Renesmee
Poczułam, że
Demetri sztywnieje. Oboje jak na zawołanie spojrzeliśmy w stronę wejścia
do celi, a ja dodatkowo spięłam się, ogarnięta złym przeczuciem. Chociaż
za wszelką cenę starałam się nie okazywać strachu, zwłaszcza w jego
obecności, instynktownie i tak zacisnęłam palce na jego ramieniu, coraz
bardziej podenerwowana. Spojrzał na mnie krótko, próbując mnie uspokoić, ale to
okazało się niemożliwe, skoro sam wyglądał na zaniepokojonego.
Kroki
wyraźnie zbliżały się w naszą stronę i chociaż trudno było mi
stwierdzić, czego powinniśmy się spodziewać, nie sądziłam, by czyjakolwiek
wizyta była dla nas dobra. Zanim się obejrzałam, Demetri poderwał się na równe
nogi, ciągnąć mnie za sobą i pomagając mi utrzymać równowagę. Uchwyciłam
się jego ramienia, instynktownie chcąc zaprotestować, kiedy spróbował osłonić
mnie własnym ciałem, wpychając mnie sobie za plecy, ale ostatecznie tego nie
zrobiłam. W zamian zacisnęłam obie dłonie na jego ramionach, mocno do
niego przywierając i ponad jego ramieniem starając się zobaczyć, co
takiego się działo i dlaczego tropiciel wydawał się aż do tego stopnia
poruszony. Nie musiałam widzieć jego twarzy, żeby wiedzieć, iż jest co najmniej
niezadowolony z obrotu spraw, nie wspominając o poczuciu zagrożenia,
które momentalnie poczułam. Wciąż byłam obolała i zesztywniała, poza tym
czułam się strasznie słabo, co bynajmniej nie miało być mi pomocne, gdyby
sytuacja się skomplikowała, a my musielibyśmy walczyć.
Zdecydowanie
nie takie przebudzenia się spodziewałam, ale powinnam była już przyzwyczaić się
do tego, że nic nie idzie zgodnie z tym, czego moglibyśmy oczekiwać.
Euforia, którą odczuwałam nie tak dawno temu, zasypiając w ramionach
najważniejszej osoby w całym moim życiu, teraz zniknęła, wyparta przez
niepokój i nieopisany wręcz lęk. Chyba powinnam cieszyć się, że po
wszystkim tym, co się wydarzyło, wciąż byłam zdolna do tego, żeby odczuwać te
jakże ludzkie emocje, zwłaszcza naturalny w naszej sytuacji strach, ale
wcale nie poczułam z tego powodu satysfakcji. Przez cały czas towarzyszyło
mi poczucie pustki, co było chyba nawet gorsze, niż gdybym nagle wpadła w panikę
albo po raz kolejny wpadła w gniew. Nie chciałam okazywać słabości przy
Demetrim, który przecież wiedział o mnie wszystko, a co dopiero w towarzystwie
naszych wrogów, którzy w każdej chwili mogli to wykorzystać. Pragnęłam być
silna i zdecydowana, niezależnie od konsekwencji, ale już nie czułam
wcześniejszej determinacji, a tym bardziej nie wyobrażałam sobie tego,
żebym mogła rzucić się w wir walki, nie wspominając o jakichkolwiek
próbach ucieczki.
Na ułamek
sekundy przymknęłam oczy, bezskutecznie próbując zebrać myśli. Wtuliłam
policzek w koszulę Demetriego, wdychając jego znajomy, słodki zapach. To
do pewnego stopnia mnie uspokoiło, ale nadal czułam się bardzo niespokojna i ogarnięta
niepokojem, którego w żaden sposób nie byłam w stanie zignorować. Nie
byłam pewna, czy to możliwe, ale chyba nadal byłam w szoku, a przynajmniej
w ten sposób chciałam usprawiedliwić przed samą sobą dręczącą mnie
bezczynność. Uczucie paraliżu mnie wykańczało, ale choć za wszelką cenę
pragnęłam coś z tym zrobić, byłam w stanie wyłącznie bezradnie tkwić
w miejscu, zdając się na opiekuńcze objęcia tropiciela i biernie
wpatrywać się w majaczące po przeciwległej stronie wąskiej celi wejście.
Już nie
widziałam w ciemnościach aż tak dobrze, jak mogłabym oczekiwać, co niejako
potwierdzało wyjaśnienia Demetriego, na temat tego, że Kajusza poparł ktoś,
kogo zdolności mogły być albo największym darem, albo prawdziwym przekleństwem
– zależnie od perspektywy. Ja sama skłaniałam się do tej drugiej wersji, bo
chociaż zdążyłam przywyknąć do tej ludzkiej cząstki mojej natury, kiedy ta
nagle zaczęła przeważać, poczułam się nieznośnie mała i bezbronna. Nie
przeczę, wielokrotnie marzyłam o tym, by stać się człowiekiem i wieść
normalne życie – bez ciągłego strachu, konieczności ukrywania się, otaczającej
mnie śmierci… Z tym, że teraz doświadczałam czegoś na swój sposób
odwrotnego i w ironiczny sposób okrutnego. Byłam nieśmiertelna i to w stopniu
większym niż kiedykolwiek wcześniej, a mój świat składał się z elementów,
które wzbudzały we mnie aż tak wielki lęk i obrzydzenie, zaś na domiar
złego towarzyszyła mi naturalna ludzka słabość, której nie byłam w stanie
tak po prostu zwalczyć. W zasadzie sama już nie byłam pewna, czy ta
świadomość bardziej mnie przeraża, czy popycha do walki, to zresztą wydawało
się najmniej istotne w sytuacji, kiedy i tak nie miałam być zdolna do
tego, żeby cokolwiek zdziałać.
Przestałam
o tym myśleć, w zamian koncentrując się na ciemnowłosym mężczyźnie,
który pojawił się w zasięgu mojego wzroku. Chociaż nigdy wcześniej nie
miałam okazji, żeby przyjrzeć się Marcusowi, podświadomie wyczułam, że to on,
tym bardziej, że Demetri drgnął niespokojnie, jakby mając trudność z tym,
żeby spokojnie ustać w miejscu. Mocniej zacisnęłam palce na ramieniu
tropiciela, nie tyle w nadziei na to, że poczuję się chociaż trochę
bezpieczniej, ale żeby mieć pewności, iż wampir nie zrobi czegoś głupiego, tym
bardziej, że przybysz wyraźnie działał Demowi na nerwy. Już kiedy
rozmawialiśmy, zdążyłam zorientować się, że Marcus jest pierwszy na liście
osób, które mój partner najchętniej skróciłby o głowę, ale – co
zarejestrowałam jedynie mimochodem – wcale nie byłam tym faktem zaniepokojona.
Zdecydowanie bardziej martwiło mnie to, co mogłoby się wydarzyć, gdyby
osłabiony przez zdolności nieśmiertelnego Demetri, spróbował walczyć z kimś,
kto dysponował pełnią sił.
Zapadła
ciągnąca się w nieskończoność chwila ciszy, a ja nie po raz pierwszy
miałam wrażenie, że za moment oszaleję. To nie był aż tak przenikliwy rodzaj
milczenia, jak ten, którego doznałam za sprawą Fiony, ale i tak nie
przypadł mi do gustu, potęgując już i tak dręczące mnie strach i niepokój.
Właściwie nie odrywałam wzroku od przybysza, uważnie lustrując go wzrokiem,
jakbym chciała dobrze go zapamiętać, by zacząć go nienawidzić z mocą równą
gniewowi, który z powodu mężczyzny odczuwał Demetri. Do przewidzenia było
to, że – zresztą jak i każdy nieśmiertelny – Marcus okaże się niezwykle
urodziwy, ale coś w jego wyglądzie i tak mnie poraziło. Był wysoki i ciemnowłosy,
kiedy zaś przyjrzałam się jego twarzy, doszłam do wniosku, że w chwili
przemiany nie mógł mieć więcej niż trzydzieści lat. Rysy miał harmonijne i zdecydowane,
dzięki czemu łatwo zapadały w pamięć, chociaż trudno było mi stwierdzić
czy to dobrze, czy źle. Wcześniej myślałam, że tak jak wszyscy członkowie
straży przybocznej, będzie miał na sobie ciemną pelerynę, najpewniej aksamitnie
czarna, co oznaczało wysoką pozycję w hierarchii, jednak Marcus
najwyraźniej nie miał zamiaru dostosowywać się do jakichkolwiek zasad; na sobie
miał zwykłe jeansy i niebieską, rozpiętą pod szyją koszulę, która
sprawiała, że wyglądał nie tylko przystojnie, ale niezwykle zawadiacko –
zwłaszcza w zestawieniu z nieco cynicznym, wyzywającym uśmiechem,
który pojawił się na jego ustach.
Cała
zesztywniałam, kiedy krwiste tęczówki wampira nieoczekiwanie powędrowały w moją
stronę. Demetri momentalnie warknął i spróbował zmusić mnie do tego, żebym
cofnęła się jeszcze o krok, to jednak okazało się niemożliwe, bo za
plecami miałam litą ścianę. Mimo zimna, posłusznie przywarłam do niej całym
ciałem, pozwalając na to, by tropiciel mnie osłonił, choć przecież byliśmy w równym
stopniu bezbronni i wykończeni.
Kąciki ust
Marcusa uniosły się ku górze, co dał mi do zrozumienia, że mężczyzna doskonale
bawił się naszym kosztem. Zrozumiałam, że próbował sprowokować Demetriego,
najpewniej próbując cenić trwałość łączących nas relacji, co zdecydowanie mi
się nie spodobało. Zdawałam sobie sprawę z tego, że jestem słabym punktem
mojego opiekuna, gdyby zaś wampir zdecydował się to wykorzystać…
– Muszę
przyznać, że twoja dziewczyna jest niezwykle urodziwa. Nic dziwnego, że tak
zawzięcie ją przed nami chroniłeś… – odezwał się cicho Marcus. Miał przyjemny
dla ucha tembr głosu, jednak sposób w jaki wypowiedział poszczególne słowa
momentalnie przyprawił mnie o dreszcze. – Ale teraz jest tutaj i w końcu
możemy się poznać – dodał z pozornie niewinnym wyrazem twarzy, ale przyśpieszony
oddech Demetriego dał mi do zrozumienia, że potrafił wyczytać pomiędzy
wierszami coś, czego ja mogłam tylko się domyślać.
– Idź do
diabła! – warknął, ale przynajmniej nie ruszył się z miejsca.
Marcus
wydął usta, jakby urażony, chociaż iskierki rozbawienia w jego krwistych
tęczówkach popsuły efekt. Czułam, że z każdą kolejną sekundą atmosfera
gęstnieje i to do tego stopnia, że wcale bym się nie zdziwiła, gdyby w którymś
momencie dało się ją kroić nożem. Miałam irracjonalne wrażenie, że w powietrzu
nagle zabrakło tlenu, tym samym uniemożliwiając mi złapanie tchu, niezależnie
od tego, jak bardzo się starałam.
– To nie
było zbyt miłe, ale po tobie już dawno przestałem spodziewać się czegoś
lepszego – stwierdził ze spokojem wampir. Cały czas się we mnie wpatrywał, a przynajmniej
próbował, bez większego wysiłku dostrzegając mnie nawet za plecami
osłaniającego mnie tropiciela. – Zresztą nieważne… Słodka Renesmee, czy w ogóle
zdajesz sobie sprawę z tego, jaką burzę wywołałaś? – zapytał cicho.
Nie od razu
dotarło do mnie to, że wypowiedział moje imię. Nadal mówił spokojnie, może
nawet z rozbawieniem, chociaż ani mnie, ani Demetriemu bynajmniej nie było
do śmiechu. Chociaż do tej pory miałam spore trudności z tym, żeby zebrać
myśli, coś w Marcusie spowodowało, że momentalnie zdwoiłam czujność, w pełni
koncentrując się na kolejnych słowach nieśmiertelnego i starając się
stwierdzić, czego mógł od nas oczekiwać – a tym bardziej czego chciał ode
mnie. Demetri powiedział, że był jednym z tych, którzy próbowali nas
zatrzymać, podczas zamieszania, które rozpętało się na balu bożonarodzeniowym,
więc oczywistym wydawało się to, że Marcus mnie znał, ale mimo wszystko czułam,
że jego wypowiedź dotyczy czegoś zgoła innego.
Uparcie
milczałam, próbując udawać, że wcale nie słyszałam jego pytania albo że nie ma
ono dla mnie najmniejszego znaczenia. Nie miałam pojęcia, po co przyszedł
Marcus, ale liczyłam na to, że jeśli będę uchylać się od odpowiedzi i nie
okażę strachu (przynajmniej nie w jakiś szczególnie wyrazisty sposób),
wampir ostatecznie da za wygraną i odejdzie. Co prawda w tym jednym
wypadku bardziej prawdopodobne wydawało się stwierdzenie, że „nadzieja jest
matką głupich”, niż że „umiera ostatnia”, ale mimo wszystko…
–
Najwyraźniej dziewczyna jest bardziej wyjątkowa, niż do tej pory
przypuszczaliśmy. Tak, Marcusie, już to ustaliliśmy – usłyszałam nowy głos i to
na moment mnie zdekoncentrowało. Kiedy z ciemności nagle wyłonił się
Kajusz, serce omal nie wyrwało mi się w piersi, choć teoretycznie nie
miałam powodów, by obawiać się tego wampira bardziej niż uzdolnionego w szczególny
sposób Marcusa. – Śmierć Jane wszystko skomplikowała – stwierdził w zamyśleniu,
podchodząc bliżej.
– Chciała
zabić mnie – odpowiedziałam, nim w ogóle zdążyłam zastanowić się nad tym, co
robię.
Kajusz
natychmiast poderwał głowę, by móc na mnie spojrzeć. Z jasną karnacją i niemal
srebrzystymi włosami, wyglądał niczym zjawa, zwłaszcza w ciemnościach.
Zarówno on, jak i jego bracia, od samego początku mieli w sobie coś,
co odróżniało ich od innych wampirów – być może właściwego z racji wieku,
czy też z jeszcze innego powodu. Nie potrafiłam w pełni tego opisać,
ale za każdym razem, kiedy spoglądałam na Kajusza, Marka albo Aro, miałam
wrażenie, że ich skóra jest bardziej delikatna i krucha, z kolei oczy
lekko zamglone, jakby jakimś cudem mogli mieć problemy ze wzrokiem…
A jednak
kiedy Kajusz spojrzał na mnie w tamtym momencie, jego spojrzenie było
zdecydowane i w niepokojący wręcz sposób bystre, choć trudno było mi
stwierdzić cokolwiek więcej. To Aro odznaczał się największą charyzmą ze
wszystkich, dzięki czemu przez całe wieki udawało mi się zachować władzę i –
przynajmniej do czasu – utrzymać swoich podwładnych w ryzach, jednak to
Kajusz był najbardziej bezlitosny i okrutny. Nie miałam wątpliwości co do
tego, że gdyby chciał naszej śmierci, już dawno pozbyłby się zarówno mnie, jak
i Demetriego. Może nawet sam by tego dokonał, nawet nie mrugnąwszy, gdyby
jednak zdecydował się zakończyć nasze istnienie.
Z jakiegoś
powodu tego nie zrobił. Miałam swoje podejrzenia, ale nie miałam odwagi nawet o nich
pomyśleć, naiwnie wierząc w to, że jeśli będę milczeć, wtedy uda mi się
uniknąć tego, co najgorsze. Skoro ja tutaj byłam, nie zamierzałam pozwolić na
to, żeby pozostałym stała się krzywda, i to nie tylko dlatego, że byłam im
to winna.
– Jane
zawsze była porywcza – odparł obojętnym tonem Kajusz. Nie brzmiał na jakoś
szczególnie przybitego śmiercią wampirzycy; raczej rozczarowanego, jakby to,
czego się dopuściłam, było jedynie drobną niedogodnością, która w gruncie
rzeczy nie miała wpływu na to, co sobie zaplanował. – Już dawno wróżyłem jej
marny koniec… Nie przewidziałem tylko, że wszystkiemu winny będzie zwykły
mieszaniec. To nawet trochę zabawne – dodał, chociaż nie wyglądał na
rozbawionego.
Powstrzymałam
grymas, słysząc w jaki sposób się o mnie wyrażał. Już mieszkając w Volterze,
zdążyłam się przekonać, że nie wszyscy w szczególnie poprawny sposób
podchodzili do tego, kim byłam, ale czym innym było znosić wymowne spojrzenia,
a czym zgoła innym musieć słuchać, jak ktoś próbuje mnie poniżyć. Było mi
wszystko jedno, co tak naprawdę myśleli sobie o istnieniu istot takich ja –
w połowie wampirów, a w połowie ludzi – ale nawet Jane czy Heidi w aż
tak otwarty sposób nie okazywały mi niechęci.
Mocniej
ścisnęłam ramię Demetriego, nawet bez patrzenia na jego twarz przeczuwając, że
najpewniej zareaguje w bardziej emocjonalny sposób. Nie raz stawał w mojej
obronie i chociaż byłam mu za to wdzięczna, tym razem instynktowne
działania mogły doprowadzić do tragedii, a na to nie mogłam pozwolić.
– Wszystko
jest w porządku… – szepnęłam cicho, licząc na to, że tylko on mnie
usłyszy, ale niedocenianie wampirzych zmysłów nigdy nie było dobrym pomysłem.
– Masz coś
do powiedzenia, Demetri? Jesteś dziwnie milczący, chociaż zwykle na mój widok
bluzgasz na prawo i lewo – zagaił Kajusz, choć na moment tracąc
zainteresowanie moją osobą.
Demetri
parsknął wymuszonym, pozbawionym wesołości śmiechem.
– Nie
sądzę, by istniały jeszcze przezwiska, których już ode mnie nie usłyszałeś –
odparł chłodno. Czułam, że panowanie nad sobą kosztuje go mnóstwo wysiłku. – A nawet
jeśli, to nie mam w zwyczaju przeklinać przy kobietach.
– Od kiedy?
– Kajusz uniósł brwi. – To wręcz nieprawdopodobne, że wzgardziłeś tyloma
przedstawicielkami naszej rasy, by ostatecznie poniżyć się dla ludzkiego pomiotu
– westchnął, potrząsając z niedowierzaniem głową. – Przez lata cię
ceniliśmy, przede wszystkim za twoje oddanie. Ja również, więc tym bardziej
przykro jest mi spokojnie przyglądać się temu, jak popełniasz coraz to gorsze
błędy. Wiesz dobrze, że Volturi nie dają drugiej szansy, ale gdybyś jeszcze się
zastanowił…
– Akurat! –
prychnął, nawet nie kryjąc niechęci. – To zaczyna brzmieć trochę jak jedna z tych
cholernych gadek Aro, przed którymi tak bardzo oponowałeś. Ironia losu, prawda?
– zadrwił, a ja jeszcze bardziej się spięłam, tym bardziej, że oczy
Kajusza w wyraźny sposób pociemniały.
– Jesteś o wiele
zbyt dumny i bezczelny, żeby docenić przejawy dobrej woli. Oczywiście
zdajesz sobie sprawę z tego, że kolejnej szansy już nie będzie, prawda?
Chociaż
pytanie Kajusza z założenia miało brzmieć na retoryczne, Demetri i tak
zdecydował się odpowiedzieć:
– Jako to
przeżyję – stwierdził z kpiną. Czułam, że to nie jest najlepszy pomysł,
ale nie próbowałam go powstrzymywać przed dalszym igraniem z kończącą się
cierpliwością wampira. – Ale dziękuję bardzo. To zastanawiające, że aż tak się
o mnie troszczysz – prychnął i chociaż nie widziałam jego twarzy, bez
trudu wyobraziłam sobie znajomy, kpiarski uśmiech, który tak dobrze znałam.
– Jeszcze
tego pożałujesz – stwierdził chłodno Kajusz. – Wiesz, jak to działa: jesteś z nami
albo przeciwko nam.
– Wydawało
mi się, że tę jedną kwestie mamy już dawno ustaloną… Doprawdy, czyżbym wyjaśnił
się mało klarownie, kiedy po raz pierwszy posłałem cię do diabła, mój panie? – dodał, celowo przeciągając
sylaby przy końcu wypowiedzi.
Zauważyłam,
że przez twarz Marcusa przemknął cień, jakby zaczynał wahać się nad tym, czy
nie powinien zareagować, ale Kajusz sprawiał wrażenie nieznośnie spokojnego i irytując
wręcz pewnego siebie. Z jakiegoś powodu jego milczenie w odpowiedzi
na złośliwe komentarze Demetriego, zaniepokoiło mnie nawet bardziej niż wybuch
gniewu albo cokolwiek innego, bardziej właściwego w obecnej sytuacji.
– Jak
rozumiem, nic się nie zmieniło – powiedział cicho, ostrożnie dobierając słowa.
Jego głos nie wyrażał żadnych emocji, ja zaś byłam coraz bardziej zdenerwowana.
– Nie powiesz mi tego, co chciałbym wiedzieć.
Choć to
właściwie nie było pytanie, mój partner nie zawahał się nawet przez moment.
– Brawo! To
już jakiś postęp – w końcu do ciebie dotarło!
Igrał z ogniem
i doskonale musiał zdawać sobie z tego sprawę, ale znałam go na tyle
dobrze, żeby wiedzieć, że to jedynie gra. Udawał silnego, uparcie ukrywając
faktycznie emocje, zwłaszcza w moim towarzystwie. Już nie chodziło tylko o udowodnienie
Kajuszowi tego, że nie odczuwa względem niego nic, prócz czystej nienawiści i niechęci,
ale przede wszystkim o uspokojenie mnie. Chciał, żebym poczuła się przy nim
naprawdę bezpieczna – chronił mnie, uparcie zwracając uwagę Marcusa i Kajusza
na siebie, byleby nie zainteresowali się mną – i doceniałam to, choć jednocześnie
miałam ochotę nim potrząsnąć.
Ja też w tym
trwałam. Byłam tutaj na własne życzenie, a przeze mnie zmarnował jedyną
okazję do ucieczki… Ba! W ogóle znalazł się w tym miejscu, woląc
ratować mnie, Felixa i Hannę, niż pozwolić na to, żeby spotkało nas cokolwiek
złego. Teraz robił to znowu, chociaż tego nie oczekiwałam, a tym bardziej
nie zamierzałam po raz kolejny biernie przyglądać się temu, jak pakuje się w kłopoty.
Przestań, po prostu przestań…,
pomyślałam gorączkowo, wykorzystując naszą bliskość, żeby przekazać mu to, co
chodziło mi po głowie, ale choć nieznaczne drgnięcie z jego strony dało mi
do zrozumienia, że usłyszał moje myśli, nic nie wskazywało na to, by zamierzał
mnie usłuchać.
– Więc co
robimy? – odezwał się Marcus, zwracając się bezpośrednio do pogrążonego we
własnym myślach Kajusza. Wampir wyglądał na zniecierpliwionego, najwyraźniej
równie porywczy i dumny, co i Demetri. Nie podobało mi się to, że do
pewnego stopnia wydawali się być do siebie podobni, ale nie mogłam zaprzeczyć,
że męska duma najwyraźniej była czymś właściwym dla wszystkich samców. –
Mówiłem, że to strata czasu. Przerabiamy ten sam scenariusz już od tygodni, na
dodatek teraz nie ma Jane… – dodał, a ja cała zesztywniałam, uświadamiając
sobie, co takiego musiało regularnie spotykać Demetriego, kiedy ta mała
wariatka jeszcze żyła; sam zainteresowany oczywiście nie zająknął się na ten
temat nawet słowem, ale to już nie miało znaczenia.
– Jane nie
jest potrzebna – odparł ze spokojem Kajusz. – Nie rozumiesz, że wbrew
wszystkiemu mamy szczęście? Zastanów się przez moment… Albo najlepiej od razu
przyprowadź do mnie dziewczynę – zadecydował i w jednej chwili wszystko
stało się jasne.
Wyczułam,
że Demetri sztywnieje, wyraźnie zaniepokojony. Takiego scenariusza żadne z nas
nie przewidziało, a choć liczyłam się z tym, że w każdej chwili
może wydarzyć się coś niedobrego, aż musiałam przytrzymać się ściany, kiedy
zobaczyłam, jak Marcus szybkim krokiem przesunął się w naszą stronę. Mój
partner w jeszcze bardziej obcesowy sposób spróbował zasłonić mnie swoim
ciałem, ale to jedynie jeszcze bardziej rozbawiło zbliżającego się do nas
wampira. Nawet ostrzegawcze warknięcie, które wyrwało się z gardła
tropiciela, nie zrobiło na nim większego wrażenia, tym bardziej, że pod wpływem
jego zdolności żadne z nas nie było dla niego szczególnie godnym
przeciwnikiem.
– Odsuń się
– rzucił jakby od niechcenia Marcus, obrzucając Demetriego obojętnym
spojrzeniem. – Mówię poważnie…
– Ani mi
się śni – warknął i drgnął niespokojnie, kiedy wampir przesunął się o kolejny
krok. – Nie zbliżaj się!
Przez twarz
Marcusa przemknął cień.
– Zupełnie
jakbyś miał coś do powiedzenia… Ale sam się prosiłeś.
Przemieścił
się tak szybko, że jego sylwetka na moment rozmazała mi się przed oczami. Zanim
którekolwiek z nas zdążyło zareagować, rzucił się w naszym kierunku,
bez chwili wahania zamierzając się na Demetriego. Krzyknęłam, chcąc
zaprotestować – jakkolwiek go ostrzec – ale jeden błyskawiczny ruch wystarczył,
by tropiciel z jękiem wylądował na ziemi. Kątem oka zauważyłam, że prawie
natychmiast poderwał się na równe nogi, ale nim zdążył chociażby usiąść,
lodowata dłoń zacisnęła się na moim ramieniu. Marcus szarpnięciem wyciągnął
mnie z kąta, w który wepchnął mnie Demetri, tak gwałtownie, że w pierwszym
odruchu zachwiałam się i omal nie straciłam równowagi. Ledwo zdołałam
uchwycić pion, gdy poczułam silny cios w plecy i zatoczyłam się, na
moment tracąc oddech i wpadając wprost w nastawione ramiona Kajusza.
Wszystko
działo się bardzo szybko. W jednej chwili stałam, a następnej
lodowate ramiona wampira otoczyły mnie od tyłu, obejmując tak mocno, że aż
zabrakło mi tchu. Aż zachłysnęłam się powietrzem, kiedy Kajusz przydusił mnie
lekko, żebym nie zaczęła krzyczeć. Poczułam ostry ból w już i tak
mocno obolałych żebrach, chociaż to było niczym w porównaniu z paraliżującym
lękiem, kiedy ogarnął mnie, gdy lodowaty oddech musnął moją odsłoniętą szyję.
Instynktownie zacisnęłam palce na przytrzymującym mnie ramieniu, walcząc o przynajmniej
częściową swobodę, ale z równym powodzeniem mogłabym siłować się z kratami
celi, jeszcze przed przybyciem Kajusza i Marcusa.
Oddychałam
spazmatycznie, bezskutecznie próbując zapanować nad własnym ciałem i narastającym
lękiem. Kajusz trzymał mnie mocno, pozostając gdzieś poza moimi plecami, przez
co nawet nie byłam w stanie stwierdzić, jakie może mieć intencje. Serce
trzepotało mi się w piersi, zdradzając wszystkie targające mną emocje –
zwłaszcza przerażenie, tym bardziej, że usta wampira znajdowały się
niebezpiecznie blisko mojego gardła. Już raz pokusił się o to, żeby mnie
ugryźć, a gdyby pokusił się o to po raz drugi…
Dzikie
warknięcie wytrąciło mnie z równowagi. Natychmiast znieruchomiałam w ramionach
mojego oprawcy, w zamian koncentrując się na Demetrim. Chociaż niewiele
silniejszy od człowieka, w końcu zdołał się podnieść i momentalnie
spróbował rzucić się w stronę Kajusza. Oczy mu pociemniały, a do
spojrzenia wkradło się coś nieludzkiego, wręcz zwierzęcego, kiedy ostatecznie
stracił równowagę. Miałam wrażenie, że wszystko dzieje się jakby poza mną,
zupełnie jakby od świata oddzielała mnie gruba szyba, której w żaden
sposób nie miałam być zdolna się przebić, a jednak kolejne obrazy zapadły
mi w pamięci z nieprawdopodobną wręcz dokładnością.
Choć nie
sądziłam, że będzie do tego zdolny, Demetri jakoś zdołał wyminąć Marcusa i ruszyć
w moją stronę. Poruszał się niesłychanie szybko i sprawnie, lepiej od
przeciętnego dziecka, chociaż przy prędkościach, które potrafiły rozwinąć
wampiry, jego starania wydawały się marnymi próbami dorównania istotom
nieśmiertelnym. Mimo wszystko, kiedy rzucił się w stronę Kajusza, przez
moment miałam wrażenie, że jakimś cudem uda mu się zaatakować, ale moje
nadzieje okazały się płonne.
– Nie radzę
– usłyszałam niemal całkowicie wyprany z jakichkolwiek emocji głos
Kajusza. Wampir bez większego wysiłku uskoczył, ciągnąc mnie za sobą i bynajmniej
nie siląc się na delikatność. – Spróbuj jeszcze raz, a przysięgam, że
rozerwę jej gardło – dodał, a ja nie miałam najmniejszych wątpliwości co
do tego, że byłby do tego zdolny.
Demetri
również nie, reagując na słowa Kajusza nawet pod wpływem tak silnych emocji.
Zastygł w bezruchu tak nagle, że przez moment wyglądał niczym marmurowy
posąg jakiejś niezwykłej istoty – bezlitosnego boga zemsty, który z jakiegoś
powodu pokusił się o to, żeby zaszczycić słaby, ludzki świat swoją
obecnością. Jego oczy pociemniały do tego stopnia, że po raz kolejny przywiodły
mi na myśl dwa rozżarzone węgliki, ale tym razem nie miało to żadnego związku z pragnieniem
albo obecnością krwi. Gniew Demetriego był niemal namacalny, a gdyby
spojrzenie mogło zabijać, zarówno Kajusz, jak i Marcus, momentalnie
padliby trupem, chociaż to w przypadku wampirów wydawało się fizycznie
niemożliwe. Choć zdawałam sobie sprawę z tego, że jego emocje nie mają
żadnego związku ze mną, sama również skuliłam się, porażona mocą jego
niepokojącego, nieludzkiego spojrzenia; zabawne, ale w tamtej chwili byłam
świadoma jego dzikiej, wampirzej natury bardzie niż kiedykolwiek wcześniej,
kiedy był w pełni sił.
Z tym,
że to nie wystarczyło, kiedy zaś uważniej przyjrzałam się ukochanemu,
doszukałam się w jego spojrzeniu czegoś jeszcze – skrywanej słabości,
którą za wszelką cenę starał się ukryć, a która wydawała się zmieniać
wszystko: lęku.
Demetri się
bał.
Cisza,
która nagle zapadła, była dla mnie nie do zniesienia. Miałam ochotę paść na
kolana i zacząć krzyczeć, byleby tylko to przerwać, ale ramiona Kajusza
skutecznie utrzymały mnie w pionie. Oddychałam płytko, ledwo łapiąc oddech
i krzywiąc się niemal przy każdym wdechu, chociaż nie byłam pewna, czy to
wina krępującego mnie uścisku, czy też jednak moje już i tak poobijane
żebra ostatecznie się poddały, a ja jednak coś złamałam. Już niczego nie
wiedziałam, to zresztą wydawało się pozbawione znaczenia w sytuacji, kiedy
jedynym, czego byłam tak naprawdę świadoma, pozostawała perspektywa wiszącej
nade mną śmierci.
– Tak jest
dużo lepiej – stwierdził cicho Kajusz. Miałam wrażenie, że minęły całe wieki,
zanim w końcu zdecydował się odezwać. – W końcu zaczynasz zachowywać
się rozsądnie… W takim razie porozmawiamy sobie, tak jak powinniśmy byli
od samego początku – zadecydował ze spokojem, który mnie doprowadzał do
szaleństwa. Brzmiał tak, jakbyśmy faktycznie prowadzili uprzejmą konwersację, a on
wcale nie trzymał mnie za gardło, gotowy bez chwili wahania pozbawić mnie
życia. – Rozumiesz, co stanie się, jeśli znów spróbujesz mi się sprzeciwić? –
zapytał z powagą, dla podkreślenia swoich słów na moment wzmagając uścisk
wokół mnie. Wyrwał mi się zduszony okrzyk, chociaż próbowałam się powstrzymać.
Demetri nie
odpowiedział, po prostu spoglądając w naszą stronę. W jednej chwili
jego oczy wydały mi się puste i bez wyrazu, co przeraziło mnie bardziej
niż cokolwiek innego. Zauważyłam, że drży, niespokojnie zaciskając dłonie w pięści
i nawet nie będąc w stanie udawać, że wszystko jest w porządku.
– Odpowiedz!
– warknął na niego Marcus, stając pomiędzy tropicielem a Kajuszem.
Wyglądał na rozluźnionego, najwyraźniej przekonany, że wampir i tak nie
posunie się do zrobienia czegoś aż tak wybitnie głupiego, jak kolejny atak.
– Tak. – Po
tonie i wyrazie twarzy ukochanego poznałam, że ta dwójka nie mogła
bardziej go upokorzyć.
Łzy
wściekłości napłynęły mi do oczu, chociaż za wszelką cenę starałam się zachować
spokój. Nie chciałam dawać Kajuszowi tej satysfakcji, ale kiedy obserwowałam
Demetriego… To zaczynało być dla mnie coraz trudniejsze do zniesienia, a przecież
zdawałam sobie sprawę z tego, że to dopiero początek.
Spróbowałam
zapanować nad oddechem, siląc się na zachowanie spokoju, tym bardziej, że
Kajusz wciąż trzymał się niebezpiecznie blisko mnie. Miałam nadzieje, że jeśli
zachowam spokój, zdołam uśpić jego czujność i Volturi choć trochę rozluźni
krępujący mnie uścisk, ale wszystko wskazywało na to, że nie miał takiego
zamiaru. Czegokolwiek nie zarzuciłabym Kajuszowi, musiałam przyznać, że zawsze
był najbardziej rozsądny i zdecydowany w tym, co robił. Teraz z kolei
traktował nas jako potencjalnych wrogów, a to nie mogło się skończyć
dobrze – i to ani dla mnie, ani dla Demetriego.
– Wiesz, o co
chcę zapytać – podjął spokojnym tonem Kajusz, zachowując się tak, jakby
prowadzili z Demetrim uprzejmą konwersację na temat tak neutralny, jak
sytuacja polityczna kraju albo aktualna pogoda. Nie widziałam wyrazu twarzy trzymającego
mnie wampira, ale nie tak trudno było mi wyobrazić sobie pustkę w jego
rubinowych oczach. Z kolei po spojrzeniu tropiciela poznałam, że jest w równym
stopniu wściekły, co i całkowicie bezradny. – Powiedz mi, a wtedy…
– Nie
współpracowałem z tobą przez cały ten czas… Dlaczego uważasz, że teraz
zdradzę Hannę i Felixa? – zapytał cicho, ale wcale nie zabrzmiał na tak
zdecydowanego, jak mogłabym w tej sytuacji oczekiwać.
Kajusz nie
odpowiedział; z jakiegoś powodu jego milczenie wydało mi się bardziej
niepokojące niż nawet najgorsze groźby czy jakiekolwiek inne słowa. Miałam złe
przeczucie, a każda kolejna sekunda wątpliwości sprawiała, że…
Nie
wyczułam, kiedy Kajusz się poruszył, ale to nie miało znaczenia. W jednej
chwili mnie trzymał, a już w następnej sekundzie popchnął mnie na
ścianę tak nagle i mocno, że aż pociemniało mi przed oczami. Usłyszałam
urywany krzyk i dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że zwielokrotniony
przez echo dźwięk w rzeczywistości wyrwał się z mojego gardła. Ból na
moment mnie oszołomił, ale to było niczym w porównaniu z tym, co
poczułam, kiedy usłyszałam ostrzegawcze warknięcie całkowicie wytrąconego z równowagi
tropiciela. Nie byłam nawet w stanie na niego spojrzeć, nie wspominając o skoncentrowaniu
się na jego twarzy; chwiałam się na nogach, próbując utrzymać się w pinie
i zrozumieć, dlaczego w powietrzu znów czuję krew – nęcąca, słodką i jakby
znajomą… ponieważ należała do mnie.
Na moment
straciłam równowagę i byłabym upadła, gdyby lodowate dłonie z siłą
imadła nie zacisnęły się na moich ramionach. Kajusz znów zmaterializował się u mojego
boku, szarpnięciem stawiając mnie do pionu, co bynajmniej nie okazało się przyjemne.
Gotowa bronić się przed kolejną dawką bólu, byłam gotowa rzucić się do
ucieczki, ale nawet gdybym nie była wciąż zmroczona uderzeniem, szarpiąc się i próbując
wyrywać, mogłabym tylko jeszcze bardziej sobie zaszkodzić, a na to nie
mogłam pozwolić – nie na oczach Demetriego.
– No cóż… –
doszedł mnie niemal entuzjastyczny szept Kajusza.
– Przestań!
– przerwał mu natychmiast Demetri. Jego głos zabrzmiał dziwnie obco,
zniekształcony przez emocje; byłam świadoma przede wszystkim mieszanki
przerażenia i gniewu, tym bardziej, że to pierwsze w żadnym wypadku
nie było dla niego właściwe. – Podnieś na nią rękę jeszcze raz, a przysięgam,
że…
Obserwujący
sytuację jakby od niechcenia Marcus parsknął nieco wymuszonym śmiechem.
– Ty wciąż
nie zrozumiałeś, prawda? – zapytał, potrząsając z niedowierzaniem głową.
Brzmiał trochę jak wzorowy ojciec, z pobłażaniem spoglądający na
nieporadność swojego dziecka. – W twoim przypadku nie ma miejsca na
dyskusję. Współpracujesz albo ta twoja ślicznotka za to zapłaci – układ jest
przecież dziecinnie prosty… Chyba, że tobie też podoba się to, jak ona krzyczy –
dodał prowokującym tonem, a ja zapragnęłam jakimś cudem dostać się do
niego i zetrzeć mu ten złośliwy uśmieszek z twarzy. – No cóż, może
teraz ja…? – zwrócił się do mojego oprawcy i zrobił stanowczy krok w moją
stronę.
– Ani mi
się waż!
Demetri na
swoim miejscu drgnął nerwowo. Przez ułamek sekundy byłam przekonana, że znów
straci na sobą panowanie i że wkrótce na moich oczach dojdzie do czegoś
naprawdę niepokojącego, ale nim tropiciel ostatecznie podjął decyzję, ponownie
odezwał się Kajusz:
– Hamuj
się, Marcus – upomniał lodowatym tonem. Obaj nieśmiertelny zamilkli i zamarli
w bezruchu, każdy z innego powodu dostosowując się do zawartej w tonie
Kajusza groźby. – Ta cała farsa zaczyna mnie nudzić. Dostaniesz ją, kiedy
nadejdzie na to czasu i wtedy będziesz mógł się wyżywać do woli, ale nie
przy mnie. – Zamilkł, a mnie momentalnie zrobiło się niedobrze, kiedy
uświadomiłam sobie, co miał na myśli; kiedy tylko brałam pod uwagę to, że
Marcus miałby dotknąć mnie bez mojej zgody… – Twoja decyzja, Demetri. Ostatni
raz pytam po dobroci: gdzie pozostała dwójka? Tylko szczerze, bo kłamstwa nie
toleruję!
Wzdrygnęłam
się, choć nawet nie musiał wysilić się, by podnieść głos. Jego słowa przez
kilka następnych sekund wydawały się wibrować w panującej ciszy, jakby
jakimś cudem były w stanie się zmaterializować. Z każdą kolejną
sekundą było mi trudniej oddychać, ale nie tyle z winy obolałych żeber czy
zawrotów głowy, ale narastającego niepokoju. Chciało mi się wyć z rozpaczy,
byleby przerwać całe to szaleństwo – zrobić cokolwiek, byleby zatrzymać to, co
się działo. Od samego początku zdawałam sobie sprawę z tego, że miłość
Demetriego do mnie jest jego największą słabością, ale dopiero teraz w pełni
zaczynało docierać do mnie, co to właściwie oznacza. Przez wszystkie te
tygodnie dręczyła mnie świadomość tego, że ukochany poświęcił się z mojego
powodu, ale prawda była taka, że jego uwięzienie wcale nie było najgorszym z możliwych
scenariuszy. Co więcej, przez cały ten czas był w stanie radzić sobie wyłącznie
dzięki temu, że wierzył w to, iż przynajmniej mnie zapewnił mnie bezpieczeństwo;
o siebie nie dbał, zresztą Kajusz nie zamierzał się go pozbyć, póki
pozostawał jedyną osobą, mogącą doprowadzić go do mnie, Hanny i Felixa.
Jeśli
cokolwiek było w stanie tropiciela zniszczyć, to wyłącznie ja i moja
śmierć. Myśl o tym uprzytomniła mi, jak wielki błąd popełniłam, zmuszając
Corin do tego, by przyprowadziła mnie do tego miejsca.
Do tej pory
wszyscy byliśmy względnie bezpieczni – również Demetri, nawet jeśli nie
potrafiłam przyjąć tego do wiadomości.
Teraz
wszystko przepadło i to z mojej winy.
Spojrzałam
na bladą, wyparną z jakichkolwiek emocji twarz ukochanego i już nie
miałam najmniejszych wątpliwości co do tego, że ulegnie. Prawda uderzyła we
mnie z siłą niemal równą tej, którą wcześniej Kajusz cisnął mną o ścianę,
w równym stopniu pozbawiając mnie tchu. Nie musiałam pytać ani umieć
czytać w myślach, by zrozumieć, że Demetri nie widział innego wyjścia – i że
był w stanie powiedzieć Kajuszowi wszystko, byleby tylko zapewnić mi
bezpieczeństwo.
Nie
zasłużyłam na to.
Tak jak i nie
mogłam pozwolić na to, żeby moi najbliżsi płacili za błędy, które popełniłam
ja.
– Nic mu
nie mów! – krzyknęłam, nie zastanawiając się nad tym, co robię. Choć było to
bezcelowe, z całych sił szarpnęłam się w objęciach trzymającego mnie
Kajusza, nie dbając o to, że w ten sposób sama sobie szkodzę.
Poczułam jeszcze silniejszy ból, już nie tylko w żebrach, ale również
napiętych do granic możliwości ramionach, ale było mi już wszystko jedno, czy
coś sobie złamię. – Tchórze! Demetri, słyszysz? To bezduszne, pieprzone tchórz…!
– zaczęłam, ale nie było dane mi skończyć.
Nie od razu
poczułam ból, kiedy Kajusz bez jakiegokolwiek ostrzeżenia wymierzył mi
policzek. Poczułam krew w ustach oraz palący ból w miejscu, w którym
wampir mnie uderzył. Tym razem nie próbował mnie powstrzymywać przed upadkiem,
kiedy zatoczyłam się na ścianę, a po chwili osunęłam na ścianę, ledwo
łapiąc oddech.
– Nessie!
Poderwałam
głowę, choć ciężko było mi otrząsnąć się na tyle, by nadążać za tym, co działo
się wokół mnie. Demetri natychmiast spróbował do mnie doskoczyć, wyraźnie
zagniewany, ale na drodze stanął mu Marcus, skuteczni uniemożliwiając mu
dotarcie do mnie. Tropiciel obnażył zęby i przykucnął, gotowy rzucić się do
ataku, ale to nie zrobiło na jego przeciwnika najmniejszego wrażenia, w innym
wypadku pewnie nawet wydając się go bawić.
Kajusz
dosłownie zmaterializował się przede mną, zasłaniając mi Demetriego. Skuliłam
się pod ścianą, niespokojnie spoglądając na twarz pochylonego nade mną wampira
i bezskutecznie próbując zapanować nad zawrotami głowy. Widok rubinowych, lśniących
gniewnie tęczówek sprawił, że instynktownie zapragnęłam rzucić się do ucieczki,
ale zmusiłam się do tego, by bez chwili wahania spojrzeć wampirowi w twarz,
próbując udawać, że wcale się go nie boję, a to, jak mnie traktował, w gruncie
rzeczy nie ma dla mnie żadnego wrażenia.
– Jeszcze
pożałujesz tego, co powiedziałaś – stwierdził cicho, ujmując mnie za ramię.
Jęknęłam, tym bardziej, że już nawet nie próbował udawać, że jest względem mnie
delikatny. – Mam tego dość. Idziemy – zażądał, ale ja nawet nie myślałam go
słuchać.
Chciałam
zaprotestować, ale nawet na to nie miałam siły. W zamian po prostu go
zignorowałam, wciąż patrząc mu w oczy i psychicznie szykując się na
nieformalny pojedynek na spojrzenia, ale Kajusz najwyraźniej faktycznie nie
miał już cierpliwości do mnie i do Demetriego. Szarpnięciem poderwał mnie
do pionu i nie czekając na jakąkolwiek formę protestu z mojej strony,
chwycił mnie wpół tak szybko i mocno, że na dłuższą chwilę całkiem
straciłam oddech.
Spodziewałam
się wielu rzeczy – począwszy od kolejnego uderzenia, po śmierć – ale na pewno
nie tego, że wampir pociągnie mnie w stronę wyjścia z celi. W jednej
chwili strach mnie sparaliżował, niemal równie skutecznie, co głośne protesty
Demetriego, który zaczął wyklinać na czym świat stoi, ledwo tylko zorientował
się, co się święci. Wyrzucał z siebie słowa szybko i zawzięcie, w większości
po włoski, a jedynym, co byłam w stanie zrozumieć, było moje imię.
Kajusz
nawet się nie odwrócił.
Jeszcze na
długo po tym, jak siłą wyciągnął mnie na korytarz, słyszałam za sobą błagalne
nawoływania Demetriego.
Czy tylko ja jestem tak bardzo świadoma tego, że zakończenie tej księgi jest tuż na wyciągnięcie ręki? Akcja prze do przodu, ale mam nadzieję, że wbrew wszystkiemu nie narzuciłam zbyt szybkiego tempa, tym bardziej, że to już nie zwolni aż do samego epilogu… Swoją drogą, mam nadzieję dokończyć tę księgę już w kwietniu, aczkolwiek nie chciałabym niczego obiecywać, żeby nie zapeszyć. Wena jest kapryśna, chociaż w ostatnim czasie nie narzekam na jej brak.Pięknie dziękuję wszystkim czytającym, zwłaszcza Guśce, która zawsze tak niecierpliwie wpatruje kolejnych rozdziałów. To bardzo motywujące, tym bardzie, że czasami nawet muzyką nie jestem w stanie zwalczyć chwilowego lenia. Tak, przyznaję, że rozdział byłby trochę wcześniej, gdybym się zmusiła do pisania… Ale z drugiej strony, teraz jestem zdecydowanie bardziej zadowolona z efektu.Kolejny rozdział… Sądzę, że dość szybko, bo „Anioł” – tak jak i wcześniej „Cela” – był przeze mnie wyczekiwany już od dłuższego czasu. No nic, zobaczymy, co z tego wyjdzie…Nessa.
Rozdział bardzo mi się podobał:-) dziewczyno oby tak dalej:-) czekam na następny z niecierpliwością:-) Pozdrawiam i życzę dużo weny:-)
OdpowiedzUsuńHej
OdpowiedzUsuńPrzypuszczałam, że wpadnie do nich Kajusz, ale nie sądziłam, że zabierze swojego przydupasa Marcusa. To dupek. Widać, że dobrze mu z tym bratem Volturi- w końcu trafił swój na swego.
Kajusz w ogóle nie przejmuje się śmiercią Jane- ma przecież osobę, która z wielką chęcią ją zastąpi w roli nadwornego sadysty. Widać, że Marcus lubi się znęcać nad słabszymi i wykorzystywać kobiety. Nie chcę myśleć ile dziewczyn padło jego ofiarami. Mimo wszystko - Dem był kobieciarzem, ale nigdy nie napastował płci przeciwnej wbrew jej woli- tak myślę. Ten typ jest najgorszym rodzajem mężczyzny, albo raczej śmiecia.
Zabrali Nessie z celi Demetriego. Rozumiem jego strach, gniew i uczucie bezsilności- w końcu Kajusz nie rzuca słów na wiatr. Heh.. mam nadzieje, że przez to zamieszanie, które się rozpętało kiedy przeciwnicy nowego porządku uda się uwolnić i Nessie i Dema. Oby ich znaleźli przed czymś o wiele gorszym niż chwilowa rozłąka. Czekam na to:)
Nie, tempo jest w sam raz:) Lubię wartką akcję- ale o tym to dobrze wiesz:) No i bardzo dziękuję za dedykację- fajna jest świadomość, że ktoś coś zyskuje dzięki mnie:) Ja tam zawsze chętnie zmotywuję do pisania gdy len zawita^^. Poza tym czekam na "Anioła". Jeśli będzie równie świetny co Cela.. mmmm:D Już nie mogę się doczekać, chociaż nie spiesz się, aby wyszedł tak jak sobie zaplanowałaś:)
Weny
Guśka
Zakochałam się w tym opowiadaniu!!! Obje części pochłonełam w niecałe dwa dni. Jestem pod wrażeniem, jak wielki masz talent :) Nie mogę się już doczekać nexta <3
OdpowiedzUsuńAAAAAA!!! To jest tak przecudownoepickie, że ja nie mogę! Szooook. Nie wiem co napisać.
OdpowiedzUsuńNormalnie bije brawo dla Nessie i Demetriego. Ależ po co uciec, jak można się zająć sobą xD Przecież to tylko siedziba tych złych wampirów, ale spokojnie, tu nic złego nie może się stać. No ja rozumiem, że się troochę stęsknili za sobą itp, itd... No ale seriooo? Geniusze.
Ale lepiej dla nas, bo przynajmniej akcja jest ciekawa :D Marcus... Uwielbiam gościa. No i Kajusz <3 Moja ulubiona postać z sagi. Mógł bardziej poturbować Renesmee, nie miałabym nic przeciwko. No i zdziwił mnie tym, że nie przejął się zbytnio śmiercią Jane. No bo chyba jednak wampirzyca była mu chyba choć trochę potrzebna, choć kto tam wie ( no tak, Ty xD ) co mu się w tym blond czerepie czai. No i zabrał Nessie od Dema. No biedaczek. Nie dali mu się nacieszyć ukochaną.
A tak w ogóle, to ciekawe co tam słychać u Cullenów. Jednak zdecydowanie ciekawiej jest jak na razie w Volterze.
Kiedy nowy rozdział??? Bo się doczekać nie mogę! Piszesz tak cudownie, że czytanie Twoich blogów uzależnia.
Czekam z niecierpliwością <3
Pozdrawiam
Katherine
Witajcie =)
OdpowiedzUsuńZ okazji Świąt Wielkiejnocy, chciałabym życzyć wszystkim tego, co najlepsze. Spokoju, zdrowia, rodzinnej atmosfery, smacznego jajka i mokrego Dingusa. Cóż innego mogłabym dodać?
Do napisania,
Nessa. =)