poniedziałek, 16 marca 2015

27. Przesłuchanie

Renesmee
Poczułam, że Demetri sztywnieje. Oboje jak na zawołanie spojrzeliśmy w stronę wejścia do celi, a ja dodatkowo spięłam się, ogarnięta złym przeczuciem. Chociaż za wszelką cenę starałam się nie okazywać strachu, zwłaszcza w jego obecności, instynktownie i tak zacisnęłam palce na jego ramieniu, coraz bardziej podenerwowana. Spojrzał na mnie krótko, próbując mnie uspokoić, ale to okazało się niemożliwe, skoro sam wyglądał na zaniepokojonego.
Kroki wyraźnie zbliżały się w naszą stronę i chociaż trudno było mi stwierdzić, czego powinniśmy się spodziewać, nie sądziłam, by czyjakolwiek wizyta była dla nas dobra. Zanim się obejrzałam, Demetri poderwał się na równe nogi, ciągnąć mnie za sobą i pomagając mi utrzymać równowagę. Uchwyciłam się jego ramienia, instynktownie chcąc zaprotestować, kiedy spróbował osłonić mnie własnym ciałem, wpychając mnie sobie za plecy, ale ostatecznie tego nie zrobiłam. W zamian zacisnęłam obie dłonie na jego ramionach, mocno do niego przywierając i ponad jego ramieniem starając się zobaczyć, co takiego się działo i dlaczego tropiciel wydawał się aż do tego stopnia poruszony. Nie musiałam widzieć jego twarzy, żeby wiedzieć, iż jest co najmniej niezadowolony z obrotu spraw, nie wspominając o poczuciu zagrożenia, które momentalnie poczułam. Wciąż byłam obolała i zesztywniała, poza tym czułam się strasznie słabo, co bynajmniej nie miało być mi pomocne, gdyby sytuacja się skomplikowała, a my musielibyśmy walczyć.
Zdecydowanie nie takie przebudzenia się spodziewałam, ale powinnam była już przyzwyczaić się do tego, że nic nie idzie zgodnie z tym, czego moglibyśmy oczekiwać. Euforia, którą odczuwałam nie tak dawno temu, zasypiając w ramionach najważniejszej osoby w całym moim życiu, teraz zniknęła, wyparta przez niepokój i nieopisany wręcz lęk. Chyba powinnam cieszyć się, że po wszystkim tym, co się wydarzyło, wciąż byłam zdolna do tego, żeby odczuwać te jakże ludzkie emocje, zwłaszcza naturalny w naszej sytuacji strach, ale wcale nie poczułam z tego powodu satysfakcji. Przez cały czas towarzyszyło mi poczucie pustki, co było chyba nawet gorsze, niż gdybym nagle wpadła w panikę albo po raz kolejny wpadła w gniew. Nie chciałam okazywać słabości przy Demetrim, który przecież wiedział o mnie wszystko, a co dopiero w towarzystwie naszych wrogów, którzy w każdej chwili mogli to wykorzystać. Pragnęłam być silna i zdecydowana, niezależnie od konsekwencji, ale już nie czułam wcześniejszej determinacji, a tym bardziej nie wyobrażałam sobie tego, żebym mogła rzucić się w wir walki, nie wspominając o jakichkolwiek próbach ucieczki.
Na ułamek sekundy przymknęłam oczy, bezskutecznie próbując zebrać myśli. Wtuliłam policzek w koszulę Demetriego, wdychając jego znajomy, słodki zapach. To do pewnego stopnia mnie uspokoiło, ale nadal czułam się bardzo niespokojna i ogarnięta niepokojem, którego w żaden sposób nie byłam w stanie zignorować. Nie byłam pewna, czy to możliwe, ale chyba nadal byłam w szoku, a przynajmniej w ten sposób chciałam usprawiedliwić przed samą sobą dręczącą mnie bezczynność. Uczucie paraliżu mnie wykańczało, ale choć za wszelką cenę pragnęłam coś z tym zrobić, byłam w stanie wyłącznie bezradnie tkwić w miejscu, zdając się na opiekuńcze objęcia tropiciela i biernie wpatrywać się w majaczące po przeciwległej stronie wąskiej celi wejście.
Już nie widziałam w ciemnościach aż tak dobrze, jak mogłabym oczekiwać, co niejako potwierdzało wyjaśnienia Demetriego, na temat tego, że Kajusza poparł ktoś, kogo zdolności mogły być albo największym darem, albo prawdziwym przekleństwem – zależnie od perspektywy. Ja sama skłaniałam się do tej drugiej wersji, bo chociaż zdążyłam przywyknąć do tej ludzkiej cząstki mojej natury, kiedy ta nagle zaczęła przeważać, poczułam się nieznośnie mała i bezbronna. Nie przeczę, wielokrotnie marzyłam o tym, by stać się człowiekiem i wieść normalne życie – bez ciągłego strachu, konieczności ukrywania się, otaczającej mnie śmierci… Z tym, że teraz doświadczałam czegoś na swój sposób odwrotnego i w ironiczny sposób okrutnego. Byłam nieśmiertelna i to w stopniu większym niż kiedykolwiek wcześniej, a mój świat składał się z elementów, które wzbudzały we mnie aż tak wielki lęk i obrzydzenie, zaś na domiar złego towarzyszyła mi naturalna ludzka słabość, której nie byłam w stanie tak po prostu zwalczyć. W zasadzie sama już nie byłam pewna, czy ta świadomość bardziej mnie przeraża, czy popycha do walki, to zresztą wydawało się najmniej istotne w sytuacji, kiedy i tak nie miałam być zdolna do tego, żeby cokolwiek zdziałać.
Przestałam o tym myśleć, w zamian koncentrując się na ciemnowłosym mężczyźnie, który pojawił się w zasięgu mojego wzroku. Chociaż nigdy wcześniej nie miałam okazji, żeby przyjrzeć się Marcusowi, podświadomie wyczułam, że to on, tym bardziej, że Demetri drgnął niespokojnie, jakby mając trudność z tym, żeby spokojnie ustać w miejscu. Mocniej zacisnęłam palce na ramieniu tropiciela, nie tyle w nadziei na to, że poczuję się chociaż trochę bezpieczniej, ale żeby mieć pewności, iż wampir nie zrobi czegoś głupiego, tym bardziej, że przybysz wyraźnie działał Demowi na nerwy. Już kiedy rozmawialiśmy, zdążyłam zorientować się, że Marcus jest pierwszy na liście osób, które mój partner najchętniej skróciłby o głowę, ale – co zarejestrowałam jedynie mimochodem – wcale nie byłam tym faktem zaniepokojona. Zdecydowanie bardziej martwiło mnie to, co mogłoby się wydarzyć, gdyby osłabiony przez zdolności nieśmiertelnego Demetri, spróbował walczyć z kimś, kto dysponował pełnią sił.
Zapadła ciągnąca się w nieskończoność chwila ciszy, a ja nie po raz pierwszy miałam wrażenie, że za moment oszaleję. To nie był aż tak przenikliwy rodzaj milczenia, jak ten, którego doznałam za sprawą Fiony, ale i tak nie przypadł mi do gustu, potęgując już i tak dręczące mnie strach i niepokój. Właściwie nie odrywałam wzroku od przybysza, uważnie lustrując go wzrokiem, jakbym chciała dobrze go zapamiętać, by zacząć go nienawidzić z mocą równą gniewowi, który z powodu mężczyzny odczuwał Demetri. Do przewidzenia było to, że – zresztą jak i każdy nieśmiertelny – Marcus okaże się niezwykle urodziwy, ale coś w jego wyglądzie i tak mnie poraziło. Był wysoki i ciemnowłosy, kiedy zaś przyjrzałam się jego twarzy, doszłam do wniosku, że w chwili przemiany nie mógł mieć więcej niż trzydzieści lat. Rysy miał harmonijne i zdecydowane, dzięki czemu łatwo zapadały w pamięć, chociaż trudno było mi stwierdzić czy to dobrze, czy źle. Wcześniej myślałam, że tak jak wszyscy członkowie straży przybocznej, będzie miał na sobie ciemną pelerynę, najpewniej aksamitnie czarna, co oznaczało wysoką pozycję w hierarchii, jednak Marcus najwyraźniej nie miał zamiaru dostosowywać się do jakichkolwiek zasad; na sobie miał zwykłe jeansy i niebieską, rozpiętą pod szyją koszulę, która sprawiała, że wyglądał nie tylko przystojnie, ale niezwykle zawadiacko – zwłaszcza w zestawieniu z nieco cynicznym, wyzywającym uśmiechem, który pojawił się na jego ustach.
Cała zesztywniałam, kiedy krwiste tęczówki wampira nieoczekiwanie powędrowały w moją stronę. Demetri momentalnie warknął i spróbował zmusić mnie do tego, żebym cofnęła się jeszcze o krok, to jednak okazało się niemożliwe, bo za plecami miałam litą ścianę. Mimo zimna, posłusznie przywarłam do niej całym ciałem, pozwalając na to, by tropiciel mnie osłonił, choć przecież byliśmy w równym stopniu bezbronni i wykończeni.
Kąciki ust Marcusa uniosły się ku górze, co dał mi do zrozumienia, że mężczyzna doskonale bawił się naszym kosztem. Zrozumiałam, że próbował sprowokować Demetriego, najpewniej próbując cenić trwałość łączących nas relacji, co zdecydowanie mi się nie spodobało. Zdawałam sobie sprawę z tego, że jestem słabym punktem mojego opiekuna, gdyby zaś wampir zdecydował się to wykorzystać…
– Muszę przyznać, że twoja dziewczyna jest niezwykle urodziwa. Nic dziwnego, że tak zawzięcie ją przed nami chroniłeś… – odezwał się cicho Marcus. Miał przyjemny dla ucha tembr głosu, jednak sposób w jaki wypowiedział poszczególne słowa momentalnie przyprawił mnie o dreszcze. – Ale teraz jest tutaj i w końcu możemy się poznać – dodał z pozornie niewinnym wyrazem twarzy, ale przyśpieszony oddech Demetriego dał mi do zrozumienia, że potrafił wyczytać pomiędzy wierszami coś, czego ja mogłam tylko się domyślać.
– Idź do diabła! – warknął, ale przynajmniej nie ruszył się z miejsca.
Marcus wydął usta, jakby urażony, chociaż iskierki rozbawienia w jego krwistych tęczówkach popsuły efekt. Czułam, że z każdą kolejną sekundą atmosfera gęstnieje i to do tego stopnia, że wcale bym się nie zdziwiła, gdyby w którymś momencie dało się ją kroić nożem. Miałam irracjonalne wrażenie, że w powietrzu nagle zabrakło tlenu, tym samym uniemożliwiając mi złapanie tchu, niezależnie od tego, jak bardzo się starałam.
– To nie było zbyt miłe, ale po tobie już dawno przestałem spodziewać się czegoś lepszego – stwierdził ze spokojem wampir. Cały czas się we mnie wpatrywał, a przynajmniej próbował, bez większego wysiłku dostrzegając mnie nawet za plecami osłaniającego mnie tropiciela. – Zresztą nieważne… Słodka Renesmee, czy w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego, jaką burzę wywołałaś? – zapytał cicho.
Nie od razu dotarło do mnie to, że wypowiedział moje imię. Nadal mówił spokojnie, może nawet z rozbawieniem, chociaż ani mnie, ani Demetriemu bynajmniej nie było do śmiechu. Chociaż do tej pory miałam spore trudności z tym, żeby zebrać myśli, coś w Marcusie spowodowało, że momentalnie zdwoiłam czujność, w pełni koncentrując się na kolejnych słowach nieśmiertelnego i starając się stwierdzić, czego mógł od nas oczekiwać – a tym bardziej czego chciał ode mnie. Demetri powiedział, że był jednym z tych, którzy próbowali nas zatrzymać, podczas zamieszania, które rozpętało się na balu bożonarodzeniowym, więc oczywistym wydawało się to, że Marcus mnie znał, ale mimo wszystko czułam, że jego wypowiedź dotyczy czegoś zgoła innego.
Uparcie milczałam, próbując udawać, że wcale nie słyszałam jego pytania albo że nie ma ono dla mnie najmniejszego znaczenia. Nie miałam pojęcia, po co przyszedł Marcus, ale liczyłam na to, że jeśli będę uchylać się od odpowiedzi i nie okażę strachu (przynajmniej nie w jakiś szczególnie wyrazisty sposób), wampir ostatecznie da za wygraną i odejdzie. Co prawda w tym jednym wypadku bardziej prawdopodobne wydawało się stwierdzenie, że „nadzieja jest matką głupich”, niż że „umiera ostatnia”, ale mimo wszystko…
– Najwyraźniej dziewczyna jest bardziej wyjątkowa, niż do tej pory przypuszczaliśmy. Tak, Marcusie, już to ustaliliśmy – usłyszałam nowy głos i to na moment mnie zdekoncentrowało. Kiedy z ciemności nagle wyłonił się Kajusz, serce omal nie wyrwało mi się w piersi, choć teoretycznie nie miałam powodów, by obawiać się tego wampira bardziej niż uzdolnionego w szczególny sposób Marcusa. – Śmierć Jane wszystko skomplikowała – stwierdził w zamyśleniu, podchodząc bliżej.
– Chciała zabić mnie – odpowiedziałam, nim w ogóle zdążyłam zastanowić się nad tym, co robię.
Kajusz natychmiast poderwał głowę, by móc na mnie spojrzeć. Z jasną karnacją i niemal srebrzystymi włosami, wyglądał niczym zjawa, zwłaszcza w ciemnościach. Zarówno on, jak i jego bracia, od samego początku mieli w sobie coś, co odróżniało ich od innych wampirów – być może właściwego z racji wieku, czy też z jeszcze innego powodu. Nie potrafiłam w pełni tego opisać, ale za każdym razem, kiedy spoglądałam na Kajusza, Marka albo Aro, miałam wrażenie, że ich skóra jest bardziej delikatna i krucha, z kolei oczy lekko zamglone, jakby jakimś cudem mogli mieć problemy ze wzrokiem…
A jednak kiedy Kajusz spojrzał na mnie w tamtym momencie, jego spojrzenie było zdecydowane i w niepokojący wręcz sposób bystre, choć trudno było mi stwierdzić cokolwiek więcej. To Aro odznaczał się największą charyzmą ze wszystkich, dzięki czemu przez całe wieki udawało mi się zachować władzę i – przynajmniej do czasu – utrzymać swoich podwładnych w ryzach, jednak to Kajusz był najbardziej bezlitosny i okrutny. Nie miałam wątpliwości co do tego, że gdyby chciał naszej śmierci, już dawno pozbyłby się zarówno mnie, jak i Demetriego. Może nawet sam by tego dokonał, nawet nie mrugnąwszy, gdyby jednak zdecydował się zakończyć nasze istnienie.
Z jakiegoś powodu tego nie zrobił. Miałam swoje podejrzenia, ale nie miałam odwagi nawet o nich pomyśleć, naiwnie wierząc w to, że jeśli będę milczeć, wtedy uda mi się uniknąć tego, co najgorsze. Skoro ja tutaj byłam, nie zamierzałam pozwolić na to, żeby pozostałym stała się krzywda, i to nie tylko dlatego, że byłam im to winna.
– Jane zawsze była porywcza – odparł obojętnym tonem Kajusz. Nie brzmiał na jakoś szczególnie przybitego śmiercią wampirzycy; raczej rozczarowanego, jakby to, czego się dopuściłam, było jedynie drobną niedogodnością, która w gruncie rzeczy nie miała wpływu na to, co sobie zaplanował. – Już dawno wróżyłem jej marny koniec… Nie przewidziałem tylko, że wszystkiemu winny będzie zwykły mieszaniec. To nawet trochę zabawne – dodał, chociaż nie wyglądał na rozbawionego.
Powstrzymałam grymas, słysząc w jaki sposób się o mnie wyrażał. Już mieszkając w Volterze, zdążyłam się przekonać, że nie wszyscy w szczególnie poprawny sposób podchodzili do tego, kim byłam, ale czym innym było znosić wymowne spojrzenia, a czym zgoła innym musieć słuchać, jak ktoś próbuje mnie poniżyć. Było mi wszystko jedno, co tak naprawdę myśleli sobie o istnieniu istot takich ja – w połowie wampirów, a w połowie ludzi – ale nawet Jane czy Heidi w aż tak otwarty sposób nie okazywały mi niechęci.
Mocniej ścisnęłam ramię Demetriego, nawet bez patrzenia na jego twarz przeczuwając, że najpewniej zareaguje w bardziej emocjonalny sposób. Nie raz stawał w mojej obronie i chociaż byłam mu za to wdzięczna, tym razem instynktowne działania mogły doprowadzić do tragedii, a na to nie mogłam pozwolić.
– Wszystko jest w porządku… – szepnęłam cicho, licząc na to, że tylko on mnie usłyszy, ale niedocenianie wampirzych zmysłów nigdy nie było dobrym pomysłem.
– Masz coś do powiedzenia, Demetri? Jesteś dziwnie milczący, chociaż zwykle na mój widok bluzgasz na prawo i lewo – zagaił Kajusz, choć na moment tracąc zainteresowanie moją osobą.
Demetri parsknął wymuszonym, pozbawionym wesołości śmiechem.
– Nie sądzę, by istniały jeszcze przezwiska, których już ode mnie nie usłyszałeś – odparł chłodno. Czułam, że panowanie nad sobą kosztuje go mnóstwo wysiłku. – A nawet jeśli, to nie mam w zwyczaju przeklinać przy kobietach.
– Od kiedy? – Kajusz uniósł brwi. – To wręcz nieprawdopodobne, że wzgardziłeś tyloma przedstawicielkami naszej rasy, by ostatecznie poniżyć się dla ludzkiego pomiotu – westchnął, potrząsając z niedowierzaniem głową. – Przez lata cię ceniliśmy, przede wszystkim za twoje oddanie. Ja również, więc tym bardziej przykro jest mi spokojnie przyglądać się temu, jak popełniasz coraz to gorsze błędy. Wiesz dobrze, że Volturi nie dają drugiej szansy, ale gdybyś jeszcze się zastanowił…
– Akurat! – prychnął, nawet nie kryjąc niechęci. – To zaczyna brzmieć trochę jak jedna z tych cholernych gadek Aro, przed którymi tak bardzo oponowałeś. Ironia losu, prawda? – zadrwił, a ja jeszcze bardziej się spięłam, tym bardziej, że oczy Kajusza w wyraźny sposób pociemniały.
– Jesteś o wiele zbyt dumny i bezczelny, żeby docenić przejawy dobrej woli. Oczywiście zdajesz sobie sprawę z tego, że kolejnej szansy już nie będzie, prawda?
Chociaż pytanie Kajusza z założenia miało brzmieć na retoryczne, Demetri i tak zdecydował się odpowiedzieć:
– Jako to przeżyję – stwierdził z kpiną. Czułam, że to nie jest najlepszy pomysł, ale nie próbowałam go powstrzymywać przed dalszym igraniem z kończącą się cierpliwością wampira. – Ale dziękuję bardzo. To zastanawiające, że aż tak się o mnie troszczysz – prychnął i chociaż nie widziałam jego twarzy, bez trudu wyobraziłam sobie znajomy, kpiarski uśmiech, który tak dobrze znałam.
– Jeszcze tego pożałujesz – stwierdził chłodno Kajusz. – Wiesz, jak to działa: jesteś z nami albo przeciwko nam.
– Wydawało mi się, że tę jedną kwestie mamy już dawno ustaloną… Doprawdy, czyżbym wyjaśnił się mało klarownie, kiedy po raz pierwszy posłałem cię do diabła, mój panie? – dodał, celowo przeciągając sylaby przy końcu wypowiedzi.
Zauważyłam, że przez twarz Marcusa przemknął cień, jakby zaczynał wahać się nad tym, czy nie powinien zareagować, ale Kajusz sprawiał wrażenie nieznośnie spokojnego i irytując wręcz pewnego siebie. Z jakiegoś powodu jego milczenie w odpowiedzi na złośliwe komentarze Demetriego, zaniepokoiło mnie nawet bardziej niż wybuch gniewu albo cokolwiek innego, bardziej właściwego w obecnej sytuacji.
– Jak rozumiem, nic się nie zmieniło – powiedział cicho, ostrożnie dobierając słowa. Jego głos nie wyrażał żadnych emocji, ja zaś byłam coraz bardziej zdenerwowana. – Nie powiesz mi tego, co chciałbym wiedzieć.
Choć to właściwie nie było pytanie, mój partner nie zawahał się nawet przez moment.
– Brawo! To już jakiś postęp – w końcu do ciebie dotarło!
Igrał z ogniem i doskonale musiał zdawać sobie z tego sprawę, ale znałam go na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że to jedynie gra. Udawał silnego, uparcie ukrywając faktycznie emocje, zwłaszcza w moim towarzystwie. Już nie chodziło tylko o udowodnienie Kajuszowi tego, że nie odczuwa względem niego nic, prócz czystej nienawiści i niechęci, ale przede wszystkim o uspokojenie mnie. Chciał, żebym poczuła się przy nim naprawdę bezpieczna – chronił mnie, uparcie zwracając uwagę Marcusa i Kajusza na siebie, byleby nie zainteresowali się mną – i doceniałam to, choć jednocześnie miałam ochotę nim potrząsnąć.
Ja też w tym trwałam. Byłam tutaj na własne życzenie, a przeze mnie zmarnował jedyną okazję do ucieczki… Ba! W ogóle znalazł się w tym miejscu, woląc ratować mnie, Felixa i Hannę, niż pozwolić na to, żeby spotkało nas cokolwiek złego. Teraz robił to znowu, chociaż tego nie oczekiwałam, a tym bardziej nie zamierzałam po raz kolejny biernie przyglądać się temu, jak pakuje się w kłopoty. Przestań, po prostu przestań…, pomyślałam gorączkowo, wykorzystując naszą bliskość, żeby przekazać mu to, co chodziło mi po głowie, ale choć nieznaczne drgnięcie z jego strony dało mi do zrozumienia, że usłyszał moje myśli, nic nie wskazywało na to, by zamierzał mnie usłuchać.
– Więc co robimy? – odezwał się Marcus, zwracając się bezpośrednio do pogrążonego we własnym myślach Kajusza. Wampir wyglądał na zniecierpliwionego, najwyraźniej równie porywczy i dumny, co i Demetri. Nie podobało mi się to, że do pewnego stopnia wydawali się być do siebie podobni, ale nie mogłam zaprzeczyć, że męska duma najwyraźniej była czymś właściwym dla wszystkich samców. – Mówiłem, że to strata czasu. Przerabiamy ten sam scenariusz już od tygodni, na dodatek teraz nie ma Jane… – dodał, a ja cała zesztywniałam, uświadamiając sobie, co takiego musiało regularnie spotykać Demetriego, kiedy ta mała wariatka jeszcze żyła; sam zainteresowany oczywiście nie zająknął się na ten temat nawet słowem, ale to już nie miało znaczenia.
– Jane nie jest potrzebna – odparł ze spokojem Kajusz. – Nie rozumiesz, że wbrew wszystkiemu mamy szczęście? Zastanów się przez moment… Albo najlepiej od razu przyprowadź do mnie dziewczynę – zadecydował i w jednej chwili wszystko stało się jasne.
Wyczułam, że Demetri sztywnieje, wyraźnie zaniepokojony. Takiego scenariusza żadne z nas nie przewidziało, a choć liczyłam się z tym, że w każdej chwili może wydarzyć się coś niedobrego, aż musiałam przytrzymać się ściany, kiedy zobaczyłam, jak Marcus szybkim krokiem przesunął się w naszą stronę. Mój partner w jeszcze bardziej obcesowy sposób spróbował zasłonić mnie swoim ciałem, ale to jedynie jeszcze bardziej rozbawiło zbliżającego się do nas wampira. Nawet ostrzegawcze warknięcie, które wyrwało się z gardła tropiciela, nie zrobiło na nim większego wrażenia, tym bardziej, że pod wpływem jego zdolności żadne z nas nie było dla niego szczególnie godnym przeciwnikiem.
– Odsuń się – rzucił jakby od niechcenia Marcus, obrzucając Demetriego obojętnym spojrzeniem. – Mówię poważnie…
– Ani mi się śni – warknął i drgnął niespokojnie, kiedy wampir przesunął się o kolejny krok. – Nie zbliżaj się!
Przez twarz Marcusa przemknął cień.
– Zupełnie jakbyś miał coś do powiedzenia… Ale sam się prosiłeś.
Przemieścił się tak szybko, że jego sylwetka na moment rozmazała mi się przed oczami. Zanim którekolwiek z nas zdążyło zareagować, rzucił się w naszym kierunku, bez chwili wahania zamierzając się na Demetriego. Krzyknęłam, chcąc zaprotestować – jakkolwiek go ostrzec – ale jeden błyskawiczny ruch wystarczył, by tropiciel z jękiem wylądował na ziemi. Kątem oka zauważyłam, że prawie natychmiast poderwał się na równe nogi, ale nim zdążył chociażby usiąść, lodowata dłoń zacisnęła się na moim ramieniu. Marcus szarpnięciem wyciągnął mnie z kąta, w który wepchnął mnie Demetri, tak gwałtownie, że w pierwszym odruchu zachwiałam się i omal nie straciłam równowagi. Ledwo zdołałam uchwycić pion, gdy poczułam silny cios w plecy i zatoczyłam się, na moment tracąc oddech i wpadając wprost w nastawione ramiona Kajusza.
Wszystko działo się bardzo szybko. W jednej chwili stałam, a następnej lodowate ramiona wampira otoczyły mnie od tyłu, obejmując tak mocno, że aż zabrakło mi tchu. Aż zachłysnęłam się powietrzem, kiedy Kajusz przydusił mnie lekko, żebym nie zaczęła krzyczeć. Poczułam ostry ból w już i tak mocno obolałych żebrach, chociaż to było niczym w porównaniu z paraliżującym lękiem, kiedy ogarnął mnie, gdy lodowaty oddech musnął moją odsłoniętą szyję. Instynktownie zacisnęłam palce na przytrzymującym mnie ramieniu, walcząc o przynajmniej częściową swobodę, ale z równym powodzeniem mogłabym siłować się z kratami celi, jeszcze przed przybyciem Kajusza i Marcusa.
Oddychałam spazmatycznie, bezskutecznie próbując zapanować nad własnym ciałem i narastającym lękiem. Kajusz trzymał mnie mocno, pozostając gdzieś poza moimi plecami, przez co nawet nie byłam w stanie stwierdzić, jakie może mieć intencje. Serce trzepotało mi się w piersi, zdradzając wszystkie targające mną emocje – zwłaszcza przerażenie, tym bardziej, że usta wampira znajdowały się niebezpiecznie blisko mojego gardła. Już raz pokusił się o to, żeby mnie ugryźć, a gdyby pokusił się o to po raz drugi…
Dzikie warknięcie wytrąciło mnie z równowagi. Natychmiast znieruchomiałam w ramionach mojego oprawcy, w zamian koncentrując się na Demetrim. Chociaż niewiele silniejszy od człowieka, w końcu zdołał się podnieść i momentalnie spróbował rzucić się w stronę Kajusza. Oczy mu pociemniały, a do spojrzenia wkradło się coś nieludzkiego, wręcz zwierzęcego, kiedy ostatecznie stracił równowagę. Miałam wrażenie, że wszystko dzieje się jakby poza mną, zupełnie jakby od świata oddzielała mnie gruba szyba, której w żaden sposób nie miałam być zdolna się przebić, a jednak kolejne obrazy zapadły mi w pamięci z nieprawdopodobną wręcz dokładnością.
Choć nie sądziłam, że będzie do tego zdolny, Demetri jakoś zdołał wyminąć Marcusa i ruszyć w moją stronę. Poruszał się niesłychanie szybko i sprawnie, lepiej od przeciętnego dziecka, chociaż przy prędkościach, które potrafiły rozwinąć wampiry, jego starania wydawały się marnymi próbami dorównania istotom nieśmiertelnym. Mimo wszystko, kiedy rzucił się w stronę Kajusza, przez moment miałam wrażenie, że jakimś cudem uda mu się zaatakować, ale moje nadzieje okazały się płonne.
– Nie radzę – usłyszałam niemal całkowicie wyprany z jakichkolwiek emocji głos Kajusza. Wampir bez większego wysiłku uskoczył, ciągnąc mnie za sobą i bynajmniej nie siląc się na delikatność. – Spróbuj jeszcze raz, a przysięgam, że rozerwę jej gardło – dodał, a ja nie miałam najmniejszych wątpliwości co do tego, że byłby do tego zdolny.
Demetri również nie, reagując na słowa Kajusza nawet pod wpływem tak silnych emocji. Zastygł w bezruchu tak nagle, że przez moment wyglądał niczym marmurowy posąg jakiejś niezwykłej istoty – bezlitosnego boga zemsty, który z jakiegoś powodu pokusił się o to, żeby zaszczycić słaby, ludzki świat swoją obecnością. Jego oczy pociemniały do tego stopnia, że po raz kolejny przywiodły mi na myśl dwa rozżarzone węgliki, ale tym razem nie miało to żadnego związku z pragnieniem albo obecnością krwi. Gniew Demetriego był niemal namacalny, a gdyby spojrzenie mogło zabijać, zarówno Kajusz, jak i Marcus, momentalnie padliby trupem, chociaż to w przypadku wampirów wydawało się fizycznie niemożliwe. Choć zdawałam sobie sprawę z tego, że jego emocje nie mają żadnego związku ze mną, sama również skuliłam się, porażona mocą jego niepokojącego, nieludzkiego spojrzenia; zabawne, ale w tamtej chwili byłam świadoma jego dzikiej, wampirzej natury bardzie niż kiedykolwiek wcześniej, kiedy był w pełni sił.
Z tym, że to nie wystarczyło, kiedy zaś uważniej przyjrzałam się ukochanemu, doszukałam się w jego spojrzeniu czegoś jeszcze – skrywanej słabości, którą za wszelką cenę starał się ukryć, a która wydawała się zmieniać wszystko: lęku.
Demetri się bał.
Cisza, która nagle zapadła, była dla mnie nie do zniesienia. Miałam ochotę paść na kolana i zacząć krzyczeć, byleby tylko to przerwać, ale ramiona Kajusza skutecznie utrzymały mnie w pionie. Oddychałam płytko, ledwo łapiąc oddech i krzywiąc się niemal przy każdym wdechu, chociaż nie byłam pewna, czy to wina krępującego mnie uścisku, czy też jednak moje już i tak poobijane żebra ostatecznie się poddały, a ja jednak coś złamałam. Już niczego nie wiedziałam, to zresztą wydawało się pozbawione znaczenia w sytuacji, kiedy jedynym, czego byłam tak naprawdę świadoma, pozostawała perspektywa wiszącej nade mną śmierci.
– Tak jest dużo lepiej – stwierdził cicho Kajusz. Miałam wrażenie, że minęły całe wieki, zanim w końcu zdecydował się odezwać. – W końcu zaczynasz zachowywać się rozsądnie… W takim razie porozmawiamy sobie, tak jak powinniśmy byli od samego początku – zadecydował ze spokojem, który mnie doprowadzał do szaleństwa. Brzmiał tak, jakbyśmy faktycznie prowadzili uprzejmą konwersację, a on wcale nie trzymał mnie za gardło, gotowy bez chwili wahania pozbawić mnie życia. – Rozumiesz, co stanie się, jeśli znów spróbujesz mi się sprzeciwić? – zapytał z powagą, dla podkreślenia swoich słów na moment wzmagając uścisk wokół mnie. Wyrwał mi się zduszony okrzyk, chociaż próbowałam się powstrzymać.
Demetri nie odpowiedział, po prostu spoglądając w naszą stronę. W jednej chwili jego oczy wydały mi się puste i bez wyrazu, co przeraziło mnie bardziej niż cokolwiek innego. Zauważyłam, że drży, niespokojnie zaciskając dłonie w pięści i nawet nie będąc w stanie udawać, że wszystko jest w porządku.
– Odpowiedz! – warknął na niego Marcus, stając pomiędzy tropicielem a Kajuszem. Wyglądał na rozluźnionego, najwyraźniej przekonany, że wampir i tak nie posunie się do zrobienia czegoś aż tak wybitnie głupiego, jak kolejny atak.
– Tak. – Po tonie i wyrazie twarzy ukochanego poznałam, że ta dwójka nie mogła bardziej go upokorzyć.
Łzy wściekłości napłynęły mi do oczu, chociaż za wszelką cenę starałam się zachować spokój. Nie chciałam dawać Kajuszowi tej satysfakcji, ale kiedy obserwowałam Demetriego… To zaczynało być dla mnie coraz trudniejsze do zniesienia, a przecież zdawałam sobie sprawę z tego, że to dopiero początek.
Spróbowałam zapanować nad oddechem, siląc się na zachowanie spokoju, tym bardziej, że Kajusz wciąż trzymał się niebezpiecznie blisko mnie. Miałam nadzieje, że jeśli zachowam spokój, zdołam uśpić jego czujność i Volturi choć trochę rozluźni krępujący mnie uścisk, ale wszystko wskazywało na to, że nie miał takiego zamiaru. Czegokolwiek nie zarzuciłabym Kajuszowi, musiałam przyznać, że zawsze był najbardziej rozsądny i zdecydowany w tym, co robił. Teraz z kolei traktował nas jako potencjalnych wrogów, a to nie mogło się skończyć dobrze – i to ani dla mnie, ani dla Demetriego.
– Wiesz, o co chcę zapytać – podjął spokojnym tonem Kajusz, zachowując się tak, jakby prowadzili z Demetrim uprzejmą konwersację na temat tak neutralny, jak sytuacja polityczna kraju albo aktualna pogoda. Nie widziałam wyrazu twarzy trzymającego mnie wampira, ale nie tak trudno było mi wyobrazić sobie pustkę w jego rubinowych oczach. Z kolei po spojrzeniu tropiciela poznałam, że jest w równym stopniu wściekły, co i całkowicie bezradny. – Powiedz mi, a wtedy…
– Nie współpracowałem z tobą przez cały ten czas… Dlaczego uważasz, że teraz zdradzę Hannę i Felixa? – zapytał cicho, ale wcale nie zabrzmiał na tak zdecydowanego, jak mogłabym w tej sytuacji oczekiwać.
Kajusz nie odpowiedział; z jakiegoś powodu jego milczenie wydało mi się bardziej niepokojące niż nawet najgorsze groźby czy jakiekolwiek inne słowa. Miałam złe przeczucie, a każda kolejna sekunda wątpliwości sprawiała, że…
Nie wyczułam, kiedy Kajusz się poruszył, ale to nie miało znaczenia. W jednej chwili mnie trzymał, a już w następnej sekundzie popchnął mnie na ścianę tak nagle i mocno, że aż pociemniało mi przed oczami. Usłyszałam urywany krzyk i dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że zwielokrotniony przez echo dźwięk w rzeczywistości wyrwał się z mojego gardła. Ból na moment mnie oszołomił, ale to było niczym w porównaniu z tym, co poczułam, kiedy usłyszałam ostrzegawcze warknięcie całkowicie wytrąconego z równowagi tropiciela. Nie byłam nawet w stanie na niego spojrzeć, nie wspominając o skoncentrowaniu się na jego twarzy; chwiałam się na nogach, próbując utrzymać się w pinie i zrozumieć, dlaczego w powietrzu znów czuję krew – nęcąca, słodką i jakby znajomą… ponieważ należała do mnie.
Na moment straciłam równowagę i byłabym upadła, gdyby lodowate dłonie z siłą imadła nie zacisnęły się na moich ramionach. Kajusz znów zmaterializował się u mojego boku, szarpnięciem stawiając mnie do pionu, co bynajmniej nie okazało się przyjemne. Gotowa bronić się przed kolejną dawką bólu, byłam gotowa rzucić się do ucieczki, ale nawet gdybym nie była wciąż zmroczona uderzeniem, szarpiąc się i próbując wyrywać, mogłabym tylko jeszcze bardziej sobie zaszkodzić, a na to nie mogłam pozwolić – nie na oczach Demetriego.
– No cóż… – doszedł mnie niemal entuzjastyczny szept Kajusza.
– Przestań! – przerwał mu natychmiast Demetri. Jego głos zabrzmiał dziwnie obco, zniekształcony przez emocje; byłam świadoma przede wszystkim mieszanki przerażenia i gniewu, tym bardziej, że to pierwsze w żadnym wypadku nie było dla niego właściwe. – Podnieś na nią rękę jeszcze raz, a przysięgam, że…
Obserwujący sytuację jakby od niechcenia Marcus parsknął nieco wymuszonym śmiechem.
– Ty wciąż nie zrozumiałeś, prawda? – zapytał, potrząsając z niedowierzaniem głową. Brzmiał trochę jak wzorowy ojciec, z pobłażaniem spoglądający na nieporadność swojego dziecka. – W twoim przypadku nie ma miejsca na dyskusję. Współpracujesz albo ta twoja ślicznotka za to zapłaci – układ jest przecież dziecinnie prosty… Chyba, że tobie też podoba się to, jak ona krzyczy – dodał prowokującym tonem, a ja zapragnęłam jakimś cudem dostać się do niego i zetrzeć mu ten złośliwy uśmieszek z twarzy. – No cóż, może teraz ja…? – zwrócił się do mojego oprawcy i zrobił stanowczy krok w moją stronę.
– Ani mi się waż!
Demetri na swoim miejscu drgnął nerwowo. Przez ułamek sekundy byłam przekonana, że znów straci na sobą panowanie i że wkrótce na moich oczach dojdzie do czegoś naprawdę niepokojącego, ale nim tropiciel ostatecznie podjął decyzję, ponownie odezwał się Kajusz:
– Hamuj się, Marcus – upomniał lodowatym tonem. Obaj nieśmiertelny zamilkli i zamarli w bezruchu, każdy z innego powodu dostosowując się do zawartej w tonie Kajusza groźby. – Ta cała farsa zaczyna mnie nudzić. Dostaniesz ją, kiedy nadejdzie na to czasu i wtedy będziesz mógł się wyżywać do woli, ale nie przy mnie. – Zamilkł, a mnie momentalnie zrobiło się niedobrze, kiedy uświadomiłam sobie, co miał na myśli; kiedy tylko brałam pod uwagę to, że Marcus miałby dotknąć mnie bez mojej zgody… – Twoja decyzja, Demetri. Ostatni raz pytam po dobroci: gdzie pozostała dwójka? Tylko szczerze, bo kłamstwa nie toleruję!
Wzdrygnęłam się, choć nawet nie musiał wysilić się, by podnieść głos. Jego słowa przez kilka następnych sekund wydawały się wibrować w panującej ciszy, jakby jakimś cudem były w stanie się zmaterializować. Z każdą kolejną sekundą było mi trudniej oddychać, ale nie tyle z winy obolałych żeber czy zawrotów głowy, ale narastającego niepokoju. Chciało mi się wyć z rozpaczy, byleby przerwać całe to szaleństwo – zrobić cokolwiek, byleby zatrzymać to, co się działo. Od samego początku zdawałam sobie sprawę z tego, że miłość Demetriego do mnie jest jego największą słabością, ale dopiero teraz w pełni zaczynało docierać do mnie, co to właściwie oznacza. Przez wszystkie te tygodnie dręczyła mnie świadomość tego, że ukochany poświęcił się z mojego powodu, ale prawda była taka, że jego uwięzienie wcale nie było najgorszym z możliwych scenariuszy. Co więcej, przez cały ten czas był w stanie radzić sobie wyłącznie dzięki temu, że wierzył w to, iż przynajmniej mnie zapewnił mnie bezpieczeństwo; o siebie nie dbał, zresztą Kajusz nie zamierzał się go pozbyć, póki pozostawał jedyną osobą, mogącą doprowadzić go do mnie, Hanny i Felixa.
Jeśli cokolwiek było w stanie tropiciela zniszczyć, to wyłącznie ja i moja śmierć. Myśl o tym uprzytomniła mi, jak wielki błąd popełniłam, zmuszając Corin do tego, by przyprowadziła mnie do tego miejsca.
Do tej pory wszyscy byliśmy względnie bezpieczni – również Demetri, nawet jeśli nie potrafiłam przyjąć tego do wiadomości.
Teraz wszystko przepadło i to z mojej winy.
Spojrzałam na bladą, wyparną z jakichkolwiek emocji twarz ukochanego i już nie miałam najmniejszych wątpliwości co do tego, że ulegnie. Prawda uderzyła we mnie z siłą niemal równą tej, którą wcześniej Kajusz cisnął mną o ścianę, w równym stopniu pozbawiając mnie tchu. Nie musiałam pytać ani umieć czytać w myślach, by zrozumieć, że Demetri nie widział innego wyjścia – i że był w stanie powiedzieć Kajuszowi wszystko, byleby tylko zapewnić mi bezpieczeństwo.
Nie zasłużyłam na to.
Tak jak i nie mogłam pozwolić na to, żeby moi najbliżsi płacili za błędy, które popełniłam ja.
– Nic mu nie mów! – krzyknęłam, nie zastanawiając się nad tym, co robię. Choć było to bezcelowe, z całych sił szarpnęłam się w objęciach trzymającego mnie Kajusza, nie dbając o to, że w ten sposób sama sobie szkodzę. Poczułam jeszcze silniejszy ból, już nie tylko w żebrach, ale również napiętych do granic możliwości ramionach, ale było mi już wszystko jedno, czy coś sobie złamię. – Tchórze! Demetri, słyszysz? To bezduszne, pieprzone tchórz…! – zaczęłam, ale nie było dane mi skończyć.
Nie od razu poczułam ból, kiedy Kajusz bez jakiegokolwiek ostrzeżenia wymierzył mi policzek. Poczułam krew w ustach oraz palący ból w miejscu, w którym wampir mnie uderzył. Tym razem nie próbował mnie powstrzymywać przed upadkiem, kiedy zatoczyłam się na ścianę, a po chwili osunęłam na ścianę, ledwo łapiąc oddech.
– Nessie!
Poderwałam głowę, choć ciężko było mi otrząsnąć się na tyle, by nadążać za tym, co działo się wokół mnie. Demetri natychmiast spróbował do mnie doskoczyć, wyraźnie zagniewany, ale na drodze stanął mu Marcus, skuteczni uniemożliwiając mu dotarcie do mnie. Tropiciel obnażył zęby i przykucnął, gotowy rzucić się do ataku, ale to nie zrobiło na jego przeciwnika najmniejszego wrażenia, w innym wypadku pewnie nawet wydając się go bawić.
Kajusz dosłownie zmaterializował się przede mną, zasłaniając mi Demetriego. Skuliłam się pod ścianą, niespokojnie spoglądając na twarz pochylonego nade mną wampira i bezskutecznie próbując zapanować nad zawrotami głowy. Widok rubinowych, lśniących gniewnie tęczówek sprawił, że instynktownie zapragnęłam rzucić się do ucieczki, ale zmusiłam się do tego, by bez chwili wahania spojrzeć wampirowi w twarz, próbując udawać, że wcale się go nie boję, a to, jak mnie traktował, w gruncie rzeczy nie ma dla mnie żadnego wrażenia.
– Jeszcze pożałujesz tego, co powiedziałaś – stwierdził cicho, ujmując mnie za ramię. Jęknęłam, tym bardziej, że już nawet nie próbował udawać, że jest względem mnie delikatny. – Mam tego dość. Idziemy – zażądał, ale ja nawet nie myślałam go słuchać.
Chciałam zaprotestować, ale nawet na to nie miałam siły. W zamian po prostu go zignorowałam, wciąż patrząc mu w oczy i psychicznie szykując się na nieformalny pojedynek na spojrzenia, ale Kajusz najwyraźniej faktycznie nie miał już cierpliwości do mnie i do Demetriego. Szarpnięciem poderwał mnie do pionu i nie czekając na jakąkolwiek formę protestu z mojej strony, chwycił mnie wpół tak szybko i mocno, że na dłuższą chwilę całkiem straciłam oddech.
Spodziewałam się wielu rzeczy – począwszy od kolejnego uderzenia, po śmierć – ale na pewno nie tego, że wampir pociągnie mnie w stronę wyjścia z celi. W jednej chwili strach mnie sparaliżował, niemal równie skutecznie, co głośne protesty Demetriego, który zaczął wyklinać na czym świat stoi, ledwo tylko zorientował się, co się święci. Wyrzucał z siebie słowa szybko i zawzięcie, w większości po włoski, a jedynym, co byłam w stanie zrozumieć, było moje imię.
Kajusz nawet się nie odwrócił.
Jeszcze na długo po tym, jak siłą wyciągnął mnie na korytarz, słyszałam za sobą błagalne nawoływania Demetriego.
Czy tylko ja jestem tak bardzo świadoma tego, że zakończenie tej księgi jest tuż na wyciągnięcie ręki? Akcja prze do przodu, ale mam nadzieję, że wbrew wszystkiemu nie narzuciłam zbyt szybkiego tempa, tym bardziej, że to już nie zwolni aż do samego epilogu… Swoją drogą, mam nadzieję dokończyć tę księgę już w kwietniu, aczkolwiek nie chciałabym niczego obiecywać, żeby nie zapeszyć. Wena jest kapryśna, chociaż w ostatnim czasie nie narzekam na jej brak.
Pięknie dziękuję wszystkim czytającym, zwłaszcza Guśce, która zawsze tak niecierpliwie wpatruje kolejnych rozdziałów. To bardzo motywujące, tym bardzie, że czasami nawet muzyką nie jestem w stanie zwalczyć chwilowego lenia. Tak, przyznaję, że rozdział byłby trochę wcześniej, gdybym się zmusiła do pisania… Ale z drugiej strony, teraz jestem zdecydowanie bardziej zadowolona z efektu.
Kolejny rozdział… Sądzę, że dość szybko, bo „Anioł” – tak jak i wcześniej „Cela” – był przeze mnie wyczekiwany już od dłuższego czasu. No nic, zobaczymy, co z tego wyjdzie…

Nessa.

5 komentarzy

  1. Rozdział bardzo mi się podobał:-) dziewczyno oby tak dalej:-) czekam na następny z niecierpliwością:-) Pozdrawiam i życzę dużo weny:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej
    Przypuszczałam, że wpadnie do nich Kajusz, ale nie sądziłam, że zabierze swojego przydupasa Marcusa. To dupek. Widać, że dobrze mu z tym bratem Volturi- w końcu trafił swój na swego.
    Kajusz w ogóle nie przejmuje się śmiercią Jane- ma przecież osobę, która z wielką chęcią ją zastąpi w roli nadwornego sadysty. Widać, że Marcus lubi się znęcać nad słabszymi i wykorzystywać kobiety. Nie chcę myśleć ile dziewczyn padło jego ofiarami. Mimo wszystko - Dem był kobieciarzem, ale nigdy nie napastował płci przeciwnej wbrew jej woli- tak myślę. Ten typ jest najgorszym rodzajem mężczyzny, albo raczej śmiecia.
    Zabrali Nessie z celi Demetriego. Rozumiem jego strach, gniew i uczucie bezsilności- w końcu Kajusz nie rzuca słów na wiatr. Heh.. mam nadzieje, że przez to zamieszanie, które się rozpętało kiedy przeciwnicy nowego porządku uda się uwolnić i Nessie i Dema. Oby ich znaleźli przed czymś o wiele gorszym niż chwilowa rozłąka. Czekam na to:)
    Nie, tempo jest w sam raz:) Lubię wartką akcję- ale o tym to dobrze wiesz:) No i bardzo dziękuję za dedykację- fajna jest świadomość, że ktoś coś zyskuje dzięki mnie:) Ja tam zawsze chętnie zmotywuję do pisania gdy len zawita^^. Poza tym czekam na "Anioła". Jeśli będzie równie świetny co Cela.. mmmm:D Już nie mogę się doczekać, chociaż nie spiesz się, aby wyszedł tak jak sobie zaplanowałaś:)

    Weny
    Guśka

    OdpowiedzUsuń
  3. Zakochałam się w tym opowiadaniu!!! Obje części pochłonełam w niecałe dwa dni. Jestem pod wrażeniem, jak wielki masz talent :) Nie mogę się już doczekać nexta <3

    OdpowiedzUsuń
  4. AAAAAA!!! To jest tak przecudownoepickie, że ja nie mogę! Szooook. Nie wiem co napisać.
    Normalnie bije brawo dla Nessie i Demetriego. Ależ po co uciec, jak można się zająć sobą xD Przecież to tylko siedziba tych złych wampirów, ale spokojnie, tu nic złego nie może się stać. No ja rozumiem, że się troochę stęsknili za sobą itp, itd... No ale seriooo? Geniusze.
    Ale lepiej dla nas, bo przynajmniej akcja jest ciekawa :D Marcus... Uwielbiam gościa. No i Kajusz <3 Moja ulubiona postać z sagi. Mógł bardziej poturbować Renesmee, nie miałabym nic przeciwko. No i zdziwił mnie tym, że nie przejął się zbytnio śmiercią Jane. No bo chyba jednak wampirzyca była mu chyba choć trochę potrzebna, choć kto tam wie ( no tak, Ty xD ) co mu się w tym blond czerepie czai. No i zabrał Nessie od Dema. No biedaczek. Nie dali mu się nacieszyć ukochaną.
    A tak w ogóle, to ciekawe co tam słychać u Cullenów. Jednak zdecydowanie ciekawiej jest jak na razie w Volterze.
    Kiedy nowy rozdział??? Bo się doczekać nie mogę! Piszesz tak cudownie, że czytanie Twoich blogów uzależnia.
    Czekam z niecierpliwością <3

    Pozdrawiam
    Katherine

    OdpowiedzUsuń
  5. Witajcie =)

    Z okazji Świąt Wielkiejnocy, chciałabym życzyć wszystkim tego, co najlepsze. Spokoju, zdrowia, rodzinnej atmosfery, smacznego jajka i mokrego Dingusa. Cóż innego mogłabym dodać?

    Do napisania,
    Nessa. =)

    OdpowiedzUsuń


After We Fall
stories by Nessa