – zwrócił
się do niego, wyciągając ręce w doskonale znanym wszystkim geście.
Musiał
zauważyć, że oboje – zarówno ja, jak i Demetri – jesteśmy rozemocjonowani,
skoro zainteresowały go wspomnienia. Spojrzałam w stronę swojego wybawcy,
chcąc się przekonać jak zareaguje na prośbę Aro, ale wyraz jego twarzy był
nieprzenikniony. Bez słowa protestu podał swojemu panu rękę, co w następstwie
zaowocowało kilkoma minutami absolutnej ciszy, podczas których Aro dokładnie
penetrował jego umysł, wyraźnie podekscytowany.
– Kto by
pomyślał – mruknął z zaciekawieniem, w końcu puszczając dłoń
Demetriego. – Jak zwykle dobra robota – pochwalił, a na jego twarzy
pojawił się uśmiech. – Rozpoznałeś go?
– Nie,
panie – odparł Demetri, chowając obie ręce za plecami. – Podejrzewam, że nasz
nowy nabytek mógł przypadkiem sprowokować któregoś z przejezdnych – powiedział
takim tonem, że poczułam się tak, jakbym zrobiła coś złego. A przecież to
nie była moja wina!
– Ach,
najwyraźniej podobnie jak matka w dość specyficzny sposób działa na
naszych pobratymców… – stwierdził, absolutnie nie biorąc pod uwagę tego, że
stoję obok i wszystko słyszę. – Ale na szczęście byłeś w pobliżu,
więc wszystko dobrze się skończyło, prawda? – Obdarzył promiennym uśmiechem
najpierw swojego strażnika a później mnie, chociaż żadne z nas gestu
nie odwzajemniło. – Moja droga, mogę cię zapewnić, że podobny incydent nie
będzie miał więcej miejsca – zapewnił mnie gorąco. – Demetri i Felix już o to
zadbają – powiedział, tym samym przedstawiając mi postawnego wampira, którego
dostrzegłam już wcześniej.
Felix
mrugnął do mnie porozumiewawczo, w przeciwieństwie do Demetriego okazując
chociaż odrobinę sympatii. Jeśli zaś chodzi o tropiciela, zamrugał z niedowierzaniem,
dopiero po chwili uświadamiając sobie pełen sens słów Aro.
– Z całym
szacunkiem, ale co masz na myśli, panie? – zapytał spiętym tonem.
Aro
spojrzał na niego, unosząc brwi.
– Przecież
to oczywiste. Chcę, żebyście zaopiekowali się Renesmee, oczywiście w miarę
możliwości. Przecież żadne z nas nie chce, żeby stała się jej krzywda –
oznajmił nieznoszącym sprzeciwu głosem, tym samym ucinając dyskusję. – No, ale
teraz już przejdźmy do rzeczy. Przecież miałem powód, żeby kazać wam tutaj
przyjść – zmienił temat, chociaż chyba nikt już go nie słuchał.
Miałam
ochotę zapaść się pod ziemię albo nagle odkryć w sobie zdolność do
stawania się niewidzialną i jak najszybciej je wykorzystać. Wystarczyło
pół godziny, żebym przekonała się, że Demetri za mną nie przepada
i zdecydowanie powinnam go unikać, a teraz nagle okazywało się, że
Aro kazał mu mnie niańczyć? To był najgorszy pomysł na jaki mógł wpaść
i chciałam zaprotestować, chociaż doskonale zdawałam sobie sprawę z tego,
że to nie ma najmniejszego sensu.
Aro już był
myślami gdzieś indziej, konkretnie przy wampirzycy o blond włosach. Pełnym
werwy krokiem wrócił na tron, po czym zasiadł na nim, zakładając nogę na nogę.
– Nie
miałaś prawdopodobnie wcześniej okazji, żeby poznać Demetriego i Felixa –
zwrócił się do mnie – ale powinnaś wiedzieć, że są jednymi z moich
najbardziej zaufanych strażników. Demetri jest znakomitym łowcą, jeśli zaś
chodzi o Felixa, jego siła bywa naprawdę przydatna, więc świetnie się
uzupełniają. No i oczywiście obaj potrafią walczyć, chociaż to pewnie już
wiesz. – Spojrzał na mnie porozumiewawczo. – Oni również zaangażowali się w poszukiwanie
wampirów, które zaatakowały twoją rodzinę i muszę przyznać, że spisali się
znakomicie. Poznaj, proszę, Hannę, która jest sprawczynią całego zamieszanie.
– Kłamca! –
zaprotestowała natychmiast dziewczyna i zaraz krzyknęła z bólu, kiedy
Jane postanowiła ją uciszyć. Opadła na kolana, dysząc ciężko i błędnym
wzrokiem rozglądając się dookoła.
Aro nawet
na nią nie spojrzał, mówiąc dalej tak, jakby nic wielkiego się nie wydarzyło:
– Miałem
okazję zapoznać się z jej wspomnieniami – ciągnął spokojnie – i mogę z pewnością
stwierdzić, że ta oto nowonarodzona nie tylko brała udział w walce, ale
również jej przewodziła. Sama stworzyła znamienitą część wampirów, w tym
Seana, którego straciliśmy rano. Nie wnikałem w to, dlaczego postanowiła
się tego dopuścić, ale jeśli chcesz, sama możesz o to zapytać, zanim
podejmiemy decyzję.
Sądziłam,
że jednego dnia nie może się wydarzyć już więcej nieprzyjemnych rzeczy, a jednak
wszystko wskazywało na to, że jednak się myliłam. Kiedy usłyszałam słowa Aro z wrażenia
aż zabrakło mi tchu. Spojrzałam na skuloną na podłodze wampirzycę, która bała
się nawet poruszyć, żeby nie prowokować Jane. W jednej chwili poczułam się
dokładnie tak jak rano, kiedy dowiedziałam się, że jasnowłosy chłopak na
którego patrzę, brał udział w rzezi, która zniszczyła moje życie.
Nienawiść ponownie wezbrała we mnie, aż zawirowało mi w głowie, a wszystko
co widziałam przybrało lekko czerwonawy odcień.
Zamrugałam
wystraszona, kolejny raz nie mogąc uwierzyć w to, co się ze mną działo. W jednej
chwili zapragnęłam opuścić Salę Tronową i znaleźć się jak najdalej, byle
tylko przestać czuć to, co dręczyło mnie w tym momencie. Nie chciałam
decydować – nie po raz kolejny.
Kajusz jako
pierwszy zniecierpliwił się brakiem odpowiedzi z mojej strony.
– Po co ta
szopka, Aro? – zapytał brata chłodno. – Dziewczyna nie myśli jasno. Jeśli chodzi
o nią – skinął głową w stronę Hannah – albo ją zabijmy, albo
wypuśćmy, jeśli nie doszło do złamania prawa.
– Hm, tak –
zgodził się Aro, patrząc na mnie jakby z lekkim rozczarowaniem. – Jakby
nie patrzeć, doszło do złamania prawa: tworzenie armii jest zabronione, więc…
Demetri, Felixie? – zwrócił się do obu wampirów.
Zareagowali
natychmiast, jakby tylko na to czekali. Stojący najbliżej blondynki Felix w ułamku
sekundy doskoczył do niej i szarpnięciem poderwał ją na nogi. Wampirzyca
szarpnęła się, ale ze swoją drobną posturą nie miała najmniejszych szans z tak
postawnym mężczyzną, jakbym był Felix, więc jej zmagania wyglądały co najmniej
żałośnie. Felix bez problemu otoczył ją ramionami i podobnie jak Demetri
na placu, przyciągnął swoją przeciwniczkę tak, że miał dostęp do jej
odsłoniętej szyi. Kiedy chwycił ją za gardło i jednym ciosem powalił na
ziemię, przygwożdżając ją do podłogi, dziewczynie wyrwał się krzyk.
To mnie
otrzeźwiło. Bez zastanowienia ruszyłam się z miejsca, kierując się w stronę
walczących, dokładnie w tym samym momencie, w którym Demetri
zadecydował się pomóc przyjacielowi.
– Przestańcie
w tej chwili! – zawołałam i zdziwiłam się, kiedy oba wampiry
usłuchały, spoglądając w moją stronę. Hannah dyszała ciężko, wciąż
unieruchomiona przez Felixa. – Ja… Ja chcę z nią porozmawiać, przynajmniej
przez chwilę – zwróciłam się do Aro, chociaż nie miałam zielonego pojęcia
dlaczego to robię.
Wiedziałam
jedno: nie mogłam pozwolić, żeby kolejna istota zginęła z mojej winy. Za
wszystkim stała Hannah czy też nie, nie mogłam pozwolić, żeby odczuwana
nienawiść mnie zniszczyła. Obojętnie co czułam, musiałam zrobić wszystko byleby
nie utracić siebie i spróbować zachować się odpowiednio; zemsta do niczego
nie prowadziła, nie przynosiła ukojenia – zrozumiałam to rano i musiałam w końcu
to przed samą sobą otwarcie przyznać.
Aro złączył
ze sobą czubki palców i spojrzał na mnie z zaintrygowaniem.
– Oczywiście
– zgodził się, chociaż po minie Kajusza zorientowałam się, że jako jedyny jest z mojej
decyzji zadowolony. Marek wciąż pozostawał obojętny, beznamiętnym wzrokiem
wpatrując się w jakiś punkt w przestrzeni. – Felix i Demetri
zaprowadzą was gdzieś, gdzie będziecie mogły spokojnie porozmawiać. Powiedz mi
później jaka jest twoja decyzja.
Mogłam
decydować – kolejny raz powierzał w moje ręce czyjeś życie. Nie rozumiałam
dlaczego to robił i zdecydowanie nie chciałam tej odpowiedzialności, ale
gdybym ją odrzuciła, Hannah zginęłaby na miejscu. Takie rozwiązanie nie
różniłoby się niczym od tego, że wydałabym na nią wyrok śmierci, więc tak czy
inaczej byłabym winna, a tego za nic nie chciałam. Skoro rozmowa mogła
cokolwiek zmienić, nie pozostawało mi nic innego, jak się na nią zgodzić.
Felix i Demetri
wyprowadzili nad na korytarz bez słowa uwagi. Trzymali się z boku, chociaż
byłam świadoma, że uważnie obserwują Hannę, która szła kilka metrów ode mnie,
uparcie wpatrując się w posadzkę korytarza. Sama również unikałam
spoglądania na nią albo któregokolwiek z towarzyszących nam wampirów –
zwłaszcza Demetriego – ale i tak byłam boleśnie świadoma ich obecności.
Tuż przed
nami pojawiły się wąskie schody, prowadzące w dół. Pokonanie ich zajęło
zaledwie kilka minut, ale mnie wydawało się to całą wiecznością. Znaleźliśmy
się w części twierdzy, której nie znałam i która była zdecydowanie mniej
przyjemna od pozostałych. Korytarz okazał się brudny i wilgotny,
a jedyne światło dawały porozmieszczane w regularnych odstępach
elektryczne pochodnie na ścianach, które same zapaliły się, kiedy
przechodziliśmy. Aż zadrżałam, bo anemiczne światło żarówek było jeszcze
bardziej niepokojące, niż gdyby pochodziło od prawdziwego płomienia.
Gdzieś poza
zasięgiem wzroku coś szybko przebiegło, najprawdopodobniej szczur.
Powstrzymałam się od tego, żeby nie jęknąć albo w żaden inny sposób nie
okazać strachu, ale i tak ulżyło mi, kiedy Demetri zatrzymał się przed
wyniszczonymi, drewnianymi drzwiami i pchnął je zdecydowanym ruchem. Dawno
nie używane, zardzewiałe zawiasy zaskrzypiały przeraźliwie; dźwięk odbił się
echem od ścian korytarza.
Pomieszczenie
w którym się znaleźliśmy nie było duże. W niemal surowym, pozbawionym
mebli pokoju znajdował się wyłącznie chwiejny stół i para krzeseł
drewnianych, wyglądających na bardzo niewygodne krzesełek. Jednemu z nich
brakowało oparcia i to właśnie na to Felix w niezbyt delikatny sposób
pchnął Hannę.
– Jakby co,
wystarczy zawołać – zwrócił się do mnie. – Jesteśmy za drzwiami – dodał, kiedy
obaj z Demetrim wychodzili.
Drzwi
zamknęły się za nimi z hukiem, kiedy zostałyśmy z wampirzycą same.
Poczułam się jak w potrzasku i zapragnęłam natychmiast wyjść,
zostawiając ją w tym miejscu, ale nie mogłam tego zrobić. Na miękkich,
buntujących się nogach podeszłam do drugiego krzesełka i opadłam na nie
ciężko, zaciskając obie dłonie na krawędzi stołu.
Milczałyśmy
obie, po prostu wpatrując się w siebie nawzajem i czując się co
najmniej niezręcznie. Hannah pierwsza opuściła wzrok, wbijając spojrzenie w swoje
dłonie i zaczynając kiwać się na krześle, jakby jakikolwiek ruch ułatwiał
jej koncentrację.
– Dlaczego
jednak zdecydowałaś się nie pozwolić im mnie zabić? – zapytała w końcu,
nie mogąc się powstrzymać.
Nie byłam w stanie
tak od razu odpowiedzieć na zadanie przez nią pytanie, bo sama nie miałam
pewności który z powodów zaważył. Prawda była taka, że w jakimś
stopniu naprawdę pragnęłam jej śmierci.
– Bo to by
było złe – odpowiedziałam w końcu, ostrożnie dobierając słowa.
Spojrzała
na mnie, marszcząc brwi. Miała czerwone tęczówki, ale nie tak intensywnie
rubinowe jak w przypadku innych wampirów, które do tej pory widywałam w zamku.
Jej oczy miały ciemniejszy odcień, może karmazynowy albo purpurowy – była
spragniona.
– To coś
nowego. Nie sądziłam, że tutaj ktokolwiek zastanawia się nad tym, co jest złe –
przyznała.
Skrzywiłam
się, bo to znaczyło, że utożsamiała mnie z innymi wampirami ze straży, a przecież
tak nie było. Owszem, mieszkałam w Volterze i nosiłam pelerynę, ale
tak naprawdę nie czułam się członkinią Volturi. Nie pasowałam tutaj, chociaż od
rana zdążyłam zachować się już dwukrotnie w sposób, który jak najbardziej
pasował do okrutności i bezwzględności wampirzej rodziny królewskiej.
– Dlatego
sama też o tym nie myślałaś, kiedy odbierałaś mi wszystko to, co kochałam?
– zarzuciłam jej, chociaż jednocześnie nie byłam pewna czy chcę usłyszeć
odpowiedź.
Spojrzała
na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
– To nie
tak! – zaprotestowała z mocą. – Mówiłam już przecież, że Aro to kłamca –
przypomniała, ale coś w tonie jej głosu sprawiło, że wcale jej nie
uwierzyłam.
– Mam przez
to rozumieć, że ciebie tam nie było? – zapytałam z powątpieniem. Jej pełne
napięcia milczenie było najlepszą z możliwych odpowiedzi. – Wydaje mi się,
że tracę tutaj czas – powiedziałam cicho, zaczynając się podnosić.
Przechyliła
się nad stołem i błyskawicznie chwyciła mnie za rękę. Poczułam się tak,
jakby poraził mnie prąd i natychmiast się wyrwałam, przyciskając obie
dłonie do piersi. Hannah opadła ciężko na krzesło, spoglądając na mnie
przepraszająco.
– Wybacz…
Ale zostań, proszę – nalegała. – Nie powiedziałam, że nie brałam w tym
udziału. Mówiłam jedynie to, że Aro kłamie, a ja nikogo nie zabiłam.
Miałam
mnóstwo wątpliwości, ale ostatecznie powoli usiadłam, cały czas czujnie
przyglądając się wampirzycy. Wyraźnie jej ulżyło, co mnie osobiście
zdenerwowało, bo nagle zapragnęłam zadać jej ból. Chciałam żeby cierpiała tak
jak ja w tym momencie i to było przerażające.
– Masz
sześćdziesiąt sekund na to, żeby mi wszystko wytłumaczyć. Później wychodzę –
oznajmiłam, chociaż sporo mnie to kosztowało. Zamierzałam zrobić to, co do mnie
należało, czyli wysłuchać jej, a potem darować jej życie i nigdy
więcej nie musieć oglądać jej na oczy.
Pokiwała
głową i machinalnie przeczesała krótkie włosy palcami. Ze swoją nieco
nastroszoną fryzurą łudząco przypominała mi Alice, co chyba zaczynało świadczyć
o tym, że zaczyna być ze mną naprawdę źle, skoro na każdym kroku
przypominałam sobie o bliskich.
– W porządku,
chociaż to trochę mało… Powiedziałam, że w porządku! – powtórzyła, widząc
moją minę. – Nazywam się Hannah Arroch i pochodzę ze Stanów, dokładnie tak
jak ty. Urodziłam się w Ohio, w Chianti, chociaż to jest w tym
momencie najmniej istotne. Wampirem zostałam dwa lata temu. Moi rodzice nigdy
się mną specjalnie nie interesowali… Ojciec zawsze chciał mieć syna, ale jak na
ironię trafiłam mu się ja. Jakieś pięć lat po moich narodzinach, mama zmarła i zostaliśmy
jedynie z nim. Wtedy całkiem się załamał – wyrecytowała na wydechy, wyrzucając
z siebie słowa tak szybko, że nawet ja miałam problemy z ich
zrozumieniem.
– Przykro
mi – wtrąciłam bez zastanowienia, właściwie nie wiedząc dlaczego to mówię.
Przecież odebrała mi rodzinę, chociaż sama właściwie jej nie miała.
Moje palce
machinalnie powędrowały do wisiorka na szyi, ale napotkałam jedynie nagą skórę.
Przypomniałam sobie, że przecież tamten wampir zerwał mi go podczas szarpaniny i coś
ścisnęło mnie za gardło, kiedy uświadomiłam sobie, że prawdopodobnie więcej go
nie zobaczę.
– Niepotrzebnie.
Nawet za dobrze jej nie pamiętam – powiedziała Hannah obojętnym tonem. – Tak
czy inaczej, po tym ojciec zaczął pić. Chyba nie było dnia, żebym nie widziała
go pijanego. Czasami mnie bił, właściwie bez powodu, ale to już inna historia.
Teraz już jakoś nie potrafię do tego wrócić, bo wszystkie wspomnienia są
zamazane. – Zmarszczyła czoło. – Odkąd sięgam pamięcią, musiałam radzić sobie
sama, ale nigdy mi to nie przeszkadzało. Dla mnie nie było czegoś takiego jak
dzieciństwo, bo od razu musiałam dorosnąć i radzić sobie w pojedynkę.
Czekałam tylko na osiemnaste urodziny i kiedy tylko stałam się
pełnoletnia, bez żalu zostawiłam mojego okropnego ojca i rodzinny dom –
Odetchnęła głęboko, a ja zorientowałam się, że przeszła do najbardziej
skomplikowanego momentu w życiu. – Potrzebowałam pieniędzy. Tymczasowo
zatrzymałam się u dalekiej kuzynki, Sharon, za którą nie przepadałam, ale
przynajmniej dawała mi dach nad głową. Chciałam jak najszybciej się
usamodzielnić, dlatego wzięłam pracę barmanki w miejscowym barze. Wierz
mi, najgorsze miejsce na ziemi, ale od czegoś musiałam zacząć, a płacili
nie tak znów źle. Marzyłam o własnym mieszkaniu, więc warto było ścierpieć
zaczepki mężczyzn i konieczność opędzania pijanych gości, żeby nie
próbowali mnie obmacywać.
Zadrżałam
mimowolnie, przypominając sobie dotyk lodowatych dłoni na piersiach i biodrach.
Rozumiałam Hannę lepiej niż bym mogła sobie życzyć i to wcale mi się nie
podobało.
– Dwa lata
temu wracałam późno do domu. Musiałam zostać po godzinach, bo dzień wcześniej
zwolniłam się trochę wcześniej. Sharon się na coś rozchorowała i na mnie
spadły zakupy, a nie mogłam pozwolić sobie na obcięcie pensji. Było sporo
po północy, a okolice baru nigdy nie były zbyt ciekawe, ale nigdy nie
byłam bojaźliwa, poza tym nie przypuszczałam, że po tylu tygodniach pracy w tym
miejscu spotka mnie coś złego. – Zamilkła na dłuższą chwilę i wbiła
spojrzenie w blat stołu. – Czekał na mnie w jednej
z najciemniejszych uliczek. To miejsce zawsze wyglądało groźnie, bo
latarnie już dawno się wypaliły, a nikt nie zawracał sobie głowy ich
naprawą. Nie zauważyłam go, teraz przynajmniej wiem dlaczego. Nie potrafię
przypomnieć sobie jego twarzy, bo i tak naprawdę nigdy jej nie widziałam.
Pamiętam jedynie, że nagle ktoś mocno chwycił mnie od tyłu. Potem był już tylko
ból, nieustające cierpienie, a kiedy się ocknęłam… Cóż, byłam w samym
środku lasu. Nie wiem dlaczego mnie tam zostawił, ale od tamtego momentu jestem
taka – skończyła z goryczą.
Kolejny raz
pomyślałam o Alice i o tym, że ciotka nigdy nie poznała swojego
stwórcy. Swoją opowieścią Hannah wydawała się ze mnie drwić, chociaż nie takie
były jej intencje.
– Dlaczego
mi to mówisz? – zapytałam końcu, nie mając odwagi spojrzeć jej w oczy.
– Nie wiem.
Może liczę na to, że zrozumiesz, że nie mam żadnego powodu, żeby chcieć kogoś
skrzywdzić. Byłam na tamtej polanie, ale nikogo nie zabiłam, a już na
pewno nie zaplanowałam tego ataku.
Powoli
uniosłam głowę. Hannah siedziała w bezruchu, wpatrując się we mnie
intensywnie.
– W takim
razie co tam robiłaś? – zadałam pytanie, które najbardziej mnie dręczyło. –
Dlaczego? Co tam się wydarzyło.
W krwistych
tęczówkach wampirzycy pojawił się niepokój.
– Nikogo
nie zabiłam – powtórzyła to, co powiedziała mi na początku. – Więcej nie mogę
ci powiedzieć. Obiecałam, że nikomu nic nie powiem – jęknęła.
Poczułam
jak ogarnia mnie gniew.
– Komu
obiecałaś? – zapytałam, chociaż zdawałam sobie sprawę z tego, że mi nie
odpowie.
– Tak mi
przykro… – westchnęła jedynie.
Nie mogłam
dłużej tego wytrzymać. Zerwałam się tak gwałtownie, że krzesełko wywróciło się i z hukiem
upadło na kamienną podłogę. Jeszcze na moment spojrzałam na skuloną w sobie
Hannę, po czym odwróciłam się i niemal biegiem ruszyłam w stronę
drzwi.
– Rób sobie
co chcesz – powiedziałam roztrzęsionym głosem na odchodne – ale daj mi spokój.
Zaraz po
tym wyszłam, zatrzaskując drzwi.
Hannah
Siedzę jak sparaliżowana,
wpatrując się w miejsce, gdzie zniknęła Renesmee. Czuję się winna, ale co
mogę poradzić na to, że złożyłam przysięgę od której zależy moje życie?
Wspomnienia tamtego dnia są gdzieś na samym skraju mojej pamięci, ukryte i poza
moim zasięgiem. W tym momencie nie pamiętam, ale wiem, że jeśli tylko
zechcę sięgnąć do tamtych wydarzeń i przełamać blokadę, która zasnuwa mój
umysł, wtedy wszystko powróci, a ja sobie przypomnę.
Dziwnie
jest używać daru na samej sobie, ale tak właśnie brzmi układ. Mam zapomnieć,
jeśli pragnę zachować życie. W zamian tworzę fałszywe obrazy, które są
przeznaczone dla oczu Aro i wszystkich tych, którzy byliby zdolni dostać
się do mojego umysłu. Ale to wszystko fałsz – nikogo nie zabiłam. Wiem o tym,
nawet jeśli fałszywe wspomnienia mówią coś zupełnie innego. Nie pamiętam kto i dlaczego
zawarł ze mną ten układ ani jak w pełni brzmi jego treść, ale wiem, że
tamte ukryte wspomnienia powinny pozostać nie tylko poza moim zasięgiem, ale
również zostać ukryte przed innymi. Do pewnych rzeczy naprawdę lepiej jest nie
wracać.
To takie
dziwne. Hannah. Pani wspomnień. Teraz z własnego wyboru pozbawiona
pamięci. Ale przecież podjęłam taką decyzję, więc musi być słuszna –
przynajmniej chcę w to wierzyć.
Drzwi
otwierają się, ale to nie Renesmee w nich stoi – tym razem widzę
wpatrzonego we mnie Felixa. Wampir spogląda na mnie z zainteresowaniem, a jego
oczy błyszczą niemal tak intensywnie jak wtedy, kiedy na rozkaz Aro zamierzał
mnie zabić. To dziwne, ale mam wrażenie, ze tym razem to wesołe ogniki, a wampir
jest rozbawiony.. Wyjątkowo nie towarzyszy mu ten drugi wampir-chucherko, co
jest ciekawą odmianą, bo zdążyłam przywyknąć do tego, że ci dwaj są
nierozłączni. Kiedy prowadzili mnie do Volterry, zdążyłam odnieść wrażenie, że
Felix i Demetri są jednością, więc teraz czuję się co najmniej
niezręcznie.
Milczenie
zaczyna mnie przytłaczać. Mrugam kilkukrotnie i ponownie patrzę na Felixa.
– Masz mi
coś do powiedzenia? – pytam, bo chociaż po wszystkim czego zdążyłam doświadczyć
ze strony Volturi, wcale nie odczuwam przed Felixem lęku.
Dalej
uśmiecha się, teraz może nawet odrobinę bezczelnie. Nie wiem co powinnam o tym
myśleć, a już na pewno nie jestem pewna co zrobić z tym, że jego
uśmiech mi się podoba.
– Niekoniecznie
– odpowiada i dalej mi się przygląda, jakbym była jakimś ciekawym obiektem
albo eksponatem w muzeum.
– Więc
dlaczego na mnie patrzysz? – pytam, nagle unosząc się gniewem. Mam wrażenie, że
moja złość jedynie jeszcze bardziej bawi tego cholernie irytującego wampira.
Nie
odpowiada, a przynajmniej wszystko wskazuje na to, że nie odpowie, dlatego
w końcu daję mu spokój i odwracam wzrok. Nie mam pojęcia czego mogę
oczekiwać po tym, jak Renesmee uciekła, ale chociaż obawiam się, że
w każdej chwili może pojawić się chucherko i oznajmić, że jednak mają
mnie zabić, wciąż nie odczuwam lęku przed śmiercią. To zabawne, ale mam
wrażenie, że ona nie nadejdzie – w oczach mojej rozmówczyni było coś, co
znacznie łagodziło nienawiść. Nie sądziłam, że istnieją dobrzy nieśmiertelni,
ale jeśli jednak niektórzy z nas odczuwali współczucie albo wyrzuty
sumienia, ona do nich należy.
Tym
bardziej mam wątpliwości co do tego, czy dobrze robię, wciąż nie chcąc
przełamać bariery niepamięci, która przysłania mój umysł, a którą przecież
sama na siebie nałożyłam. To dziwne doświadczenie, tym bardziej, że nawet ja
nie wiem, dlaczego to zrobiłam i komu obiecałam. Już wcześniej się nad tym
zastanawiałam, ale podobnie jak i wcześniej, tak również teraz nie
odczuwam ciekawości. Nie chcę złamać swojej obietnicy, obojętnie jak brzmiała i jakie
były jej warunki.
Felix nagle
porusza się, więc wzdrygam się i prostuję na krześle, machinalnie
przenosząc wzrok wprost na niego. Może jednak to, że omal nie straciłam życia
jest dla mnie swego rodzaju nauczką, a już na pewno jestem
przewrażliwiona. Wampir znów się uśmiecha, a ja zaczynam się zastanawiać,
czy w końcu nie skończy się tak, że będę krzyczeć za każdym razem, kiedy
jakaś postać w pelerynie wykona jakikolwiek gwałtowniejszy ruch. Mam
szczerą nadzieję, że jednak nie.
– Wiesz co?
Chyba jednak chcę coś powiedzieć – oznajmia Felix, powoli zbliżając się do mnie
i nonszalancko opierając obie ręce na blacie stołu. Kiedy pochyla się nade
mną, przechodzą mnie ciarki i czuję się jeszcze bardziej niezręcznie niż
kiedy po prostu mnie obserwował. – Masz więcej szczęścia niż ci się wydaje,
Hanno – wyznaje, pierwszy raz wypowiadając moje imię na głos.
Mam co do
tego pewne wątpliwości, ale kiedy po kilku minutach pojawia się Demetri,
przynosząc ze sobą decyzję Aro, dochodzę do wniosku, że jednak coś w tym
musi być.
Jestem coraz bardziej dumna z tego opowiadania – ale nie byłoby tak, gdyby nie wasze entuzjastyczne reakcje. Dziękuję pięknie i mam nadzieję, że nadal będzie tak samo. Co do moich innych opowiadań, wiem, że może ilość rozdziałów przeraża, ale mimo wszystko zapraszam serdecznie do czytania i wyrażania swoich opinii.Ten rozdział chciałabym zadedykować wszystkim, którzy czytają. Nic dodać, nic ująć – po prostu dodajecie mi skrzydeł.Nessa.
Świetny rozdział. *.*
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział ;) Życzę weny i do nn ;*
OdpowiedzUsuńNikt jeszcze nie wymyślił takiego słowa które opisałoby piękno Twoich rozdziałów. Kocham ten blog i mam nadzieję, że go nie porzucisz bo bym chyba się załamała.
OdpowiedzUsuńlost-in-the-time czytam i rzeczywiście ilość rozdziałów przeraża. Zostało mi do przeczytania TYLKO ok. 200 rozdziałów, ale mimo to się nie poddaję ;)
Kurczę czytam Twoje blogi zamiast własną lekturę... Jeśli dostanę 2 ze znajomości lektury to przez Ciebie :D
Wielbię Ciebie i Twój blog <3
Czekam na nn i życzę weny :)
Katherina
Cudowny rozdział kochana, jestem strasznie ciekawa jak to wszystko potoczy się dalej;Jestem zachwycona z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział:oby był w miarę szybko:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Co mogę jeszcze dodać, czego nie napisali inni? Chyba mogę tylko jeszcze raz powtórzyć, że rozdział świetny. Musisz napisać kiedyś książkę, żeby Twój talent się nie zmarnował :D Mam tylko pytanie. Jak udaje Ci się pisać 3 blogi jednocześnie? Ja nie mogę uwinąć się z notkami na jeden, a co dopiero na trzy ;)
OdpowiedzUsuńPrzy okazji, na renesmeecullen-5czescsagi.blog.pl pojawiła się nowa notka.
Pozdrawiam
Ania
Pojawiła się Hanka i niezwykle mnie ona intryguje. Z początku myślałem iż bierze tylko Renie na litość, ale teraz widzę, że nie, i że sprawa ma jakieś głębsze dno, a na dnie tego dna jakieś mega grube podłoże i nie za ciekawe fundamenty. Nie wiem czemu ale mam podejrzenie, że być może sami Volturi mieszali w tym palce, i że rodzinka Reni żyje, tylko ci pierw muszą zaplanować jak przejąć ich dary by jej ich zwrócić, albo coś. Pamiętam, że byli źli na Edka, że nie chciał do nich dołączyć.
OdpowiedzUsuńZdarzają ci się literówki które zmieniają słowa na zupełnie odmienne, tak jak przykład z tym "uszczęśliwieniem uderzeniem", ale myślę, że każdemu się one zdarzają, i że jeśli ktoś sam sprawdza swoje rozdziały, to jakiś chochlik zawsze się wedrze.
Pozdrawiam i wybacz, że takie krótkie komentarze, myślę, że jak już wyrobię sobie jakieś zdanie o każdym z bohaterów, to wtedy będę miał więcej do powiedzenia też o całej powieści, jak i o każdym z jej rozdziałów. Moje powolne myślenie pewnie też jest gorączką i zapchanym nosem spowodowane.
dariusz-tychon.blogspot.com
To znowu ja, bo nie zaznaczyłem funkcji powiadamiania o odpowiedziach :)
UsuńTeraz już zaznaczyłem, więc jak mi odpowiesz, to przyjdzie mi mail z informacją - swoją drogą, to naprawdę bardzo przydatna opcja.
O tak, powiadomienia to świetna opcja. Sama korzystam, inaczej już dawno bym się pogubiła =)
UsuńJak już wspominałam, u mnie nic nie jest takim, jakim się wydaje. Nic nie jest przypadkowe, a sprawa jak najbardziej jest bardziej skomplikowana, co zresztą wyjaśni się jeszcze w tej księdze…
Jeśli chodzi o tajemnicze literówki, wyjaśnię to krótko: słownik w iPodzie. Uwielbiam pisać, więc robię to właściwie cały czas. Moje maleństwo uratowało mnie nie raz - na okienkach w szkole, na przerwach, w autobusie… Nawet teraz, bo nie ma lepszego zajęcia na wieczór. Potem mam takie niespodzianki, bo nie zawsze mam czas pózniej rozdział przejrzeć, a na świeżo i tak błędów nie wyłapię; Word równieżnie, bo słownik wybiera słowa jak najbardziej istniejące, więc czego miałby się czepiać. Będę musiała poprawić to po skończeniu tej historii =)
Pozdrawiam i zdrowia życzę,
Nessa.
To masz jak ja. Ja też pisze gdy tylko mam pomysł i możliwości. W chwili obecnej na leżąco za pomocą telefonu jest wygodniej niż siedzieć z ciepłym laptopem na kolanach i z gorączką.
Usuń