Hannah
Demetri nas zabije. Jestem
tego dziwnie pewna, a jednak nawet to nie powstrzymuje mnie przed
zrobieniem jedynej rzeczy, która wydaje mi się sensowna – zwłaszcza w obecnej
sytuacji, kiedy od dobrego plany wydaje się zależeć dosłownie wszystko.
W milczeniu
spoglądam na Felixa i już nie mam wątpliwości co do tego, że jest
sceptycznie nastawiony do całego przedsięwzięcia. W porządku, działanie na
własną rękę być może nie jest najlepszym pomysłem, ale to jedyne, co przychodzi
mi do głowy. Demetri nie jest sobą, a przynajmniej nie myśli jasno, więc
na jego opinię i tak nie możemy liczyć. Nie mam pojęcia, co w ostatnim
czasie dzieje się z tym wampirem i choć zdaję sobie sprawę z tego,
że wszystko sprowadza się do Nessie, to wcale nie wydaje mi się
usprawiedliwieniem. Tak, do cholery, ja też się martwię… Ale czy to oznacza, że
nagle stałam się ślepą na wszystko idiotką, która ma ochotę rozszarpać każdego,
kto spróbuje mi coś zasugerować – i to nawet wtedy, kiedy te sugestie są
naprawdę sensowne? Demetri od zawsze był ciężki, jednak jeśli od teraz naszcze
relacje miały sprowadzać się wyłącznie do wzajemnego warczenia na siebie, w którymś
momencie naprawdę trafi mnie szlag albo pokuszę się o skopanie mu tyłka.
Felix
milczy, ale to mi na rękę. Z uwagą wpatruję się w zaciemnioną szybę
jednego z tych wyjątkowo nowoczesnych, wyjątkowych samochodów Cullenów,
którzy – tak swoją drogą – z powodzeniem mogliby pokusić się o otworzenie
w garażu luksusowego salonu. Miłym zaskoczeniem było to, że z taką
łatwością udało mi się wyprosić kluczki do któregokolwiek z tych cudeniek,
ale najwyraźniej nie tylko Carlisle i Esme pałają względem mnie, Felixa
czy Demetriego czymś, co od biedy można uznać za sympatię. Co prawda nadal nie
rozgryzłam w pełni tego, co na temat całej tej sytuacji myśli Jasper, ale
jak długo potrafił być praktyczny, tak długo zamierzałam uważać go za
sprzymierzeńca.
Nerwowo
spoglądam na telefon komórkowy, który tuż po wyjściu rzuciłam na deskę
rozdzielczą. Nie jestem pewna, czego tak naprawdę oczekuję, ale z jakiegoś
powodu mam równą ochotę cisnąć urządzeniem o ziemię, co i po raz
wtóry sprawdzić, czy oby na pewno jestem w zasięgu. Nie mam pojęcia, czy
powinnam liczyć na to, że którykolwiek z Cullenów pokusi się o to,
żeby poinformować nas, jeśli coś zmieni się względem stanu Renesmee (nie chcę
już nawet marzyć o tym, że dziewczyna nagle się obudzi i wszystko
rozejdzie się po kościach), niemniej… No cóż, Alice nadal siedzi przed
komputerem, szukając informacji, więc nagłe olśnienie w jakiejkolwiek kwestii
wydaje się bardzo prawdopodobne.
Jeszcze
prawdopodobniejsze jednak jest to, że nagle zacznie dobijać się do nas Demetri
– bardzo, ale to bardzo zły Demetri. Nie jestem pewna, czy pomysł wykrzyczenia
mu wprost, jakim to jest palantem, ma jakąkolwiek rację bytu, ale właśnie tego
zamierzam się trzymać, gdyby znowu zaczął mieć do mnie o cokolwiek
pretensje. W porządku, mnie też nieszczególnie podoba się perspektywa
współpracy z kundlami, ale jeśli to jedyne, co w tym momencie
przychodzi mi do głowy i co wydaje się chociaż po części sensowne.
„Cel
uświęca środki”. Nie wiem, czy Demowi to odpowiada, ale najwyższa pora, żeby
się tego nauczył.
– Skręć w prawo
– mówię, pierwszy raz od dobrej godziny przerywając niewdzięczną ciszę w samochodzie.
– Czyżbyś
prócz zdolności przywódczych, nagle zaczęła utożsamiać się z oprogramowaniem
GPS-u? – pyta uprzejmym tonem Felix, ale przynajmniej posłusznie dostosowuje
się do tego, co mówię.
Ledwo
powstrzymuję się przed pokazaniem mu języka, obojętna na to, że to nader dziecinny
i na swój sposób idiotyczny gest. Samochód łagodnie sunie po asfaltowej
drodze, zaś krajobraz za oknem składa się przede wszystkim z nachylonych
ku sobie drzew i zieleni. Zwłaszcza to drugie przeważa, ku mojemu
oszołomieniu, bo do tej pory nie jestem w stanie jednoznacznie stwierdzić,
jak to możliwe, że wszystko jest tak po prostu zielone – nie tylko korony
drzew, ale również znamienita większość pni. Nie jestem pewna, ale to wygląda
tak, jakby całą ziemię w tej okolicy przykrywała na wpół przejrzysta,
zielona osłonka, która sprawia, że każdy człowiek (albo wampir – i to na
dodatek taki, który dysponuje wyostrzonymi zmysłami), zaczyna czuć się bardzo,
ale to bardzo nieswojo.
I weź tu zrozum uroki stanu Waszyngton…,
myślę i ledwo powstrzymuję przeciągłe westchnienie, tym bardziej, że jakby
w odpowiedzi na moje sarkastyczne uwagi, niebo nad naszymi głowami otwiera
się, a na ziemię spadają pierwsze krople pomieszanego ze śniegiem deszczu.
Jest coś
kojącego w rytmie ciężkich kropel, metodycznie uderzających o karoserię
samochodu. Samo wnętrze auta jest przyjemne ciepłe, choć ani ja, ani Felix nie
mamy problemów z niskimi temperaturami. Przez moment waham się, ale
ostatecznie dochodzę do wniosku, że nie ma sensu pytać go o to, dlaczego
włączył ogrzewanie, skoro żadne z nas tego nie potrzebuje. Faceta nie da
się tak po prostu zrozumieć, zwłaszcza kiedy w grę wchodzi jakiekolwiek
cudeńko techniki, a zwłaszcza… Tak, tak – drogi i bez wątpienia pełen
udogodnień samochód. Najwyraźniej tylko ja jestem na tyle głupia, żeby nie
wykorzystać okazji do zabawy gałkami, przyciskami i czym popadnie – i to
zwłaszcza w sytuacji, kiedy naszym celem jest coś więcej, aniżeli
przejażdżka szybkim autem.
– Zabawne –
słyszę i lekko unoszę brwi ku górze, zaskoczona uwagą Felixa. Nie patrzy
na mnie, udając wyjątkowo zaobserwowanego drogą, ale kąciki jego ust unoszą się
ku górze. Przyznaję, to na swój sposób… niezwykle pociągające. – Żadnych
złośliwych komentarzy, czarownico? – pyta i chyba wydaje się rozczarowany.
– Pieprz
się, Felutek – odgryzam się przesadnie wręcz słodkim tonem, ale prawda jest
taka, że ogarnia mnie coraz większe zniechęcenie.
Tym razem
wyraźnie czuję na sobie jego przenikliwe spojrzenie, co z jakiegoś powodu
sprawia, że zaczynam doświadczać czegoś… wyjątkowo niekomfortowego. Dopiero po
chwili jestem w stanie zmusić się do tego, żeby spojrzeć wprost w rubinowe
tęczówki wampira i z niejakim oszołomieniem przekonać się, że wygląda na
zmartwionego, by nie rzec, że zatroskanego. To nie jest normalne, a przynajmniej
ja nie potrafię myśleć o jego zachowaniu, jako o czymś, co dzieje się
pomiędzy nami na co dzień
A co się dzieje?, pytam samą
siebie. Co tak naprawdę jest ze mną i Felixem,
zwłaszcza odkąd…?
– Co?! –
niemal warczę, coraz bardziej skonsternowana jego spojrzeniem. Dlaczego niemal
na każdym kroku musi mi to robić?
– Nic, nic…
– To brzmi niewinnie, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że jestem wstępem do
czegoś o wiele poważniejszego. Nie mylę się, choć Felix i jakakolwiek
oznaka powagi, wciąż są dla mnie iście abstrakcyjnym połączeniem. – Hannah…
– Tak?
Wzdycha
przeciągle, po czym przenosi wzrok na jezdnię. Jestem pewna, że nie potrafi się
na niej skupić, co teoretycznie powinno mnie zaniepokoić, jednak wcale tak nie
jest. Swoją drogą, nie jestem w stanie zignorować faktu, że po raz kolejny
jesteśmy sami, na dodatek w samochodzie, a Felix… No cóż, zachowuje
się przy mnie tak, jakby nie był Felixem. Aż prosi się o to, żeby
doprowadzić do wypadku, choć ta perspektywa nie robi na mnie najmniejszego
wrażenia. W końcu żadne z nas nie jest w stanie tak naprawdę
ucierpieć, a największym nieszczęściem, którego możemy dopuścić się na
rzadko uczęszczanym odcinku trasy, jest skasowanie pożyczonego samochodu na
najbliższym drzewie – najpewniej ku niezadowoleniu prawowitego właściciela.
Jeśli wziąć pod uwagę jakże swobodne
relacje z Cullenami, taki stan rzeczy nie stanowi najmniejszego problemu
dla żadnego z nas.
Gdyby moje
serce nadal biło, teraz najpewniej by przyśpieszyło. Czasami bycie martwą ma
swoje zalety, chociażby takie, że musiałabym się naprawdę mocno wysilić, żeby
się zarumienić. Brak zdradzieckich reakcji ciała jest przywilejem, który
najwyraźniej po części ma wynagrodzić nam konieczność wiecznej tułaczki po
świecie i zabijania po to, żeby przeżyć, ale wyjątkowo nie mam nic przeciwko.
Niestety, jednocześnie nie jestem w stanie pozbyć się wrażenia, że Felix
wie na temat moich rozterek więcej, aniżeli raczy przyznać, a to również
nieszczególnie jest w stanie poprawić mu humor.
– Nic
takiego – słyszę i ledwo powstrzymuję prychnięcie, kiedy wampir jak gdyby
nigdy nic próbuje się wycofać. Świetnie. Dobrze jest wiedzieć, że nie tylko
mnie zdarza się okazyjnie tchórzyć. – Tak sobie tylko myślałem…
– O Rio?
– pytam, choć zdecydowanie powinnam ugryźć się w język… A najlepiej
odgryźć go i połknąć, zanim chlapnę coś więcej.
Widzę, że w jego
rubinowych tęczówkach pojawia się intrygujący błysk.
– Być może
– odpowiada, a potem nagle uśmiecha się w nieco zdawkowy sposób. – A co?
Potrząsam z niedowierzaniem
głową, coraz bardziej skoncentrowana. Chyba zaczynam tęsknić za bezpiecznym
milczeniem, ale z drugiej strony… Właściwe co mi szkodzi przekonać się,
dokąd wspólnie spędzony czas zaprowadzi nas tym razem?
– Masz na
myśli jakieś konkretne wspomnienie? – zagaduję i zamieram na moment, zastanawiając
się, czy robię słusznie.
Felix lekko
przekrzywia głowę, zaraz jednak na powrót koncentruje się na głowie. Nie wiem,
czy to próba igrania ze mną, ale jeśli chce mnie zdenerwować, muszę przyznać,
że jest na idealnej drodze, by to osiągnąć. Nie wiem, co z tym wampirem
nie tak, ale ma wyjątkową wręcz łatwość wytrącania mnie z równowagi, nawet
jeśli tego nie chcę.
Przymykam
oczy, choć powinno być mi wszystko jedno czy są otwarte, czy też zamknięte.
Sama nie wiem, co dzieje się ze mną w ostatnim czasie, ale jestem coraz
bardziej zagubiona, choć wydarzenia minionych tygodni przynajmniej teoretycznie
powinny wszystko wyklarować. Mam wrażenie, że to ja raz po raz wszystko
komplikuję, najpierw długo myśląc nad zrobieniem kroku w przód, by prawie
natychmiast zmienić zdanie i ostatecznie cofnąć się do tyłu – i to
nie o jeden, ale o dwa kroki. Wiem, że to nie ma sensu i że w ten
sposób nie mam prawda dojść do czegokolwiek, ale mimo wszystko to wcale nie
jest takie proste.
Choć wcale
tego nie chcę, moje myśli jakimś cudem wędrują do przeszłości – tej dawno
zapomnianej, zasnutej mgłą wywołaną przemianą, ale również moją własną
niechęcią. Nie mam pojęcia, dlaczego akurat wracam do mojego ludzkiego życia,
tym bardziej, że nie pozwoliłam sobie na to nawet raz przez całe dwa lata
wampirzego życia. Wyjątkiem jest moje pierwsze spotkanie z Renesmee, ale
nawet opowiadając jej o moim ojcu, o Sharon i tym, jak doszło do
mojej przemiana, nie odczuwałam żadnych konkretnych emocji – ani żalu, ani
goryczy, a tym bardziej strachu, który niegdyś towarzyszył mi przez cały
czas. A jednak teraz siedzę i z jakiegoś powodu myślę o moim
ojcu, choć to jedna z tych najbardziej słodko-gorzkich chwil mojego życia,
które z niezwykłą przyjemnością od siebie odrzuciłam, przez co teraz czuję
się trochę tak, jakbym usiłowała dopasować siebie do historii, która ma związek
z kimś innym.
Boję się.
To mnie zaskakuje i intryguje jednocześnie, bo zdążyłam odwyknąć od tego
uczucia. Co więcej, myślę o tym akurat teraz, zamknięta na tej jakże
niewielkiej przestrzeni i jak najbardziej świadoma dystansu, który na
powrót wzrasta pomiędzy mną o Felixem. Teraz dzień naszej ostatniej
szczerej rozmowy – jego wyznania, pocałunku, mojej reakcji – jawi mi się jako
bardzo odległy, prawie jak sen, choć już nie pamiętam, co to tak naprawdę
oznacza śnić. Tamta chwila powinna zmienić wszystko, a jednak wydarzenia w Volterze
i stan Renesmee tak bardzo wytrąciły mnie z równowagi, że nawet nie
pomyślałam…
A może
raczej pomyślałam – i prawdziwy problem po prostu leży we mnie.
Nigdy
wcześniej nie zastanawiałam się nad moimi relacjami z mężczyznami, ale
niewiele ich było. Nawet jako człowiek nie mogłam pochwalić się wyjątkowo
bujnym życiem uczuciowym, nie tyle przez brak zainteresowania, ale moje własne
reakcje. Patrzyłam na facetów i mimowolnie myślałam o ojcu; o istocie,
która się stoczyła, która na swój sposób była moim koszmarem i od której
uwolniłam się niemal z ulgą. Czy to oznacza, że jednak wcale nie uciekłam,
a przeszłość kładła się na mojej ówczesnej egzystencji aż taki cieniem, że
nawet nie potrafiłam zadecydować, czy to, co czuję… ma rację bytu?
– Hannah?
Unoszę
głowę, słysząc jak Felix wypowiada moje imię. Tym razem w jego głosie nie
wychwytuję ani rozbawienia, ani zaczepnej nutki, która utwierdziłaby mnie w przekonaniu,
że wampir właśnie zamierza się zabawić moim kosztem. Zawsze czuję się dziwnie,
kiedy między nami robi się naprawdę poważnie, ale z drugiej strony…
– Pamiętasz
może, co powiedziałeś mi przez wyjazdem do Volterry? – pytam pod wpływem
impulsu; mam wrażenie, że to nie ja, ale jakaś inna, o wiele odważniejsza
ode mnie dziewczyna, jednak jakie to tak naprawdę ma znaczenie?
– Hm… O ile
mi wiadomo, mówię różne rzeczy – zauważa, ale po jego reakcji czuję, że
podejrzewa, co takiego mam na myśli. – Niektóre nie są zbyt mądre, przynajmniej
twoim zdaniem – dodaje, a ja mimowolnie się uśmiecham.
– Fakt.
Mówisz z sensem bardzo sporadycznie, Felutek – zgadzam się usłużnie.
Obrzuca mnie wymownym spojrzeniem, ale udaję, że tego nie dostrzegam, zaraz też
na powrót poważnieję: – Ale to akurat było miłe. Bardzo… miłe.
Jego brwi
unoszą się lekko ku górze.
– Tylko
mile? – pyta pozornie obojętnym tonem, jednak w jego głosie pobrzmiewa
wyraźne napięcie. W przypadku Felixa takie zachowanie zdecydowanie nie
jest normalne.
– Mhm… – Wpatruję
się w szybę i czarny pas jezdni przed nami. Gdzieś po pewnej stronie
miga mi zielona (A jakże!) tabliczka, która uroczyście wita na jakże
uroczym zadupiu, jakim jest ukochane Forks Renesmee. Mam wrażenie, że jesteśmy
na półmetku podróży, ale to jeszcze o niczym nie świadczy. – Pytanie
tylko, czy byłeś wtedy szczery, czy może po prostu chciałeś zaciągnąć mnie do
łóżka – dodaję i prawie natychmiast mam ochotę samej sobie wydrapać oczy.
Samochód
zjeżdża na pobocze tak gwałtownie, że nawet ja jestem zaskoczona. Choć to i tak
nie ma sensu, machinalnie chwytam za brzeg fotela i przymykam oczy, niemal
czekając na uderzenie i to, że jednak – przy odrobinie szczęścia –
zgrabnie będziemy dachować w najbliższym rowie albo skasujemy kilka
najbliższych (wiecznie zielonych…) drzew.
Nic
podobnego nie ma miejsca. Felix gwałtownie zatrzymuje samochód na poboczu, aż
otaczają nas gęste chmury kurzu. Zanim mam okazję się zastanowić, mój towarzysz
zaciąga hamulec ręczny i bez jakiegokolwiek ostrzeżenia odwraca się w moją
stronę, nachylając się tak bardzo, że właściwie wciska mnie w drzwiczki.
– Jaja
sobie ze mnie robisz?
Zastygam w bezruchu,
kiedy zwraca ku mnie swoje lśniące, rubinowe oczy. Dopiero teraz uprzytomniam
sobie, że żadnemu z nas do głowy nie przyszło, żeby zaopatrzyć się w kolorowe
soczewki, jakże praktyczne, gdyby jednak przyszło nam przebywać pośród ludzi.
To w tamtej chwili nie ma znaczenia, zresztą mogę wyraźnie zobaczyć, jak
tęczówki Felixa ciemnieją za sprawą emocji, tym samym uprzytomniając mi, że chyba
właśnie udało mi się go urazić – i to najdelikatniej rzecz ujmując.
Oddech mi
przyśpiesza, choć przecież nie potrzebuję tlenu do tego, żeby normalnie
funkcjonować. Gdyby moje serce wciąż biło, teraz najpewniej waliłoby tak mocno,
że może nawet byłoby w stanie połamać mi żebra. Chyba nawet nie miałabym
nic przeciwko temu, by coś mi się stało, bo nawet to może okazać się lepsze od
przenikliwego spojrzenia wampira – i to tak zdecydowanego, że wcale bym
się nie dziwiła, gdybym za jego sprawą nagle dokonała samozapłonu. Nigdy
wcześniej nie doświadczyłam czegoś takiego, a jednak kiedy Felix na mnie
patrzy… Co więcej, on sam wydaje mi się wyjątkowo poważny, niebezpieczny i rozeźlony
– a może po prostu zraniony, choć nie przypuszczałam nawet, że w jego
przypadku to w ogóle możliwe i że to właśnie ja mogłabym wprawić go w taki
stan.
– Naprawdę
uważasz, że byłbym w stanie powiedzieć jakiejkolwiek dziewczynie… coś
takiego? – pyta mnie z niedowierzaniem.
– Ja nie…
Jedno
spojrzenie wystarczy, żebym się wycofała.
– Nigdy
wcześniej nie powiedziałem żadnej kobiecie czegoś takiego – oznajmia z powagą,
spoglądając mi w oczy. – Nie wiem, co tam sobie o mnie myślisz, ale
nie kręci mnie igranie z uczuciami, a przynajmniej nie w taki
sposób. Nie wierzę, że mogłabyś mieć jakiekolwiek wątpliwości.
– Nie mam
wątpliwości – oponuję, całkowicie wytracona z równowagi.
Felix rzuca
mi pełne powątpiewania spojrzenie, po czym nagle ucieka wzrokiem gdzieś w bok.
Coś ściska mnie w gardle, tym bardziej, że nie mam pojęcia, co tak
naprawdę powinnam o jego zachowaniu myśleć. Nabija się ze mnie? Nie sądzę,
zresztą nawet on musi zdawać sobie sprawę z tego, że to nie jest śmieszne.
Co więcej, gdyby teraz wybuchł śmiechem, chyba bym go zabiła, tym bardziej, że
nie wyobrażam sobie gorszego zaprzeczenia jego własnym słowom. W głowie
mam mentlik i naprawdę czuję się źle, nagle marząc już tylko o tym,
by wypaść na zewnątrz i uciec, przeprosić go albo… zrobić cokolwiek,
byleby przestał spoglądać na mnie w ten sposób.
Kolejne
sekundy wydają się ciągnąć w nieskończoność. Kiedy Felix w końcu się
porusza, omal nie wychodzę z siebie ze zdenerwowania, tym bardziej, że
wampir w zamyśleniu kładzie dłoń na moim policzku. Momentalnie zaczynam
drżeć, choć próbuję jakkolwiek nad tym zapanować, próbując za wszelką cenę
doprowadzić się do porządku. Niestety, idzie mi to marne, zresztą czuję się
tak, jakbym w każdej chwili mogła rozpaść się na kawałeczki – i to
dosłownie, choć nie wiem, czy to fizycznie możliwe.
– Czasami
cię nie rozumiem, Hannah – przyznaje i wzdycha przeciągle, po czym bez
słowa odsuwa się ode mnie.
– A jednak
się we mnie zakochałeś – zauważam, nie mogąc się powstrzymać. Zabawne, ale
prawie robi mi się gorąco, kiedy zauważam jak drży w odpowiedzi na moje
słowa. – Ja po prostu…
– Po prostu
nie wierzysz, że mógłbym? – przerywa mi, po czym lekko unosi brwi ku górze. –
Wytłumacz mi, co tak właściwie między nami jest. Wydawało mi się, że po tym, co
ci powiedziałem… Ale potem trzymałaś mnie na dystans i pomyślałem sobie,
że potrzebujesz czasu na przemyślenia. W porządku, to byłbym w stanie
nawet zrozumieć – przyznaje, kiwając w zamyśleniu głową. – Teraz z kolei
mówisz mi, że wątpisz w moją szczerość. Nie tego się spodziewałem po tym,
jak pozwoliłaś mi się pocałować.
–
Przepraszam – Przygryzam dolną wargę, żeby się uspokoić.
Po
spojrzeniu Felixa trudno mi określić, czy nadal jest na mnie zły.
– Ale nie
wytłumaczysz mi tego, dlaczego tak jest? – rzuca jakby od niechcenia, jednak
wyczuwam w jego słowach gorycz.
– Tutaj nie
chodzi o ciebie – odpowiadam machinalnie. – Po prostu Renesmee i Demetri…
– Bo świat
kręci się wokół Renesmee i Demetriego? – przerywa mi natychmiast. – To
brzmi jak wymówka. Oboje wiemy, że Nessie byłaby zachwycona, gdybyśmy przestali
rzucać się sobie do gardeł. – Gdyby sytuacja była inna, pewnie nawet udałoby mu
się uśmiechnąć. – Z kolei Dem… Cóż, on ma teraz gorszy okres. Nie żebym
nie miał ochoty nakopać mu do tyłka, żeby się opamiętał, ale daj mi jeden
powód, dla którego mielibyśmy pokutować z powodu czegoś, co nas nie
dotyczy.
Milczę,
choć doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że Felix ma rację. Wciąż jestem
oszołomiona pobrzmiewającą w jego głosie goryczą, nie wspominając o tym,
że wydaje się naprawdę przygnębiony z mojego powodu. Nie tego się
spodziewałam, zresztą nagle zaczynam czuć się winna, a to zdecydowanie nie
jest normalne. Nie potrafię tego opisać, ale to uczucie… Och, w zasadzie
sama nie jestem pewna, co tak naprawdę czuję albo powinnam czuć! Jestem coraz
bardziej zagubiona i to mnie przeraża, chociaż również strach nie jest
czymś, co chciałabym odczuwać.
Felix nagle
wzdycha, po czym prostuje się na swoim miejscu. Zaniepokojona, spoglądam na
niego, kiedy jak gdyby nigdy nic wbija wzrok w jezdnię i bez słowa
wyjaśnienia odpala samochód.
– Daj mi znać, jak będziesz wiedziała, czego tak naprawdę
chcesz, Hannah.
Felix
Milczenie pomiędzy mną a Hanną
było coraz bardziej uciążliwe, ale starałem się o tym nie myśleć. W zasadzie
wyrzuty sumienie były ostatnim, co chciałem odczuwać, ale mój upierdliwy umysł
najwyraźniej wiedział swoje, bo zacząłem czuć się źle, ledwo tylko odpaliłem
samochód. Próbowałem nie myśleć, w zamian koncentrując się na drodze i tym,
co musieliśmy zrobić, ale to wcale nie było takie proste, tym bardziej, że
całym sobą wydawałem się chłonąć obecność siedzącej u mojego boku
wampirzycy. Starałem się na nią nie patrzeć, ale przecież doskonale zdawałem
sobie sprawę z tego, że ona tam jest – i że mój wybuch nią wstrząsnął,
ale co innego mogłem zrobić?
Cholera,
zarówno Hannah, jak i Demetri, zaczynali doprowadzać mnie do szaleństwo.
No cóż, zwłaszcza Dem, ale przecież nie o to chodziło. Mogłem zrozumieć,
że zachowywał się jak kretyn, choć to i tak nie zmieniało faktu, że w ostatnim
czasie przechodził samego siebie. W zasadzie wszyscy byliśmy mocno
zestresowani, a sytuacja coraz bardziej dawała nam się we znaki, ale na
litość Boską…
No i byłem
jeszcze ja, a także to, co zaszło między mną a Hanną. Nawet gdybym
chciał wyrzucić ten pocałunek z pamięci – to, co jej powiedziałem, jak się
zachowałem i co tak naprawdę czułem… Cóż, to okazało się niemożliwe, co
dręczyło mnie tym bardziej, że zdecydowanie nie przywykłem do odczuwania
podobnych emocji. Uczucia były skomplikowane, a moje relacje z kobietami
były dość powierzchowne i ograniczone do zaspokajania podstawowych
pragnień: a więc popędu i głodu, zależnie od rasy mojej chwilowej
towarzyszki. Niektórzy mogliby powiedzieć, że to zdecydowanie nie w porządku,
ale mentalność moja i Demetriego była zupełnie inna, służenie Volturi
zresztą nie sprzyjało zbytnio rozbudowywaniu relacji partnerskich.
Tak czy
inaczej, to uczucie było nowe i czasami mnie przerażało. Nawet nie
spodziewałem się, że kiedykolwiek doświadczę czegoś podobnego, a jakby
tego było mało, że jakakolwiek kobieta będzie w stanie zranić kilkoma
słowami, które w innym wypadku nie miałyby dla mnie większego znaczenia.
Ale to była
Hannah.
Mała
czarownica, która…
Och, nie.
Zdecydowanie nie zamierzałem tego ciągnąć!
Wręcz
ulżyło mi, kiedy moja milcząca dotychczas towarzyszka cicho i pozornie
obojętnie oznajmiła mi, że mam się zatrzymać. Co prawda miałem wątpliwości co
do tego, czy przystawanie na środku pustej szosy, na dodatek w miejscu,
które nie różniło się niczym od tych, które widywaliśmy za oknem zarówno przed,
jak i po wyjechaniu z Forks. O samym fakcie tego, że dotarliśmy
do rezerwatu La Push poinformowała nas jedynie drewniana tabliczka, częściowo
przysłonięta przez drzewa, co bynajmniej nie ułatwiało rozeznania się w sytuacji,
ale przecież nikt nie powiedział, że będzie łatwo.
Na zewnątrz
wciąż padało, ale żadnemu z nas pogoda nie dawała się we znaki. Zauważyłem
co prawda, że Hannah skrzywiła się nieznacznie i zaczęła energicznie potrząsać
głową, by wytrząsnąć kryształki lodu z krótkiej czuprynki, ale prawie
natychmiast uciekłem wzrokiem gdzieś w bok. W porządku, takie ostentacyjne
unikanie jej wzroku nie było do końca uczciwe, a już na pewno nie należało
do zachowania… szczególnie dojrzałego. Tak, dobrze, może i oboje byliśmy
beznadziejni, ale co innego mogliśmy zrobić w obecnej sytuacji?
– Tak więc
stoimy na środku drogi, bo…? – zapytałem, po czym urwałem i jakby od
niechcenia oparłem się o maskę samochodu.
– Nie
ironizuj, Felutek. – Kiedy się odezwała, jej głos brzmiał niemal normalnie,
choć wyczułem dość… osobliwą nutę w jej głosie. Hannah najwyraźniej sama
zorientowała się, że wcale nie jest aż tak dobrą aktorką, bo prawie natychmiast
odchrząknęła i ciągnęła dalej: – Właśnie przekroczyliśmy granicę. Jeśli
wierzyć temu, co powiedziała mi Nessie, to teren wilków… I bronią go za
wszelką cenę, jeśli wiesz, co takiego mam na myśli. – Wzruszyła ramionami, po
czym przeczesała palcami włosy, najpewniej próbując zająć czymś ręce. – Z nią
weszłam dużo dalej, ale to było coś innego… Ona ich zna, a my możemy co
najwyżej skończyć jako przekąska.
– Średnio
mnie pocieszyłaś – przyznałem grobowym tonem; mimo wszystko sądziłem, że miała
jakiś plan.
Hannah
nawet na mnie nie spojrzała. W milczeniu zaplotła ramiona na piersi i wbiła
wzrok w przestrzeń przed sobą, jakby spodziewała się zobaczyć coś na
asfaltowej drodze przed nami. Nachylone w naszą stronę drzewa szumiały
łagodnie, igrając z wiatrem, który szarpał również ubranie i jasne
włosy Hanny. Raz po raz przyłapywałem się na tym, że mój wzrok uciekał w stronę
tej dziewczyny, z kolei ona…
Natychmiast
spuściłem wzrok.
– Jeśli to
działa tak, jak myślę, szanowne stadko wie już, że jesteśmy w pobliżu. Jak
na razie pozostaje nam czekać na to, aż ktoś zdecyduje się nami zainteresować,
a później… – Urwała i wzruszyła ramionami, zupełnie jakby to było
oczywiste.
– Później
próbujemy się wyspowiadać, zanim ktokolwiek zainteresuje się nami na tyle, żeby
spróbować nas pozabijać? – powiedziałem usłużnie. – Fantastyczna perspektywa.
Gdyby
sytuacja była normalna, w tamtej chwili jak nic oberwałbym od niej po
głowie albo usłyszał równie sarkastyczną odpowiedź, co i moja własna. To
byłoby najzupełniej normalne i jak najbardziej pożądanym stanem rzeczy,
tym bardziej, że od zawsze wręcz uwielbiałem prowokować Hannę przy każdej
możliwej okazji. Chyba to było jedną z tych cech, które w naszej
znajomości uwielbiałem – to, jak łatwo było nam wzajemnie wyprowadzać się z równowagi,
jak reagowała ona i…
Odpowiedziała
mi cisza i choć mogłem to przewidzieć, nagle poczułem się jeszcze bardziej
skonsternowany. A niech to diabli, może jednak przesadziłem! Może jednak
przesadziłem, ale co tak naprawdę powinienem zrobić w sytuacji, kiedy ona zachowywała
się w taki sposób? Kiedy już wydawało mi się, że między nami wszystko
zaczyna się naprostowywać, nagle po raz kolejny pojawiał się dystans, którego
żadne z nas nie potrafiło pokonać – i który tworzyła ona, nagle
zachowując się tak, jakby pocałunek nie miał znaczenia, tak jak i moje
wyznanie oraz to…
Wątpiła w szczerość
moich słów. Cholera, być może sobie na to zasłużyłem, bo w przeszłości nie
byłem świętoszkiem, niemniej jej słowa… To bolało dużo bardziej, niż mógłbym
podejrzewać, tym bardziej, że znałem granice. Hannah nie była taka, jak inne
dotychczasowe kobiety, które spotykałem na mojej drodze i aż nie do
pojęcia było dla mnie to, że nie potrafiła zrozumieć, że byłem poważny.
Pierwszy
raz, odkąd tylko sięgałem pamięcią, brałem jakąkolwiek relacje na poważnie.
I weź tu zakochaj się w kobiecie,
pomyślałem z niedowierzaniem. Coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu,
że uczucia są zdecydowanie zbyt skomplikowane, przereklamowane, a przy tym
absolutnie zbędne – i to zwłaszcza te, które dawały równie wiele
szczęścia, co i sprawiały niewyobrażalny ból.
– Mówiłeś
coś?
Wzdrygnąłem
się i zaraz wyprostowałem niczym struna, kiedy Hannah zdecydowała się
przerwać panującą ciszę. Z pewnym opóźnieniem dotarło do mnie, że mogłem
nieświadomie wypowiedzieć swoje myśli na głos, ale nim zdążyłem się nad tym
zastanowić, moja uwaga w pełni skoncentrowała się na wpatrzonej we mnie wampirzycy.
– Hm… Nie
wydaje mi się – przyznałem, poniekąd zgodnie z prawdą, bo sam nie miałem
pewności, co takiego myślę albo czuję.
– Ach… – W zamyśleniu
skinęła głową.
Pomiędzy
nami znowu zapanowała cisza, skutecznie wystawiając nasze nerwy na próbę.
Hannah na powrót wbiła wzrok w przestrzeń, po czym lekko odchyliła głowę
do tyłu, wystawiając twarz na działanie lodowatego wiatru i mieszających
się ze sobą kropli deszczu oraz płatków śniegu. Łatwo przyszło mi wyobrażenie
sobie, że jej policzki rumienią się w rozkoszny sposób. Moje palce jak na
zawołanie zacisnęły się w pięści, co było dość mało subtelną próbą
powstrzymania się przed wyciągnięciem dłoni przed siebie i…
Tak, tak –
mam ochotę ją dotknąć. Chciałbym musnąć palcami jej twarz, a później przesunąć
się niżej, czy to przenosząc na plecy, gdzie mógłbym zarysować znajomą mi już
krzywiznę kręgosłupa, czy to znowu na biodra. Do tej pory pamiętałem, jak
bardzo ufna i otwarta była, kiedy ją całowałem i kiedy omal nie
oddała mi się na miejscu. Wtedy nawet do głowy mi nie przyszło, że mogłaby mieć
jakiekolwiek wątpliwości, na dodatek bezpośrednio związane z moimi intencjami.
Milczenie
zaczynało doprowadzać mnie do szaleństwa, tak jak i świadomość tego, że
Hannah jest zarazem blisko i daleko. Chciałem zachować spokój i przynajmniej
udawać, że nadal jestem na nią zły, ale to okazało się zdecydowanie zbyt
trudne, gorycz zresztą minęła równie nagle, co się pojawiła. Nie przywykłem do
aż tak silnej huśtawki emocjonalnej, a jednak miałem wrażenie, że moje
zachowanie wcale nie było lepsze od tego, co robił Demetri. Zasadnicza różnica
brała się stąd, że Hannah pomimo tego, że była cała i zdrowa (o tyle, o ile
wampir może być), nigdy tak naprawdę nie była moja.
Drgnąłem,
mimowolnie odsuwając się od samochodu i prawie bezwiednie robiąc krok w stronę
dziewczyny. Coraz trudniej było mi zignorować impuls, który nakazywał mi
znaleźć się bliżej niej, a już najlepiej wziąć ją w ramiona i w zgoła
inny, bardziej obrazowy sposób udowodnić, co to znaczy, kiedy mówię, że jestem
względem niej absolutnie szczery. Nigdy wcześniej nie pragnęłam aż do tego
stopnia uwagi żadnej kobiety, a jeśli dodać do tego fakt, że chodziło
właśnie o małą czarownicę…
Miłość jest
ślepa. Kto by pomyślał, że kiedyś się do tego przyznam?
Wciąż próbowałem
walczyć z własnym umyłem, sukcesywnie utrudniającym mi życiem, kiedy
pierwszy raz pojawiło się uczucia bycia obserwowanym. Momentalnie wyprostowałem
się niczym struna, nerwowo rozglądając na prawo i lewo, kiedy gdzieś w głowie
zapaliła mi się ostrzegawcza czerwona lampka. Początkowo to było tylko
przeczucie, na dodatek bliżej nieokreślonego pochodzenia, bo spoglądając w przestrzeń
pomiędzy drzewami, widziałem wyłącznie pustkę i bliżej nieokreślone
kształty rosnących w głębi lasu krzewów.
Chłodne
powietrze przyniosło ze sobą charakterystyczny, nieco tylko drażniący nozdrza
zapach soli morskiej. Wiedziałem, że gdzieś w okolicy znajdowało się
morze, więc ta woń w żaden sposób nie wydała mi się dziwna, ale później…
Aż
skrzywiłem się, nagle mając wrażenie, że powietrze jest na dobrej drodze, żeby
wypalić mi nos i płuca. Leśny zapach, który jak na zawołanie skojarzył mi
się ze swądem mokrego psa, dosłownie wytrącił mnie z równowagi, przyprawiając
o mdłości i…
O jasna
cholera!
– Hannah,
uważaj! – krzyknąłem pod wpływem impulsu, nareszcie zaczynając łączyć wszystkie
fakty, ale było już za późno.
W jednej
chwili wszystko potoczyło się błyskawicznie, zupełnie jakby wszyscy czekali
tylko na znak do ataku – na moment, w którym choć jedno z nas
zorientuje się, że coś jest nie tak. Dotychczasową ciszę momentalnie przerwał
głośny, zwierzęcy charkot, wydający się dobiegać ze wszystkich stron
jednocześnie. Kiedy skoczyłem w stronę Hanny, kątem oka wychwyciłem jakiś
ruch, wrażenie zaś było takie, jakby las po naszych obu stronach nagle ożył.
Ciemne kształty wyłoniły się pomiędzy drzew, teraz żywe i materialne,
zaraz też doskoczyły do nas, odcinając wszystkie możliwe drogi ucieczki i tworząc
wokół nas jakiś upiorny, nierozrywany krąg.
Instynktownie
doskoczyłem do Hanny i nie zastanawiając się nad tym, co robię, chwyciłem
ją za ramię. Początkowo drgnęła, po chwili jednak przysunęła się bliżej mnie,
na tyle blisko, że jej ramię otarło się o mój tors. Zabawne, ale miałem
wrażenie, że ta drobna istota próbowała chronić mnie, a nie odwrotnie,
obojętnie jak irracjonalne by się to nie wydawało. Nie miałem pojęcia, dlaczego
to wydało mi się tak bardzo niedorzeczne i niezwykłe jednocześnie, tym
bardziej, że Hannah…
Krąg wilków
zacieśnił się, w miarę jak te istoty przybliżyły się do nas. Od ciągłego
powarkiwania mój instynkt samozachowawczy zaczął być naprawdę trudny do zignorowania, ale zmusiłem
się do zachowania spokoju, raz po raz powtarzając sobie, że nagłe rzucenie się
do ucieczki to jak prośba o to, by ktokolwiek rozerwał któremuś z nas
gardło. W zamian zacisnąłem palce na ramieniu Hanny, już chyba z przyzwyczajenia
otaczając ją ramieniem. Pozwoliła, bym przyciągnął ją bliżej, co ostatecznie
pozwoliło mi dostać się do jej ucha i brawie bezgłośnie się odezwać:
– Jaki plan
mamy teraz, mała wiedźmo? –
zapytałem, nie kryjąc sceptycznego nastawienia.
Hannah drgnęła
i chyba zamierzała mi odpowiedzieć, bo z wolna zaczęła odwracać się w moją
stronę…
A potem
nagle zamarła, zwracając się w zupełnie innym kierunku i prostując
niczym struna. Moje spojrzenie natychmiast obiegło cały krąg przyczajonych
zaledwie kilka stóp metrów od nas wilków, ostatecznie zatrzymując się na jednym
z potężnych basiorów, który przykuł uwagę Hanny.
Olbrzymi rdzawo
brązowy wilk przestąpił krok na przód, powoli zmierzając w naszą stronę.
Lśniące, intensywnie czarne oczy zabłysły gniewem…
Udało mi się skończyć rozdział i szczerzę przyznaję, że jestem z niego zadowolona. Nie do końca tak sobie to wyobrażałam, zresztą początkowo nie zakładałam, że uczucia Hanny i Felixa wyjdą na pierwszy plan, ale i tak jestem usatysfakcjonowana efektem.Dziękuję za komentarze, bo te jak zwykle dodają mi skrzydeł. Dziękuję również tym, którzy czytają, bo wiem, że mimo wszystko mam dość sporo czytelników. To dla mnie wiele znaczy.Kolejny niebawem,Nessa.
Hej
OdpowiedzUsuńSzkoda, że Felix nie zdążył nawet wziąć Hanny za rękę.. po tym jak na nią naskoczył mógł okazać odrobinę skruchy, aby ta nie spłoszyła się jeszcze bardziej.
Rozumiem jego emocje i ten wybuch, ale rozumiem też zachowanie Hanny, chociaż ta bardzo go zraniła tym, że w niego zwątpiła. Jeśli facet mówi, że kocha to albo mówi szczerze albo chce zaciągnąć dziewczynę do łóżka, chociaż intencje Falixa były w jego wypadku oczywiste.
No i pojawiły się wilki. Mam nadzieje, że ich nie zaatakują dopóki Hanna nie przywróci Jacobowi wspomnień..ciekawa jestem jak zareaguje Demetrii.. cóż- zabije ich^^ A oni w końcu jego..
Czekam na więcej. Mam nadzieje, że niedługo będzie następny rozdział:)
Weny
Guśka
Hej! To znowu ja, Twoja złota rybka. Tyle razy już sobie obiecywałam, że będę cały czas regularnie czytać, ale jak zwykle wychodzi co wychodzi. Jednak opowiadanie już nadrobiłam z czego się naprawdę cieszę. Powiem szczerze, że nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Myślałam, że druga część będzie się skupiać na czymś zupełnie innym. Mimo mojego błędnego myślenia jestem mile zaskoczona tym w jakim kierunku idzie cała historia. To uśpienie Nessie oraz to co zrobiła jej Rosa... Tylko ty potrafisz tak przyciągnąć uwagę człowieka do jakiegoś opowiadania. Zawsze coś się dzieje i nie wieje nudą.
OdpowiedzUsuńJejku, Dem jest taki... Żal się chłopaka robi. Widać jak wiele dla niego znaczy Renesmee, a jakoś inni nie potrafią tego dostrzec, a przynajmniej ja to tak widzę. Nawet się nie dziwię, że cały czas chce przy niej być i nie ma w planach opuszczania dziewczyny. Liczę na to, że w przeciągu kilku rozdziałów uda im się ją wybudzić. Hm, skoro jestem już przy nich to tak w sprawie Nessie... Z tego co zrozumiałam ona nie ma pojęcia kim jest. Jakby straciła pamięć, tak? I coś podejrzewam, że jak już postanowisz ją obudzić to też nie będzie pamiętać. Hm, kłopotów ciąg dalszy.
Hannah i Felix... Uwielbiam tą dwójkę, ale czasami są po prostu oboje tacy irytujący. Ugh, niech się już wreszcie Hannah zdecyduje. Oboje ich do siebie ciągnął, a mimo wszystko nie chcą się do tego przyznać. Może się w końcu dogadają i powiedzą sobie czego chcą. ^^
No nic, ja niecierpliwie czekam na następny rozdział, który mam nadzieję, że pojawi się niedługo, a Tobie życzę weny.
Pozdrawiam,
Gabi. :*