Renesmee
Felix spojrzał na mnie z wyraźną
obawą, być może mając wątpliwości co do tego, czy powinnam się denerwować.
Mogłam tylko zgadywać, co moi bliscy przechodzili, kiedy byłam nieprzytomna,
ale chociaż byłam w stanie zrozumieć ich napięcie, to jeszcze nie
znaczyło, że mogłabym tak po prostu zapomnieć o wszystkim, co działo się
wokół mnie i zacząć to ignorować. Nie miałam pojęcia, jak prezentowała się
moja twarz, jednak jeśli przynajmniej w połowie w tak zdeterminowany
sposób, jak się czułam, wcale nie byłam szczególnie zaskoczona tym, że wampir
ostatecznie bez chociażby słowa protestu wyciągnął w moją stronę telefon.
Ręka lekko
mi zadrżała, kiedy kurczowo zacisnęłam palce wokół komórki – bliźniaczego
srebrnego telefonu, jak ten, który Felix dał mi podczas naszego ostatniego
spotkania, zanim wraz z Hanną udali się do Rio. Wystarczył mi jeden rzut
oka na wyświetlacz, żebym potwierdziła swoje przypuszczenia i jak na
zawołanie poczuła się w taki sposób, jakby ktoś z całej siły zdzielił
mnie czymś ciężkim po głowie.
„Dem”.
Z jakiegoś
powodu tych kilka pośpiesznie wpisanych znaków sprawiło, że przez moment miałam
wrażenie, iż mięśnie jednak odmówią mi posłuszeństwa, a ja stracę
przytomność. Nagle zwątpiłam w to, czy odbieranie oby na pewno było tak
dobrym pomysłem, skoro byłam aż do tego stopnia roztrzęsiona, a czułam się
tak, jakbym za moment miała rozpaść się od nadmiaru emocji, ale z drugiej
strony…
Och, jakbym
mogła sobie tego odmówić?
Nie dając
sobie czasu na wątpliwości i na to, żeby sprawdzać, czy jednak istniały
szanse na to, że stchórzę, w pośpiechu ścisnęłam zieloną słuchawkę, po czym
przycisnęłam telefon do ucha. Jak na zawołanie zamarłam, milcząc i bezskutecznie
usiłując zapanować nad przyśpieszonym pulsem oraz niemalże spazmatycznym
oddechem. Czułam na sobie zatroskane spojrzenia Carlisle'a i mamy, jednak
ostatecznie żadne z nich się nie odezwała, tak jak i moi przyjaciele
pozwalając mi działać.
–
Nareszcie! Wiem, że pewnie jesteście z Hanną zajęci, aczkolwiek… – usłyszałam
w słuchawce aż nazbyt dobrze znajomy, przesadnie wręcz sarkastyczny głos.
Demetri chyba mówił coś jeszcze, nie kryjąc przy tym irytacji koniecznością
oczekiwania, ale nawet jeśli tak było, nie byłam tego świadoma.
– Dem… –
wyrwało mi się i to w gruncie rzeczy wystarczyło, żeby skutecznie
przerwać jego wywód.
Urwał tak
gwałtownie, że aż zaczęłam się obawiać, czy jakimś cudem się nie zakrztusił
albo na coś nie wpadł. W tle nawet chyba usłyszałam ciche przekleństwo,
ale nie zwróciłam na to uwagi, w pełni skoncentrowana na brzmieniu jego
głosu oraz tego, jak mocny mi się wydawał. Czułam, że Demetri jest w pełni
sił – i to dosłownie, tym bardziej, że nareszcie wyrwał się spod zgubnego
dla wampirzycy zdolności wpływu Marcusa. To utwierdziło mnie w przekonaniu,
że cokolwiek pamiętałam w związku z celą, Kajuszem i jego
irytującym podwładnym, ostatecznie dobiegło końca, a jedynym prawdziwym
problemem przez cały ten czas… byłam ja. To sprawiło, że coś jak na zawołanie
ścisnęło mnie w gardle, ja zaś momentalnie zapragnęłam go przeprosić,
nawet pomimo tego, że nic z tego, co miało miejsce w ostatnim czasie,
nie było winą żadnego z nas.
Wydawało mi
się, że trwało to całą wieczność, zanim tropicielowi w końcu udało się nad
sobą zapanować. Nie miałam pojęcia, gdzie był, jednak zasłyszanych gdzie jakby w oddali
trzask oraz fakt, że kiedy się odezwał, jego głos wydawał się dochodzić z bardzo
daleka, jednoznacznie dały mi do zrozumienia, że zasięg pozostawiał wiele do
życzenia. Z drugiej strony może to po prostu ze mną coś było nie tak, co
wcale nie byłoby niczym dziwnym, jeśli wziąć pod uwagę to, że dopiero co się
obudziłam, jednak niezależne od przyczyny i warunków, wyraźnie wyczułam
zmianę w tonie Demetriego, kiedy ten w końcu zdołał wykrztusić z siebie
chociaż słowo:
– Odezwij
się jeszcze raz, proszę – wyszeptał, a ja mimowolnie zadrżałam, jak na
zawołanie przypominając sobie czułości z jaką zwracał się do mnie, zanim
ostatecznie wszystko poszło nie tak.
– A co
mam powiedzieć? – zapytałam z wahaniem, bezskutecznie próbując zebrać
myśli. W głowie miałam pustkę, przez co nawet zwykła rozmowa zaczęła jawić
mi się jako coś niezwykle wymagającego.
– O mój…
– Gwałtownie urwał, a ja byłam niemal całkowicie pewna, że wcale nie
zamierzał wzywać Boga. Nie miałam pojęcia, kiedy to właściwe oduczyła się
wyzywać przy mnie na czymś świat stoi, ale mimowolnie pomyślałam, że to bardzo
miłe, że miałam na niego jakikolwiek wpływ. – Nigdy… Nigdy więcej nie rób mi
takich rzeczy! – wyrzucił z siebie na wydechu, nagle tracąc panowanie nad
głosem. Aż się wzdrygnęłam, porażona skrajnością emocji, które wychwyciłam w jego
głosie. Mogłam się założyć, że w rzeczywistości było o wiele gorzej,
jednak wampir przez wzgląd na mnie był w stanie nad sobą zapanować. – Nie
wierzę, że… Jak się czujesz? Tylko szczerze, Aniele, bo za moment wyjdę tu z siebie
– zagroził, a ja po prostu wciąż słuchałam, nie mogąc nacieszyć się
brzmieniem jego głosu.
– To byłoby
całkiem przyjemne – stwierdziłam bez chociażby chwili zastanowienia. – Miałabym
cię dwa razy więcej do kochania – zauważyłam.
Demetri
prychnął, najwyraźniej nie podzielając mojego entuzjazmu.
– Na żarty
ci się zebrało? – zapytał z niedowierzaniem, ale i… swego rozbawieniem.
Miałam wrażenie, że stopniowo wychodził z szoku, oswajając się z tym,
że jednak mogłabym nie tylko być żywa, ale i w stosunkowo dobrym
stanie. – To te leki, czy doktor zdążył naćpać cię czymś jeszcze? – zapytał
niemalże uprzejmym tonem, ja zaś wymownie wywróciłam oczami.
– Rozłączam
się – oznajmiłam przesadnie wręcz słodkim tonem.
Nie miałam
takiego zamiaru i Demetri doskonale musiał zdawać sobie z tego
sprawę, bo nawet nie próbował się zreflektować. Chyba oboje byliśmy w szoku,
a ja mimowolnie zaczęłam się zastanawiać nad tym, co byłoby, gdyby znalazł
się blisko nie, a ja mogłabym wpaść mu w ramiona. Los jak zwykle był
przewrotny, ja zaś miałam wrażenie, że po raz kolejny wszystko jest przeciwko
nam, trzymając nas na dystans właśnie wtedy, kiedy najbardziej tropiciela
potrzebowałam. To skutecznie uprzytomniło mi, że nie mam zielonego pojęcia,
jaka była cena o której mówił Demetri i gdzie tak naprawdę się
znajdował, nim jednak mogłam zadać jakiekolwiek pytanie, gdzieś po drugiej
stronie wyczułam wyraźne zamieszanie.
– No, bez
przesady! Prędzej skręcę ci kark niż pozwolę skorzystać ze swojego telefonu –
warknął gniewnie Demetri.
Otworzyłam
usta, chcąc zapytać, co się dzieje, jednak i tym razem nie miałam po temu
okazji. W zamian doszedł mnie znajomy głos, a ja po raz kolejny
poczułam się podekscytowana w równym stopniu, coś w chwili przebudzenia,
kiedy zorientowałam się, że siedzi przy mnie mama.
– Ale mnie
pozwolisz – nie tyle zapytał, co stwierdził fakt Edward.
Usłyszałam,
że Demetri westchnął przeciągle, ale nie próbował protestować. Siląc się na
cierpliwość i powtarzając sobie, że wszystko jest w porządku, a ja
jeszcze będę miała okazję z tropicielem porozmawiać, mocniej zacisnęłam
palce wokół telefon, chyba jedynie cudem wciąż będąc w stanie zapanować
nad sobą w stopniu wystarczającym, żeby go nie zniszczyć.
– Tato? –
upewniłam się, mając coraz mniej cierpliwości do tego, że czekać, aż panowie po
drugiej stronie w końcu się porozumieją.
– Cześć,
kochanie – zwrócił się ze mnie z wyraźną ulgą, tonem, który jednoznacznie
dał mi do zrozumienia, że wszystko między nami było w najzupełniejszym porządku.
Poczułam, że jak na zawołanie kamień spada mi z serca i jakimś cudem
udało mi się rozluźnić, chociaż nie sądziłam, że będę do tego zdolna. Kiedy
ostatni raz widziałam się z Edwardem, nie wyglądało to najlepiej, skoro
ani on, ani mama nie mieli pojęcia, kim jestem. – Och, Nessie, tak mi przykro –
westchnął, zupełnie jakby mógł być w stanie czytać mi w myślach nawet
tam, gdzie się znajdował. – Ja nie… Jak się czujesz? – zapytał mnie
pośpiesznie, a ja westchnęłam cicho.
– Ze mną…
już w porządku – zapewniłam pośpiesznie. Byłam z siebie zadowolona,
bo głos nawet mi nie zadrżał, chociaż nie przypuszczałam, że będę w stanie
nad sobą zapanować. – Jestem tylko trochę zmęczona, ale to nic takiego –
dodałam bardziej stanowczym tonem, po wymownym milczeniu poznając, że moja
lakoniczna odpowiedź nie do końca go satysfakcjonowała. – No, poza tym się
martwię, ale…
– Nie masz
czym – zapewnił mnie z mocą. – Na razie odpocznij. Słuchaj dziadka i uwierz
mi, że nic złego się nie dzieje – dodał kojącym głosem. Tym większym
zaskoczeniem było dla mnie to, że nie potrafiłam mi uwierzyć; wręcz przeciwnie
– jego słowa wystarczyły, żebym poczuła się jeszcze bardziej zaniepokojona. –
My zrobimy tak, żeby było dobrze.
– To znaczy
co? – zażądałam wyjaśnień. Nie podobało mi się to, że wszyscy próbowali
obchodzić się ze mną jak z jajkiem, skoro doskonale zdawałam sobie sprawę z tego,
że coś jest na rzeczy. Nie byłam przecież głupia, a w ich słowach
wyczuwałam napięcie, nie wspominając o tym, że ani taty, ani Demetriego
nie było przy mnie, kiedy się obudziłam. Nie doszłoby do tego, gdyby nie mieli
jakiegoś wyjątkowo poważnego powodu i byłam tego absolutnie pewna. – Nie
próbujcie mnie przekonywać do czegoś, co nie jest prawdą. O jakiej cenie
mówił Felix?
– Zabiję
go… – usłyszałam gdzieś w tle poirytowane warknięcie Demetriego.
Nie byłam w tym
odosobniona, bo choć nie pokusiłaby się o przełączenie na tryb
głośnomówiący, moi obdarzeni wyostrzony-mi zmysłami towarzysze nie potrzebowali
udogodnień, żeby wychwycić najdrobniejszy nawet szmer. W efekcie Felix
wzdrygnął się i rzucił niemalże urażone spojrzenie w stronę
trzymanego przede mnie telefonu.
– Kiedy
ostatni raz próbowałeś odmówić swojej dziewczynie, co? – zapytał z irytacją,
a ja wzniosłam oczy ku górze. Miałam przez to rozumieć, że byłam taka
straszna?
– Nie
próbował – odpowiedziałam zamiast Demetriego. – Jest w pełni zależny ode
mnie – dodałam ze słodkim uśmiechem.
– Od kiedy?
– obruszył się Demetri. Miałam wrażenie, że wciąż nie docierało do niego to, że
byłam cała i zdrowa, a do tego zaczynałam posuwać się do uszczypliwości.
Nie
odpowiedziałam, bo wydawało mi się zbędne. Przynajmniej przez moment czułam się
dobrze, prawie jakby wszystko było na swoim miejscu, chociaż w rzeczywistości
byłam od tego stanu tak odległa, jak tylko mogło okazać się to możliwe. Być
może to była jakaś forma obronna mojego umysłu, który wolał koncentrować się na
przyjemniejszych kwestiach, byleby tylko nie musieć mierzyć się z tym, co
– chociaż wciąż pozostające dla mnie niewiadomą – jednocześnie wzbudzało we mnie
coraz silniejszy niepokój.
Przeczesałam
włosy palcami, chcąc zająć czymś ręce i łatwiej zebrać myśli. Miałam
ochotę odezwać się i poprosić tatę, żeby jeszcze na chwilę dał mi
Demetriego do telefonu. Wciąż nie miałam pewności, jaka musiała być reakcja Edwarda
na to, że mogłabym mieć chłopaka i to na dodatek członka Volturi, jednak w ostatnim
czasie przeszłam dość, by ewentualne konflikty rodzinne zeszły na dalszy plan.
Uczucie moje i Demetriego również rozwinęło się do takiego stopnia, że
wycofanie się jawiło mi się jako coś niemożliwego, zwłaszcza po tym, co zaszło
między nami w celi. Zapragnęłam zapytać tropiciela, czy to nie wytwór
mojej wyobraźni i czy my naprawdę… cóż, byliśmy ze sobą, jednak nie mogłam
sobie na to pozwolić przy tyłu świadomości. Chyba i tak powinnam pozwolić
sobie na odrobinę entuzjazmu z powodu tego, iż Demetri i Edward byli w stanie
współpracować (przynajmniej teoretycznie) oraz że tata już na wstępie nie
uraczył mnie dłuższą pogadanką na temat tego, co sądził o moim wybranku.
Byłam
skłonna stwierdzić, że nie jest wcale tak najgorzej, kiedy wyostrzone zmysły po
raz kolejny dały o sobie znać – a ja omal nie dostałam ataku paniki,
kiedy doszedł mnie aż nazbyt znajomy głos:
– Do
cholery, nie patrz tak na mnie. Ja też mam prawo z nią porozmawiać!
– Kpisz czy
o drogę pytasz? – odparował natychmiast Demetri. Łagodny ton, którym
zwracał się do mnie, jak na zawołanie zniknął, co zresztą było do przewidzenia.
Zawsze łatwo się denerwował, tak naprawdę ucząc się nad sobą panować jedynie
przez wzgląd na mnie. – Prędzej połamię ci kości niż…
– Demetri,
przestań w tej chwili! – zareagowałam, nawet się nad tym nie
zastanawiając.
Nie byłam
pewna, w jaki sposób w ogóle udało mi się wykrztusić z siebie
cokolwiek. Najważniejsze było to, że poskutkowało, a po drugiej stronie
jak na zawołanie zapadła nieprzenikniona wręcz cisza. Nie miałam pojęcia, co
tak naprawdę się działo, a tym bardziej jak powinnam rozumieć to, czego
właśnie doświadczyłam, jednak to na dłuższą metę nie miało większego znaczenia.
Istotne było to, co wiedziałam – czy też raczej podejrzewałam, bo nie sądziłam,
żebym nawet w zdenerwowaniu mogła pomylić się aż do tego stopnia.
Chwilę
jeszcze panowała cisza, a potem w słuchawce na powrót usłyszałam
uspokajający baryton mojego ojca:
– Wszystko
jest w porządku – oznajmił, kładąc nacisk na kolejne słowa. Miałam
wrażenie, że zwracał się nie tylko do mnie, a ostrzegawcza nuta, którą
wychwyciłam, w rzeczywistości przeznaczona była dla Demetriego i… kogoś
jeszcze. – Dasz mi na chwilę mamę? Sądzę, że na dzisiaj wystarczy, a ty
powinnaś odpocząć – wyjaśnił, co zresztą zabrzmiało niezwykle sensownie, jednak
ja wiedziałam, że to jedynie wymówka.
– Za chwilę
– powiedziałam pośpiesznie. Jakimś sposobem zdołałam zapanować nad emocjami i tonem,
dzięki czemu zabrzmiałam w o wiele bardziej opanowany sposób, aniżeli
czułam się w rzeczywistości. Przyjęłam to z ulgą, zresztą miałam
wrażenie, że jedynie w ten sposób byłam w ogóle w stanie wymóc
na Edwardzie do, żeby zaczął traktować mnie poważnie. Martwił się, ale ja nie
byłam dzieckiem i dobrze wiedziałam, czego tak naprawę chcę. – Daj… Daj mi
go – dodałam cichym, odrobinę tylko zdławionym tonem.
Nie
musiałam tłumaczyć, co albo kogo mam na myśli. Na dłuższą chwilę zapanowała
cisza, jednak tym razem nawet nie zwróciłam na to uwagi. Co wyście zrobili?, tłukło mi się w głowie i na ułamek
sekundy nawet spojrzałam na Hannę, ta jednak ograniczyła się wyłącznie do
zdawkowego wzruszenia ramionami. Zacisnęłam usta, ledwo powstrzymując się przed
całą wiązanką przekleństw, choć jeśli miałam być ze sobą szczera, w tamtej
chwili nawet na to nie miałam siły. Zmęczenie coraz bardziej dawało mi się we
znaki, w miarę jak adrenalina zaczęła opadać, pozostawiając po sobie tylko
i wyłącznie wyczerpanie psychiczne. Wciąż nie byłam w pełni sił,
obojętnie jak bardzo bym tego nie chciała, jednak nie wyobrażałam sobie, że
mogłabym tak po prostu położyć się do łóżka i odpocząć, póki nie
wyjaśniłabym wszystkich istotnych kwestii – a było ich sporo, co zresztą
zdążyłam zaobserwować.
– Nessie? –
doszedł mnie znajomy, nieco zachrypnięty głos, a ja omal nie wypuściłam
telefonu z rąk. Niby byłam na to gotowa, jednak z drugiej strony… –
Jesteś tam? – upewnił się Jake, wyraźnie zaniepokojony milczeniem z mojej
strony.
– Tak –
wykrztusiłam z trudem. W tamtej chwili na nic więcej nie było mnie
stać. – Ja nie…
Usłyszałam,
że odetchnął z ulgą, chyba bliski tego, żeby nerwowo się roześmiać.
– Mój Boże,
nic ci nie jest – oznajmił, ale w jego głosie wciąż pobrzmiewało napięcie.
– Nie bój się, mała. Już jestem i mogę ci obiecać, że dopilnuję, żeby
więcej nie spotkało cię nic złego. Jeszcze potem pogadamy o tej blond
wampirzycy, której kazałaś…
Gwałtownie
urwał, a ja zorientowałam się, że sama wzmianka o Hannie i jej
darze wystarczyła, żeby go rozdrażnić. Nie rozumiał mojej decyzji, ale właśnie
tego się obawiałam – a również sposobu, w jaki wpojenie oraz mój
związek z Demetrim miały skomplikować nasze relacje. Prawda była taka, że
gdybym mogła raz jeszcze decydować podczas naszego ostatniego spotkania na
plaży, bez chwili wahania poprosiłabym Hannę dokładnie o to samo, chcąc
zaoszczędzić nam wszystkim bólu.
Nam czy sobie?, odezwał się cichy głosik
w mojej głowie. Na moment mocniej zacisnęłam palce wokół komórki,
bezskutecznie siląc się na cierpliwość. Pewne rzeczy już się wydarzyły, a próba
cofnięcia ich nie przyniosłaby niczego dobrego, jednak z drugiej strony…
Wpojenie istniało niezależnie od tego czy Jake mnie pamiętał, czy też nie. Jak
to było żyć z poczuciem, że utraciło się… coś albo kogoś, ale nie będąc w stanie
jednoznacznie określić przyczyny tak wielkiej pustki?
Mogłam
tylko zgadywać, jednak w tamtej chwili to i tak nie miało znaczenia.
Wszystko się skomplikowało i byłam tego świadoma, ja zaś w końcu
musiałam podjąć konkretną decyzję. Ucieczka nie wchodziła w grę – nie w tym
razem, chociaż nie potrafiłam wyobrazić sobie tego, jak miałabym wytłumaczyć
Jacobowi, że sytuacja się zmieniła, a ja nie potrafię odrzucić uczucia,
które otrzymałam, na rzecz tego, co było mi dane jeszcze pół roku temu. Dar
Hanny przyniósł ze sobą równie wiele bólu, co i radości, ja zaś nie
potrafiłam zmusić się do żałowania decyzji, którą podjęłam. Demetri był dla
mnie wszystkim, z kolei ja… Ja byłam skłonna poświęcić dla niego naprawdę
wiele, nawet gdyby miało się to wiązać z utratą przyjaźni, którą
pielęgnowałam od wczesnego dzieciństwa.
– Nessie,
wszystko w porządku? Przestraszyłem cię? – zaniepokoił się Jacob, a ja
zamrugałam nieco nieprzytomnie, zaskoczona tym, że w ogóle coś do mnie
mówił.
– Ja…
Słucham? – zapytałam z wahaniem. – Zamyśliłam się, ale…
– Właśnie
zauważyłem – stwierdził i mogłabym przysiąc, że w tamtej chwili
wywrócił oczami. Mimo wszystko znałam go aż nazbyt dobrze, a miesiące
rozłąki niczego w tej jednej nie zmieniły. – Chyba faktycznie powinnaś
odpocząć… My zajmiemy się resztą – stwierdził, zaś do jego głosu wkradła się
wyraźna determinacja. – Raz dwa ta pijawka będzie martwa, a wtedy…
Wzdrygnęłam
się, gwałtownie prostując, zupełnie jakby poraził mnie prąd.
– O czym
ty mówisz?! – zapytałam natychmiast, w duchu modląc się o to, żeby to
po prostu zmęczenie dawało mi się we znaki, czyniąc najbardziej oczywiste
kwestie trudnymi do zrozumienia. Przecież nie mogło chodzić o nic więcej,
poza tym…
– O wampirze,
który tak bardzo cię skrzywdził – odpowiedział bez chwili wahania Jacob,
chociaż – czego byłam absolutnie pewna – ani tata, ani Demetri nie chcieli
mówić mi o sprawi tak od razu. – Najwyraźniej facet ma talent do zapadania
innym w pamięć, ale to inna sprawa. Taka cena za uratowanie cię
zdecydowanie jest nam na rękę – stwierdził i by może dodał coś więcej, ale
ja już nie słuchałam.
– Wystarczy
– zadecydowała spiętym tonem mama, pośpiesznie wyjmując mi telefon z rąk.
Nawet nie zaprotestowałam, wciąż oszołomiona tym, co usłyszałam. – Jacob, ty
idioto…
Bella wyszła,
wyrzucając z siebie kolejne słowa. Wyczułam ruch, kiedy dotychczas
zajmujący miejsce gdzieś po mojej lewej stronie Carlisle się przemieścił,
jednak nawet nie spojrzałam w jego stronę. W głowie miałam pustkę, a jedyne
na czym byłam w stanie się skoncentrować, stanowiła myśl, że to niemożliwe
– i że jednak musiałam coś pokręcić, chociaż nie miałam pojęcia co i jakim
cudem.
Uniosłam
głowę, żeby spojrzeć na Hannę i Felixa. Oboje milczeli, unikając mojego
spojrzenia, jednak ja wiedziałam swoje, zaś takie zachowanie mówiło mi więcej
niż jakiekolwiek wymówki albo lakoniczne odpowiedzi.
– To
prawda? – zapytałam dla zasady, znowu mało konkretnie, jednak przecież nie byli
głupi; musieli wiedzieć, co takiego miałam na myśli.
– W zasadzie…
– zaczął Felix, a mnie wyrwał się zdławiony jęk.
Zamierzali
zabić Kajusza.
Nie znałam
szczegółów, jednak te wydawały mi się zbędne, skoro sytuacja prezentowała się w aż
nazbyt oczywisty sposób. Podczas gdy ja leżałam tutaj nieprzytomna, walcząc o życie,
dwóch mniej lub bardziej bliższych mi facetów oraz tata uganiali się gdzie tam
za niebezpiecznym wampirem z nadmiernymi ambicjami.
Po prostu
znakomicie!
Byłam coraz
bardziej podenerwowana, rozdarta między krzykiem a zadaniem dziesiątek
cisnących mi się na usta pytań. Nie miałam pojęcia, co powinnam o tym
wszystkim myśleć, dlatego ostatecznie zamilkłam, w oszołomieniu wpatrując
się w przestrzeń. Czułam, że drżę od nadmiaru emocji, jednak w pełni
dotarło to do mnie w chwili, w której chłodna dłoń musnęła moje
ramię. Aż wzdrygnęłam się, po czym poderwałam głowę, natychmiast spoglądając
wprost w złociste tęczówki wyraźnie zmartwionego dziadka.
– Powinnaś
odpocząć, kochanie – zwrócił się do mnie, ostrożnie dobierając słowa. – Jesteś
zmęczona, poza tym…. – Urwał, tym bardziej, że wymownie spojrzałam na to, co
trzymał w rękach.
– Nie
potrzebuję niczego na sen – westchnęłam, wymownie spoglądając na niewielką
strzykawkę i antyseptyki.
Carlisle
westchnął, a jego niepokój wydał mi się jeszcze bardziej wyraźny. Chyba
nie było niczego dziwnego w tym, że mogłabym bać się zasnąć, tym bardziej,
że tak niewiele brakowało, żebym więcej się nie obudziła. Nie wyobrażałam sobie
tego, że mogłabym tak po prostu zamknąć oczy, nie wspominając o tym, że
czułam się zdecydowanie zbyt pobudzona, by perspektywa snu okazała się dla mnie
satysfakcjonująca.
– To nic na
sen – zapewnił mnie pospiesznie doktor. – Z tego, co mówił Felix, musisz
dostać jeszcze jedną dawkę leku – wyjaśnił, sam zainteresowany zaś niespokojnie
drgnął i jak na zawołanie wyrzucił obie ręce ku górze.
– Ja nic
nie mówiłem – obruszył się. – Jedynie przekazałem to, co kazała nam zrobić ta
kobieta.
Spojrzałam
na niego z powątpiewaniem, ale ostatecznie nie skomentowałam tego nawet
słowem. W zamian pozwoliłam, żeby dziadek ujął mnie za rękę, wzrok wbijając
w jakiś bliżej nieokreślony punkt w przestrzeni. Nie zamierzałam o nic
pytać ani protestować, dochodząc do wniosku, że to nie ma większego sensu.
Chciałam jak najszybciej dojść do siebie, bardziej niż wcześniej pragnąć
cokolwiek zrobić, jednak to miało okazać się problematyczne, gdyby okazało się,
że nie mogę ruszyć się z łóżka. Co więcej, na samą myśl o ponownym
doświadczeniu stanu, który jedynie cudem udało mi się przeżyć, robiło mi się
słabo, przez co z tym większą zawziętością zamierzałam chwytać się
otaczającej mnie rzeczywistości.
Przez
moment panowała cisza, ale tym razem przyjęłam ją niemal z ulgą.
Spróbowałam się rozluźnić, woląc nie zastanawiać się, jakiej igły Carlisle
zamierzał użyć, żeby w ogóle być w stanie naruszyć moją skórę. Z drugiej
strony, wciąż nie byłam w formie i nie sądziłam, żebym była aż tak
wytrzymała jak zazwyczaj. Niezależnie od wszystkiego, myślami mimo wszystko
byłam gdzieś daleko, nie po raz pierwszy próbując uporządkować to, co działo
się wokół mnie. Przebudzenie, Jacob, ta rozmowa… To było o wiele zbyt
wiele jak na pierwszą godzinę za raz po tym, jak cudem udało mi się otworzyć
oczy, więc tym bardziej miałam prawo być zdezorientowana.
–
Odpocznij, kochana – zwróciła się do mnie nagle Hannah, ledwo nasze spojrzenia
się spotkały. Wyprostowała się niczym struna, po czym wymownie spojrzała w stronę
drzwi. – My z Felixem na razie wyjdziemy… Jakby co, damy ci znać – dodała,
a jej wzrok z wolna przeniósł się na milczącego wampira.
– Nie wiem,
o co ci… – zaczął Felix.
Hannah warknęła
cicho, po czym dosłownie spiorunowała go wzrokiem.
– Korytarz,
Felutek! – powtórzyła z naciskiem, a wampir wzniósł oczy ku górze,
chyba zaczynając rozumieć, że miała swoje powody, by traktować go w ten
sposób. – W tej chwili!
– Ona mnie
teraz zabije, prawda? – mruknął, ale najwyraźniej nie zamierzał sprawdzać, jak
daleko tak naprawdę sięgała cierpliwość mojej przyjaciółki.
Wymownie
uniosłam brwi ku górze, odprowadzając warczącą na siebie dwójkę spojrzeniem.
Już wcześniej zorientowałam się, że coś było na rzeczy, jednak w przypadku
Hanny i Felixa mogłam spodziewać się dosłownie wszystkiego. Ta dwójka
bywała naprawdę nieprzewidywalna, a w ostatnim czasie przechodzili
samych siebie – i to najdelikatniej rzecz ujmując.
Westchnęłam
przeciągle, aż nazbyt świadoma swojego nie do końca najlepszego położenia. Po
pierwsze, cudem przeżyłam i wciąż nie miałam pewności, czy wszystko jest
ze mną w porządku. Po drugie, coś było nie tak między moimi przyjaciółmi,
zaś Demetri, Edward i Jacob najpewniej właśnie byli gdzieś daleko,
szukając Kajusza. Po trzecie, nie miałam pojęcia, co powinnam zrobić z przeszłością
i wpojeniem, a jakby tego było mało…
Och, tak,
chyba właśnie czekałam na jakąkolwiek wiadomość od… moich facetów.
Jeśli
jakimś cudem mogło być gorzej, zdecydowanie wolałam się o tym nie
dowiedzieć – tym bardziej, że przy moim szczęściu możliwe było dosłownie
wszystko. Na domiar złego, miałam złe przeczucia, a to zdecydowanie nie
wróżyło dobrze.
Z autopsji
wiedziałam, że w takim wypadku sprawy mogły potoczyć się już tylko gorzej.
Hannah
Nie jestem delikatna, kiedy
zatrzaskuję drzwi do pokoju Renesmee, jedynie cudem nie trafiając przy tym
Felixa. Czuję, że ten rzuca mi urażone spojrzenie, najpewniej wyrażające coś w stylu
„Co ty wyczyniasz, kobieto?”, jednak nie zamierzam się tym przejmować. Jestem
dziwnie roztrzęsiona, chociaż przynajmniej teoretycznie powinnam czuć się
lepiej teraz, kiedy sprawy w końcu wydają się przybierać właściwy
kierunek. Chcę wierzyć, że to dobry znak i sytuacja jednak ma szansę się unormować,
zwłaszcza teraz, gdy Nessie nareszcie się obudziła, ale… nie potrafię.
Na ułamek
sekundy zaciskam dłonie w pięści, dopiero po chwili opanowując się na
tyle, żeby rozluźnić uścisk. W zamian zaplatam ramiona na piersiach i wymownie
spoglądam na Felixa. Wyczuwam jego niepewność i chyba nawet nie będę
zdziwiona, jeśli wampir za moment postuka się w głowę i mnie zostawi,
ale również to nie ma dla mnie znaczenia. Moje własne emocje mnie zaskakują,
zresztą nie po raz pierwszy, jednak walka z nimi jest z góry skazana
na niepowodzenie. Mam wrażenie, że jeśli natychmiast nie wyrzucę z siebie
tego, co mi chodzi po głowie, ostatecznie postradam zmysły, a to
zdecydowanie nie jest mi na rękę – i to najdelikatniej rzecz ujmując.
– Dobra, co
znów zrobiłem? – wzdycha mój towarzysz, spoglądając przy tym na mnie niemalże z niedowierzaniem.
– Może faktycznie trochę się zagalopowałem, ale…
– Serio
sądzisz, że mnie chodzi o Renesmee? – Energicznie potrząsam głową. –
Chociaż o nią też! Ja się pytam, co to była za gadka, że „jesteś tutaj
przypadkiem”? – naskakuję na niego, dla podkreślenia kilku ostatnich słów
kreśląc w powietrzu cudzysłów.
– Bo tak
jest – odpowiada mi z przekonaniem. Po jego tonie wyczuwam, że próbuje
silić się na cierpliwość, już podejrzewając do czego zmierzała nasza rozmowa. –
Hannah, na litość Boską, mówiłem ci już o tym.
– A nie
pomyślałeś przypadkiem, że ja się nie zgadzam? – pytam pod wpływem impulsu, już
po pierwszej sekundzie zaczynając żałować, że w porę nie ugryzłam się w język.
Brwi Felixa
lądują ku górze, kiedy ten spogląda na mnie tak, jakby widział mnie po raz
pierwszy. Trudno mi jednoznacznie stwierdzić, co takiego wyraża jego wzrok, ale
jestem pewna, że właśnie udało mi się go zaskoczyć – i to najdelikatniej
rzecz ujmując. Wciąż jestem na siebie zła i pod wpływem silnych emocji,
jednak staram się jak najszybciej odzyskać kontrolę. Czuję, że pozwoliłam sobie
na zbyt wiele, bo zdecydowanie nie chciałam powiedzieć aż tak dużo, ale z drugiej
strony…
Nie jestem
pewna, w której chwili wampir przemieszcza się, bez jakiegokolwiek
ostrzeżenia robiąc krok na przód, przez co jestem zmuszona przesunąć się do
ściany. Już w następnej chwili dosłownie przygważdża mnie do niej własnym
ciałem, obie dłonie wspierając po obu stronach mojej twarzy. Mam wrażenie, że
gdyby moje serce wciąż biło, w tamtej chwili znacznie przyśpieszyłoby
biegu, o ile akurat nie zatrzymałoby się przez nadmiar emocji – tak
naprawdę trudno mi to stwierdzić, skoro już od jakiegoś czasu nie wiem, co to
znaczy pełnia człowieczeństwa. Co więcej, coraz bardziej rozprasza mnie
intensywne spojrzenie rubinowych tęczówek Felixa, a to zdecydowanie nie
jest mi na rękę.
– Cóż ma
znaczyć to, że się nie zgadzasz? – pyta, a na jego ustach igra złośliwy
uśmieszek, który jak na zawołanie zaczyna doprowadzać mnie do szaleństwa.
Jego
spojrzenie mnie rozprasza, zresztą tak jak i wyraz twarzy. Spoglądam mu w twarz
i mam ochotę go uderzyć, byleby przestał głupkowato się do mnie szczerzyć,
wyraźnie świetnie bawiąc się moim kosztem. Nie robię tego, oczywiście, nie
tylko dlatego, że jako wampir i tak nie poczuje bólu, ale przede wszystkim
z powodu jego ust – kształtnych, znajomych i niezmiennie wzbudzającym
moją tęsknotę. Cholerny Felix!,
myślę, jednak to niczego nie zmienia, a ja wciąż mam ochotę zarzucić mu
obie ręce na szyję i go pocałować – z uczuciem, które narasta we mnie
przez cały ten czas, pomimo tego, że próbuję je w sobie zdusić.
Muszę się
skupić. Wiem to, do cholery, jednak pomimo tego, że raz po raz sobie o tym
przypominam, to jak walka z wiatrakami. Felix na mnie patrzy i nie
mam wątpliwości co do tego, iż doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co
chodzi mi po głowie. Widzę to jego w spojrzeniu, a błysk w rubinowych
tęczówkach utwierdza mnie w przekonaniu, iż on również czuje o wiele
więcej, aniżeli jest skłonny okazać.
– W co
ty ze mną pogrywasz, co Hannah? – pyta nagle, jednak nawet gdybym chciała, nie
miałabym kiedy mu odpowiedzieć.
W ostatnim
czasie robimy wiele głupstw, czy też raczej to ja je popełniam, to jednak nie
jest najistotniejsze. Nie protestuję, kiedy wampir nachyla się w moją
stronę – powoli i z wyczuciem, czego raczej nie można powiedzieć o tym,
jak sama zareagowałam, kiedy na powitanie rzuciłam się go całować. Jego wargi
delikatnie muskają moje, ale mnie to nie wystarcza, więc wpadam mu w ramiona,
chcąc znaleźć się jeszcze bliżej. Nawet jeśli i tym razem go zaskakuję,
nie daje niczego po sobie poznać; co więcej, nie pozostaje mi dłużny, a ja
czuję jego dłonie na swoim ciele, kiedy zarysowuje kształt moich bioder.
Przesuwam się jeszcze bliżej, dla lepszego efektu zarzucając mu ramiona na
szyję; chcę być tuż przy nim, obojętna na to, czy to ma jakikolwiek sens i że
dopiero co byłam na niego zdenerwowana. Już nawet nie zastanawiam się nad tym,
iż on miał powody do irytowania się na mnie, a cień niedokończonej rozmowy
z drogi do La Push wisi nad nami aż do tej pory.
Felix
wplata mi palce we włosy, lekko je przeczesując. Odchylam głowę, by być w stanie
spojrzeć mu w oczy, ledwo tylko delikatnie odsuwa mnie od siebie. Dyszę
ciężko, chociaż tlen jest mi zbędny do tego, żeby normalnie funkcjonować.
Słyszę, że i jego oddech znacznie przyśpieszył, co chyba powinno poprawić
mi nastrój, jednak trudno cieszyć się z czegokolwiek, skoro w głowie
mam absolutną pustkę.
– Masz
zostać – mówię z naciskiem. – Ja… Proszę – dodaję, a on spogląda na
mnie z uwagą, wyraźnie zaskoczony.
– Od kiedy o cokolwiek
prosisz, na dodatek mnie? – pyta.
Mam ochotę
wywrócić oczami, tym bardziej, że mimo ogólnej powagi, w jego słowach jestem
w stanie doszukać się wyraźnej nutki złośliwości. Naigrywa się we mnie,
chociaż właśnie okazuję mu uczucia – i to najdelikatniej rzecz ujmując.
Och, faceci
naprawdę bywają beznadziejni!
– Mam złe
przeczucia – podejmuję, po czym potrząsam z niedowierzaniem głową. – Nie
wiem, co obiecaliście, ale… Po prostu zostań tutaj.
– Z tobą?
– upewnia się.
Nerwowo
przygryzam dolną wargę, w duchu dziękując opatrzności za to, że nie jestem
człowiekiem i nie mogę tak po prostu upuścić sobie krwi. To marne
pocieszenie, jednak w domu pełnym wampirów zawsze lepiej dmuchać na zimne.
– A jeśli
tak? – Lekko przekrzywiam głowę. – Szukanie Kajusza to bardzo zły pomysł. Nie
wiem, skąd to wiem, ale…
– Przecież
ich tak nie zostawię – obrusza się. – Robiłem już to, Hannah, więc nie próbuj
się przejmować. Już raz obiecałem ci, że wrócę i to zrobiłem, więc i tym
razem będzie tak samo. – Przygarnia mnie do siebie, co zaskakuje mnie chyba
nawet bardziej niż pocałunek. Czuję się bezpieczna i chcąc nie chcąc
milczę, pozwalając mu dosłownie na wszystko, również na to, żeby ucałował mnie w czoło.
– Swoją drogą, mamy do pogadania, pamiętasz? To też dobry powód, żeby jednak
się jeszcze zobaczyć.
– Zaczynam
żałować, że w ogóle o cokolwiek cię poprosiłam – mamrocę gniewnie.
Nie rozumiem jakim cudem nawet w obecnej sytuacji może być w stanie
sobie żartować, na dodatek moim kosztem! – Wciąż nie wiem, czy…
Urywam,
kiedy spogląda na mnie wyczekująco.
– Ale ja
wiem – ucina temat. – Załatwimy to raz-dwa i będzie po problemie. Ty
zostaniesz tutaj z Nessie, żebyście obie były bezpieczne.
Nie dodaje
niczego więcej, przynajmniej nie słownie, najwyraźniej naprawdę wierząc w to,
że wszystko jest już postanowione. Tak może i jest w istocie, chociaż
ja wcale nie czuję się nawet odrobinę lepiej – wręcz przeciwnie. Towarzyszy mi
niezrozumiały strach i wrażenie, że nic nie pójdzie w kierunku,
którego moglibyśmy oczekiwać.
Wciąż o tym
myślę, aż do momentu w którym wyraźnie rozochocony Felix znowu nachyla
się, żeby móc mnie pocałować. Kiedy poddaję się pieszczotą, choć przez moment
jest w stanie zapomnieć o wszystkim.
Jak widać, na blogu pojawił się nowy szablon z którego jestem bardzo zadowolona. Rozdział miałam napisany już od dwóch dni, ale bardzo zależało mi na tym, żeby wstawić go właśnie w Wigilię. Tu może dodać, że notki pojawiły się na wszystkich moich blogach, więc serdecznie zapraszam do czytania – mam wenę, którą namiętnie wykorzystuję, więc efekt jest raczej udany, a przynajmniej tak mi się wydaje. Oczywiście ostateczną ocenę pozostawiam Wam.Z okazji świąt życzę wszystkim tego, co najlepsze – rodzinnych, zdrowych i jak najbardziej wesołych świąt! Mam nadzieję, że ten okres dla wszystkich będzie równie dobry, co i dla mnie.Kolejny rozdział jeszcze w tym roku, a przynamniej taką mam nadzieję.Nessa.
Jejciu, coś czuje, ze jeszcze Jacob namiesza w związku mojej ukochanej parki. Jestem ciekawa jaki plan będą mieli na zabicie Kajusza i jak to pójdzie :D
OdpowiedzUsuńO rozdziale nie ma co się rozpisywać, bo jest świetny. Wszystko jest,ze tak to ujmę płynnie opisane. Czekam na kolejny. Jeśli jednak nie pojawi się przed nowym rokiem to udanego sylwestra i dużo weny na 2016rok <3
~jeloonek