piątek, 15 maja 2015

Prolog

„I've been sleeping a thousand years it seems
Got to open my eyes to everything
Without a thought, without a voice, without a soul
Don't let me die here
There must be something more”
Evanescnece; „Bring me to life”


Renesmee
Przebudzenie było nagłe i na swój sposób oszałamiające. Jeszcze na chwilę przed tym, jak zdecydowała się otworzyć oczy, podświadomie wyczuła, że leży na czymś twardym i niewygodnym. Skrzywiła się, po czym lekko przechyliła głowę, mimochodem zauważając, że z jakiegoś powodu wylądowała na brzuchu, twarzą w dół, choć to nie było nawet  w połowie tak uciążliwe, jak poczucie całkowitej pustki w głowie.
Jęknęła cicho, po czym spróbowała otworzyć oczy. Początkowo oślepiło ją światło, więc jeszcze mocniej wtuliła twarz w ziemię, nie dbając o to, że zasnuwające ziemię kamyczki wżynają się w jej odsłoniętą skórę. Oddech jej przyśpieszył, a serce zabiło szybciej, kiedy nagle poczuła przejmujący wręcz niepokój, chociaż trudno było jej stwierdzić, czego tak naprawdę się bała. Nie rozumiała, gdzie jest i dlaczego była w tym miejscu sama, ale to wydawało się najmniej istotne, zresztą nie przynosiło odpowiedzi na najbardziej podstawowe pytanie, które w najzupełniej naturalny sposób nasunęło jej się na myśli.
Kim jestem?
Raz jeszcze spróbowała otworzyć oczy, tym razem przygotowując się na naturalny szok, związany z jasnym, białym światłem. Słyszała cichy szum, który musiał towarzyszyć jej już wcześniej, ale dopiero po chwili udało jej się na nim skoncentrować na tyle, by pojąć, co takiego działo się wokół niej. To było trochę tak, jakby przez cały ten czas trwała w pustce, a teraz ta stopniowo zaczynała ustępować, w miarę jak do głosu zaczęły dochodzić poszczególne zmysły. Już nie tylko dotyk, ale również najróżniejsze zapachy, kolory oraz dźwięki, które atakowały jej nienaturalnie wyostrzone zmysły, co zwłaszcza po długotrwałej ciszy i spokoju, wydało jej się absolutnie niewłaściwe.
Zmuszając się do zachowania spokoju, powiodła wzrokiem dookoła, choć podświadomie od samego początku podejrzewała, co zobaczy. Leżała na piasku, najpewniej na plaży, choć kiedy instynktownie wpiła palce w ziemię, przekonała się, że więcej wokół niej kamieni, aniżeli złocistych, sypkich drobinek. Szum, który słyszała, naturalnie dochodził od strony morza albo oceanu – w zasadzie nie miała pewności. Choć była przemoczona, wcale nie czuła chłodu, być może wciąż w szoku albo za sprawą łagodnych promieni przebijającego się przez ciężkie chmury słońca. W gruncie rzeczy to miejsce wcale nie było aż tak bardzo słoneczne, jak początkowo jej się wydawało, a jedynie jej przywykłe do ciemności oczy, stały się zdecydowanie zbyt wrażliwe na jakiekolwiek oznaki jasności.
Zamarła na moment w bezruchu, nasłuchując i wodząc wzrokiem dookoła. W okolicy nie widziała nikogo, zresztą skądś wiedziała, że jest w tym miejscu absolutnie sama, ale ta myśl nie napawała ją aż takim niepokojem, jak mogłaby się tego spodziewać. Czuła się zagubiona i lekko oszołomiona, ale i to uczucie było to zniesienia, wprawiając ją w lekką tylko konsternację i sprawiając, że mimowolnie spróbowała sobie przypomnieć, co takiego działo się z nią, zanim zdecydowała się zamknąć oczy. Jak trafiła tu, na to pustkowie, osamotniona i z tym niejasnym poczuciem, że wydarzyło się cos bardzo, ale to bardzo złego?
Och, a tak w ogóle… Kim była? Odpowiedź na to pytanie chyba powinna być dla niej istotna, ale wcale nie uznała tej wiedzy za jakąś szczególnie niezbędną.
Z wolna usiadła, unosząc twarz ku częściowo zasnutego chmurami, szybko jaśniejącego nieba. Lekko potrząsnęła głową, wytrząsając z długich, kręconych włosów drobinki piasku i kamyczków; opadły na ziemię z cichym szelestem, doskonale słyszalnym nawet mimo nieustającego, coraz bardziej monotonnego szumu przelewanej wody. Kiedy raz jeszcze rozejrzała się dookoła, przekonała się, że plaża jest w gruncie rzeczy niewielka, a przy tym wąska, choć wrażenie wydawało się mieć związek z górującym nad całą okolicą, wysokim klifem, majaczącym gdzieś zaledwie kilka metrów dalej. Marszcząc brwi, zmierzyła go wzrokiem, po czym utkwiła swoje spojrzenie gdzieś dalej, woląc skoncentrować się na wydającej się nie mieć końca, ciemnej wodzie. Morze wydawało się wyjątkowo spokojnie, choć od czasu do czasu marszczyło się i pieniło, kiedy woda cofała się i nawracała w postaci piętrzących się fal, które raz po raz obmywały brzeg. Za każdym razem, kiedy to widziała, miała wrażenie, że głębia wzywa ją do siebie, pragnąć jej dosięgnąć i pociągnąć za sobą, ale jak na razie nie będąc w stanie; przynajmniej tymczasowo znajdowała się zbyt daleko, oddalona od nieprzewidywalnego żywiołu, choć gdyby pogoda uległa zmianie, bezpieczeństwo wcale nie musiałoby się okazać czymś aż tak oczywistym.
Mimo wyczuwalnego w powietrzu ciepła, zadrżała mimowolnie, dziwnie zaniepokojona perspektywą zanurzenia się w ciemną toń. Nawet nie potrafiła sobie przypomnieć, czy w ogóle potrafiła pływać… Tak swoją drogą, to możliwe, by to właśnie fale wyrzuciły ją na tę plaże? W końcu była przemoczona, więc takie rozwiązanie wydawało się sensowne, choć w sytuacji, kiedy sama nie potrafiła wyjaśnić, co takiego działo się z nią przez ostatnie godziny, każde rozwiązanie wydawało się równie atrakcyjne i prawdopodobnie. Co więcej, ten klif…
Och! Być może to była wyłącznie jej wyobraźnia, ale miała wrażenie, że tę jedną rzecz pamięta – zapach soli, chłód nagiej skały pod stopami oraz cudowne uczucie unoszenia się, kiedy wiatr targał jej ubranie. A później niepowtarzalne, niosące ze sobą poczucie wolności wrażenie opadania, kiedy to spadała coraz niżej i niżej. Czy to znaczyło, że właśnie tak było – że z jakiegoś sobie tylko znanego powodu rzuciła się z klifu?
Podniosła się z pewnym wysiłkiem, zwracając się twarzą ku zdradzieckiemu żywiołowi, po czym instynktownie cofnęła się o krok w tył. Zapach soli drażnił jej gardło, więc spróbowała odchrząknąć, ale to jedynie pogorszyło sytuację, skutecznie wybijając jej ten pomysł z głowy. Czuła się dziwnie zesztywniała i zdezorientowana, ale to było niczym w porównaniu z tym niejasnym wrażeniem, że umykało jej coś istotnego – i że to miejsce wcale nie jest takim, jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Ta myśl była dziwna, tak jak i niejasne napięcie, które wyczuwała w powietrzu, a które za wszelką cenę starała się ignorować. Nie miała pewności, co to oznacza, ale nie mogła się pozbyć wrażenia, iż w powietrzu wsi coś niedobrego, nawet jeśli nie potrafiła jednoznacznie tego zidentyfikować.
Odetchnęła głęboko, wciągając do płuc charakterystyczny zapach soli morskiej. Oddychanie przychodziło jej z pewnym wysiłkiem; powietrze wydawało się ciężkie i suche, co uprzytomniło jej, dlaczego czuła się tak dziwnie. Pogoda bywała kapryśna, a pozornie spokojna woda, w każdej chwili mogła stać się naprawdę niebezpieczna. To dziwne napięcie – słynna cisza przed burzą – wydawało się mówić wszystko, choć przynajmniej tymczasowo nie widziała na niebie nawet jednej ciemnej chmury, która mogłaby zwiastować nagłe załamanie się pogody. No cóż, to jeszcze o niczym nie musiało świadczyć, ale wolała nie ryzykować, zresztą i tak nie mogła zostać na tej plaży, niezależnie od emocji, która ta w niej wzbudzała.
Nerwowo oplotła się ramionami, pocierając je lekko. Wtedy po raz pierwszy przyjrzała się sobie, zwracając uwagę na to, że na sobie ma zwiewną, białą sukienkę, idealną na upalne lato, ale na pewno nie do tego, by kąpać się w słonej wodzie. Tren sukienki sięgał aż do ziemi, plącząc się pod jej nagimi stopami i raz po raz muskając odsłonięte uda i łydki. Poza sukienką, nie miała na sobie niczego, ale to i tak było lepsze niż gdyby po przebudzeniu przekonała się, że jest naga. Co ciekawe, materiał – choć przemoczony i klejący się do nieosłoniętego ciała – wciąż wydawał się nieskazitelnie czysty, ale nie miała cierpliwości i siły, by zastanawiać się nad tym, co to oznacza. Jakie to zresztą miało znaczenie, skoro istniało mnóstwo ważniejszych pytań na które chciała poznać odpowiedź, a których nawet nie miała komu zadać.
Właśnie wtedy usłyszała cichy, melodyjny śmiech – tak niewinny i beztroski, że mógł należeć tylko i wyłącznie do dziecka. Zesztywniała, ciaśniej oplatając się ramionami i nerwowo wodząc wzrokiem na prawo i lewo, bezskutecznie próbując pojąć, co oznacza ten śmiech i skąd się brał. Czy to znaczyło, że jednak nie była tutaj sama? Być może, ale radosny, melodyjny chichot umilkł równie nagle, co się pojawił, aż zaczęła zastanawiać się, czy to nie wytwór jej wyobraźni albo figlarny, równie suchy i nagrzany, co i samo powietrze wiatr, który nagle rozwiał jej długie, miedziane loki. Coraz bardziej zaniepokojona i rozdrażniona, w pośpiechu okręciła się wokół własnej osi, wodząc wzrokiem na prawo i lewo, choć przecież doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że i tak nie będzie w stanie dostrzec kogokolwiek.
Wtedy właśnie zauważyła majaczącą kilkanaście metrów dalej, łagodnie pnącą się ku górze ścieżkę. Kamienna, zasnuta kamieniami droga nie wyglądała szczególnie zachęcająco, tym bardziej, że w pierwszym odruchu uznała ją jako ścieżkę prowadzącą z powrotem na klif, a to było ostatnim miejscem,  w którym pragnęła się znaleźć. Z drugiej strony, to wydawało się jedynym sensownym kierunkiem, który mogła obrać, jeśli nie chciała reszty życia spędzić na plaży, czekając na coś… niedobrego, a przynajmniej tak jej się wydawało. Co więcej, kiedy przyjrzała się dokładniej, przekonała się, że całą plażę otaczała gęstwina rosnących blisko siebie drzew, więc zamiast z powrotem na górę, zawsze mogła spróbować dostać się właśnie tam – do lasu. To i tak wydawało się lepsze od biernego czekania i krążenia w tę i z powrotem, a może jeśli dopisze jej szczęście, zdoła znaleźć kogoś, kto będzie w stanie choć w niewielkim stopniu jej pomóc.
Usatysfakcjonowana, Renesmee Cullen z wolna skinęła głową. Zaraz po tym – wytrząsając z włosów resztę drobinek zalegającego w nich piasku – bez chwili wahania ruszyła przed siebie, samej sobie próbując wytłumaczyć, dlaczego czuła się tak bardzo pusta i zagubiona.
Zanim dotarła do ścieżki i odważyła się zrobić pierwszy krok, znów miała wrażenie, że gdzieś z oddali doszedł ją zachęcający, dziecięcy śmiech…

1 komentarz

  1. Hej
    Śmiech dziecka? Mam wrażenie, że jest to owa tajemnicza Lilia, którą pojawiła się w opisie tej księgi? Nie wiem czemu ale skojarzyło mi się to ze snami, które miała Renesmee w LITT, gdzie pojawiała się Alessia jeszcze przed swoimi narodzinami^^
    Cała ta "kraina", w której znajduje się Renesmee jest intrygująca- zastanawia mnie bardzo co jej się stało, że jedna mała strzykawka sprawiła, że jej umysł jest w pułapce. Przypomina mi to trochę "kraniec świata", w którym przebywał Jack Sparrow. Może powinna po prostu skoczyć do wody i wtedy się z tego wydostanie? Chociaż to chyba byłoby zbyt proste.. sama nie wiem. Cóż- pozostaje tylko czekać na to co będzie dalej:) Mam nadzieje, że następny rozdział pojawi się wkrótce- będę go wyczekiwać bardzo niecierpliwie.

    Weny
    Guśka

    OdpowiedzUsuń


After We Fall
stories by Nessa