Hannah
Biegnę przed siebie, chociaż
nie jestem pewna dokąd i gdzie. Dookoła panuje chaos, którego w żaden
sposób nie potrafię zrozumieć. Wyostrzone zmysły potrafią być
błogosławieństwem, jednak w tamtej chwili wydają mi się prawdziwym
utrapieniem, tym bardziej, że nie wiem na którym z podsuwanych mi bodźców
powinnam się skoncentrować. Widzę dym, ale nie potrafię jednoznacznie wskazać
miejsca, w którym swoje źródło mają płomienie. Nie wiem nawet, co takiego
się pali – dom czy może jeden ze stosów, które w każdej chwili mogą
pochłonąć szczątki kolejnego z rozerwanych na kawałeczki wampirów…
Również
moje, jeśli nie będę ostrożna.
Wbrew
wszystkiemu wciąż jestem młoda, a moje zdolności walki pozostają dość
ograniczone, choć zdecydowanie nie określiłabym siebie mianem bezbronnej. Co prawda jakaś cząstka mnie
pragnie polegać na zdolnościach, którymi dysponuję i które nie raz
uratowały mi życie, jednak staram się raz po raz przypominać sobie o tym,
że sprawa wcale nie jest aż tak prosta, jak mogłoby się to wydawać. Dary są
ograniczone, poza tym nic nie jest w stanie zastąpić klasycznej walki
wręcz. Chcę wierzyć w to, że w razie potrzeby będę zdolna do tego,
żeby ustać na nogach, a może nawet skopać tyłek komuś mniej doświadczonemu
ode mnie, chociaż to bez wątpienia naiwne podejście. „Zasada numer jeden: jeśli
przeciwnik jest silniejszy, uciekaj przy pierwszej okazji” – przypominam sobie,
co kiedyś podczas jednej z rozmów powiedział mi Felix, ale chociaż zdaję
sobie sprawę z tego, że to najrozsądniejsza taktyka, jaką tylko mogłabym
sobie wyobrazić, mam ochotę buntowniczo ją zignorować. Ja też jestem silna,
poza tym nie wyobrażam sobie zostawiana przyjaciół zwłaszcza teraz, w tej
cholernie skomplikowanej sytuacji.
Nie, skoro
niezależnie od wszystkiego wiem, że to tylko i wyłącznie moja wina. Wiem, że ktoś – Felix
najpewniej – w odpowiedzi na podobną sugestię porządnie by mną potrząsnął,
ale jak długo wampira nie ma i nie jest w stanie wniknąć do mojej
głowy, mogę z czystym sumieniem myśleć sobie to, co tylko przypadnie mi do
gustu. Tak i w tym wypadku, a ja nie potrafię zmusić się do
tego, żeby przestać się zadręczać, aż nazbyt świadoma, że wszystko, co miało
miejsce w ciągu ostatnich kilku miesięcy tak czy inaczej sprowadzało się
do mnie.
Szlag,
gdybym była dość odważna, żeby przeciwstawić się Kajuszowi, wszyscy byliby
bezpieczni.
Biegnę, raz
po raz rozglądając się przy tym dookoła. Już w chwili, w której
pierwszy raz wyczułam dym, a Fiona zaczęła krzyczeć, wiedziałam, że sprawy
mają się naprawdę nieciekawie. Od tamtej chwili wszystko działo się
błyskawicznie, a ja nawet nie próbowałam zastanawiać się nad tym, gdzie
leżał sens we wszystkim, co spotykało nas przez cały ten czas. Nie ukrywajmy –
już od tygodni wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że prędzej czy
później pewne kwestie będą musiały zostać doprowadzone do końca. Zemsta Rosy
była zaledwie początkiem, zresztą tak jak i ucieczka Kajusza, który
zdecydowanie nie zamierzał tak po prostu odpuścić nam tego, co miało miejsce w Volterze.
Chociaż na pierwszy plan w naturalny sposób wysunęła się choroba Renesmee i szukanie
lekarstwa, wszystko tak czy inaczej zmierzało do ostatecznego rozwiązania – z tym,
że do samego końca nie mieliśmy pewności, czego tak naprawdę powinniśmy się
spodziewać.
Aż do tej
chwili.
To dość ironiczne, że skończyło się na walce
z nowonarodzonymi, myślę mimochodem i przez moment mam ochotę
wybuchnąć histerycznym śmiechem. Taka reakcja chyba jednoznacznie dowodziłaby
temu, że cokolwiek jest ze mną nie tak, ale nie dbam o to. Jeśli dobrze
się nad tym zastanowić, historia w pewnym sensie wydaje się zataczać koło,
chociaż tym razem żadne z nas nie ma do czynienia z wytworem
wyobraźni albo iluzją. Wciąż pamiętam zadanie, które postawił przede mną Kajusz
oraz wspomnienia, które ostatecznie zaszczepiłam w Nessie i części
jej bliskich. Nowonarodzeni, walka i śmierć – a wszystko to
skierowane przeciwko niewinnej rodzinie, która chcąc nie chcąc znalazła się w samym
centrum politycznych konfliktów. Sama ta wizja wydaje się przerażająca, teraz z kolei
jest to prawdziwsze niż kiedykolwiek wcześnie, zupełnie tak, jakby stworzone
przeze mnie wyobrażenia tak po prostu zdecydowały się urzeczywistnić.
Pośpiesznie
odrzucam od siebie niechciane myśli, zdecydowanie nie chcąc rozwodzić się nad tym,
co może pójść źle. Boję się, chociaż uparcie nie chcę się do tego przed sobą
przyznać. Strach nie jest niczym nowym, jednak kiedy się nad tym zastanawiam,
dochodzę do wniosku, że wcale nie obawiam się o siebie – wręcz przeciwnie.
Biegnę przed siebie na oślep i jest mi wszystko jedno, czy przypadkiem nie
zostanę zaatakowana. Chyba jakaś moja cząstka tego chce, pragnąc rzucić się w wir
walki i mieć przynajmniej złudne wrażenie, iż kontrolę sytuację i mogę
się na coś przydać. To impuls, który już od dłuższego we mnie narasta, a któremu
poddałam się jeszcze w domu, zanim siła uderzenia nie wyrzuciła mnie na
zewnątrz. Świadomość śmierci nie wydaje mi się czymś przerażającym, tym
bardziej, że wiem, iż w jakimś stopniu sobie na nią zasłużyłam. Takie
rozwiązanie bez wątpienia jest zbyt proste, poza tym prowadzi donikąd, a skoro
tak, mogę przynajmniej spróbować przydać się w inny sposób.
Nie chcę,
żeby komukolwiek stało się coś niedobrego. Myśl o tym mnie prześladuje i to
ona wywołuje największy niepokój, tym bardziej, że nie wiem gdzie jestem i w którym
miejscu powinnam szukać pozostałych. Dym – zarówno ten szary i gryzący,
jak i fioletowy, gęsty i mdląco słodki, który towarzyszy spaleniu
wampirzego ciała – znacznie ogranicza widoczność, ale staram się nie zwracać na
to uwagi. Nawet to nie jest w stanie powstrzymać mnie od biegu, a jedynym,
czego tak naprawdę jestem świadoma, jest przede wszystkim to, że metodycznie
prę naprzód, podświadomie wyczekując tego, że ktoś może spróbować skoczyć mi do
gardła. Nigdzie nie widzę Cullenów ani Felixa, ale i o tym staram się
nie myśleć, raz po raz przekonując samą siebie, że skoro nawet ja wciąż trzymam
się na nogach, bardziej doświadczeni ode mnie nieśmiertelni również radzą sobie
doskonale. Przecież wiem, że rodzina Nessie już kiedy miała styczność z młodymi
wampirami, a jeden z nich – Jasper, choć w nerwach z łatwością
mogę coś pomylić – przez pewien okres czasu szkolił całe armie, istniejące
pomimo starań Volturi. Teraz i tak nie ma czasu na wątpliwości, a tym
bardziej przygotowania; w grę wchodzą przede wszystkim nasze dotychczasowe
umiejętności, refleks i…
No cóż, nie
ukrywajmy: szczęście.
Mam
wrażenie, że coś porusza się tuż za moimi plecami, ale ostatecznie decyduję się
to zignorować. Nie zatrzymuj się, Hannah!,
nakazuję sobie stanowczo, ale trudno mi słuchać samej siebie, kiedy jestem do
tego stopnia spięta. Boję się, że coś pójdzie nie tak, tym bardziej, że w ogólnym
zamieszaniu mam trudności z tym, żeby rozróżnić to, co widzę. Jedynym,
czego jestem pewna, jest to, że pozostawanie w ruchu znacznie zwiększa
moje szanse na przeżycia. Pamiętam, że młode wampiry bardzo łatwo rozproszyć, a ich
reakcje w dużej mierze zależą przede wszystkim od impulsywnego działania,
niespójnych decyzji i emocji, które wydają się wszystko warunkować. Sama
jak przez mgłę pamiętam okres na krótko po przemianie, ale to wystarcza, bym
zorientowała się, iż zwłaszcza w pierwszych tygodniach nie liczy się nic
innego, tylko krew. Pragnienie wydaje się być wszystkich, z kolei nadmiar
bodźców i poczucie zagrożenia, które odczuwa się, kiedy na drodze stają
inni nieśmiertelni, skutecznie wytrącają z równowagi i tym samym
prowokując do ataku – absolutnie nieprzemyślanego, co może okazać się
niebezpieczne. Czujność jest ważna, tak jak i to, żeby nigdy nie odwracać
się do swojego przeciwnika plecami, a tym bardziej nie pozwolić na to,
żeby jakakolwiek istota zdołała otoczyć mnie ramionami od tyłu.
Moje myśli w zawrotnym
tempie pędzą naprzód, kiedy gorączkowo staram się przypomnieć sobie wszystkie
zasady, które poznałam albo wywnioskowałam na podstawie własnych doświadczeń.
Jest w tym coś kojącego, co może wydawać się ironiczne przez wzgląd na
sytuację, ale dla mnie liczą się przede wszystkim efekty. Wampirza pamięć
potrafi być naprawdę uciążliwa, zresztą tak jak i nadmiar miejsca w umyśle,
przez co chcąc nie chcąc jestem w stanie analizować wiele kwestii
jednocześnie. To, co z biologicznego punktu widzenia jawi się jako
doskonałe i niebezpieczne, równie dobrze może okazać się zabójcze, kiedy w grę
wchodzą uczucia, tych zaś w ostatnim czasie mi nie brakuje.
Spokojnie, Hannah… W końcu nie jest tak
źle. Rób swoje, znajdź pozostałych, a później…
Nie mam
nawet okazji do tego, żeby dokończyć jakże przemyślany
plan, który układam pod wpływem chwili. Nie jestem pewna, co w pierwszej
chwili przykuwa moją uwagę – kolejny ruch, tym razem po mojej lewej stronie,
czy może dziki wrzask, który dociera do mojej świadomości na ułamek sekundy
przed tym, jak coś uderza mnie w bok, skutecznie zwalając z nóg – ale
nie mam czasu, żeby się nad tym zastanawiać. Istotne jest to, że w mgnieniu
oka ląduję na ziemi, a tuż nade mną pochyla się czerwonooka, rozszalała
istota, która w przypływie szału już na wstępie próbuje dobrać się do
mojego gardła. W przypływie paniki, natychmiast próbuję zrzucić z siebie
swojego przeciwnika, a kiedy gwałtownie wyrzucam przed siebie rękę,
zwiniętą w pięść dłonią udaje mi się trafić zaskoczonego wampira w twarz.
W
zamieszaniu nie jestem w stanie skupić się na trzymającym mnie wampirze,
pewna wyłącznie tego, że mam do czynienia z mężczyzną – i że ten
wydaje się bledszy niż jakikolwiek inny nieśmiertelny, którego kiedykolwiek
wcześniej widziałam. Już i tak wykrzywione rysy twarzy zmieniają się, w miarę
jak mój przeciwnik wpada w jeszcze większy gniew, zdecydowanie
niezadowolony z takiej formy przywitania. Rubinowe tęczówki błyszczą
dziko, co w pierwszym odruchu skutecznie wytrąca mnie z równowagi, skutecznie
paraliżując, jednak prawie natychmiast biorę się w garść. Natychmiast
napinam wszystkie mięśnie, po czym stanowczym ruchem staram się strząsnąć z siebie
nowonarodzonego wampira, zdecydowanie nie zamierzając czekać na to, aż ten
zdecyduje się mnie zabić. Nie jestem pewna, jakim cudem udaje mi się
oswobodzić, ale nawet nie próbuję tego roztrząsać, korzystając z chwili
przewagi, żeby spróbować poderwać się na równe nogi. Przez krótką chwilę
odczuwa dość marną satysfakcję, ta jednak znika w ułamek sekundy po tym,
jak coś z siłą zaciska się wokół mojej kostki, bez większego trudu
ściągając mnie w dół. Ponownie ląduję na trawie, tym razem twarzą w dół,
a chwilę później lodowate ramiona bez jakiegokolwiek ostrzeżenia oplatają
się wokół mojego gardła. Nie muszę oddychać, zresztą uduszenie istoty
nieśmiertelnej jest czymś absolutnie niemożliwym, a jednak w chwili, w której
mój przeciwnik w zdecydowanie niedelikatny sposób chwyta mnie za włosy i odchyla
moją głowę w tył, jestem w stanie myśleć wyłącznie o tym, że za
moment zginę.
Mój Boże, nie…, myślę gorączkowo,
chociaż nigdy nie należałam do osób szczególnie wierzących. Modlitwa i tak
wydaje się pozbawiona sensu, a jednak w naturalny sposób zaczynam
chwytać się wszystkiego, co może dać mi jakąkolwiek szansę na przeżycie.
Do tej pory
nie bałam się o siebie, a jednak w teraz zmienia się wszystko.
Kiedy
słyszę gniewny, nieludzki charkot, zdecydowanie nie spodziewam się niczego
dobrego. Machinalnie napinam mięśnie, zaczynając się szarpać i instynktownie
przygotowując na najgorsze, ból jednak nie następuje, chociaż wyraźnie słyszę
charakterystyczny dźwięk rwanego metalu. Coś w tym odgłosie sprawia, że
cierpnie mi skóra, a ja zamieram w bezruchu, niepewna tego kiedy i jakim
cudem ląduję na ziemi. Okręcam się na plecy, a mój wzrok zupełnie
machinalnie koncentruje się na jakimś bliżej nieokreślonym punkcie w przestrzeni
– baldachimie z liści nad moją głową oraz gęstej chmurze fioletowawego
dymu. W nozdrza uderza mnie oszałamiająco słodki, mdlący zapach, a ja
dopiero po chwili uprzytamniam sobie, że opary wydają się być świeże.
Reaguje w chwili,
w której po raz kolejny dociera do mnie dźwięk dartego metalu. Czuję się
trochę tak, jakbym przez długi okres trwała pod wodą, by w końcu móc się
wynurzyć i zaczerpnąć jakże upragnionego tlenu. Kontrolę nad ciałem
odzyskuję nagle, zresztą tak jak i zdolność logicznego myślenia, dzięki
czemu pojmuję, że jestem cała, a mój przeciwnik zniknął. Pod wpływem
chwili podrywam się na swoim miejscu, gwałtownie siadając i prostując
niczym struna, tak energicznie, że wszystko wokół mnie wydaje się rozmazywać.
Rozszerzonymi do granic możliwości oczami spoglądam wprost przed siebie, bez
trudu dostrzegając dobrze zbudowaną, znajomą postać, która z oszałamiającą
wręcz wprawą kończy rozszarpywać mojego przeciwnika na kawałeczki.
– Nigdy
więcej masz mi nie robić takich numerów – mówi cierpkim tonem Felix, szybkim
ruchem ciskając w stronę płonącego kilka metrów dalej ogniska kawałek
czegoś, co chyba nie tak dawno temu musiało być…
Och, chyba
nawet nie chcę się nad tym zastanawiać!
Wciąż czuję
się roztrzęsiona, kiedy wampir bez słowa rusza w moją stronę – początkowo
ludzkim krokiem, jednak prawie natychmiast decyduje się na bardziej imponujące
tempo. Z pewnym opóźnieniem orientuję się, że jestem dziwnie oszołomiona, w pamięci
bezskutecznie próbując odtworzyć to, co miało miejsce chwilę wcześniej. Felix
mi tego nie ułatwia, błyskawicznie materializując się u mojego boku; kuca
tuż obok, a nasze spojrzenia spotykają się ze sobą, dzięki czemu jestem w stanie
doszukać się całej mieszanki skrajnych emocji w jego pociemniałych,
przypominających dwa jarzące się węgliki oczach.
– Hm…
Martwiłeś się o mnie, Felutek? – wyrzucam z siebie bez zastanowienia,
samą siebie zaskakując spokojnym brzmieniem własnego głosu.
– Nawet
teraz chcesz mnie prowokować, mała wiedźmo? – obrusza się, jednocześnie jak
gdyby nigdy nic biorąc mnie w ramiona, co skutecznie psuje efekt.
Otwieram i zaraz
zamykam usta, co najmniej wytrącona z równowagi jego bliskością. Jestem
już zmęczona grą, którą prowadzimy już od dłuższego czasu, naprzemiennie
zbliżając się i oddalając od siebie. Dużo w tym mojej winy, wiem
dobrze, ale to przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie, kiedy czuję na wargach
znajome usta Felixa. Nie zamykam oczu, w pełni skoncentrowana na jego
twarzy i na tym, żeby z pełną pasją odwzajemnić pieszczotę, zupełnie
jakby to miała być jedna z ostatnich rzeczy, które zrobię w życiu.
Widzę, że również mój towarzyszy mi się przypatruje mi się z uwagą na
którą zdecydowanie nie zasłużyłam. Nasze spojrzenia się spotykają, a ja
już nie jestem pewna, czy całujemy się wzajemnie, czy może trwamy w bezruchu,
bezmyślnie spoglądając na siebie nawzajem. Mogę tylko zgadywać, co dzieje się w głowie
Felixa, zresztą nawet gdybym miała dostęp do jego myśli, to mogłoby zdać się na
nic, skoro nie potrafię jednoznacznie opisać nawet tego, co sama czuję. Jestem
oszołomiona, a instynkt podpowiada mi, że to najmniej odpowiedni moment na
jakiekolwiek czułe scenki, chociaż z drugiej strony… Kogo to obchodzi?
Zawsze byłam egoistką, przynajmniej w niektórych kwestiach, i nic się
pod tym względem nie zmieniło.
„Zakochałem
się w tobie” – przypominam sobie jego słowa i przez dłuższą chwilę
jestem w stanie koncentrować się wyłącznie na nich. Choć na moment
zapominam o wszystkim innym, co było między nami nie tak w ostatnim
czasie, a już zwłaszcza o tej nieszczęsnej rozmowie z La Push.
Jasne, niedopowiedzenia wciąż istnieją i są pomiędzy nami, a ja wiem,
że prędzej czy później będziemy musieli wszystko wyjaśnić, ale w tym
momencie liczy się coś zgoła innego. Felix całuje mnie, a ja całą uwagę
koncentruję na nim, pragnąć skupić się tylko i wyłącznie na tym, czego
oboje pragniemy. Choć ten jeden raz to ja chcę zapomnieć – jakkolwiek odciąć
się od tego wszystkiego, co do tej pory stało nam na przeszkodzie. Ignorancja
problemu to żadne rozwiązanie, zresztą większość komplikacji zawdzięczamy
sobie, ale jeśli coś działa chociaż przez moment, to chyba wcale nie jest takie
głupie, prawda?
Mam ochotę
coś powiedzieć, ale nie potrafię zmusić się do tego, by tak po prostu się od
niego odsunąć. Podejrzewam, że to będzie głupie i ckliwe – zupełnie nie w moim
stylu – ale również to nie ma dla mnie znaczenia, przynajmniej teoretycznie.
Gotuje się we mnie na myśl o tym, że Felix może mnie wyśmiać, ale z drugiej
strony, chyba chcę, żeby to zrobił. Takie zachowanie z jego strony jawi mi
się jako coś znajomego, czego mogę uczepić się w sytuacji, w której
wszystko wydaje się sypać i komplikować jeszcze bardziej. Potrzebuję tego,
zresztą tak jak i bodźca do zachowania jasności umysłu, bo to zdecydowanie
nie jest proste. Co więcej, nagle uświadamiam sobie, że chcę mu powiedzieć
bardzo wiele rzeczy, zupełnie jakby to była moja ostatnia szansa – tych kilka
minut, zanim wszystko ostatecznie trafi szlag. To uczucie mnie paraliżuje,
skutecznie przyprawiając o zawroty głowy, przez co sama nie potrafię
opisać, czego tak naprawdę pragnę. Nie rozumiem również, skąd bierze się dziwny
niepokój, który nagle wypełnia mnie całą i który sprawia, że mam ochotę
porządnie Felixem potrząsnąć, a później zmusić go do tego, żebyśmy razem
uciekli z pola walki – najlepiej gdzieś, gdzie oboje bylibyśmy bezpieczni.
To on jako
pierwszy odsuwa mnie od siebie. Dopiero wtedy w końcu przymyka oczy, jakby
rozpamiętując to, co między nami zaszło. Jego dłoń ląduje na moim policzku i nawet
to sprawia mi przyjemność; pragnę jego bliskości i tego, żeby móc
przebywać w jego ramionach, spragniona tego tak bardzo, że sama nie jestem
w stanie uwierzyć w intensywność własnych emocji. Chcę znowu go pocałować,
a jednak trwam w bezruchu, uważnie mu się przypatrując i próbując
zapanować nad tym, co czuję, bezskutecznie zresztą. Mam ochotę poprosić go o to,
żeby jakoś mi pomógł – zrobił cokolwiek, co pozwoliłoby mi poczuć się choć
odrobinę pewniej. „Obiecaj mi, że będzie dobrze” – ciśnie mi się na usta, ale i to
jawi mi się jako żałosne i bardzo ckliwe żebranie o coś, co wcale nie
musi się spełnić. Bez znaczenia wydaje się to, co czuję i czego naprawdę
pragnę, poza tym…
– Felix…? –
odzywam się pierwsza, mimo wątpliwości znajdując w sobie dość motywacji,
by przynajmniej spróbować coś powiedzieć. Mruga i spogląda na mnie, a jego
wzrok nie wyraża niczego; patrzę w te rubinowe tęczówki i wiem, że
robi to specjalnie, nie zamierzając dopuścić mnie do tego, co dzieje się w jego
wnętrzu. Uciekanie przed emocjami wydaje mi się aż nazbyt męskie, poza tym nie
pojmuję, co takiego faceci mają z tym ukrywaniem słabostek, ale z drugiej
strony… Czy sama nie robię tego przez większość czasu? – To, co powiedziałam ci
ostatnim razem… Mam na myśli wtedy, kiedy jechaliśmy do La Push – uściślam, bo
wampir spogląda na mnie z powątpiewaniem, najwyraźniej nie mając pewności,
co takiego chodzi mi po głowie. – Ja wcale nie…
– Serio
chcesz o tym rozmawiać w tym momencie? – pyta mnie niecierpliwie, potrząsając
z niedowierzaniem głową. – Nieważne… To znaczy ważne – reflektuje się, kiedy otwieram usta – ale w pierwszej
kolejności może próbujmy dożyć do wschodu słońca. Na ten moment to jest dla
mnie priorytetem – dodaje niemalże pobłażliwym tonem, a nastrój, który do
tej pory odczuwałam, znika jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Wypuszczam
powietrze ze świstem, sama niepewna tego, jak powinnam się względem niego
zachować. Nie wiem czy jestem bardziej poirytowana, czy może czuję ulgę na myśl
o tym, że jego słowa teoretycznie mogą świadczyć o tym, że całe to
szaleństwo może skończyć się dobrze. W jakimś stopniu odpowiada mi
perspektywa przełożenia jakiejkolwiek rozmowy na dalszy plan, ale z drugiej
strony… Sama już nie wiem, czego tak naprawdę chcę, a postawa Felixa
zdecydowanie mi tego nie ułatwia.
– To co w takim
razie…?
Ucisza mnie
spojrzeniem, po czym jak gdyby nigdy nic ujmuje pod ramię i niezbyt
delikatnie podrywa do góry. Nie mam innego wyboru, jak tylko stanąć na równe
nogi, tym samym podporządkowując się jego oczekiwaniom. Mimochodem zauważam, że
w zaborczy sposób przygarnia mnie do siebie, obejmując ramieniem w taki
sposób, jakby chciał chronić mnie przed każdym możliwym niebezpieczeństwem. To
coś, czego Felix, którego znałam kiedyś i który od pierwszej chwili był
chętny mnie rozczłonkować, zdecydowanie by nie zrobił, co samo w sobie
dowodzi temu, że wszyscy zmieniliśmy się w sposób, którego nie sposób ot
tak opisać.
Przywieram
do jego boku, nie tyle z obawy przed tym, że spotka mnie cokolwiek złego, ale
chcąc choć przez moment mieć pewność, że oboje jesteśmy bezpieczni – a do
tego tak blisko siebie, jak tylko okaże się to możliwe. Nie rozumiem, co
takiego popycha mnie do Felixa, każąc mi chłonąć każdą sekundę w jego
obecności, słodki zapach, słowo czy gest, ale nie chcę się nad tym zastanawiać.
W zamian tak jak i mój towarzysz rozglądam się dookoła, próbując
wypatrzeć coś w coraz gęstszym dymie, ale nie jestem w stanie skupić
się na tyle, by jednoznacznie ocenić, czy coś jest nie tak.
– W porządku
– stwierdza Felix i wydaje się w pełni świadom tego, co mówi. Z wolna
kiwa głową, po czym jak gdyby nigdy nic odsuwa mnie od siebie. – Po pierwsze,
nie daj się zabić. I nie chcę nawet słyszeć uwag na temat tego, że oboje
jesteśmy martwi, bo to nie jest śmiesznie – oznajmia, ja zaś wywracam oczami,
chcąc nie chcąc decydując się na milczenie. – Uważaj na siebie, bo się
zdenerwuje. Po pierwsze…
– Punkt
pierwszy już był – przypominam mu usłużnie.
Warczy
cicho, po czym spogląda na mnie w sposób sugerujący, że lepiej dla mnie
byłoby, gdybym darowała sobie drobiazgowość.
– Po pierwsze – powtarza z naciskiem
– bo to też jest ważne: znajdź resztę i trzymajcie się razem. I masz
być ostrożna, rozumiesz? Nie wiem, gdzie masz głowę, ale jak na razie mam
wrażenie, że pierwszy lepszy dzieciak skopałby ci tyłek – dodaje, ku mojej
narastającej irytacji.
–
Powinieneś być mi za to wdzięczny. W końcu tylko dzięki mnie możesz się
wykazać – zauważam z pretensją, ignorując jego poirytowane spojrzenie. –
Przy tobie jestem bezpieczna, Felixie..
– Byłabyś,
gdybym faktycznie cały czas kręcił się obok. Ale tak się sprawy mają, że grzecznie
ruszysz w tamtą stronę – wyjaśnia mi spiętym tonem, jednocześnie
popychając w odpowiednim kierunku – i poszukasz Cullenów, a potem
znajdziecie jakieś bezpieczne miejsce. Nie wiem, czy jesteśmy w stanie się
wycofać, ale musimy przynajmniej spróbować trzymać się razem. Ja poszukam
Nessie i…
– O czym
ty mówisz? – przerywam mu niecierpliwie.
Nie
ukrywajmy: jego plan mi się nie podoba i to najdelikatniej rzecz ujmując.
Rozdzielanie się w żadnym wypadku nie stanowi domeny dobrego rozwiązania, co zresztą sam wydaje mi się sugerować swoimi
wcześniejszymi wywodami. Złe przeczucia narastają, a ja w absolutnie
niedelikatny sposób zaciskam obie dłonie na ramieniu wampira, mając ochotę
porządnie nim potrząsnąć albo najlepiej od razu zdzielić go po głowie. W tamtej
chwili żałuję, że potrzeba wysiłku i odrobiny fantazji, żeby sprawić nam
ból, bo w przypadku Felixa najwyraźniej potrzeba sensownej terapii
szokowej. Jestem podenerwowana, a jego niedopowiedzenia jedynie mnie
irytują, tym bardziej, że w idiotyczny sposób zakłada, że tak po prostu mu
się podporządkuję.
– Muszę
znaleźć Renesmee. Ty na tę chwilę jesteś bezpieczna, poza tym to przede
wszystkim ona jest problemem. Kajusz i Rosa… – Urywa, po czym potrząsa z niedowierzaniem
głową. – Zresztą obiecałem to Demetriemu, jasne? Mam troszczyć się o was
obie.
– Obiecałeś
coś również mnie! – protestuję i to przynajmniej na chwilę daje mu do
myślenia, jednak prawie natychmiast energicznie potrząsa głową.
–
Obiecałem, że wrócę i wróciłem – przypomina mi spokojnie. Znowu przyciąga
mnie do siebie, po czym jak gdyby nigdy nic muska wargami moje usta. – Teraz
mam w planach dokładnie to samo, więc… po prostu mi zaufaj – dodaje,
jednak nawet nie zamierza czekać na moją reakcję.
Na moment
przymykam oczy, instynktownie poddając się pieszczocie – krótkiej, słodkiej i stanowiącej
ni mniej, ni więcej, ale sposób na odwrócenie mojej uwagi. Wiem to, a jednak
nie próbuję z nim walczyć, w zamian próbując skupić się na tym, co
podpowiada mi rozsądek: a więc na tym, że Felix poradzi sobie o wiele
lepiej ode mnie.
Kiedy w końcu unoszę powieki, już wiem, że jestem
sama.
Felix
Miałem złe przeczucia, chociaż
starałem się o nich nie myśleć. Nie po raz pierwszy działałem w absolutnie
impulsywny, nieprzemyślany sposób, tak naprawdę zaczynając zastanawiać się nad
swoimi kolejnymi krokami dopiero w chwili, w której istniała szansa
na wpakowanie się w poważne kłopoty. Nie zmieniało to co prawda tego, że
byłem z Hanną szczery, ale podejrzewałem, że dziewczyna nie przyjęłaby
entuzjastycznie wszystkich moich celów, nawet jeśli każdy z nich jawił mi
się jako co najmniej sensowny.
Obietnica
złożona Demetriemu jeszcze w Volterze, to było jedno, zresztą po
wszystkim, co się wydarzyło, wcale nie potrzebowałem zewnętrznego bodźca, żeby
chcieć opiekować się zarówno Hanną, jak i Renesmee. Wciąż gotowało się we
mnie na wspomnienie tego, że ktoś mógłby zaatakować tę pierwszą, a tym
bardziej, że w pewnym sensie sama była sobie winna. Nie czułem się dobrze z tym,
że musiałem zostawić jej samą sobie, ale przecież nie mogłem pozwolić na to,
żeby poszła ze mną. Jakby nie patrzeć, oboje byliśmy dorośli, a Hannah nie
potrzebowała, by przez cały czas prowadzić ją za rączkę – przynajmniej w teorii.
Dobrze wiedziałem, że potrafiła być niebezpieczna, a po tym, jak walczyła w domu
Cullenów, mogłem założyć, że miała sobie poradzić, tym bardziej po tym małym
potknięciu. Oboje musieliśmy się skoncentrować, a przebywając w jednym
miejscu i próbując chronić siebie nawzajem, mogliśmy co najwyżej
doprowadzić do podwójnej tragedii, a tego żadne z nas nie
potrzebowało.
Tak, zasady
były proste, a ja nauczyłem się dość w okresie służby na rzecz „wielkiej
trójcy”. Dobrze wiedziałem, jak uciążliwe potrafiły być uczucia, co zresztą
wyjaśniało, dlaczego związki były średnio akceptowalne zarówno przez władców,
jak i pozostałych członków straży. Sam przez długi okres czasu zakładałem,
że posiadanie partnerki to zbędny i niepożądany stan rzeczy. O wiele
łatwiej było troszczyć się wyłącznie o siebie i chociaż sprowadzało
się to ni mniej, ni więcej, ale do egoizmu, to właśnie koncentracja na sobie
pozwalała na przeżycie. Dzięki temu o wiele łatwiej było wyeliminować słabe
punkty, jednak teraz…
Cholera,
jak zwykle wszystko było nie tak. Od początku widziałem, że mała czarownica prędzej czy później
doprowadzi mnie do grobu, ale zdecydowanie nie sądziłem, że w taki sposób.
Przestałem
zastanawiać się nad bezpieczeństwem i ewentualnymi reakcjami wampirzycy,
uparcie starając się odepchnąć od siebie wszystko to, co mogło pozbawić mnie
czujności. Hannah musiała sobie poradzić – nie miała wyboru, zresztą byłą zbyt
uparta, by pozwolić tak po prostu się zabić.
Ja z kolei
musiałem zrobić to, co należało do mnie.
Dym i swąd
spalenizny skutecznie ograniczały orientację w terenie, a tym
bardziej wychwycenie konkretnego tropu. Dobrze znałem zapach krwi Renesmee, ale
trudno było mi ocenić, w którą stronę dziewczyna pobiegła po tym, jak
wydostaliśmy się z domu. Zamierzałem porządnie okrzyczeć ją, kiedy tylko
całe to szaleństwo miało dobiec końca, chociaż z drugiej strony, chyba
zaczynałem przywykać do tego, że ona i Demetri to dwa trudne przypadki.
Dem zdecydowanie nie mógł mieć pokornej partnerki, zresztą do utrzymania tego
kretyna w ryzach (Mówione z pełnym przekonaniem i wiarą w przyjaźń!)
potrzeba było naprawdę silnego charakteru. Problem polegał na tym, że w całej
tej sytuacji największy problem jak zwykle miałem ja, a to zdecydowanie nie było mi na rękę.
Uważnie
powiodłem wzrokiem dookoła, w pełni decydując zdać się na instynkt. Nie
powiedziałem tego Hannie, ale prócz Renesmee, miałem nadzieję na odszukanie
kogoś jeszcze. Jeśli dobrze się nad tym zastanowić, największe
niebezpieczeństwo stanowili Rosa, Kajusz i Marcus. Pomijając iluzjonistkę,
ten ostatni mógł okazać się najbardziej problematyczny, o ile oczywiście
zdążył dotrzeć do swojego pana. Miałem zbyt wiele informacji, ale czułem, że
Marcus prędzej czy później miał się pojawić, a to zdecydowanie nie wróżyło
nam dobrze. Szukanie wampira, zwłaszcza w pojedynkę, nie było szczególnie
rozsądnym rozwiązaniem, ale przecież nie mogliśmy tak po prostu zignorować
potencjalnego zagrożenia. Nie miałem konkretnego planu, ale gdybym przynajmniej
miał pewności na czym stoimy, mógłbym przynajmniej spróbować skupić na sobie
uwagę Marcusa, a przy odrobinie szczęścia zbawić go do Cullenów – a więc
i do Bell. Jeśli choć ten jeden raz miało dopisać nam szczęście, tarcza
mentalna mogła rozwiązać sprawę, czyniąc z przydupasa Kajusza kogoś, kto
niczym nie różnił się od innych wampirów.
Otoczyła
mnie cisza, ledwo tylko dotarłem do lasu. Drzewa rosły gęsto, poza tym
przynajmniej po części chroniły przed dymem i chaosem, który wywołali
nowonarodzeni. Poczułem się trochę pewniej, mogąc swobodnie posuwać się naprzód
i w pełni korzystać ze swoich wyostrzonych zmysłów, chociaż
nienaturalny wręcz spokój wydał mi się co najmniej wręcz zastanawiający. Przez
myśl przeszło mi, że gdzieś w pobliżu mogła być Fiona, chociaż to wydawało
się nieprawdopodobne, tym bardziej, że sam odstawiałem ją w bezpieczne
miejsce, zostawiając z Cullenami. Ta niepewność wydawała mi się jeszcze
gorsza od walki wręcz, a to był dopiero początek; czułem to całym sobą, aż
nazbyt świadom tego, że coś jest nie tak, chociaż w żaden sposób nie potrafiłem
tego sprecyzować.
Czy ktoś
mnie obserwował? To uczucie jeszcze nie musiało o niczym świadczyć, a jednak
trudno było mi je tak po prostu zignorować. Cokolwiek by się nie dział, wciąż istniała
możliwość, że to jedynie moje przewrażliwienie, chociaż z doświadczenia
wiedziałem, że ignorowanie podszeptów intuicji nigdy nie było rozsądne. Ludzie często
popełniali ten błąd, co zresztą tłumaczyło, dlaczego tak wielu z ich
ulegało czarowi, który roztaczali wokół siebie nieśmiertelni, poza tym…
Och,
naprawdę zaczynałem być przewrażliwiony.
Coraz
bardziej spięty, w milczeniu powiodłem wzrokiem dookoła, lustrując
przestrzeń pomiędzy drzewami. Machinalnie napiąłem mięśnie, przybierając
pozycję gotową do ataku i obrony, gdyby tylko zaszła taka potrzeba. Nie
bałem się, spokojny i skoncentrowany na podsuwanych mi przez zmysły
bodźcach, chociaż te nie były nawet po części aż tak wyraziste, jak mógłbym
tego oczekiwać.
Przenikliwy
dźwięk telefonu, zwiastujący nadejście nowej wiadomości, skutecznie wytrącił
mnie z równowagi. Wyprostowałem się niczym struna, przez dłuższą chwilę
mając ochotę roześmiać się w nieco histeryczny sposób, ubolewając nad
własną głupotą. W pośpiechu wyjąłem aparat, chcąc jak najszybciej
przekonać się, komu powinienem dziękować
za świeżą porcję nerwów, chociaż ta jedna kwestia wydawała się aż nazbyt
oczywista. Kiedy na dodatek zobaczyłem całkiem pokaźną liczbę nieodebranych
połączeń, ledwo powstrzymałem się przed wywróceniem oczami; Demetri i reszta
najpewniej odchodzili od zmysłów, tym bardziej, że w ogólnym zamieszaniu
nie zwróciłem najmniejszej nawet uwagi na dzwoniącą raz po raz komórkę.
Mam złe przeczucia. Co z wami?
Sytuacja się
zmieniła
–
możliwe,
że
zobaczymy się
szybciej niż
sądzicie.
D.
Szybciej
niż sądzimy? Nie miałem pojęcia, jak powinienem to rozumieć, ale lepiej było
dla Demetriego i reszty, żeby się pośpieszyli, jakkolwiek zamierzali to
zrobić. Wiedziałem, że Demetri jest zdenerwowany, co zwykle kończyło się tym,
że robił wyjątkowo głupie rzeczy, ale nie potrafiłem sobie wyobrazić, żeby w błyskawicznym
tempie zdołali wrócić z Hawajów do Seattle. Starałem się nie myśleć o tym,
co mogli zastać, gdyby sprawy przybrały szczególnie zły obrót, ale gdyby do
tego doszło…
Cóż, w zasadzie
mogło wydarzyć się wszystko, niezależnie od tego, czy którekolwiek z nas
sobie tego życzyło.
Nerwowo
zacisnąłem palce na komórce, próbując uporządkować myśli i znaleźć
właściwe słowa na przekazanie Demetriemu tego, co działo się z nami. Nie
miałem nawet pewności, czy uda mi się do niego dodzwonić, ale to w tamtej
chwili stanowiło najmniejszy problem. Jeśli dobrze się nad tym zastanowić,
lepiej dla Dema byłoby, żeby nie usłyszał, że nasze przypuszczenia okazały się
słuszne, zgubiłem gdzieś Renesmee, dom płonął, a jakby tego było mało,
wszyscy byliśmy w ciemnej du…
Wrzask,
który nagle usłyszałem, w pierwszym momencie wytrącił mnie z równowagi.
Zamarłem w bezruchu, nasłuchując, żeby ocenić z której strony
dochodził. Co do tego, że był znajomy, nie miałem najmniejszych wątpliwości,
chociaż to nie pocieszało mnie nawet w najmniejszym stopniu.
– To z Nessie
już nieaktualne… Mam nadzieję – mruknąłem pod nosem, ledwo powstrzymując się
przed tym, żeby zacząć przeklinać. Dlaczego nawet nie byłem zdziwiony tym, że
ta dziewczyna jednak wpakowała się w kłopoty?
Wywróciłem
oczami, po czym bez zastanowienia rzuciłem się do biegu.
Postarałam się i jest – o wiele później niż zakładałam, ale za to jestem bardzo z tego rozdziału zadowolona. Zwykle ciężko pisze mi się z perspektywy Hanny i Felixa, sama nie jestem pewna dlaczego, dlatego tym bardziej cieszę się, że rozdział powstał w wyjątkowo lekki sposób. Jestem już po sesji, więc korzystam i mam nadzieję, że i Wam przypadnie do gustu to, co ostatecznie powstało.Jest późno, więc się nie rozpisuję. Pięknie dziękuję za wszystkie komentarze i do następnego.Nessa.
Hello.
OdpowiedzUsuńPatrz kogo wreszcie przywiało na Ciebie!:) Po bardzo długiej nieobecności wreszcie jestem gotowa do tego, aby znowu by na bieżąco i cierpliwie czekać na każdy kolejny rozdział.
Hannah i Felix życiem. Dostałam kolejny pocałunek i jestem jak najbardziej zadowolona. Chociaż ty i tak wiesz, że ja chce czegoś znacznie więcej dla tej dwójki. Niech te problemy się wreszcie skończą, a wszyscy mogą cieszyć się z sobą nawzajem.^^ Z pocałunku, choć krótkiego, jestem jak najbardziej zadowolona. Bo jak mogłoby być inaczej?^^ Hannah trochę zaczynała tam panikować, ale na całe szczęście felix ja ogarnął. W końcu Nessie się obudziła, trzeba było tylko poczekać;)
I wreszcie do opowiadania wkracza juz Renesmee!:) długo trzeba było czekać na wybudzenie się Nessie (a może to dlatego, że ja sobie czytam rozdziału kiedy mi się podoba hah), ale to nie ważne. Dziewczyna jest wśród żywych. Ciesze się, że wróciła i mam nadzieje, ze Dem również niedługo wróci do swojej ukochanej, a nie będzie musiał zostać na tamtej wyspie. Niech Jacob za niego zostanie i więcej nie wraca^^ Cóż dobrze, że chociaż Felix odpowiada dziewczynie na pytania, bo gdyby nie on to Renesmee raczej niewiele by się dowiedziała od matki czy dziadka:) a tak ma tu cudownego informatora w postaci Felixa:D
Ech, ja rozumiem ze oni wszyscy chcą dobra dla Nessie, ale ona nie będzie ani trochę bardziej spokojniejsza jeśli nie będzie znała prawdy. Ale przynajmniej jest Felix, który jej odpowiada na pytania, heh. Dem<3 nie mogę się juz doczekać ich pierwszego spotkania po tej rozłące, a jestem pewna, że długo nie będą się mogli od siebie oderwać. W końcu minęło dość sporo czasu, a im się należy^^ Marcus... Cóż szczerze mówiąc nigdy nie wiedziałam jaki on ma dar - chyba, że w książce go nie posiadał i dopiero ty mu go dałaś, to a takim razie mój błąd. On mnie nigdy nie interesował, taka postać, która jest, ale nikt się nie nie przejmuje. Szkoda, że go nie zabili od razu, a on wyskoczył z ta nowonarodzoną wampirzycą. Przynajmniej tym razem się Jacob do czegoś przydał i zajął się nią w odpowiedni sposób :3 Od czasu do czasu można go polubić. Ha! :D
No to się dzieje, Rosa... cóż tej postaci nie lubię i życzę jej jak najgorzej. Wampirzyca jest dość przerażająca, a to co się przez nią stało w domu Cullen'ów... Mam nadzieje, ze nikomu nic się nie stało, bo Cię znajdę... a kończysz chyba nie muszę? ;] Mam dziwne przeczucie, że Fiona jednak nie jest po ich stronie i tak naprawdę współpracuje z Rosą, ale to są tylko moje przypuszczenia, więc równie dobrze mogę się mylić. Chociaż nie wiem czy wampirzyca podzieliłaby się w taki sposób torturować tylko po to, aby Rosa dostała się do Renesmee, a raczej ją zabiła. Huh, ciekawe jak będzie dalej. Niech no ten Dem szybciej wraca do swojej dziewczyny!:D Juz ale nie mogę doczekać, aby zobaczyć ich razem znowu^^ zasłużyli sobie na trochę spokoju, w końcu już dość przeszli...
Dobra przyznam szczerze, że po rozdziale w którym Renesmee walczyła z Rosa zrobiło mi się jej żal. Wyraźnie widać, że wampirzyca jest rozdarta między tym co właściwie, a tym co ona uważa za właściwie. Obwinia Renesmee i nie pozwala jej wytłumaczyć co się gal naprawdę wtedy działo, bo ona siema lepiej wie, ale to przecież jej nic nie da. Tak czy się siak działa na rozkaz Kajusza, bo wybicie Cullen'ów będzie mu tylko na rękę i fakt, że zrobił to ktoś inny tez ułatwia sprawę. I już myślałam, że będzie spokój, a tu zaś gorszego przeciwnika Nessie wpadła do jeszcze gorszego... No, no, halo! Gdzie jest ktokolwiek, żeby uratować Nessie?! Cóż dziewczyna ma dość ciężkie życie, ale co się poradzi.. ;) Z tobą żadna postać nie ma lekko :D
UsuńUwielbiam ich razem.
Hannah i Felix... oni są razem po prostu cudowni. Mimo tej gry, która ze sobą prowadzą uwielbiam ich oboje, a teraz nawet w takim zamieszaniu oboje potrafią znaleźć chwile, żeby się pomiziać. Uroczo :3 mam nadzieje, ze do końca rozdziału zdążył sobie powiedzieć co nawzajem czują, chociaż oni oboje wiedzą o swoich uczuciach, po prostu... dobra to skomplikowane, ale ile mogą tak ze sobą pogrywac? :< Ja wiem, że ty mi coś mówiłaś, ale nie pamiętam już co to takiego było (pamięć złotej rybki ma swoje plusy czasami. Ze spoilerów o których wiem robią się prawdziwe spoilery xD), ale wracając do tego co miałam powiedzieć - mam przeczucie, że Felix może jednak nie wrócić, a ja takich przerzczuć nie lubię i mam wielką nadzieję, że jestem.jestem w cholernie wielkim błędzie. ;-;
Oho, sytuacja się zmienia i jednak będą wcześniej? No cóż mam nadzieje, ze zdążą i zajmą się w końcu Kajuszem, które ktoś mógłby zabić za samo istnienie. .-.
Rozdziały były naprawdę cudowne, a ja pochłonęłam je w dość szybkim tempie. Czekam teraz niecierpliwie na ciąg dalszy, naprawdę lubisz urywac w ciekawych momentach rozdziały, a to nie LITT, gdzie odpowiedz dostane następnego dnia ;) Cóż mam nadzieje, ze nowy rozdział pojawi się dość szybko.
Pozdrawiam i życzę Ci duuuuużo weny, bo wiem, że ona się przydaje. :*
Jeśli cokolwiek pokręciłam w komentarzu to przepraszam!:)
Gabi.