czwartek, 24 grudnia 2015

14. Strach

Renesmee
Felix spojrzał na mnie z wyraźną obawą, być może mając wątpliwości co do tego, czy powinnam się denerwować. Mogłam tylko zgadywać, co moi bliscy przechodzili, kiedy byłam nieprzytomna, ale chociaż byłam w stanie zrozumieć ich napięcie, to jeszcze nie znaczyło, że mogłabym tak po prostu zapomnieć o wszystkim, co działo się wokół mnie i zacząć to ignorować. Nie miałam pojęcia, jak prezentowała się moja twarz, jednak jeśli przynajmniej w połowie w tak zdeterminowany sposób, jak się czułam, wcale nie byłam szczególnie zaskoczona tym, że wampir ostatecznie bez chociażby słowa protestu wyciągnął w moją stronę telefon.
Ręka lekko mi zadrżała, kiedy kurczowo zacisnęłam palce wokół komórki – bliźniaczego srebrnego telefonu, jak ten, który Felix dał mi podczas naszego ostatniego spotkania, zanim wraz z Hanną udali się do Rio. Wystarczył mi jeden rzut oka na wyświetlacz, żebym potwierdziła swoje przypuszczenia i jak na zawołanie poczuła się w taki sposób, jakby ktoś z całej siły zdzielił mnie czymś ciężkim po głowie.
„Dem”.
Z jakiegoś powodu tych kilka pośpiesznie wpisanych znaków sprawiło, że przez moment miałam wrażenie, iż mięśnie jednak odmówią mi posłuszeństwa, a ja stracę przytomność. Nagle zwątpiłam w to, czy odbieranie oby na pewno było tak dobrym pomysłem, skoro byłam aż do tego stopnia roztrzęsiona, a czułam się tak, jakbym za moment miała rozpaść się od nadmiaru emocji, ale z drugiej strony…
Och, jakbym mogła sobie tego odmówić?
Nie dając sobie czasu na wątpliwości i na to, żeby sprawdzać, czy jednak istniały szanse na to, że stchórzę, w pośpiechu ścisnęłam zieloną słuchawkę, po czym przycisnęłam telefon do ucha. Jak na zawołanie zamarłam, milcząc i bezskutecznie usiłując zapanować nad przyśpieszonym pulsem oraz niemalże spazmatycznym oddechem. Czułam na sobie zatroskane spojrzenia Carlisle'a i mamy, jednak ostatecznie żadne z nich się nie odezwała, tak jak i moi przyjaciele pozwalając mi działać.
– Nareszcie! Wiem, że pewnie jesteście z Hanną zajęci, aczkolwiek… – usłyszałam w słuchawce aż nazbyt dobrze znajomy, przesadnie wręcz sarkastyczny głos. Demetri chyba mówił coś jeszcze, nie kryjąc przy tym irytacji koniecznością oczekiwania, ale nawet jeśli tak było, nie byłam tego świadoma.
– Dem… – wyrwało mi się i to w gruncie rzeczy wystarczyło, żeby skutecznie przerwać jego wywód.
Urwał tak gwałtownie, że aż zaczęłam się obawiać, czy jakimś cudem się nie zakrztusił albo na coś nie wpadł. W tle nawet chyba usłyszałam ciche przekleństwo, ale nie zwróciłam na to uwagi, w pełni skoncentrowana na brzmieniu jego głosu oraz tego, jak mocny mi się wydawał. Czułam, że Demetri jest w pełni sił – i to dosłownie, tym bardziej, że nareszcie wyrwał się spod zgubnego dla wampirzycy zdolności wpływu Marcusa. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że cokolwiek pamiętałam w związku z celą, Kajuszem i jego irytującym podwładnym, ostatecznie dobiegło końca, a jedynym prawdziwym problemem przez cały ten czas… byłam ja. To sprawiło, że coś jak na zawołanie ścisnęło mnie w gardle, ja zaś momentalnie zapragnęłam go przeprosić, nawet pomimo tego, że nic z tego, co miało miejsce w ostatnim czasie, nie było winą żadnego z nas.
Wydawało mi się, że trwało to całą wieczność, zanim tropicielowi w końcu udało się nad sobą zapanować. Nie miałam pojęcia, gdzie był, jednak zasłyszanych gdzie jakby w oddali trzask oraz fakt, że kiedy się odezwał, jego głos wydawał się dochodzić z bardzo daleka, jednoznacznie dały mi do zrozumienia, że zasięg pozostawiał wiele do życzenia. Z drugiej strony może to po prostu ze mną coś było nie tak, co wcale nie byłoby niczym dziwnym, jeśli wziąć pod uwagę to, że dopiero co się obudziłam, jednak niezależne od przyczyny i warunków, wyraźnie wyczułam zmianę w tonie Demetriego, kiedy ten w końcu zdołał wykrztusić z siebie chociaż słowo:
– Odezwij się jeszcze raz, proszę – wyszeptał, a ja mimowolnie zadrżałam, jak na zawołanie przypominając sobie czułości z jaką zwracał się do mnie, zanim ostatecznie wszystko poszło nie tak.
– A co mam powiedzieć? – zapytałam z wahaniem, bezskutecznie próbując zebrać myśli. W głowie miałam pustkę, przez co nawet zwykła rozmowa zaczęła jawić mi się jako coś niezwykle wymagającego.
– O mój… – Gwałtownie urwał, a ja byłam niemal całkowicie pewna, że wcale nie zamierzał wzywać Boga. Nie miałam pojęcia, kiedy to właściwe oduczyła się wyzywać przy mnie na czymś świat stoi, ale mimowolnie pomyślałam, że to bardzo miłe, że miałam na niego jakikolwiek wpływ. – Nigdy… Nigdy więcej nie rób mi takich rzeczy! – wyrzucił z siebie na wydechu, nagle tracąc panowanie nad głosem. Aż się wzdrygnęłam, porażona skrajnością emocji, które wychwyciłam w jego głosie. Mogłam się założyć, że w rzeczywistości było o wiele gorzej, jednak wampir przez wzgląd na mnie był w stanie nad sobą zapanować. – Nie wierzę, że… Jak się czujesz? Tylko szczerze, Aniele, bo za moment wyjdę tu z siebie – zagroził, a ja po prostu wciąż słuchałam, nie mogąc nacieszyć się brzmieniem jego głosu.
– To byłoby całkiem przyjemne – stwierdziłam bez chociażby chwili zastanowienia. – Miałabym cię dwa razy więcej do kochania – zauważyłam.
Demetri prychnął, najwyraźniej nie podzielając mojego entuzjazmu.
– Na żarty ci się zebrało? – zapytał z niedowierzaniem, ale i… swego rozbawieniem. Miałam wrażenie, że stopniowo wychodził z szoku, oswajając się z tym, że jednak mogłabym nie tylko być żywa, ale i w stosunkowo dobrym stanie. – To te leki, czy doktor zdążył naćpać cię czymś jeszcze? – zapytał niemalże uprzejmym tonem, ja zaś wymownie wywróciłam oczami.
– Rozłączam się – oznajmiłam przesadnie wręcz słodkim tonem.
Nie miałam takiego zamiaru i Demetri doskonale musiał zdawać sobie z tego sprawę, bo nawet nie próbował się zreflektować. Chyba oboje byliśmy w szoku, a ja mimowolnie zaczęłam się zastanawiać nad tym, co byłoby, gdyby znalazł się blisko nie, a ja mogłabym wpaść mu w ramiona. Los jak zwykle był przewrotny, ja zaś miałam wrażenie, że po raz kolejny wszystko jest przeciwko nam, trzymając nas na dystans właśnie wtedy, kiedy najbardziej tropiciela potrzebowałam. To skutecznie uprzytomniło mi, że nie mam zielonego pojęcia, jaka była cena o której mówił Demetri i gdzie tak naprawdę się znajdował, nim jednak mogłam zadać jakiekolwiek pytanie, gdzieś po drugiej stronie wyczułam wyraźne zamieszanie.
– No, bez przesady! Prędzej skręcę ci kark niż pozwolę skorzystać ze swojego telefonu – warknął gniewnie Demetri.
Otworzyłam usta, chcąc zapytać, co się dzieje, jednak i tym razem nie miałam po temu okazji. W zamian doszedł mnie znajomy głos, a ja po raz kolejny poczułam się podekscytowana w równym stopniu, coś w chwili przebudzenia, kiedy zorientowałam się, że siedzi przy mnie mama.
– Ale mnie pozwolisz – nie tyle zapytał, co stwierdził fakt Edward.
Usłyszałam, że Demetri westchnął przeciągle, ale nie próbował protestować. Siląc się na cierpliwość i powtarzając sobie, że wszystko jest w porządku, a ja jeszcze będę miała okazję z tropicielem porozmawiać, mocniej zacisnęłam palce wokół telefon, chyba jedynie cudem wciąż będąc w stanie zapanować nad sobą w stopniu wystarczającym, żeby go nie zniszczyć.
– Tato? – upewniłam się, mając coraz mniej cierpliwości do tego, że czekać, aż panowie po drugiej stronie w końcu się porozumieją.
– Cześć, kochanie – zwrócił się ze mnie z wyraźną ulgą, tonem, który jednoznacznie dał mi do zrozumienia, że wszystko między nami było w najzupełniejszym porządku. Poczułam, że jak na zawołanie kamień spada mi z serca i jakimś cudem udało mi się rozluźnić, chociaż nie sądziłam, że będę do tego zdolna. Kiedy ostatni raz widziałam się z Edwardem, nie wyglądało to najlepiej, skoro ani on, ani mama nie mieli pojęcia, kim jestem. – Och, Nessie, tak mi przykro – westchnął, zupełnie jakby mógł być w stanie czytać mi w myślach nawet tam, gdzie się znajdował. – Ja nie… Jak się czujesz? – zapytał mnie pośpiesznie, a ja westchnęłam cicho.
– Ze mną… już w porządku – zapewniłam pośpiesznie. Byłam z siebie zadowolona, bo głos nawet mi nie zadrżał, chociaż nie przypuszczałam, że będę w stanie nad sobą zapanować. – Jestem tylko trochę zmęczona, ale to nic takiego – dodałam bardziej stanowczym tonem, po wymownym milczeniu poznając, że moja lakoniczna odpowiedź nie do końca go satysfakcjonowała. – No, poza tym się martwię, ale…
– Nie masz czym – zapewnił mnie z mocą. – Na razie odpocznij. Słuchaj dziadka i uwierz mi, że nic złego się nie dzieje – dodał kojącym głosem. Tym większym zaskoczeniem było dla mnie to, że nie potrafiłam mi uwierzyć; wręcz przeciwnie – jego słowa wystarczyły, żebym poczuła się jeszcze bardziej zaniepokojona. – My zrobimy tak, żeby było dobrze.
– To znaczy co? – zażądałam wyjaśnień. Nie podobało mi się to, że wszyscy próbowali obchodzić się ze mną jak z jajkiem, skoro doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że coś jest na rzeczy. Nie byłam przecież głupia, a w ich słowach wyczuwałam napięcie, nie wspominając o tym, że ani taty, ani Demetriego nie było przy mnie, kiedy się obudziłam. Nie doszłoby do tego, gdyby nie mieli jakiegoś wyjątkowo poważnego powodu i byłam tego absolutnie pewna. – Nie próbujcie mnie przekonywać do czegoś, co nie jest prawdą. O jakiej cenie mówił Felix?
– Zabiję go… – usłyszałam gdzieś w tle poirytowane warknięcie Demetriego.
Nie byłam w tym odosobniona, bo choć nie pokusiłaby się o przełączenie na tryb głośnomówiący, moi obdarzeni wyostrzony-mi zmysłami towarzysze nie potrzebowali udogodnień, żeby wychwycić najdrobniejszy nawet szmer. W efekcie Felix wzdrygnął się i rzucił niemalże urażone spojrzenie w stronę trzymanego przede mnie telefonu.
– Kiedy ostatni raz próbowałeś odmówić swojej dziewczynie, co? – zapytał z irytacją, a ja wzniosłam oczy ku górze. Miałam przez to rozumieć, że byłam taka straszna?
– Nie próbował – odpowiedziałam zamiast Demetriego. – Jest w pełni zależny ode mnie – dodałam ze słodkim uśmiechem.
– Od kiedy? – obruszył się Demetri. Miałam wrażenie, że wciąż nie docierało do niego to, że byłam cała i zdrowa, a do tego zaczynałam posuwać się do uszczypliwości.
Nie odpowiedziałam, bo wydawało mi się zbędne. Przynajmniej przez moment czułam się dobrze, prawie jakby wszystko było na swoim miejscu, chociaż w rzeczywistości byłam od tego stanu tak odległa, jak tylko mogło okazać się to możliwe. Być może to była jakaś forma obronna mojego umysłu, który wolał koncentrować się na przyjemniejszych kwestiach, byleby tylko nie musieć mierzyć się z tym, co – chociaż wciąż pozostające dla mnie niewiadomą – jednocześnie wzbudzało we mnie coraz silniejszy niepokój.
Przeczesałam włosy palcami, chcąc zająć czymś ręce i łatwiej zebrać myśli. Miałam ochotę odezwać się i poprosić tatę, żeby jeszcze na chwilę dał mi Demetriego do telefonu. Wciąż nie miałam pewności, jaka musiała być reakcja Edwarda na to, że mogłabym mieć chłopaka i to na dodatek członka Volturi, jednak w ostatnim czasie przeszłam dość, by ewentualne konflikty rodzinne zeszły na dalszy plan. Uczucie moje i Demetriego również rozwinęło się do takiego stopnia, że wycofanie się jawiło mi się jako coś niemożliwego, zwłaszcza po tym, co zaszło między nami w celi. Zapragnęłam zapytać tropiciela, czy to nie wytwór mojej wyobraźni i czy my naprawdę… cóż, byliśmy ze sobą, jednak nie mogłam sobie na to pozwolić przy tyłu świadomości. Chyba i tak powinnam pozwolić sobie na odrobinę entuzjazmu z powodu tego, iż Demetri i Edward byli w stanie współpracować (przynajmniej teoretycznie) oraz że tata już na wstępie nie uraczył mnie dłuższą pogadanką na temat tego, co sądził o moim wybranku.
Byłam skłonna stwierdzić, że nie jest wcale tak najgorzej, kiedy wyostrzone zmysły po raz kolejny dały o sobie znać – a ja omal nie dostałam ataku paniki, kiedy doszedł mnie aż nazbyt znajomy głos:
– Do cholery, nie patrz tak na mnie. Ja też mam prawo z nią porozmawiać!
– Kpisz czy o drogę pytasz? – odparował natychmiast Demetri. Łagodny ton, którym zwracał się do mnie, jak na zawołanie zniknął, co zresztą było do przewidzenia. Zawsze łatwo się denerwował, tak naprawdę ucząc się nad sobą panować jedynie przez wzgląd na mnie. – Prędzej połamię ci kości niż…
– Demetri, przestań w tej chwili! – zareagowałam, nawet się nad tym nie zastanawiając.
Nie byłam pewna, w jaki sposób w ogóle udało mi się wykrztusić z siebie cokolwiek. Najważniejsze było to, że poskutkowało, a po drugiej stronie jak na zawołanie zapadła nieprzenikniona wręcz cisza. Nie miałam pojęcia, co tak naprawdę się działo, a tym bardziej jak powinnam rozumieć to, czego właśnie doświadczyłam, jednak to na dłuższą metę nie miało większego znaczenia. Istotne było to, co wiedziałam – czy też raczej podejrzewałam, bo nie sądziłam, żebym nawet  w zdenerwowaniu mogła pomylić się aż do tego stopnia.
Chwilę jeszcze panowała cisza, a potem w słuchawce na powrót usłyszałam uspokajający baryton mojego ojca:
– Wszystko jest w porządku – oznajmił, kładąc nacisk na kolejne słowa. Miałam wrażenie, że zwracał się nie tylko do mnie, a ostrzegawcza nuta, którą wychwyciłam, w rzeczywistości przeznaczona była dla Demetriego i… kogoś jeszcze. – Dasz mi na chwilę mamę? Sądzę, że na dzisiaj wystarczy, a ty powinnaś odpocząć – wyjaśnił, co zresztą zabrzmiało niezwykle sensownie, jednak ja wiedziałam, że to jedynie wymówka.
– Za chwilę – powiedziałam pośpiesznie. Jakimś sposobem zdołałam zapanować nad emocjami i tonem, dzięki czemu zabrzmiałam w o wiele bardziej opanowany sposób, aniżeli czułam się w rzeczywistości. Przyjęłam to z ulgą, zresztą miałam wrażenie, że jedynie w ten sposób byłam w ogóle w stanie wymóc na Edwardzie do, żeby zaczął traktować mnie poważnie. Martwił się, ale ja nie byłam dzieckiem i dobrze wiedziałam, czego tak naprawę chcę. – Daj… Daj mi go – dodałam cichym, odrobinę tylko zdławionym tonem.
Nie musiałam tłumaczyć, co albo kogo mam na myśli. Na dłuższą chwilę zapanowała cisza, jednak tym razem nawet nie zwróciłam na to uwagi. Co wyście zrobili?, tłukło mi się w głowie i na ułamek sekundy nawet spojrzałam na Hannę, ta jednak ograniczyła się wyłącznie do zdawkowego wzruszenia ramionami. Zacisnęłam usta, ledwo powstrzymując się przed całą wiązanką przekleństw, choć jeśli miałam być ze sobą szczera, w tamtej chwili nawet na to nie miałam siły. Zmęczenie coraz bardziej dawało mi się we znaki, w miarę jak adrenalina zaczęła opadać, pozostawiając po sobie tylko i wyłącznie wyczerpanie psychiczne. Wciąż nie byłam w pełni sił, obojętnie jak bardzo bym tego nie chciała, jednak nie wyobrażałam sobie, że mogłabym tak po prostu położyć się do łóżka i odpocząć, póki nie wyjaśniłabym wszystkich istotnych kwestii – a było ich sporo, co zresztą zdążyłam zaobserwować.
– Nessie? – doszedł mnie znajomy, nieco zachrypnięty głos, a ja omal nie wypuściłam telefonu z rąk. Niby byłam na to gotowa, jednak z drugiej strony… – Jesteś tam? – upewnił się Jake, wyraźnie zaniepokojony milczeniem z mojej strony.
– Tak – wykrztusiłam z trudem. W tamtej chwili na nic więcej nie było mnie stać. – Ja nie…
Usłyszałam, że odetchnął z ulgą, chyba bliski tego, żeby nerwowo się roześmiać.
– Mój Boże, nic ci nie jest – oznajmił, ale w jego głosie wciąż pobrzmiewało napięcie. – Nie bój się, mała. Już jestem i mogę ci obiecać, że dopilnuję, żeby więcej nie spotkało cię nic złego. Jeszcze potem pogadamy o tej blond wampirzycy, której kazałaś…
Gwałtownie urwał, a ja zorientowałam się, że sama wzmianka o Hannie i jej darze wystarczyła, żeby go rozdrażnić. Nie rozumiał mojej decyzji, ale właśnie tego się obawiałam – a również sposobu, w jaki wpojenie oraz mój związek z Demetrim miały skomplikować nasze relacje. Prawda była taka, że gdybym mogła raz jeszcze decydować podczas naszego ostatniego spotkania na plaży, bez chwili wahania poprosiłabym Hannę dokładnie o to samo, chcąc zaoszczędzić nam wszystkim bólu.
Nam czy sobie?, odezwał się cichy głosik w mojej głowie. Na moment mocniej zacisnęłam palce wokół komórki, bezskutecznie siląc się na cierpliwość. Pewne rzeczy już się wydarzyły, a próba cofnięcia ich nie przyniosłaby niczego dobrego, jednak z drugiej strony… Wpojenie istniało niezależnie od tego czy Jake mnie pamiętał, czy też nie. Jak to było żyć z poczuciem, że utraciło się… coś albo kogoś, ale nie będąc w stanie jednoznacznie określić przyczyny tak wielkiej pustki?
Mogłam tylko zgadywać, jednak w tamtej chwili to i tak nie miało znaczenia. Wszystko się skomplikowało i byłam tego świadoma, ja zaś w końcu musiałam podjąć konkretną decyzję. Ucieczka nie wchodziła w grę – nie w tym razem, chociaż nie potrafiłam wyobrazić sobie tego, jak miałabym wytłumaczyć Jacobowi, że sytuacja się zmieniła, a ja nie potrafię odrzucić uczucia, które otrzymałam, na rzecz tego, co było mi dane jeszcze pół roku temu. Dar Hanny przyniósł ze sobą równie wiele bólu, co i radości, ja zaś nie potrafiłam zmusić się do żałowania decyzji, którą podjęłam. Demetri był dla mnie wszystkim, z kolei ja… Ja byłam skłonna poświęcić dla niego naprawdę wiele, nawet gdyby miało się to wiązać z utratą przyjaźni, którą pielęgnowałam od wczesnego dzieciństwa.
– Nessie, wszystko w porządku? Przestraszyłem cię? – zaniepokoił się Jacob, a ja zamrugałam nieco nieprzytomnie, zaskoczona tym, że w ogóle coś do mnie mówił.
– Ja… Słucham? – zapytałam z wahaniem. – Zamyśliłam się, ale…
– Właśnie zauważyłem – stwierdził i mogłabym przysiąc, że w tamtej chwili wywrócił oczami. Mimo wszystko znałam go aż nazbyt dobrze, a miesiące rozłąki niczego w tej jednej nie zmieniły. – Chyba faktycznie powinnaś odpocząć… My zajmiemy się resztą – stwierdził, zaś do jego głosu wkradła się wyraźna determinacja. – Raz dwa ta pijawka będzie martwa, a wtedy…
Wzdrygnęłam się, gwałtownie prostując, zupełnie jakby poraził mnie prąd.
– O czym ty mówisz?! – zapytałam natychmiast, w duchu modląc się o to, żeby to po prostu zmęczenie dawało mi się we znaki, czyniąc najbardziej oczywiste kwestie trudnymi do zrozumienia. Przecież nie mogło chodzić o nic więcej, poza tym…
– O wampirze, który tak bardzo cię skrzywdził – odpowiedział bez chwili wahania Jacob, chociaż – czego byłam absolutnie pewna – ani tata, ani Demetri nie chcieli mówić mi o sprawi tak od razu. – Najwyraźniej facet ma talent do zapadania innym w pamięć, ale to inna sprawa. Taka cena za uratowanie cię zdecydowanie jest nam na rękę – stwierdził i by może dodał coś więcej, ale ja już nie słuchałam.
– Wystarczy – zadecydowała spiętym tonem mama, pośpiesznie wyjmując mi telefon z rąk. Nawet nie zaprotestowałam, wciąż oszołomiona tym, co usłyszałam. – Jacob, ty idioto…
Bella wyszła, wyrzucając z siebie kolejne słowa. Wyczułam ruch, kiedy dotychczas zajmujący miejsce gdzieś po mojej lewej stronie Carlisle się przemieścił, jednak nawet nie spojrzałam w jego stronę. W głowie miałam pustkę, a jedyne na czym byłam w stanie się skoncentrować, stanowiła myśl, że to niemożliwe – i że jednak musiałam coś pokręcić, chociaż nie miałam pojęcia co i jakim cudem.
Uniosłam głowę, żeby spojrzeć na Hannę i Felixa. Oboje milczeli, unikając mojego spojrzenia, jednak ja wiedziałam swoje, zaś takie zachowanie mówiło mi więcej niż jakiekolwiek wymówki albo lakoniczne odpowiedzi.
– To prawda? – zapytałam dla zasady, znowu mało konkretnie, jednak przecież nie byli głupi; musieli wiedzieć, co takiego miałam na myśli.
– W zasadzie… – zaczął Felix, a mnie wyrwał się zdławiony jęk.
Zamierzali zabić Kajusza.
Nie znałam szczegółów, jednak te wydawały mi się zbędne, skoro sytuacja prezentowała się w aż nazbyt oczywisty sposób. Podczas gdy ja leżałam tutaj nieprzytomna, walcząc o życie, dwóch mniej lub bardziej bliższych mi facetów oraz tata uganiali się gdzie tam za niebezpiecznym wampirem z nadmiernymi ambicjami.
Po prostu znakomicie!
Byłam coraz bardziej podenerwowana, rozdarta między krzykiem a zadaniem dziesiątek cisnących mi się na usta pytań. Nie miałam pojęcia, co powinnam o tym wszystkim myśleć, dlatego ostatecznie zamilkłam, w oszołomieniu wpatrując się w przestrzeń. Czułam, że drżę od nadmiaru emocji, jednak w pełni dotarło to do mnie w chwili, w której chłodna dłoń musnęła moje ramię. Aż wzdrygnęłam się, po czym poderwałam głowę, natychmiast spoglądając wprost w złociste tęczówki wyraźnie zmartwionego dziadka.
– Powinnaś odpocząć, kochanie – zwrócił się do mnie, ostrożnie dobierając słowa. – Jesteś zmęczona, poza tym…. – Urwał, tym bardziej, że wymownie spojrzałam na to, co trzymał w rękach.
– Nie potrzebuję niczego na sen – westchnęłam, wymownie spoglądając na niewielką strzykawkę i antyseptyki.
Carlisle westchnął, a jego niepokój wydał mi się jeszcze bardziej wyraźny. Chyba nie było niczego dziwnego w tym, że mogłabym bać się zasnąć, tym bardziej, że tak niewiele brakowało, żebym więcej się nie obudziła. Nie wyobrażałam sobie tego, że mogłabym tak po prostu zamknąć oczy, nie wspominając o tym, że czułam się zdecydowanie zbyt pobudzona, by perspektywa snu okazała się dla mnie satysfakcjonująca.
– To nic na sen – zapewnił mnie pospiesznie doktor. – Z tego, co mówił Felix, musisz dostać jeszcze jedną dawkę leku – wyjaśnił, sam zainteresowany zaś niespokojnie drgnął i jak na zawołanie wyrzucił obie ręce ku górze.
– Ja nic nie mówiłem – obruszył się. – Jedynie przekazałem to, co kazała nam zrobić ta kobieta.
Spojrzałam na niego z powątpiewaniem, ale ostatecznie nie skomentowałam tego nawet słowem. W zamian pozwoliłam, żeby dziadek ujął mnie za rękę, wzrok wbijając w jakiś bliżej nieokreślony punkt w przestrzeni. Nie zamierzałam o nic pytać ani protestować, dochodząc do wniosku, że to nie ma większego sensu. Chciałam jak najszybciej dojść do siebie, bardziej niż wcześniej pragnąć cokolwiek zrobić, jednak to miało okazać się problematyczne, gdyby okazało się, że nie mogę ruszyć się z łóżka. Co więcej, na samą myśl o ponownym doświadczeniu stanu, który jedynie cudem udało mi się przeżyć, robiło mi się słabo, przez co z tym większą zawziętością zamierzałam chwytać się otaczającej mnie rzeczywistości.
Przez moment panowała cisza, ale tym razem przyjęłam ją niemal z ulgą. Spróbowałam się rozluźnić, woląc nie zastanawiać się, jakiej igły Carlisle zamierzał użyć, żeby w ogóle być w stanie naruszyć moją skórę. Z drugiej strony, wciąż nie byłam w formie i nie sądziłam, żebym była aż tak wytrzymała jak zazwyczaj. Niezależnie od wszystkiego, myślami mimo wszystko byłam gdzieś daleko, nie po raz pierwszy próbując uporządkować to, co działo się wokół mnie. Przebudzenie, Jacob, ta rozmowa… To było o wiele zbyt wiele jak na pierwszą godzinę za raz po tym, jak cudem udało mi się otworzyć oczy, więc tym bardziej miałam prawo być zdezorientowana.
– Odpocznij, kochana – zwróciła się do mnie nagle Hannah, ledwo nasze spojrzenia się spotkały. Wyprostowała się niczym struna, po czym wymownie spojrzała w stronę drzwi. – My z Felixem na razie wyjdziemy… Jakby co, damy ci znać – dodała, a jej wzrok z wolna przeniósł się na milczącego wampira.
– Nie wiem, o co ci… – zaczął Felix.
Hannah warknęła cicho, po czym dosłownie spiorunowała go wzrokiem.
– Korytarz, Felutek! – powtórzyła z naciskiem, a wampir wzniósł oczy ku górze, chyba zaczynając rozumieć, że miała swoje powody, by traktować go w ten sposób. – W tej chwili!
– Ona mnie teraz zabije, prawda? – mruknął, ale najwyraźniej nie zamierzał sprawdzać, jak daleko tak naprawdę sięgała cierpliwość mojej przyjaciółki.
Wymownie uniosłam brwi ku górze, odprowadzając warczącą na siebie dwójkę spojrzeniem. Już wcześniej zorientowałam się, że coś było na rzeczy, jednak w przypadku Hanny i Felixa mogłam spodziewać się dosłownie wszystkiego. Ta dwójka bywała naprawdę nieprzewidywalna, a w ostatnim czasie przechodzili samych siebie – i to najdelikatniej rzecz ujmując.
Westchnęłam przeciągle, aż nazbyt świadoma swojego nie do końca najlepszego położenia. Po pierwsze, cudem przeżyłam i wciąż nie miałam pewności, czy wszystko jest ze mną w porządku. Po drugie, coś było nie tak między moimi przyjaciółmi, zaś Demetri, Edward i Jacob najpewniej właśnie byli gdzieś daleko, szukając Kajusza. Po trzecie, nie miałam pojęcia, co powinnam zrobić z przeszłością i wpojeniem, a jakby tego było mało…
Och, tak, chyba właśnie czekałam na jakąkolwiek wiadomość od… moich facetów.
Jeśli jakimś cudem mogło być gorzej, zdecydowanie wolałam się o tym nie dowiedzieć – tym bardziej, że przy moim szczęściu możliwe było dosłownie wszystko. Na domiar złego, miałam złe przeczucia, a to zdecydowanie nie wróżyło dobrze.
Z autopsji wiedziałam, że w takim wypadku sprawy mogły potoczyć się już tylko gorzej.
Hannah
Nie jestem delikatna, kiedy zatrzaskuję drzwi do pokoju Renesmee, jedynie cudem nie trafiając przy tym Felixa. Czuję, że ten rzuca mi urażone spojrzenie, najpewniej wyrażające coś w stylu „Co ty wyczyniasz, kobieto?”, jednak nie zamierzam się tym przejmować. Jestem dziwnie roztrzęsiona, chociaż przynajmniej teoretycznie powinnam czuć się lepiej teraz, kiedy sprawy w końcu wydają się przybierać właściwy kierunek. Chcę wierzyć, że to dobry znak i sytuacja jednak ma szansę się unormować, zwłaszcza teraz, gdy Nessie nareszcie się obudziła, ale… nie potrafię.
Na ułamek sekundy zaciskam dłonie w pięści, dopiero po chwili opanowując się na tyle, żeby rozluźnić uścisk. W zamian zaplatam ramiona na piersiach i wymownie spoglądam na Felixa. Wyczuwam jego niepewność i chyba nawet nie będę zdziwiona, jeśli wampir za moment postuka się w głowę i mnie zostawi, ale również to nie ma dla mnie znaczenia. Moje własne emocje mnie zaskakują, zresztą nie po raz pierwszy, jednak walka z nimi jest z góry skazana na niepowodzenie. Mam wrażenie, że jeśli natychmiast nie wyrzucę z siebie tego, co mi chodzi po głowie, ostatecznie postradam zmysły, a to zdecydowanie nie jest mi na rękę – i to najdelikatniej rzecz ujmując.
– Dobra, co znów zrobiłem? – wzdycha mój towarzysz, spoglądając przy tym na mnie niemalże z niedowierzaniem. – Może faktycznie trochę się zagalopowałem, ale…
– Serio sądzisz, że mnie chodzi o Renesmee? – Energicznie potrząsam głową. – Chociaż o nią też! Ja się pytam, co to była za gadka, że „jesteś tutaj przypadkiem”? – naskakuję na niego, dla podkreślenia kilku ostatnich słów kreśląc w powietrzu cudzysłów.
– Bo tak jest – odpowiada mi z przekonaniem. Po jego tonie wyczuwam, że próbuje silić się na cierpliwość, już podejrzewając do czego zmierzała nasza rozmowa. – Hannah, na litość Boską, mówiłem ci już o tym.
– A nie pomyślałeś przypadkiem, że ja się nie zgadzam? – pytam pod wpływem impulsu, już po pierwszej sekundzie zaczynając żałować, że w porę nie ugryzłam się w język.
Brwi Felixa lądują ku górze, kiedy ten spogląda na mnie tak, jakby widział mnie po raz pierwszy. Trudno mi jednoznacznie stwierdzić, co takiego wyraża jego wzrok, ale jestem pewna, że właśnie udało mi się go zaskoczyć – i to najdelikatniej rzecz ujmując. Wciąż jestem na siebie zła i pod wpływem silnych emocji, jednak staram się jak najszybciej odzyskać kontrolę. Czuję, że pozwoliłam sobie na zbyt wiele, bo zdecydowanie nie chciałam powiedzieć aż tak dużo, ale z drugiej strony…
Nie jestem pewna, w której chwili wampir przemieszcza się, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia robiąc krok na przód, przez co jestem zmuszona przesunąć się do ściany. Już w następnej chwili dosłownie przygważdża mnie do niej własnym ciałem, obie dłonie wspierając po obu stronach mojej twarzy. Mam wrażenie, że gdyby moje serce wciąż biło, w tamtej chwili znacznie przyśpieszyłoby biegu, o ile akurat nie zatrzymałoby się przez nadmiar emocji – tak naprawdę trudno mi to stwierdzić, skoro już od jakiegoś czasu nie wiem, co to znaczy pełnia człowieczeństwa. Co więcej, coraz bardziej rozprasza mnie intensywne spojrzenie rubinowych tęczówek Felixa, a to zdecydowanie nie jest mi na rękę.
– Cóż ma znaczyć to, że się nie zgadzasz? – pyta, a na jego ustach igra złośliwy uśmieszek, który jak na zawołanie zaczyna doprowadzać mnie do szaleństwa.
Jego spojrzenie mnie rozprasza, zresztą tak jak i wyraz twarzy. Spoglądam mu w twarz i mam ochotę go uderzyć, byleby przestał głupkowato się do mnie szczerzyć, wyraźnie świetnie bawiąc się moim kosztem. Nie robię tego, oczywiście, nie tylko dlatego, że jako wampir i tak nie poczuje bólu, ale przede wszystkim z powodu jego ust – kształtnych, znajomych i niezmiennie wzbudzającym moją tęsknotę. Cholerny Felix!, myślę, jednak to niczego nie zmienia, a ja wciąż mam ochotę zarzucić mu obie ręce na szyję i go pocałować – z uczuciem, które narasta we mnie przez cały ten czas, pomimo tego, że próbuję je w sobie zdusić.
Muszę się skupić. Wiem to, do cholery, jednak pomimo tego, że raz po raz sobie o tym przypominam, to jak walka z wiatrakami. Felix na mnie patrzy i nie mam wątpliwości co do tego, iż doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co chodzi mi po głowie. Widzę to jego w spojrzeniu, a błysk w rubinowych tęczówkach utwierdza mnie w przekonaniu, iż on również czuje o wiele więcej, aniżeli jest skłonny okazać.
– W co ty ze mną pogrywasz, co Hannah? – pyta nagle, jednak nawet gdybym chciała, nie miałabym kiedy mu odpowiedzieć.
W ostatnim czasie robimy wiele głupstw, czy też raczej to ja je popełniam, to jednak nie jest najistotniejsze. Nie protestuję, kiedy wampir nachyla się w moją stronę – powoli i z wyczuciem, czego raczej nie można powiedzieć o tym, jak sama zareagowałam, kiedy na powitanie rzuciłam się go całować. Jego wargi delikatnie muskają moje, ale mnie to nie wystarcza, więc wpadam mu w ramiona, chcąc znaleźć się jeszcze bliżej. Nawet jeśli i tym razem go zaskakuję, nie daje niczego po sobie poznać; co więcej, nie pozostaje mi dłużny, a ja czuję jego dłonie na swoim ciele, kiedy zarysowuje kształt moich bioder. Przesuwam się jeszcze bliżej, dla lepszego efektu zarzucając mu ramiona na szyję; chcę być tuż przy nim, obojętna na to, czy to ma jakikolwiek sens i że dopiero co byłam na niego zdenerwowana. Już nawet nie zastanawiam się nad tym, iż on miał powody do irytowania się na mnie, a cień niedokończonej rozmowy z drogi do La Push wisi nad nami aż do tej pory.
Felix wplata mi palce we włosy, lekko je przeczesując. Odchylam głowę, by być w stanie spojrzeć mu w oczy, ledwo tylko delikatnie odsuwa mnie od siebie. Dyszę ciężko, chociaż tlen jest mi zbędny do tego, żeby normalnie funkcjonować. Słyszę, że i jego oddech znacznie przyśpieszył, co chyba powinno poprawić mi nastrój, jednak trudno cieszyć się z czegokolwiek, skoro w głowie mam absolutną pustkę.
– Masz zostać – mówię z naciskiem. – Ja… Proszę – dodaję, a on spogląda na mnie z uwagą, wyraźnie zaskoczony.
– Od kiedy o cokolwiek prosisz, na dodatek mnie? – pyta.
Mam ochotę wywrócić oczami, tym bardziej, że mimo ogólnej powagi, w jego słowach jestem w stanie doszukać się wyraźnej nutki złośliwości. Naigrywa się we mnie, chociaż właśnie okazuję mu uczucia – i to najdelikatniej rzecz ujmując.
Och, faceci naprawdę bywają beznadziejni!
– Mam złe przeczucia – podejmuję, po czym potrząsam z niedowierzaniem głową. – Nie wiem, co obiecaliście, ale… Po prostu zostań tutaj.
– Z tobą? – upewnia się.
Nerwowo przygryzam dolną wargę, w duchu dziękując opatrzności za to, że nie jestem człowiekiem i nie mogę tak po prostu upuścić sobie krwi. To marne pocieszenie, jednak w domu pełnym wampirów zawsze lepiej dmuchać na zimne.
– A jeśli tak? – Lekko przekrzywiam głowę. – Szukanie Kajusza to bardzo zły pomysł. Nie wiem, skąd to wiem, ale…
– Przecież ich tak nie zostawię – obrusza się. – Robiłem już to, Hannah, więc nie próbuj się przejmować. Już raz obiecałem ci, że wrócę i to zrobiłem, więc i tym razem będzie tak samo. – Przygarnia mnie do siebie, co zaskakuje mnie chyba nawet bardziej niż pocałunek. Czuję się bezpieczna i chcąc nie chcąc milczę, pozwalając mu dosłownie na wszystko, również na to, żeby ucałował mnie w czoło. – Swoją drogą, mamy do pogadania, pamiętasz? To też dobry powód, żeby jednak się jeszcze zobaczyć.
– Zaczynam żałować, że w ogóle o cokolwiek cię poprosiłam – mamrocę gniewnie. Nie rozumiem jakim cudem nawet w obecnej sytuacji może być w stanie sobie żartować, na dodatek moim kosztem! – Wciąż nie wiem, czy…
Urywam, kiedy spogląda na mnie wyczekująco.
– Ale ja wiem – ucina temat. – Załatwimy to raz-dwa i będzie po problemie. Ty zostaniesz tutaj z Nessie, żebyście obie były bezpieczne.
Nie dodaje niczego więcej, przynajmniej nie słownie, najwyraźniej naprawdę wierząc w to, że wszystko jest już postanowione. Tak może i jest w istocie, chociaż ja wcale nie czuję się nawet odrobinę lepiej – wręcz przeciwnie. Towarzyszy mi niezrozumiały strach i wrażenie, że nic nie pójdzie w kierunku, którego moglibyśmy oczekiwać.
Wciąż o tym myślę, aż do momentu w którym wyraźnie rozochocony Felix znowu nachyla się, żeby móc mnie pocałować. Kiedy poddaję się pieszczotą, choć przez moment jest w stanie zapomnieć o wszystkim.
Jak widać, na blogu pojawił się nowy szablon z którego jestem bardzo zadowolona. Rozdział miałam napisany już od dwóch dni, ale bardzo zależało mi na tym, żeby wstawić go właśnie w Wigilię. Tu może dodać, że notki pojawiły się na wszystkich moich blogach, więc serdecznie zapraszam do czytania – mam wenę, którą namiętnie wykorzystuję, więc efekt jest raczej udany, a przynajmniej tak mi się wydaje. Oczywiście ostateczną ocenę pozostawiam Wam.
Z okazji świąt życzę wszystkim tego, co najlepsze – rodzinnych, zdrowych i jak najbardziej wesołych świąt! Mam nadzieję, że ten okres dla wszystkich będzie równie dobry, co i dla mnie.
Kolejny rozdział jeszcze w tym roku, a przynamniej taką mam nadzieję.

Nessa.

1 komentarz

  1. Jejciu, coś czuje, ze jeszcze Jacob namiesza w związku mojej ukochanej parki. Jestem ciekawa jaki plan będą mieli na zabicie Kajusza i jak to pójdzie :D
    O rozdziale nie ma co się rozpisywać, bo jest świetny. Wszystko jest,ze tak to ujmę płynnie opisane. Czekam na kolejny. Jeśli jednak nie pojawi się przed nowym rokiem to udanego sylwestra i dużo weny na 2016rok <3

    ~jeloonek

    OdpowiedzUsuń


After We Fall
stories by Nessa