wtorek, 4 lutego 2014

2. Osaczeni

Renesmee
Krzyk Hannah urwał się prawie natychmiast. Cisza, która zapadła, miała w sobie coś niepokojącego, chociaż jeszcze chwilę wcześniej dałabym wiele za przynajmniej kilka minut spokoju – nie tylko od myśli, ale i od samej siebie. Teraz to pragnienie minęło bezpowrotnie, wyparte przez narastający niepokój, który przejął mnie cała, dosłownie paraliżując i zmuszając do pozostania w miejscu.
Spojrzenia moje i Felixa spotkały się ze sobą. Krwiste tęczówki wampira lśniły, nienaturalnie rozszerzone i pełne sprzeczności.
– Zostań tutaj – nakazał mi spiętym tonem i zanim się obejrzałam, już zniknął, biegiem rzucając się w stronę, gdzie musiała znajdować się nasza przyjaciółka. – Hannah?!
Nie byłabym sobą, gdybym go posłuchała, dlatego od razu ruszyłam za nim. Wiedziałam, że być może to głupie – Felix należał do straży, więc potrafił walczyć i to zdecydowanie lepiej ode mnie – ale nie zamierzałam stać jak ten kołek, w samotności czekając na jego powrót. Już raz pozwoliłam sobie na wahanie i odpuściłam, a to doprowadziło do tego, że straciliśmy Demetriego. Wtedy posłuchałam tropiciela, a później Hanny i Felixa – i chociaż jedynie dzięki temu wszyscy byliśmy wciąż żywi, jak nigdy wcześniej żałowałam każdej podjętej decyzji. Kolejny raz nie zamierzałam pozwolić sobie na błędy, nawet jeśli właśnie przez takie podejście popełniałam właśnie kolejny.
W ciemności, na dodatek na takim odludziu (podejrzewałam, że wszyscy potencjalni mieszkańcy miasta są w centrum albo w domach, świętując nadejście nowego roku), bez wahania mogłam pozwolić sobie na wampirze tempo. Rzuciłam się przed siebie, chociaż i tak biegłam wolniej niż normalnie, dziwnie zmęczona i odrętwiała od panującego na dworze chłodu. W kilka zaledwie sekund pokonałam dzielącą mnie od Felixa odległość, zrównując się z nim i udając tego, że nie dostrzegam niechęci na jego twarzy.
– Cholera – westchnął i w zasadzie jedynie do tego sprowadzał się jego komentarz, jeśli chodziło o moją obecność. Na więcej po prostu nie było go stać i to nie tylko dlatego, że zdawał sobie sprawę z tego, że i tak nie będzie w stanie na mnie wpłynąć.
W tym samym momencie pokonaliśmy zakręt, wpadając w kolejną wąską, pustą uliczkę. Instynktownie wiedziałam, że to jeden z licznych ślepych zaułków, na dodatek tych brudnych i zaniedbanych, pozbawionych jakichkolwiek drzwi czy okien; były po prostu gładkie ściany nachylonych ku sobie, zaniedbanych budynków usługowych, oczywiście opustoszałych ze względu na porę dnia i dzień, który dzisiaj przypadał. Chociaż miejsce to w najmniejszym stopniu nie przypominało brukowanych uliczek Volterry, momentalnie zaatakowało mnie wspomnienie sprzed miesięcy, kiedy wpadłam w kłopoty, omal nie stając się celem jednego z odwiedzających miasto wampirów. Wtedy po raz pierwszy pojawił się Demetri, chociaż w tamtym okresie raczej nie przepadaliśmy za sobą – a przynajmniej on za mną.
Tym razem sytuacja różniła się diametralnie, zaczynając od tego, że to nie ja wpadłam w kłopoty. Mój wzrok natychmiast powędrował w stronę przyczajonej pod ścianą Hanny, niezwykle pięknej i niebezpiecznej, dokładnie tak, jak na wampirzycę przystało. Stała na lekko ugiętych nogach, gotowa do natychmiastowego skoku, gdyby zaszła taka potrzeba. Obie dłonie mocno zaciskała w pięści, tak mocno, że gdyby była człowiekiem, pewnie połamałaby sobie palce. Nie oddychała, ale powietrze i tak nie było jej potrzebne, żeby normalnie funkcjonować, tak zresztą chyba było jej łatwiej się skoncentrować na tym, co miała przed sobą.
Dopiero wtedy zdecydowałam się uważniej rozejrzeć, żeby ostatecznie przekonać się, że w uliczce są również dwa obce wampiry, skutecznie odcinające Hannie drogę ucieczki. Nie widziałam ich twarzy, ale blada skóra i nieprzeciętna postura, jasno dały mi do zrozumienia, że obaj muszą być nieśmiertelni. Obaj ciemnowłosi, zastygli w podobnej pozycji co Hannah, najwyraźniej szykując się do natychmiastowego ataku, gdyby wampirzyca zrobiła jakikolwiek niepożądany ruch.
Jeden z nich – wyższy i lepiej zbudowany od swojego kompana – błyskawicznie odwrócił się w stronę moją i Felixa. Drgnęłam i spięłam się cała, w jakimś stopniu oszołomiona tym, że jednak byli w stanie nas wyczuć. Oczywiście ukrycie się było niemożliwe, ale do samego końca miałam cichą nadzieję, że skoncentrowani na Hannie, nie od razu zorientują się, że mają towarzystwo. To dałoby nam przynajmniej chwilową przewagę, ale najwyraźniej tym razem nie mieliśmy na co liczyć.
Para wampirów nie zawahała się nawet na chwilę. W jednej chwili obaj stali niedaleko Hanny, a już w następnej rzucili się w naszą stronę. Felix natychmiast odepchnął mnie na bok i zaatakował tego, który znajdował się bliżej i miał większe szanse na to, żeby nam zagrażać. Jęknęłam, kiedy wylądowałam na ziemi, przy okazji obcierając sobie skórę na dłoniach, ale nie miałam czasu na to, żeby zawracać sobie głowę bólem. Natychmiast zerwałam się na równe nogi i to zaledwie na ułamek sekundy przed tym, jak drugi z wampirów spróbował się na mnie rzucić. Ten z nieśmiertelnych był szczuplejszy i młodszy od swojego towarzysza, poza tym bez wątpienia było ode mnie silniejszy, ale to ja byłam szybsza. Natychmiast odskoczyłam, próbując sobie przypomnieć jakieś podstawy walki, których nauczyłam się w Volterze, ale moja praktyczna wiedza sprowadzała się do absolutnego minimum. Nie byłam w stanie w prostu sposób obezwładnić wampira, więc nawet znając podstawy najbardziej skomplikowanych sztuk walki, wobec w pełni nieśmiertelnego byłam absolutnie bezbronna.
Wampir ponowił atak, ale i tym razem udało mi się uskoczyć. Nie miałam okazji na to, żeby chociaż próbować się bronić, dlatego ostatecznie skoncentrowałam się wyłącznie na unikaniu ciosów i na tym, żeby nie pozwolić się złapać. „Nie pozwól, żeby którykolwiek z nich otoczył cię ramionami” – przypomniałam sobie słowa Jaspera, dziwnie odległe i przypominające bardziej czytane na kartce zdanie niż faktyczny głos w głowie. Teraz żałowałam, że moi bliscy przez tyle czasu wychowywali mnie pod tym przysłowiowym kloszem, zakładając, że umiejętność walki będzie mi zbędna. Wszystko to, co potrafiłam, sprowadzało się mniej więcej do tego, żebym jak najszybciej uciekała, gdybym już wpakowała się w jakiekolwiek kłopoty z udziałem wampirów. Chcąc nie chcąc musiałam przyznać, że lekcje, które na polecenie Aro odbywałam z Markiem, dawały mi więcej niż jakiekolwiek rady, których udzielali mi bliscy.
Znów odskoczyłam do tyłu, tym razem trochę za wolno, bo poczułam muśnięcie lodowatej skóry, kiedy palce mojego przeciwnika musnęły moją pierś. Spróbowałam zwiększyć dzielącą nas odległość, ale wampir nie zamierzał mi na to pozwolić, uparcie ponawiając ataki i robiąc wszystko, żeby się do mnie zbliżyć. Przygryzając nerwowo dolną wargę, zmusiłam się do tego, żeby wykrzesać z siebie więcej energii i mimo zmęczenia jakkolwiek się przydać. Musiałam się skoncentrować, żeby mieć jakiekolwiek szanse na wykorzystanie umiejętności, które nabyłam dzięki Markowi – samo echo bólu, który zadawała Jane, pewnie miało wystarczyć, żeby przynajmniej na chwilę zdezorientować wampira – ale to nie było takie łatwe, skoro ledwo nadążałam z unikami i uskokami. Jedynym pocieszeniem wydawał się być fakt, że mężczyzna na pewno nie zamierzał mnie zabić – a przynajmniej nie od razu. Nie miałam co prawda pewności, że tak jest w istocie, ale kiedy patrzyłam w jego błyszczące rubinowe oczy albo analizowałam kolejne ruchy, byłam niemal pewna, że mam rację. Chociaż moja krew bez wątpienia musiała go kusić, wciąż powstrzymywał się przed jakimikolwiek gwałtowniejszymi atakami, sprowadzając swoje ruchy jedynie do prób unieruchomienia mnie w jakikolwiek sposób. Mógł mi coś złamać, mógł mnie przewrócić – cokolwiek, bylebym tylko nie wylądowała na ziemi martwa.
Zbytek łaski, przeszło mi przez myśl. Nie rozumiałam czym zasłużyłam sobie na jakąkolwiek taryfę ulgową, ale nie zamierzałam się nad tym rozwodzić. Wiedziałam jedynie, że gdybym miała jednak wybierać, wolałabym jednak spotkać się ze śmiercią. Obawiałam się, że wampir okaże się – w najgorszym wypadku – sadystą, a nie zamierzałam pozwolić mu pastwić się na sobą. Tak szybko zresztą nie śpieszyło mi się do grobu, tym bardziej, że wiedziałam już, iż moi bliscy wciąż żyją. Najpierw musiałam ich odnaleźć i przekonać się na własne oczy, że tak jest w istocie; dopiero wtedy mogłam spokojnie umrzeć, jeśli już los miałby okazać się na tyle okrutny, żeby przystawać przy mojej ewentualnej śmierci.
O tak, odejście z pewnością, że moi najbliżsi są cali, były szczytem marzeń.
Z tym, że ja nie zamierzałam się tak szybko poddać. Bez szans czy nie, wolałam przynajmniej próbować się bronić albo zwodzić swojego przeciwnika tak długo, jak tylko miało być to możliwe. Kiedy zaatakowało mnie po raz kolejny, najpierw rzuciłam się w lewo, po czym – nie dając sobie czasu na to, żeby uświadomić sobie jak bardzo jest to idiotyczne – błyskawicznie odwróciłam się i sama skoczyłam na rozszalałego wampira. Przypominało to trochę zderzenie ze ścianą; prócz bólu w żebrach, natychmiast poczułam, jak powietrze ucieka z moich płuc, ale to już nie miało żadnego znaczenia. Liczył się jedynie fakt, że chyba udało mi się wampira zaskoczyć, bo mężczyzna zachwiał się i wywrócił, ciągnąc mnie za sobą. Wylądowałam na nim, niemniej oszołomiona od mojego przeciwnika. Natychmiast się otrząsnęłam i spróbowałam podnieść, ale ledwo się poruszyłam, lodowata dłoń z siłą imadła zacisnęła się na moim gardle. Już w następnej sekundzie wylądowałam plecami na zmarzniętej ziemi, a ciemnowłosy wampir zawisł nade mną niczym kat nad duszą, coraz silniej zaciskając palce na moim gardle. Jego rubinowe oczy błyszczały, włosy były w nieładzie, a po wyrazie twarzy poznałam, że jednak zmienił zdanie i nie zamierzał dłużej się ze mną bawić. Gra dobiegała końca, a ona był coraz bliżej zwycięstwa.
Od siły uderzenia i braku tlenu aż zawirowało mi w głowie. Przed oczami zatańczyły mi ciemne plamy, zmusiłam się jednak do tego, żeby nie stracić przytomności. Koncentrowanie się przychodziło mi z trudem, ale zaparłam się i resztkami sił spróbowałam utrzymać nieśmiertelnego z daleka od mojej szyi. Żebra oponowały, podobnie jak i wiotkie w porównaniu z marmurowym ciałem wampira mięśnie, ale nie zamierzałam się poddać. Zbyt wiele mogłam stracić, poza tym dość już wycierpiałam, by pozwolić się zabić pierwszemu lepszemu wampirowi. Nie znałam go, a przynajmniej nie przypominałam sobie, żebym kiedykolwiek wcześniej go widziała. Byłam niemal całkowicie pewna, że nie należał do straży Volturi, chociaż oczywiście nie mogłam mieć pewności; co prawda spędziłam tam przeszło pół roku, ale to wciąż było zbyt mało, a ja nie należałam do jakiejkolwiek elity, żeby być we wszystko wtajemniczoną. Tak czy inaczej, nie rozumiałam dlaczego mężczyzna mnie atakuje, więc tym bardziej zawzięcie próbowałam się bronić, w pierwszej kolejności pragnąć przynajmniej zrozumieć czym sobie na to zasłużyłam.
Udało mi się oswobodzić rękę. Instynktownie zamachnęłam się i z całej siły uderzyłam wampira w twarz, ale niewiele mi to dało. Aż krzyknęłam, kiedy siła uderzenia rozeszła się po całym moim ciele. To było głupie, bo w ten sposób mogłam co najwyżej połamać sobie kości, a sądząc po przeszywającym bólu, który nagle poczułam, przeszło mi przez myśl, że może i coś w tym jest. Pulsowanie w ramieniu na moment mnie oszołomiło, szybko jednak wzięłam się w garść i na powrót skoncentrowałam się na walce. W przypływie desperacji zamknęłam oczy i korzystając z tego, że wampir wciąż leżał na mnie, miażdżąc mi żebra, przywołałam w pamięci pierwsze przykre wspomnienie, które przyszło mi do głowy. Na myśl natychmiast przyszło mi to, jak poczułam się, kiedy Jane pierwszy raz użyła na mnie daru. Było to zaledwie echo tamtego bólu, ale wystarczyło, żeby na rozproszyć mojego przeciwnika. Wampir zawył i instynktownie spróbował się ode mnie odsunąć. Natychmiast to wykorzystałam; resztkami sił zepchnęłam ze mnie mojego przeciwnika i zerwałam się na równe nogi. Lekko zachwiałam się, w pierwszej chwili mając trudność z uchwyceniem równowagi. Wciąż czułam ból w ramieniu i pulsowanie poobijanych żeber, ale pulsująca w moich żyłach adrenalina skutecznie przysłoniła wszelakie przykre odczucia, które mi towarzyszyły.
Wciąż oszołomiona, oparłam obie dłonie na udach, usiłując złapać oddech. W głowie przez cały czas mi wirowało, chociaż lodowate styczniowe powietrze niosło ze sobą przyjemne ukojenie. Chwiejnie zrobiłam kilka kroków, chcąc dostać się do najbliższej ściany i móc do niej dotrzeć, ale nie zdarzyłam pokonać nawet kilku metrów, kiedy coś z siłą odepchnęło mnie na bok. Całym ciałem zderzyłam się ze ścianą, niezdolna do tego, żeby w porę zareagować. Potrzebowałam dłuższej chwili, żeby dojść do siebie i zmusiwszy swoje ciało do współpracy, błyskawicznie obejrzałam się za siebie.
Felix i nieznajomy wampir trwali w spektakularnym, niebezpiecznym tańcu. Raz po raz doskakiwali i odskakiwali od siebie, poruszając się tak szybo, że ich sylwetki rozmazywały mi się przed oczami. Obaj zdeterminowani i niebezpieczni, wymieniali ciosy i uniki w tak szybkim tempie, i z taką dokładnością, że wyglądało to trochę tak, jakby już wcześniej to ćwiczyli. Śmiertelny taniec trwał, a ja przez kilka sekund byłam zdolna jedynie do tego, żeby w oszołomieniu obserwować idealną synchronizację, której byłam świadkiem. Nie potrafiłam stwierdzić który z nieśmiertelnych ma przewagę, bo obaj okazali się równie doświadczonymi wojownikami, żeby nie być w stanie do tego, by nawzajem się skrzywdzić. Co prawda siła i pokaźna muskulatura Felixa powinna dawać mu przewagę, ale ciemnowłosy wampir skutecznie nadrabiał wątłą budowę niezwykłą szybkością i refleksem. Był szczuły, co pozwalało mu poruszać się dostatecznie szybko, by nie ryzykować, że Felixowi uda się go pochwycić.
Usłyszałam ciche kroki, a potem tuż u mojego boku zmaterializowała się Hannah. Wzdrygnęłam się mimowolnie, ale zaraz ulżyło mi, kiedy udało mi się ją rozpoznać. Oczy dziewczyny błyszczały intensywnie, intensywnie rubinowe i rozognione. Jasne włosy sterczały jej na wszystkie strony, a ubranie miała poszarpane, ale poza tym nic jej nie było. Dopiero kiedy na nią spojrzałam, przypomniałam sobie, że przeciwników było dwóch i instynktownie zaczęłam szukać wzrokiem drugiego z wampirów. Hannah rzuciła mi wymowne spojrzenie i znacząco skinęła głową w głąb ślepego zaułka. W pierwszej chwili nie zrozumiałam, co takiego chciała mi pokazać, ale potem dostrzegłam strzelające w górę płomienie oraz ciężki, leniwie unoszący się nad ziemią fioletowy dym i wszystko stało się jasne. Z ulgą skinęłam głową, chociaż świadomość tego, że kolejny raz byłam świadkiem czyjejś śmierci, bynajmniej nie napawała mnie entuzjazmem.
– Felix! – zawołała Hannah, ponownie zwracając moją uwagę na walczących.
Serce podeszło mi do gardła, bo spodziewałam się zobaczyć, że wampir wpadł w kłopoty, okazało się jednak, że moje obawy są bezpodstawne. Felixowi w końcu udało się uzyskać przewagę i teraz trzymał nieśmiertelnego w żelaznym uścisku, skutecznie unieruchamiając jego ręce. Ciemnowłosy szarpał się i warczał, ale to nie zrobiło żadnego wrażenia na Volturi. Wampir jedynie wywrócił oczami, po czym – wyraźnie rozeźlony i rozdrażniony walką – mocnym szarpnięciem pozbawił swojego przeciwnika ramienia. Ciszę nocy rozdarł pełen bólu i wściekłości wrzask, który dosłownie mroził krew w żyłach. Sama omal nie zaczęłam krzyczeć, słysząc znajomy dźwięk rozrywanej blachy, ale ostatecznie zdobyłam się jedynie na to, żeby zrobić krok do tyłu i oprzeć się plecami o ścianę. Wciąż nie odrywałam wzroku od walczących, nie reagując aż do momentu, w którym Hannah nie podbiegła do Felixa, jeszcze w biegu rzucając w jego stronę coś małego, łagodnie połyskującego w srebrzystym blasku księżyca. Wampir chwycił przedmiot w powietrzu, a ja rozpoznałam w nim niewielką, śmiertelnie niebezpieczną zapalniczkę.
Oczy ciemnowłosego mężczyzny rozszerzyły się w geście niedowierzania, a już w następnej sekundzie nieśmiertelny zaczął się szarpać i wyrywać na wszystkie możliwe sposoby. Felix lekko zmarszczył brwi, po czym pstryknął zapalniczką. Natychmiast pojawił się niewielki, jasny płomień, tym wyraźniejszy, że dookoła panowała ciemność. Instynktownie zapragnęłam odwrócić głowę, woląc nie być świadkiem tego, jak wampir rozczłonkuje ciało swojego przeciwnika i ostatecznie zakończy jego egzystencje, ale jakoś nie byłam w stanie się na to zdobyć.
Mięśnie Felixa napięły się lekko, kiedy przyszykował się do oderwania kolejnej części ciała bruneta. W tamtym momencie coś we mnie pękło i niewiele myśląc ruszyłam w stronę obu mężczyzn, coraz bardziej spanikowana.
– Poczekaj! – zawołałam, nawet nie zastanawiając się nad tym, co mówię. – Felixie, przestań! – powtórzyłam, bliska tego, żeby między nich skoczyć. Nie zrobiłam tego tylko dlatego, że wampir w porę mnie dostrzegł i zastygł w bezruchu, wyraźnie zdezorientowany.
– Co się stało? – zapytał mnie, spoglądając na mnie trochę tak, jakby zaczynał wątpić w moje zdrowie psychiczne. – Renesmee…
– Nie zabijaj go, przynajmniej nie teraz. Najpierw z nim porozmawiajmy… Chcę przynajmniej wiedzieć, dlaczego nas zaatakował.
Po oczach Felixa poznałam, że moja prośba go zaskoczyła, ale po nieznośnej chwili wahania, ostatecznie skinął głową. Zgasił zapalniczkę i szybkim ruchem wsunął ją do kieszeni spodni, po czym wykorzystał oswobodzoną rękę, żeby chwycić zwiniętego na ziemi wampira za gardło. Szarpnięciem poderwał mężczyznę do ziemi, po czym przycisnął go do ściany, trzymając w taki sposób, że nieśmiertelny z trudem dotykał stopami ziemi.
– Masz rację – stwierdził, nie odrywając wzroku od twarzy bruneta. Wciąż zachowując czujność, spojrzał wprost w rubinowe oczy wampira. – Słyszałeś, co powiedziała. Lepiej dla ciebie, żebyś mi odpowiedział – oznajmił lodowatym tonem.
Nieznajomy nie odpowiedział. W jego oczach wciąż widać było cierpienie, poza tym wzrokiem raz po raz uciekał w stronę swojej oderwanej ręki. Również spojrzałam w tamtą stronę i coś przewróciło mi się w żołądku, kiedy dostrzegłam, że ramię samoistnie przemieszcza się po ulicy, powoli przesuwając się w stronę swojego właściciela.
Hannah zareagowała instynktownie. Niewiele myśląc doskoczyła do ręki i przydepnęła ją obcasem, unieruchamiając. Ramię drgnęło, ale ostatecznie zwiotczało, chociaż widziałam, że palce wciąż się poruszają.
Nie chcąc ryzykować mdłości, szybo przeniosłam wzrok na ciemnowłosego mężczyznę. Musiał wyczuć moje spojrzenie, bo również przeniósł wzrok na mnie. Jego oczy zabłysły, ale nie odezwał się nawet słowem.
– Kim jesteś? – zapytałam, wypowiadając pierwsze pytanie, które przyszło mi do głowy. Dosłownie taksowałam wampira wzrokiem, uważnie analizując wyraz jego twarzy. Niestety, prócz wyzywającego spojrzenia oraz pogardliwego uśmieszku nie doczekałam się niczego, co mogłaby, uznać za przydatne.
– Twoją śmiercią – parsknął, najwyraźniej dobrze się naszym kosztem bawiąc. Mogłam się tego spodziewać, bo wampir wyglądał mi na pewnego siebie cwaniaczka, ale mimo wszystko do samego końca miałam nadzieję na to, że odpowie. – Naprawdę sądzicie, że będę z wami rozmawiał? – zadrwił.
Ręka Felixa poruszała się szybciej niż mogłabym się tego spodziewać. Usłyszałam huk, a potem na twarzy bezczelnego bruneta pojawiła się siatka pęknięć. Mężczyzna zaklął i zaczął mruczeć coś pod nosem, jednak nie byłam w stanie rozróżnić poszczególnych słów.
– Masz nam coś jeszcze do powiedzenia? – Felix wyglądał na co najmniej zagniewanego. – Po pierwsze, trochę szacunku, bo wyłącznie przez wzgląd na nią jeszcze cię nie zabiłem. Po drugie, czy mam przez to rozumieć, że nie zamierzasz z nami współpracować?
– Wiesz ty co? – Wampir znów spojrzał wyzywającą w naszą stronę, ostatecznie koncentrując się na Felixie. Chociaż bez wątpienia zdawał sobie sprawę z tego, że właśnie igra z ogniem, najwyraźniej nie robiło to na nim wrażenia. – Idź do diabła – syknął.
Felix gniewnie zmrużył oczy.
– Świetnie – stwierdził. Myślałam, że znów się zamachnie, więc zawczasu spuściłam wzrok, ale nie doczekałam się odgłosu uderzenia. – Hannah? – zwrócił się w zamian do dziewczyny niemal uprzejmym tonem.
Hannah natychmiast zareagowała, instynktownie domyślając się, czego musiał od niej oczekiwać. Z gracją schyliła się i podniosły oderwane ramię, zamachnęła się, ciskając kończyną przed siebie. Ręka przeleciała kilka metrów, lądując w samym środku płomieni, w których wcześniej stracone zostało ciało drugiego z wampirów. Ciszę kolejny raz przerwało wycie ciemnowłosego mężczyzny, chociaż tym razem była to czysta wściekłość. Wampir szarpnął się, chcąc się wyrwać, ale Felix nie stracił czujności, więc starania nieśmiertelnego ostatecznie spełzły na niczym.
– Dziwka! – warknął, nie odrywając wzroku od zadowolonej z siebie Hanny. Wciąż się wyrywał, teraz już nie tyle pragnąc uciec, ale starając się zrobić wszystko, byleby dostać się do jasnowłosej dziewczyny. – Pieprzona suka! Zabiję cię za to, słyszysz?! Przysięgam, że cię zabiję, ty…! – Dalszy ciąg jego wypowiedzi składał się przede wszystkim z całej mieszanki przekleństw i wulgaryzmów, których chyba nawet Emmett i Jasper wstydziliby się użyć w czyjejkolwiek obecności.
– Zamknij się – doradził mu lodowatym tonem Felix. – Raczej wątpię, żebyś miał okazję do tego, żeby kogokolwiek zabić. Poza tym uważaj na słowa. Masz jeszcze drugie ramię i jeszcze kilka innych części ciała, których niechybnie cię pozbawię, jeśli nie zaczniesz współpracować – zagroził.
Wampir wciąż mruczał coś pod nosem, ale słowa Felixa musiały zrobić na nim wrażenie, bo znacznie spuścił z tonu, a po chwili zamilkł całkowicie. Nie byłam pewna, czy to oznaczało posłuszeństwo, dlatego wolałam się nie odzywać, dochodząc do wniosku, że były członek staży (po wszystkim, co wydarzyło się podczas balu, chyba mogłam uznać, że żadna straż już nie istniała) poradzi sobie zdecydowanie lepiej ode mnie.
– Może jednak jesteś rozsądny. A przynajmniej bardziej niż mogłoby się wydawać – mruknął Felix. Wiedziałam, że najchętniej natychmiast by się wampira pozbył, ale jak na razie wciąż był w stanie się powstrzymać. – No więc? Jak masz na imię? Lepiej dla ciebie żebyś mówił prawdę – doradził, starannie akcentując kolejne słowa.
– Na imię mi Adam – odparł wampir gniewnie. – Czy czujesz się lepiej, skoro już zaspokoiłem twoją ciekawość? – dodał, najwyraźniej nie mogąc się powstrzymać.
Kąciki ust Felixa nieznacznie uniosły się ku górze.
– Zobaczymy. – Wampir spoważniał. – A teraz do rzeczy. Kim jesteście? Ty i twój kolega? – ciągnął, rzucając wymowne spojrzenie w stronę wciąż płonącego ogniska. Płomienie zaczęły już przygasać, ale wciąż paliły się dostatecznie jasno, żeby zwracać uwagę. No i wciąż były niebezpieczne.
– Powiedziałem ci. Jeśli już musisz wiedzieć, mój kolega miał… – zaczął tym samym, drwiącym tonem, ale Felix nie pozwolił mu dokończyć:
– Nie obchodzi mnie to kim był. Chcę wiedzieć dlaczego nas zaatakowaliście – powiedział, wyraźnie poirytowany. Adamowi najwyraźniej aż nadto śpieszyło się do grobu, skoro raz po raz wystawiał nerwy Felixa na próbę.
– Mówisz tak jakbyś nie wiedział. – Adam zmierzył wzrokiem najpierw Felixa, a potem mnie i Hannę. Nie byłam pewna do jakich musiał dojść wniosków, ale pomiędzy jego brwiami pojawiła się pionowa kreska. – Poważnie? Wy nic nie wiecie? – upewnił się, chociaż mówił chyba bardziej do siebie niż do któregokolwiek z nas.
Nie jestem pewna dlaczego, ale jego słowa sprawiły, że naszła mnie jakaś dziwna, niepokojąca myśl. W zasadzie było to bardziej przeczucie – coś na kształt przeszywającego uczucia niepokoju – ale to wystarczyło, żebym poczuła się źle.
– O czym nie wiemy? – wtrąciłam się, nie mogąc dłużej wytrzymać panującej ciszy. Ledwo powstrzymałam się od tego, żeby do wampira doskoczyć i porządnie nim potrząsnąć.
– O cholera, wy faktycznie… – Brunet z niedowierzaniem pokręcił głową. – Chyba już każdy wampir wie, że jesteście poszukiwani. Volturi wyznaczyli nagrodę dla tego, kto będzie w stanie przyprowadzić przynajmniej jedno z was. W zasadzie to nawet nie chodzi o tę dwójkę – spojrzał krótko na Hannę i Felixa – ale o dziewczynę. Nie wiem, ślicznotko, co takiego nawywijałaś, ale najwyraźniej ktoś bardzo cię nie lubi.
– Nie mów na mnie ślicznotko – zaoponowałam machinalnie, zbyt oszołomiona jego słowami, żeby zdobyć się na coś bardziej sensownego. Teraz już przynajmniej rozumiałam dlaczego wciąż żyłam; wampir walczył ze mną tak, żeby przypadkiem mnie nie zabić, bo miał w tym cel, a ja byłam mu potrzebna do tego, żeby go zrealizował.
Hannah podeszła bliżej, równie wstrząśnięta co i ja. W każdym pełnym gracji ruchu widziałam coś, co jasno dało mi do zrozumienia, że jest zagniewana; dziewczyna przypominała rozjuszoną kotkę albo gotowe do ataku dzikie zwierzę i chociaż jej złość nie była skierowana przeciwko mnie, mimo wszystko poczułam się zagrożona.
– Co masz na myśli? – zapytała natychmiast. – Jaką znowu nagrodę? Kto? – jęknęła, chociaż każde z nas już podświadomie wiedziało jaka będzie odpowiedź.
– Nie wiem, co jest z wami nie tak – wyznał Adam. – Wszędzie aż huczy od plotek o tym, co wydarzyło się w podczas balu bożonarodzeniowego. Chyba każdy już wie, że Volturi szukają dwóch byłego członka straży, jasnowłosej kobiety oraz hybrydy. Kajusz nie próżnuje od momentu, kiedy zajął miejsce Aro, ale mnie akurat nie obchodzi to, co zamierza z wam zrobić. Ja i Kayle… To ten chłopak, którego zabiliście – dodał. – Tak czy inaczej, natychmiast was rozpoznaliśmy, kiedy tylko zobaczyliśmy ją – wyjaśnił pośpiesznie, kiwając głową w stronę Hanny. – Wasze opisy były dość dokładne, a kiedy na dodatek pojawiła się dziewczyna, już nie mieliśmy wątpliwości. W końcu nie tak wiele wampirzych hybryd chodzi po świecie.
Czułam, że serce wali mi coraz mocniej, jakby za moment miało wyrwać mi się z piersi. Miałam wrażenie, że pulsowanie krwi w żyłach i mój przyśpieszony oddech są słyszalne wszędzie w promieniu wielu kilometrów i że za chwilę zjawi się tutaj jeszcze więcej chętnych nas pojmać nieśmiertelnych, ale mimo upływu kolejnych sekund wciąż pozostawaliśmy sami.
Felix jako pierwszy zdołał otrząsnąć się na tyle, żeby zdobyć się na jakąkolwiek sensowną reakcję. Wyraźnie poruszony, mocniej zacisnął dłoń na ocalałym ramieniu Adama, chyba nawet nie będąc tego świadomym.
– Kajusz zajął miejsce Aro… – powtórzył z niedowierzaniem. – Co jeszcze? Co dzieje się w Volterze? – zapytał coraz bardziej zaniepokojony. Wciąż pozostający w ruchu i zmuszeni do ciągłej ucieczki, byliśmy odcięci od jakichkolwiek informacji, zwłaszcza jeśli chodziło o to, co działo się we Włoszech. Fakt, że podświadomie unikaliśmy każdego miejsca, gdzie mogli znajdować się inni nieśmiertelni, jedynie dodatkowo sprawę komplikował.
Adam jęknął i skrzywił się.
– Na Boga, ja naprawdę nic nie wiem! – oznajmił niemal błagalnym tonem. – Od dawna nie byłem w Volterze. Mogę wam powiedzieć jedynie to, co do tej pory słyszałem, ale nic ponad to.
– Mów – ponaglił go Felix. W tej sytuacji nawet plotki wydawały się lepsze od ciągłej niepewności.
Wampir zawahał się i krótko spojrzał na zaciśniętą na jego ramieniu dłoń, ale nie odważył się poprosić Felixa o to, żeby ten go puścił. Wampir zresztą nie miał takiego zamiaru, zwłaszcza po tym, jak ciemnowłosy spróbował nas zabić. Sama czułam się dużo bezpieczniej, kiedy Adam pozostawał unieruchomiony, tym bardziej, że byłam boleśnie świadoma tego, iż po wszystkim pewnie i tak go zabijemy – widziałam to w oczach Felixa i bynajmniej nie zamierzałam protestować, nawet jeśli było to dla mnie trudne.
– Podobno Aro nie żyje, przynajmniej tak słyszałem. Był pożar, jakieś zamieszki… Nie wiem dokładnie, co tam się wydarzyło, ale w ciągu zaledwie kilku dni świat dosłownie stanął na głowie – powiedział na wydechu. – Naprawdę nie wiem, ale…
– Tak, wiemy o pożarze – zapewnił go szorstko Felix. – Aro… Lepiej mów nam o Aro i o Kajuszu. Co masz na myśli mówiąc, że świat stanął na głowie?
– Dokładnie to, co już wcześniej powiedziałem – żachnął się Adam. – Teraz to Kajusz rządzi. Nawet nie próbuje udawać, że Marek ma tam cokolwiek do powiedzenia. Wiem, że po odejściu Aro, również wiele innych wampirów opuściło zamek. Marek również, chociaż Kajusz oczywiście zbytnio się tym nie przejął. Podobno facet po prostu wyszedł i już nie wrócił, podobnie jak i wielu innych zwolenników Aro. Może Kajusz ich pozabijał, ale jak dla mnie, po prostu dali nogę. – Wampir westchnął i skrzywił się. – Kajusz rządzi żelazną ręką. Co prawda połowa siedziby spłonęła, ale już dzień po balu zajął się odnową miasta. Podobno wciąż ma wielu, którzy są mu posłuszni, chociażby „piekielne bliźnięta”… Inni zostali z przyzwyczajenia albo ze strachu, woląc pogodzić się ze zmianami niż podpaść Alecowi albo Jane. Poza tym pojawiło się kilku nowych, w większości utalentowanych. Znów rozpoczęły się nagoni na dzieci księżyca, chociaż od dawna nie widziano na świecie wilkołaków. No i oczywiście na was, chociaż dalej nie mam pojęcia, co takiego zrobiliście…
– I lepiej dla ciebie żebyś nie miał – stwierdził Felix. Byłam zdziwiona tym, że był w stanie zachować niemal stoicki spokój; ja ledwo trzymałam się na nogach. – Czy był z tobą ktoś jeszcze? Ktokolwiek, kto mógłby wiedzieć, gdzie powinien nas szukać?
– Nie. – Wampir energicznie pokręcił głową. – Mówiłem już, ja i Kayle wpadliśmy na was przypadkiem. Volturi nie prosiliby o pomoc, gdyby wiedzieli, gdzie powinni was szukać. Tak swoją drogą, to nawet zabawne, skoro najwyraźniej stracili tropiciela – stwierdził i uśmiechnął się pod nosem.
Na nieświadomą wzmiankę o Demetrim cała zesztywniałam, czując się trochę tak, jakby właśnie mnie spoliczkował. Wciąż chwiałam się na nogach, ale zdołałam zapanować nad sobą na tyle, żeby instynktownie skoczyć w stronę Adama. Wiedziałam, że to ryzykowne, bo gdyby udało mu się mnie dosięgnąć, mógłby jakoś wykorzystać to do tego, żeby spróbować uciec, ale byłam zbyt poruszona i zdenerwowana, żeby dbać o takie drobiazgi, jak chociażby własne bezpieczeństwo. Teraz na reszcie miałam okazję do tego, żeby czegoś się dowiedzieć i chociaż nieśmiertelny nie był w stanie dostarczyć nam zbyt szczegółowych informacji, nie mogłam tak po prostu przepuścić takiej okazji. Musiałam przynajmniej spróbować, jeśli później nie chciałam żałować tego, że w pełni nie wykorzystałam danej mi szansy.
– Co z innymi członkami straży? – zapytałam drżącym głosem. – Słyszałeś coś? Ktoś jeszcze zginął? – dopytywałam. Wydawało mi się, że wieść o… śmierci tropiciela rozeszłaby się błyskawicznie, gdyby do tego doszło.
– A skąd mam wiedzieć? Przecież mnie tam nie było, znam jedynie plotki! – Adam spojrzał na mnie z powątpieniem. – Słyszałem jeszcze o tym, że wśród nowych wampirów jest jakaś dwójka… Nie znam ich imion, ale podobno pojawili się znikąd i są cholernie ważni. Można by wręcz stwierdzić, że są prawą ręką Kajusza – dodał, po czym nerwowo oblizał wargi. – Więc? Powiedziałem wam wszystko. Puśćcie mnie w końcu i rozejdźmy się w pokoju.
Mówił chyba coś więcej, ale go nie słuchałam. Czułam się rozczarowana, chociaż jednocześnie w duchu próbowałam pocieszać się myślą o tym, że to dobrze, że nie dowiedziałam się niczego na temat Demetriego. Podobno brak wiadomości to dobra wiadomość… W obecnej sytuacji miałam nadzieję, że tak jest w istocie.
Na wzmiankę od wampirach, które były dla Kajusza tak ważne, momentalnie przypomniałam sobie bieg przez płonący korytarz, zaledwie chwilę przed tym, jak Demetri został od nas rozdzielony. Nie miałam pewności, ale coś podpowiadało mi, że to właśnie goniące nas wtedy wampiry były tymi o których teraz mówił Adam. Nie mogłam jak na razie swoich przypuszczeń potwierdzić, ale i bez tego byłam w stanie z góry tę dwójkę znienawidzić.
– Hej, co robisz? – Głos Adama wyrwał mnie z zamyślenia. – Przecież obiecaliście mi, że… – zaczął, ale jego głos gwałtownie się urwał, zagłuszony przez znajomy mi już dźwięk rozdzieranego metalu.
Nie odwróciłam się, żeby zobaczyć jak głowa i reszta ciała wampira lądują w śmiertelnie niebezpiecznym ogniu. Uparcie wpatrując się w jakiś punkt w przestrzeni, w myślach rozpamiętywałam wszystko to, co dopiero usłyszeliśmy. Adrenalina zniknęła, a emocje stopniowo opadały, pozostawiając za sobą wszechogarniające zmęczenie psychiczne oraz wzmagające się poczucie beznadziejności. Nasze poszukiwania nie przynosiły skutków, Demetri mógł być martwy, a teraz na dodatek okazało się, że jesteśmy poszukiwani – to mogło dobić, tym bardziej, że teraz już nigdzie nie mogliśmy czuć się bezpieczni.
Czułam ciepło bijące od ogniska, które za moimi plecami wzniecił Felix. Od słodyczy palonego wampirzego ciała zaczynało kręcić mi się w głowie, ale uparcie ignorowałam to uczucie, zbyt oszołomiona, żeby zwracać na cokolwiek uwagę. Czułam na sobie spojrzenia Hanny i Felixa, ale nie zamierzałam z nimi rozmawiać i to nie tylko dlatego, że nie miałam nastroju. Tak naprawdę nie było już niczego do dodania, skoro wszystko było jasne.
– Nessie… – zawahała się Hannah.
Nie patrząc na nią, zdobyłam się jedynie na to, żeby pokręcić głową.
– Wiem – zapewniłam cicho. – Musimy stąd uciekać, ale… Och, to wszystko nie miało być tak! – wyszeptałam, coraz bliższa rozpaczy. Nie chciałam tak po prostu odpuścić, tym bardziej, że moi bliscy mogli być gdzieś na wyciągnięcie ręki, ale przecież doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że nie mamy wyboru.
Wciąż przygnębiona, uniosłam głowę i spojrzałam wprost w atramentowe niebo. Fioletowy dym stopniowo unosił się coraz wyżej, tworząc tuż nad naszymi głowami ciężką, mdlącą chmurę, która przysłaniała wszystko inne.
Gdzieś w oddali dostrzegłam kolorowe, noworoczne fajerwerki. Ten widok miał w sobie coś kojącego, ale ja wcale nie poczułam się lepiej.
Ogień płonął, ale w moim sercu panowała zima.
Ach, podejrzewam, że nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, jak wielką czuję ulgę, mogąc w końcu zaprezentować wam nowy rozdział! Bardzo, ale to bardzo przepraszam za tak długą przerwę. Niestety, przeprowadzka to prawdziwe piekło, a ja dopiero od tego tygodnia zaczęłam wracać do wcześniejszego rytmu nie tylko pisania, ale również dnia. Oczywiście jestem szczęśliwa z nowego mieszkania, ale to – niestety – równa się wielkiemu chaosowi, który trochę mnie przerósł. Pomijam już fakt, że chciałam napisać coś sensownego, dokładnie tak, jak od samego początku sobie wyobrażałam, co również na swój sposób wydłużyło pisanie rozdziału. To, czy mi to wyszło, pozostawiam waszej indywidualnej ocenie.
Raz jeszcze przepraszam. Chciałabym serdecznie podziękować wszystkim, którzy czekają, pamiętają i wierzą we mnie bardziej niż ja sama w siebie. Nawet nie wiecie jak bardzo ciepło robi mi się na sercu, kiedy czytam te wszystkie komentarze i e-male – tutaj zwłaszcza Katherine B. Kochana, ten rozdział jest dla ciebie, bo to o twoich wiadomościach myślałam, zadręczając się tym, że znów nie napisałam ani linijki. Dzisiaj w końcu udało mi się za siebie wziąć – powyżej mamy efekt.
Nie chcę nic obiecywać, żeby nie rzucać słów na wiatr, ale kolejny rozdział powinien pojawić się w przyszłym tygodniu. Jeszcze w tym wypatrujcie czegoś na Untypical Love Story.
Jak na razie żegnam i oby do rychłego napisania,

Nessa.

4 komentarze

  1. To ja szybko bo w pracy jestem ale na twoje rozdziały zawsze chwile znajde. Zaskakujesz, intrygujesz i znów pozostawiasz mnie z wieloma pytaniami. I to niby ja jak pisze w komchach wyprzedzam akcje??? No nie ty kochana powalasz mnie na kolana swoją twórczością!!!!!!!! Brak słow na zachwyt!!!!
    Rozdział jest świetny! Prześwietny! Nic dodać nic ująć :D
    Podoba mi się baaaaardzo! :))
    Czekam na kolejny i BŁAGAM dodaj go szybko! :D.
    Pozdrawiam gorąco :**Niech wena będzie z TOBĄ!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudo, cudo, cudo! *-* Jeden z najlepszych rozdziałów! To jak opisujesz wszystko ze szczegółami, czuję jakbym stała na przeciwko całej akci. Cieszę się, że ten rozdział jest dedykowany mnie. To prawdziwy zaszczyt, a zwlaszcza, że chodzi o wlaśnie ten rozdział. Kajusz nareszcie objął władzę! I bardzo dobrze kochany blondynie! Normalnie uwielbiam Kajusza z książki oraz Jamiego aktora :D Chodzi mi teraz jedna myśl. Do straży Kajusza dolączyła dwójka utalentowanych wampirów. Śmiesznie by było jakby to okazał się ktoś z Cullenów :D Na koniec chciałabym jeszcze coś dodać. Nessa, czuj się wyjątkowa, ponieważ jeszcze nigdy na niczim blogu nie chcialo mi się pisać tak długich komentarzy z telefonu :D
    Czekam na nn i oby pojawiło się szybko :)

    Pozdrawiam,
    Katherine

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudownyyy !! Strasznie się cieszę, że w końcu się pojawił ! Warto było czekać ;) Stęskniłam się za twoim opowiadaniem. Kiedy w końcu pojawi się Demetri ?? ;( Mam nadzieję, że Aro nie zginął... Kajusz kompletnie nie daję się na władce ! xd
    Czekam na nn ;* Pozdrawiam i życzę weny

    OdpowiedzUsuń

  4. Zostałaś nominowana do liebster award. Więcej szczegółów na moim blogu
    http://wielkich-zmian-nadszegl-czas.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń


After We Fall
stories by Nessa