wtorek, 15 października 2013

23. Zaproszenie

Renesmee
Piski Hannah wydawały się być wszędzie. Zaskoczona poderwałam się na łóżku, odrzucając na bok książkę, którą starałam się zająć i wypadłam z komnaty, w pośpiechu mając czas jedynie na to, żeby porwać jeszcze wiszący na drzwiach szafy płaszcz. Już biegnąc korytarzem, spróbowałam w pośpiechu narzucić go na siebie, ale wyszło mi to o tyle niezgrabnie, że dopiero przy którymś z kolei podejściu zdołałam wsunąć rękę w rękaw.
Zastygłam na klatce schodowej i w pośpiechu rozejrzałam się dookoła, nasłuchując. Dopiero po kilku sekundach instynktownie skierowałam się w stronę głównego korytarza i minąwszy prowadzący do Sali Tronowej odcinek, popędziłam w stronę lobby oraz znajdującego się tam wyjścia do ogrodu. Sama nie byłam pewna czy jestem bardziej zaskoczona, czy zaniepokojona, poza tym w żaden sposób nie potrafiłam stwierdzić, co takiego wytrąciło moją przyjaciółkę z równowagi. Wiedziałam jedynie, że krzycząca Hannah to coś zupełnie nowego, czego zdecydowanie nie mogłam tak po prostu zignorować albo zbagatelizować.
– Nessie! – Jasnowłosa wampirzyca dosłownie zmaterializowała się przede mną, przez co omal na nią nie wpadłam. Krótkie, sięgające ramion włosy miała w nieładzie, kiedy zaś spojrzałam w jej roziskrzone oczy, przekonałam się, że Hannah nie tyle jest przerażona, co… ledwo panuje nad kolejnymi wybuchami śmiechu. – Renesmee, w tej chwili coś mu powiedz! – nakazała mi i uczepiwszy się mojego ramienia, skryła się za moimi plecami.
Zaskoczona utworzyłam usta, żeby zaoponować albo zadać jedyne sensownej w tej sytuacji pytanie, ale nie miałam po temu okazji, bo w tym właśnie momencie w zasięgu mojego wzroku pojawił się Felix. Zanim się obejrzałam, dobrze zbudowany wampir wpadł na nas z impetem i obie wylądowałyśmy na posadzce, mocno się przy tym obijając. W zasadzie to jedynie ja, jako jedyna nie w pełni nieśmiertelna istota, tym bardziej, że wylądowałam na Hannie, przyjmując na siebie cały ciężar masy Felixa.
– Felix! – sapnęłam z niedowierzaniem. Marmurowe ciało leżącej pode mną Hanny wżynało mi się w plecy, zaś leżący na mnie wampir skutecznie pozbawiał mnie tchu, jednocześnie grożąc połamaniem żeber. – Na litość Boską, złaź ze mnie!
Usłuchał, a przynajmniej próbował, bo nawet zaczął się podnoście, sprawa jednak okazała się trudniejsza niż mogliśmy podnosić. Tym bardziej, że rozbawiona Hannah z premedytacją pchnęła rękę na której podparł się przy wstawaniu, przez co wampir kolejny raz zwalił się na nas. Jęknęłam i miałam ochotę kogoś zabić, tym bardziej, że leżąca pode mną Hannah teraz dosłownie zanosiła się śmiechem, najwyraźniej doskonale bawiąc się naszym kosztem. Żałowałam, że w przeciwieństwie do mnie nie mogła poczuć bólu, bo bardzo chętnie bym się z nią zamieniła, żeby mogła przypomnieć sobie, co to znaczy być żywym.
Usłyszałam szybkie kroki, a potem doszedł mnie znajomy słodki zapach, który byłabym rozpoznać w każdej sytuacji. Serce momentalnie zabiło mi szybciej, wyrywając się do właściciela owych kroków, ale niezależnie od moich pragnień, w tym momencie nie byłam w stanie ruszyć się nawet o milimetr.
– Ej, co wy robicie? – Demetri przyśpieszył, po czym przystanął mniej więcej metr od nas. Byłam w stanie wyobrazić sobie jego minę, kiedy zobaczył trójkę najbliższych mu osób w dość niecodziennej sytuacji. Gdyby nie moje położenie, może nawet przyznałabym, że to dość zabawne.
– Dołączysz się do nas, Dem? – Felix był w równie dobrym nastroju, co i Hannah. – Robimy sobie zbiorową orgię na środku korytarza – wyjaśnił pogodnie, a moja najlepsza przyjaciółka okazała się prawdziwym wampirzym ewenementem, bo nagle dostała niepohamowanego ataku kaszlu, którym starała się zamaskować śmiech.
– Bardzo kusząca propozycja, ale teraz, cholerny erotomanie, mógłbyś zejść z mojej dziewczyny, proszę? – odezwał się Demetri i chociaż wyraźnie się zgrywał, coś w jego tonie przekonało Felixa do tego, żeby jednak usłuchał.
Zauważyłam, że wampir wywraca oczami, ale tym razem w końcu stoczył się ze mną, pozwalając mi odetchnąć. Nad sobą zobaczyłam uśmiechniętą twarz Demetriego, a potem tropiciel wyciągnął rękę w moją stronę. Ujęłam ją bez wahania, pozwalając żeby mnie podniósł i przy tym wpadając mu w ramiona. Poczułam się zdecydowanie pewniej, poza tym nigdy nie miałam nic przeciwko temu, żeby to właśnie Demetri mnie dotykał.
– Dzięki – szepnęłam mu do ucha, po czym niby to przypadkiem musnęłam jego wargi ustami. Odwzajemnił pocałunek i skrzywił się, kiedy w pośpiechu odsunęłam się, żeby nie pozwolić sobie na więcej przy publiczności. Nigdy nie przepadałam za publicznym okazywaniem uczuć, nawet jeśli Demetriemu było to absolutnie obojętne. – Felix i Hannah w końcu zwariowali, ale ja nie chcę brać w tym udziału – wyjaśniłam, zerkając z ukosa na wciąż leżącą na plecach Hannę.
– Zaraz tam zwariowali. – Przyjaciółka rzuciła mi urażone spojrzenie. – Wyjrzyj na zewnątrz i dopiero wtedy powiedz mi, że nie powinnam się radować.
Wymieniliśmy z Demetrim krótkie spojrzenia, ale żaden z nich nic nie powiedziało. W pospiechu oswobodziłam się z objęć ukochanego, po czym szybkim krokiem ruszyłam w stronę wyjścia do ogrodu. Wiedziałam, że tropiciel jest tuż za mną, ale nawet się na niego nie obejrzałam, zbyt skupiona na celu, który miałam. Wciąż słysząc śmiechy Hanny i Felixa, którzy najwyraźniej z jakiegoś powodu dostali głupawki, pewnym krokiem dopadłam do drzwi wyjściowych i pchnęłam je, żeby wyjść na zewnątrz.
Wszystko momentalnie stało się dla mnie jasne, chociaż nie przypuszczałam, że to właśnie tę dwójkę stać na szaleństwo z powodu tak błahej rzeczy, jak… śnieg. Biały puch zalegał wszędzie, pokrywając cały ogród białą, miękką pokrywą, która łagodnie połyskiwała w nikłych promieniach przebijającego się przez gęste chmury słońca. Uniosłam brwi, zaskoczona, bo bardziej prawdopodobna była dla mnie chlapa i ulewne deszcze, które ciągnęły się przez cały listopad i ponad połowę grudnia. Białe święta były w tym miejscu absolutną rzadkością i zdążyłam już pogodzić się z tym, że prawdopodobnie przeżyję pierwszą Wigilię, pozbawioną śniegu, chłodu i świątecznej aury, której zawsze mogłam doświadczyć w Forks.
Wiedziałam, że Demetri mnie obserwuje, ale prawie nie byłam tego świadoma. Niczym w transie ruszyłam przed siebie, robiąc kilka niepewnych kroków na pokrytej śniegiem ścieżce. Puch zachrzęścił pod moimi stopami, ale nie zwróciłam na to uwagi. Uśmiechnęłam się i ruszyłam dalej, wznosząc twarz ku niebu i pozwalając, żeby wirujące lodowate płatki muskały moją skórę i topiły się w kontakcie z moim rozpalonym ciałem.
Grudzień.
Nagle dotarło do mnie z całą mocą, jak wiele czasu spędziłam we Włoszech. Wcześniej nie zdawałam sobie z tego sprawy, później zaś całą moją uwagę zajęły inne kwestie, chociażby to, co było między mną a Demetrim. To właśnie nasz związek miał dla mnie jakiekolwiek znaczenie od momentu, kiedy niemal miesiąc wcześniej zginęła Heidi. Nie lubiłam wracać do tamtych wspomnień, chociaż nawet teraz zdążało się, że budziłam się w środku nocy, ponieważ dręczyły mnie obrazy z tamtej polany. Wspomnienia były chaotyczne i zamazane, ale mimo wszystko tamtego dnia zobaczyłam dość, żeby dobrze zapamiętać sobie tamte okropne chwile. Już nie były one tak bardzo bolesne i powoli zaczynałam o wszystkim zapominać, ale aż nazbyt dobrze zdawałam sobie sprawę z tego, że pamięć jest złożona, a zapominanie wcale nie jest takie proste.
Wiele zmieniło się od dnia, kiedy Demetri mnie uratował i pierwszy raz usłyszałam od niego, że mnie kocha. Teraz miałam pewność, że łączące nas uczucie jest głębokie, a przynajmniej robiłam wszystko, byleby być w stanie w to uwierzyć. Nade wszystko pragnęłam zaufać, że tropiciel się zmienił, on zaś na każdym kroku starał się pokazywać mi, że jestem tą jedyną i wyjątkową. Rozumiałam już, że nie traktował mnie jak jedną z tych licznych kobiet, które wcześniej uwodził, jedynie po to, żeby zaspokoić pragnienia cielesne. Ja byłam dla niego kimś zdecydowanie ważniejszym, chociaż czasami wciąż przyłapywałam się na tym, że zastanawiam się, czy kiedyś kolejny raz coś się między nami nie popsuje. Wtedy zawsze przypominałam sobie, że wampiry szczerze kochają tylko raz i że powinnam być w stanie rozpoznać, kiedy trafię w życiu na kogoś, kto jest mi przeznaczony; jak na razie wierzyłam, że to Demetri, zaś dowody na to, że tak jest, dostrzegałam każdego dnia, kiedy widziałam, że wampir zmienia się za moją sprawą. To były drobne zmiany, ale doskonale je widziałam i te odkrycia sprawiały, że na moich ustach pojawiał się uśmiech.
Coś śmignęło w powietrzu, a potem poczułam uderzenie w ramię, kiedy śnieżna grudka sięgnęła celu. Powoli odwróciłam się w stronę Demetriego, ten jednak stał i uśmiechał się niewinnie; obie ręce miał zaplecione za plecami, wzrok zaś utkwił w najbliższym drzewie, doszukując się w nim czegoś, co tylko on był w stanie zobaczyć.
– Właśnie mnie zdenerwowałeś – oznajmiłam poważnym tonem, ledwo powstrzymując się od uśmiechu.
Bez zastanowienia rzuciłam się w jego stronę, wcześniej w pośpiechu zgarniając z ziemi trochę śniegu. Wycelowałam, ale oczywiście okazałam się zbyt wolna; Demetri zniknął z zasięgu mojego wzroku zanim zdążyłam chociażby mrugnąć i prawie natychmiast zmaterializował się po drugiej stronie ogrodu, wystarczająco daleko, żebym nie miała najmniejszych szans na to, żeby w niego trafić. Wydęłam usta i rzuciłam mu urażone spojrzenie, nie miałam jednak czasu na obrażanie się na niego, bo prawie natychmiast zmuszona byłam uskoczyć przed kolejną śnieżką.
– Hej, to niesprawiedliwe! – poskarżyłam mu się, zasłaniając ramionami twarz; oczywiście trafił, bo nawet nie próbowałam uciekać przed kolejnymi pociskami.
– Wydawało mi się, że życie jest niesprawiedliwe – zauważył z rozbawieniem. Nie miałam wątpliwości co do tego, że na jego ustach pojawił się ten doskonale mi znany zawadiacki uśmiech. – No, kochanie, postaraj się trochę.
Nie miałam wątpliwości, że to jest wyzwanie. Nie mogłam go nie przyjąć, nawet jeśli byłam z góry skazana na niepowodzenie, a przynajmniej tak wydawało mi się do momentu, kiedy kolejna śnieżna kula, która znalazła się w powietrzu, nie uderzyła wprost w rozbawioną twarz drażniącego mnie tropiciela.
Uśmiech zamarł na ustach Demetriego; wampir gniewnym ruchem otarł twarz i w pośpiechu rozejrzał się dookoła, szukając winowajcy.
– Dobra, czyja to sprawka? – wymruczał, zatrzymując wzrok na stojących w drzwiach twierdzy Hannie i Felixie.
– Ona – wyjaśnił usłużnie wampir, kiwając głową w stronę blondynki. – A któż inny, jeśli nie mała wiedźma? – dodał i wyszczerzył się w uśmiechu, doskonale wiedząc, że w ten sposób bez trudu wytrąci dziewczynę z równowagi.
– Teraz się doigrałeś, Felutku.
W jednej chwili zrobiło się zamieszanie, kiedy niewinna zabawa przerodziła się w prawdziwą śnieżną wojnę. Nie byłam pewna, które z nas właściwie wpadło na pomysł podziału na drużynę kobiet i mężczyzn, ale to wydawało się oczywiste od momentu, kiedy Hannah stanęła w mojej obronie. Teraz chyba tego żałowała, bo jasne było, że przeciwko zgranym ze sobą Felixowi i Demetriemu nie mamy żadnych szans, my jednak i tak nie zamierzałyśmy tak po prostu odpuścić i pozwolić na to, żeby wampiry się nad nami pastwiły.
Biegając, chowając się i piszcząc z radości, poczułam się tak, jakbym po raz kolejny była małą dziewczynką i wraz z rodziną bawiła się na zewnątrz. Jasper i Emmett zawsze mieli dziwne pomysły, a śnieg działał na nich w równie ekscentryczny sposób, co i na moich przyjaciół. Kiedyś takie podobieństwo spowodowałoby, że poczułabym się przygnębiona, w tamtym momencie jednak czułam się fantastycznie. Nie miałam już żadnych wątpliwości co do tego, kim stała się dla mnie ta trójka nieśmiertelnych, chociaż jeszcze kilka miesięcy temu wydawałoby się to niemożliwe. Życie było nieprzewidywalne i nawet jeśli Demetri miał rację, jeśli chodziło o jego okrutność, ja i tak sądziłam, że mimo wszystko było również piękne.
Lodowate ramiona otoczyły mnie bez ostrzeżenia. Pisnęłam, po czym roześmiałam się, kiedy Demetri złożył czuły pocałunek na mojej odsłoniętej szyi. Chociaż wcześniej dla zabawy próbowałam mu się wyrywać, teraz całkiem straciłam motywację do tego, żeby dalej próbować się uwolnić. Po prawdzie, to chciałam być jeszcze bliżej i tropiciel musiał sobie z tego zdawać sprawę.
– Mam rozumieć, że oddajesz mi się walkowerem? – zapytał i chociaż nie widziałam jego twarzy, nie miałam wątpliwości co do tego, że się uśmiechał.
– Hm, chyba tak.
Demetri zachichotał.
– Cudownie. Więc chyba jesteś zdana na moją łaskę i niełaskę, mylę się? – ciągnął, jednocześnie przesuwając palcami wolnej ręki wzdłuż krzywizny mojego kręgosłupa. Przeszedł mnie dreszcz, nie mający nic wspólnego z panującym na zewnątrz mrozem. – Tak czy nie? – domagał się odpowiedzi, bo milczałam, nie będąc w stanie zebrać myśli.
– To zależy do czego zmierzasz – odparłam, postanawiając trochę się z nim podręczyć. – Zaczyna być mi zimno, więc jeśli największą przyjemność sprawi ci opiekowanie się mną, kiedy już dostanę zapalenia płuc, odpowiedź prawdopodobnie będzie brzmiała „tak”.
Demetri bez trudu odwrócił mnie tak, że stanęłam z nim twarzą w twarz. Moje zdradzieckie serce momentalnie zabiło szybciej, jak zawsze reagując na jego bliskość i dotyk w sposób, którego nie potrafiłam za nic w świecie kontrolować. Ja mogłam udawać, ale moje ciało zawsze ostatecznie miało zdradzić, co naprawdę czuję i myślę – czy tego chciałam, czy nie, to już akurat nie miało najmniejszego znaczenia.
– Moja droga, przecież oboje wiemy, że nie możesz się rozchorować? – zaczął Demetri, ale ostatecznie do jego głosu i tak w kradła się nutka niepewności, która sprawiła, że jego wypowiedź zabrzmiała jak pytanie. – Bo nie możesz, prawda…? – upewnił się, obejmując mnie ciaśniej, jakby w nadziei, że jakimś cudem zdoła mnie rozgrzać.
Pokręciłam głową; dlaczego musiał mnie aż do tego stopnia rozpraszać.
– Jakie było pytanie? – wymamrotałam mało przytomnie, ale nie doczekałam się odpowiedzi, bo w zamian poczułam na wargach muśnięcie jego ust i wszelakie myśli na powrót uciekły z mojej głowy.
Jak zwykle, kiedy mnie całował, zareagowałam absolutnie instynktownie. Bez wahania zarzuciłam mu obie ręce na szyję i przybliżywszy się do niego tak blisko, jak tylko było to możliwe, wpiłam się w jego usta, żeby odwzajemnić pieszczotę z całą pasją. Demetri wyzwalał we mnie uczucia i instynkty o których istnieniu nie miałam nawet pojęcia i które nawet bym siebie nie podejrzewała. Nie znałam mojego ciała i najlepszym dowodem na to były właśnie te chwile, kiedy całowaliśmy się albo pozwalaliśmy sobie na więcej niż zwykle. Co prawda ani razu nie przekroczyliśmy pewnych instynktownych granic, ale momentami musiałam niemal siłą walczyć z sobą o to, żeby jednak nie zdecydować się na ich zignorowanie. To było wręcz przerażające, ale naprawdę Demetriego pragnęłam i to być może do tego stopnia, że mimo wszystkich swoich obaw, jednak zdecydować się z nim kochać…
– No i po zabawie. – Głos Felixa wdarł się do mojej podświadomości. Niechętnie odsunęłam się od Demetriego, rzucając krótkie spojrzenie w stronę przyjaciela wampira i przy okazji uświadamiając sobie, że również Hannah nam obserwuję. – Hm, mamy zostawić was samych? – zasugerował nam usłużnie Felix.
– Tak – powiedział, a właściwie wychrypiał Demetri, wciąż jeszcze pod wpływem emocji, które wywołał w nas pocałunek.
Serce wciąż waliło mi jak oszalałe i miałam problemy z oddychaniem oraz zebraniem myśli, zaczynałam jednak powoli dochodzić do siebie.
– Nie – przygasiłam tropiciela, stanowczo acz delikatnie wyplątując się z jego objęć. Westchnął, ale przynajmniej mnie nie powstrzymał, doskonale zdając sobie sprawę z tego, co stało za decyzją, którą podjęłam. – Co nie zmienia faktu, że czasami moglibyście zająć się sobą, Felutku – dodałam z nieco złośliwym uśmiechem.
– Ajć! – Felix wywrócił oczami. – Twoja dziewczyna stanowczo zbyt wiele czasu spędza z Hanną – stwierdził takim tonem, żeby zabrzmiało to tak, jakby takie postępowanie było najgorszą zbrodnią świata.
– I jak widać, wychodzi jej to na dobre – dodała Hannah, nie odrywając wzroku od Felixa.
Oczywiste stało się dla mnie, że ta dwójka za moment znowu zacznie się ze sobą kłócić. Wykorzystałam to, żeby niepostrzeżenie się oddalić, bo chociaż uwielbiałam spędzać z nimi czas, wciąż bywały momenty, kiedy chciałam pobyć sama. Mimo wszystko przywykłam do towarzystwa samej siebie i chyba jedynie Demetri był osobą, która nawet w takich momentach była w stanie do mnie dotrzeć.
Również tym razem tak było, bo ledwo znalazłam się w lobby, usłyszałam szybkie kroki, a potem tropiciel zmaterializował się u mojego boku. Rzuciłam mu jedynie krótkie spojrzenie, poza tym jednak żaden nas się nie odezwało. Demetri zresztą musiał zrozumieć, czego pragnę, bo bez słowa ujął mnie za rękę i pociągnął w stronę komnat. Ruszyłam za nim, ledwo powstrzymując się od uśmiechu, kiedy zorientowałam się, że idziemy nie tyle do mojego, co do jego pokoju; tam nade wszystko chciałam się znaleźć, zwłaszcza, że na wąskim łóżku tropiciela czułam się tak, jakbym nareszcie odnalazła swoje miejsce w życiu.
Demetri porwał mnie na ręce, jeszcze zanim przekroczył próg. Machinalnie objęłam go za szyję, przywykła do takiego traktowania, bo dobry tydzień po tym, jak udało mu się odnaleźć mnie w lesie, wyręczał mnie w każdej najdrobniejszej czynności, uparcie twierdząc, że jestem zbyt słaba. Faktycznie coś w tym było i nawet zastanawiałam się, czy w walce w Heidi nie połamałam sobie żeber, ale nigdy nie mieliśmy okazji, żeby to sprawdzić, doszłam zresztą do siebie wystarczająco szybko, żeby wykluczyć jakiekolwiek poważne urazy. Niezależnie od wszystkiego jednak, wiedziałam, że Demetri czerpał sporo radości z tego, że mógł mi jakkolwiek pomagać, a i ja przyjmowałam jego troskę z przyjemnością.
– Nessie? – Demetri wymruczał moje imię. Zdążyłam już przywyknąć do tego, że po raz kolejny wszyscy na których mi zależało, zaczęli używać tego skrótu. – Mógłbym zadać ci pytanie? – zapytał z powątpieniem, kiedy już ułożył mnie w miękkiej pościeli i sam rozciągnął się obok mnie.
– Właśnie to zrobiłeś – zauważyłam przytomnie, siadając i zsuwając z ramion płaszcz. Odrzuciłam go na fotel i wsunęłam się pod kołdrę, żeby bez żadnych przeszkód móc wtulić się w Demetriego, nie cierpiąc przy tym z powodu jego temperatury. – Ale tak, wydaje mi się, że możesz – dodałam z uśmiechem, widząc jego rozdrażnioną minę.
– Dziękuję za przyzwolenie. – Wywrócił oczami i przygarnął mnie do siebie, kolejny raz kreśląc palcem krzywiznę mojego kręgosłupa. Miałam wrażenie, że przyprawianie mnie od dreszcze sprawia mu przyjemności, zwłaszcza, że dzięki temu mógł kolejny raz skupiać się na ludzkich aspektach mojego ciała; wiedziałam, że ta żywa cząstka mnie go fascynowała. – No dobrze, ale tak poważnie mówiąc… W zasadzie to tajemnica, bo Aro lubi sam to ogłaszać, ale co pięćdziesiąt lat panowania urządzany jest w Volterze bal bożonarodzeniowy. Co jak co, ale na uroczystości nie ma co narzekać, dlatego chciałbym żebyś ze mną poszła – oznajmił, ukazując w uśmiechu komplet śnieżnobiałych ostrych zębów.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, równie zafascynowana, co i przerażona tą prośbą. Demetri doskonale wiedział, jakie jest moje podejście do wszelkiego rodzaju uroczystości i niespodzianek, a jedna kolejny raz ryzykował, składając mi podobne propozycje.
– Bal? – powtórzyłam, ostrożnie dobierając słowa. Skinął głowę, nie odrywając przy tym ode mnie wzroku. – I pewnie tańce, mylę się?
– Absolutni. – Kolejny olśniewający uśmiech. – A do tego piękne stroje, muzyka i cały ten romantyczny nastrój. Kobiety to uwielbiają, nie?
Jęknęłam i ukryłam twarz w pościeli, żeby na niego nie patrzeć. Kobiety? Możliwe. Ale ja nie byłam taka jak wszyscy.
– Nessie? – ponagli mnie Demetri, który wciąż czekał na odpowiedź. Najwyraźniej nawet gdybym zaczęła wyć z rozpaczy, na nim nie zrobiłoby to najmniejszego wrażenia. – Renesmee, czy mogłabyś, proszę, na mnie spojrzeć?
Spełniłam jego polecenie, absolutnie niezadowolona.
– Nienawidzę cię – mruknęłam.
Demetri roześmiał się; on już wiedział, że nie miałam innego wyboru, jak po prostu mu ulec.
Hannah
– Hannah, czy to jest aby na pewno konieczne?
Wznoszę oczy ku górze i nie odpowiadam. Szczerze powiedziawszy, od samego początku spodziewałam się jaka będzie reakcja Renesmee, dlatego teraz w żadnym wypadku nie zamierzam się nią przejmować. Narzekanie również nie robi na mnie żadnego znaczenia, tym bardziej, że wiem, że dziewczyna będzie mi wdzięczna – jak nie teraz, to może za ćwierć wieku, ale mimo wszystko kiedyś będzie.
– Przestań zrzędzić, zrzędo – odpowiadam i mam nadzieję, że uda mi się rozbawić ją tym przysłowiowym „masłem maślanym”, Faktycznie, na jej ustach pojawia się cień uśmiechu, chociaż wciąż nie można tego nazwać entuzjazmem. – Och, Renesmee, czy naprawdę musisz być taka ciężka we współżyciu.
– Wydawało mi się, że właśnie za to mnie kochacie, prawda? – zauważa i tym razem uśmiecha się szczerze.
– Demetri na pewno – stwierdzam. Ha, swoją drogą, kiedy ta dziewczyna nauczyła się ta błyskotliwych, złośliwych odpowiedzi? Może Felutek ma racje i faktycznie za dużo czasu spędza ze mną? – A teraz na dodatek pokocha mnie, jeśli będziesz świetnie wyglądać. Taki bal nie zdarza się często, dlatego tym bardziej wypadałoby dobrze się zaprezentować – ciągnę i stanowczo popycham dziewczynę w stronę przymierzalni. – Poza tym… Hej, seksowna sukienka to pierwszy krok do seksownego zakończenia wieczoru.
Renesmee unosi brwi, ale nie czuję się zawstydzona. No dobrze, to przecież już nie jest dziecko, poza tym nie wmówi mi, że ani razu z Demetrim nie myśleli o tych sprawach. Przecież mam oczy i niejednokrotnie widziałam, jak ta dwójka na siebie patrzyła. Swoją drogą, nie zdziwiłabym się nawet, gdyby Renesmee oświadczyła mi, że już nie jest dziewicą, chociaż taki pośpiech jednocześnie zupełnie nie jest w tym stylu. Niestety, nawet jeśli nie miałam okazji poznać jej bliskich, na każdym kroku widzę ślad po staroświeckim wychowaniu. Mogę się założyć, że od dziecka słuchał na temat wstrzemięźliwości przed ślubem i chociaż nie mam nic przeciwko tradycji, osobiście uważam, że to lekka przesada, zwłaszcza w dwudziestym pierwszym wieku.
Być może to jedynie dowód na to, że jestem strasznie niecierpliwa i niedzisiejsza, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że Nessie strasznie długo ociąga się z przebieraniem. No dobrze, ma prawo być zniecierpliwiona, bo wcześniej odrzuciłam przynajmniej dziesięć kreacji, które jej teoretycznie się podobały. Prawda jest jednak taka, że to dziewczę prawdopodobnie zadowoliłoby się starym workiem, jeśli tylko dzięki temu miałaby szybciej zaliczyć cały ten bal i w końcu zyskać święty spokój, ale ja nie jestem aż taka bezproblemowa. Czuję, że tamten wieczór będzie niesamowity i zmieni coś w nas wszystkich, nawet jeśli nie mam pojęcia, skąd w ogóle ten albo jemu podobne pomysły; po prostu wiem i już, dlatego lepiej nie lekceważyć takiego przeczucia, bo później może być już za późno.
– Renesmee… – Teraz to ja zaczynał marudzić, chociaż z zupełnie innego powodu niż ona. – Wiem, że nie ma z nami Felixa, ale nie tylko on jest zdolny do rękoczynów – zastrzegam i dopiero to skutkuje, bo obie aż nazbyt dobrze pamiętamy, w jaki niekonwencjonalny sposób ten wampir wyciągnął ją z zamku na jej urodziny.
Słyszę westchnienie, a potem w końcu mogę zobaczyć moją przyjaciółkę – i już po prostu wiem, że to jest to. Również po wyrazie twarzy Nessie wiem, że nawet mimo tego, że cały ten problem wyboru właściwej sukienki ją męczy, dziewczyna dostrzega wyjątkowość stroju, który ma na sobie i może nawet jest w stanie go docenić. Trudno zresztą nie być zachwyconym kreacją taką jak ta, zwłaszcza, że taka sukienka nie nadaje się dla każdego i chyba jedynie na tej drobnej istocie może leżeć w tak niezwykły sposób.
Suknia jest biała i tak prosta, jak to tylko możliwe. Miękki, niemożliwie wręcz delikatny materiał, dosłownie opływa smukłą sylwetkę Renesmee, idealnie podkreślając atuty jej figury. Jeśli mam opisać ją słowami, prawdopodobnie pasowałoby tutaj stwierdzenie „suknia idealna”, bo pasuje w swej prostocie i elegancji sprawia, że również wszystkie wady są widoczne jak na dłoni. Właśnie dlatego może należeć jedynie do idealnej pod każdym względem nieśmiertelnej, na dodatek tak rozkosznie niewinnej i wstydliwej, jaka jest Renesmee. Z uznaniem przyglądam się przyjaciółce, doceniając każdy najdrobniejszy detal, jak chociażby długie rękawy, głęboki, ale jednocześnie niezbyt odważny dekolt, czy odsłonięte smukłe ramiona. Materiał rozszerza się w pasie, dzięki czemu tren spływa falami aż do samej ziemi, falując delikatnie przy każdym najdrobniejszym ruchu.
– Hannah… No i co sądzisz? – słyszę niepewne pytanie Renesmee i uświadamiam sobie, że moje przeciągające się milczenie faktycznie można odebrać na wiele sposobów.
– Jest idealnie – reflektuję się natychmiast. – Jest… Cholera, dziewczyno, przebieraj się i wracamy. Chyba nie muszę dodawać, że aż do samego balu milczysz jak zaklęta, zwłaszcza w towarzystwie Demetriego?
– Wiesz, że nie lubię tajemnic… – wzdycha, ale przynajmniej wie, że w pewnych kwestiach ze mną nie wygra, bo ostatecznie daje za wygrana i ponownie znika w przymierzalni.
Zadowolona z siebie, opieram się o ścianę i uśmiecham pod nosem. Moja sukienka – czarna i zdecydowanie odważniejsza – już od dłuższego czasu spoczywa na dnie papierowej torby z innego sklepu, który odwiedziłyśmy. Niestety, Voltrra jest dość uboga, jeśli chodzi o sklepy z kreacjami wyjściowymi, ale jakoś trzeba sobie radzić, a ja wiem, czego szukam. Największy problem był właśnie z Renesmee, bo czuję, że dla niej wypada znaleźć coś nieprzeciętnego, więc tym bardziej cieszę się, że kwestie stroju można już odhaczyć. Teraz pozostaje jedynie przekonać ją, żeby nie rzuciła się na mnie z pięściami, kiedy już zobaczy cudne kilkucentymetrowe szpilki, które mam, a które wydają mi się idealne do tej konkretnej sukienki.
W zasadzie sama nie jestem pewna, dlaczego mi tak zależy – a przynajmniej nie chcę tego przyznać przed samą sobą, bo w głębi duszy wiem, że to nie tylko przyjaźń, ale wciąż dręczące mnie wyrzuty sumienia. Te wszystkie tajemnice… Renesmee ich nie znosiła i ja również, to jednak nie zmienia faktu, że mam swoje sekrety, chociaż  niektórych sama nie mam pojęcia. Bywają momenty, kiedy powoli zaczynam mieć tego dość i aż rwie mnie, żeby przynajmniej Nessie powiedzieć o wszystkim albo złamać dane niegdyś słowo i poznać prawdę, ale wiem, że nie mogę tego zrobić; wtedy stanie się coś złego, chociaż mogę jedynie zgadywać z jak wielkimi nieprzyjemnościami przyjdzie mi się spotkać. Obawiam się też, że tym samym zaszkodzę również samej Renesmee, a na to nie mogę pozwolić – już i tak wycierpiała dość i to nie tylko z mojego powodu, dlatego muszę zrobić wszystko, byleby pozwolić jej żyć normalnie.
Rozsuwająca się kotara przebieralni wyrywa mnie z zamyślenia. W pośpiechu biorę się w garść i ponownie skupiam na mojej przyjaciółce. Uśmiecham się w wymuszony już sposób, doskonale wiedząc, że dziewczyna w żaden sposób nie będzie w stanie poznać tego, że cokolwiek mnie w tym momencie gryzie.
– Idziemy? – Nessie przeczesuje palcami swoje długie, płomienne włosy. W pośpiechu narzuca na siebie kurtkę, wcześniej wygładzając luźną bluzę, która mnie osobiście się nie podoba, ale w której dziewczyna wydaje się czuć najlepiej. – Ach, i tak nie cierpię się stroić – dodaje, ale widzę, że z największą ostrożnością składa biały materiał sukni.
Nie rozmawiamy zbyt wiele podczas powrotu do zamku, ale to wcale mi nie przeszkadza. Zdążyłam już przywyknąć do tego, że Renesmee z natury jest milczkiem, chociaż i tak momentami przerażają mnie te momenty, kiedy pustym wzrokiem wpatruje się w przestrzeń. Wiem, że etap żałoby ma już za sobą i jestem losowi za to wdzięczna, ale chociaż dziewczyna bardzo zmieniła się w ciągu ostatnich miesięcy, czasami i tak widzę w jej oczach i twarzy coś, czego nie potrafię opisać, ale co mnie przeraża. To już zawsze ma być w niej i obawiam się, że nawet gdybym wyznała jej całą prawdę o sobie, pozwalając żeby w pełni mnie znienawidziła, to i wtedy nie zaznała by pełni spokoju i tego jakże upragnionego ukojenia.
Wbijam wzrok w ziemię i dla zajęcia czymś myśli, zaczynam liczyć własne kroki. Koncentrowanie się już i tak wychodzi mi lepiej niż wcześniej, ale i tak strasznie łatwo rozproszyć moją uwagę. Chociaż wampirzycą jestem już ponad dwa lata, wciąż mam wrażenie, że w każdej chwili popełnię błąd i nagle na powrót przemienię się w maszynę do zabijania, którą byłam świeżo po przemianie. Już i tak sporym wyzwaniem jest to, że mogę swobodnie przebywać przy Renesmee, ale to jest o tyle łatwiejsze, że dziewczyna połowicznie pachnie jak wampir. Kiedy jesteśmy razem w zamku, jej zapach prawie ginie wśród wampirzych woni i jedynie poza murami twierdzy jestem w stanie wyczuć go intensywniej. Poniekąd też dlatego nie przepadam za wychodzeniem, bo odkąd dużo czasu spędzamy w towarzystwie nieśmiertelnych, obecność ludzi jest dla mnie prawdziwą katorgą. Również zakupy okazały się wyzwaniem i musiałam prosić Nessie o regulowanie rachunków, żeby ograniczyć kontakty ze sprzedawcami do minimum. Na szczęście jak na razie obyło się bez ofiar, dlatego jestem z siebie dumna.
Jesteśmy blisko placu, kiedy zegar wybija godzinę piątą popołudniu. Dzięki nieciekawej pogodzie mogę swobodnie przebywać na zewnątrz, bo chmury zasłaniają słońce, poza tym zimą zdecydowanie szybciej robi się ciemno. Nie musimy się śpieszyć i to mi odpowiada, bo chociaż uwielbiam bieg, również ludzkie tempo sprawia mi sporo przyjemności.
Unoszę głowę, żeby spojrzeć na Renesmee, ale ta wciąż wydaje się pogrążona we własnych myślach. Może właśnie dlatego nie zauważa wysokiej postaci, która nagle pojawia się na naszej drodze i omal na nią nie wpada.
– Przepraszam! – Speszona unosi głowę, żeby spojrzeć na nieznajomego. – Ja…
Urywa gwałtownie, kiedy obie dostrzegamy, że stojący przed nami mężczyzna nie jest zwyczajnym człowiekiem. Blada skóra niemal zlewa się z zalegającym dookoła śniegiem, kiedy zaś nieśmiertelny spogląda w stronę mojej przyjaciółki, bez trudu mogę dostrzec krwistą barwę jego tęczówek. Ciemne włosy sięgają mu do ramion, wysłużone ubrania zaś dobitnie świadczą o tym, że mamy do czynienia z nomadą, który z jakiegoś powodu – przypadkiem, przymusowo bądź z ciekawości – zdecydował się zawitać do Volterry.
Z tym, że na widok Renesmee wampir nie reaguje w sposób, którego którakolwiek z nas mogłaby się spodziewać. Mogę sobie wyobrazić wiele reakcji na widok pół-wampirzycy – od szoku zaczynając, a na niedowierzaniu kończąc – ale w oczach wampira pojawia się coś innego. Jego tęczówki rozszerzają się gwałtownie, ale wciąż pozostają soczyście czerwone, więc nie może chodzić o głód.
W następnej sekundzie wampir błyskawicznie chwyta dziewczynę za ramię i nie zważając na jej protesty, stanowczo przyciąga ją do siebie.
– Zostaw ja! – protestuję i natychmiast rzucam się do przodu, żeby pomóc Renesmee. Jestem zdecydowanie silniejsza od starszych wampirów, poza tym mężczyzna chyba nawet mnie wcześniej nie zauważył, dlatego jego uścisk momentalnie słabnie. Wraz z Renesmee odskakujemy do tyłu, starając się zachować bezpieczną odległość na wypadek gdyby wampir zdecydował się nas zaatakować. – Powiedziałam… Renesmee, spadamy – mówię stanowczo, chociaż wątpię, żeby konieczne było powtarzanie tego więcej niż raz.
Korzystając z tego, że ulice są puste, ryzykujemy i rzucamy się do biegu. W wampirzym tempie pokonujemy spory odcinek, instynktownie poruszając się w cieniu, na wypadek gdyby ktoś jednak miał być w stanie nas zobaczyć, szybko jednak okazuje się, że mamy poważniejszy problem niż ujawnienie się. Tajemniczy wampir nie zamierza tak łatwo odpuścić.
A co więcej, jego celem wydaje się być właśnie Renesmee.
– Renesmee? Renesmee Cullen? – odzywa się po raz pierwszy. Zauważam, że Renesmee sztywnieje, kiedy słyszy swoje imię i nazwisko. Nieznacznie zwalnia i dostrzegam w jej oczach wahanie, jakby chciała się zatrzymać. – Renesmee, proszę. Chcę tylko porozmawiać!
Nessie spogląda na mnie, jakby szukając rady, której jednak nie jestem w stanie jej udzielić. Otwieram usta, żeby powiedzieć cokolwiek, chociaż w głowie mam absolutną pustkę, nie mam jednak po temu okazji.
– Co tam się dzieje? – dochodzi nas nowy głos.
Gdyby moje serce biło, właśnie by się zatrzymało. Kajusz nagle pojawia się w zasięgu mojego wzroku i teraz w pośpiechu zmierza w naszą stronę. Widzę gniew na jego twarzy, co bynajmniej nie jest niczym dziwnym, a przynajmniej do momentu, kiedy na widok podążającego za mną i Renesmee wampira, złość ustępuje miejscu niepokojowi i niemal czystej panice. Wszystko trwa zaledwie ułamek sekundy, ale to wystarczy, żebym przypomniał sobie wcześniejsze słowa tego z braci Volturi, kiedy właściwie bez powodu na mnie naskoczył.
Obie zatrzymujemy się, kiedy mijamy Kajusza. Wampir staje przed nami, zasłaniając nas własnym ciałem i gniewnie spogląda na ciemnowłosego nieśmiertelnego, który z takim uporem próbuje się dostać do Renesmee. Widzę zwątpienie w oczach mojej przyjaciółki i to, że najchętniej by z nim porozmawiała, ale jednocześnie nie może przełamać się na to, żeby się odezwać i zadać jakiekolwiek pytanie.
– Renesmee, proszę… – powtarza ciemnowłosy wampir, jednak musi urwać, kiedy Kajusz kieruje na niego spojrzenie swoich rubinowych oczu.
– Zabierz ją stąd – syczy władca w moją stronę. – No już! Nie będę czekał, aż którąś z was zaatakuje – ponagla mnie, kiedy zwlekam.
Chociaż jego wyjaśnienia są naciągane, jestem zbyt nieufna wobec Kajusza, żeby próbować mu się sprzeciwiać. W pośpiechu dopadam do Renesmee i ujmuję ją pod ramię, stanowczo ciągnąc w stronę placu i twierdzy. Dziewczyna – wyraźnie oszołomiona – poddaje się i rusza za mną, ale w każdym jej ruchu czuję wyraźny opór; wiem, że jednocześnie nie chce i chce porozmawiać z tamtym wampirem, który z jakiegoś powodu ją zna.
Czy właśnie to niepokoi Kajusza? Nie mam pojęcia, ale w tym momencie nie ma żadnego znaczenia to, co myślę. Ważne jest, że powinnam zabrać stąd Renesmee – jestem tego pewna, dokładnie tak jak i byłam przekonana o tym, że nadchodząca Wigilia zmieni wszystko.
Nie odezwałyśmy się już ani słowem, póki nie znalazłyśmy się w lobby. Dopiero wtedy Renesmee odważyła się na mnie spojrzeć i rzuciwszy mi krótkie, nieodgadnione spojrzenie, odwróciła się na pięcie, żeby chwilę później ostatecznie zniknąć mi z oczu. 
Jak mówię, tak jest. Nareszcie złapałam się za laptopa, dzięki czemu notki pisze mi się błyskawicznie. Oczywiście mają w tym swój udział rozpierająca mnie wena, coraz bardziej rozwijający się pomysł i fakt, że jesteśmy bardzo blisko rozwiązania tej księgi, ale to już inna bajka. Jak zwykle jeszcze dziękuję za wszystkie komentarze, chociaż zważywszy na ich spadającą liczbę, powinnam chyba raczej napisać: dziękuję wszystkim, którzy czytają, nawet jeśli uparcie wolą pozostać anonimowymi. To dla mnie wiele znaczy, bo piszę dzięki wam – i nie tylko dla siebie, ale i dla was.
Do napisania i to najpóźniej w przyszłym tygodniu,

Nessa.

5 komentarzy

  1. Fajnie się złożyło z moim komentarzem ;D
    Fajnie przeskoczyłaś z tymi miesiącami. A raczej miesiącem - rozdział wcześniej totalny chaos, a teraz spokój. Do czasu. ^^ Ciekawi mnie ten mężczyzna, który wołał Nessie, kiedy była na zakupach z Hannah. Aż jej zazdroszczę sukienki. Sama bym poszła z wampirzycą na zakupy i poszperała po półkach ^^ Intryguje mnie ten mężczyzna, który je zaczepił. Czyżby wiedział co stało się z resztą Cullen'ów? O___o No i jeszcze ten Kaujsz. Gość od zawsze był podejrzany, chociaż nadal mam wątpliwości co do... hm, co do jego 'niewinności' w sprawie Cullen'ów mam wrażenie, że maczał w tym palce.No, ale wszystko jest możliwe. Zwłaszcza jeżeli Justyna chce pomieszać :D więc mogę się spodziewać wszystkiego. Nawet głupiego huraganu XD jestem ciekawa co będzie dalej.
    I bardzo ciekawy pomysł ze śniegiem, który był czymś zupełnie innym niż wszystko^^ Dem i Renesmee to cudowna para <33
    Aż, chce się więcej. Nawet jeżeli musiałabym trzymać wiadro na kolanach od słodkości :D
    Kurde, jeszcze Hannah : namieszałaś - znowu - ona wampirem jest od pół roku? O_o myślałam, że co najmniej kilka lat, a tutaj się okazuje, że dopiero parę miesięcy O________________________o co do jasnej cholery?
    Wyjaśni się w kolejnych rozdziałach, no i mi smutno, bo coraz bliżej końca =( szkoda.
    Gabi ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam, że tak rzadko komentuję.
    Co do rozdziału to nie mam słów. Totalnie mnie zaskoczyłaś. Najpierw taki spokojny, później ta fantastyczna bitwa na śnieżki i zaproszenie na bal <3 Zupełnie nie spodziewałam się, że Nessie spotka kogoś kto ją rozpozna. Mogłabyś dać mają wskazówkę kto to był bo po nocach nie będę spała. Nie mam nawet pomysłu kto to może być. Zastanawiam się czy ten tajemniczy ktoś wie co się stało z Cullenami.
    Mam nadzieję, że notka pojawi się u Cb szybko :*

    Katherine

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana Brak mi słów:) Zaskakujesz mnie już całkowicie gdy już do czegoś dochodzę ty mnie rozpraszasz podczas rozgryzienia tej zagadki:( Ale tym bardziej chce się czytać opowiadanie bo historia jest przepiękna i zapiera dech w piersiach:) Śnieg we Włoszech bomba pomysł:) Bitwa również !!!!!!!!!! Cóż mogę napisać jeszcze ,życzę bardzo dużo weny na dalsze rozdziały i już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)
    Pozdrawiam i ściskam
    Asia:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny rozdział ! Po prostu megaa !! Naprawdę fajny pomysł z tym śniegiem :)) Czekam na bal ;) Na takich imprezach zawsze się coś dzieje. Mam kompletny zamęt w głowie. Hannah, nomada, Kajusz. Aaaa !!
    Proosze, dodaj szybko nn ;* Życzę weny i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń


After We Fall
stories by Nessa