środa, 10 grudnia 2014

19. Pani Ciszy

Renesmee
Zamarłam w bezruchu, instynktowe cofając się o krok i napinając mięśnie. Serce zabiło mi szybciej, zdradzając zdenerwowanie, chociaż już od dziecka uczono mnie, że nie należy okazywać strachu, kiedy stało się oko w oko z nieśmiertelnym. To była jedna z podstawowych zasad; pod wieloma względami tacy jak ja czy moja rodzina, zachowywali się jak zwierzęta – nieprzewidywalne drapieżniki, który w sprzyjających okolicznościach kierowały się instynktem i pierwotną żądzą krwi. Strach jedynie dodatkowo prowokował do ataku, a jeśli zachowywało się jak zwierzyna łowna, prędzej czy później miało się nią zostać, tym bardziej, że w moich żyłach nadal krążyła krew.
Kobieta nie poruszyła się, przypatrując mi się w milczeniu rubinowymi, lśniącymi oczami. Jej twarz nie zdradzała żadnych emocji, piękna i spokojna. Po jej minie i zachowaniu nie byłam w stanie stwierdzić niczego, łącznie z tym, jakie mogła mieć względem mnie intencje, co bynajmniej nie ułatwiało sprawy. Podobnie jak i ja ją, mierzyła mnie wzrokiem, lekko marszcząc brwi i jakby mnie oceniając.
Pierwszym, co przyszło mi na myśl, kiedy ją zobaczyłam, było to, że z pewnością nie widziałam jej nigdy wcześniej. Była bardzo szczupła i drobna, o zdecydowanych i niezwykle wyrazistych rysach twarzy, które z łatwością zapadały w pamięć. Czarne, lśniące włosy związała w niedbały sposób, tak, że kilka luźnych kosmyków wymknęło się z koka – czy to za sprawą pędu, czy niedopatrzenia nieznajomej. Jak każda nieśmiertelna była nienaturalnie blada, co dodatkowo podkreślał kontrastujący z cerą kolor włosów. Nie oddychała, nawet nie próbując zachować pozorów normalności, a gdyby nie to, że sen stał się dla mnie prawdziwym przywilejem, pewnie uwierzyłabym, że jest wytworem mojej wyobraźni.
Na sobie miała jedynie wysłużone jeansy i czerwoną bluzeczkę z krótkim rękawem. Chociaż nie odczuwałam chłodu tak jak przed przemianą, jej strój w zestawieniu z przenikliwym zimnem oraz zalegającym na ziemi śniegiem, skutecznie przyprawił mnie o dreszcze. Mimochodem zauważyłam, że nie tylko jej włosy, ale również ubranie sprawiały wrażenie zaniedbanych, jakby kilka ostatnich dni, a może nawet tygodni, spędziła w lesie. Przez myśl przeszło mi, że to bardziej niż trochę prawdopodobne i że nieznajoma najpewniej jest nomadą, ale nie odważyłam się odezwać, a tym bardziej zapytać o to wprost.
Kobieta nieoczekiwanie zrobiła krok do przodu. Nawet przy tym nie wydawał z siebie najcichszego nawet dźwięku, poruszając się tak lekko i bezszelestnie, że w połączeniu z właściwą dla istot takich jak ona gracją, dało to fałszywe wrażenie tego, że jakimś cudem była w stanie płynąć w powietrzu.
Cofnęłam się o kolejny krok, przypadkowo uderzając plecami o pień najbliższego drzewa. Powinnam była usłyszeć szelest wzburzonych gałęzi i opadających drobinek strząśniętego śniegu, ale nic podobnego nie miało miejsca. Poczułam jedynie lodowate ukłucia śnieżnych kryształków, które musnęły moje policzki albo zaplątały się we włosy, jednak cisza trwała nieprzerwanie – tak doskonała, niezmącona… nienaturalna.
Gwałtownie nabrałam powietrza do płuc, ale prawie nie byłam tego świadoma. Czułam narastający niepokój, w miarę jak serce biło mi w coraz szybszym rytmie, jakby w jakiś cudowny sposób chciało połamać mi żebra albo wyrwać się na zewnątrz. Nagle również ten jeden dźwięk wydał mi się dziwnie odległy, jakby dochodząc z oddali i z każdą kolejną sekundą coraz bardziej cichnąć. To nie był normalne, a ja poczułam narastający niepokój; cokolwiek się działo, nie powinno mieć miejsca, a ja byłam coraz bliższa tego, by uznać, że za moment popadnę w szaleństwo.
Jakby… bańka ciszy. Miałam wrażenie, że od świata odgradza mnie… bańska ciszy.
Silence…
Nieznajoma przypatrywała mi się z uwagą, a ja odniosłam wrażenie, że jakimś cudem jest w stanie przewidzieć o czym myślę. W jej jarzących się tęczówkach dostrzegłam coś… jakby zrozumienie, chociaż równie dobrze mogłam się mylić. Czułam od niej coś, co skojarzyło mi się z jakimś nieopisanym smutkiem, a może nawet rozżaleniem, choć w tamtej chwili to nie miało dla mnie sensu.
Kim była? Czego ode mnie chciała? Nie rozumiałam niczego, a chociaż chciałam przynajmniej spróbować zapytać się o to, kim jest, nie mogłam zmusić się do tego, żeby wydobyć z siebie głos. Wszystko było nie tak, a ja czułam się coraz bardziej zagubiona i oszołomiona tym, co się działo – czegokolwiek dotyczyło, nawet jeśli nie miałam pewności skąd się brało…
Obserwującą mnie kobieta nagle zesztywniała i nerwowo obejrzała się za siebie. Instynktowe podążyłam wzrokiem za jej spojrzeniem, wypatrując czegoś pomiędzy drzewami. Odniosłam wrażenie, że dostrzec aż jakiś ruch kilka metrów za plecami nieznajomej wampirzycy, ale chociaż wysilałam wszystkie zmysły, nie słyszałam niczego, co mogłabym uznać za ślady czyjejkolwiek obecności. Miałam wrażenie, że właśnie znalazłam się na planie akcji jakiegoś starego, niemego filmu, będąc niczym element drugiego planu i na dodatek nie mając pojęcia, co takiego się dzieje i jaką rolę mam w nim odegrać. W głowie miałam pustkę i sama już nie byłam pewna tego, czy mogę ufać któremukolwiek ze swoich zmysłów, skoro słuch wydawał się mnie zawodzić.
Oddychałam coraz bardziej płytko, raz po raz wciągając do płuc lodowate, przesycone zapachami lasu, piżma i charakterystycznej dla wampirów słodyczy powietrze. Wcześniej nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak wielkie znaczenie ma dla mnie słuch, ale teraz już nie miałam złudzeń. Czułam się zdezorientowana i niepewna, niezdolna zużytkować informacji i bodźców, które podsuwały mi pozostałe, jeszcze bardziej wyostrzone zmysły. Nie sądziłam, że cisza może sprawiać ból, ale coś w tym przenikliwym milczeniu doprowadzało mnie do szaleństwa, sprawiając, że miałam ochotę rzucić się na ziemię, zwinąć w pozycji embrionalnej i zacząć niekontrolowanie krzyczeć… zacząć…
Na wpół świadoma tego, co się dzieje, zauważyłam, że pomiędzy drzewami zamajaczyła jakaś postać – zbyt szybko, bym mogła powiedzieć o niej cokolwiek więcej. Oczy ciemnowłosej kobiety rozszerzyły się nieznacznie; usta poruszyły, chociaż nie wydobył się z nich jakiś dźwięk. Nieznajoma przesunęła się, jakby chcąc stanąć komuś na drodze, ale była zbyt wolna i zrozumiałam to, kiedy moim oczom ukazała się najbardziej niezwykła istota, jaką kiedykolwiek spotkałam na swojej drodze.
Świat przyśpieszył. W jednej chwili wszytko wróciło do normy, a otaczająca mnie do tej pory bańka ciszy pękła i usłyszałam wszystko wyraźnie, jakby ktoś nagle podkręcił dźwięk w wyciszonym do tej pory telewizorze.
– Rosa, przestań! – zawołała gniewnie ciemnowłosa wampirzyca, jednak na jakiekolwiek protesty było już za późno.
Tuż przede mną zmaterializował się żywy płomień. To, co wcześniej było po prostu smugą, nagle zabłysło wyrazistym, dzikim blaskiem. Ogień pojawił się nagle, ale to nie był zwyczajny płomień i byłam tego świadoma już od pierwszej chwili, kiedy tylko zobaczyłam to, co działo się na moich oczach.
To była kobieta.
Zobaczyłam ją wyraźnie, chociaż miałam zaledwie ułamku sekund na to, żeby się jej przyjrzeć i jakkolwiek zareagować. Wyraźnie widziałam zarys kobiecych kształtów i twarzy – długie do pasa, kręcone włosy; roziskrzone gniewem oczy; delikatne rysy twarzy… – i zrozumiałam, że mam przed sobą ni mniej, ni więcej, ale żywą pochodnię.
Dziewczyna wydała z siebie przeszywający, nieludzki wrzask, który zwłaszcza po tym, czego dopiero co doświadczyłam, wydał mi się nienaturalnie głośny – wręcz ogłuszający. Zdążyłam jeszcze zauważyć, jak napina się płonące żywym ogniem ciało nieznajomej, a potem ta niezwykła istota skoczyła w moją stronę z prędkością i gracją atakującej kobry.
Nie byłam pewna, czy wtedy krzyknęłam, to zresztą nie było istotne. Spróbowałam odskoczyć, gorączkowo przesuwając się do tyłu, ale w pośpiechu potknęłam się o własne nogi i straciłam równowagę. W ostatniej chwili zdążyłam jeszcze rzucić się na bok, próbując uniknąć zderzenia z płonącą istotą, po czym jak długa runęłam na ziemię. Nawet nie poczułam bólu, zbyt oszołomiona i skoncentrowana wyłącznie na tym, że muszę uciekać. Popychana przez krążącą w moich żyłach adrenalina, natychmiast spróbowałam przetoczyć się na bok i poderwać się na równe nogi, ale zdążyłam zaledwie się obrócić, kiedy coś z siłą imadła zacisnęło się wokół mojej lewej kostki. Pisnęłam i szarpnęłam się, próbując wyzwolić się z uścisku, ale prawie natychmiast zostałam na powrót powalona na ziemię, niezdolna do tego, by się podnieść.
Strach ścisnął mnie za gardło, ale nie pozwoliłam mu się sparaliżować. Z całej siły zacisnęłam dłonie w pięści, nie dbając o to, że wbijam sobie paznokcie w skórę. Dla lepszej koncentracji zacisnęłam powieki, po czym nie po raz pierwszy w życiu skoncentrowałam się na wydobyciu z pamięci wspomnienia tego, czego doświadczyłam, kiedy Jane wykorzystała na mnie pełnię swojej mocy. Chciałam skorzystać z fizycznego kontaktu ze swoją przeciwniczką, próbując oszołomić ją tym, co wychodziło mi najlepiej – a więc wspomnieniami, które byłam w stanie przekazać, a które być może…
Gdzieś jakby z oddali doszedł mnie gniewny, dziki wrzask.
– Ty suko! – usłyszałam drżący, zniekształcony przez emocje i bez wątpienia kobiecy głos. Z jakiegoś powodu wydał mi się dziwnie znajomy, chociaż… – Ty…
Czyjaś dłoń zacisnęła się na moim gardle, omal nie miażdżąc mi krtani. Ktoś bezceremonialnie poderwał mnie do pionu, a potem moje ciało przeszył oszałamiający wręcz ból, kiedy moja przeciwniczką cisnęła mną z taką siłą, że chyba jedynie cudem nie złamałam na pół drzewa, które stanęło mi na drodze.
Krew zalała mi oczy, ograniczając widoczność i czyniąc wszystko falującymi, bezkształtnymi plamami szkarłatu. Powietrze uciekło mi z płuc; czułam palący ból w klatce piersiowej, gardło zaś płonęło, przez co próba złapania oddechu wydała mi się prawdziwą katorgą. Kolana ugięły się pode mną, a ja z jękiem osunęłam się wzdłuż pnia drzewa. Nawet gdybym chciała, nie byłabym w stanie utrzymać się w pionie, zbyt oszołomiona i obolała. W głowie mi wirowało, a jedynym, czego byłam świadoma, był rozrywający moje domagające się tlenu płuca ból…
Wiedziałam, że to jeszcze nie koniec. Czułam to całą sobą, aż nadto świadoma tego, że moja przeciwniczka zbliża się po raz kolejny. Miałam ochotę zacząć krzyczeć, może nawet błagać – cokolwiek, byleby to powstrzymać – ale nie byłam w stanie wydobyć z siebie głosu, ani tym bardziej zmusić swojego ciała do współpracy i wstać. Kręciło mi się w głowie, chociaż nie sądziłam, żeby było aż tak źle, bym straciła przytomność. Wszystko szło nie tak, a ja nie byłam pewna dlaczego – i co takiego zrobiłam rozszalałej, żądnej mojej krwi dziewczynie. Nie musiałam zgadywać, żeby zorientować się, iż wampirzyca mnie nienawidzi; jej gniew, wszystkie te negatywne uczucia, wydawały się niemal namacalne, aż przez myśl mi przeszło, że nagle się zmaterializują.
Ona mnie zabije, uświadomiłam sobie, ale chociaż myśl o tym dodała mi energii, to było zdecydowanie zbyt mało, żebym zdołała się podnieść. Próbowałam zmusić się do ruchu, zrobić… cokolwiek, ale ból i oszołomienia skutecznie unieruchomiły mnie w miejscu. Krew ograniczała widoczność i chociaż starałam się otrzeć twarz rękawem, osoki było zbyt dużo, bym nadążała. Pamiętałam, że kiedyś dziadek powiedział mi, iż rany głowy krwawią dużo obficie i wydają się bardziej poważne niż w rzeczywistości są, i chyba miałam tego idealny dowód.
Cóż, otwarta rana na pewno nie poprawiała mojej sytuacji – nie, kiedy moim katem był wampir…
– Powstrzymaj ją! – włączył się nowy głos, tym razem męski i wyraźnie niezadowolony. – Powiedziałem, żebyś…
Jakby z oddali doszedł mnie potężny huk, przywodzący na myśl zderzenie dwóch kamiennych bloków. Mimo swojego stanu, zdołałam niespokojnie rozejrzeć się dookoła, mimochodem uświadamiając sobie, że zaledwie kilka metrów ode mnie w błyskawicznym tempie przemieszczają się dwie bez wątpienia ludzkie sylwetki. Jedna z nich – drobna i smukła – musiała należy do mojej niedoszłej zabójczyni, druga z kolei do…
Sytuacja w jednej chwili uległa zmianie, kiedy wampirzyca została powalona na ziemię. Krzyknęła i zaczęła się szarpać, ale ktokolwiek ją trzymał, okazał się silniejszy.
– Nie ze mną te numery, Roso – usłyszałam jeszcze i w końcu zorientowałam się do kogo należał męski głos, ale zanim przyjęłam to do wiadomości, moje ciało ostatecznie się poddało.
Ostatnim, co zarejestrowałam, była cała wiązanka przekleństw rozżalonej Rosy, a potem w końcu straciłam przytomność.

To czucie wróciło jako pierwszej, ale bynajmniej nie byłam z tego zadowolona. Byłam świadoma tego, że leżę na czymś twardym i niewygodnym, a w skórę wbijają mi się drobinki czegoś, czego nie byłam wstanie zidentyfikować. Czułam przenikliwy chłód, jednak i to było mi obojętnym, nie tylko dlatego, że od chwili przemiany stałam się bardziej odporna na zmiany temperatury, również zimno. Co prawda moje po części ludzkie ciało lubowało się w cieple, ale w tamtej chwili to coś innego zaprzątało moją głowę, przysłaniając wszystko inne.
Skrzywiłam się, po czym z cichym jękiem spróbowałam ułożyć w taki sposób, żeby było mi wygodnie. Czułam palący ból w klatce piersiowej i delikatne pulsowanie w skroniach, co samo w sobie było uciążliwe, ale nie tak jak to, co poczułam, ledwo spróbowałam się ruszyć. Miałam wrażenie, że w odpowiedzi na samą tylko próbę obrócenia się na bok, ktoś wetknął mi żelazny pręt między żebra i – dla lepszego efektu – z całej siły uderzył mnie czymś ciężkim po głowie. Na ułamek sekundy przed oczami po raz wtóry zatańczyły mi czerwone plamy, a ja miałam wrażenie, że niewiele brakuje, bym znów zapadła w ciemność.
Nic z tego. Kiedy szok minął, a ból zelżał, przechodząc w znośne ćmienie, przekonałam się, że jestem jak najbardziej przytomna i w jednym kawałku. Instynktownie z całej siły napinałam mięśnie, zastygła w bezruchu i niechętna, by zaryzykować kolejne gwałtowniejsze przesunięcie się w którąkolwiek ze stron. W napięciu czekałam aż cierpienie po raz kolejny przybierze na sile, chyba nawet spodziewając się tego, że jakimś cudem znowu dopadnie mnie charakterystyczne dla rozchodzącego się po ciele jadu palenie, chociaż jednocześnie byłam świadoma tego, że to niemożliwe. Jak przez mgłę zaczynałam przypominać sobie to, co działo się przed tym, jak zamknęłam oczy i straciłam przytomność, ale wspomnienia były tak niespójne i chaotyczne, że…
– No… Wy to wiecie, jak dostarczyć człowiekowi rozrywki, nie powiem – usłyszałam ten sam głos, co i przed zaśnięciem.
– Nie jesteś człowiekiem – odparowała równie znajomym sopranem kobieta. Ten głos musiał należeć do ciemnowłosej wampirzycy, która jako pierwsza zwróciła moją uwagę. – I nie rządź się, jeśli łaska.
Nie usłyszałam odpowiedzi, ale to było najmniej istotne. Usłyszałam ciche kroki, kiedy ktoś przesunął się bliżej miejsca, gdzie leżałam; cichy szelest dał mi do zrozumienia, że ktoś się nade mną pochylił.
– Nie rządzę – stwierdził łagodnie rozmówca kobiety. – Ach… Co z nią?
– To ja się pytam, gdzie jest Rosa – odparowała dziewczyna.
Doszło mnie ciche, rozdrażnione westchnienie.
– Żyje, to chyba oczywiste. Moja droga Fiono, jak możesz w ogóle w to wątpić? – Wampir zamilkł, najpewniej chcąc upewnić sie, że słowa wywarły na kobiecie odpowiednie wrażenie. Przysłuchiwałam się temu, co raz bardziej oszołomiona, zwłaszcza, że już nie miałam wątpliwości co do tego do kogo należał głos – i komu zawdzięczałam życie. – Jak tylko przestała zachowywać się tak, jakby była szalona, poszła wyżyć się na urokliwszej części lasu… Jestem cierpliwy, ale wszystko ma swoje granice. Jak tak dalej pójdzie, twoja przyjaciółka zgubi nas wszystkich, a na to nie możemy sobie pozwolić – powiedział cicho… Aro.
Nie miałam najmniejszych wątpliwości, że to on, chociaż nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na pytanie, jakim cudem miałby się tutaj znaleźć – i to akurat teraz, kiedy usiłowałam go znaleźć. Powinnam była poczuć ulgę, może nawet radość z powodu tego, że faktycznie żył, tak jak tego oczekiwał Demetri, ale nie byłam do tego zdolna. W zasadzie sama nie byłam pewna, jakie są moje uczucia względem Aro Volturi, który co prawda zapewnił mi bezpieczeństwo, kiedy najbardziej tego potrzebowałam i nie miał z większego związku z tym, co spotkało mnie i moich bliskich. Mimo wszystko nie mogłam powiedzieć, że zdetronizowany władca znajdował się na liście osób, które chciałam poznać, a tym bardziej cokolwiek im zawdzięczać. Nie byłam pewna, czego oczekiwał Demetri i jako miałam odegrać w tym rolę, ale nie miałam siły i chęci, by się nad tym zastanawiać.
Chociaż zmęczona, bez trudu wychwyciłam nutkę groźby, którą wampir zawarł w słowach skierowanych do Fiony. Być może kiedyś podobne stwierdzenie zrobiłoby na niej wrażenie, ale nie tym razem, co dała mu do zrozumienia, parskając pozbawionym wesołości śmiechem.
– Cóż za zaskoczenie! Rosa zachowuje się tak, jakby była szalona! – zadrwiła, nie szczędząc sobie złośliwości. – Żartujesz sobie? Zarówno ty, jak i ja zdajemy sobie sprawę z tego, co takiego dręczy Rosę! To, co ty nazywasz szaleństwem, jest w rzeczywistości żalem, ale najwyraźniej nie jesteś w stanie tego pojąć – zarzuciła mu. – Ja i ona doskonale wiemy, czym jest prawdziwy żal…
– Zaczynasz być bezczelna – uświadomił ją Aro, tym samym ucinając wszelakie dyskusje. – W gestii Rosy jest to, żeby nauczyć się panować nad emocjami. Wy, młodsze pokolenia tego nie zrozumiecie, ale uczucia nie zawsze bywają najlepszym doradcą. Zwłaszcza w naszej sytuacji istotne jest zachowanie zdolności racjonalnego myślenia, ale po twojej przyjaciółce najwyraźniej nie powinienem się tego spodziewać. Daję ci szansę, żebyś spróbowała na nią wpłynąć, bo inaczej…
– Bo inaczej co? – wtrącił się nowy głos. Tym razem Rosa nie krzyczała ani nie warczała, nienaturalnie spokojna i jakby wyzuta z wszelakich emocji. – Zabijesz mnie, Aro? – zapytała prowokującym tonem.
Nie odpowiedział jej od razu; przez kilka następnym sekund panowała napięta, niepokojąca cisza.
– Jeśli będę musiał… Być może.
Nie skomentowała jego oświadczenia nawet słowem, jakby taka możliwość nie była dla niej niczym strasznym. Słyszałam, że się przemieściła, delikatnie stąpając po leśnym podszyciu i najwyraźniej nie będąc w stanie wytrzymać w bezruchu.
– Nie będzie takiej potrzeby. Już się uspokoiłam – odpadła cicho, ale wcale nie byłam tego taka pewna.
– Lepiej dla ciebie, żeby tak było – stwierdził spokojnie.
Zaśmiała się bez wesołości.
– Twojej małej podopiecznej nie grozi nic złego – rzuciła chłodno.
Nawet jeśli mówiła szczerze, nie uwierzyłam jej.
Zapadła cisza, chociaż lepiej czułam się, kiedy mówili, bo dzięki temu nie zwracałam większej uwagi na pulsujący ból. Ostatnie minuty wystarczyły, bym zdołała oprzytomnieć, ale chociaż byłam w stanie otworzyć oczy, nie mogłam się do tego zmusić. Niepewność co do tego, co działo się wokół mnie, doprowadzała mnie do szaleństwa, potęgując dręczące mnie poczucie zagrożenia. Bezruchu mnie wykańczał, poza tym do samego końca miałam nadzieję, że któreś z nich powie coś, co pozwoliłoby mi ocenić, dlaczego znajdowali się w tym lesie i jakie mieli plany względem mnie. Cóż, wszystko wskazywało na to, że nie miałam na co liczyć…
Coś lodowatego musnęło moje czoło, przypadkowo naruszając jakiś wrażliwy punkt na mojej skórze. Syknęłam i spróbowałam się odsunąć; nacisk natychmiast zelżał, a chwilę później doszło mnie przeciągłe, rozdrażnione westchnienie.
– Możesz już otworzyć oczy, Renesmee – uświadomił mnie Aro. – Każde z nas doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że odzyskałaś przytomność.
Zesztywniałam, zaskoczona jego słowami, chociaż już dawno zdążyłam się przekonać, że zdolności wampirów sięgają dużo dalej niż mogłabym sobie wyobrazić. Nie mając większego wyboru, zatrzepotałam powiekami i bardzo powoli otworzyłam oczy, gotowa natychmiast je zamknąć, gdyby coś było nie tak. Sama nie byłam pewna, czego się spodziewałam – być może chociażby nikłego, słonecznego blasku ostatnich promieni słonecznych – jednak nic nie drażniło moich przymrużonych oczu. Uspokojona, w pełni otworzyłam oczy, po czym nerwowo rozejrzałam się dookoła, chcąc rozeznać się w sytuacji.
Mimochodem zauważyłam, że ktoś musiał mi otrzeć krew z twarzy i oczu, bo widziałam aż nazbyt wyraźnie, dzięki czemu bez trudu zorientowałam się, że już nie znajduję się na skraju lasu, skąd mogłam swobodnie obserwować majaczące w oddali miasto. Spodziewałam się zobaczyć nad sobą korony drzew, ale czekało mnie rozczarowanie. Jak podejrzewałam, leżałam na litej ziemi czego, co chyba było niewielką jaskinią. Czułam chłód bijący od ścian i podłoża, przyjemnie kojący odczuwany przeze mnie ból poobijanego ciała, chociaż drobne kamyczki i nierówności podłoża w nieprzyjemny sposób drażniły moją skórę. Wokół panował przyjemny dla oczu półmrok, zresztą brak światła nie stanowił dla moich oczu szczególnej przeszkody. Dzięki wyostrzonym zmysłom doskonale widziałam każdy najdrobniejszy szczegół, łącznie z fakturą najbardziej oddalonych ode mnie ścian jaskini czy majaczące tuż naprzeciwko wejścia pnie rosnących blisko siebie drzew. Pomijając mój przyśpieszony oddech i szaleńcze bicie serca, nie słyszałam niczego – nawet szelestu igrającego pomiędzy nagimi gałęziami drzew wiatru albo typowych dla lasu odgłosów natury. To samo w sobie powinno mnie zaniepokoić, nawet pomimo tego, że w pamięci wciąż miałam to, czego doświadczyłam po pojawieniu się ciemnowłosej wampirzycy, tuż przed atakiem jej towarzyszki.
Dopiero po chwili zdecydowałam się zwrócić uwagę na znajdujące się w tuż obok mnie wampiry. Fiona – bo chyba tak miała na imię ciemnowłosa piękność – siedziała po turecku pod ścianą, jakby od niechcenia wpatrując się w nierówne sklepienie nad naszymi głowami. Jaskinią była niska i przekonałam się o tym, kiedy zwróciłam uwagę na drugą dziewczynę, nerwowo krążącą tuż przy wejściu do pieczary i wyraźnie unikającą mojego spojrzenia. Była niska i drobna – co najwyżej kilka centymetrów wyższa od Alice – a jednak zaledwie pół metra dzieliło czubek jej głowy od sklepienia. Chociaż niewiele zapamiętałam z ataku, tym bardziej, że moje jedyne wspomnienie Rosy wiązało się z oszałamiającym widokiem żywej pochodni, natychmiast rozpoznałam jej rysy twarzy, dokładnie takie same jak te, które majaczyły w mojej pamięci. Tym razem nie płonęła, więc mogłam przekonać się, że skórę ma gładką i mlecznobiałą, bez chociażby jednej niedoskonałości. Była piękna i na swój sposób słodka, chociaż wrażenie to mogło mieć związek z burzą długich, jasnych loków, opadających jej na ramiona i plecy, i sięgających niemal do pasa.
Rosa przystanęła gwałtownie, być może wyczuwając na sobie moje spojrzenie. Mimo wszystko czułam się przy niej nieswojo, tym bardziej, że dopiero co próbowała mnie zabić – i to bez jakiegokolwiek sensownego powodu. Nie patrzyła do mnie, stanęła zresztą w taki sposób, że nie byłam w stanie dostrzec jej twarzy i oczu, a tym bardziej określić, jaki mają wyraz. Czułam, że jest w równym stopniu spięta i podenerwowana co i ja, wyraźnie rozdarta pomiędzy wewnętrznym pragnieniem starcia mnie z powierzchni ziemi, a chęcią zachowania życia.
A co najważniejsze – Rosa skutecznie wzbudzała we mnie lęk samą tylko swoją obecnością, nawet pomimo tego, że już nie płonęła na moich oczach, ani nie próbowała rzucić mi się do gardła. Co prawda powiedziała, że jest spokojna i nad sobą panuje, ale mimo wszystko…
– Trochę skomplikowałaś nam plany, moja droga – stwierdził Aro. Aż wzdrygnęłam się, kiedy dotarło do mnie, że wampir kuca u mojego boku, już od dłuższego czasu uważnie mi się przyglądając. Zaraz tego pożałowałam, bo obolałe żebra po raz kolejny dały o sobie znać, jednak udało mi się zignorować ból i mimo zawrotów głowy, poderwać do pozycji siedzącej. – Wybacz… Wystraszyłem cię?
– Co tutaj się dzieje? – zapytałam natychmiast, nie zamierzają pozwolić na to, żeby omamił mnie przesadną wręcz uprzejmością i rzekomo troskliwymi spojrzeniami.
Aro rzucił mi przeciągłe, nieodgadnione spojrzenie. Sama również na niego patrzyłam, w równym stopniu oszołomiona sytuacją, co i jego obecnością. Co prawda właśnie, zupełnym przypadkiem, udało mi się go odnaleźć, a tego przecież oczekiwał ode mnie Demetri, jednak ten fakt mimo wszystko do mnie nie docierał. Czułam się dziwnie, móc po tych wszystkich tygodniach spojrzeć Aro w twarz, świadoma wszystkich zmian, które zaszły od chwili tego nieszczęsnego balu bożonarodzeniowego. Jeszcze nie tak dawno brałam nawet pod uwagę to, że wampir jest martwy; myśl o tym mnie nie niepokoiła, w zasadzie będąc mi całkowicie obojętną, tym bardziej, że nie sądziłam, iż Aro mógłby odegrać jakąkolwiek istotną rolę w moim życiu. Jedynym, o czym byłam w stanie myśleć, było to, że wraz z Hanną i Felixem tak po prostu zostawiliśmy Demetriego, a teraz nie mieliśmy nawet koncepcji na to, jak wrócić do Volterry i go uratować. Przez długie tygodnie byłam w stanie myśleć wyłącznie o tym oraz o przeciągających się, pozbawionych sensu poszukiwaniach rodziny, ale później…
Nic już nie wiedziałam. Niczego nie byłam pewna. Chyba nadal działałam niczym automat, próbując ograniczyć emocje do minimum i skoncentrować się na instynkcie, ale to wcale nie było takie proste, jak wydawało mi się jeszcze kilka godzin wcześniej. Niepewność mnie wykańczała, ból rozpraszał, a jedynym, czego byłam naprawdę świadoma, było to, że właśnie omal nie zginęłam – i że to właśnie Aro mnie uratował.
Nie miałam pojęcia, czego zawdzięczam tę odrobinę miłosierdzia i jak powinnam się teraz zachować, to zresztą nie miało dla mnie znaczenia. Nie chciałam tego, tak jak i nie chciałam być w tej jaskini, mierzący się z irracjonalne wręcz sytuacją, kiedy jak gdyby nigdy nic przebywałam w towarzystwie swojego niedoszłego kata – wampirzycy, która z jakiegoś powodu łaknęła mojej śmierci.
– To chyba nie jest takie proste pytanie – przyznał Aro, ostrożnie dobierając słowa. – Aczkolwiek nie da się ukryć, że bardzo cieszę się, widząc, że odzyskujesz siły. Rosa zachowała się bardzo lekkomyślnie, ale…
– Rosa tutaj jest i może się za siebie wypowiedzieć – przerwała mu chłodno dziewczyna. – Tak czy inaczej, daruj sobie i przestań zachowywać się tak, jakbyś był tutaj najważniejszy. To, co robię, jest moją sprawą i nie życzę sobie, żeby ktokolwiek mnie tłumaczył – i to zwłaszcza przed nią! – oznajmiła ze wzburzeniem, w końcu zwracając się w moją stronę.
– Roso, jeśli w tej chwili nie przestaniesz, wtedy naprawdę będę musiał… – zaczął ze zniecierpliwieniem Aro, jednak wampirzyca nawet nie czekała na to, żeby dokończył groźbę.
– Idę się przejść – oznajmiła chłodno, wyrzucając obie ręce ku górze w poddańczym geście. – Chcecie sobie z nią rozmawiać, proszę bardzo. Ja nie mam takiego zamiaru – dodała i odwróciwszy się na pięcie, pomaszerowała w kierunku wyjścia z jaskini.
Zanim całkiem zniknęła nam z oczu, zdążyła jeszcze obejrzeć się na mnie przez ramię, na pożegnanie wręcz piorunując mnie wzrokiem, jakby chciała w ten sposób oznajmić coś w stylu „To jeszcze nie koniec”. Spięłam się cała, czując na sobie jej zagniewane spojrzenie. W jej rubinowych oczach czaiły się ledwo hamowany gniew i żal, a także coś, czego nie byłam w stanie nazwać, a co przywodziło mi na myśl… szaleństwo. Była szalona? Nie miałam pewności, zresztą nie sądziłam, żeby to było aż takie proste.
– Czy wiesz, kim jestem? – zapytała mnie nieoczekiwanie Fiona. Niemal z ulgą oderwałam wzrok od jasnowłosej wampirzycy. – Kim… my jesteśmy?
Jej pytanie mnie zaskoczyło, tym bardziej, że nigdy wcześniej nie widziałam żadnej z nich na oczu. Próbowałam znaleźć jakikolwiek sens w zachowaniu Rosy względem mnie i tym, dlaczego również Fiona rzucała mi takie dziwne, nieodgadnione i na swój sposób zranione spojrzenia. Co prawda nie okazywała wrogości w aż tak otwarty sposób, jak jej towarzyszka, ale czułam, że oboje wampirzyce wydają się obwiniać mnie o coś, czego nie byłam świadoma.
Właśnie zamierzałam jej o tym powiedzieć, kiedy mój umęczony umysł podsunął mi wspomnienie mojej pierwszej misji w Greenpoint, podczas której towarzyszyłam Demetriemu, Felixowi oraz Alecowi i Jane. Nie byłam pewna, dlaczego akurat o tym pomyślałam w tamtym momencie – być może miało to związek z tymi wszystkimi skojarzeniami, które wzbudzała we mnie doprowadzająca do szaleństwa cisza, a może po prostu w pamięci wciąż miałam moją rozmowę z tropicielem, kiedy to sam nawiązał do tego wyjazdu – to zresztą nie miało znaczenia. Liczyło się wyłącznie to, że machinalnie znowu pomyślałam o Silence’u, a także o tym jak zginął i…
I nagle zrozumiałam.
„Jest nas troje. Prócz mnie jest jeszcze Fi” – powiedział mi podczas krótkiej rozmowy Silence, wcześniej informując mnie o tym, że zabity poniekąd z mojego powodu Sean był jego przyjacielem – „oraz Rosa. Ale ona ostatnio nie jest zbyt rozmowna”…
Rosa…
– Mój Boże, to o was powiedział mi Silence! – wyrwało mi się, zanim zdążyłam zastanowić się nad tym, co mówię i robię. Wyprostowałam się niczym struna, obojętna na ból i na to, że przed oczami po raz kolejny zatańczyły mi kolorowe plamy. – Ty jesteś…
– Zgadza się – odparła Fiona. Jej oczy pociemniały, ona zaś skuliła się nieznacznie, jakby samo imię wampira sprawiało jej ból. Natychmiast pożałowałam tego, że w ogóle się odezwałam, ale nic nie byłam w stanie poradzić na to, co zrobiłam. – A ty jesteś tą, przez którą zginął… Zginęli obaj – dodała cicho.
Nasze spojrzenia się spotkały, a ja zadrżałam mimowolnie. Czułam się pusta, a jej słowa jakby do mnie nie docierały, chociaż jednocześnie wszystko zaczęło nabierać sensu. Pamiętałam jasnowłosego wampira, którego Kajusz oskarżył o udział w walce, której w rzeczywistości nie było, chcąc w ten sposób potwierdzić fałszywe wspomnienia, które zaszczepiła mi Hanna. W żalu nie zastanawiałam się nad tym, kim był i czy faktycznie miał jakikolwiek związek ze śmiercią mojej rodziny; pragnęłam zemsty, a chociaż po śmierci wampira wcale nie poczułam się lepiej, miałam przynajmniej poczucie tego, że ktokolwiek zapłacił za to, co mnie spotkało. Nie zastanawiałam się wtedy nad konsekwencjami, ale teraz…
A potem Demetri zabił Silence’a, przekonany, że ten próbuje mnie skrzywdzić. Tego również nie chciałam, ale – podobnie jak i w przypadku Seana – nie byłam w stanie zrobić niczego, by jakkolwiek to naprawić.
– Ja nie… – zaczęłam, po czym potrząsnęłam z niedowierzaniem głową. – Nie chciałam tego – powiedziałam w końcu, choć zdawałam sobie sprawę z tego, że to niczego nie zmienia.
Pozbawione wyrazu spojrzenie Fiony jedynie utwierdziło mnie w tym przekonaniu.
– Być może – powiedziała w końcu, co prawda znowu wprost mnie nie oskarżając, ale ja wiedziałam swoje. – Wiem, że nie miałaś związku z tym, co spotkało Silence’a. Obserwowałam was wtedy… Ale Rosa nie daruje ci tego, co się wydarzyło, niezależnie od tego, jak wielki miałaś na to wpływ – uświadomiła mnie, spoglądając mi w oczy. Jej własne wydawały się lśnić w półmroku. – Ona cierpi. Zwłaszcza teraz, kiedy cię zobaczyła, nie myśli jasno. Co prawda nie przyszło mi do głowy, że mogłaby chcieć cię zabić, ale bądźmy szczerzy: czy ciebie to dziwi?
Nie odpowiedziałam, zbyt oszołomiona, żeby mierzyć się z zastanawianiem nad czymś tak… nieprawdopodobnym. Co powinnam myśleć o tym wszystko, co się działo? Jak miałam w ogóle mierzyć się ze świadomością tego, że ktoś nienawidził mnie aż do tego stopnia, żeby posunąć się do tego, by mnie zabić.
– Ona… To znaczy Rosa – powiedziałam w końcu, ostrożnie dobierając słowa. – Ona… płonęła, a ja…
– Och, gdyby Rosa potrafiła dokonać samozapłonu, wtedy mielibyśmy prawdziwy problem – wtrącił się Aro. Przeniosłam na niego wzrok, ale nie byłam w stanie się skupić. – To iluzja. Niezwykłe zdolności. Bardzo rzadkie – dodał i chociaż jego głos brzmiał poważnie, wyczułam tę charakterystyczną nutę, którą niejednokrotnie wcześniej słyszałam, kiedy w grę wchodziły jakiekolwiek niezwykłe umiejętności. Pod tym względem Aro zachowywał się niczym dziecko, które właśnie zdobyło nową zabawkę, żeby później dołączyć ją do swojej kolekcji. – A przy tym niezwykle praktyczne.
– Nie mów tego przy Rosie, bo jeszcze bardziej ja zdenerwujesz. Przypominam ci naszą umowę, Aro – rzuciła chłodnio Fi, przeczesując ciemne włosy palcami. – Nie jesteśmy na twoich usługach. Zapamiętaj to sobie.
– Gdzież mógłbym zapomnieć… – westchnął wampir, zaciskając usta. – Doskonale pamiętam, co takiego wam obiecałem.
Kobieta w zamyśleniu skinęła głową.
– Znakomicie. To, że tutaj jesteśmy, jest wyłącznie dobrą wolą moją i Rosy, i w każdej chwili może ulec zmianie – zastrzegła.
– Mam uwierzyć, że tak po prostu zrezygnujecie z okazji, żeby się zemścić? – zapytał i w tamtym momencie musiał trafić w sedno, bo Fiona spoważniała; jej oczy pociemniały jeszcze bardziej, nie zdradzając żadnych emocji.
Próbowałam jakoś nadążyć za ich rozmową i cokolwiek zrozumieć, ale to wcale nie było takie proste. Nie chodziło już nawet o to, że byłam obolała i ciężko mi się myślało. Już samo zachowanie Demetriego wydawało mi się dziwne, poza tym naprawdę nie spodziewałam się tego, że Aro może przebywać tak blisko Volterry – i to na dodatek w towarzystwie kobiet, które miały równie wiele powodów do tego, żeby obwiniać go w równym stopniu, co i mnie.
Fiona ponownie przeniosła wzrok na mnie, tym samym skutecznie wyrywając mnie z zamyślenia.
– Wracając do Rosy, lepiej dla ciebie, żebyś nie wchodziła jej w drogę. Postaram się przemówić jej do rozsądku, ale kiedy do głosu dochodzą emocje…
– Chyba wiem, co takiego masz na myśli – przyznałam cicho. – Ja… Naprawdę jest mi przykro z powodu Silence’a i Seana – dodałam, nie mogąc się powstrzymać.
– Przestań się tłumaczyć – warknęła, nie chcąc ryzykować, że spróbuję dodać coś więcej. – Mówiłam ci już, że widziałyśmy, co takiego zaszło. Silence… Silence nie był zły, poza tym mam wrażenie, że w innych okolicznościach mógłby ci polubić – stwierdziła, uciekając wzrokiem gdzieś w bok. Czułam, że wspomnienie wampira sprawia jej ból; już podczas podróży do Greenpoint w rozmowie z Silence’m wyczułam, że darzy Fionę uczuciem, najpewniej ze wzajemnością. – Nieważne. Tak naprawdę jego śmierć to tylko i wyłącznie jego wina – oznajmiła niespodziewanie, kierując swoje rubinowe tęczówki wprost na Aro.
Wampir uniósł brwi, bardziej zaskoczony niż jakkolwiek zaniepokojony jej stwierdzeniem. Wydawał się obojętny, a może nawet znudzony, chociaż po nieśmiertelnych trudno było stwierdzić, co tak naprawdę czują albo myślą. Niejednokrotnie przekonałam się już, że wampiry były stworzone nie tylko do czekania, ale również pozostawały mistrzami ukrywania emocji.
– Moja? – powtórzył. – O ile mi wiadomo, nie byłem nawet obecny przy tym, co spotkało waszego przyjaciela, dlatego nie rozumiem…
– Postawmy sprawę jasno, Aro – przerwała mu bez chwili wahania. – Gdybyś nie wysłał swoich ludzi, żeby uprzykrzyli nam życie, nic złego by się nie wydarzyło. Najpierw odebrałeś nam Seana, a potem… Zobaczyłeś to w jego wspomnieniach, prawda? Nas – mnie i Rosę. Jestem pewna, że nie mogłeś sobie darować tego, żeby przynajmniej nie spróbować posiąść naszych zdolności. Oczywiście do tego potrzebowałeś powodu, ale i tak…
– O czym wy teraz mówicie? – zapytałam w oszołomieniu, próbując nadążyć za tokiem jej rozumowania. Byłam zmęczona, co bynajmniej nie pomagało mi w kojarzeniu faktów. – Przecież to Silence…
Fiona pokręciła głową, Aro zaś zaśmiał się bez wesołości.
– Moja droga, obawiam się, że Silence cię okłamał, opowiadając ci o swoich niezwykłych zdolnościach – zwrócił się do mnie Aro, przenosząc na mnie wzrok.
– Nie rozumiem – przyznałam zgodnie z prawdą. – Silence… Jego imię i…
– Silence zrobił to dla mnie – wyszeptała Fiona. – To było niczym ironiczny żart, a może po prostu przeznaczenie… Nie wiem, ale wiedziałam, że pomiędzy nami jest coś niezwykłego już od pierwszej chwili, kiedy stanął na mojej drodze. Pani Ciszy odnalazła tego, który do niej należał – dodała, po czym zaśmiała się cicho, aczkolwiek jej oczy nadal pozostawały poważne i na swój sposób smutne. – Silence był moją ciszą, moim ukojeniem…
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem, w końcu zaczynając rozumieć. W pewnym sensie było to dla mnie oczywiste już od pierwszej chwili, w której ją zobaczyłam, ale dopiero teraz mogłam swoje przypuszczenia potwierdzić.
– Chcesz powiedzieć, że… wcale nie był uzdolniony. – Uważnie lustrowałam wzrokiem jej twarz, szukając potwierdzenia. – Okłamał mnie, żeby chronić ciebie i Rosę…
– Zawsze chciał mnie chronić – poprawiła mnie machinalnie. – Teraz to nie ma znaczenia. A prawdziwą Panią Ciszy byłam i zawsze będę ja.
Hannah
Pocałunek trwa, coraz odważniejszy i bardziej namiętny. Być może powinnam, ale nie potrafię się przed tym bronić, zbyt oszołomiona i złakniona pieszczoty, żeby tak po prostu przestać. Nawet nie chcę tego, w pełni skoncentrowana wyłącznie na bliskości Felixa, jego słodkim zapachu, sposobie w jaki dotyka mojego ciała… Jego ręce są wszędzie, podobnie jak usta, a ja nie pozostaje mu dłużna, nie próbując nawet ukrywać, że łaknę więcej. Chcę jego i wiem, że on pragnie mnie i mojego ciała w równym stopniu. Pokazał mi to już wtedy, w Rio de Janeiro, chociaż wtedy żadne nie miało dość odwagi, żeby nazwać to, czego tak naprawdę chcieliśmy.
Ja również nie potrafiłam tak po prostu przyznać się do tego, co czuję. Teraz wszelakie obawy zniknęły, a ja jestem w stanie myśleć wyłącznie o jego bliskości i o tym, co mi powiedział. Mam wrażenie, że od nadmiaru emocji wręcz dzwoni mi w uszach; nie słyszę niczego, prócz jego ostatnich słów – jakże oszałamiających, cudownych, pożądanych…
Zakochał się we mnie. On naprawdę się we mnie zakochał, a ja…
Ja czuję to samo. Nie sądziłam, że kiedykolwiek przyznam się do czegoś tak szalonego i to na dodatek komuś takiemu jak Felix, ale to teraz nie ma znaczenia. Jestem już zmęczona uciekaniem i udawaniem, że jestem taka silna i dzielna, i że nie potrzebuję nikomu. Do tej pory grałam, próbując przekonywać samą siebie, że sobie poradzę i że wcale nie czuję się tak przerażona i rozbita z powodu tego, co dzieje się wokół nas, ale teraz nie jestem w stanie tego ciągnąć. Nie potrafię bronić się i uciekać, dalej odpychać od siebie Felixa i tego, że chyba faktycznie coś do niego czuję – nie w obliczu tego, co sam mi w końcu powiedział i to po tak długim okresie oczekiwania na to, żebym w końcu mogła to usłyszeć.
To czyste szaleństwo, myślę, ale nie dbam o to, że to nie pora i miejsce na… Właściwie na co? Wiem, że mam coś do zrobienia i że istnieją ważniejsze priorytety – Renesmee, jej rodzina, Demetri… – ale teraz to wszystko schodzi na dalszy plan, a ja nie jestem w stanie tak po prostu zmusić się do tego, żeby zacząć myśleć logicznie. „Do diabła z logiką!” – mam ochotę wykrzyczeć, lecz nawet to jest dla mnie trudne, zwłaszcza, że nie da się mówić i jednocześnie całować. Moje wargi są coraz bardziej spragnione ust Felixa; oboje tego pragniemy, kiedy zaś wszelakie hamulce puszczają, żadne z nas nie jest w stanie przerwać tego, co dzieje się pomiędzy nami. Jego ręce są wszędzie, a ja drżę pod jego dotykiem, pragnąc jeszcze i jeszcze, chociaż być może nie powinnam…
Wsuwam ręce pod jego koszulę, zaczynając błądzić opuszkami palców po jego gładkich, nagich plecach. Mam wrażenie, że jego ramiona są stworzone dla mnie, a może to po prostu ja istnieję po to, żeby mógł mnie obejmować. Nigdy dotąd nie byłam aż tak bardzo świadoma muskulatury jego ciała, ani też nie pragnęłam kogokolwiek aż do tego stopnia. Chcę znaleźć się jeszcze bliżej, decydując się posunąć znacznie dalej niż do tej pory – dokończyć to, co rozpoczęliśmy w Rio de Janeiro, a może jeszcze w Volterze, kiedy Felix pocałował mnie po raz pierwszy. Sama nie jestem pewna, kiedy nasze relacje uległy zmianie, ale czułam to już w dniu balu, kiedy razem siedzieliśmy w tamtej małej, ukrytej komnacie, a ja zdradzałam mu swój największy sekret, ryzykując, że stracę nie tylko jego, ale również przyjaźń i zaufanie Renesmee oraz Demetriego. Nie chciałam myśleć o tym, że Felix mógłby działać na mnie aż do tego stopnia, ale teraz nie mam już wyboru, a okłamywanie samej siebie nie ma najmniejszego sensu.
Nie obchodzi mnie to, że jesteśmy przed domem i że zaledwie kilka metrów dalej znajduje się dom, gdzie czeka na nas cała rodzina nastawionych wrogo wampirów. Powinnam powiedzieć „dość” i pójść, żeby oddać rodzicom Renesmee wspomnienia, w końcu koncentrując się na tym, co było istotne, ale nie jestem w stanie wyobrazić sobie tego, że tak po prostu mielibyśmy przerwać… Nie jestem pewna, czy w ogóle potrafię to zrobić, odejść i…
To nieprawdopodobne, ale chyba naprawdę pragnę tego, żeby Felix posiadł mnie tu i teraz – tuż przed domem, w miejscu osłoniętym zaledwie przez rzucany przez drzewo cień. Pragnę położyć się na trafie, a potem już tylko się z nim kochać, obojętna na to, jak bardzo wydaje się to szalone, czy niewłaściwe.
Chcę tego. I on także.
– Felixie… – szepcę z ustami przyciśniętymi do jego warg. – Fel…
Nie daje mi dokończyć. Aż zapiera mi dech w piersiach, kiedy bezceremonialnie przyciska mnie do pnia drzewa, napierając na mnie całym ciałem. Czuję jego pragnienia – pożądanie i radość, mieszające się z moimi własnymi uczuciami – i poddaję się temu z rozkoszą, równie pozbawiona jakichkolwiek hamulców. Zarzucam mu ramiona na szyję i obejmuję nogami w pasie, chcąc znaleźć się jeszcze bliżej – tak blisko, jak tylko będzie to możliwe.
Pragnę go nade wszystko, a niemożność zaspokojenia naszych wspólnych potrzeb jest tak okropnym doświadczeniem, że niemal sprawia mi ból.
Jego palce muskają moją talię, a chwilę później wsuwają się pod moją bluzkę. Drżę w odpowiedzi na jego dotyk, coraz bardziej rozochocona i chętna, żeby przyjąć go takim, jakim jest – tu, teraz, zaraz… Nie jestem święta, poza tym już od ładnych kilku lat nie jestem dziewicą, a jednak czuję się tak podekscytowana i podenerwowana, jakbym była niedoświadczoną małolatą, stojącą przed perspektywą pierwszego razu. Nie mogę zresztą stwierdzić, żeby moja wspomnienia były szczególnie dobre, widziane ludzkimi oczami i mocno zniekształcone przez przemianę. Kto zresztą mógłby konkurować z kimś takim jak Felix albo…?
– Eee… Nie przeszkadzam wam przypadkiem?
Głos, który nagle wdziera się do naszej prywatnej bańki szczęścia, niemal w brutalny sposób ściąga nas na ziemię. Aż wzdrygam się, kiedy z gardła Felixa wyrywa się pełen niezadowolenia, zwierzęcy warkot. Nie mam nawet chwili na to, żeby się zastanowić, kiedy wampir przemieszcza się w błyskawiczny sposób, zsuwając mnie ze swoich bioder. Pewnie staję na ziemi, a chwilę później Felix materializuje się tuż przede mną, wciąż pod wpływem silnych emocji, gotów bronić przed ewentualnym niebezpieczeństwem.
Sama również czuję się oszołomiona i wytrącona z równowagą. Oddech mam przyśpieszony i nierówny, chociaż tlen jest mi zbędny do tego, żeby normalnie funkcjonować. Drżę na całym ciele, potrzebując dłuższej chwili, by skoncentrować wzrok na stojącym w niewielkim oddaleniu od nas wampirze – kiedy zaś rozpoznaję w nim równie zaskoczonego, co i zażenowanego Emmett’a, mam ochotę zapaść się pod ziemię, tym bardziej, iż czuję, że wampir widział przynajmniej część tego, co zaszło pomiędzy mną a Felixem.
– Cholera… Czego chcesz? – pyta mój towarzysz, w końcu rozluźniając mięśnie i uświadamiając sobie, że nie mamy powodów do niepokoju. W przeciwieństwie do mnie jest bardziej rozdrażniony, może nawet zły, ale na pewno nie zawstydzony.
Emmett rzuca nam wymowne spojrzenie, ale – dzięki Bogu, bo naprawdę nie ręczę za zachowanie Felixa! – nawet słowem nie komentuje tego, czego jest świadkiem. Próbuję dyskretnie poprawić włosy i przynajmniej względnie doprowadzić się do porządku, ale mam świadomość tego, iż jedynie jeszcze bardziej się pogrążam.
– Jak mówiłem, nie chcę wam przeszkadzać ani nic z tych rzeczy – mówi Emmett, po czym wywraca oczami, słysząc ostrzegawcze warknięcie Felixa. – Dobra! Już nic nie mówię… – reflektuje się i zaraz poważnieje. Zdążyłam już nauczyć się, że poważny Emmett Cullen to rzadkość i zdecydowanie nie wróży dobrze. Niestety, mam rację. – Macie natychmiast przyjść do domu. Alice miała kolejną wizję i… No cóż, nie jest zbyt dobrze.
– Renesmee… – szepcę bezwiednie, coraz bardziej oszołomiona i zaniepokojona. Jak mogłam zapomnieć…?
Nie dodaję niczego więcej. W jednej chwili Felix chwyta mnie za rękę i stanowczo ciągnie przed siebie, biegiem kierując się w stronę domu.
Żadne z nas nie sprawdza nawet, czy Emmett biegnie za nami. 
Przyznam, że jestem z siebie dumna. Rozdział nie tylko napisany z dziką przyjemnością, ale w stosunkowo krótkim czasie, na dodatek objętościowo dłuższy niż zazwyczaj. Liczę na to, że Was usatysfakcjonuję, aczkolwiek to jak zwykle pozostawiam Waszej ocenie. Tak czy inaczej, mnie się podoba, a to chyba istotne…
Od tej pory wszystko będzie działo się szybko. Do końca tej księgi zostało zaledwie jedenaście rozdziałów i epilog, więc nikt nie powinien narzekać na brak akcji. Co z tego wyjdzie, wszyscy przekonamy się z czasem, aczkolwiek jestem dobrej myśli… Dodatkowo sukcesywnie uzupełniam bohaterów, więc zapraszam do przejrzenia uaktualnionej zakładki. Tradycyjnie dziękuję za wszystkie komentarze; jesteście cudowni, a ja proszę o więcej.

Nessa.

6 komentarzy

  1. Boże tylko 11 rozdziałów? Proszę nie kończ jeszcze bloga !! Według mnie masz prawdziwy talent, sama próbowałam napisać takiego bloga, ale to co wyszło było raczej żałosne... Rozdział był jak zawsze wspaniały, czekam kiedy do akcji wkroczy Demetri <3 Życzę weny na dalsze części ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 11 rozdziałów do końca tej księgi. Zwieńczeniem trylogii będzie kolejnych trzydzieści części "Ukojenia", więc tak szybko się mnie nie pozbędziecie =)
      Dziękuję pięknie za tak pozytywną reakcję,
      Nessa.

      Usuń
  2. Dłuuugi rozdział:D Podoba mi się:D
    Czekam na rozwój sytuacji na linii Nessie- Rosa. Dziewczyny (Fi i Rosa) raczej nie będą zachwycone perspektywą odbicia Dema^^. Przypuszczam co mógł im zaoferować Aro. Zemstę. Więc prędzej będą chciały zabić Demetriego niż go ratować;] ja na ich miejscu nie ufałabym Aro. Mówić to on sobie może i obiecywać - kłamca jeden raczej nie spełnia swoich obietnic. No cóż- zobaczymy jak potoczą się dalej wypadki:)
    Cieszy mnie to się dzieje pomiędzy Hannah i Felixem, ale seks na trawniku..hmm to nie jest najlepszy pomysł. Zwłaszcza w takiej sytuacji:P Ciekawa jestem co zobaczyła Alice..pewnie Volterę, a jeśli tak to zapewne tam się udadzą..to jak im Emmet przerwał- ubawiłam się:D Em był zażenowany, a razem z Rose raczej nie przejmują się innymi, ale chyba też nie posunęli się aż tak w swoich dzikich harcach w miejscach, których ktoś mógłby ich zobaczyć:D no chyba,że o czymś nie wiem:D
    Już się nie mogę doczekać ponownego spotkania Renesmee i Demetriego:) I oczywiście tego jak zareaguje Edward na przyszłego zięcia^^(tak, zakładam, że się oświadczy- kiedyś). Hmm 11 rozdziałów... to dobrze, że będzie jeszcze jedna księga:D Nie chcę się jeszcze rozstawać z tą historią:)

    Weny
    Guśka

    OdpowiedzUsuń
  3. Ostatnio wpadłam na twojego bloga i spodobał mi się prolog. Im dalej czytałam tym bardziej mnie wciągało. No kochana przez ciebie się normalnie nie wyspałam. Wiem że rano trzeba wstać, a tu na śpiocha muszę skończyć ostatni rozdział bo nie usnę. Naprawdę ciekawie piszesz. Przyznam Ci się szczerze, że nie jestem fanką zmierzchu, a tu proszę raptem uwielbiam Renesme i Demetriego ( Parring Hany i Felixa też mi się mimo wszystko podoba XD)
    Czekam na więcej i zapraszam na http://taniec-z-wampirem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam Twojego bloga:-) nic mnie tak nie wciąga jak dobre opowiadanie:-) na każdy rozdział czekam z niecierpliwością, choć nie zawsze komentuję (za co z góry przepraszam). Pozdrawiam i życzę jak najwięcej weny:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak zwykle wspaniały rozdział ;) Podobają mi się te nowe bohaterki opowiadania. Nie spodziewałam się Ara w takim towarzystwie.
    Wiedziałam, że ktoś w końcu przerwie Hannie i Felixowi :D
    Rozdział pojawił się bardzo szybko. Dziękuję ci, że tak bardzo się dla nas starasz. Wenyyy ;*

    OdpowiedzUsuń


After We Fall
stories by Nessa