Renesmee
Piski Hannah wydawały się być
wszędzie. Zaskoczona poderwałam się na łóżku, odrzucając na bok książkę, którą
starałam się zająć i wypadłam z komnaty, w pośpiechu mając czas
jedynie na to, żeby porwać jeszcze wiszący na drzwiach szafy płaszcz. Już
biegnąc korytarzem, spróbowałam w pośpiechu narzucić go na siebie, ale
wyszło mi to o tyle niezgrabnie, że dopiero przy którymś z kolei
podejściu zdołałam wsunąć rękę w rękaw.
Zastygłam
na klatce schodowej i w pośpiechu rozejrzałam się dookoła, nasłuchując.
Dopiero po kilku sekundach instynktownie skierowałam się w stronę głównego
korytarza i minąwszy prowadzący do Sali Tronowej odcinek, popędziłam w stronę
lobby oraz znajdującego się tam wyjścia do ogrodu. Sama nie byłam pewna czy
jestem bardziej zaskoczona, czy zaniepokojona, poza tym w żaden sposób nie
potrafiłam stwierdzić, co takiego wytrąciło moją przyjaciółkę z równowagi.
Wiedziałam jedynie, że krzycząca Hannah to coś zupełnie nowego, czego
zdecydowanie nie mogłam tak po prostu zignorować albo zbagatelizować.
– Nessie! –
Jasnowłosa wampirzyca dosłownie zmaterializowała się przede mną, przez co omal
na nią nie wpadłam. Krótkie, sięgające ramion włosy miała w nieładzie,
kiedy zaś spojrzałam w jej roziskrzone oczy, przekonałam się, że Hannah
nie tyle jest przerażona, co… ledwo panuje nad kolejnymi wybuchami śmiechu. –
Renesmee, w tej chwili coś mu powiedz! – nakazała mi i uczepiwszy się
mojego ramienia, skryła się za moimi plecami.
Zaskoczona
utworzyłam usta, żeby zaoponować albo zadać jedyne sensownej w tej sytuacji
pytanie, ale nie miałam po temu okazji, bo w tym właśnie momencie w zasięgu
mojego wzroku pojawił się Felix. Zanim się obejrzałam, dobrze zbudowany wampir
wpadł na nas z impetem i obie wylądowałyśmy na posadzce, mocno się
przy tym obijając. W zasadzie to jedynie ja, jako jedyna nie w pełni
nieśmiertelna istota, tym bardziej, że wylądowałam na Hannie, przyjmując na
siebie cały ciężar masy Felixa.
– Felix! –
sapnęłam z niedowierzaniem. Marmurowe ciało leżącej pode mną Hanny wżynało
mi się w plecy, zaś leżący na mnie wampir skutecznie pozbawiał mnie tchu,
jednocześnie grożąc połamaniem żeber. – Na litość Boską, złaź ze mnie!
Usłuchał, a przynajmniej
próbował, bo nawet zaczął się podnoście, sprawa jednak okazała się trudniejsza
niż mogliśmy podnosić. Tym bardziej, że rozbawiona Hannah z premedytacją
pchnęła rękę na której podparł się przy wstawaniu, przez co wampir kolejny raz
zwalił się na nas. Jęknęłam i miałam ochotę kogoś zabić, tym bardziej, że
leżąca pode mną Hannah teraz dosłownie zanosiła się śmiechem, najwyraźniej
doskonale bawiąc się naszym kosztem. Żałowałam, że w przeciwieństwie do
mnie nie mogła poczuć bólu, bo bardzo chętnie bym się z nią zamieniła,
żeby mogła przypomnieć sobie, co to znaczy być żywym.
Usłyszałam
szybkie kroki, a potem doszedł mnie znajomy słodki zapach, który byłabym
rozpoznać w każdej sytuacji. Serce momentalnie zabiło mi szybciej,
wyrywając się do właściciela owych kroków, ale niezależnie od moich pragnień, w tym
momencie nie byłam w stanie ruszyć się nawet o milimetr.
– Ej, co wy
robicie? – Demetri przyśpieszył, po czym przystanął mniej więcej metr od nas.
Byłam w stanie wyobrazić sobie jego minę, kiedy zobaczył trójkę
najbliższych mu osób w dość niecodziennej sytuacji. Gdyby nie moje
położenie, może nawet przyznałabym, że to dość zabawne.
– Dołączysz
się do nas, Dem? – Felix był w równie dobrym nastroju, co i Hannah. –
Robimy sobie zbiorową orgię na środku korytarza – wyjaśnił pogodnie, a moja
najlepsza przyjaciółka okazała się prawdziwym wampirzym ewenementem, bo nagle
dostała niepohamowanego ataku kaszlu, którym starała się zamaskować śmiech.
– Bardzo
kusząca propozycja, ale teraz, cholerny erotomanie, mógłbyś zejść z mojej
dziewczyny, proszę? – odezwał się Demetri i chociaż wyraźnie się zgrywał,
coś w jego tonie przekonało Felixa do tego, żeby jednak usłuchał.
Zauważyłam,
że wampir wywraca oczami, ale tym razem w końcu stoczył się ze mną,
pozwalając mi odetchnąć. Nad sobą zobaczyłam uśmiechniętą twarz Demetriego, a potem
tropiciel wyciągnął rękę w moją stronę. Ujęłam ją bez wahania, pozwalając
żeby mnie podniósł i przy tym wpadając mu w ramiona. Poczułam się
zdecydowanie pewniej, poza tym nigdy nie miałam nic przeciwko temu, żeby to
właśnie Demetri mnie dotykał.
– Dzięki –
szepnęłam mu do ucha, po czym niby to przypadkiem musnęłam jego wargi ustami.
Odwzajemnił pocałunek i skrzywił się, kiedy w pośpiechu odsunęłam
się, żeby nie pozwolić sobie na więcej przy publiczności. Nigdy nie przepadałam
za publicznym okazywaniem uczuć, nawet jeśli Demetriemu było to absolutnie
obojętne. – Felix i Hannah w końcu zwariowali, ale ja nie chcę brać w tym
udziału – wyjaśniłam, zerkając z ukosa na wciąż leżącą na plecach Hannę.
– Zaraz tam
zwariowali. – Przyjaciółka rzuciła mi urażone spojrzenie. – Wyjrzyj na zewnątrz
i dopiero wtedy powiedz mi, że nie powinnam się radować.
Wymieniliśmy
z Demetrim krótkie spojrzenia, ale żaden z nich nic nie powiedziało. W pospiechu
oswobodziłam się z objęć ukochanego, po czym szybkim krokiem ruszyłam w stronę
wyjścia do ogrodu. Wiedziałam, że tropiciel jest tuż za mną, ale nawet się na
niego nie obejrzałam, zbyt skupiona na celu, który miałam. Wciąż słysząc
śmiechy Hanny i Felixa, którzy najwyraźniej z jakiegoś powodu dostali
głupawki, pewnym krokiem dopadłam do drzwi wyjściowych i pchnęłam je, żeby
wyjść na zewnątrz.
Wszystko
momentalnie stało się dla mnie jasne, chociaż nie przypuszczałam, że to właśnie
tę dwójkę stać na szaleństwo z powodu tak błahej rzeczy, jak… śnieg. Biały
puch zalegał wszędzie, pokrywając cały ogród białą, miękką pokrywą, która
łagodnie połyskiwała w nikłych promieniach przebijającego się przez gęste
chmury słońca. Uniosłam brwi, zaskoczona, bo bardziej prawdopodobna była dla
mnie chlapa i ulewne deszcze, które ciągnęły się przez cały listopad i ponad
połowę grudnia. Białe święta były w tym miejscu absolutną rzadkością i zdążyłam
już pogodzić się z tym, że prawdopodobnie przeżyję pierwszą Wigilię,
pozbawioną śniegu, chłodu i świątecznej aury, której zawsze mogłam
doświadczyć w Forks.
Wiedziałam,
że Demetri mnie obserwuje, ale prawie nie byłam tego świadoma. Niczym w transie
ruszyłam przed siebie, robiąc kilka niepewnych kroków na pokrytej śniegiem
ścieżce. Puch zachrzęścił pod moimi stopami, ale nie zwróciłam na to uwagi.
Uśmiechnęłam się i ruszyłam dalej, wznosząc twarz ku niebu i pozwalając,
żeby wirujące lodowate płatki muskały moją skórę i topiły się w kontakcie
z moim rozpalonym ciałem.
Grudzień.
Nagle
dotarło do mnie z całą mocą, jak wiele czasu spędziłam we Włoszech.
Wcześniej nie zdawałam sobie z tego sprawy, później zaś całą moją uwagę zajęły
inne kwestie, chociażby to, co było między mną a Demetrim. To właśnie nasz
związek miał dla mnie jakiekolwiek znaczenie od momentu, kiedy niemal miesiąc
wcześniej zginęła Heidi. Nie lubiłam wracać do tamtych wspomnień, chociaż nawet
teraz zdążało się, że budziłam się w środku nocy, ponieważ dręczyły mnie
obrazy z tamtej polany. Wspomnienia były chaotyczne i zamazane, ale
mimo wszystko tamtego dnia zobaczyłam dość, żeby dobrze zapamiętać sobie tamte
okropne chwile. Już nie były one tak bardzo bolesne i powoli zaczynałam o wszystkim
zapominać, ale aż nazbyt dobrze zdawałam sobie sprawę z tego, że pamięć
jest złożona, a zapominanie wcale nie jest takie proste.
Wiele
zmieniło się od dnia, kiedy Demetri mnie uratował i pierwszy raz
usłyszałam od niego, że mnie kocha. Teraz miałam pewność, że łączące nas
uczucie jest głębokie, a przynajmniej robiłam wszystko, byleby być w stanie
w to uwierzyć. Nade wszystko pragnęłam zaufać, że tropiciel się zmienił,
on zaś na każdym kroku starał się pokazywać mi, że jestem tą jedyną i wyjątkową.
Rozumiałam już, że nie traktował mnie jak jedną z tych licznych kobiet,
które wcześniej uwodził, jedynie po to, żeby zaspokoić pragnienia cielesne. Ja
byłam dla niego kimś zdecydowanie ważniejszym, chociaż czasami wciąż
przyłapywałam się na tym, że zastanawiam się, czy kiedyś kolejny raz coś się
między nami nie popsuje. Wtedy zawsze przypominałam sobie, że wampiry szczerze
kochają tylko raz i że powinnam być w stanie rozpoznać, kiedy trafię w życiu
na kogoś, kto jest mi przeznaczony; jak na razie wierzyłam, że to Demetri, zaś
dowody na to, że tak jest, dostrzegałam każdego dnia, kiedy widziałam, że
wampir zmienia się za moją sprawą. To były drobne zmiany, ale doskonale je
widziałam i te odkrycia sprawiały, że na moich ustach pojawiał się
uśmiech.
Coś
śmignęło w powietrzu, a potem poczułam uderzenie w ramię, kiedy
śnieżna grudka sięgnęła celu. Powoli odwróciłam się w stronę Demetriego,
ten jednak stał i uśmiechał się niewinnie; obie ręce miał zaplecione za
plecami, wzrok zaś utkwił w najbliższym drzewie, doszukując się w nim
czegoś, co tylko on był w stanie zobaczyć.
– Właśnie
mnie zdenerwowałeś – oznajmiłam poważnym tonem, ledwo powstrzymując się od
uśmiechu.
Bez
zastanowienia rzuciłam się w jego stronę, wcześniej w pośpiechu
zgarniając z ziemi trochę śniegu. Wycelowałam, ale oczywiście okazałam się
zbyt wolna; Demetri zniknął z zasięgu mojego wzroku zanim zdążyłam
chociażby mrugnąć i prawie natychmiast zmaterializował się po drugiej
stronie ogrodu, wystarczająco daleko, żebym nie miała najmniejszych szans na
to, żeby w niego trafić. Wydęłam usta i rzuciłam mu urażone
spojrzenie, nie miałam jednak czasu na obrażanie się na niego, bo prawie
natychmiast zmuszona byłam uskoczyć przed kolejną śnieżką.
– Hej, to
niesprawiedliwe! – poskarżyłam mu się, zasłaniając ramionami twarz; oczywiście
trafił, bo nawet nie próbowałam uciekać przed kolejnymi pociskami.
– Wydawało
mi się, że życie jest niesprawiedliwe – zauważył z rozbawieniem. Nie
miałam wątpliwości co do tego, że na jego ustach pojawił się ten doskonale mi
znany zawadiacki uśmiech. – No, kochanie, postaraj się trochę.
Nie miałam
wątpliwości, że to jest wyzwanie. Nie mogłam go nie przyjąć, nawet jeśli byłam z góry
skazana na niepowodzenie, a przynajmniej tak wydawało mi się do momentu,
kiedy kolejna śnieżna kula, która znalazła się w powietrzu, nie uderzyła
wprost w rozbawioną twarz drażniącego mnie tropiciela.
Uśmiech
zamarł na ustach Demetriego; wampir gniewnym ruchem otarł twarz i w
pośpiechu rozejrzał się dookoła, szukając winowajcy.
– Dobra,
czyja to sprawka? – wymruczał, zatrzymując wzrok na stojących w drzwiach
twierdzy Hannie i Felixie.
– Ona –
wyjaśnił usłużnie wampir, kiwając głową w stronę blondynki. – A któż
inny, jeśli nie mała wiedźma? – dodał i wyszczerzył się w uśmiechu,
doskonale wiedząc, że w ten sposób bez trudu wytrąci dziewczynę z równowagi.
– Teraz się
doigrałeś, Felutku.
W jednej
chwili zrobiło się zamieszanie, kiedy niewinna zabawa przerodziła się w prawdziwą
śnieżną wojnę. Nie byłam pewna, które z nas właściwie wpadło na pomysł
podziału na drużynę kobiet i mężczyzn, ale to wydawało się oczywiste od
momentu, kiedy Hannah stanęła w mojej obronie. Teraz chyba tego żałowała,
bo jasne było, że przeciwko zgranym ze sobą Felixowi i Demetriemu nie mamy
żadnych szans, my jednak i tak nie zamierzałyśmy tak po prostu odpuścić i pozwolić
na to, żeby wampiry się nad nami pastwiły.
Biegając,
chowając się i piszcząc z radości, poczułam się tak, jakbym po raz
kolejny była małą dziewczynką i wraz z rodziną bawiła się na
zewnątrz. Jasper i Emmett zawsze mieli dziwne pomysły, a śnieg
działał na nich w równie ekscentryczny sposób, co i na moich
przyjaciół. Kiedyś takie podobieństwo spowodowałoby, że poczułabym się
przygnębiona, w tamtym momencie jednak czułam się fantastycznie. Nie
miałam już żadnych wątpliwości co do tego, kim stała się dla mnie ta trójka
nieśmiertelnych, chociaż jeszcze kilka miesięcy temu wydawałoby się to
niemożliwe. Życie było nieprzewidywalne i nawet jeśli Demetri miał rację,
jeśli chodziło o jego okrutność, ja i tak sądziłam, że mimo wszystko
było również piękne.
Lodowate
ramiona otoczyły mnie bez ostrzeżenia. Pisnęłam, po czym roześmiałam się, kiedy
Demetri złożył czuły pocałunek na mojej odsłoniętej szyi. Chociaż wcześniej dla
zabawy próbowałam mu się wyrywać, teraz całkiem straciłam motywację do tego,
żeby dalej próbować się uwolnić. Po prawdzie, to chciałam być jeszcze bliżej i tropiciel
musiał sobie z tego zdawać sprawę.
– Mam
rozumieć, że oddajesz mi się walkowerem? – zapytał i chociaż nie widziałam
jego twarzy, nie miałam wątpliwości co do tego, że się uśmiechał.
– Hm, chyba
tak.
Demetri
zachichotał.
– Cudownie.
Więc chyba jesteś zdana na moją łaskę i niełaskę, mylę się? – ciągnął,
jednocześnie przesuwając palcami wolnej ręki wzdłuż krzywizny mojego
kręgosłupa. Przeszedł mnie dreszcz, nie mający nic wspólnego z panującym
na zewnątrz mrozem. – Tak czy nie? – domagał się odpowiedzi, bo milczałam, nie
będąc w stanie zebrać myśli.
– To zależy
do czego zmierzasz – odparłam, postanawiając trochę się z nim podręczyć. –
Zaczyna być mi zimno, więc jeśli największą przyjemność sprawi ci opiekowanie
się mną, kiedy już dostanę zapalenia płuc, odpowiedź prawdopodobnie będzie
brzmiała „tak”.
Demetri bez
trudu odwrócił mnie tak, że stanęłam z nim twarzą w twarz. Moje
zdradzieckie serce momentalnie zabiło szybciej, jak zawsze reagując na jego
bliskość i dotyk w sposób, którego nie potrafiłam za nic w świecie
kontrolować. Ja mogłam udawać, ale moje ciało zawsze ostatecznie miało
zdradzić, co naprawdę czuję i myślę – czy tego chciałam, czy nie, to już
akurat nie miało najmniejszego znaczenia.
– Moja
droga, przecież oboje wiemy, że nie możesz się rozchorować? – zaczął Demetri,
ale ostatecznie do jego głosu i tak w kradła się nutka niepewności,
która sprawiła, że jego wypowiedź zabrzmiała jak pytanie. – Bo nie możesz,
prawda…? – upewnił się, obejmując mnie ciaśniej, jakby w nadziei, że
jakimś cudem zdoła mnie rozgrzać.
Pokręciłam
głową; dlaczego musiał mnie aż do tego stopnia rozpraszać.
– Jakie
było pytanie? – wymamrotałam mało przytomnie, ale nie doczekałam się
odpowiedzi, bo w zamian poczułam na wargach muśnięcie jego ust i wszelakie
myśli na powrót uciekły z mojej głowy.
Jak zwykle,
kiedy mnie całował, zareagowałam absolutnie instynktownie. Bez wahania
zarzuciłam mu obie ręce na szyję i przybliżywszy się do niego tak blisko,
jak tylko było to możliwe, wpiłam się w jego usta, żeby odwzajemnić
pieszczotę z całą pasją. Demetri wyzwalał we mnie uczucia i instynkty
o których istnieniu nie miałam nawet pojęcia i które nawet bym siebie
nie podejrzewała. Nie znałam mojego ciała i najlepszym dowodem na to były
właśnie te chwile, kiedy całowaliśmy się albo pozwalaliśmy sobie na więcej niż
zwykle. Co prawda ani razu nie przekroczyliśmy pewnych instynktownych granic,
ale momentami musiałam niemal siłą walczyć z sobą o to, żeby jednak
nie zdecydować się na ich zignorowanie. To było wręcz przerażające, ale
naprawdę Demetriego pragnęłam i to być może do tego stopnia, że mimo
wszystkich swoich obaw, jednak zdecydować się z nim kochać…
– No i po
zabawie. – Głos Felixa wdarł się do mojej podświadomości. Niechętnie odsunęłam
się od Demetriego, rzucając krótkie spojrzenie w stronę przyjaciela
wampira i przy okazji uświadamiając sobie, że również Hannah nam
obserwuję. – Hm, mamy zostawić was samych? – zasugerował nam usłużnie Felix.
– Tak –
powiedział, a właściwie wychrypiał Demetri, wciąż jeszcze pod wpływem
emocji, które wywołał w nas pocałunek.
Serce wciąż
waliło mi jak oszalałe i miałam problemy z oddychaniem oraz zebraniem
myśli, zaczynałam jednak powoli dochodzić do siebie.
– Nie –
przygasiłam tropiciela, stanowczo acz delikatnie wyplątując się z jego
objęć. Westchnął, ale przynajmniej mnie nie powstrzymał, doskonale zdając sobie
sprawę z tego, co stało za decyzją, którą podjęłam. – Co nie zmienia
faktu, że czasami moglibyście zająć się sobą, Felutku –
dodałam z nieco złośliwym uśmiechem.
– Ajć! –
Felix wywrócił oczami. – Twoja dziewczyna stanowczo zbyt wiele czasu spędza z Hanną
– stwierdził takim tonem, żeby zabrzmiało to tak, jakby takie postępowanie było
najgorszą zbrodnią świata.
– I jak
widać, wychodzi jej to na dobre – dodała Hannah, nie odrywając wzroku od
Felixa.
Oczywiste
stało się dla mnie, że ta dwójka za moment znowu zacznie się ze sobą kłócić.
Wykorzystałam to, żeby niepostrzeżenie się oddalić, bo chociaż uwielbiałam
spędzać z nimi czas, wciąż bywały momenty, kiedy chciałam pobyć sama. Mimo
wszystko przywykłam do towarzystwa samej siebie i chyba jedynie Demetri
był osobą, która nawet w takich momentach była w stanie do mnie
dotrzeć.
Również tym
razem tak było, bo ledwo znalazłam się w lobby, usłyszałam szybkie kroki, a potem
tropiciel zmaterializował się u mojego boku. Rzuciłam mu jedynie krótkie
spojrzenie, poza tym jednak żaden nas się nie odezwało. Demetri zresztą musiał
zrozumieć, czego pragnę, bo bez słowa ujął mnie za rękę i pociągnął w stronę
komnat. Ruszyłam za nim, ledwo powstrzymując się od uśmiechu, kiedy
zorientowałam się, że idziemy nie tyle do mojego, co do jego pokoju; tam nade
wszystko chciałam się znaleźć, zwłaszcza, że na wąskim łóżku tropiciela czułam
się tak, jakbym nareszcie odnalazła swoje miejsce w życiu.
Demetri
porwał mnie na ręce, jeszcze zanim przekroczył próg. Machinalnie objęłam go za
szyję, przywykła do takiego traktowania, bo dobry tydzień po tym, jak udało mu
się odnaleźć mnie w lesie, wyręczał mnie w każdej najdrobniejszej
czynności, uparcie twierdząc, że jestem zbyt słaba. Faktycznie coś w tym
było i nawet zastanawiałam się, czy w walce w Heidi nie
połamałam sobie żeber, ale nigdy nie mieliśmy okazji, żeby to sprawdzić,
doszłam zresztą do siebie wystarczająco szybko, żeby wykluczyć jakiekolwiek
poważne urazy. Niezależnie od wszystkiego jednak, wiedziałam, że Demetri
czerpał sporo radości z tego, że mógł mi jakkolwiek pomagać, a i ja
przyjmowałam jego troskę z przyjemnością.
– Nessie? –
Demetri wymruczał moje imię. Zdążyłam już przywyknąć do tego, że po raz kolejny
wszyscy na których mi zależało, zaczęli używać tego skrótu. – Mógłbym zadać ci
pytanie? – zapytał z powątpieniem, kiedy już ułożył mnie w miękkiej
pościeli i sam rozciągnął się obok mnie.
– Właśnie
to zrobiłeś – zauważyłam przytomnie, siadając i zsuwając z ramion
płaszcz. Odrzuciłam go na fotel i wsunęłam się pod kołdrę, żeby bez
żadnych przeszkód móc wtulić się w Demetriego, nie cierpiąc przy tym z powodu
jego temperatury. – Ale tak, wydaje mi się, że możesz – dodałam z uśmiechem,
widząc jego rozdrażnioną minę.
– Dziękuję
za przyzwolenie. – Wywrócił oczami i przygarnął mnie do siebie, kolejny
raz kreśląc palcem krzywiznę mojego kręgosłupa. Miałam wrażenie, że
przyprawianie mnie od dreszcze sprawia mu przyjemności, zwłaszcza, że dzięki
temu mógł kolejny raz skupiać się na ludzkich aspektach mojego ciała;
wiedziałam, że ta żywa cząstka mnie go fascynowała. – No dobrze, ale tak
poważnie mówiąc… W zasadzie to tajemnica, bo Aro lubi sam to ogłaszać, ale
co pięćdziesiąt lat panowania urządzany jest w Volterze bal
bożonarodzeniowy. Co jak co, ale na uroczystości nie ma co narzekać, dlatego
chciałbym żebyś ze mną poszła – oznajmił, ukazując w uśmiechu komplet
śnieżnobiałych ostrych zębów.
Spojrzałam
na niego z niedowierzaniem, równie zafascynowana, co i przerażona tą
prośbą. Demetri doskonale wiedział, jakie jest moje podejście do wszelkiego
rodzaju uroczystości i niespodzianek, a jedna kolejny raz ryzykował,
składając mi podobne propozycje.
– Bal? –
powtórzyłam, ostrożnie dobierając słowa. Skinął głowę, nie odrywając przy tym
ode mnie wzroku. – I pewnie tańce, mylę się?
– Absolutni.
– Kolejny olśniewający uśmiech. – A do tego piękne stroje, muzyka i cały
ten romantyczny nastrój. Kobiety to uwielbiają, nie?
Jęknęłam i ukryłam
twarz w pościeli, żeby na niego nie patrzeć. Kobiety? Możliwe. Ale ja nie
byłam taka jak wszyscy.
– Nessie? –
ponagli mnie Demetri, który wciąż czekał na odpowiedź. Najwyraźniej nawet
gdybym zaczęła wyć z rozpaczy, na nim nie zrobiłoby to najmniejszego
wrażenia. – Renesmee, czy mogłabyś, proszę, na mnie spojrzeć?
Spełniłam
jego polecenie, absolutnie niezadowolona.
– Nienawidzę
cię – mruknęłam.
Demetri roześmiał się; on już wiedział, że nie miałam
innego wyboru, jak po prostu mu ulec.
Hannah
– Hannah, czy to jest aby na
pewno konieczne?
Wznoszę
oczy ku górze i nie odpowiadam. Szczerze powiedziawszy, od samego początku
spodziewałam się jaka będzie reakcja Renesmee, dlatego teraz w żadnym
wypadku nie zamierzam się nią przejmować. Narzekanie również nie robi na mnie
żadnego znaczenia, tym bardziej, że wiem, że dziewczyna będzie mi wdzięczna –
jak nie teraz, to może za ćwierć wieku, ale mimo wszystko kiedyś będzie.
– Przestań
zrzędzić, zrzędo – odpowiadam i mam nadzieję, że uda mi się rozbawić ją
tym przysłowiowym „masłem maślanym”, Faktycznie, na jej ustach pojawia się cień
uśmiechu, chociaż wciąż nie można tego nazwać entuzjazmem. – Och, Renesmee, czy
naprawdę musisz być taka ciężka we współżyciu.
– Wydawało
mi się, że właśnie za to mnie kochacie, prawda? – zauważa i tym razem
uśmiecha się szczerze.
– Demetri
na pewno – stwierdzam. Ha, swoją drogą, kiedy ta dziewczyna nauczyła się ta
błyskotliwych, złośliwych odpowiedzi? Może Felutek ma racje i faktycznie
za dużo czasu spędza ze mną? – A teraz na dodatek pokocha mnie, jeśli
będziesz świetnie wyglądać. Taki bal nie zdarza się często, dlatego tym
bardziej wypadałoby dobrze się zaprezentować – ciągnę i stanowczo popycham
dziewczynę w stronę przymierzalni. – Poza tym… Hej, seksowna sukienka to
pierwszy krok do seksownego zakończenia wieczoru.
Renesmee
unosi brwi, ale nie czuję się zawstydzona. No dobrze, to przecież już nie jest
dziecko, poza tym nie wmówi mi, że ani razu z Demetrim nie myśleli o tych sprawach. Przecież mam oczy i niejednokrotnie
widziałam, jak ta dwójka na siebie patrzyła. Swoją drogą, nie zdziwiłabym się
nawet, gdyby Renesmee oświadczyła mi, że już nie jest dziewicą, chociaż taki
pośpiech jednocześnie zupełnie nie jest w tym stylu. Niestety, nawet jeśli
nie miałam okazji poznać jej bliskich, na każdym kroku widzę ślad po staroświeckim
wychowaniu. Mogę się założyć, że od dziecka słuchał na temat wstrzemięźliwości
przed ślubem i chociaż nie mam nic przeciwko tradycji, osobiście uważam,
że to lekka przesada, zwłaszcza w dwudziestym pierwszym wieku.
Być może to
jedynie dowód na to, że jestem strasznie niecierpliwa i niedzisiejsza, ale
nie mogę pozbyć się wrażenia, że Nessie strasznie długo ociąga się z przebieraniem.
No dobrze, ma prawo być zniecierpliwiona, bo wcześniej odrzuciłam przynajmniej
dziesięć kreacji, które jej teoretycznie się podobały. Prawda jest jednak taka,
że to dziewczę prawdopodobnie zadowoliłoby się starym workiem, jeśli tylko
dzięki temu miałaby szybciej zaliczyć cały ten bal i w końcu zyskać
święty spokój, ale ja nie jestem aż taka bezproblemowa. Czuję, że tamten wieczór
będzie niesamowity i zmieni coś w nas wszystkich, nawet jeśli nie mam
pojęcia, skąd w ogóle ten albo jemu podobne pomysły; po prostu wiem i już,
dlatego lepiej nie lekceważyć takiego przeczucia, bo później może być już za
późno.
– Renesmee…
– Teraz to ja zaczynał marudzić, chociaż z zupełnie innego powodu niż ona.
– Wiem, że nie ma z nami Felixa, ale nie tylko on jest zdolny do
rękoczynów – zastrzegam i dopiero to skutkuje, bo obie aż nazbyt dobrze
pamiętamy, w jaki niekonwencjonalny sposób ten wampir wyciągnął ją z zamku
na jej urodziny.
Słyszę
westchnienie, a potem w końcu mogę zobaczyć moją przyjaciółkę – i już
po prostu wiem, że to jest to. Również po wyrazie twarzy Nessie wiem, że nawet
mimo tego, że cały ten problem wyboru właściwej sukienki ją męczy, dziewczyna
dostrzega wyjątkowość stroju, który ma na sobie i może nawet jest w stanie
go docenić. Trudno zresztą nie być zachwyconym kreacją taką jak ta, zwłaszcza,
że taka sukienka nie nadaje się dla każdego i chyba jedynie na tej drobnej
istocie może leżeć w tak niezwykły sposób.
Suknia jest
biała i tak prosta, jak to tylko możliwe. Miękki, niemożliwie wręcz
delikatny materiał, dosłownie opływa smukłą sylwetkę Renesmee, idealnie
podkreślając atuty jej figury. Jeśli mam opisać ją słowami, prawdopodobnie
pasowałoby tutaj stwierdzenie „suknia idealna”, bo pasuje w swej prostocie
i elegancji sprawia, że również wszystkie wady są widoczne jak na dłoni.
Właśnie dlatego może należeć jedynie do idealnej pod każdym względem
nieśmiertelnej, na dodatek tak rozkosznie niewinnej i wstydliwej, jaka
jest Renesmee. Z uznaniem przyglądam się przyjaciółce, doceniając każdy
najdrobniejszy detal, jak chociażby długie rękawy, głęboki, ale jednocześnie
niezbyt odważny dekolt, czy odsłonięte smukłe ramiona. Materiał rozszerza się w pasie,
dzięki czemu tren spływa falami aż do samej ziemi, falując delikatnie przy
każdym najdrobniejszym ruchu.
– Hannah…
No i co sądzisz? – słyszę niepewne pytanie Renesmee i uświadamiam
sobie, że moje przeciągające się milczenie faktycznie można odebrać na wiele
sposobów.
– Jest
idealnie – reflektuję się natychmiast. – Jest… Cholera, dziewczyno, przebieraj
się i wracamy. Chyba nie muszę dodawać, że aż do samego balu milczysz jak
zaklęta, zwłaszcza w towarzystwie Demetriego?
– Wiesz, że
nie lubię tajemnic… – wzdycha, ale przynajmniej wie, że w pewnych
kwestiach ze mną nie wygra, bo ostatecznie daje za wygrana i ponownie
znika w przymierzalni.
Zadowolona z siebie,
opieram się o ścianę i uśmiecham pod nosem. Moja sukienka – czarna i zdecydowanie
odważniejsza – już od dłuższego czasu spoczywa na dnie papierowej torby z innego
sklepu, który odwiedziłyśmy. Niestety, Voltrra jest dość uboga, jeśli chodzi o sklepy
z kreacjami wyjściowymi, ale jakoś trzeba sobie radzić, a ja wiem,
czego szukam. Największy problem był właśnie z Renesmee, bo czuję, że dla
niej wypada znaleźć coś nieprzeciętnego, więc tym bardziej cieszę się, że
kwestie stroju można już odhaczyć. Teraz pozostaje jedynie przekonać ją, żeby
nie rzuciła się na mnie z pięściami, kiedy już zobaczy cudne
kilkucentymetrowe szpilki, które mam, a które wydają mi się idealne do tej
konkretnej sukienki.
W zasadzie
sama nie jestem pewna, dlaczego mi tak zależy – a przynajmniej nie chcę
tego przyznać przed samą sobą, bo w głębi duszy wiem, że to nie tylko
przyjaźń, ale wciąż dręczące mnie wyrzuty sumienia. Te wszystkie tajemnice…
Renesmee ich nie znosiła i ja również, to jednak nie zmienia faktu, że mam
swoje sekrety, chociaż niektórych sama nie mam pojęcia. Bywają
momenty, kiedy powoli zaczynam mieć tego dość i aż rwie mnie, żeby
przynajmniej Nessie powiedzieć o wszystkim albo złamać dane niegdyś słowo i poznać
prawdę, ale wiem, że nie mogę tego zrobić; wtedy stanie się coś złego, chociaż
mogę jedynie zgadywać z jak wielkimi nieprzyjemnościami przyjdzie mi się
spotkać. Obawiam się też, że tym samym zaszkodzę również samej Renesmee, a na
to nie mogę pozwolić – już i tak wycierpiała dość i to nie tylko z mojego
powodu, dlatego muszę zrobić wszystko, byleby pozwolić jej żyć normalnie.
Rozsuwająca
się kotara przebieralni wyrywa mnie z zamyślenia. W pośpiechu biorę
się w garść i ponownie skupiam na mojej przyjaciółce. Uśmiecham się w wymuszony
już sposób, doskonale wiedząc, że dziewczyna w żaden sposób nie będzie w stanie
poznać tego, że cokolwiek mnie w tym momencie gryzie.
– Idziemy?
– Nessie przeczesuje palcami swoje długie, płomienne włosy. W pośpiechu
narzuca na siebie kurtkę, wcześniej wygładzając luźną bluzę, która mnie
osobiście się nie podoba, ale w której dziewczyna wydaje się czuć najlepiej.
– Ach, i tak nie cierpię się stroić – dodaje, ale widzę, że z największą
ostrożnością składa biały materiał sukni.
Nie
rozmawiamy zbyt wiele podczas powrotu do zamku, ale to wcale mi nie
przeszkadza. Zdążyłam już przywyknąć do tego, że Renesmee z natury jest
milczkiem, chociaż i tak momentami przerażają mnie te momenty, kiedy
pustym wzrokiem wpatruje się w przestrzeń. Wiem, że etap żałoby ma już za
sobą i jestem losowi za to wdzięczna, ale chociaż dziewczyna bardzo
zmieniła się w ciągu ostatnich miesięcy, czasami i tak widzę w jej
oczach i twarzy coś, czego nie potrafię opisać, ale co mnie przeraża. To
już zawsze ma być w niej i obawiam się, że nawet gdybym wyznała jej
całą prawdę o sobie, pozwalając żeby w pełni mnie znienawidziła, to i wtedy
nie zaznała by pełni spokoju i tego jakże upragnionego ukojenia.
Wbijam
wzrok w ziemię i dla zajęcia czymś myśli, zaczynam liczyć własne
kroki. Koncentrowanie się już i tak wychodzi mi lepiej niż wcześniej, ale i tak
strasznie łatwo rozproszyć moją uwagę. Chociaż wampirzycą jestem już ponad dwa
lata, wciąż mam wrażenie, że w każdej chwili popełnię błąd i nagle na
powrót przemienię się w maszynę do zabijania, którą byłam świeżo po
przemianie. Już i tak sporym wyzwaniem jest to, że mogę swobodnie
przebywać przy Renesmee, ale to jest o tyle łatwiejsze, że dziewczyna
połowicznie pachnie jak wampir. Kiedy jesteśmy razem w zamku, jej zapach
prawie ginie wśród wampirzych woni i jedynie poza murami twierdzy jestem w stanie
wyczuć go intensywniej. Poniekąd też dlatego nie przepadam za wychodzeniem, bo
odkąd dużo czasu spędzamy w towarzystwie nieśmiertelnych, obecność ludzi
jest dla mnie prawdziwą katorgą. Również zakupy okazały się wyzwaniem i musiałam
prosić Nessie o regulowanie rachunków, żeby ograniczyć kontakty ze sprzedawcami
do minimum. Na szczęście jak na razie obyło się bez ofiar, dlatego jestem z siebie
dumna.
Jesteśmy
blisko placu, kiedy zegar wybija godzinę piątą popołudniu. Dzięki nieciekawej
pogodzie mogę swobodnie przebywać na zewnątrz, bo chmury zasłaniają słońce,
poza tym zimą zdecydowanie szybciej robi się ciemno. Nie musimy się śpieszyć i to
mi odpowiada, bo chociaż uwielbiam bieg, również ludzkie tempo sprawia mi sporo
przyjemności.
Unoszę
głowę, żeby spojrzeć na Renesmee, ale ta wciąż wydaje się pogrążona we własnych
myślach. Może właśnie dlatego nie zauważa wysokiej postaci, która nagle pojawia
się na naszej drodze i omal na nią nie wpada.
– Przepraszam!
– Speszona unosi głowę, żeby spojrzeć na nieznajomego. – Ja…
Urywa
gwałtownie, kiedy obie dostrzegamy, że stojący przed nami mężczyzna nie jest
zwyczajnym człowiekiem. Blada skóra niemal zlewa się z zalegającym dookoła
śniegiem, kiedy zaś nieśmiertelny spogląda w stronę mojej przyjaciółki,
bez trudu mogę dostrzec krwistą barwę jego tęczówek. Ciemne włosy sięgają mu do
ramion, wysłużone ubrania zaś dobitnie świadczą o tym, że mamy do
czynienia z nomadą, który z jakiegoś powodu – przypadkiem, przymusowo
bądź z ciekawości – zdecydował się zawitać do Volterry.
Z tym, że
na widok Renesmee wampir nie reaguje w sposób, którego którakolwiek z nas
mogłaby się spodziewać. Mogę sobie wyobrazić wiele reakcji na widok
pół-wampirzycy – od szoku zaczynając, a na niedowierzaniu kończąc – ale w oczach
wampira pojawia się coś innego. Jego tęczówki rozszerzają się gwałtownie, ale
wciąż pozostają soczyście czerwone, więc nie może chodzić o głód.
W następnej
sekundzie wampir błyskawicznie chwyta dziewczynę za ramię i nie zważając
na jej protesty, stanowczo przyciąga ją do siebie.
– Zostaw
ja! – protestuję i natychmiast rzucam się do przodu, żeby pomóc Renesmee.
Jestem zdecydowanie silniejsza od starszych wampirów, poza tym mężczyzna chyba
nawet mnie wcześniej nie zauważył, dlatego jego uścisk momentalnie słabnie.
Wraz z Renesmee odskakujemy do tyłu, starając się zachować bezpieczną
odległość na wypadek gdyby wampir zdecydował się nas zaatakować. –
Powiedziałam… Renesmee, spadamy – mówię stanowczo, chociaż wątpię, żeby
konieczne było powtarzanie tego więcej niż raz.
Korzystając
z tego, że ulice są puste, ryzykujemy i rzucamy się do biegu. W wampirzym
tempie pokonujemy spory odcinek, instynktownie poruszając się w cieniu, na
wypadek gdyby ktoś jednak miał być w stanie nas zobaczyć, szybko jednak
okazuje się, że mamy poważniejszy problem niż ujawnienie się. Tajemniczy wampir
nie zamierza tak łatwo odpuścić.
A co
więcej, jego celem wydaje się być właśnie Renesmee.
– Renesmee?
Renesmee Cullen? – odzywa się po raz pierwszy. Zauważam, że Renesmee
sztywnieje, kiedy słyszy swoje imię i nazwisko. Nieznacznie zwalnia i dostrzegam
w jej oczach wahanie, jakby chciała się zatrzymać. – Renesmee, proszę.
Chcę tylko porozmawiać!
Nessie
spogląda na mnie, jakby szukając rady, której jednak nie jestem w stanie
jej udzielić. Otwieram usta, żeby powiedzieć cokolwiek, chociaż w głowie
mam absolutną pustkę, nie mam jednak po temu okazji.
– Co tam
się dzieje? – dochodzi nas nowy głos.
Gdyby moje
serce biło, właśnie by się zatrzymało. Kajusz nagle pojawia się w zasięgu
mojego wzroku i teraz w pośpiechu zmierza w naszą stronę. Widzę
gniew na jego twarzy, co bynajmniej nie jest niczym dziwnym, a przynajmniej
do momentu, kiedy na widok podążającego za mną i Renesmee wampira, złość
ustępuje miejscu niepokojowi i niemal czystej panice. Wszystko trwa
zaledwie ułamek sekundy, ale to wystarczy, żebym przypomniał sobie wcześniejsze
słowa tego z braci Volturi, kiedy właściwie bez powodu na mnie naskoczył.
Obie
zatrzymujemy się, kiedy mijamy Kajusza. Wampir staje przed nami, zasłaniając
nas własnym ciałem i gniewnie spogląda na ciemnowłosego nieśmiertelnego,
który z takim uporem próbuje się dostać do Renesmee. Widzę zwątpienie w oczach
mojej przyjaciółki i to, że najchętniej by z nim porozmawiała, ale
jednocześnie nie może przełamać się na to, żeby się odezwać i zadać
jakiekolwiek pytanie.
– Renesmee,
proszę… – powtarza ciemnowłosy wampir, jednak musi urwać, kiedy Kajusz kieruje
na niego spojrzenie swoich rubinowych oczu.
– Zabierz
ją stąd – syczy władca w moją stronę. – No już! Nie będę czekał, aż którąś
z was zaatakuje – ponagla mnie, kiedy zwlekam.
Chociaż
jego wyjaśnienia są naciągane, jestem zbyt nieufna wobec Kajusza, żeby próbować
mu się sprzeciwiać. W pośpiechu dopadam do Renesmee i ujmuję ją pod
ramię, stanowczo ciągnąc w stronę placu i twierdzy. Dziewczyna –
wyraźnie oszołomiona – poddaje się i rusza za mną, ale w każdym jej
ruchu czuję wyraźny opór; wiem, że jednocześnie nie chce i chce
porozmawiać z tamtym wampirem, który z jakiegoś powodu ją zna.
Czy właśnie
to niepokoi Kajusza? Nie mam pojęcia, ale w tym momencie nie ma żadnego
znaczenia to, co myślę. Ważne jest, że powinnam zabrać stąd Renesmee – jestem
tego pewna, dokładnie tak jak i byłam przekonana o tym, że
nadchodząca Wigilia zmieni wszystko.
Nie
odezwałyśmy się już ani słowem, póki nie znalazłyśmy się w lobby. Dopiero
wtedy Renesmee odważyła się na mnie spojrzeć i rzuciwszy mi krótkie,
nieodgadnione spojrzenie, odwróciła się na pięcie, żeby chwilę później
ostatecznie zniknąć mi z oczu.
Jak mówię, tak jest. Nareszcie złapałam się za laptopa, dzięki czemu notki pisze mi się błyskawicznie. Oczywiście mają w tym swój udział rozpierająca mnie wena, coraz bardziej rozwijający się pomysł i fakt, że jesteśmy bardzo blisko rozwiązania tej księgi, ale to już inna bajka. Jak zwykle jeszcze dziękuję za wszystkie komentarze, chociaż zważywszy na ich spadającą liczbę, powinnam chyba raczej napisać: dziękuję wszystkim, którzy czytają, nawet jeśli uparcie wolą pozostać anonimowymi. To dla mnie wiele znaczy, bo piszę dzięki wam – i nie tylko dla siebie, ale i dla was.Do napisania i to najpóźniej w przyszłym tygodniu,Nessa.
Fajnie się złożyło z moim komentarzem ;D
OdpowiedzUsuńFajnie przeskoczyłaś z tymi miesiącami. A raczej miesiącem - rozdział wcześniej totalny chaos, a teraz spokój. Do czasu. ^^ Ciekawi mnie ten mężczyzna, który wołał Nessie, kiedy była na zakupach z Hannah. Aż jej zazdroszczę sukienki. Sama bym poszła z wampirzycą na zakupy i poszperała po półkach ^^ Intryguje mnie ten mężczyzna, który je zaczepił. Czyżby wiedział co stało się z resztą Cullen'ów? O___o No i jeszcze ten Kaujsz. Gość od zawsze był podejrzany, chociaż nadal mam wątpliwości co do... hm, co do jego 'niewinności' w sprawie Cullen'ów mam wrażenie, że maczał w tym palce.No, ale wszystko jest możliwe. Zwłaszcza jeżeli Justyna chce pomieszać :D więc mogę się spodziewać wszystkiego. Nawet głupiego huraganu XD jestem ciekawa co będzie dalej.
I bardzo ciekawy pomysł ze śniegiem, który był czymś zupełnie innym niż wszystko^^ Dem i Renesmee to cudowna para <33
Aż, chce się więcej. Nawet jeżeli musiałabym trzymać wiadro na kolanach od słodkości :D
Kurde, jeszcze Hannah : namieszałaś - znowu - ona wampirem jest od pół roku? O_o myślałam, że co najmniej kilka lat, a tutaj się okazuje, że dopiero parę miesięcy O________________________o co do jasnej cholery?
Wyjaśni się w kolejnych rozdziałach, no i mi smutno, bo coraz bliżej końca =( szkoda.
Gabi ;**
Przepraszam, że tak rzadko komentuję.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to nie mam słów. Totalnie mnie zaskoczyłaś. Najpierw taki spokojny, później ta fantastyczna bitwa na śnieżki i zaproszenie na bal <3 Zupełnie nie spodziewałam się, że Nessie spotka kogoś kto ją rozpozna. Mogłabyś dać mają wskazówkę kto to był bo po nocach nie będę spała. Nie mam nawet pomysłu kto to może być. Zastanawiam się czy ten tajemniczy ktoś wie co się stało z Cullenami.
Mam nadzieję, że notka pojawi się u Cb szybko :*
Katherine
Kochana Brak mi słów:) Zaskakujesz mnie już całkowicie gdy już do czegoś dochodzę ty mnie rozpraszasz podczas rozgryzienia tej zagadki:( Ale tym bardziej chce się czytać opowiadanie bo historia jest przepiękna i zapiera dech w piersiach:) Śnieg we Włoszech bomba pomysł:) Bitwa również !!!!!!!!!! Cóż mogę napisać jeszcze ,życzę bardzo dużo weny na dalsze rozdziały i już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i ściskam
Asia:)
Cudowny rozdział ! Po prostu megaa !! Naprawdę fajny pomysł z tym śniegiem :)) Czekam na bal ;) Na takich imprezach zawsze się coś dzieje. Mam kompletny zamęt w głowie. Hannah, nomada, Kajusz. Aaaa !!
OdpowiedzUsuńProosze, dodaj szybko nn ;* Życzę weny i pozdrawiam.
Cudowne <3
OdpowiedzUsuń