„I've been sleeping a thousand years it seems
Got to open my eyes to everything
Without a thought, without a voice, without a soul
Don't let me die here
There must be something more”
Evanescnece; „Bring me to life”
Got to open my eyes to everything
Without a thought, without a voice, without a soul
Don't let me die here
There must be something more”
Evanescnece; „Bring me to life”
Renesmee
Przebudzenie
było nagłe i na swój sposób oszałamiające. Jeszcze na chwilę przed tym,
jak zdecydowała się otworzyć oczy, podświadomie wyczuła, że leży na czymś
twardym i niewygodnym. Skrzywiła się, po czym lekko przechyliła głowę,
mimochodem zauważając, że z jakiegoś powodu wylądowała na brzuchu, twarzą
w dół, choć to nie było nawet w połowie
tak uciążliwe, jak poczucie całkowitej pustki w głowie.
Jęknęła
cicho, po czym spróbowała otworzyć oczy. Początkowo oślepiło ją światło, więc
jeszcze mocniej wtuliła twarz w ziemię, nie dbając o to, że
zasnuwające ziemię kamyczki wżynają się w jej odsłoniętą skórę. Oddech jej
przyśpieszył, a serce zabiło szybciej, kiedy nagle poczuła przejmujący
wręcz niepokój, chociaż trudno było jej stwierdzić, czego tak naprawdę się
bała. Nie rozumiała, gdzie jest i dlaczego była w tym miejscu sama,
ale to wydawało się najmniej istotne, zresztą nie przynosiło odpowiedzi na
najbardziej podstawowe pytanie, które w najzupełniej naturalny sposób
nasunęło jej się na myśli.
Kim jestem?
Raz jeszcze
spróbowała otworzyć oczy, tym razem przygotowując się na naturalny szok,
związany z jasnym, białym światłem. Słyszała cichy szum, który musiał
towarzyszyć jej już wcześniej, ale dopiero po chwili udało jej się na nim
skoncentrować na tyle, by pojąć, co takiego działo się wokół niej. To było
trochę tak, jakby przez cały ten czas trwała w pustce, a teraz ta
stopniowo zaczynała ustępować, w miarę jak do głosu zaczęły dochodzić
poszczególne zmysły. Już nie tylko dotyk, ale również najróżniejsze zapachy,
kolory oraz dźwięki, które atakowały jej nienaturalnie wyostrzone zmysły, co
zwłaszcza po długotrwałej ciszy i spokoju, wydało jej się absolutnie
niewłaściwe.
Zmuszając
się do zachowania spokoju, powiodła wzrokiem dookoła, choć podświadomie od
samego początku podejrzewała, co zobaczy. Leżała na piasku, najpewniej na
plaży, choć kiedy instynktownie wpiła palce w ziemię, przekonała się, że
więcej wokół niej kamieni, aniżeli złocistych, sypkich drobinek. Szum, który
słyszała, naturalnie dochodził od strony morza albo oceanu – w zasadzie
nie miała pewności. Choć była przemoczona, wcale nie czuła chłodu, być może
wciąż w szoku albo za sprawą łagodnych promieni przebijającego się przez
ciężkie chmury słońca. W gruncie rzeczy to miejsce wcale nie było aż tak
bardzo słoneczne, jak początkowo jej się wydawało, a jedynie jej przywykłe
do ciemności oczy, stały się zdecydowanie zbyt wrażliwe na jakiekolwiek oznaki
jasności.
Zamarła na
moment w bezruchu, nasłuchując i wodząc wzrokiem dookoła. W okolicy
nie widziała nikogo, zresztą skądś wiedziała, że jest w tym miejscu
absolutnie sama, ale ta myśl nie napawała ją aż takim niepokojem, jak mogłaby
się tego spodziewać. Czuła się zagubiona i lekko oszołomiona, ale i to
uczucie było to zniesienia, wprawiając ją w lekką tylko konsternację i sprawiając,
że mimowolnie spróbowała sobie przypomnieć, co takiego działo się z nią,
zanim zdecydowała się zamknąć oczy. Jak trafiła tu, na to pustkowie,
osamotniona i z tym niejasnym poczuciem, że wydarzyło się cos bardzo,
ale to bardzo złego?
Och, a tak
w ogóle… Kim była? Odpowiedź na to pytanie chyba powinna być dla niej
istotna, ale wcale nie uznała tej wiedzy za jakąś szczególnie niezbędną.
Z wolna
usiadła, unosząc twarz ku częściowo zasnutego chmurami, szybko jaśniejącego
nieba. Lekko potrząsnęła głową, wytrząsając z długich, kręconych włosów
drobinki piasku i kamyczków; opadły na ziemię z cichym szelestem,
doskonale słyszalnym nawet mimo nieustającego, coraz bardziej monotonnego szumu
przelewanej wody. Kiedy raz jeszcze rozejrzała się dookoła, przekonała się, że
plaża jest w gruncie rzeczy niewielka, a przy tym wąska, choć
wrażenie wydawało się mieć związek z górującym nad całą okolicą, wysokim
klifem, majaczącym gdzieś zaledwie kilka metrów dalej. Marszcząc brwi,
zmierzyła go wzrokiem, po czym utkwiła swoje spojrzenie gdzieś dalej, woląc
skoncentrować się na wydającej się nie mieć końca, ciemnej wodzie. Morze
wydawało się wyjątkowo spokojnie, choć od czasu do czasu marszczyło się i pieniło,
kiedy woda cofała się i nawracała w postaci piętrzących się fal,
które raz po raz obmywały brzeg. Za każdym razem, kiedy to widziała, miała
wrażenie, że głębia wzywa ją do siebie, pragnąć jej dosięgnąć i pociągnąć
za sobą, ale jak na razie nie będąc w stanie; przynajmniej tymczasowo
znajdowała się zbyt daleko, oddalona od nieprzewidywalnego żywiołu, choć gdyby
pogoda uległa zmianie, bezpieczeństwo wcale nie musiałoby się okazać czymś aż
tak oczywistym.
Mimo
wyczuwalnego w powietrzu ciepła, zadrżała mimowolnie, dziwnie
zaniepokojona perspektywą zanurzenia się w ciemną toń. Nawet nie potrafiła
sobie przypomnieć, czy w ogóle potrafiła pływać… Tak swoją drogą, to
możliwe, by to właśnie fale wyrzuciły ją na tę plaże? W końcu była
przemoczona, więc takie rozwiązanie wydawało się sensowne, choć w sytuacji,
kiedy sama nie potrafiła wyjaśnić, co takiego działo się z nią przez
ostatnie godziny, każde rozwiązanie wydawało się równie atrakcyjne i prawdopodobnie.
Co więcej, ten klif…
Och! Być
może to była wyłącznie jej wyobraźnia, ale miała wrażenie, że tę jedną rzecz
pamięta – zapach soli, chłód nagiej skały pod stopami oraz cudowne uczucie
unoszenia się, kiedy wiatr targał jej ubranie. A później niepowtarzalne,
niosące ze sobą poczucie wolności wrażenie opadania, kiedy to spadała coraz
niżej i niżej. Czy to znaczyło, że właśnie tak było – że z jakiegoś
sobie tylko znanego powodu rzuciła się z klifu?
Podniosła
się z pewnym wysiłkiem, zwracając się twarzą ku zdradzieckiemu żywiołowi,
po czym instynktownie cofnęła się o krok w tył. Zapach soli drażnił
jej gardło, więc spróbowała odchrząknąć, ale to jedynie pogorszyło sytuację,
skutecznie wybijając jej ten pomysł z głowy. Czuła się dziwnie
zesztywniała i zdezorientowana, ale to było niczym w porównaniu z tym
niejasnym wrażeniem, że umykało jej coś istotnego – i że to miejsce wcale
nie jest takim, jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Ta myśl była
dziwna, tak jak i niejasne napięcie, które wyczuwała w powietrzu, a które
za wszelką cenę starała się ignorować. Nie miała pewności, co to oznacza, ale
nie mogła się pozbyć wrażenia, iż w powietrzu wsi coś niedobrego, nawet
jeśli nie potrafiła jednoznacznie tego zidentyfikować.
Odetchnęła
głęboko, wciągając do płuc charakterystyczny zapach soli morskiej. Oddychanie
przychodziło jej z pewnym wysiłkiem; powietrze wydawało się ciężkie i suche,
co uprzytomniło jej, dlaczego czuła się tak dziwnie. Pogoda bywała kapryśna, a pozornie
spokojna woda, w każdej chwili mogła stać się naprawdę niebezpieczna. To
dziwne napięcie – słynna cisza przed burzą – wydawało się mówić wszystko, choć
przynajmniej tymczasowo nie widziała na niebie nawet jednej ciemnej chmury,
która mogłaby zwiastować nagłe załamanie się pogody. No cóż, to jeszcze o niczym
nie musiało świadczyć, ale wolała nie ryzykować, zresztą i tak nie mogła
zostać na tej plaży, niezależnie od emocji, która ta w niej wzbudzała.
Nerwowo
oplotła się ramionami, pocierając je lekko. Wtedy po raz pierwszy przyjrzała
się sobie, zwracając uwagę na to, że na sobie ma zwiewną, białą sukienkę,
idealną na upalne lato, ale na pewno nie do tego, by kąpać się w słonej
wodzie. Tren sukienki sięgał aż do ziemi, plącząc się pod jej nagimi stopami i raz
po raz muskając odsłonięte uda i łydki. Poza sukienką, nie miała na sobie
niczego, ale to i tak było lepsze niż gdyby po przebudzeniu przekonała
się, że jest naga. Co ciekawe, materiał – choć przemoczony i klejący się
do nieosłoniętego ciała – wciąż wydawał się nieskazitelnie czysty, ale nie
miała cierpliwości i siły, by zastanawiać się nad tym, co to oznacza.
Jakie to zresztą miało znaczenie, skoro istniało mnóstwo ważniejszych pytań na
które chciała poznać odpowiedź, a których nawet nie miała komu zadać.
Właśnie
wtedy usłyszała cichy, melodyjny śmiech – tak niewinny i beztroski, że
mógł należeć tylko i wyłącznie do dziecka. Zesztywniała, ciaśniej
oplatając się ramionami i nerwowo wodząc wzrokiem na prawo i lewo,
bezskutecznie próbując pojąć, co oznacza ten śmiech i skąd się brał. Czy
to znaczyło, że jednak nie była tutaj sama? Być może, ale radosny, melodyjny
chichot umilkł równie nagle, co się pojawił, aż zaczęła zastanawiać się, czy to
nie wytwór jej wyobraźni albo figlarny, równie suchy i nagrzany, co i samo
powietrze wiatr, który nagle rozwiał jej długie, miedziane loki. Coraz bardziej
zaniepokojona i rozdrażniona, w pośpiechu okręciła się wokół własnej
osi, wodząc wzrokiem na prawo i lewo, choć przecież doskonale zdawała
sobie sprawę z tego, że i tak nie będzie w stanie dostrzec
kogokolwiek.
Wtedy
właśnie zauważyła majaczącą kilkanaście metrów dalej, łagodnie pnącą się ku
górze ścieżkę. Kamienna, zasnuta kamieniami droga nie wyglądała szczególnie
zachęcająco, tym bardziej, że w pierwszym odruchu uznała ją jako ścieżkę
prowadzącą z powrotem na klif, a to było ostatnim miejscem, w którym pragnęła się znaleźć. Z drugiej
strony, to wydawało się jedynym sensownym kierunkiem, który mogła obrać, jeśli
nie chciała reszty życia spędzić na plaży, czekając na coś… niedobrego, a przynajmniej
tak jej się wydawało. Co więcej, kiedy przyjrzała się dokładniej, przekonała
się, że całą plażę otaczała gęstwina rosnących blisko siebie drzew, więc
zamiast z powrotem na górę, zawsze mogła spróbować dostać się właśnie tam
– do lasu. To i tak wydawało się lepsze od biernego czekania i krążenia
w tę i z powrotem, a może jeśli dopisze jej szczęście,
zdoła znaleźć kogoś, kto będzie w stanie choć w niewielkim stopniu
jej pomóc.
Usatysfakcjonowana,
Renesmee Cullen z wolna skinęła głową. Zaraz po tym – wytrząsając z włosów
resztę drobinek zalegającego w nich piasku – bez chwili wahania ruszyła
przed siebie, samej sobie próbując wytłumaczyć, dlaczego czuła się tak bardzo
pusta i zagubiona.
Zanim
dotarła do ścieżki i odważyła się zrobić pierwszy krok, znów miała
wrażenie, że gdzieś z oddali doszedł ją zachęcający, dziecięcy śmiech…
Hej
OdpowiedzUsuńŚmiech dziecka? Mam wrażenie, że jest to owa tajemnicza Lilia, którą pojawiła się w opisie tej księgi? Nie wiem czemu ale skojarzyło mi się to ze snami, które miała Renesmee w LITT, gdzie pojawiała się Alessia jeszcze przed swoimi narodzinami^^
Cała ta "kraina", w której znajduje się Renesmee jest intrygująca- zastanawia mnie bardzo co jej się stało, że jedna mała strzykawka sprawiła, że jej umysł jest w pułapce. Przypomina mi to trochę "kraniec świata", w którym przebywał Jack Sparrow. Może powinna po prostu skoczyć do wody i wtedy się z tego wydostanie? Chociaż to chyba byłoby zbyt proste.. sama nie wiem. Cóż- pozostaje tylko czekać na to co będzie dalej:) Mam nadzieje, że następny rozdział pojawi się wkrótce- będę go wyczekiwać bardzo niecierpliwie.
Weny
Guśka