Renesmee
Krzyk Hannah urwał się prawie
natychmiast. Cisza, która zapadła, miała w sobie coś niepokojącego,
chociaż jeszcze chwilę wcześniej dałabym wiele za przynajmniej kilka minut
spokoju – nie tylko od myśli, ale i od samej siebie. Teraz to pragnienie
minęło bezpowrotnie, wyparte przez narastający niepokój, który przejął mnie
cała, dosłownie paraliżując i zmuszając do pozostania w miejscu.
Spojrzenia
moje i Felixa spotkały się ze sobą. Krwiste tęczówki wampira lśniły,
nienaturalnie rozszerzone i pełne sprzeczności.
– Zostań
tutaj – nakazał mi spiętym tonem i zanim się obejrzałam, już zniknął,
biegiem rzucając się w stronę, gdzie musiała znajdować się nasza
przyjaciółka. – Hannah?!
Nie byłabym
sobą, gdybym go posłuchała, dlatego od razu ruszyłam za nim. Wiedziałam, że być
może to głupie – Felix należał do straży, więc potrafił walczyć i to
zdecydowanie lepiej ode mnie – ale nie zamierzałam stać jak ten kołek, w samotności
czekając na jego powrót. Już raz pozwoliłam sobie na wahanie i odpuściłam,
a to doprowadziło do tego, że straciliśmy Demetriego. Wtedy posłuchałam
tropiciela, a później Hanny i Felixa – i chociaż jedynie dzięki
temu wszyscy byliśmy wciąż żywi, jak nigdy wcześniej żałowałam każdej podjętej
decyzji. Kolejny raz nie zamierzałam pozwolić sobie na błędy, nawet jeśli
właśnie przez takie podejście popełniałam właśnie kolejny.
W
ciemności, na dodatek na takim odludziu (podejrzewałam, że wszyscy potencjalni
mieszkańcy miasta są w centrum albo w domach, świętując nadejście
nowego roku), bez wahania mogłam pozwolić sobie na wampirze tempo. Rzuciłam się
przed siebie, chociaż i tak biegłam wolniej niż normalnie, dziwnie
zmęczona i odrętwiała od panującego na dworze chłodu. W kilka
zaledwie sekund pokonałam dzielącą mnie od Felixa odległość, zrównując się z nim
i udając tego, że nie dostrzegam niechęci na jego twarzy.
– Cholera –
westchnął i w zasadzie jedynie do tego sprowadzał się jego komentarz,
jeśli chodziło o moją obecność. Na więcej po prostu nie było go stać i to
nie tylko dlatego, że zdawał sobie sprawę z tego, że i tak nie będzie
w stanie na mnie wpłynąć.
W tym samym
momencie pokonaliśmy zakręt, wpadając w kolejną wąską, pustą uliczkę. Instynktownie
wiedziałam, że to jeden z licznych ślepych zaułków, na dodatek tych
brudnych i zaniedbanych, pozbawionych jakichkolwiek drzwi czy okien; były
po prostu gładkie ściany nachylonych ku sobie, zaniedbanych budynków
usługowych, oczywiście opustoszałych ze względu na porę dnia i dzień,
który dzisiaj przypadał. Chociaż miejsce to w najmniejszym stopniu nie
przypominało brukowanych uliczek Volterry, momentalnie zaatakowało mnie
wspomnienie sprzed miesięcy, kiedy wpadłam w kłopoty, omal nie stając się
celem jednego z odwiedzających miasto wampirów. Wtedy po raz pierwszy
pojawił się Demetri, chociaż w tamtym okresie raczej nie przepadaliśmy za
sobą – a przynajmniej on za mną.
Tym razem
sytuacja różniła się diametralnie, zaczynając od tego, że to nie ja wpadłam w kłopoty.
Mój wzrok natychmiast powędrował w stronę przyczajonej pod ścianą Hanny,
niezwykle pięknej i niebezpiecznej, dokładnie tak, jak na wampirzycę
przystało. Stała na lekko ugiętych nogach, gotowa do natychmiastowego skoku,
gdyby zaszła taka potrzeba. Obie dłonie mocno zaciskała w pięści, tak
mocno, że gdyby była człowiekiem, pewnie połamałaby sobie palce. Nie oddychała,
ale powietrze i tak nie było jej potrzebne, żeby normalnie funkcjonować,
tak zresztą chyba było jej łatwiej się skoncentrować na tym, co miała przed
sobą.
Dopiero
wtedy zdecydowałam się uważniej rozejrzeć, żeby ostatecznie przekonać się, że w uliczce
są również dwa obce wampiry, skutecznie odcinające Hannie drogę ucieczki. Nie
widziałam ich twarzy, ale blada skóra i nieprzeciętna postura, jasno dały
mi do zrozumienia, że obaj muszą być nieśmiertelni. Obaj ciemnowłosi, zastygli w podobnej
pozycji co Hannah, najwyraźniej szykując się do natychmiastowego ataku, gdyby
wampirzyca zrobiła jakikolwiek niepożądany ruch.
Jeden z nich
– wyższy i lepiej zbudowany od swojego kompana – błyskawicznie odwrócił
się w stronę moją i Felixa. Drgnęłam i spięłam się cała, w jakimś
stopniu oszołomiona tym, że jednak byli w stanie nas wyczuć. Oczywiście
ukrycie się było niemożliwe, ale do samego końca miałam cichą nadzieję, że
skoncentrowani na Hannie, nie od razu zorientują się, że mają towarzystwo. To
dałoby nam przynajmniej chwilową przewagę, ale najwyraźniej tym razem nie
mieliśmy na co liczyć.
Para
wampirów nie zawahała się nawet na chwilę. W jednej chwili obaj stali
niedaleko Hanny, a już w następnej rzucili się w naszą stronę.
Felix natychmiast odepchnął mnie na bok i zaatakował tego, który znajdował
się bliżej i miał większe szanse na to, żeby nam zagrażać. Jęknęłam, kiedy
wylądowałam na ziemi, przy okazji obcierając sobie skórę na dłoniach, ale nie
miałam czasu na to, żeby zawracać sobie głowę bólem. Natychmiast zerwałam się
na równe nogi i to zaledwie na ułamek sekundy przed tym, jak drugi z wampirów
spróbował się na mnie rzucić. Ten z nieśmiertelnych był szczuplejszy i młodszy
od swojego towarzysza, poza tym bez wątpienia było ode mnie silniejszy, ale to
ja byłam szybsza. Natychmiast odskoczyłam, próbując sobie przypomnieć jakieś
podstawy walki, których nauczyłam się w Volterze, ale moja praktyczna
wiedza sprowadzała się do absolutnego minimum. Nie byłam w stanie w prostu
sposób obezwładnić wampira, więc nawet znając podstawy najbardziej
skomplikowanych sztuk walki, wobec w pełni nieśmiertelnego byłam
absolutnie bezbronna.
Wampir ponowił
atak, ale i tym razem udało mi się uskoczyć. Nie miałam okazji na to, żeby
chociaż próbować się bronić, dlatego ostatecznie skoncentrowałam się wyłącznie
na unikaniu ciosów i na tym, żeby nie pozwolić się złapać. „Nie pozwól,
żeby którykolwiek z nich otoczył cię ramionami” – przypomniałam sobie
słowa Jaspera, dziwnie odległe i przypominające bardziej czytane na kartce
zdanie niż faktyczny głos w głowie. Teraz żałowałam, że moi bliscy przez
tyle czasu wychowywali mnie pod tym przysłowiowym kloszem, zakładając, że
umiejętność walki będzie mi zbędna. Wszystko to, co potrafiłam, sprowadzało się
mniej więcej do tego, żebym jak najszybciej uciekała, gdybym już wpakowała się w jakiekolwiek
kłopoty z udziałem wampirów. Chcąc nie chcąc musiałam przyznać, że lekcje,
które na polecenie Aro odbywałam z Markiem, dawały mi więcej niż
jakiekolwiek rady, których udzielali mi bliscy.
Znów
odskoczyłam do tyłu, tym razem trochę za wolno, bo poczułam muśnięcie lodowatej
skóry, kiedy palce mojego przeciwnika musnęły moją pierś. Spróbowałam zwiększyć
dzielącą nas odległość, ale wampir nie zamierzał mi na to pozwolić, uparcie
ponawiając ataki i robiąc wszystko, żeby się do mnie zbliżyć. Przygryzając
nerwowo dolną wargę, zmusiłam się do tego, żeby wykrzesać z siebie więcej
energii i mimo zmęczenia jakkolwiek się przydać. Musiałam się
skoncentrować, żeby mieć jakiekolwiek szanse na wykorzystanie umiejętności,
które nabyłam dzięki Markowi – samo echo bólu, który zadawała Jane, pewnie
miało wystarczyć, żeby przynajmniej na chwilę zdezorientować wampira – ale to
nie było takie łatwe, skoro ledwo nadążałam z unikami i uskokami.
Jedynym pocieszeniem wydawał się być fakt, że mężczyzna na pewno nie zamierzał
mnie zabić – a przynajmniej nie od razu. Nie miałam co prawda pewności, że
tak jest w istocie, ale kiedy patrzyłam w jego błyszczące rubinowe
oczy albo analizowałam kolejne ruchy, byłam niemal pewna, że mam rację. Chociaż
moja krew bez wątpienia musiała go kusić, wciąż powstrzymywał się przed
jakimikolwiek gwałtowniejszymi atakami, sprowadzając swoje ruchy jedynie do
prób unieruchomienia mnie w jakikolwiek sposób. Mógł mi coś złamać, mógł
mnie przewrócić – cokolwiek, bylebym tylko nie wylądowała na ziemi martwa.
Zbytek łaski,
przeszło mi przez myśl. Nie rozumiałam czym zasłużyłam sobie na jakąkolwiek
taryfę ulgową, ale nie zamierzałam się nad tym rozwodzić. Wiedziałam jedynie,
że gdybym miała jednak wybierać, wolałabym jednak spotkać się ze śmiercią.
Obawiałam się, że wampir okaże się – w najgorszym wypadku – sadystą, a nie
zamierzałam pozwolić mu pastwić się na sobą. Tak szybko zresztą nie śpieszyło
mi się do grobu, tym bardziej, że wiedziałam już, iż moi bliscy wciąż żyją.
Najpierw musiałam ich odnaleźć i przekonać się na własne oczy, że tak jest
w istocie; dopiero wtedy mogłam spokojnie umrzeć, jeśli już los miałby
okazać się na tyle okrutny, żeby przystawać przy mojej ewentualnej śmierci.
O tak,
odejście z pewnością, że moi najbliżsi są cali, były szczytem marzeń.
Z tym, że
ja nie zamierzałam się tak szybko poddać. Bez szans czy nie, wolałam
przynajmniej próbować się bronić albo zwodzić swojego przeciwnika tak długo,
jak tylko miało być to możliwe. Kiedy zaatakowało mnie po raz kolejny, najpierw
rzuciłam się w lewo, po czym – nie dając sobie czasu na to, żeby
uświadomić sobie jak bardzo jest to idiotyczne – błyskawicznie odwróciłam się i sama
skoczyłam na rozszalałego wampira. Przypominało to trochę zderzenie ze ścianą;
prócz bólu w żebrach, natychmiast poczułam, jak powietrze ucieka z moich
płuc, ale to już nie miało żadnego znaczenia. Liczył się jedynie fakt, że chyba
udało mi się wampira zaskoczyć, bo mężczyzna zachwiał się i wywrócił,
ciągnąc mnie za sobą. Wylądowałam na nim, niemniej oszołomiona od mojego
przeciwnika. Natychmiast się otrząsnęłam i spróbowałam podnieść, ale ledwo
się poruszyłam, lodowata dłoń z siłą imadła zacisnęła się na moim gardle.
Już w następnej sekundzie wylądowałam plecami na zmarzniętej ziemi, a ciemnowłosy
wampir zawisł nade mną niczym kat nad duszą, coraz silniej zaciskając palce na
moim gardle. Jego rubinowe oczy błyszczały, włosy były w nieładzie, a po
wyrazie twarzy poznałam, że jednak zmienił zdanie i nie zamierzał dłużej
się ze mną bawić. Gra dobiegała końca, a ona był coraz bliżej zwycięstwa.
Od siły
uderzenia i braku tlenu aż zawirowało mi w głowie. Przed oczami
zatańczyły mi ciemne plamy, zmusiłam się jednak do tego, żeby nie stracić
przytomności. Koncentrowanie się przychodziło mi z trudem, ale zaparłam
się i resztkami sił spróbowałam utrzymać nieśmiertelnego z daleka od
mojej szyi. Żebra oponowały, podobnie jak i wiotkie w porównaniu z marmurowym
ciałem wampira mięśnie, ale nie zamierzałam się poddać. Zbyt wiele mogłam
stracić, poza tym dość już wycierpiałam, by pozwolić się zabić pierwszemu
lepszemu wampirowi. Nie znałam go, a przynajmniej nie przypominałam sobie,
żebym kiedykolwiek wcześniej go widziała. Byłam niemal całkowicie pewna, że nie
należał do straży Volturi, chociaż oczywiście nie mogłam mieć pewności; co
prawda spędziłam tam przeszło pół roku, ale to wciąż było zbyt mało, a ja
nie należałam do jakiejkolwiek elity, żeby być we wszystko wtajemniczoną. Tak
czy inaczej, nie rozumiałam dlaczego mężczyzna mnie atakuje, więc tym bardziej
zawzięcie próbowałam się bronić, w pierwszej kolejności pragnąć
przynajmniej zrozumieć czym sobie na to zasłużyłam.
Udało mi
się oswobodzić rękę. Instynktownie zamachnęłam się i z całej siły
uderzyłam wampira w twarz, ale niewiele mi to dało. Aż krzyknęłam, kiedy
siła uderzenia rozeszła się po całym moim ciele. To było głupie, bo w ten
sposób mogłam co najwyżej połamać sobie kości, a sądząc po przeszywającym
bólu, który nagle poczułam, przeszło mi przez myśl, że może i coś w tym
jest. Pulsowanie w ramieniu na moment mnie oszołomiło, szybko jednak
wzięłam się w garść i na powrót skoncentrowałam się na walce. W przypływie
desperacji zamknęłam oczy i korzystając z tego, że wampir wciąż leżał
na mnie, miażdżąc mi żebra, przywołałam w pamięci pierwsze przykre
wspomnienie, które przyszło mi do głowy. Na myśl natychmiast przyszło mi to,
jak poczułam się, kiedy Jane pierwszy raz użyła na mnie daru. Było to zaledwie
echo tamtego bólu, ale wystarczyło, żeby na rozproszyć mojego przeciwnika.
Wampir zawył i instynktownie spróbował się ode mnie odsunąć. Natychmiast
to wykorzystałam; resztkami sił zepchnęłam ze mnie mojego przeciwnika i zerwałam
się na równe nogi. Lekko zachwiałam się, w pierwszej chwili mając trudność
z uchwyceniem równowagi. Wciąż czułam ból w ramieniu i pulsowanie
poobijanych żeber, ale pulsująca w moich żyłach adrenalina skutecznie
przysłoniła wszelakie przykre odczucia, które mi towarzyszyły.
Wciąż
oszołomiona, oparłam obie dłonie na udach, usiłując złapać oddech. W głowie
przez cały czas mi wirowało, chociaż lodowate styczniowe powietrze niosło ze
sobą przyjemne ukojenie. Chwiejnie zrobiłam kilka kroków, chcąc dostać się do
najbliższej ściany i móc do niej dotrzeć, ale nie zdarzyłam pokonać nawet
kilku metrów, kiedy coś z siłą odepchnęło mnie na bok. Całym ciałem
zderzyłam się ze ścianą, niezdolna do tego, żeby w porę zareagować.
Potrzebowałam dłuższej chwili, żeby dojść do siebie i zmusiwszy swoje
ciało do współpracy, błyskawicznie obejrzałam się za siebie.
Felix i nieznajomy
wampir trwali w spektakularnym, niebezpiecznym tańcu. Raz po raz
doskakiwali i odskakiwali od siebie, poruszając się tak szybo, że ich sylwetki
rozmazywały mi się przed oczami. Obaj zdeterminowani i niebezpieczni,
wymieniali ciosy i uniki w tak szybkim tempie, i z taką
dokładnością, że wyglądało to trochę tak, jakby już wcześniej to ćwiczyli.
Śmiertelny taniec trwał, a ja przez kilka sekund byłam zdolna jedynie do
tego, żeby w oszołomieniu obserwować idealną synchronizację, której byłam
świadkiem. Nie potrafiłam stwierdzić który z nieśmiertelnych ma przewagę,
bo obaj okazali się równie doświadczonymi wojownikami, żeby nie być w stanie
do tego, by nawzajem się skrzywdzić. Co prawda siła i pokaźna muskulatura
Felixa powinna dawać mu przewagę, ale ciemnowłosy wampir skutecznie nadrabiał
wątłą budowę niezwykłą szybkością i refleksem. Był szczuły, co pozwalało
mu poruszać się dostatecznie szybko, by nie ryzykować, że Felixowi uda się go
pochwycić.
Usłyszałam
ciche kroki, a potem tuż u mojego boku zmaterializowała się Hannah.
Wzdrygnęłam się mimowolnie, ale zaraz ulżyło mi, kiedy udało mi się ją
rozpoznać. Oczy dziewczyny błyszczały intensywnie, intensywnie rubinowe i rozognione.
Jasne włosy sterczały jej na wszystkie strony, a ubranie miała poszarpane,
ale poza tym nic jej nie było. Dopiero kiedy na nią spojrzałam, przypomniałam
sobie, że przeciwników było dwóch i instynktownie zaczęłam szukać wzrokiem
drugiego z wampirów. Hannah rzuciła mi wymowne spojrzenie i znacząco
skinęła głową w głąb ślepego zaułka. W pierwszej chwili nie
zrozumiałam, co takiego chciała mi pokazać, ale potem dostrzegłam strzelające w górę
płomienie oraz ciężki, leniwie unoszący się nad ziemią fioletowy dym i wszystko
stało się jasne. Z ulgą skinęłam głową, chociaż świadomość tego, że
kolejny raz byłam świadkiem czyjejś śmierci, bynajmniej nie napawała mnie
entuzjazmem.
– Felix! –
zawołała Hannah, ponownie zwracając moją uwagę na walczących.
Serce
podeszło mi do gardła, bo spodziewałam się zobaczyć, że wampir wpadł w kłopoty,
okazało się jednak, że moje obawy są bezpodstawne. Felixowi w końcu udało
się uzyskać przewagę i teraz trzymał nieśmiertelnego w żelaznym
uścisku, skutecznie unieruchamiając jego ręce. Ciemnowłosy szarpał się i warczał,
ale to nie zrobiło żadnego wrażenia na Volturi. Wampir jedynie wywrócił oczami,
po czym – wyraźnie rozeźlony i rozdrażniony walką – mocnym szarpnięciem
pozbawił swojego przeciwnika ramienia. Ciszę nocy rozdarł pełen bólu i wściekłości
wrzask, który dosłownie mroził krew w żyłach. Sama omal nie zaczęłam
krzyczeć, słysząc znajomy dźwięk rozrywanej blachy, ale ostatecznie zdobyłam
się jedynie na to, żeby zrobić krok do tyłu i oprzeć się plecami o ścianę.
Wciąż nie odrywałam wzroku od walczących, nie reagując aż do momentu, w którym
Hannah nie podbiegła do Felixa, jeszcze w biegu rzucając w jego
stronę coś małego, łagodnie połyskującego w srebrzystym blasku księżyca.
Wampir chwycił przedmiot w powietrzu, a ja rozpoznałam w nim
niewielką, śmiertelnie niebezpieczną zapalniczkę.
Oczy
ciemnowłosego mężczyzny rozszerzyły się w geście niedowierzania, a już
w następnej sekundzie nieśmiertelny zaczął się szarpać i wyrywać na
wszystkie możliwe sposoby. Felix lekko zmarszczył brwi, po czym pstryknął
zapalniczką. Natychmiast pojawił się niewielki, jasny płomień, tym
wyraźniejszy, że dookoła panowała ciemność. Instynktownie zapragnęłam odwrócić
głowę, woląc nie być świadkiem tego, jak wampir rozczłonkuje ciało swojego
przeciwnika i ostatecznie zakończy jego egzystencje, ale jakoś nie byłam w stanie
się na to zdobyć.
Mięśnie
Felixa napięły się lekko, kiedy przyszykował się do oderwania kolejnej części
ciała bruneta. W tamtym momencie coś we mnie pękło i niewiele myśląc
ruszyłam w stronę obu mężczyzn, coraz bardziej spanikowana.
– Poczekaj!
– zawołałam, nawet nie zastanawiając się nad tym, co mówię. – Felixie,
przestań! – powtórzyłam, bliska tego, żeby między nich skoczyć. Nie zrobiłam
tego tylko dlatego, że wampir w porę mnie dostrzegł i zastygł w bezruchu,
wyraźnie zdezorientowany.
– Co się
stało? – zapytał mnie, spoglądając na mnie trochę tak, jakby zaczynał wątpić w moje
zdrowie psychiczne. – Renesmee…
– Nie
zabijaj go, przynajmniej nie teraz. Najpierw z nim porozmawiajmy… Chcę
przynajmniej wiedzieć, dlaczego nas zaatakował.
Po oczach
Felixa poznałam, że moja prośba go zaskoczyła, ale po nieznośnej chwili
wahania, ostatecznie skinął głową. Zgasił zapalniczkę i szybkim ruchem
wsunął ją do kieszeni spodni, po czym wykorzystał oswobodzoną rękę, żeby
chwycić zwiniętego na ziemi wampira za gardło. Szarpnięciem poderwał mężczyznę
do ziemi, po czym przycisnął go do ściany, trzymając w taki sposób, że
nieśmiertelny z trudem dotykał stopami ziemi.
– Masz
rację – stwierdził, nie odrywając wzroku od twarzy bruneta. Wciąż zachowując
czujność, spojrzał wprost w rubinowe oczy wampira. – Słyszałeś, co
powiedziała. Lepiej dla ciebie, żebyś mi odpowiedział – oznajmił lodowatym
tonem.
Nieznajomy
nie odpowiedział. W jego oczach wciąż widać było cierpienie, poza tym
wzrokiem raz po raz uciekał w stronę swojej oderwanej ręki. Również
spojrzałam w tamtą stronę i coś przewróciło mi się w żołądku,
kiedy dostrzegłam, że ramię samoistnie przemieszcza się po ulicy, powoli
przesuwając się w stronę swojego właściciela.
Hannah
zareagowała instynktownie. Niewiele myśląc doskoczyła do ręki i przydepnęła
ją obcasem, unieruchamiając. Ramię drgnęło, ale ostatecznie zwiotczało, chociaż
widziałam, że palce wciąż się poruszają.
Nie chcąc
ryzykować mdłości, szybo przeniosłam wzrok na ciemnowłosego mężczyznę. Musiał
wyczuć moje spojrzenie, bo również przeniósł wzrok na mnie. Jego oczy zabłysły,
ale nie odezwał się nawet słowem.
– Kim
jesteś? – zapytałam, wypowiadając pierwsze pytanie, które przyszło mi do głowy.
Dosłownie taksowałam wampira wzrokiem, uważnie analizując wyraz jego twarzy.
Niestety, prócz wyzywającego spojrzenia oraz pogardliwego uśmieszku nie
doczekałam się niczego, co mogłaby, uznać za przydatne.
– Twoją
śmiercią – parsknął, najwyraźniej dobrze się naszym kosztem bawiąc. Mogłam się
tego spodziewać, bo wampir wyglądał mi na pewnego siebie cwaniaczka, ale mimo
wszystko do samego końca miałam nadzieję na to, że odpowie. – Naprawdę
sądzicie, że będę z wami rozmawiał? – zadrwił.
Ręka Felixa
poruszała się szybciej niż mogłabym się tego spodziewać. Usłyszałam huk, a potem
na twarzy bezczelnego bruneta pojawiła się siatka pęknięć. Mężczyzna zaklął i zaczął
mruczeć coś pod nosem, jednak nie byłam w stanie rozróżnić poszczególnych
słów.
– Masz nam
coś jeszcze do powiedzenia? – Felix wyglądał na co najmniej zagniewanego. – Po
pierwsze, trochę szacunku, bo wyłącznie przez wzgląd na nią jeszcze cię nie
zabiłem. Po drugie, czy mam przez to rozumieć, że nie zamierzasz z nami
współpracować?
– Wiesz ty
co? – Wampir znów spojrzał wyzywającą w naszą stronę, ostatecznie
koncentrując się na Felixie. Chociaż bez wątpienia zdawał sobie sprawę z tego,
że właśnie igra z ogniem, najwyraźniej nie robiło to na nim wrażenia. –
Idź do diabła – syknął.
Felix gniewnie
zmrużył oczy.
– Świetnie
– stwierdził. Myślałam, że znów się zamachnie, więc zawczasu spuściłam wzrok,
ale nie doczekałam się odgłosu uderzenia. – Hannah? – zwrócił się w zamian
do dziewczyny niemal uprzejmym tonem.
Hannah
natychmiast zareagowała, instynktownie domyślając się, czego musiał od niej
oczekiwać. Z gracją schyliła się i podniosły oderwane ramię,
zamachnęła się, ciskając kończyną przed siebie. Ręka przeleciała kilka metrów,
lądując w samym środku płomieni, w których wcześniej stracone zostało
ciało drugiego z wampirów. Ciszę kolejny raz przerwało wycie ciemnowłosego
mężczyzny, chociaż tym razem była to czysta wściekłość. Wampir szarpnął się,
chcąc się wyrwać, ale Felix nie stracił czujności, więc starania
nieśmiertelnego ostatecznie spełzły na niczym.
– Dziwka! –
warknął, nie odrywając wzroku od zadowolonej z siebie Hanny. Wciąż się
wyrywał, teraz już nie tyle pragnąc uciec, ale starając się zrobić wszystko,
byleby dostać się do jasnowłosej dziewczyny. – Pieprzona suka! Zabiję cię za
to, słyszysz?! Przysięgam, że cię zabiję, ty…! – Dalszy ciąg jego wypowiedzi
składał się przede wszystkim z całej mieszanki przekleństw i wulgaryzmów,
których chyba nawet Emmett i Jasper wstydziliby się użyć w czyjejkolwiek
obecności.
– Zamknij
się – doradził mu lodowatym tonem Felix. – Raczej wątpię, żebyś miał okazję do
tego, żeby kogokolwiek zabić. Poza tym uważaj na słowa. Masz jeszcze drugie
ramię i jeszcze kilka innych części ciała, których niechybnie cię
pozbawię, jeśli nie zaczniesz współpracować – zagroził.
Wampir
wciąż mruczał coś pod nosem, ale słowa Felixa musiały zrobić na nim wrażenie,
bo znacznie spuścił z tonu, a po chwili zamilkł całkowicie. Nie byłam
pewna, czy to oznaczało posłuszeństwo, dlatego wolałam się nie odzywać,
dochodząc do wniosku, że były członek staży (po wszystkim, co wydarzyło się
podczas balu, chyba mogłam uznać, że żadna straż już nie istniała) poradzi
sobie zdecydowanie lepiej ode mnie.
– Może
jednak jesteś rozsądny. A przynajmniej bardziej niż mogłoby się wydawać –
mruknął Felix. Wiedziałam, że najchętniej natychmiast by się wampira pozbył,
ale jak na razie wciąż był w stanie się powstrzymać. – No więc? Jak masz
na imię? Lepiej dla ciebie żebyś mówił prawdę – doradził, starannie akcentując
kolejne słowa.
– Na imię
mi Adam – odparł wampir gniewnie. – Czy czujesz się lepiej, skoro już
zaspokoiłem twoją ciekawość? – dodał, najwyraźniej nie mogąc się powstrzymać.
Kąciki ust
Felixa nieznacznie uniosły się ku górze.
– Zobaczymy.
– Wampir spoważniał. – A teraz do rzeczy. Kim jesteście? Ty i twój
kolega? – ciągnął, rzucając wymowne spojrzenie w stronę wciąż płonącego
ogniska. Płomienie zaczęły już przygasać, ale wciąż paliły się dostatecznie
jasno, żeby zwracać uwagę. No i wciąż były niebezpieczne.
– Powiedziałem
ci. Jeśli już musisz wiedzieć, mój kolega miał… – zaczął
tym samym, drwiącym tonem, ale Felix nie pozwolił mu dokończyć:
– Nie
obchodzi mnie to kim był. Chcę wiedzieć dlaczego nas zaatakowaliście –
powiedział, wyraźnie poirytowany. Adamowi najwyraźniej aż nadto śpieszyło się
do grobu, skoro raz po raz wystawiał nerwy Felixa na próbę.
– Mówisz
tak jakbyś nie wiedział. – Adam zmierzył wzrokiem najpierw Felixa, a potem
mnie i Hannę. Nie byłam pewna do jakich musiał dojść wniosków, ale
pomiędzy jego brwiami pojawiła się pionowa kreska. – Poważnie? Wy nic nie
wiecie? – upewnił się, chociaż mówił chyba bardziej do siebie niż do
któregokolwiek z nas.
Nie jestem
pewna dlaczego, ale jego słowa sprawiły, że naszła mnie jakaś dziwna,
niepokojąca myśl. W zasadzie
było to bardziej przeczucie – coś na kształt przeszywającego uczucia niepokoju
– ale to wystarczyło, żebym poczuła się źle.
– O czym
nie wiemy? – wtrąciłam się, nie mogąc dłużej wytrzymać panującej ciszy. Ledwo
powstrzymałam się od tego, żeby do wampira doskoczyć i porządnie nim
potrząsnąć.
– O cholera,
wy faktycznie… – Brunet z niedowierzaniem pokręcił głową. – Chyba już
każdy wampir wie, że jesteście poszukiwani. Volturi wyznaczyli nagrodę dla
tego, kto będzie w stanie przyprowadzić przynajmniej jedno z was. W zasadzie
to nawet nie chodzi o tę dwójkę – spojrzał krótko na Hannę i Felixa –
ale o dziewczynę. Nie wiem, ślicznotko, co takiego nawywijałaś, ale
najwyraźniej ktoś bardzo cię nie lubi.
– Nie mów
na mnie ślicznotko – zaoponowałam machinalnie, zbyt oszołomiona jego słowami,
żeby zdobyć się na coś bardziej sensownego. Teraz już przynajmniej rozumiałam
dlaczego wciąż żyłam; wampir walczył ze mną tak, żeby przypadkiem mnie nie
zabić, bo miał w tym cel, a ja byłam mu potrzebna do tego, żeby go
zrealizował.
Hannah
podeszła bliżej, równie wstrząśnięta co i ja. W każdym pełnym gracji
ruchu widziałam coś, co jasno dało mi do zrozumienia, że jest zagniewana;
dziewczyna przypominała rozjuszoną kotkę albo gotowe do ataku dzikie zwierzę i chociaż
jej złość nie była skierowana przeciwko mnie, mimo wszystko poczułam się
zagrożona.
– Co masz
na myśli? – zapytała natychmiast. – Jaką znowu nagrodę? Kto? – jęknęła, chociaż
każde z nas już podświadomie wiedziało jaka będzie odpowiedź.
– Nie wiem,
co jest z wami nie tak – wyznał Adam. – Wszędzie aż huczy od plotek o tym,
co wydarzyło się w podczas balu bożonarodzeniowego. Chyba każdy już wie,
że Volturi szukają dwóch byłego członka straży, jasnowłosej kobiety oraz
hybrydy. Kajusz nie próżnuje od momentu, kiedy zajął miejsce Aro, ale mnie
akurat nie obchodzi to, co zamierza z wam zrobić. Ja i Kayle… To ten
chłopak, którego zabiliście – dodał. – Tak czy inaczej, natychmiast was
rozpoznaliśmy, kiedy tylko zobaczyliśmy ją – wyjaśnił pośpiesznie, kiwając
głową w stronę Hanny. – Wasze opisy były dość dokładne, a kiedy na
dodatek pojawiła się dziewczyna, już nie mieliśmy wątpliwości. W końcu nie
tak wiele wampirzych hybryd chodzi po świecie.
Czułam, że
serce wali mi coraz mocniej, jakby za moment miało wyrwać mi się z piersi.
Miałam wrażenie, że pulsowanie krwi w żyłach i mój przyśpieszony
oddech są słyszalne wszędzie w promieniu wielu kilometrów i że za
chwilę zjawi się tutaj jeszcze więcej chętnych nas pojmać nieśmiertelnych, ale
mimo upływu kolejnych sekund wciąż pozostawaliśmy sami.
Felix jako
pierwszy zdołał otrząsnąć się na tyle, żeby zdobyć się na jakąkolwiek sensowną
reakcję. Wyraźnie poruszony, mocniej zacisnął dłoń na ocalałym ramieniu Adama,
chyba nawet nie będąc tego świadomym.
– Kajusz
zajął miejsce Aro… – powtórzył z niedowierzaniem. – Co jeszcze? Co dzieje
się w Volterze? – zapytał coraz bardziej zaniepokojony. Wciąż pozostający w ruchu
i zmuszeni do ciągłej ucieczki, byliśmy odcięci od jakichkolwiek
informacji, zwłaszcza jeśli chodziło o to, co działo się we Włoszech.
Fakt, że podświadomie unikaliśmy każdego miejsca, gdzie mogli znajdować się
inni nieśmiertelni, jedynie dodatkowo sprawę komplikował.
Adam jęknął
i skrzywił się.
– Na Boga,
ja naprawdę nic nie wiem! – oznajmił niemal błagalnym tonem. – Od dawna nie
byłem w Volterze. Mogę wam powiedzieć jedynie to, co do tej pory
słyszałem, ale nic ponad to.
– Mów –
ponaglił go Felix. W tej sytuacji nawet plotki wydawały się lepsze od
ciągłej niepewności.
Wampir
zawahał się i krótko spojrzał na zaciśniętą na jego ramieniu dłoń, ale nie
odważył się poprosić Felixa o to, żeby ten go puścił. Wampir zresztą nie
miał takiego zamiaru, zwłaszcza po tym, jak ciemnowłosy spróbował nas zabić.
Sama czułam się dużo bezpieczniej, kiedy Adam pozostawał unieruchomiony, tym
bardziej, że byłam boleśnie świadoma tego, iż po wszystkim pewnie i tak go
zabijemy – widziałam to w oczach Felixa i bynajmniej nie zamierzałam
protestować, nawet jeśli było to dla mnie trudne.
– Podobno
Aro nie żyje, przynajmniej tak słyszałem. Był pożar, jakieś zamieszki… Nie wiem
dokładnie, co tam się wydarzyło, ale w ciągu zaledwie kilku dni świat
dosłownie stanął na głowie – powiedział na wydechu. – Naprawdę nie wiem, ale…
– Tak,
wiemy o pożarze – zapewnił go szorstko Felix. – Aro… Lepiej mów nam o Aro
i o Kajuszu. Co masz na myśli mówiąc, że świat stanął na głowie?
– Dokładnie
to, co już wcześniej powiedziałem – żachnął się Adam. – Teraz to Kajusz rządzi.
Nawet nie próbuje udawać, że Marek ma tam cokolwiek do powiedzenia. Wiem, że po
odejściu Aro, również wiele innych wampirów opuściło zamek. Marek również,
chociaż Kajusz oczywiście zbytnio się tym nie przejął. Podobno facet po prostu
wyszedł i już nie wrócił, podobnie jak i wielu innych zwolenników Aro.
Może Kajusz ich pozabijał, ale jak dla mnie, po prostu dali nogę. – Wampir
westchnął i skrzywił się. – Kajusz rządzi żelazną ręką. Co prawda połowa
siedziby spłonęła, ale już dzień po balu zajął się odnową miasta. Podobno wciąż
ma wielu, którzy są mu posłuszni, chociażby „piekielne bliźnięta”… Inni zostali
z przyzwyczajenia albo ze strachu, woląc pogodzić się ze zmianami niż
podpaść Alecowi albo Jane. Poza tym pojawiło się kilku nowych, w większości
utalentowanych. Znów rozpoczęły się nagoni na dzieci księżyca, chociaż od dawna
nie widziano na świecie wilkołaków. No i oczywiście na was, chociaż dalej
nie mam pojęcia, co takiego zrobiliście…
– I lepiej
dla ciebie żebyś nie miał – stwierdził Felix. Byłam zdziwiona tym, że był w stanie
zachować niemal stoicki spokój; ja ledwo trzymałam się na nogach. – Czy był z tobą
ktoś jeszcze? Ktokolwiek, kto mógłby wiedzieć, gdzie powinien nas szukać?
– Nie. –
Wampir energicznie pokręcił głową. – Mówiłem już, ja i Kayle wpadliśmy na
was przypadkiem. Volturi nie prosiliby o pomoc, gdyby wiedzieli, gdzie
powinni was szukać. Tak swoją drogą, to nawet zabawne, skoro najwyraźniej
stracili tropiciela – stwierdził i uśmiechnął się pod nosem.
Na
nieświadomą wzmiankę o Demetrim cała zesztywniałam, czując się trochę tak,
jakby właśnie mnie spoliczkował. Wciąż chwiałam się na nogach, ale zdołałam
zapanować nad sobą na tyle, żeby instynktownie skoczyć w stronę Adama.
Wiedziałam, że to ryzykowne, bo gdyby udało mu się mnie dosięgnąć, mógłby jakoś
wykorzystać to do tego, żeby spróbować uciec, ale byłam zbyt poruszona i zdenerwowana,
żeby dbać o takie drobiazgi, jak chociażby własne bezpieczeństwo. Teraz na
reszcie miałam okazję do tego, żeby czegoś się dowiedzieć i chociaż
nieśmiertelny nie był w stanie dostarczyć nam zbyt szczegółowych
informacji, nie mogłam tak po prostu przepuścić takiej okazji. Musiałam
przynajmniej spróbować, jeśli później nie chciałam żałować tego, że w pełni
nie wykorzystałam danej mi szansy.
– Co z innymi
członkami straży? – zapytałam drżącym głosem. – Słyszałeś coś? Ktoś jeszcze
zginął? – dopytywałam. Wydawało mi się, że wieść o… śmierci tropiciela
rozeszłaby się błyskawicznie, gdyby do tego doszło.
– A skąd
mam wiedzieć? Przecież mnie tam nie było, znam jedynie plotki! – Adam spojrzał
na mnie z powątpieniem. – Słyszałem jeszcze o tym, że wśród nowych
wampirów jest jakaś dwójka… Nie znam ich imion, ale podobno pojawili się znikąd
i są cholernie ważni. Można by wręcz stwierdzić, że są prawą ręką Kajusza
– dodał, po czym nerwowo oblizał wargi. – Więc? Powiedziałem wam wszystko.
Puśćcie mnie w końcu i rozejdźmy się w pokoju.
Mówił chyba
coś więcej, ale go nie słuchałam. Czułam się rozczarowana, chociaż jednocześnie
w duchu próbowałam pocieszać się myślą o tym, że to dobrze, że nie
dowiedziałam się niczego na temat Demetriego. Podobno brak wiadomości to dobra
wiadomość… W obecnej sytuacji miałam nadzieję, że tak jest w istocie.
Na wzmiankę
od wampirach, które były dla Kajusza tak ważne, momentalnie przypomniałam sobie
bieg przez płonący korytarz, zaledwie chwilę przed tym, jak Demetri został od
nas rozdzielony. Nie miałam pewności, ale coś podpowiadało mi, że to właśnie
goniące nas wtedy wampiry były tymi o których teraz mówił Adam. Nie mogłam
jak na razie swoich przypuszczeń potwierdzić, ale i bez tego byłam w stanie
z góry tę dwójkę znienawidzić.
– Hej, co
robisz? – Głos Adama wyrwał mnie z zamyślenia. – Przecież obiecaliście mi,
że… – zaczął, ale jego głos gwałtownie się urwał, zagłuszony przez znajomy mi
już dźwięk rozdzieranego metalu.
Nie
odwróciłam się, żeby zobaczyć jak głowa i reszta ciała wampira lądują w śmiertelnie
niebezpiecznym ogniu. Uparcie wpatrując się w jakiś punkt w przestrzeni,
w myślach rozpamiętywałam wszystko to, co dopiero usłyszeliśmy. Adrenalina
zniknęła, a emocje stopniowo opadały, pozostawiając za sobą
wszechogarniające zmęczenie psychiczne oraz wzmagające się poczucie
beznadziejności. Nasze poszukiwania nie przynosiły skutków, Demetri mógł być
martwy, a teraz na dodatek okazało się, że jesteśmy poszukiwani – to mogło
dobić, tym bardziej, że teraz już nigdzie nie mogliśmy czuć się bezpieczni.
Czułam
ciepło bijące od ogniska, które za moimi plecami wzniecił Felix. Od słodyczy
palonego wampirzego ciała zaczynało kręcić mi się w głowie, ale uparcie
ignorowałam to uczucie, zbyt oszołomiona, żeby zwracać na cokolwiek uwagę.
Czułam na sobie spojrzenia Hanny i Felixa, ale nie zamierzałam z nimi
rozmawiać i to nie tylko dlatego, że nie miałam nastroju. Tak naprawdę nie
było już niczego do dodania, skoro wszystko było jasne.
– Nessie… –
zawahała się Hannah.
Nie patrząc
na nią, zdobyłam się jedynie na to, żeby pokręcić głową.
– Wiem –
zapewniłam cicho. – Musimy stąd uciekać, ale… Och, to wszystko nie miało być
tak! – wyszeptałam, coraz bliższa rozpaczy. Nie chciałam tak po prostu
odpuścić, tym bardziej, że moi bliscy mogli być gdzieś na wyciągnięcie ręki,
ale przecież doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że nie mamy wyboru.
Wciąż
przygnębiona, uniosłam głowę i spojrzałam wprost w atramentowe niebo.
Fioletowy dym stopniowo unosił się coraz wyżej, tworząc tuż nad naszymi głowami
ciężką, mdlącą chmurę, która przysłaniała wszystko inne.
Gdzieś w oddali
dostrzegłam kolorowe, noworoczne fajerwerki. Ten widok miał w sobie coś
kojącego, ale ja wcale nie poczułam się lepiej.
Ogień
płonął, ale w moim sercu panowała zima.
Ach, podejrzewam, że nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, jak wielką czuję ulgę, mogąc w końcu zaprezentować wam nowy rozdział! Bardzo, ale to bardzo przepraszam za tak długą przerwę. Niestety, przeprowadzka to prawdziwe piekło, a ja dopiero od tego tygodnia zaczęłam wracać do wcześniejszego rytmu nie tylko pisania, ale również dnia. Oczywiście jestem szczęśliwa z nowego mieszkania, ale to – niestety – równa się wielkiemu chaosowi, który trochę mnie przerósł. Pomijam już fakt, że chciałam napisać coś sensownego, dokładnie tak, jak od samego początku sobie wyobrażałam, co również na swój sposób wydłużyło pisanie rozdziału. To, czy mi to wyszło, pozostawiam waszej indywidualnej ocenie.Raz jeszcze przepraszam. Chciałabym serdecznie podziękować wszystkim, którzy czekają, pamiętają i wierzą we mnie bardziej niż ja sama w siebie. Nawet nie wiecie jak bardzo ciepło robi mi się na sercu, kiedy czytam te wszystkie komentarze i e-male – tutaj zwłaszcza Katherine B. Kochana, ten rozdział jest dla ciebie, bo to o twoich wiadomościach myślałam, zadręczając się tym, że znów nie napisałam ani linijki. Dzisiaj w końcu udało mi się za siebie wziąć – powyżej mamy efekt.Nie chcę nic obiecywać, żeby nie rzucać słów na wiatr, ale kolejny rozdział powinien pojawić się w przyszłym tygodniu. Jeszcze w tym wypatrujcie czegoś na Untypical Love Story.Jak na razie żegnam i oby do rychłego napisania,Nessa.
To ja szybko bo w pracy jestem ale na twoje rozdziały zawsze chwile znajde. Zaskakujesz, intrygujesz i znów pozostawiasz mnie z wieloma pytaniami. I to niby ja jak pisze w komchach wyprzedzam akcje??? No nie ty kochana powalasz mnie na kolana swoją twórczością!!!!!!!! Brak słow na zachwyt!!!!
OdpowiedzUsuńRozdział jest świetny! Prześwietny! Nic dodać nic ująć :D
Podoba mi się baaaaardzo! :))
Czekam na kolejny i BŁAGAM dodaj go szybko! :D.
Pozdrawiam gorąco :**Niech wena będzie z TOBĄ!
Cudo, cudo, cudo! *-* Jeden z najlepszych rozdziałów! To jak opisujesz wszystko ze szczegółami, czuję jakbym stała na przeciwko całej akci. Cieszę się, że ten rozdział jest dedykowany mnie. To prawdziwy zaszczyt, a zwlaszcza, że chodzi o wlaśnie ten rozdział. Kajusz nareszcie objął władzę! I bardzo dobrze kochany blondynie! Normalnie uwielbiam Kajusza z książki oraz Jamiego aktora :D Chodzi mi teraz jedna myśl. Do straży Kajusza dolączyła dwójka utalentowanych wampirów. Śmiesznie by było jakby to okazał się ktoś z Cullenów :D Na koniec chciałabym jeszcze coś dodać. Nessa, czuj się wyjątkowa, ponieważ jeszcze nigdy na niczim blogu nie chcialo mi się pisać tak długich komentarzy z telefonu :D
OdpowiedzUsuńCzekam na nn i oby pojawiło się szybko :)
Pozdrawiam,
Katherine
Cudownyyy !! Strasznie się cieszę, że w końcu się pojawił ! Warto było czekać ;) Stęskniłam się za twoim opowiadaniem. Kiedy w końcu pojawi się Demetri ?? ;( Mam nadzieję, że Aro nie zginął... Kajusz kompletnie nie daję się na władce ! xd
OdpowiedzUsuńCzekam na nn ;* Pozdrawiam i życzę weny
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do liebster award. Więcej szczegółów na moim blogu
http://wielkich-zmian-nadszegl-czas.blogspot.com/