poniedziałek, 27 maja 2013

4. Hannah

Renesmee
Poczułam się tak, jakbym w jednej chwili cofnęła się w czasie o trzy miesiące. Znów byłam w Forks, otoczona przez dopalające się stosy, absolutnie niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Prawie nie byłam świadoma tego, że drżę, póki wampir o brązowych włosach powoli nie zaczął się do mnie przybliżać. Wyrwał mi się cichy jęk – coś na pograniczu okrzyku i szlochu – zaraz też skuliłam się, plecami przywierając do ściany budynku za mną.
Wampir zatrzymał się najwyżej półtora metra ode mnie, wyraźnie skonsternowany.
– Tak… – zaczął powoli i zamilkł. W odpowiedzi jedynie znów jęknęłam, co nieśmiertelny skwitował ciężkim westchnieniem. Przez chwilę patrzył na mnie, lustrując wzrokiem moją twarz i zatrzymując się na wystraszonych oczach, po czym nagle dostrzegł coś interesującego w swoich dłoniach i niedbałym ruchem otarł je o czarną pelerynę. – Posłuchaj, nie mam wprawy w pocieszaniu, ale gdybyś spróbowała zrozumieć, że nie zamierzam cię skrzywdzić, całkiem sporo by to ułatwiło – powiedział i znów westchnął, bo nie odezwałam się ani słowem. – Jestem Demetri. To  na wypadek, jakbyś chciała wiedzieć komu podziękować.
Nadal milczałam, myślami będąc przy najgorszym dniu w całym moim krótkim życiu, ale na dźwięk imienia wampira drgnęłam niespokojnie. Demetri. To brzmiało znajomo, a kiedy wysiliłam pamięć, przypomniałam sobie jakimi zdolnościami dysponuje wampir – był tropicielem i to nie takim zwykłym, ale jednym z najlepszych. Jego dar pozwalał mu odnaleźć każdą osobę z jaką kiedykolwiek miał styczność. Był również obecny w dniu niedoszłej walki, kiedy Volturi pragnęli zgładzić mnie i moich najbliższych. Nie zapamiętałam wtedy jego twarzy, ale teraz zaczęłam sobie przypominać, że jego zdolności były jednymi z tych, których moja rodzina obawiała się najbardziej, pomijając upiorne umiejętności, którymi dysponowały „piekielne bliźnięta”.
Demetri nadal stał przede mną, spoglądając wyczekująco i czując się wyraźnie niezręcznie. Rozsądek podpowiadał mi, że powinnam wstać i przynajmniej podziękować, powiedzieć cokolwiek, ale gardo miałam wyschnięte, a w głowie wciąż mi się kręciło, przez co nie byłam w stanie sformułować ani słowa. Dopiero kiedy wampir wzruszył ramionami i chciał bez słowa się oddalić, zdołałam w końcu się odezwać:
– Poczekaj – poprosiłam, a raczej spróbowałam poprosić. Z gardła wyrwał mi się jakiś nieartykułowany dźwięk, ale Demetri mimo wszystko musiał go zrozumieć, bo obejrzał się przez ramię. – Przepraszam. Ja… Ja… – Zaczęłam się jąkać, bo po prostu nie wiedziałam, co powinnam powiedzieć.
Znów do mnie podszedł, tym razem zdecydowanie ostrożniej, jakby podejrzewał, że zacznę krzyczeć, jeśli wykona jakikolwiek gwałtowniejszy ruch. Powoli zaczynało do mnie docierać, że najprawdopodobniej jestem w szoku i spróbowałam nad tym zapanować.
– Może na początek stąd chodźmy? – zaproponował, wyciągając rękę. Spojrzałam na nią nieufnie, ale w końcu odważyłam się ją ująć i pozwoliłam, żeby dźwignął mnie na nogi. – Trzeba będzie to posprzątać, zanim ktoś zauważy – dodał, ale mówił chyba bardziej do siebie niż do mnie.
Odsunął się niemal natychmiast i szybkim krokiem ruszył przed siebie, nie sprawdzając nawet czy idę za nim. Przez moment stałam w miejscu, walcząc ze sobą żeby nie obejrzeć się ponownie na płomienie, po czym niemal biegiem spróbowałam się z nim zrównać. Wciąż roztrzęsiona za nic w świecie nie chciałam zostać sama, nawet jeśli w tropicielu było coś, przez co czułam się okropnie niezręcznie w jego towarzystwie. Z opóźnieniem też dotarło do mnie, że być może popełniłam błąd, kiedy pozwoliłam mu się dotknąć, bo tym samym zgodziłam się na to, żeby mnie naznaczył – teraz był w stanie odszukać mnie zawsze i wszędzie, obojętnie w jakim zakątku świata spróbowałabym się ukryć. Nie byłam wtedy jeszcze pewna czy to dobrze, czy źle.
Szliśmy w milczeniu, ramię przy ramieniu. Nie patrzyłam na niego, całą uwagę skupiając na swoich stopach i starając się nie zwracać uwagi na towarzyszącego mi wampira. Od czasu do czasu czułam na sobie jego spojrzenie, równie intensywne jak ostanie promienie słońca, które grzały moje odsłonięte ramiona i sprawiały, że moja skóra skrzyła się delikatnie w subtelny, niewidoczny dla ludzkiego oka sposób. Machinalnie objęłam się ramionami, czując się dziwnie nieswojo i niezręcznie, jakbym była naga.
– Nic ci nie jest? – usłyszałam nagle. Zerknęłam przelotnie na Demetriego i zamrugałam kilkukrotnie, porażona niezwykłą urodą jego twarzy. W jego oczach dostrzegłam wyłącznie zaciekawienie, co nie powinno mnie dziwić, bo wampir nie miał powodów żeby się o mnie troszczyć, ale i tak poczułam się rozczarowana. Z opóźnieniem pokiwałam głową. – No cóż, zbyt rozmowna to ty nie jesteś – stwierdził nieco rozdrażnionym tonem i zabrzmiało to jak zarzut.
Wiedziałam, że jestem mu coś winna, ale kompletnie nie miałam ochoty na jakąkolwiek rozmowę. W tym momencie marzyłam jedynie o tym, żeby znaleźć się w swojej komnacie, wciąż długą kąpiel i najlepiej od razu położyć się do łóżka, ale z tym pewnie i tak musiałam jeszcze poczekać.
Przypomniałam sobie, że nawet Demetriemu nie podziękowałam. Wszyscy już i tak traktowali mnie jak dziwaczkę, ale nie chciałam, żeby wampir pomyślał, że jestem niewdzięczna.
– Dziękuję – wyszeptałam tak cicho, że sama ledwo swój głos usłyszałam, ale wampir po raz kolejny zrozumiał mnie bez trudu.
– Zrób coś dla mnie i przestań przysparzać mi kłopotów, a wtedy będziemy kwita, okej? – zaproponował nieprzyjemnym tonem, całkowicie wytrącając mnie z równowagi, bo nie miałam zielonego pojęcia o co mu chodzi. – Dopiero co wróciłem po trzech miesiąca uganiania się za jakimiś obcymi wampirami, bo Aro zdecydował się tobie pomagać. Teraz ci pomogłem, bo tak wypadało, ale wbij sobie do głowy, że w tym miejscu nikt nie będzie cię prowadził za rączkę. Nie wiem jak było do tej pory, ale powinnaś była zauważyć, że mamy całkiem sporo wrogów i właściwie nigdy nie wiadomo, czego można się po nich spodziewać – zganiał mnie.
Zamrugałam kilkukrotnie, zaskoczona jego słowami i tą nagłą wrogością na którą przecież wcale sobie nie zasłużyłam. Przecież nikogo nie prosiłam o to, żeby się dla mnie poświęcał – to Aro otoczył mnie opieką. Nie miałam pojęcia, że wręcz zmuszał swoich strażników do tego, żeby prowadzili poszukiwania i próbowali odnaleźć winnych zabicia moich bliskich. Poczułam się zraniona, bo nawet jeśli rozdrażnienie Demetriego był zrozumiałe, nie miał prawa wyżywać się na mnie.
– Przepraszam… – mruknęłam, chociaż właściwie sama nie byłam pewna za co chcę go przeprosić. Czułam się źle, a spacer do zamku zaczynał ciągnąć się w nieskończoność.
Demetri spojrzał na mnie i w roztargnieniu przeczesał włosy palcami, robiąc sobie na głowie jeszcze większy bałagan.
– Mogłabyś przestać w końcu przepraszać? – zapytał speszony. – Dobrze, zapomnij o tym, co powiedziałem. Uznajmy, że miałem pieruńsko kiepski tydzień.
– Mogę w ogóle przestać się odzywać – zaproponowałam z goryczą, przyśpieszając roku.
– Świetnie. Masz w tym wprawę, jak zdążyłem się zorientować.
Nie odpowiedziałam, za wszelką cenę starając się nie rozpłakać ze złości i upokorzenia. Tego było zdecydowanie zbyt wiele, jak na jeden dzień. Jakby mało było, że w przeciągu jakichś dwunastu godzin pozwoliłam na zamordowanie wampira i napiłam się ludzkiej krwi, teraz omal nie zostałam zgwałcona, a życie zawdzięczałam komuś, kto wyraźnie mnie nie lubił. Nie rozumiałam dlaczego Demetri traktuje mnie w taki sposób i z jakiegoś powodu jego złośliwości bolały mnie bardziej niż ignorancja pozostałych członków straży albo otwarta niechęć Jane. Zaczynałam być tym wszystkim zmęczona, poza tym wciąż miałam przed oczami to, jak wampir na moich oczach pozbawił życia inną istotę, co skutecznie przywoływało najgorsze z moich wspomnień i sprawiało, że kolejny raz zbierało mi się na płacz. Nie miałam wątpliwości, że czeka mnie jedna z najgorszych, absolutnie bezsennych nocy, ale zanim to nastąpi, musiałam zacisnąć zęby i jeszcze przez kilkanaście minut udawać się dzielną, żeby nie pozwolić Demetriemu oglądać swojej słabości. Przecież nie mógł zobaczyć, że chce mi się płakać!
Plac przed siedzibą przywitałam niemal z ulgą. Pierwsza przekroczyłam próg i biegiem przemknąwszy przez lobby, niczym automat skierowałam się w stronę prowadzącego do komnat korytarza. Byłam już bliska tego, żeby w niego skręcić, kiedy dobiegł mnie głos Demetriego:
– Gdzie idziesz? Aro kazał przyprowadzić się do Sali Tronowej – poinformował mnie.
Zatrzymałam się gwałtownie, czując ogarniając mnie poczucie beznadziejności. Czego oni wszyscy jeszcze ode mnie chcieli? Miałam ochotę powiedzieć Demetriemu, co myślę o wezwaniu Aro i gdzie może sobie wsadzić jego rozkazy, ale oczywiście nie mogłam tego zrobić. Zaciskając pięści tak mocno, że chyba jedynie cudem nie poprzecinałam sobie paznokciami skóry, odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w przeciwnym kierunku, unikając spoglądania na Demetriego. Policzki paliły mnie żywym ogniem, a oczy piekły coraz bardziej od powstrzymywanych z trudem łez. Chciałam znaleźć się jak najdalej, ale los jak zwykle był przeciwko mnie.
Blond włosa, wystraszona wampirzyca była pierwszą osobą, która wrzuciła mi się w oczy, kiedy tylko przekroczyłam próg. Demetri wyminął mnie obojętnie i zaraz znalazł się przy czujnie obserwującym dziewczynę, dobrze zbudowanym mężczyźnie, który swoją posturą przypominał mi Emmetta, co wcale w obecnej sytuacji nie pomagało. Jane i Alec stali kilka metrów dalej, a sądząc po sposobie w jaki drobna, obca mi wampirzyca spoglądała na tę dwójkę, musiała już poznać zdolności bliźniąt.
Aro stał przed swoim tronem, krążąc nerwowo. Kiedy weszłam, natychmiast przeniósł na mnie wzrok, podobnie jak rozdrażniony Kajusz, który od jakiegoś czasu bębnił palcami w podłokietnik swoje siedziska. Jedynie Marek zachowywał całkowitą obojętność, jak zwykle będąc obecnym wyłącznie ciałem; absolutnie nie interesował się tym, co działo się wokół niego.
– Nareszcie – rzucił zagniewanym głosem Kajusz, prostując się. – Dlaczego to trwało tak długo, Demetri? – zapytał, a wampir skrzywił się w odpowiedzi na jego pytanie.
– Nie ja miałem ją odnaleźć. To, że przyszła ze mną, jest absolutnym przypadkiem – oznajmił, wyraźnie niechętnie się tłumacząc. Obawiałam się, że to może być kolejny powód, dla którego miałby traktować mnie w oschły sposób.
Aro uniósł dłoń, przerywając rozmowę, zanim Kajusz zdążyłby zadać kolejne pytanie.
– Dobrze, wystarczy – powiedział spokojnie. – Najważniejsze, że jesteśmy w komplecie – stwierdził i bez pośpiechu zszedł po stopniach z podwyższenia, kierując się wprost w stronę Demetriego. – Pozwólże na moment – zwrócił się do niego, wyciągając ręce w doskonale znanym wszystkim geście.
Musiał zauważyć, że oboje – zarówno ja, jak i Demetri – jesteśmy rozemocjonowani, skoro zainteresowały go wspomnienia. Spojrzałam w stronę swojego wybawcy, chcąc się przekonać jak zareaguje na prośbę Aro, ale wyraz jego twarzy był nieprzenikniony. Bez słowa protestu podał swojemu panu rękę, co w następstwie zaowocowało kilkoma minutami absolutnej ciszy, podczas których Aro dokładnie penetrował jego umysł, wyraźnie podekscytowany.
– Kto by pomyślał – mruknął z zaciekawieniem, w końcu puszczając dłoń Demetriego. – Jak zwykle dobra robota – pochwalił, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. – Rozpoznałeś go?
– Nie, panie – odparł Demetri, chowając obie ręce za plecami. – Podejrzewam, że nasz nowy nabytek mógł przypadkiem sprowokować któregoś z przejezdnych – powiedział takim tonem, że poczułam się tak, jakbym zrobiła coś złego. A przecież to nie była moja wina!
– Ach, najwyraźniej podobnie jak matka w dość specyficzny sposób działa na naszych pobratymców… – stwierdził, absolutnie nie biorąc pod uwagę tego, że stoję obok i wszystko słyszę. – Ale na szczęście byłeś w pobliżu, więc wszystko dobrze się skończyło, prawda? – Obdarzył promiennym uśmiechem najpierw swojego strażnika a później mnie, chociaż żadne z nas gestu nie odwzajemniło. – Moja droga, mogę cię zapewnić, że podobny incydent nie będzie miał więcej miejsca – zapewnił mnie gorąco. – Demetri i Felix już o to zadbają – powiedział, tym samym przedstawiając mi postawnego wampira, którego dostrzegłam już wcześniej.
Felix mrugnął do mnie porozumiewawczo, w przeciwieństwie do Demetriego okazując chociaż odrobinę sympatii. Jeśli zaś chodzi o tropiciela, zamrugał z niedowierzaniem, dopiero po chwili uświadamiając sobie pełen sens słów Aro.
– Z całym szacunkiem, ale co masz na myśli, panie? – zapytał spiętym tonem.
Aro spojrzał na niego, unosząc brwi.
– Przecież to oczywiste. Chcę, żebyście zaopiekowali się Renesmee, oczywiście w miarę możliwości. Przecież żadne z nas nie chce, żeby stała się jej krzywda – oznajmił nieznoszącym sprzeciwu głosem, tym samym ucinając dyskusję. – No, ale teraz już przejdźmy do rzeczy. Przecież miałem powód, żeby kazać wam tutaj przyjść – zmienił temat, chociaż chyba nikt już go nie słuchał.
Miałam ochotę zapaść się pod ziemię albo nagle odkryć w sobie zdolność do stawania się niewidzialną i jak najszybciej je wykorzystać. Wystarczyło pół godziny, żebym przekonała się, że Demetri za mną nie przepada i zdecydowanie powinnam go unikać, a teraz nagle okazywało się, że Aro kazał mu mnie niańczyć? To był najgorszy pomysł na jaki mógł wpaść i chciałam zaprotestować, chociaż doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że to nie ma najmniejszego sensu.
Aro już był myślami gdzieś indziej, konkretnie przy wampirzycy o blond włosach. Pełnym werwy krokiem wrócił na tron, po czym zasiadł na nim, zakładając nogę na nogę.
– Nie miałaś prawdopodobnie wcześniej okazji, żeby poznać Demetriego i Felixa – zwrócił się do mnie – ale powinnaś wiedzieć, że są jednymi z moich najbardziej zaufanych strażników. Demetri jest znakomitym łowcą, jeśli zaś chodzi o Felixa, jego siła bywa naprawdę przydatna, więc świetnie się uzupełniają. No i oczywiście obaj potrafią walczyć, chociaż to pewnie już wiesz. – Spojrzał na mnie porozumiewawczo. – Oni również zaangażowali się w poszukiwanie wampirów, które zaatakowały twoją rodzinę i muszę przyznać, że spisali się znakomicie. Poznaj, proszę, Hannę, która jest sprawczynią całego zamieszanie.
– Kłamca! – zaprotestowała natychmiast dziewczyna i zaraz krzyknęła z bólu, kiedy Jane postanowiła ją uciszyć. Opadła na kolana, dysząc ciężko i błędnym wzrokiem rozglądając się dookoła.
Aro nawet na nią nie spojrzał, mówiąc dalej tak, jakby nic wielkiego się nie wydarzyło:
– Miałem okazję zapoznać się z jej wspomnieniami – ciągnął spokojnie – i mogę z pewnością stwierdzić, że ta oto nowonarodzona nie tylko brała udział w walce, ale również jej przewodziła. Sama stworzyła znamienitą część wampirów, w tym Seana, którego straciliśmy rano. Nie wnikałem w to, dlaczego postanowiła się tego dopuścić, ale jeśli chcesz, sama możesz o to zapytać, zanim podejmiemy decyzję.
Sądziłam, że jednego dnia nie może się wydarzyć już więcej nieprzyjemnych rzeczy, a jednak wszystko wskazywało na to, że jednak się myliłam. Kiedy usłyszałam słowa Aro z wrażenia aż zabrakło mi tchu. Spojrzałam na skuloną na podłodze wampirzycę, która bała się nawet poruszyć, żeby nie prowokować Jane. W jednej chwili poczułam się dokładnie tak jak rano, kiedy dowiedziałam się, że jasnowłosy chłopak na którego patrzę, brał udział w rzezi, która zniszczyła moje życie. Nienawiść ponownie wezbrała we mnie, aż zawirowało mi w głowie, a wszystko co widziałam przybrało lekko czerwonawy odcień.
Zamrugałam wystraszona, kolejny raz nie mogąc uwierzyć w to, co się ze mną działo. W jednej chwili zapragnęłam opuścić Salę Tronową i znaleźć się jak najdalej, byle tylko przestać czuć to, co dręczyło mnie w tym momencie. Nie chciałam decydować – nie po raz kolejny.
Kajusz jako pierwszy zniecierpliwił się brakiem odpowiedzi z mojej strony.
– Po co ta szopka, Aro? – zapytał brata chłodno. – Dziewczyna nie myśli jasno. Jeśli chodzi o nią – skinął głową w stronę Hannah – albo ją zabijmy, albo wypuśćmy, jeśli nie doszło do złamania prawa.
– Hm, tak – zgodził się Aro, patrząc na mnie jakby z lekkim rozczarowaniem. – Jakby nie patrzeć, doszło do złamania prawa: tworzenie armii jest zabronione, więc… Demetri, Felixie? – zwrócił się do obu wampirów.
Zareagowali natychmiast, jakby tylko na to czekali. Stojący najbliżej blondynki Felix w ułamku sekundy doskoczył do niej i szarpnięciem poderwał ją na nogi. Wampirzyca szarpnęła się, ale ze swoją drobną posturą nie miała najmniejszych szans z tak postawnym mężczyzną, jakbym był Felix, więc jej zmagania wyglądały co najmniej żałośnie. Felix bez problemu otoczył ją ramionami i podobnie jak Demetri na placu, przyciągnął swoją przeciwniczkę tak, że miał dostęp do jej odsłoniętej szyi. Kiedy chwycił ją za gardło i jednym ciosem powalił na ziemię, przygwożdżając ją do podłogi, dziewczynie wyrwał się krzyk.
To mnie otrzeźwiło. Bez zastanowienia ruszyłam się z miejsca, kierując się w stronę walczących, dokładnie w tym samym momencie, w którym Demetri zadecydował się pomóc przyjacielowi.
– Przestańcie w tej chwili! – zawołałam i zdziwiłam się, kiedy oba wampiry usłuchały, spoglądając w moją stronę. Hannah dyszała ciężko, wciąż unieruchomiona przez Felixa. – Ja… Ja chcę z nią porozmawiać, przynajmniej przez chwilę – zwróciłam się do Aro, chociaż nie miałam zielonego pojęcia dlaczego to robię.
Wiedziałam jedno: nie mogłam pozwolić, żeby kolejna istota zginęła z mojej winy. Za wszystkim stała Hannah czy też nie, nie mogłam pozwolić, żeby odczuwana nienawiść mnie zniszczyła. Obojętnie co czułam, musiałam zrobić wszystko byleby nie utracić siebie i spróbować zachować się odpowiednio; zemsta do niczego nie prowadziła, nie przynosiła ukojenia – zrozumiałam to rano i musiałam w końcu to przed samą sobą otwarcie przyznać.
Aro złączył ze sobą czubki palców i spojrzał na mnie z zaintrygowaniem.
– Oczywiście – zgodził się, chociaż po minie Kajusza zorientowałam się, że jako jedyny jest z mojej decyzji zadowolony. Marek wciąż pozostawał obojętny, beznamiętnym wzrokiem wpatrując się w jakiś punkt w przestrzeni. – Felix i Demetri zaprowadzą was gdzieś, gdzie będziecie mogły spokojnie porozmawiać. Powiedz mi później jaka jest twoja decyzja.
Mogłam decydować – kolejny raz powierzał w moje ręce czyjeś życie. Nie rozumiałam dlaczego to robił i zdecydowanie nie chciałam tej odpowiedzialności, ale gdybym ją odrzuciła, Hannah zginęłaby na miejscu. Takie rozwiązanie nie różniłoby się niczym od tego, że wydałabym na nią wyrok śmierci, więc tak czy inaczej byłabym winna, a tego za nic nie chciałam. Skoro rozmowa mogła cokolwiek zmienić, nie pozostawało mi nic innego, jak się na nią zgodzić.
Felix i Demetri wyprowadzili nad na korytarz bez słowa uwagi. Trzymali się z boku, chociaż byłam świadoma, że uważnie obserwują Hannę, która szła kilka metrów ode mnie, uparcie wpatrując się w posadzkę korytarza. Sama również unikałam spoglądania na nią albo któregokolwiek z towarzyszących nam wampirów – zwłaszcza Demetriego – ale i tak byłam boleśnie świadoma ich obecności.
Tuż przed nami pojawiły się wąskie schody, prowadzące w dół. Pokonanie ich zajęło zaledwie kilka minut, ale mnie wydawało się to całą wiecznością. Znaleźliśmy się w części twierdzy, której nie znałam i która była zdecydowanie mniej przyjemna od pozostałych. Korytarz okazał się brudny i wilgotny, a jedyne światło dawały porozmieszczane w regularnych odstępach elektryczne pochodnie na ścianach, które same zapaliły się, kiedy przechodziliśmy. Aż zadrżałam, bo anemiczne światło żarówek było jeszcze bardziej niepokojące, niż gdyby pochodziło od prawdziwego płomienia.
Gdzieś poza zasięgiem wzroku coś szybko przebiegło, najprawdopodobniej szczur. Powstrzymałam się od tego, żeby nie jęknąć albo w żaden inny sposób nie okazać strachu, ale i tak ulżyło mi, kiedy Demetri zatrzymał się przed wyniszczonymi, drewnianymi drzwiami i pchnął je zdecydowanym ruchem. Dawno nie używane, zardzewiałe zawiasy zaskrzypiały przeraźliwie; dźwięk odbił się echem od ścian korytarza.
Pomieszczenie w którym się znaleźliśmy nie było duże. W niemal surowym, pozbawionym mebli pokoju znajdował się wyłącznie chwiejny stół i para krzeseł drewnianych, wyglądających na bardzo niewygodne krzesełek. Jednemu z nich brakowało oparcia i to właśnie na to Felix w niezbyt delikatny sposób pchnął Hannę.
– Jakby co, wystarczy zawołać – zwrócił się do mnie. – Jesteśmy za drzwiami – dodał, kiedy obaj z Demetrim wychodzili.
Drzwi zamknęły się za nimi z hukiem, kiedy zostałyśmy z wampirzycą same. Poczułam się jak w potrzasku i zapragnęłam natychmiast wyjść, zostawiając ją w tym miejscu, ale nie mogłam tego zrobić. Na miękkich, buntujących się nogach podeszłam do drugiego krzesełka i opadłam na nie ciężko, zaciskając obie dłonie na krawędzi stołu.
Milczałyśmy obie, po prostu wpatrując się w siebie nawzajem i czując się co najmniej niezręcznie. Hannah pierwsza opuściła wzrok, wbijając spojrzenie w swoje dłonie i zaczynając kiwać się na krześle, jakby jakikolwiek ruch ułatwiał jej koncentrację.
– Dlaczego jednak zdecydowałaś się nie pozwolić im mnie zabić? – zapytała w końcu, nie mogąc się powstrzymać.
Nie byłam w stanie tak od razu odpowiedzieć na zadanie przez nią pytanie, bo sama nie miałam pewności który z powodów zaważył. Prawda była taka, że w jakimś stopniu naprawdę pragnęłam jej śmierci.
– Bo to by było złe – odpowiedziałam w końcu, ostrożnie dobierając słowa.
Spojrzała na mnie, marszcząc brwi. Miała czerwone tęczówki, ale nie tak intensywnie rubinowe jak w przypadku innych wampirów, które do tej pory widywałam w zamku. Jej oczy miały ciemniejszy odcień, może karmazynowy albo purpurowy – była spragniona.
– To coś nowego. Nie sądziłam, że tutaj ktokolwiek zastanawia się nad tym, co jest złe – przyznała.
Skrzywiłam się, bo to znaczyło, że utożsamiała mnie z innymi wampirami ze straży, a przecież tak nie było. Owszem, mieszkałam w Volterze i nosiłam pelerynę, ale tak naprawdę nie czułam się członkinią Volturi. Nie pasowałam tutaj, chociaż od rana zdążyłam zachować się już dwukrotnie w sposób, który jak najbardziej pasował do okrutności i bezwzględności wampirzej rodziny królewskiej.
– Dlatego sama też o tym nie myślałaś, kiedy odbierałaś mi wszystko to, co kochałam? – zarzuciłam jej, chociaż jednocześnie nie byłam pewna czy chcę usłyszeć odpowiedź.
Spojrzała na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
– To nie tak! – zaprotestowała z mocą. – Mówiłam już przecież, że Aro to kłamca – przypomniała, ale coś w tonie jej głosu sprawiło, że wcale jej nie uwierzyłam.
– Mam przez to rozumieć, że ciebie tam nie było? – zapytałam z powątpieniem. Jej pełne napięcia milczenie było najlepszą z możliwych odpowiedzi. – Wydaje mi się, że tracę tutaj czas – powiedziałam cicho, zaczynając się podnosić.
Przechyliła się nad stołem i błyskawicznie chwyciła mnie za rękę. Poczułam się tak, jakby poraził mnie prąd i natychmiast się wyrwałam, przyciskając obie dłonie do piersi. Hannah opadła ciężko na krzesło, spoglądając na mnie przepraszająco.
– Wybacz… Ale zostań, proszę – nalegała. – Nie powiedziałam, że nie brałam w tym udziału. Mówiłam jedynie to, że Aro kłamie, a ja nikogo nie zabiłam.
Miałam mnóstwo wątpliwości, ale ostatecznie powoli usiadłam, cały czas czujnie przyglądając się wampirzycy. Wyraźnie jej ulżyło, co mnie osobiście zdenerwowało, bo nagle zapragnęłam zadać jej ból. Chciałam żeby cierpiała tak jak ja w tym momencie i to było przerażające.
– Masz sześćdziesiąt sekund na to, żeby mi wszystko wytłumaczyć. Później wychodzę – oznajmiłam, chociaż sporo mnie to kosztowało. Zamierzałam zrobić to, co do mnie należało, czyli wysłuchać jej, a potem darować jej życie i nigdy więcej nie musieć oglądać jej na oczy.
Pokiwała głową i machinalnie przeczesała krótkie włosy palcami. Ze swoją nieco nastroszoną fryzurą łudząco przypominała mi Alice, co chyba zaczynało świadczyć o tym, że zaczyna być ze mną naprawdę źle, skoro na każdym kroku przypominałam sobie o bliskich.
– W porządku, chociaż to trochę mało… Powiedziałam, że w porządku! – powtórzyła, widząc moją minę. – Nazywam się Hannah Arroch i pochodzę ze Stanów, dokładnie tak jak ty. Urodziłam się w Ohio, w Chianti, chociaż to jest w tym momencie najmniej istotne. Wampirem zostałam dwa lata temu. Moi rodzice nigdy się mną specjalnie nie interesowali… Ojciec zawsze chciał mieć syna, ale jak na ironię trafiłam mu się ja. Jakieś pięć lat po moich narodzinach, mama zmarła i zostaliśmy jedynie z nim. Wtedy całkiem się załamał – wyrecytowała na wydechy, wyrzucając z siebie słowa tak szybko, że nawet ja miałam problemy z ich zrozumieniem.
– Przykro mi – wtrąciłam bez zastanowienia, właściwie nie wiedząc dlaczego to mówię. Przecież odebrała mi rodzinę, chociaż sama właściwie jej nie miała.
Moje palce machinalnie powędrowały do wisiorka na szyi, ale napotkałam jedynie nagą skórę. Przypomniałam sobie, że przecież tamten wampir zerwał mi go podczas szarpaniny i coś ścisnęło mnie za gardło, kiedy uświadomiłam sobie, że prawdopodobnie więcej go nie zobaczę.
– Niepotrzebnie. Nawet za dobrze jej nie pamiętam – powiedziała Hannah obojętnym tonem. – Tak czy inaczej, po tym ojciec zaczął pić. Chyba nie było dnia, żebym nie widziała go pijanego. Czasami mnie bił, właściwie bez powodu, ale to już inna historia. Teraz już jakoś nie potrafię do tego wrócić, bo wszystkie wspomnienia są zamazane. – Zmarszczyła czoło. – Odkąd sięgam pamięcią, musiałam radzić sobie sama, ale nigdy mi to nie przeszkadzało. Dla mnie nie było czegoś takiego jak dzieciństwo, bo od razu musiałam dorosnąć i radzić sobie w pojedynkę. Czekałam tylko na osiemnaste urodziny i kiedy tylko stałam się pełnoletnia, bez żalu zostawiłam mojego okropnego ojca i rodzinny dom – Odetchnęła głęboko, a ja zorientowałam się, że przeszła do najbardziej skomplikowanego momentu w życiu. – Potrzebowałam pieniędzy. Tymczasowo zatrzymałam się u dalekiej kuzynki, Sharon, za którą nie przepadałam, ale przynajmniej dawała mi dach nad głową. Chciałam jak najszybciej się usamodzielnić, dlatego wzięłam pracę barmanki w miejscowym barze. Wierz mi, najgorsze miejsce na ziemi, ale od czegoś musiałam zacząć, a płacili nie tak znów źle. Marzyłam o własnym mieszkaniu, więc warto było ścierpieć zaczepki mężczyzn i konieczność opędzania pijanych gości, żeby nie próbowali mnie obmacywać.
Zadrżałam mimowolnie, przypominając sobie dotyk lodowatych dłoni na piersiach i biodrach. Rozumiałam Hannę lepiej niż bym mogła sobie życzyć i to wcale mi się nie podobało.
– Dwa lata temu wracałam późno do domu. Musiałam zostać po godzinach, bo dzień wcześniej zwolniłam się trochę wcześniej. Sharon się na coś rozchorowała i na mnie spadły zakupy, a nie mogłam pozwolić sobie na obcięcie pensji. Było sporo po północy, a okolice baru nigdy nie były zbyt ciekawe, ale nigdy nie byłam bojaźliwa, poza tym nie przypuszczałam, że po tylu tygodniach pracy w tym miejscu spotka mnie coś złego. – Zamilkła na dłuższą chwilę i wbiła spojrzenie w blat stołu. – Czekał na mnie w jednej z najciemniejszych uliczek. To miejsce zawsze wyglądało groźnie, bo latarnie już dawno się wypaliły, a nikt nie zawracał sobie głowy ich naprawą. Nie zauważyłam go, teraz przynajmniej wiem dlaczego. Nie potrafię przypomnieć sobie jego twarzy, bo i tak naprawdę nigdy jej nie widziałam. Pamiętam jedynie, że nagle ktoś mocno chwycił mnie od tyłu. Potem był już tylko ból, nieustające cierpienie, a kiedy się ocknęłam… Cóż, byłam w samym środku lasu. Nie wiem dlaczego mnie tam zostawił, ale od tamtego momentu jestem taka – skończyła z goryczą.
Kolejny raz pomyślałam o Alice i o tym, że ciotka nigdy nie poznała swojego stwórcy. Swoją opowieścią Hannah wydawała się ze mnie drwić, chociaż nie takie były jej intencje.
– Dlaczego mi to mówisz? – zapytałam końcu, nie mając odwagi spojrzeć jej w oczy.
– Nie wiem. Może liczę na to, że zrozumiesz, że nie mam żadnego powodu, żeby chcieć kogoś skrzywdzić. Byłam na tamtej polanie, ale nikogo nie zabiłam, a już na pewno nie zaplanowałam tego ataku.
Powoli uniosłam głowę. Hannah siedziała w bezruchu, wpatrując się we mnie intensywnie.
– W takim razie co tam robiłaś? – zadałam pytanie, które najbardziej mnie dręczyło. – Dlaczego? Co tam się wydarzyło.
W krwistych tęczówkach wampirzycy pojawił się niepokój.
– Nikogo nie zabiłam – powtórzyła to, co powiedziała mi na początku. – Więcej nie mogę ci powiedzieć. Obiecałam, że nikomu nic nie powiem – jęknęła.
Poczułam jak ogarnia mnie gniew.
– Komu obiecałaś? – zapytałam, chociaż zdawałam sobie sprawę z tego, że mi nie odpowie.
– Tak mi przykro… – westchnęła jedynie.
Nie mogłam dłużej tego wytrzymać. Zerwałam się tak gwałtownie, że krzesełko wywróciło się i z hukiem upadło na kamienną podłogę. Jeszcze na moment spojrzałam na skuloną w sobie Hannę, po czym odwróciłam się i niemal biegiem ruszyłam w stronę drzwi.
– Rób sobie co chcesz – powiedziałam roztrzęsionym głosem na odchodne – ale daj mi spokój.
Zaraz po tym wyszłam, zatrzaskując drzwi.
Hannah
Siedzę jak sparaliżowana, wpatrując się w miejsce, gdzie zniknęła Renesmee. Czuję się winna, ale co mogę poradzić na to, że złożyłam przysięgę od której zależy moje życie? Wspomnienia tamtego dnia są gdzieś na samym skraju mojej pamięci, ukryte i poza moim zasięgiem. W tym momencie nie pamiętam, ale wiem, że jeśli tylko zechcę sięgnąć do tamtych wydarzeń i przełamać blokadę, która zasnuwa mój umysł, wtedy wszystko powróci, a ja sobie przypomnę.
Dziwnie jest używać daru na samej sobie, ale tak właśnie brzmi układ. Mam zapomnieć, jeśli pragnę zachować życie. W zamian tworzę fałszywe obrazy, które są przeznaczone dla oczu Aro i wszystkich tych, którzy byliby zdolni dostać się do mojego umysłu. Ale to wszystko fałsz – nikogo nie zabiłam. Wiem o tym, nawet jeśli fałszywe wspomnienia mówią coś zupełnie innego. Nie pamiętam kto i dlaczego zawarł ze mną ten układ ani jak w pełni brzmi jego treść, ale wiem, że tamte ukryte wspomnienia powinny pozostać nie tylko poza moim zasięgiem, ale również zostać ukryte przed innymi. Do pewnych rzeczy naprawdę lepiej jest nie wracać.
To takie dziwne. Hannah. Pani wspomnień. Teraz z własnego wyboru pozbawiona pamięci. Ale przecież podjęłam taką decyzję, więc musi być słuszna – przynajmniej chcę w to wierzyć.
Drzwi otwierają się, ale to nie Renesmee w nich stoi – tym razem widzę wpatrzonego we mnie Felixa. Wampir spogląda na mnie z zainteresowaniem, a jego oczy błyszczą niemal tak intensywnie jak wtedy, kiedy na rozkaz Aro zamierzał mnie zabić. To dziwne, ale mam wrażenie, ze tym razem to wesołe ogniki, a wampir jest rozbawiony.. Wyjątkowo nie towarzyszy mu ten drugi wampir-chucherko, co jest ciekawą odmianą, bo zdążyłam przywyknąć do tego, że ci dwaj są nierozłączni. Kiedy prowadzili mnie do Volterry, zdążyłam odnieść wrażenie, że Felix i Demetri są jednością, więc teraz czuję się co najmniej niezręcznie.
Milczenie zaczyna mnie przytłaczać. Mrugam kilkukrotnie i ponownie patrzę na Felixa.
– Masz mi coś do powiedzenia? – pytam, bo chociaż po wszystkim czego zdążyłam doświadczyć ze strony Volturi, wcale nie odczuwam przed Felixem lęku.
Dalej uśmiecha się, teraz może nawet odrobinę bezczelnie. Nie wiem co powinnam o tym myśleć, a już na pewno nie jestem pewna co zrobić z tym, że jego uśmiech mi się podoba.
– Niekoniecznie – odpowiada i dalej mi się przygląda, jakbym była jakimś ciekawym obiektem albo eksponatem w muzeum.
– Więc dlaczego na mnie patrzysz? – pytam, nagle unosząc się gniewem. Mam wrażenie, że moja złość jedynie jeszcze bardziej bawi tego cholernie irytującego wampira.
Nie odpowiada, a przynajmniej wszystko wskazuje na to, że nie odpowie, dlatego w końcu daję mu spokój i odwracam wzrok. Nie mam pojęcia czego mogę oczekiwać po tym, jak Renesmee uciekła, ale chociaż obawiam się, że w każdej chwili może pojawić się chucherko i oznajmić, że jednak mają mnie zabić, wciąż nie odczuwam lęku przed śmiercią. To zabawne, ale mam wrażenie, że ona nie nadejdzie – w oczach mojej rozmówczyni było coś, co znacznie łagodziło nienawiść. Nie sądziłam, że istnieją dobrzy nieśmiertelni, ale jeśli jednak niektórzy z nas odczuwali współczucie albo wyrzuty sumienia, ona do nich należy.
Tym bardziej mam wątpliwości co do tego, czy dobrze robię, wciąż nie chcąc przełamać bariery niepamięci, która przysłania mój umysł, a którą przecież sama na siebie nałożyłam. To dziwne doświadczenie, tym bardziej, że nawet ja nie wiem, dlaczego to zrobiłam i komu obiecałam. Już wcześniej się nad tym zastanawiałam, ale podobnie jak i wcześniej, tak również teraz nie odczuwam ciekawości. Nie chcę złamać swojej obietnicy, obojętnie jak brzmiała i jakie były jej warunki.
Felix nagle porusza się, więc wzdrygam się i prostuję na krześle, machinalnie przenosząc wzrok wprost na niego. Może jednak to, że omal nie straciłam życia jest dla mnie swego rodzaju nauczką, a już na pewno jestem przewrażliwiona. Wampir znów się uśmiecha, a ja zaczynam się zastanawiać, czy w końcu nie skończy się tak, że będę krzyczeć za każdym razem, kiedy jakaś postać w pelerynie wykona jakikolwiek gwałtowniejszy ruch. Mam szczerą nadzieję, że jednak nie.
– Wiesz co? Chyba jednak chcę coś powiedzieć – oznajmia Felix, powoli zbliżając się do mnie i nonszalancko opierając obie ręce na blacie stołu. Kiedy pochyla się nade mną, przechodzą mnie ciarki i czuję się jeszcze bardziej niezręcznie niż kiedy po prostu mnie obserwował. – Masz więcej szczęścia niż ci się wydaje, Hanno – wyznaje, pierwszy raz wypowiadając moje imię na głos.
Mam co do tego pewne wątpliwości, ale kiedy po kilku minutach pojawia się Demetri, przynosząc ze sobą decyzję Aro, dochodzę do wniosku, że jednak coś w tym musi być.
Jestem coraz bardziej dumna z tego opowiadania – ale nie byłoby tak, gdyby nie wasze entuzjastyczne reakcje. Dziękuję pięknie i mam nadzieję, że nadal będzie tak samo. Co do moich innych opowiadań, wiem, że może ilość rozdziałów przeraża, ale mimo wszystko zapraszam serdecznie do czytania i wyrażania swoich opinii.
Ten rozdział chciałabym zadedykować wszystkim, którzy czytają. Nic dodać, nic ująć – po prostu dodajecie mi skrzydeł.

Nessa.

9 komentarzy

  1. Cudowny rozdział ;) Życzę weny i do nn ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nikt jeszcze nie wymyślił takiego słowa które opisałoby piękno Twoich rozdziałów. Kocham ten blog i mam nadzieję, że go nie porzucisz bo bym chyba się załamała.

    lost-in-the-time czytam i rzeczywiście ilość rozdziałów przeraża. Zostało mi do przeczytania TYLKO ok. 200 rozdziałów, ale mimo to się nie poddaję ;)

    Kurczę czytam Twoje blogi zamiast własną lekturę... Jeśli dostanę 2 ze znajomości lektury to przez Ciebie :D

    Wielbię Ciebie i Twój blog <3

    Czekam na nn i życzę weny :)

    Katherina

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny rozdział kochana, jestem strasznie ciekawa jak to wszystko potoczy się dalej;Jestem zachwycona z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział:oby był w miarę szybko:)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Co mogę jeszcze dodać, czego nie napisali inni? Chyba mogę tylko jeszcze raz powtórzyć, że rozdział świetny. Musisz napisać kiedyś książkę, żeby Twój talent się nie zmarnował :D Mam tylko pytanie. Jak udaje Ci się pisać 3 blogi jednocześnie? Ja nie mogę uwinąć się z notkami na jeden, a co dopiero na trzy ;)
    Przy okazji, na renesmeecullen-5czescsagi.blog.pl pojawiła się nowa notka.
    Pozdrawiam
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  5. Pojawiła się Hanka i niezwykle mnie ona intryguje. Z początku myślałem iż bierze tylko Renie na litość, ale teraz widzę, że nie, i że sprawa ma jakieś głębsze dno, a na dnie tego dna jakieś mega grube podłoże i nie za ciekawe fundamenty. Nie wiem czemu ale mam podejrzenie, że być może sami Volturi mieszali w tym palce, i że rodzinka Reni żyje, tylko ci pierw muszą zaplanować jak przejąć ich dary by jej ich zwrócić, albo coś. Pamiętam, że byli źli na Edka, że nie chciał do nich dołączyć.
    Zdarzają ci się literówki które zmieniają słowa na zupełnie odmienne, tak jak przykład z tym "uszczęśliwieniem uderzeniem", ale myślę, że każdemu się one zdarzają, i że jeśli ktoś sam sprawdza swoje rozdziały, to jakiś chochlik zawsze się wedrze.

    Pozdrawiam i wybacz, że takie krótkie komentarze, myślę, że jak już wyrobię sobie jakieś zdanie o każdym z bohaterów, to wtedy będę miał więcej do powiedzenia też o całej powieści, jak i o każdym z jej rozdziałów. Moje powolne myślenie pewnie też jest gorączką i zapchanym nosem spowodowane.

    dariusz-tychon.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To znowu ja, bo nie zaznaczyłem funkcji powiadamiania o odpowiedziach :)
      Teraz już zaznaczyłem, więc jak mi odpowiesz, to przyjdzie mi mail z informacją - swoją drogą, to naprawdę bardzo przydatna opcja.

      Usuń
    2. O tak, powiadomienia to świetna opcja. Sama korzystam, inaczej już dawno bym się pogubiła =)
      Jak już wspominałam, u mnie nic nie jest takim, jakim się wydaje. Nic nie jest przypadkowe, a sprawa jak najbardziej jest bardziej skomplikowana, co zresztą wyjaśni się jeszcze w tej księdze…
      Jeśli chodzi o tajemnicze literówki, wyjaśnię to krótko: słownik w iPodzie. Uwielbiam pisać, więc robię to właściwie cały czas. Moje maleństwo uratowało mnie nie raz - na okienkach w szkole, na przerwach, w autobusie… Nawet teraz, bo nie ma lepszego zajęcia na wieczór. Potem mam takie niespodzianki, bo nie zawsze mam czas pózniej rozdział przejrzeć, a na świeżo i tak błędów nie wyłapię; Word równieżnie, bo słownik wybiera słowa jak najbardziej istniejące, więc czego miałby się czepiać. Będę musiała poprawić to po skończeniu tej historii =)
      Pozdrawiam i zdrowia życzę,
      Nessa.

      Usuń
    3. To masz jak ja. Ja też pisze gdy tylko mam pomysł i możliwości. W chwili obecnej na leżąco za pomocą telefonu jest wygodniej niż siedzieć z ciepłym laptopem na kolanach i z gorączką.

      Usuń


After We Fall
stories by Nessa