piątek, 7 sierpnia 2015

5. „I weź tu zakochaj się w kobiecie…”

Hannah
Demetri nas zabije. Jestem tego dziwnie pewna, a jednak nawet to nie powstrzymuje mnie przed zrobieniem jedynej rzeczy, która wydaje mi się sensowna – zwłaszcza w obecnej sytuacji, kiedy od dobrego plany wydaje się zależeć dosłownie wszystko.
W milczeniu spoglądam na Felixa i już nie mam wątpliwości co do tego, że jest sceptycznie nastawiony do całego przedsięwzięcia. W porządku, działanie na własną rękę być może nie jest najlepszym pomysłem, ale to jedyne, co przychodzi mi do głowy. Demetri nie jest sobą, a przynajmniej nie myśli jasno, więc na jego opinię i tak nie możemy liczyć. Nie mam pojęcia, co w ostatnim czasie dzieje się z tym wampirem i choć zdaję sobie sprawę z tego, że wszystko sprowadza się do Nessie, to wcale nie wydaje mi się usprawiedliwieniem. Tak, do cholery, ja też się martwię… Ale czy to oznacza, że nagle stałam się ślepą na wszystko idiotką, która ma ochotę rozszarpać każdego, kto spróbuje mi coś zasugerować – i to nawet wtedy, kiedy te sugestie są naprawdę sensowne? Demetri od zawsze był ciężki, jednak jeśli od teraz naszcze relacje miały sprowadzać się wyłącznie do wzajemnego warczenia na siebie, w którymś momencie naprawdę trafi mnie szlag albo pokuszę się o skopanie mu tyłka.
Felix milczy, ale to mi na rękę. Z uwagą wpatruję się w zaciemnioną szybę jednego z tych wyjątkowo nowoczesnych, wyjątkowych samochodów Cullenów, którzy – tak swoją drogą – z powodzeniem mogliby pokusić się o otworzenie w garażu luksusowego salonu. Miłym zaskoczeniem było to, że z taką łatwością udało mi się wyprosić kluczki do któregokolwiek z tych cudeniek, ale najwyraźniej nie tylko Carlisle i Esme pałają względem mnie, Felixa czy Demetriego czymś, co od biedy można uznać za sympatię. Co prawda nadal nie rozgryzłam w pełni tego, co na temat całej tej sytuacji myśli Jasper, ale jak długo potrafił być praktyczny, tak długo zamierzałam uważać go za sprzymierzeńca.
Nerwowo spoglądam na telefon komórkowy, który tuż po wyjściu rzuciłam na deskę rozdzielczą. Nie jestem pewna, czego tak naprawdę oczekuję, ale z jakiegoś powodu mam równą ochotę cisnąć urządzeniem o ziemię, co i po raz wtóry sprawdzić, czy oby na pewno jestem w zasięgu. Nie mam pojęcia, czy powinnam liczyć na to, że którykolwiek z Cullenów pokusi się o to, żeby poinformować nas, jeśli coś zmieni się względem stanu Renesmee (nie chcę już nawet marzyć o tym, że dziewczyna nagle się obudzi i wszystko rozejdzie się po kościach), niemniej… No cóż, Alice nadal siedzi przed komputerem, szukając informacji, więc nagłe olśnienie w jakiejkolwiek kwestii wydaje się bardzo prawdopodobne.
Jeszcze prawdopodobniejsze jednak jest to, że nagle zacznie dobijać się do nas Demetri – bardzo, ale to bardzo zły Demetri. Nie jestem pewna, czy pomysł wykrzyczenia mu wprost, jakim to jest palantem, ma jakąkolwiek rację bytu, ale właśnie tego zamierzam się trzymać, gdyby znowu zaczął mieć do mnie o cokolwiek pretensje. W porządku, mnie też nieszczególnie podoba się perspektywa współpracy z kundlami, ale jeśli to jedyne, co w tym momencie przychodzi mi do głowy i co wydaje się chociaż po części sensowne.
„Cel uświęca środki”. Nie wiem, czy Demowi to odpowiada, ale najwyższa pora, żeby się tego nauczył.
– Skręć w prawo – mówię, pierwszy raz od dobrej godziny przerywając niewdzięczną ciszę w samochodzie.
– Czyżbyś prócz zdolności przywódczych, nagle zaczęła utożsamiać się z oprogramowaniem GPS-u? – pyta uprzejmym tonem Felix, ale przynajmniej posłusznie dostosowuje się do tego, co mówię.
Ledwo powstrzymuję się przed pokazaniem mu języka, obojętna na to, że to nader dziecinny i na swój sposób idiotyczny gest. Samochód łagodnie sunie po asfaltowej drodze, zaś krajobraz za oknem składa się przede wszystkim z nachylonych ku sobie drzew i zieleni. Zwłaszcza to drugie przeważa, ku mojemu oszołomieniu, bo do tej pory nie jestem w stanie jednoznacznie stwierdzić, jak to możliwe, że wszystko jest tak po prostu zielone – nie tylko korony drzew, ale również znamienita większość pni. Nie jestem pewna, ale to wygląda tak, jakby całą ziemię w tej okolicy przykrywała na wpół przejrzysta, zielona osłonka, która sprawia, że każdy człowiek (albo wampir – i to na dodatek taki, który dysponuje wyostrzonymi zmysłami), zaczyna czuć się bardzo, ale to bardzo nieswojo.
I weź tu zrozum uroki stanu Waszyngton…, myślę i ledwo powstrzymuję przeciągłe westchnienie, tym bardziej, że jakby w odpowiedzi na moje sarkastyczne uwagi, niebo nad naszymi głowami otwiera się, a na ziemię spadają pierwsze krople pomieszanego ze śniegiem deszczu.
Jest coś kojącego w rytmie ciężkich kropel, metodycznie uderzających o karoserię samochodu. Samo wnętrze auta jest przyjemne ciepłe, choć ani ja, ani Felix nie mamy problemów z niskimi temperaturami. Przez moment waham się, ale ostatecznie dochodzę do wniosku, że nie ma sensu pytać go o to, dlaczego włączył ogrzewanie, skoro żadne z nas tego nie potrzebuje. Faceta nie da się tak po prostu zrozumieć, zwłaszcza kiedy w grę wchodzi jakiekolwiek cudeńko techniki, a zwłaszcza… Tak, tak – drogi i bez wątpienia pełen udogodnień samochód. Najwyraźniej tylko ja jestem na tyle głupia, żeby nie wykorzystać okazji do zabawy gałkami, przyciskami i czym popadnie – i to zwłaszcza w sytuacji, kiedy naszym celem jest coś więcej, aniżeli przejażdżka szybkim autem.
– Zabawne – słyszę i lekko unoszę brwi ku górze, zaskoczona uwagą Felixa. Nie patrzy na mnie, udając wyjątkowo zaobserwowanego drogą, ale kąciki jego ust unoszą się ku górze. Przyznaję, to na swój sposób… niezwykle pociągające. – Żadnych złośliwych komentarzy, czarownico? – pyta i chyba wydaje się rozczarowany.
– Pieprz się, Felutek – odgryzam się przesadnie wręcz słodkim tonem, ale prawda jest taka, że ogarnia mnie coraz większe zniechęcenie.
Tym razem wyraźnie czuję na sobie jego przenikliwe spojrzenie, co z jakiegoś powodu sprawia, że zaczynam doświadczać czegoś… wyjątkowo niekomfortowego. Dopiero po chwili jestem w stanie zmusić się do tego, żeby spojrzeć wprost w rubinowe tęczówki wampira i z niejakim oszołomieniem przekonać się, że wygląda na zmartwionego, by nie rzec, że zatroskanego. To nie jest normalne, a przynajmniej ja nie potrafię myśleć o jego zachowaniu, jako o czymś, co dzieje się pomiędzy nami na co dzień
A co się dzieje?, pytam samą siebie. Co tak naprawdę jest ze mną i Felixem, zwłaszcza odkąd…?
– Co?! – niemal warczę, coraz bardziej skonsternowana jego spojrzeniem. Dlaczego niemal na każdym kroku musi mi to robić?
– Nic, nic… – To brzmi niewinnie, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że jestem wstępem do czegoś o wiele poważniejszego. Nie mylę się, choć Felix i jakakolwiek oznaka powagi, wciąż są dla mnie iście abstrakcyjnym połączeniem. – Hannah…
– Tak?
Wzdycha przeciągle, po czym przenosi wzrok na jezdnię. Jestem pewna, że nie potrafi się na niej skupić, co teoretycznie powinno mnie zaniepokoić, jednak wcale tak nie jest. Swoją drogą, nie jestem w stanie zignorować faktu, że po raz kolejny jesteśmy sami, na dodatek w samochodzie, a Felix… No cóż, zachowuje się przy mnie tak, jakby nie był Felixem. Aż prosi się o to, żeby doprowadzić do wypadku, choć ta perspektywa nie robi na mnie najmniejszego wrażenia. W końcu żadne z nas nie jest w stanie tak naprawdę ucierpieć, a największym nieszczęściem, którego możemy dopuścić się na rzadko uczęszczanym odcinku trasy, jest skasowanie pożyczonego samochodu na najbliższym drzewie – najpewniej ku niezadowoleniu prawowitego właściciela. Jeśli wziąć pod uwagę jakże swobodne relacje z Cullenami, taki stan rzeczy nie stanowi najmniejszego problemu dla żadnego z nas.
Gdyby moje serce nadal biło, teraz najpewniej by przyśpieszyło. Czasami bycie martwą ma swoje zalety, chociażby takie, że musiałabym się naprawdę mocno wysilić, żeby się zarumienić. Brak zdradzieckich reakcji ciała jest przywilejem, który najwyraźniej po części ma wynagrodzić nam konieczność wiecznej tułaczki po świecie i zabijania po to, żeby przeżyć, ale wyjątkowo nie mam nic przeciwko. Niestety, jednocześnie nie jestem w stanie pozbyć się wrażenia, że Felix wie na temat moich rozterek więcej, aniżeli raczy przyznać, a to również nieszczególnie jest w stanie poprawić mu humor.
– Nic takiego – słyszę i ledwo powstrzymuję prychnięcie, kiedy wampir jak gdyby nigdy nic próbuje się wycofać. Świetnie. Dobrze jest wiedzieć, że nie tylko mnie zdarza się okazyjnie tchórzyć. – Tak sobie tylko myślałem…
– O Rio? – pytam, choć zdecydowanie powinnam ugryźć się w język… A najlepiej odgryźć go i połknąć, zanim chlapnę coś więcej.
Widzę, że w jego rubinowych tęczówkach pojawia się intrygujący błysk.
– Być może – odpowiada, a potem nagle uśmiecha się w nieco zdawkowy sposób. – A co?
Potrząsam z niedowierzaniem głową, coraz bardziej skoncentrowana. Chyba zaczynam tęsknić za bezpiecznym milczeniem, ale z drugiej strony… Właściwe co mi szkodzi przekonać się, dokąd wspólnie spędzony czas zaprowadzi nas tym razem?
– Masz na myśli jakieś konkretne wspomnienie? – zagaduję i zamieram na moment, zastanawiając się, czy robię słusznie.
Felix lekko przekrzywia głowę, zaraz jednak na powrót koncentruje się na głowie. Nie wiem, czy to próba igrania ze mną, ale jeśli chce mnie zdenerwować, muszę przyznać, że jest na idealnej drodze, by to osiągnąć. Nie wiem, co z tym wampirem nie tak, ale ma wyjątkową wręcz łatwość wytrącania mnie z równowagi, nawet jeśli tego nie chcę.
Przymykam oczy, choć powinno być mi wszystko jedno czy są otwarte, czy też zamknięte. Sama nie wiem, co dzieje się ze mną w ostatnim czasie, ale jestem coraz bardziej zagubiona, choć wydarzenia minionych tygodni przynajmniej teoretycznie powinny wszystko wyklarować. Mam wrażenie, że to ja raz po raz wszystko komplikuję, najpierw długo myśląc nad zrobieniem kroku w przód, by prawie natychmiast zmienić zdanie i ostatecznie cofnąć się do tyłu – i to nie o jeden, ale o dwa kroki. Wiem, że to nie ma sensu i że w ten sposób nie mam prawda dojść do czegokolwiek, ale mimo wszystko to wcale nie jest takie proste.
Choć wcale tego nie chcę, moje myśli jakimś cudem wędrują do przeszłości – tej dawno zapomnianej, zasnutej mgłą wywołaną przemianą, ale również moją własną niechęcią. Nie mam pojęcia, dlaczego akurat wracam do mojego ludzkiego życia, tym bardziej, że nie pozwoliłam sobie na to nawet raz przez całe dwa lata wampirzego życia. Wyjątkiem jest moje pierwsze spotkanie z Renesmee, ale nawet opowiadając jej o moim ojcu, o Sharon i tym, jak doszło do mojej przemiana, nie odczuwałam żadnych konkretnych emocji – ani żalu, ani goryczy, a tym bardziej strachu, który niegdyś towarzyszył mi przez cały czas. A jednak teraz siedzę i z jakiegoś powodu myślę o moim ojcu, choć to jedna z tych najbardziej słodko-gorzkich chwil mojego życia, które z niezwykłą przyjemnością od siebie odrzuciłam, przez co teraz czuję się trochę tak, jakbym usiłowała dopasować siebie do historii, która ma związek z kimś innym.
Boję się. To mnie zaskakuje i intryguje jednocześnie, bo zdążyłam odwyknąć od tego uczucia. Co więcej, myślę o tym akurat teraz, zamknięta na tej jakże niewielkiej przestrzeni i jak najbardziej świadoma dystansu, który na powrót wzrasta pomiędzy mną o Felixem. Teraz dzień naszej ostatniej szczerej rozmowy – jego wyznania, pocałunku, mojej reakcji – jawi mi się jako bardzo odległy, prawie jak sen, choć już nie pamiętam, co to tak naprawdę oznacza śnić. Tamta chwila powinna zmienić wszystko, a jednak wydarzenia w Volterze i stan Renesmee tak bardzo wytrąciły mnie z równowagi, że nawet nie pomyślałam…
A może raczej pomyślałam – i prawdziwy problem po prostu leży we mnie.
Nigdy wcześniej nie zastanawiałam się nad moimi relacjami z mężczyznami, ale niewiele ich było. Nawet jako człowiek nie mogłam pochwalić się wyjątkowo bujnym życiem uczuciowym, nie tyle przez brak zainteresowania, ale moje własne reakcje. Patrzyłam na facetów i mimowolnie myślałam o ojcu; o istocie, która się stoczyła, która na swój sposób była moim koszmarem i od której uwolniłam się niemal z ulgą. Czy to oznacza, że jednak wcale nie uciekłam, a przeszłość kładła się na mojej ówczesnej egzystencji aż taki cieniem, że nawet nie potrafiłam zadecydować, czy to, co czuję… ma rację bytu?
– Hannah?
Unoszę głowę, słysząc jak Felix wypowiada moje imię. Tym razem w jego głosie nie wychwytuję ani rozbawienia, ani zaczepnej nutki, która utwierdziłaby mnie w przekonaniu, że wampir właśnie zamierza się zabawić moim kosztem. Zawsze czuję się dziwnie, kiedy między nami robi się naprawdę poważnie, ale z drugiej strony…
– Pamiętasz może, co powiedziałeś mi przez wyjazdem do Volterry? – pytam pod wpływem impulsu; mam wrażenie, że to nie ja, ale jakaś inna, o wiele odważniejsza ode mnie dziewczyna, jednak jakie to tak naprawdę ma znaczenie?
– Hm… O ile mi wiadomo, mówię różne rzeczy – zauważa, ale po jego reakcji czuję, że podejrzewa, co takiego mam na myśli. – Niektóre nie są zbyt mądre, przynajmniej twoim zdaniem – dodaje, a ja mimowolnie się uśmiecham.
– Fakt. Mówisz z sensem bardzo sporadycznie, Felutek – zgadzam się usłużnie. Obrzuca mnie wymownym spojrzeniem, ale udaję, że tego nie dostrzegam, zaraz też na powrót poważnieję: – Ale to akurat było miłe. Bardzo… miłe.
Jego brwi unoszą się lekko ku górze.
– Tylko mile? – pyta pozornie obojętnym tonem, jednak w jego głosie pobrzmiewa wyraźne napięcie. W przypadku Felixa takie zachowanie zdecydowanie nie jest normalne.
– Mhm… – Wpatruję się w szybę i czarny pas jezdni przed nami. Gdzieś po pewnej stronie miga mi zielona (A jakże!) tabliczka, która uroczyście wita na jakże uroczym zadupiu, jakim jest ukochane Forks Renesmee. Mam wrażenie, że jesteśmy na półmetku podróży, ale to jeszcze o niczym nie świadczy. – Pytanie tylko, czy byłeś wtedy szczery, czy może po prostu chciałeś zaciągnąć mnie do łóżka – dodaję i prawie natychmiast mam ochotę samej sobie wydrapać oczy.
Samochód zjeżdża na pobocze tak gwałtownie, że nawet ja jestem zaskoczona. Choć to i tak nie ma sensu, machinalnie chwytam za brzeg fotela i przymykam oczy, niemal czekając na uderzenie i to, że jednak – przy odrobinie szczęścia – zgrabnie będziemy dachować w najbliższym rowie albo skasujemy kilka najbliższych (wiecznie zielonych…) drzew.
Nic podobnego nie ma miejsca. Felix gwałtownie zatrzymuje samochód na poboczu, aż otaczają nas gęste chmury kurzu. Zanim mam okazję się zastanowić, mój towarzysz zaciąga hamulec ręczny i bez jakiegokolwiek ostrzeżenia odwraca się w moją stronę, nachylając się tak bardzo, że właściwie wciska mnie w drzwiczki.
– Jaja sobie ze mnie robisz?
Zastygam w bezruchu, kiedy zwraca ku mnie swoje lśniące, rubinowe oczy. Dopiero teraz uprzytomniam sobie, że żadnemu z nas do głowy nie przyszło, żeby zaopatrzyć się w kolorowe soczewki, jakże praktyczne, gdyby jednak przyszło nam przebywać pośród ludzi. To w tamtej chwili nie ma znaczenia, zresztą mogę wyraźnie zobaczyć, jak tęczówki Felixa ciemnieją za sprawą emocji, tym samym uprzytomniając mi, że chyba właśnie udało mi się go urazić – i to najdelikatniej rzecz ujmując.
Oddech mi przyśpiesza, choć przecież nie potrzebuję tlenu do tego, żeby normalnie funkcjonować. Gdyby moje serce wciąż biło, teraz najpewniej waliłoby tak mocno, że może nawet byłoby w stanie połamać mi żebra. Chyba nawet nie miałabym nic przeciwko temu, by coś mi się stało, bo nawet to może okazać się lepsze od przenikliwego spojrzenia wampira – i to tak zdecydowanego, że wcale bym się nie dziwiła, gdybym za jego sprawą nagle dokonała samozapłonu. Nigdy wcześniej nie doświadczyłam czegoś takiego, a jednak kiedy Felix na mnie patrzy… Co więcej, on sam wydaje mi się wyjątkowo poważny, niebezpieczny i rozeźlony – a może po prostu zraniony, choć nie przypuszczałam nawet, że w jego przypadku to w ogóle możliwe i że to właśnie ja mogłabym wprawić go w taki stan.
– Naprawdę uważasz, że byłbym w stanie powiedzieć jakiejkolwiek dziewczynie… coś takiego? – pyta mnie z niedowierzaniem.
– Ja nie…
Jedno spojrzenie wystarczy, żebym się wycofała.
– Nigdy wcześniej nie powiedziałem żadnej kobiecie czegoś takiego – oznajmia z powagą, spoglądając mi w oczy. – Nie wiem, co tam sobie o mnie myślisz, ale nie kręci mnie igranie z uczuciami, a przynajmniej nie w taki sposób. Nie wierzę, że mogłabyś mieć jakiekolwiek wątpliwości.
– Nie mam wątpliwości – oponuję, całkowicie wytracona z równowagi.
Felix rzuca mi pełne powątpiewania spojrzenie, po czym nagle ucieka wzrokiem gdzieś w bok. Coś ściska mnie w gardle, tym bardziej, że nie mam pojęcia, co tak naprawdę powinnam o jego zachowaniu myśleć. Nabija się ze mnie? Nie sądzę, zresztą nawet on musi zdawać sobie sprawę z tego, że to nie jest śmieszne. Co więcej, gdyby teraz wybuchł śmiechem, chyba bym go zabiła, tym bardziej, że nie wyobrażam sobie gorszego zaprzeczenia jego własnym słowom. W głowie mam mentlik i naprawdę czuję się źle, nagle marząc już tylko o tym, by wypaść na zewnątrz i uciec, przeprosić go albo… zrobić cokolwiek, byleby przestał spoglądać na mnie w ten sposób.
Kolejne sekundy wydają się ciągnąć w nieskończoność. Kiedy Felix w końcu się porusza, omal nie wychodzę z siebie ze zdenerwowania, tym bardziej, że wampir w zamyśleniu kładzie dłoń na moim policzku. Momentalnie zaczynam drżeć, choć próbuję jakkolwiek nad tym zapanować, próbując za wszelką cenę doprowadzić się do porządku. Niestety, idzie mi to marne, zresztą czuję się tak, jakbym w każdej chwili mogła rozpaść się na kawałeczki – i to dosłownie, choć nie wiem, czy to fizycznie możliwe.
– Czasami cię nie rozumiem, Hannah – przyznaje i wzdycha przeciągle, po czym bez słowa odsuwa się ode mnie.
– A jednak się we mnie zakochałeś – zauważam, nie mogąc się powstrzymać. Zabawne, ale prawie robi mi się gorąco, kiedy zauważam jak drży w odpowiedzi na moje słowa. – Ja po prostu…
– Po prostu nie wierzysz, że mógłbym? – przerywa mi, po czym lekko unosi brwi ku górze. – Wytłumacz mi, co tak właściwie między nami jest. Wydawało mi się, że po tym, co ci powiedziałem… Ale potem trzymałaś mnie na dystans i pomyślałem sobie, że potrzebujesz czasu na przemyślenia. W porządku, to byłbym w stanie nawet zrozumieć – przyznaje, kiwając w zamyśleniu głową. – Teraz z kolei mówisz mi, że wątpisz w moją szczerość. Nie tego się spodziewałem po tym, jak pozwoliłaś mi się pocałować.
– Przepraszam – Przygryzam dolną wargę, żeby się uspokoić.
Po spojrzeniu Felixa trudno mi określić, czy nadal jest na mnie zły.
– Ale nie wytłumaczysz mi tego, dlaczego tak jest? – rzuca jakby od niechcenia, jednak wyczuwam w jego słowach gorycz.
– Tutaj nie chodzi o ciebie – odpowiadam machinalnie. – Po prostu Renesmee i Demetri…
– Bo świat kręci się wokół Renesmee i Demetriego? – przerywa mi natychmiast. – To brzmi jak wymówka. Oboje wiemy, że Nessie byłaby zachwycona, gdybyśmy przestali rzucać się sobie do gardeł. – Gdyby sytuacja była inna, pewnie nawet udałoby mu się uśmiechnąć. – Z kolei Dem… Cóż, on ma teraz gorszy okres. Nie żebym nie miał ochoty nakopać mu do tyłka, żeby się opamiętał, ale daj mi jeden powód, dla którego mielibyśmy pokutować z powodu czegoś, co nas nie dotyczy.
Milczę, choć doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że Felix ma rację. Wciąż jestem oszołomiona pobrzmiewającą w jego głosie goryczą, nie wspominając o tym, że wydaje się naprawdę przygnębiony z mojego powodu. Nie tego się spodziewałam, zresztą nagle zaczynam czuć się winna, a to zdecydowanie nie jest normalne. Nie potrafię tego opisać, ale to uczucie… Och, w zasadzie sama nie jestem pewna, co tak naprawdę czuję albo powinnam czuć! Jestem coraz bardziej zagubiona i to mnie przeraża, chociaż również strach nie jest czymś, co chciałabym odczuwać.
Felix nagle wzdycha, po czym prostuje się na swoim miejscu. Zaniepokojona, spoglądam na niego, kiedy jak gdyby nigdy nic wbija wzrok w jezdnię i bez słowa wyjaśnienia odpala samochód.
– Daj mi znać, jak będziesz wiedziała, czego tak naprawdę chcesz, Hannah.
Felix
Milczenie pomiędzy mną a Hanną było coraz bardziej uciążliwe, ale starałem się o tym nie myśleć. W zasadzie wyrzuty sumienie były ostatnim, co chciałem odczuwać, ale mój upierdliwy umysł najwyraźniej wiedział swoje, bo zacząłem czuć się źle, ledwo tylko odpaliłem samochód. Próbowałem nie myśleć, w zamian koncentrując się na drodze i tym, co musieliśmy zrobić, ale to wcale nie było takie proste, tym bardziej, że całym sobą wydawałem się chłonąć obecność siedzącej u mojego boku wampirzycy. Starałem się na nią nie patrzeć, ale przecież doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że ona tam jest – i że mój wybuch nią wstrząsnął, ale co innego mogłem zrobić?
Cholera, zarówno Hannah, jak i Demetri, zaczynali doprowadzać mnie do szaleństwo. No cóż, zwłaszcza Dem, ale przecież nie o to chodziło. Mogłem zrozumieć, że zachowywał się jak kretyn, choć to i tak nie zmieniało faktu, że w ostatnim czasie przechodził samego siebie. W zasadzie wszyscy byliśmy mocno zestresowani, a sytuacja coraz bardziej dawała nam się we znaki, ale na litość Boską…
No i byłem jeszcze ja, a także to, co zaszło między mną a Hanną. Nawet gdybym chciał wyrzucić ten pocałunek z pamięci – to, co jej powiedziałem, jak się zachowałem i co tak naprawdę czułem… Cóż, to okazało się niemożliwe, co dręczyło mnie tym bardziej, że zdecydowanie nie przywykłem do odczuwania podobnych emocji. Uczucia były skomplikowane, a moje relacje z kobietami były dość powierzchowne i ograniczone do zaspokajania podstawowych pragnień: a więc popędu i głodu, zależnie od rasy mojej chwilowej towarzyszki. Niektórzy mogliby powiedzieć, że to zdecydowanie nie w porządku, ale mentalność moja i Demetriego była zupełnie inna, służenie Volturi zresztą nie sprzyjało zbytnio rozbudowywaniu relacji partnerskich.
Tak czy inaczej, to uczucie było nowe i czasami mnie przerażało. Nawet nie spodziewałem się, że kiedykolwiek doświadczę czegoś podobnego, a jakby tego było mało, że jakakolwiek kobieta będzie w stanie zranić kilkoma słowami, które w innym wypadku nie miałyby dla mnie większego znaczenia.
Ale to była Hannah.
Mała czarownica, która…
Och, nie. Zdecydowanie nie zamierzałem tego ciągnąć!
Wręcz ulżyło mi, kiedy moja milcząca dotychczas towarzyszka cicho i pozornie obojętnie oznajmiła mi, że mam się zatrzymać. Co prawda miałem wątpliwości co do tego, czy przystawanie na środku pustej szosy, na dodatek w miejscu, które nie różniło się niczym od tych, które widywaliśmy za oknem zarówno przed, jak i po wyjechaniu z Forks. O samym fakcie tego, że dotarliśmy do rezerwatu La Push poinformowała nas jedynie drewniana tabliczka, częściowo przysłonięta przez drzewa, co bynajmniej nie ułatwiało rozeznania się w sytuacji, ale przecież nikt nie powiedział, że będzie łatwo.
Na zewnątrz wciąż padało, ale żadnemu z nas pogoda nie dawała się we znaki. Zauważyłem co prawda, że Hannah skrzywiła się nieznacznie i zaczęła energicznie potrząsać głową, by wytrząsnąć kryształki lodu z krótkiej czuprynki, ale prawie natychmiast uciekłem wzrokiem gdzieś w bok. W porządku, takie ostentacyjne unikanie jej wzroku nie było do końca uczciwe, a już na pewno nie należało do zachowania… szczególnie dojrzałego. Tak, dobrze, może i oboje byliśmy beznadziejni, ale co innego mogliśmy zrobić w obecnej sytuacji?
– Tak więc stoimy na środku drogi, bo…? – zapytałem, po czym urwałem i jakby od niechcenia oparłem się o maskę samochodu.
– Nie ironizuj, Felutek. – Kiedy się odezwała, jej głos brzmiał niemal normalnie, choć wyczułem dość… osobliwą nutę w jej głosie. Hannah najwyraźniej sama zorientowała się, że wcale nie jest aż tak dobrą aktorką, bo prawie natychmiast odchrząknęła i ciągnęła dalej: – Właśnie przekroczyliśmy granicę. Jeśli wierzyć temu, co powiedziała mi Nessie, to teren wilków… I bronią go za wszelką cenę, jeśli wiesz, co takiego mam na myśli. – Wzruszyła ramionami, po czym przeczesała palcami włosy, najpewniej próbując zająć czymś ręce. – Z nią weszłam dużo dalej, ale to było coś innego… Ona ich zna, a my możemy co najwyżej skończyć jako przekąska.
– Średnio mnie pocieszyłaś – przyznałem grobowym tonem; mimo wszystko sądziłem, że miała jakiś plan.
Hannah nawet na mnie nie spojrzała. W milczeniu zaplotła ramiona na piersi i wbiła wzrok w przestrzeń przed sobą, jakby spodziewała się zobaczyć coś na asfaltowej drodze przed nami. Nachylone w naszą stronę drzewa szumiały łagodnie, igrając z wiatrem, który szarpał również ubranie i jasne włosy Hanny. Raz po raz przyłapywałem się na tym, że mój wzrok uciekał w stronę tej dziewczyny, z kolei ona…
Natychmiast spuściłem wzrok.
– Jeśli to działa tak, jak myślę, szanowne stadko wie już, że jesteśmy w pobliżu. Jak na razie pozostaje nam czekać na to, aż ktoś zdecyduje się nami zainteresować, a później… – Urwała i wzruszyła ramionami, zupełnie jakby to było oczywiste.
– Później próbujemy się wyspowiadać, zanim ktokolwiek zainteresuje się nami na tyle, żeby spróbować nas pozabijać? – powiedziałem usłużnie. – Fantastyczna perspektywa.
Gdyby sytuacja była normalna, w tamtej chwili jak nic oberwałbym od niej po głowie albo usłyszał równie sarkastyczną odpowiedź, co i moja własna. To byłoby najzupełniej normalne i jak najbardziej pożądanym stanem rzeczy, tym bardziej, że od zawsze wręcz uwielbiałem prowokować Hannę przy każdej możliwej okazji. Chyba to było jedną z tych cech, które w naszej znajomości uwielbiałem – to, jak łatwo było nam wzajemnie wyprowadzać się z równowagi, jak reagowała ona i…
Odpowiedziała mi cisza i choć mogłem to przewidzieć, nagle poczułem się jeszcze bardziej skonsternowany. A niech to diabli, może jednak przesadziłem! Może jednak przesadziłem, ale co tak naprawdę powinienem zrobić w sytuacji, kiedy ona zachowywała się w taki sposób? Kiedy już wydawało mi się, że między nami wszystko zaczyna się naprostowywać, nagle po raz kolejny pojawiał się dystans, którego żadne z nas nie potrafiło pokonać – i który tworzyła ona, nagle zachowując się tak, jakby pocałunek nie miał znaczenia, tak jak i moje wyznanie oraz to…
Wątpiła w szczerość moich słów. Cholera, być może sobie na to zasłużyłem, bo w przeszłości nie byłem świętoszkiem, niemniej jej słowa… To bolało dużo bardziej, niż mógłbym podejrzewać, tym bardziej, że znałem granice. Hannah nie była taka, jak inne dotychczasowe kobiety, które spotykałem na mojej drodze i aż nie do pojęcia było dla mnie to, że nie potrafiła zrozumieć, że byłem poważny.
Pierwszy raz, odkąd tylko sięgałem pamięcią, brałem jakąkolwiek relacje na poważnie.
I weź tu zakochaj się w kobiecie, pomyślałem z niedowierzaniem. Coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że uczucia są zdecydowanie zbyt skomplikowane, przereklamowane, a przy tym absolutnie zbędne – i to zwłaszcza te, które dawały równie wiele szczęścia, co i sprawiały niewyobrażalny ból.
– Mówiłeś coś?
Wzdrygnąłem się i zaraz wyprostowałem niczym struna, kiedy Hannah zdecydowała się przerwać panującą ciszę. Z pewnym opóźnieniem dotarło do mnie, że mogłem nieświadomie wypowiedzieć swoje myśli na głos, ale nim zdążyłem się nad tym zastanowić, moja uwaga w pełni skoncentrowała się na wpatrzonej we mnie wampirzycy.
– Hm… Nie wydaje mi się – przyznałem, poniekąd zgodnie z prawdą, bo sam nie miałem pewności, co takiego myślę albo czuję.
– Ach… – W zamyśleniu skinęła głową.
Pomiędzy nami znowu zapanowała cisza, skutecznie wystawiając nasze nerwy na próbę. Hannah na powrót wbiła wzrok w przestrzeń, po czym lekko odchyliła głowę do tyłu, wystawiając twarz na działanie lodowatego wiatru i mieszających się ze sobą kropli deszczu oraz płatków śniegu. Łatwo przyszło mi wyobrażenie sobie, że jej policzki rumienią się w rozkoszny sposób. Moje palce jak na zawołanie zacisnęły się w pięści, co było dość mało subtelną próbą powstrzymania się przed wyciągnięciem dłoni przed siebie i…
Tak, tak – mam ochotę ją dotknąć. Chciałbym musnąć palcami jej twarz, a później przesunąć się niżej, czy to przenosząc na plecy, gdzie mógłbym zarysować znajomą mi już krzywiznę kręgosłupa, czy to znowu na biodra. Do tej pory pamiętałem, jak bardzo ufna i otwarta była, kiedy ją całowałem i kiedy omal nie oddała mi się na miejscu. Wtedy nawet do głowy mi nie przyszło, że mogłaby mieć jakiekolwiek wątpliwości, na dodatek bezpośrednio związane z moimi intencjami.
Milczenie zaczynało doprowadzać mnie do szaleństwa, tak jak i świadomość tego, że Hannah jest zarazem blisko i daleko. Chciałem zachować spokój i przynajmniej udawać, że nadal jestem na nią zły, ale to okazało się zdecydowanie zbyt trudne, gorycz zresztą minęła równie nagle, co się pojawiła. Nie przywykłem do aż tak silnej huśtawki emocjonalnej, a jednak miałem wrażenie, że moje zachowanie wcale nie było lepsze od tego, co robił Demetri. Zasadnicza różnica brała się stąd, że Hannah pomimo tego, że była cała i zdrowa (o tyle, o ile wampir może być), nigdy tak naprawdę nie była moja.
Drgnąłem, mimowolnie odsuwając się od samochodu i prawie bezwiednie robiąc krok w stronę dziewczyny. Coraz trudniej było mi zignorować impuls, który nakazywał mi znaleźć się bliżej niej, a już najlepiej wziąć ją w ramiona i w zgoła inny, bardziej obrazowy sposób udowodnić, co to znaczy, kiedy mówię, że jestem względem niej absolutnie szczery. Nigdy wcześniej nie pragnęłam aż do tego stopnia uwagi żadnej kobiety, a jeśli dodać do tego fakt, że chodziło właśnie o małą czarownicę…
Miłość jest ślepa. Kto by pomyślał, że kiedyś się do tego przyznam?
Wciąż próbowałem walczyć z własnym umyłem, sukcesywnie utrudniającym mi życiem, kiedy pierwszy raz pojawiło się uczucia bycia obserwowanym. Momentalnie wyprostowałem się niczym struna, nerwowo rozglądając na prawo i lewo, kiedy gdzieś w głowie zapaliła mi się ostrzegawcza czerwona lampka. Początkowo to było tylko przeczucie, na dodatek bliżej nieokreślonego pochodzenia, bo spoglądając w przestrzeń pomiędzy drzewami, widziałem wyłącznie pustkę i bliżej nieokreślone kształty rosnących w głębi lasu krzewów.
Chłodne powietrze przyniosło ze sobą charakterystyczny, nieco tylko drażniący nozdrza zapach soli morskiej. Wiedziałem, że gdzieś w okolicy znajdowało się morze, więc ta woń w żaden sposób nie wydała mi się dziwna, ale później…
Aż skrzywiłem się, nagle mając wrażenie, że powietrze jest na dobrej drodze, żeby wypalić mi nos i płuca. Leśny zapach, który jak na zawołanie skojarzył mi się ze swądem mokrego psa, dosłownie wytrącił mnie z równowagi, przyprawiając o mdłości i…
O jasna cholera!
– Hannah, uważaj! – krzyknąłem pod wpływem impulsu, nareszcie zaczynając łączyć wszystkie fakty, ale było już za późno.
W jednej chwili wszystko potoczyło się błyskawicznie, zupełnie jakby wszyscy czekali tylko na znak do ataku – na moment, w którym choć jedno z nas zorientuje się, że coś jest nie tak. Dotychczasową ciszę momentalnie przerwał głośny, zwierzęcy charkot, wydający się dobiegać ze wszystkich stron jednocześnie. Kiedy skoczyłem w stronę Hanny, kątem oka wychwyciłem jakiś ruch, wrażenie zaś było takie, jakby las po naszych obu stronach nagle ożył. Ciemne kształty wyłoniły się pomiędzy drzew, teraz żywe i materialne, zaraz też doskoczyły do nas, odcinając wszystkie możliwe drogi ucieczki i tworząc wokół nas jakiś upiorny, nierozrywany krąg.
Instynktownie doskoczyłem do Hanny i nie zastanawiając się nad tym, co robię, chwyciłem ją za ramię. Początkowo drgnęła, po chwili jednak przysunęła się bliżej mnie, na tyle blisko, że jej ramię otarło się o mój tors. Zabawne, ale miałem wrażenie, że ta drobna istota próbowała chronić mnie, a nie odwrotnie, obojętnie jak irracjonalne by się to nie wydawało. Nie miałem pojęcia, dlaczego to wydało mi się tak bardzo niedorzeczne i niezwykłe jednocześnie, tym bardziej, że Hannah…
Krąg wilków zacieśnił się, w miarę jak te istoty przybliżyły się do nas. Od ciągłego powarkiwania mój instynkt samozachowawczy zaczął być  naprawdę trudny do zignorowania, ale zmusiłem się do zachowania spokoju, raz po raz powtarzając sobie, że nagłe rzucenie się do ucieczki to jak prośba o to, by ktokolwiek rozerwał któremuś z nas gardło. W zamian zacisnąłem palce na ramieniu Hanny, już chyba z przyzwyczajenia otaczając ją ramieniem. Pozwoliła, bym przyciągnął ją bliżej, co ostatecznie pozwoliło mi dostać się do jej ucha i brawie bezgłośnie się odezwać:
– Jaki plan mamy teraz, mała wiedźmo? – zapytałem, nie kryjąc sceptycznego nastawienia.
Hannah drgnęła i chyba zamierzała mi odpowiedzieć, bo z wolna zaczęła odwracać się w moją stronę…
A potem nagle zamarła, zwracając się w zupełnie innym kierunku i prostując niczym struna. Moje spojrzenie natychmiast obiegło cały krąg przyczajonych zaledwie kilka stóp metrów od nas wilków, ostatecznie zatrzymując się na jednym z potężnych basiorów, który przykuł uwagę Hanny.
Olbrzymi rdzawo brązowy wilk przestąpił krok na przód, powoli zmierzając w naszą stronę. Lśniące, intensywnie czarne oczy zabłysły gniewem…
Udało mi się skończyć rozdział i szczerzę przyznaję, że jestem z niego zadowolona. Nie do końca tak sobie to wyobrażałam, zresztą początkowo nie zakładałam, że uczucia Hanny i Felixa wyjdą na pierwszy plan, ale i tak jestem usatysfakcjonowana efektem.
Dziękuję za komentarze, bo te jak zwykle dodają mi skrzydeł. Dziękuję również tym, którzy czytają, bo wiem, że mimo wszystko mam dość sporo czytelników. To dla mnie wiele znaczy.
Kolejny niebawem,

Nessa.

2 komentarze

  1. Hej
    Szkoda, że Felix nie zdążył nawet wziąć Hanny za rękę.. po tym jak na nią naskoczył mógł okazać odrobinę skruchy, aby ta nie spłoszyła się jeszcze bardziej.
    Rozumiem jego emocje i ten wybuch, ale rozumiem też zachowanie Hanny, chociaż ta bardzo go zraniła tym, że w niego zwątpiła. Jeśli facet mówi, że kocha to albo mówi szczerze albo chce zaciągnąć dziewczynę do łóżka, chociaż intencje Falixa były w jego wypadku oczywiste.
    No i pojawiły się wilki. Mam nadzieje, że ich nie zaatakują dopóki Hanna nie przywróci Jacobowi wspomnień..ciekawa jestem jak zareaguje Demetrii.. cóż- zabije ich^^ A oni w końcu jego..

    Czekam na więcej. Mam nadzieje, że niedługo będzie następny rozdział:)
    Weny
    Guśka

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej! To znowu ja, Twoja złota rybka. Tyle razy już sobie obiecywałam, że będę cały czas regularnie czytać, ale jak zwykle wychodzi co wychodzi. Jednak opowiadanie już nadrobiłam z czego się naprawdę cieszę. Powiem szczerze, że nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Myślałam, że druga część będzie się skupiać na czymś zupełnie innym. Mimo mojego błędnego myślenia jestem mile zaskoczona tym w jakim kierunku idzie cała historia. To uśpienie Nessie oraz to co zrobiła jej Rosa... Tylko ty potrafisz tak przyciągnąć uwagę człowieka do jakiegoś opowiadania. Zawsze coś się dzieje i nie wieje nudą.
    Jejku, Dem jest taki... Żal się chłopaka robi. Widać jak wiele dla niego znaczy Renesmee, a jakoś inni nie potrafią tego dostrzec, a przynajmniej ja to tak widzę. Nawet się nie dziwię, że cały czas chce przy niej być i nie ma w planach opuszczania dziewczyny. Liczę na to, że w przeciągu kilku rozdziałów uda im się ją wybudzić. Hm, skoro jestem już przy nich to tak w sprawie Nessie... Z tego co zrozumiałam ona nie ma pojęcia kim jest. Jakby straciła pamięć, tak? I coś podejrzewam, że jak już postanowisz ją obudzić to też nie będzie pamiętać. Hm, kłopotów ciąg dalszy.
    Hannah i Felix... Uwielbiam tą dwójkę, ale czasami są po prostu oboje tacy irytujący. Ugh, niech się już wreszcie Hannah zdecyduje. Oboje ich do siebie ciągnął, a mimo wszystko nie chcą się do tego przyznać. Może się w końcu dogadają i powiedzą sobie czego chcą. ^^
    No nic, ja niecierpliwie czekam na następny rozdział, który mam nadzieję, że pojawi się niedługo, a Tobie życzę weny.
    Pozdrawiam,
    Gabi. :*

    OdpowiedzUsuń


After We Fall
stories by Nessa