Felix
Prośba Hannah nie dawała mi
spokoju, chociaż byłem przekonany, że nic nie będzie w stanie tak po
prostu zmusić mnie do zmiany decyzji. Nie mogłem pozwolić sobie na pozostanie w Seattle,
tym bardziej, że wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę z tego, iż byłem o wiele
bardziej potrzebny w innym miejscu. Kwestia Kajusza stanowiła
najważniejszy problem – prędzej czy później musiał zginąć i to niezależnie
od obietnicy, którą Demetri złożył tamtej wyparce. To było o wiele
bardziej złożone, chociaż sprowadzało się do prostego, aż nazbyt oczywistego
wyjaśnienia: do zemsty.
Jeśli
miałem być ze sobą szczery, musiałem przyznać, że sam znajdowałem dość powodów
do tego, by całym sobą pragnąć śmierci wampira. Impuls był silny i dość
oczywisty, nie tylko przez wzgląd na dobro Renesmee, ale przede wszystkim
właśnie na to, co spotkało Hannę. Zdawałem sobie sprawę z tego, że do tej
pory obwiniała się na to, co miało miejsce. W porządku, nie tak dawno temu
sam byłem na nią wściekły – zarówno za całe miesiące kłamstw, jak i za to,
co zrobiła – jednak na dłuższą metę takie postępowanie nie miało sensu.
Winowajca był jeden, a ja miałem wrażenie, że tak długo, jak był gdzieś
tam, zdolny do tego, by w każdej chwili uprzykrzyć nam życie, żadne z nas
nie miało doznać pełni spokoju.
Jakaś
cząstka mnie chciała porozmawiać o tym z Hanną, ale nie potrafiłem
się na to zdobyć. Na litość Boską, niby co miałem jej powiedzieć? „Wyjeżdżam,
bo chcę cię chronić – i w pewnym sensie liczę na to, że dzięki temu w końcu
zrozumiem, co tak naprawdę do ciebie czuję”? To nie brzmiało szczególnie dobrze
i zdawałem sobie z tego sprawę. Co więcej, problem z naszymi
relacjami polegał właśnie na tym, że nie potrafiliśmy zdobyć się na szczerą
rozmowę, w zamian zdając się na gesty i niedomówienia. Czułem, że w jej
przypadku istniało coś więcej – przeszłość, która dla mnie pozostawała czystą
abstrakcją, a do której Hannah nie chciała mnie dopuścić. W efekcie
oboje trwaliśmy w miejscu, naprzemiennie do zbliżając się do siebie, to
znowu zwiększając dzielący nas dystans. To nie było zdrowe, a tym bardziej
dojrzałe, a już na pewno nie pomagało żadnemu z nas, ale kto by się
tym przejmował w obecnej sytuacji?
Mój wyjazd
był zaledwie kwestią czasu, a przynajmniej usiłowałem przekonać samego
siebie, że tak właśnie jest. W pierwszej kolejności zamierzałem upewnić
się, że z Nessie jest wszystko w porządku, aż nazbyt świadom tego, że
Demetri najpewniej zabiłby mnie, gdyby nagle stan dziewczyny się pogorszył, ale
wszystko wskazywało na to, że przynajmniej ten jeden raz nie czekają nasz żadne
niespodzianki. Czymkolwiek był lek, który przywiozłem z Ni’ihau, najwyraźniej działał
prawidłowo, a przynajmniej organizm Renesmee wydawał się go tolerować,
czerpiąc ze środka to, co najlepsze.
Hannah
większość czasu spędzała w pokoju przyjaciółki, czuwając przy niej
naprzemiennie z Bellą. Nessie spała, ale tym razem to był inny rodzaj
stanu nieświadomości – najzupełniej normalny, a przynajmniej do tego
próbował przekonać nas Carlisle. No cóż, był zmartwiony, co zresztą wcale mnie
nie zdziwiło, bo od chwili ukąszenia przez Kajusza dziewczyna nie sypiała
prawie wcale. W gruncie rzeczy w najbliższym czasie chyba wszyscy
mieliśmy być przewrażliwieni, żyjąc wspomnieniami minionych tygodni. To jedynie
utwierdzało mnie w przekonaniu, że musieliśmy
zrobić cokolwiek, żeby zakończyć sprawy z przeszłości, nawet jeśli
pozbycie się najbardziej uciążliwego z braci Volturi nie rozwiązywało
wszystkich problemów.
Była
jeszcze Rosa, po której mogliśmy spodziewać się dosłownie wszystkiego. Jedna
rzecz wydawała się aż nazbyt oczywista: wampirzyca kręciła się gdzieś w okolicy,
być może na wyciągnięcie ręki, o ile wierzyć temu, co powiedziała nam
Fiona. Cokolwiek sądzili o wampirzycy Cullenowie, po tym, jak udzieliła
nam informacji na temat Ni’ihau i lekarstwa,
ostatecznie udzielili Fi swego rodzaju azylu. Sama zainteresowana przez
większość czasu snuła się po domu niczym duch albo przesiadywała w pokoju
gościnnym, milcząca i chyba skoncentrowana na tym, żeby udawać, że nie
istnieje. Dobrze wiedziałem, co to znaczyło być traktowanym jak intruz – w końcu
wraz z Hanną i Demetrim doświadczaliśmy tego przez całe tygodnie,
kiedy chcąc nie chcąc musieliśmy współpracować z rodziną Nessie – więc
potrafiłem wyobrazić sobie, co takiego musiała czuć w naszym towarzystwie.
Jakkolwiek by nie było, dzięki jej obecności ja i Hannah mogliśmy czuć się
dużo swobodniej, chociaż trudno było mi stwierdzić czy to dobrze, czy źle.
Miałem złe
przeczucia, których nie potrafiłem w żaden sposób wytłumaczyć – słusznie,
jak się okazało, chociaż o tym przekonałem się dopiero w chwili, w której
rozdzwonił się mój telefon. Kręciłem się w pobliżu domu, z braku
lepszych perspektyw decydując się rozejrzeć w okolicy. Pilnowaliśmy
rezydencji na zmianę – ja, Jasper i Emmett – chociaż sprowadzało się to
raczej do inicjatywy własnej, aniżeli jakiejkolwiek formy wcześniejszego
porozumienia. Dla mnie dodatkowo była to forma ucieczki, tym bardziej, że jakaś
cząstka mnie obawiała się tego, że Hannah jednak mogłaby być w stanie
przekonać mnie do pozostania w Seattle, a na to zdecydowanie nie
mogłem sobie pozwolić. Byłem zagubiony, zmuszony do mierzenia się z czymś,
czego nie doświadczyłem nigdy wcześniej, a to... No cóż, w naszym
przypadku mogło skończyć się jakkolwiek.
Ledwo
powstrzymałem się przed wywróceniem oczami, jeszcze przed spojrzeniem na
wyświetlacz wiedząc, że to Demetri. Świetnie.
Więc jednak będziesz wydzwaniać kilka razy dziennie, Romeo?, pomyślałem z przekąsem,
wciskając zieloną słuchawkę i przyciskając telefon do ucha.
– Wciąż
żyje, tak jak i my wszyscy – oznajmiłem znużonym tonem. – Nie, nie jestem w stanie
dać jej do telefonu, przynajmniej na razie, więc gdybyś był taki dobry i poczekał
aż dotrę do domu…
– Do domu
to niedługo dotrzemy my – przerwał mi spiętym tonem. Natychmiast zamilkłem, a w
głowie jak na zawołanie zapaliła mi się czerwona ostrzegawcza lampka: niebezpieczeństwo. – Zostań tam, gdzie
jesteś. Powiedz innym, że mamy problem i… Cholera, Felix, on jest tam! – oznajmił, a ja
zesztywniałem, przez moment mając wrażenie, że tropiciel mówi do mnie w innym
języku.
– Jest… Że
co?! – wyrzuciłem z siebie na wydechu. – Po kolei. Kajusz jest w Seattle,
czy…?
Demetri
zaklął, wyraźnie zniecierpliwiony.
– Marcus
nas śledził – uświadomił mnie, wyraźnie poirytowany tym, że musi tracić czas na
jakiekolwiek wyjaśnienia. – Powiedział coś, co… dało nam do myślenia i najpewniej
miało związek z Nessie. Tak czy inaczej, to by się zgadzało, tym bardziej,
że… – Nagle urwał i zawahał się na moment. – Zaufaj mi na słowo, okej? Mam
wrażenie, że Kajusz dogadał się z Rosą
Jeśli
sądziłem, że w najbliższym czasie nic nie będzie w stanie mnie
zaskoczyć, najwyraźniej się pomyliłem. Mogłem przewidzieć, że w świecie
nieśmiertelnych coś takiego jak „przewidywalność” po prostu nie istniało, ale i tak
poczułem się jeszcze poirytowany. Co jeszcze, do cholery?
– Kajusz i Rosa?
– powtórzyłem. – Słyszysz, co mówisz? Ja wiem, że ona jest… lekko stuknięta,
ale… – zacząłem, a Demetri parsknął pozbawionym wesołości śmiechem.
–
Powiedziałbym, że trochę bardziej niż „lekko” – stwierdził z przekonaniem.
– Nie mogliśmy go znaleźć, tak jak wcześniej Rosy i… No cóż, Heidi – zauważył, a ja
chcąc nie chcąc przyznałem mu rację. – Wydaje mi się, że próbowała już wtedy.
Jest wściekła, poza tym uparła się, żeby skrzywdzić Nessie. Wątpię, by
zastanawiała się nad tym, że wszystko tak czy inaczej mogłoby sprowadzać się do
Kajusza.
Cóż, to
brzmiało sensowne, chociaż taki stan rzeczy wydawał się dość marnym
pocieszeniem. Kajusz był niebezpieczny, a jeśli do tego wszystkiego w istocie
miał po swojej stronie żądną zemsty, niezrównoważoną iluzjonistkę, wtedy
naprawdę mieliśmy problem. W takim wypadku mogliśmy spodziewać się
dosłownie wszystkiego, a ta dwójka z równym powodzeniem mogła
znajdować się gdzieś na wyciągnięcie ręki, obserwując i najpewniej
czekając na najodpowiedniejszy moment do tego, że zaatakować.
– Dobra,
rozumiem – stwierdziłem, chociaż jeśli miałem być ze sobą szczery, nie
pojmowałem tego w najmniejszym nawet stopniu. – Jaki mamy plan?
To pytanie
wydało mi się oczywiste, tym bardziej, że Demetri zdecydowanie nie dzwonił w celach
towarzyskich. Znałem go aż nazbyt dobrze, a jego ton jednoznacznie
sugerował mi, że był nie tylko zaniepokojony, ale przede wszystkim zmartwiony
perspektywą tego, co dopiero miało nadejść. Co więcej, byłem skłonny przysiąc,
że czegoś mi nie mówił, przynajmniej tymczasowo, a to zdecydowanie nie
wróżyło dobrze. W przeszłości oboje doświadczyliśmy dojść, żebym
ostatecznie zaczął się martwić, tym bardziej, że sytuacja zdecydowanie nie
prezentowała się szczególnie ciekawie. Coś było na rzeczy, a ja
zamierzałem się dowiedzieć co.
Machinalnie
ruszyłem w stronę domu, jak na razie stawiając na ludzkie tempo, by nie
ryzykować utraty zasięgu. Wciąż nie najlepiej znałem te lasy, poza tym nie
mogłem pozbyć się wrażenia, że Demetri również pozostawał w ciągłym ruchu.
Miałem ochotę zapytać go o to, gdzie tak naprawdę byli, ale w pierwszej
kolejności ważniejsze wydawało się ustalenie zgoła innych kwestii, a przynajmniej
tak podpowiadał mi instynkt.
– Powiedz
reszcie i bądźcie w gotowości – zaczął, starannie dobierając słowa. –
Postaramy się dotrzeć tak szybko, jak będzie możliwe, ale samolot mamy dopiero
za kilka godzin. To po prostu… – Urwał, przynajmniej ten jeden raz decydując
się powstrzymać od przeklinania. – Mam złe przeczucia. Jeśli Marcus nas
wyprzedził albo skontaktował się z Kajuszem, możemy mieć problem. Rosa i tak
nas obserwowała, więc najpewniej wie, że znaleźliśmy lekarstwo dla Nessie. Masz na nią uważać, jasne? – dodał z takim
naciskiem, że nie miałem najmniejszej wątpliwości co do tego, kogo miał na
myśli. Jedynie wobec Renesmee potrafił być taki zaborczy. – Jest jeszcze coś,
ale to już bardziej moje gdybania i chyba wolałbym się mylić.
– Jeśli ty zaczynasz sypać teoriami jak z rękawa,
poważnie zaczynam się martwić – mruknąłem, jednak mimo starań nie byłem w stanie
zdobyć się ani na lekki ton, ani na to, żeby go rozbawić. – Dziewczyny są
bezpieczne, przynajmniej na razie. Cokolwiek by się nie działo, na razie nie
zauważyliśmy niczego dziwnego.
Demetri nie
odpowiedział od razu, być może musząc w pierwszej kolejności uporządkować
sobie moje słowa. Dyskretnie zerknąłem na wyświetlacz komórki, chcąc upewnić
się, że połączenie zostało przerwane, jednak widok licznika utwierdził mnie w przekonaniu,
że jak na razie nie mam się czym martwić.
– A co
z Fioną?
Zmarszczyłem
brwi, chociaż Dem naturalnie nie mógł tego zobaczyć.
– A co
ma być? Jest w domu i snuje się po kątach. Wcale jej się nie dziwię,
bo my też przechodziliśmy przez to samo – zauważyłem przytomnie. – Sądzisz, że
mogłaby…?
– Sądzę, że wszystko jest równie
prawdopodobne – odpowiedział z naciskiem Demetri. – Tak czy inaczej,
pilnujcie się, a już zwłaszcza jej. Nie wierzę, żeby miała jakiś ukryty
cel w tym, żeby pomóc nam z Nessie, ale skoro tak, Rosa może chcieć
mścić się i na niej. Już i tak miesza jej w głowie, więc Fi może
być niebezpieczna.
– Jednak
nie to cię martwi – domyśliłem się. – Ta twoja teoria to coś dużo gorszego,
prawda?
Milczenie
okazało się grosze od jakiejkolwiek inne formy odpowiedzi. W tamtej chwili
to ja zapragnąłem zacząć przeklinać, najpewniej tylko po to, żeby wymóc na nim
jakąkolwiek reakcję, jednak nie to było najważniejsze. Już i tak sytuacja
nie prezentowała się w szczególnie ciekawy sposób, a jeśli miałbym
uznać, że to dopiero początek…
Podobno
zawsze mogło być gorzej…
Skoro tak,
po kolejnych słowach Demetriego zaczynałem zgadzać się z tym w zupełności.
– Nie wiem,
czy to ma znaczenie, ale kiedy wpadliśmy na Marcusa, nie był sam. W zasadzie
omal nie rozszarpała mnie na kawałeczki młoda, wygłodniała wampirzyca, ale… Tak
czy inaczej, poradziłem sobie – odparł wymijająco, a ja mógłbym przysiąc,
że gdzieś po drugiej stronie usłyszałem wymowne prychnięcie. – To była
nowonarodzona, na dodatek bardzo agresywna, więc na pewno nie mogła mieć więcej
niż kilka dni. Zdajesz sobie sprawę z tego, co to może oznaczać?
Jasna cholera, oczywiście!
– Hm… Nie
bardzo – rzuciłem wymijającym tonem. Może gdybym darował sobie wypowiedzenie
własnych myśli na głos…
– Nie chcę
was straszyć ani nic z tych rzeczy, bo początkowo i mnie wydawało się
to niedorzeczne, ale właściwie… Dlaczego nie? – Demetri się spiął i byłem
tego boleśnie świadomy. – Kajuszowi zawsze zależało na wytępieniu wilkołaków.
Tępienie armii to była inicjatywa Aro, poza tym dzięki temu dowiedzieliśmy się o ich
działaniu więcej niż byśmy chcieli. Rosa też nie wydaje mi się szczególnie
świętoszkowata, a ze swoim darem mogłaby utrzymać ich w ryzach albo…
No cóż, w zasadzie takim jak my niewiele trzeba do tego, żeby zacząć
zabijać, zwłaszcza w tak młodym wieku – dodał, a ja zapragnąłem
wybuchnąć histerycznym śmiechem.
–
Sugerujesz armię – zarzuciłem mu. – Chyba, że to iluzja, tak jak i to, co
zrobiła Hannah. Wiesz, Rosa się w tym specjalizuje – zauważyłem, ale
miałem wrażenie, że to wyłącznie nieudolna próba zaprzeczenia czemuś, co i tak
było nieuniknione.
Demetri
westchnął przeciągle, wyraźnie poirytowany. Gdyby nie to, że sam sobie nie
potrafiłem uwierzyć, może nawet miałbym do niego pretensje.
– Kiedy tamta
dziewczyna próbowała nakopać mi do tyłka, wcale nie wyglądała jak iluzja –
rzucił chmurnym tonem.
– Cholera…
Wymowne
milczenie dało mi do zrozumienia, że to jedno słowo wyjaśniało więcej niż
jakakolwiek głębsza dyskusja.
– To tylko
moja teoria – przypomniał usłużnie. To mogłoby być nawet pocieszające, gdyby
nie jego aż nazbyt poważny ton. – Na razie skupcie się na Kajuszu i Rosie.
Edward powiedział, że Bella powinna być w stanie objąć tarczą cały dom,
więc może to jest jakieś rozwiązanie. Pilnujcie się nawzajem i postarajcie
nie wpadać w panikę, póki nie wrócimy – zaproponował, ale tylko w teorii
brzmiało to aż tak prosto.
– Od kiedy
jesteś z teściem po imieniu? – wypaliłem, nie mogąc się powstrzymać.
Tym razem
warknęli na mnie obaj, ale postanowiłem im tego nie uświadamiać. Podejrzewałem,
że porozumienie się z Edwardem już i tak stanowiło wyzwanie samo w sobie,
chociaż relacje ojca Renesmee z Demetrim stanowiły najmniej istotny
problem. Swoją drogą, miałem wrażenie, że teraz, kiedy Nessie się obudziła, a my
wciąż mierzyliśmy się z dość skomplikowanymi kwestiami, walcząc o przeżycie,
ta dwójka wcale nie myślała o tym, żeby rzucać się sobie do gardeł.
– Zmieniłem
zdanie – oświadczył Demetri. Jego głos zabrzmiał zaskakująco spokojnie,
niemalże pusto; ot pozbawione wyrazu słowa bez modulacji. – Niech reszta siedzi
w domu, a ty zrób mi tę przyjemność i poczekaj na zewnątrz aż
coś cię zeżre.
– Też cię
kocham, skarbie – sarknąłem, wywracając oczami.
Tropiciel
nawet nie raczył mi odpowiedzieć, najzwyczajniej w świecie decydując się
rozłączyć. W pierwszym odruchu wywróciłem oczami, sam niepewny czy
powinienem się śmiać, czy może zacząć martwić, jednak prawie natychmiast
uprzytomniłem sobie, że to nie jest najlepszy moment na żarty. Być może kilka
minut nie miało nas zbawić, ale sprawa była zbyt poważna, żeby udawać, że
wszystko jest w najzupełniejszym porządku.
Westchnąłem,
schowałem telefon do kieszeni, po czym przyśpieszyłem, bez trudu rozwijając w pełni
wampirze tempo. Miałem złe przeczucia, co zwłaszcza w świetle obaw
Demetriego nie wróżyło dobrze. Było nas całkiem sporo, a jeśli Bella mała
być w stanie choć częściowo przeciwstawić się darowi Rosy, tym lepiej,
jednak nie podobało mi się to. Ta wampirzyca była szalona, a w parze z Kajuszem
mogła okazać się jeszcze bardziej niebezpieczna – bo on nie kierował się
emocjami. Zwłaszcza po tym, co wydarzyło się w Volterze, miał dość
powodów, żeby próbować pozbyć się nas wszystkich, co zdecydowanie nie mogło
skończyć się dobrze. Skoro tak, zdecydowanie mieliśmy dość powodów, żeby zacząć
się martwić, a ja obawiałem się, że to był dopiero początek łopotów.
No cóż,
może przynajmniej Hannah miała być zadowolona. Skoro tak bardzo chciała, żebym
został… Teraz przynajmniej mogłem jej to zagwarantować, chociaż nie miałem
złudzeń co do tego, czy miała być takim stanem rzeczy zadowolona.
Jeśli
dobrze się nad tym zastanowić, wszyscy byliśmy w ciemnej…
Renesmee
Chyba nigdy wcześniej aż do
tego stopnia nie doceniałam przebudzenia. Kiedy otworzyłam oczy, przez kilka
pierwszych sekund po prostu leżałam zdezorientowana, próbując utwierdzić się w przekonaniu,
że z moim ciałem wszystko było w najzupełniejszym porządku. Dopiero
widok znajomego pokoju oraz fakt, że byłam w stanie się poruszyć,
ostatecznie pozwoliły mi się rozluźnić, a ja przez kilka następnych sekund
miałam ochotę zwinąć się w kłębek i pozwolić sobie na jeszcze
przynajmniej kilka minut odpoczynku.
W pokoju
panował przyjemny półmrok, co jak najbardziej było mi na rękę. Mimo
wątpliwości, ostatecznie zmusiłam się do tego, żeby usiąść, dopiero po kilku
sekundach w pełni uprzytomniając sobie, że byłam w sypialni sama. To z jakiegoś
powodu wydało mi się niewłaściwe, tym bardziej, że przed tym, jak zasnęłam,
zdążyłam zaobserwować dość, by zorientować się, że Carlisle miał wątpliwości co
do tego, czy powinnam spać, a Hannah i mama zachowywały się w dość
przewrażliwiony sposób. Sama bałam się zamknąć oczy i chociaż to wydawało
mi się na swój sposób dziecinne, ostatecznie rozluźniłam się tylko i wyłącznie
dlatego, że Bella usiadła przy mnie, zapewniając, że nigdy się nie wybiera.
Choć czułam się o wiele lepiej, nawet mimo ogólnego oszołomienia, byłam w pełni
przekonana, że nieobecność mamy albo któregokolwiek z moich bliskich, jest
niewłaściwa, pomimo tego, że samej sobie nie potrafiłam wytłumaczyć skąd brało
się takie wrażenie. Być może zaczynałam popadać w paranoję, ale
podświadomie czułam, że coś jest nie tak i zdecydowanie nie przypadło mi
to do gustu.
Byłam
pewna, że dziadek nie byłby zachwycony tym, że mogłabym próbować wstawać, ale
nie potrafiłam zmusić się do spokojnego leżenia w łóżku. Poruszałam się
ostrożnie, wciąż nie ufając swojemu ciału i chyba spodziewając się tego,
że w każdej chwili będzie mogło wydarzyć się coś, co da mi znać, że
cokolwiek jest nie tak albo ze mną, albo z otaczającą mnie
rzeczywistością, ale w chwili, w której spróbowałam się podnieść,
wszystko wydawało się być w porządku. Uspokojona skorzystałam z okazji
do tego, żeby poderwać się na równe nogi, z nieopisaną wręcz ulgą
przyjmując to, że utrzymanie się w pionie nie sprawiło mi najmniejszego
nawet problemu. Nerwowo przeczesałam włosy palcami, machinalnie usiłując
doprowadzić je do porządku i bez chwili wahania ruszając w stronę
drzwi. Podejrzewałam, że w najbliższym czasie rodzina i tak miała być
przewrażliwiona, jeśli chodziło o mój stan, więc tym bardziej
zdeterminowana czułam się, żeby udowodnić im, że obchodzenie się ze mną jak z jajkiem
nie ma racji bytu. Czułam się dobrze, a my mieliśmy o wiele
poważniejsze problemy, żeby odkładać je na później. W Volterze wydarzyło
się dość, a sytuacja, w której ostatecznie się znaleźliśmy, dotyczyła
bezpośrednio mnie i byłam tego w pełni świadoma.
W pamięci
wciąż miałam rozmowę z Demetrim oraz to, czego dowiedziałam się na chwilę
po przebudzeniu. Wciąż nie docierało do mnie to, że nie tylko tropiciel, ale
również mój ojciec oraz Jacob tak po prostu zobowiązali się do tego, żeby zabić
Kajusza. W porządku, prędzej czy później musiało do tego dojść, a ja
życzyłam wampirowi jak najgorszej niemniej… Nie tak. Zdecydowanie nie wyobrażałam
sobie tego w taki sposób, nie wspominając o tym, że jakaś moja
cząstka pragnęła tego, żeby wziąć czynny udział w polowaniu na kogoś, kto
bez konkretnego powodu zdecydował się zabrać mi blisko pół roku życia. Chciałam
tego czy nie, zarówno ja, jak i cała moja rodzina, znaleźliśmy się w samym
środku sporów politycznych pomiędzy Aro i Kajuszem W zasadzie trudno
było mi mówić o jakiejkolwiek formie konfliktu, skoro ten pierwszy wydawał
się absolutnie nieświadomy istnienia jakiejkolwiek formy konfliktu, a jednak…
Korytarz
był cichy i opustoszały, co również przejęło mnie niejasnym dla mnie
poczuciem strachu. Zadrżałam mimowolnie, nie mogąc oprzeć się wrażeniu, iż
jestem zagrożona. Cisza wydawała się mnie przenikać, nieprzyjemnie kojarząc mi
się z czasem, który spędziłam w pamiętnej pustce. Zaniepokojona,
natychmiast objęłam się ramionami i pocierając je lekko, przyśpieszyłam
kroku, chcąc jak najszybciej znaleźć się w otoczeniu najbliższych. Wciąż
nie miałam okazji zobaczyć się z Alice i Jasperem, których po raz
ostatni widziałam całe miesiące temu, kiedy wszystko jeszcze było na swoim
miejscu. Od tamtego czasu zmieniło się wszystko, a ja chciałam jak
najszybciej odzyskać utraconą równowagę, by upewnić się, że koszmar naprawdę
dobiegł końca, a oni byli cali i zdrowi.
Byłam w połowie
schodów, kiedy z salonu doszły mnie znajome głosy. Serce jak na zawołanie
zabiło mi szybciej, a ja jak na zawołanie zapragnęłam pobiec prosto do
rodziny, żeby w końcu poczuć się bezpiecznie, jednak w ostatniej
chwili zmieniłam zdanie. Nie potrafiłam tego wytłumaczyć nawet samej sobie, ale
coś było zdecydowanie nie tak. Byłam tego dziwnie świadoma, być może przez
wyraźnie podenerwowane brzmienie głosów bliskich, a może przez przejmujący
niepokój, który nie opuszczał mnie od momentu przebudzenia. Instynkt wciąż mnie
zadziwiał, chociaż kierowanie się podszeptami intuicji nie było wydawało mi się
niczym wyjątkowym, zwłaszcza w ostatnim czasie. Robiłam to, co uważałam za
słuszne i chociaż nie raz emocje okazywały się zgubne, to przede wszystkim
właśnie dzięki przeczuciom udało mi się wykorzystać szanse, którą dawały mi
leki.
Z wolna
podeszłam bliżej, starannie stawiając kolejne kroki, chociaż nic nie wskazywało
na to, żeby rodzina była świadoma mojej obecności. Ze swoimi wampirzymi zmysłami
każdy z nich byłby w stanie wyczuć, że gdziekolwiek się ruszyłam, tym
bardziej, że nie miałam siły i cierpliwości, by próbować się przed nimi
kryć, ale z salonu wyczuwałam zbyt wielkie wzburzenie, żeby wierzyć w to,
że którekolwiek z nich za wcześnie zainteresuje się mną.
– Jesteś
pewien, Felixie? – doszedł mnie spięty głos dziadka. Wiedziałam z doświadczenia,
że jeśli nawet Carlisle miał problem z tym, żeby nad sobą zapanować, coś
zdecydowanie było na rzeczy. – Czy Demetri…?
– Jakbyśmy
mieli z Demem pewność, nie byłbym aż taki spokojny – odparował wampir,
tonem, który wyraźnie sugerował, że coś właśnie bardzo skutecznie wytrąciło go z równowagi.
To nie brzmiało dobrze, tym bardziej, że Felix nie należał do osób
strachliwych. Miałam okazję się o tym przekonać, zwłaszcza przez dwa
tygodnie naszej ucieczki, kiedy bez chwili wahania podejmował kolejne decyzje,
nie zamierzając słuchać jakichkolwiek sprzeciwów ze strony mojej albo Hanny. –
Jakbyśmy byli pewni, co to by zmieniło? Musimy się pilnować i to jedno wydaje
mi się aż nadto oczywiste.
– Jeśli
jest tak, jak mówisz, wtedy naprawdę mamy problem – odezwał się cicho Jasper.
Jego głos
brzmiał dziwnie, w ten charakterystyczny sposób, jak zawsze, kiedy wracał
pamięcią do czegoś wyjątkowo nieprzyjemnego. Serce zabiło mi mocniej ze
zdenerwowania, a ja poczułam, że robi mi się gorąco. Coś jest nie tak!, tłukło mi się w głowie i byłam tego
pewna, może nawet bardziej niż czegokolwiek innego.
– Więc co
robimy? – zniecierpliwił się Felix. – Jak macie jakieś cudowne pomysły, ja
słucham. Piszę się na wszystko, jeśli tylko brzmi sensownie.
– Ty już
lepiej nie pakuj się w nic – warknęła na niego Hannah. Brzmiała na spiętą i mocno
poruszoną, a ja po raz kolejny zwróciłam uwagę na to, jak zachowywała się
względem wampira. To nie był najlepszy czas na świętowanie, ale jakaś cząstka
mnie naprawdę radowała się tym, że wyraźnie mieli się ku sobie. – Róbmy tak,
jak powiedział Demetri: siedźmy w domu, pilnujmy się nawzajem i czekajmy
jak wrócą.
– Demetri
wraca?
Dopiero po
kilku sekundach uprzytomniłam sobie, że zadałam to pytanie na głos, a uwaga
wszystkich błyskawicznie skupiła się na mnie. W pierwszym odruchu drgnęłam
niespokojnie, zaniepokojona tym, że tak po prostu znalazłam się w centrum
zainteresowania, ale zmusiłam się do tego, żeby ze spokojem wytrzymać ich
spojrzenia. W zamian jak gdyby nigdy nic wyprostowałam się i bez
pośpiechu podeszłam bliżej, zatrzymując w progu i dla pewności
zaciskając dłonie na framudze. Byłam zdenerwowana, a w ten sposób
łatwiej było mi ukryć zarówno drżenie rąk, jak i to, że z wrażenia
ledwo trzymałam się na nogach.
Znowu
trwałam w milczeniu, tym razem z zupełnie innego powodu, ale to było
chyba gorsze od przebywania w pustce. Cisza dzwoniła mi w uszach, a od
patrzenia w niespokojne, nadludzko piękne twarze bliskich, miałam
niepokojące wrażenie, że jestem gdzie na krawędzi szaleństwa. Jeśli myśleli, że
pozwolę cokolwiek przed sobą ukryć…
Poza tym…
Demetri. Felix wyraźnie powiedział, że wracał – on i pozostali…
Miał być
przy mnie.
– Nessie… –
Mama w mgnieniu oka zmaterializowała się przy mnie. Pozwoliłam na to, żeby
otoczyła mnie ramionami, wciąż spragniona jej bliskości, jednak to zdecydowanie
nie miało mnie rozproszyć. Dobrze wiedziałam, że coś było na rzeczy, a teraz
zamierzałam dowiedzieć się co. – Mój Boże, kochanie…
– Nic mi
nie jest – zapewniłam ją kojącym tonem. Wtuliłam się w nią, jednocześnie
wciąż obserwując pozostałych i ostatecznie koncentrując spojrzenie na
najlepszym przyjacielu Demetriego. – Felix.
Z
niedowierzaniem potrzasnął głową, spoglądając na mnie tak, jakby widział mnie
po raz pierwszy. Spróbowałam wysilić się na niewinny uśmiech, ale wyszło mi to
dość opornie, tym bardziej, że zdecydowanie nie czułam się rozbawiona.
– Dlaczego z tym
swoim roszczeniowym tonem zawsze zwracasz się do mnie? – obruszył się, jak nic
próbując zyskać na czasie.
– Bo to
działa – odpowiedziałam ze spokojem, siląc się na blady uśmiech. – Poza tym
jesteś dla mnie taki dobry, że pewnie nie będziesz miał nic przeciwko temu,
żeby uświadomić mnie, co się dzieje. Proszę? – dodałam, chociaż byłam na tyle
zdesperowana, że w razie potrzeby pewnie wyciągnęłabym z niego
niezbędne informacje siłą.
Westchnął
przeciągle, ale to mi wystarczyło, bym zorientowała się, że sprawa w gruncie
rzeczy jest już przesądzona. Ulżyło mi, chociaż Felix nie wyglądał zadowolony z takiego
stanu rzeczy.
– Demetri
dzwonił – przyznał, a ja prychnęłam, nie mogąc się powstrzymać. Doprawdy?
– Wracają do Seattle.
– To akurat
wiem – uświadomiłam go, potrząsając z niedowierzaniem głową. Jak to możliwe, że nie porozmawiał ze mną?,
przeszło mi przez myśl, ale w ostatniej chwili powstrzymałam się przed
zadaniem tego pytania. Mieliśmy o wiele ważniejsze problemy i wampir
musiał zdawać sobie z tego sprawę. Czułam, że moje pretensje byłyby nie na
miejscu, nie wspominając o jakichkolwiek wątpliwościach co do tego, czy
tropiciel mógłby za mną tęsknić. – Co tak naprawdę ci powiedział? Rosa i Kajusz…
– Coś dużo
słyszałaś, przynajmniej na mój gust – mruknął, ale przynajmniej nie próbował
pouczać mnie w kwestiach tego, że mogłabym tak po prostu podsłuchiwać pod
drzwiami.
– Ta dwójka
się dogadała, a twój chłopak nie wyklucza, że być może szykuje nam się
bitwa – wtrącił niemalże pogodnym tonem Emmett. – Coś pominąłem?
Wszyscy jak
na zawołanie spojrzeliśmy na niego z niedowierzaniem, co najmniej
zaskoczeni lekkością z jaką wypowiedział te słowa. Dobrze pamiętałam
podejście mojego wujka do jakiejkolwiek formy… niebezpieczeństwa, zwłaszcza
kiedy ta dawała możliwość jakiejkolwiek walki, ale i tak momentami
niedowierzałam temu, że po wszystkim, co się wydarzyło, nadal mógł okazywać tak
wiele pewności siebie i entuzjazmu na samą tylko wzmiankę o konflikcie.
Chciałam podzielać jego podejście, ale nie potrafiłam się do tego zmusić, zbyt
zaniepokojona – tym bardziej, że już raz doświadczyłam czegoś podobnego, na
dodatek nie tak dawno temu.
Chociaż
wspomnienie bitwy, które pielęgnowałam w sobie przez całe miesiące, żyjąc w bolesnym
przekonaniu, że właśnie straciłam najbliższe mi osoby, okazało się wyłącznie
skutkiem daru Hanny, nie mogłam tak po prostu zapomnieć o tym, jak
niewiele brakowało, żeby sprawy w istocie przybrały taki bieg. Życie było
kruche, również to nieśmiertelnego, bo wbrew wszystkiemu istniało dość sposobów
na to, żeby drastycznie skrócić naszą egzystencję. Zwłaszcza teraz byłam tego
aż nadto świadoma, całą sobą czując się odpowiedzialną za to, co mogło się
wydarzyć – i do czego najpewniej wszystko tak czy inaczej zmierzało.
Czułam, że wszystko jest nie tak i że po raz kolejny ktoś mógł ucierpieć z mojego
powodu, a na to zdecydowanie pozwolić nie mogłam. Cokolwiek by się nie
działo, po raz drugi nie miałam zamiaru pozwolić na to, żeby stracić rodzinę.
Już przez to przechodziłam, a to, że byłam w domu i to pośród
nich, wydawał się graniczyć z cudem.
Chciałam
coś powiedzieć, ale w głowie miałam pustkę, a podjęcie jakichkolwiek
konkretnych działań wydawało mi się czymś co najmniej trudnym. Nie mogłam kazać
im zostawić mnie z tym samej, bo z pewnością by tego nie zrobili, co
zresztą wydało mi się aż nadto zrozumiałe – w końcu na tym polegała
miłość. Byliśmy w tym razem i to mnie przerażało, tak jak i wątpliwości,
które pozostawiały słowa Felixa. Jeśli Kajusz i Rosa w istocie się
porozumieli, mieliśmy poważny problem, chociaż sama nie miałam pojęcia, czego
powinnam się spodziewać. Ta wariatka już raz omal mnie nie zabiła, a Volturi…
No cóż, nie zawahał się przed skatowaniem mnie, nie wspominając o intrydze,
którą przygotował wcześniej, żeby pozbawić władzy Aro. Nie miałam pojęcia, jak
wielkie trzeba było mieć szczęście,
żeby podpaść dwójce sadystycznych nieśmiertelnych, ale jedno wydawało się
oczywiste: niezależnie od wszystkiego, wszyscy byliśmy zagrożeni.
Co więcej,
żadne z nich nie zamierzało odpuścić, a to zdecydowanie nie wróżyło
dobrze.
– Czy on
naprawdę…? – Felix urwał, po czym potrząsnął z niedowierzaniem głową. –
Zresztą nie o to chodzi. Rosa już od dłuższego czasu jest w Seattle, a przynajmniej
tak twierdzi Fi i chyba coś w tym jest. Demetri z kolei
twierdzi, że ona i Kajusz są razem… To przynajmniej zasugerował Marcus –
dodał po chwili zastanowienia. Uniosłam brwi, coraz bardziej zaniepokojona. –
Tak, mieli z nim małe spięcie – uświadomił mnie zniecierpliwionym tonem.
Byłam pewna, że i tym razem mocno naginał fakty, żeby jak najbardziej
złagodzić swoją wypowiedź, ale zdecydowałam się tego nie komentować, chcąc jak
najszybciej dowiedzieć się więcej. – Wydaje nam się… No cóż, Dema i twojego
ojca zaatakowała nowonarodzona wampirzyca. Oczywiście sobie poradzili, ale
skoro przy Marcusie kręciła się ta jedna…
– To może być
ich więcej, tak? – dopowiedziałam mimowolnie, tak cicho, że ledwo byłam w stanie
samą siebie zrozumieć.
Z wrażenia
aż zakręciło mi się w głowie, a może wciąż byłam wykończona lekami i zbyt
długim snem. Jakkolwiek by nie było, liczył się sam fakt tego, że mogliśmy mieć
na głowie problem z grupą nowonarodzonych, a w najgorszym
wypadku nawet z małą armią, chociaż to zdecydowanie nie mieściło mi się w głowie.
Nie mieliśmy czasu się przegrupować, przygotować do walki…
Nie byliśmy
w stanie zrobić niczego!
– To tylko
teoria, na dodatek mocno naciągana – zapewniła mnie pośpiesznie Rosalie.
Spojrzałam na nią z powątpiewaniem, nie po raz pierwszy zastanawiając się
nad tym, jak długo jeszcze miała zamiar traktować mnie tak, jakbym była małą
dziewczynką. – Nessie…
Cokolwiek
miała mi do powiedzenia, jej słowa zagłuszył dźwięk, który miałam zapamiętać na
bardzo długo – głośny i przeszywający, który sprawił, że wszyscy
zamarliśmy w bezruchu, przez kilka następnych sekund będąc w sanie
wyłącznie nasłuchiwać. Serce momentalnie przyśpieszyło mi biegu, trzepocząc się
w piersi tak mocno i gwałtownie, że ledwo mogłam złapać oddech. Jakby
tego było mało, odczuwany przeze mnie niepokój przybrał na sile, a ja nie
miałam już powodów do tego, żeby udawać, iż wszystko jest w porządku.
Nie, skoro
cały dom wydawał się wypełniony tym jednym, oszałamiającym dźwiękiem – kobiecym
krzykiem, który skutecznie przyprawił mnie o dreszcze, sprawiając, że zapragnęłam
rzucić się mamie w ramiona; zrobić cokolwiek, byleby tylko poczuć się choć
odrobinę bezpieczniej.
– Felix… –
wyszeptałam, chociaż nie byłam pewna, czy wydanie z siebie jakiegokolwiek dźwięku
jest w obecnej sytuacji możliwe i jakkolwiek rozsądne. – Demetri nie
mówił przypadkiem czegoś jeszcze? – zaryzykowałam, pomimo tego, iż byłam niemal
całkowicie pewna, że wampir najzwyczajniej w świecie zignoruje moje
pytanie.
– W zasadzie…
– odezwał się z wahaniem Felix, najwyraźniej postanawiając mnie zaskoczyć.
– Fiona – dodał po chwili, a jego oczy rozszerzyły się nieznacznie,
zupełnie jakby dotarło do niego coś, czego my mogliśmy się co najwyżej
domyślać.
Nie dodał
niczego więcej, w pewnym momencie po prostu rzucając się do biegu. W efekcie
nawet ze swoimi wyostrzonymi zmysłami miałam problem z tym, żeby za nim nadążyć,
a zanim udało mu się podjąć jakąkolwiek decyzję, wampir zdążył już zniknąć
gdzieś na korytarzu. Początkowo byłam w stanie wyłącznie spoglądać w ślad
za nim, zastanawiając się nad tym, czy Fiona wciąż krzyczała, czy może to mnie
dzwoniło w uszach i…
A potem w końcu
uświadomiłam sobie, że coś jeszcze jest nie tak, jak powinno i to odkrycie
omal nie ścięło mnie z nóg.
Przedpokój z wolna
wypełnił się dymem.
Witam wszystkich w nowym roku. W końcu udało mi się wrócić z nowym rozdziałem, z którego – tak swoją drogą – jestem bardzo zadowolona. Mam wrażenie, że teraz wszystko będzie działo się szybko, a kolejnych kilka rozdziałów okaże się kluczowych i poprowadzą bezpośrednio do zakończenia tej historii.Dzisiaj nie będę się rozwodzić, bo jest już późno, a ja jestem padnięta. Dziękuję za wszystkie komentarze i przy okazji składam spóźnione, aczkolwiek jak najbardziej szczere życzenia noworoczne – oby wszystko układało się jeszcze lepiej niż w roku poprzednim.Nessa
Hej
OdpowiedzUsuńTen dym.. czyżby zaczął się atak? Jeśli ich obawy co do armii stworzonej przez Kajusza i Rosę się sprawdzi to by sobie poradzili.. chyba, że dołączy do nich Marcus- wtedy mają prze... Nie za bardzo rozumiem czym, aż tak przejmują się Cullenowie. Nie mogą poprosić Quilletów aby im pomogli jak w przeszłości? Zresztą jest przecież wpojenie Jacoba, które nakazuje reszcie stada bronić wybranki ich brata. Chociaż Carlisle nie zdobył by się na taką prośbę, nie chcąc narażać zmiennokształtnych na krzywdę. Teraz zresztą i tak jest za późno. Atak się zaczął, a Demetrii może nie zdążyć do ukochanej..chociaż mam nadzieje, że jednak się mylę- raczej na pewno tak jest. Jaki inny sens by miało całe to opowiadanie?
Uwielbiam przekomarzanie się Felixa i Demetriego:P Teraz Dem ma do tego głowę, bo z Nessie wszystko jest już w porządku- przynajmniej na razie.
Czekam na ciąg dalszy:) Skoro teraz akcja ma szybko ruszyć to będzie się działo.
Weny kochana
Guśka
Heejka! Dawno mnie tu nie było i cieszę się, że nareszcie nadrobiłam rozdziały, a było to trochę trudne i zajęło mi sporo czasu. Ja na serio jestem pewna że jakbym była wampirem to bym mogła innym kasować pamięć bo ja tak często zapominam o prawie wszystkim. Nawet o numerach rozdziałów jakie przeczytałam (pff... po co to sobie gdzieś zapisywać lub zaznaczać) To jest też jeden z powodów dla których chyba nie uda mi się być na bieżącą z zagubionymi w czasie. A tak na marginesie, kobieto, ilość rozdziałów na tamtym blogu mnie przeraża.
OdpowiedzUsuńNo ale wracając do tego bloga. Hmm... dym? Czyżby pożar? Fionka się pali? Nie byłoby mi jakoś przykro. Czyżby już się zaczął jakiś atak? No weź jak można przerywać w takim momencie, toż to karygodnie i niewybaczalne! Jeżeli Rosa i Kajusz stali się teraz best frendami i stworzyli tę armię nowonarodzonych to muszę przyznać że Cullenowie są w czarnej... No ale ja tam jak Emmett się cieszę, przynajmniej nie będzie nudno! Jeszcze jak dołączą do tego kochane psiaki z La Push. Show must go on! Kurczę, czy jak choć raz mogę być poważna? Staram się xD A tak w ogóle Kajusz... Czy ja mówiłam jak ja go wielbię? Oby pojawił się jakoś w najbliższym/ch rozdziale/łach.
Demuś wraca! Radujmy się. Oby zdążył na czas zanim coś złego się wydarzy. Czekam na słitaśne powitanie Dema i Nessie. I jejku też uwielbiam przekomarzania się Demetriego i Felixa. Normalnie jakbym widziała siebie i moją przyjaciółkę :3
Czekam z niecierpliwieniem na nowy rozdział oby był szybko.
Też spóźnione ale co tam. Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku a także weny. Wena rzecz potrzebna i nigdy nie jest jej za dużo.
Katherine
Hej ;3
UsuńDziękuję za komentarz. LITT się nie przejmuj, bo tam bycie na bieżąco byłoby trudne nawet dla mnie :D Chociaż tych rozdziałów wcale nie ma tak dużo – blogger podpowiada mi, że tylko ponad 1030...
Dziękuję za komentarz i cieszę się, że rozdziały przypadły Ci do gustu :D Jestem coraz bliższa zakończenia tej historii, więc tym bardziej miło mi, że są osoby, które zamierzają wytrwać ze mną do końca. No, ja myślę, że Kajusz Cię zadowolił – starałam się, by był jak najbardziej niebezpieczny. Pojawi się wkrótce i powiem szczerze, że o "sweetaśnym" (jak ja nie lubię tego słowa xD) powitaniu nie ma mowy – nie u mnie i nie w obliczu tego, co będzie się działo ;)
Nowy rozdział powinien się pojawić już w przyszłym tygodniu, bo mam wenę, a przy odrobinie szczęścia może dzisiaj się za niego wezmę :D Mogę obiecać akcję, bo to jedno jest pewne.
Dziękuję za życzenia – wzajemnie, również wszystkiego najlepszego :D A wena przyda się zawsze, chociaż w ostatnim czasie mi jej nie brakuje =)
Nessa