Renesmee
To przypominało jakąś
idiotyczną grę. Cofnęłam się o krok, przez co Kajusz przesunął się bliżej,
utrzymują stałą odległość między nami. Czułam, że mam kłopoty i to o wiele
poważniejsze niż chwilę wcześniej, kiedy w grę wchodziła tylko i wyłącznie
Rosa – rozbita, niezrównoważony, ale jednak zagubiona, dzięki czemu miałam
szansę na nią wpłynąć.
Tym razem
było inaczej.
Nerwowo
zacisnęłam dłonie w pięści, nie zwracając uwagi na ból. Serce tłukło mi
się w piersi tak szybko i mocno, że ledwo byłam w stanie złapać
oddech. Poczułam strach, a ten na ułamek sekundy przysłonił wszystko inne,
skutecznie przyprawiając mnie o zawroty głowy, kiedy w aż nadto
wyraźnie przypomniałam sobie, jak skończyło się moje ostatnie spotkanie z wampirem.
Miałam przed sobą bezduszną istotę, na dodatek o sadystycznych zapędach, o czym
miałam okazję się już przekonać. Moje ciało wydawało się pamiętać każde
uderzenie, ugryzienie i wszystko to, czego doświadczyłam ze strony
Kajusza, zaś wszystko we mnie aż krzyczało, żebym jak najszybciej rzuciła się
do ucieczki.
Nie…, pomyślałam, ale nie wykrztusiłam z siebie
nawet słowa. Mogłam co najwyżej spoglądać na tego z braci Volturi,
potrząsać z niedowierzaniem głową i próbować przekonywać samą siebie,
że nie jest aż tak źle. Chciałam uciekać, a jednak nie byłam w stanie
ruszyć się z miejsca, zresztą dobrze wiedziałam, że Kajusz nie zamierzał
tak po prostu pozwolić mi się oddalić. Nawet gdybym zdecydowała się na bieg,
najpewniej jedynie sprowokowałabym go do ataku, a to mogłoby się skończyć
naprawdę różnie.
Och, jakby
to w ogóle miało znaczenie! Wystarczyło, żebym spojrzała na
zrekapitulowane ciało Rosy, by wyzbyć się jakikolwiek wątpliwości co do tego,
gdzie to wszystko zmierzało. Tym razem nie zamierzał tracić czasu, próbując
zmusić mnie do udzielenia jakichkolwiek odpowiedzi albo liczyć na to, że
poprzez moją obecność zdoła zwabić również pozostałych. Moi bliscy byli tutaj, a Demetri
tak czy inaczej miał przyjść, zwłaszcza gdyby dotarło do niego, że jestem
martwa. Znałam już pełnię gniewu – czystą nienawiść, pobudzającą złość i wprawiającą
w szał; już nie dziwiła mnie myśl o zejście i o tym, że pod
wpływem impulsu i skrajnych emocji robiło się rzeczy, które z logicznego
punktu widzenia nie miały najmniejszego nawet sensu.
Być może
brzmiało to dość paradoksalnie, ale wampirami naprawdę łatwo można było
manipulować.
Kajusz
milczał, ale to wydało mi się nawet gorsze niż gdyby zaczął krzyczeć, warczeć
albo powiedział cokolwiek – niezależnie od tonu i ewentualnego przekazu.
Był zimny, wyrachowany i obojętny, ze spokojem spoglądając na mnie, czym
skutecznie przyprawił mnie o deszcze. Czułam, że muszę coś zrobić i że
nie możemy trwać przez wieczność we wzajemnym impasie, ale sprawa wcale nie
była aż taka prosta. Bezruch jawił mi się jako względnie bezpieczny stan,
pozwalający mi zyskać na czasie – chociaż chwilę, nawet najkrótszą, chociaż
dotychczas nie przypuszczałam, że wola życia mogłaby się okazać aż tak silna.
Czułam się gotowa zrobić wszystko byleby przetrwać, a skoro tak…
Chociaż nie
chciałam, jakimś cudem z moich ust wyrwał się ostrzegawczy, gniewny
charkot. Zwłaszcza w panującej ciszy ten dźwięk zabrzmiał wręcz
nienaturalnie głośno – niemalże ostatecznie – co na dłuższą chwilę wytrąciło
mnie z równowagi… No cóż, nie jako jedyną, chociaż o tym starałam się
nie myśleć. Natychmiast zamarłam, próbując nad sobą zapanować i zaciskając
usta, ale moja reakcja tak czy inaczej nie umknęła uwadze Kajusza.
Spodziewałam
się naprawdę wielu reakcji, ale na pewno nie tego, że wampir wybuchnie śmiechem
– pozbawionym wesołości, zimnym i przyprawiającym o dreszcze, ale
jednak. Poczułam się trochę tak, jakby ktoś z siłą uderzył mnie w brzuch,
co zwłaszcza w tamtej chwili pozostawało dla mnie czymś nie do przyjęcia.
Nie miałam pojęcia, skąd brało się to dziwne wrażenie – wręcz oszałamiające
pragnienie, żeby rozszarpać każdego, kto spróbowałby mnie skrzywdzić – ale to
wydawało się najmniej istotne w obliczu tego, czego doświadczałam. Nie
pojmowałam i chyba nie chciałam rozumieć własnych emocji, skoncentrowana
na przeżyciu oraz tym, żeby… chronić… coś wyjątkowo dla mnie ważnego.
– Dobry
Boże, to mogłoby być nawet zabawne, gdybyś tak bardzo mnie nie irytowała –
stwierdził Kajusz, a ja wzdrygnęłam się niekontrolowanie, porażona słowami
i brzmieniem jego głosu.
Chciałam
odpowiedzieć, ale jednocześnie czułam, że to nie ma najmniejszego nawet sensu.
Niby w jaki sposób miałabym zareagować? Już i tak czułam się co
najmniej dziwnie, przerażona i niezdolna do działania, chociaż to
zdecydowanie nie było do mnie podobne. Nie pojmowałam emocji, które
towarzyszyły mi na każdym kroku, w jakiś paradoksalny sposób zarazem
dodając energii, jak i sprawiając, że czułam się tak, jakbym w każdej
chwili mogła rozpaść się na kawałeczki. Czułam się gotowa zrobić naprawdę
wiele, byleby mieć jakiekolwiek szanse na przeżycie, ale jednocześnie nie
miałam pojęcia od czego zacząć i jak się zachować. Ucieczka nie wchodziła w grę
i chociaż zdawałam sobie sprawę z tego, że jeśli natychmiast czegoś
nie zrobię, wtedy najpewniej zginę.
Dlaczego?, przeszło mi przez myśl, ale
nie zdecydowałam się na to, żeby zadać to pytanie. Mogłabym próbować, ale
czułam, że to nie ma sensu – i to bynajmniej nie dlatego, że Kajusz mógłby
mi odpowiedzieć. Jak w przypadku Rosy zrozumienie jej postępowania
wydawało mi się nader istotne, stanowiąc na swój sposób rozwiązanie, które
mogłoby mi pomóc dotrzeć do jej sumienia, tak w przypadku tego wampira o jakichkolwiek
emocjach nie mogło być mowy. Miałam przed sobą wyzutego z człowieczeństwa
nieśmiertelnego, który przez całe wieki koncentrował się tylko i wyłącznie
na władzy, gotów posunąć się naprawdę daleko, byleby móc ją osiągnąć. Nie
musiałam pytać, żeby zorientować się, że Volturi musiał całe lata marzyć o tym,
czego ostatecznie dokonał podczas balu bożonarodzeniowego. Wykorzystał mnie,
moją rodzinę i wszystkich wokół, nawet przez moment nie zastanawiając się
nad tym, czy którekolwiek z nas chciało brać w tym udział.
Rozwiązanie było dość oczywiste, a ja mimowolnie pomyślałam o szachach,
w które tak często grali moi wujkowie, niejednokrotnie urozmaicając grę
dodatkowymi planszami i wymyślonymi przez siebie zasadami. W gruncie
rzeczy chodziło dokładnie o to: o wygarną przy pomocy odpowiedniej
strategii oraz pionków, które można było swobodnie wykorzystywać.
Na swój
sposób każde z nas było takim właśnie pionkiem – całkowicie bezwolnym i zdanym
na decyzję planującego swoje zwycięstwo Kajusza.
Gniew
zapłonął we mnie na samą myśl o tym, jak wyglądała prawda. Skrzywiłam się
mimowolne, zaciskając dłonie w pieści i całą sobą pragnąć tego, żeby z całej
siły zdzielić stojącego przede mną nieśmiertelnego w twarz, nawet gdybym w efekcie
miała połamać sobie kości. Nic mnie nie obchodziło, bo przynajmniej przez
moment całą sobą koncentrowałam się na tym, co najistotniejsze: na żalu,
nienawiści oraz złości, które wracały do mnie za każdym razem, kiedy
przypominałam sobie, co takiego zrobiła ta diabelska istota. Nie przypominałam
sobie, żeby ktokolwiek w całym moim życiu zranił mnie tak dogłębnie i na
tak wiele różnych sposobów, a przecież nie byłam jedna. Hannah obwiniała
się za to, co zrobiła, Rosa z kolei gotowa była zabić mnie przez to, co
spotkało jej jedyną miłość, ale… przecież wszystko tak naprawdę sprowadzało się
właśnie do Kajusza Volturi.
Miesiące,
które spędziłam snując się jak cień, pogrążając się w nasilającej coraz
bardziej depresji. Śmierć Seana, tamtej recepcjonistki, Alistera oraz
wszystkich tych, którzy nie mieli szczęścia podczas zorganizowanego w Volterze
balu… Aż w końcu to, jak wiele wycierpieliśmy z Demetrim, wzajemnie
odchodząc od zmysłów w trosce o swoje bezpieczeństwo. Nienawidziłam
go całą sobą za każdy dzień udręki czy to mojej, czy moich najbliższych, tym
bardziej, że wbrew wszystkiemu nigdy nie miałam zrozumieć tego, jak bardzo
okrutnym trzeba być, by móc poświęcić wszystko dla siebie i swoich celów.
Zawsze wiedziałam, że wampiry bywały samolubne i niebezpieczne, ale to
było coś więcej, a ja nawet nie próbowałam zastanawiać się nad tym, czy
jego zdaniem było warto.
Nie
chciałam o to pytać. Nie, skoro dobrze wiedziałam, jaka będzie odpowiedź.
Zacisnęłam
usta w wąską linijkę, uparcie milcząc i podświadomie czekając na to,
co dopiero miało się wydarzyć. Jakaś cząstka mnie marzyła o tym, żeby
wszystko potoczyło się szybko: by po prostu skoczył w moją stronę, rzucił
mi się do gardła i zakończył sprawę w o wiele bardziej… humanitarny sposób, aniżeli zrobiłaby to
Rosa, gdyby sprawy potoczyły się w innym kierunku. Tak, bałam się zarówno
bólu, jak i śmierci, tym bardziej, że otarłam się o oba, chyba
jedynie cudem wciąż mogąc cieszyć się życiem. Miałam dość uciekania, ciągłej
walki oraz trwania w nasilającym się z każdym kolejnym dniem strachu,
a przecież właśnie w ten sposób wyglądało życie moje, Felixa i Hanny,
odkąd wydostaliśmy się z Volterry. Od tamtej chwili wszystko było nie tak i chociaż
odnajdując najbliższych chociaż przez moment poczułam się bezpieczna, to wciąż
nie równało się spokojowi, którego wszyscy potrzebowaliśmy.
– Będziesz
milczała? – zapytał mnie Kajusz, skutecznie zwracając na siebie moją uwagę.
Drgnęłam niespokojnie, ale zmusiłam się do tego, żeby stać w bezruchu,
beznamiętnie wpatrując się w jego bladą twarz. – To miła odmiana po tym,
jaka wygadana byłaś ostatnim razem.
– Inaczej
znowu byś mnie uderzył? – zapytałam tak cicho, że ledwo samą siebie byłam w stanie
zrozumieć, ale podejrzewałam, że obdarzony wyostrzonymi zmysłami nieśmiertelny
był w stanie usłyszeć mnie bez najmniejszego nawet problemu.
Spojrzał na
mnie z uwagą, w sposób, którego nie byłam w stanie
zinterpretować, co skutecznie przyprawiło mnie o dreszcze. Coś w jego
zachowaniu sprawiło, że momentalnie poczułam się jeszcze bardziej
zaniepokojona, niezdolna do tego, by przewidzieć, czego tak naprawdę powinnam
się po tej istocie spodziewać. Wątpliwości mnie wykańczały, tak jak i milczenie,
które jak na zawołanie zapadło pomiędzy nami. Obserwował mnie, by po chwili z wolna
ruszyć w moją stronę, czym skutecznie sprowokował mnie do tego, żebym zdecydowała
się cofnąć. Niebezpiecznie zachwiałam się, w pierwszym odruchu jedynie
cudem nie potykając się o własne nogi. Ciało miałam tak napięte, że ledwo
byłam w stanie się ruszać, coraz bardziej świadoma pulsującego bólu mięśni
i tego, że ucieczka nie wchodziła w grę.
Wiedziałam,
że zamierzał mnie zabić, ale nie miałam pojęcia kiedy i jak. Mógł zrobić
to szybko albo pastwić się nade mną dłużej, tak jak w podziemiach, kiedy
nie widział żadnego problemu z tym, żeby pobić mnie do nieprzytomności.
Oddech jeszcze bardziej mi przyśpieszył, a żebra po raz kolejny dały o sobie
znać, ale to wydało mi się odległe i najmniej istotne. Raz jeszcze
spojrzałam na Kajusza, na ułamek sekundy zatrzymując spojrzenie na niego
rubinowych, pozbawionych jakichkolwiek uczuć oczach, zanim ostatecznie coś we
mnie pękło.
Od tamtego
momentu wszystko potoczyło się bardzo szybko.
Właściwie
nie miałam pewności, które z nas jako pierwsze ruszyło się z miejsca.
Mogłam przewidzieć, że wampir tak po prostu nie da mi odejść, ale i tak
omal nie wyszłam z siebie, kiedy jego dłonie nagle zacisnęły się na moich
ramionach. Zanim zdążyłam się zastanowić nad tym, co się dzieje, wylądowałam na
ziemi, uderzając nań tyłem głowy, co na ułamek sekundy skutecznie mnie
oszołomiło. Jęknęłam i spróbowałam się podnieść, ale jak na zawołanie
pociemniało mi przed oczami. Zacisnęłam usta, na moment zamierając w bezruchu
i za wszelką cenę usiłując utrzymać się w pozycji siedzącej, by mieć
chociaż cień szansy na to, by zerwać się na równe nogi. Uciekaj! Musisz uciekać!, tłukło mi się w głowie, ale nie
miałam okazji się ruszyć, bo u mojego boku jak na zawołanie
zmaterializował się Kajusz. Spróbowałam się odsunąć, obawiając się kolejnego
ciosu, ale ten nie nadszedł, przynajmniej nie tak od razu. W zamian wampir
ujął mnie pod brodę, w pozbawiony delikatności sposób unosząc moją głowę
ku górze i zmuszając do tego, żebym spojrzała mu w oczy.
–
Zastanawiam się, co z tobą zrobić – przyznał. Jego ton brzmiał swobodnie,
niemal lekko, zupełnie jakby właśnie zastanawiał się nad tym, jakiej pogody
spodziewać się w nadchodzących dnia, a nie nad sposobem zabicia mnie.
– Bardzo męcząca z ciebie osoba… Wszyscy tacy jesteście – dodał, a we
mnie aż się zagotowało.
–
Faktycznie. To w końcu nasza wina, że znaleźliśmy się w samym środku jakiejś
chorej gry o tron – rzuciłam gniewnie, nawet nie zastanawiając się nad
doborem słów.
Kajusz
skrzywił się, po czym ścisnął moje policzki w taki sposób, że chcąc nie
chcąc musiałam zamilknąć.
– Może
gdybyś żyła troszeczkę dłużej, pojęłabyś, że niektóre cele wymagają poświęceń.
Takimi zasadami rządzi się świat… Rządził się jeszcze na długo przed tym, jak
się urodziłaś – powiedział cicho i zawahał się na moment. – Gdyby młodsze
pokolenia chciały słuchać i – co ważniejsze – rozumiały, co takiego się do nich mówi, świat byłby o wiele
prostszy.
Jak miałam
to rozumieć? Że sama byłam sobie winna temu, że nie pojmowałam jak mógł
wykorzystać mnie, moją rodzinę i przyjaciół do tego, żeby przejąć pozycję
Aro? Czy może to, że tak po prostu nie chciałam umierać, nawet jeśli to
wydawało mi się lepsze od czekania, by koszmar, który przeżywałam od pół roku
okazał się rzeczywistością? Mogłam tylko zgadywać, jak patrzył na świat ktoś
tak doświadczony i niebezpieczny jak on, ale prawda była taka, że w jednej
kwestii było dokładnie tak, jak mówił: nie
chciałam rozumieć.
Milczałam,
ale to najwyraźniej było mu na rękę. Wciąż trzymał dłonie na mojej twarzy,
trochę jak kochanek, który przygotowuje się do tego, żeby złożyć pocałunek na
ustach swojej miłości, chociaż w przypadku mnie i Kajusza
zdecydowanie nie było mowy o podobnych relacjach. Czułam na sobie jego
spojrzenie i byłam gotowa przysiąc, że wampir właśnie zastanawiać się, w którym
miejscu najdogodniej byłoby wgryźć mi się do gardła. Sama myśl o tym
sprawiła, że jak na zawołanie zaczęłam niekontrolowanie drżeć i to pomimo
świadomości tego, że w ten sposób jedynie go prowokuję, zdradzając
odczuwany strach. Serce tłukło mi się w piersi, przez co ledwo byłam w stanie
oddychać, tak oszołomiona i zesztywniała, że nawet gdybym zechciała, nie
byłabym w stanie nad sobą zapanować.
Zamknęłam
oczy, chociaż spuszczenie go z oczu chociaż na ułamek sekundy, mój
organizm odebrał jako czyste szaleństw – wręcz prośbę o śmierć. Serce
zabiło mi jeszcze szybciej, tak mocno, że na moment zabrakło mi tchu, chociaż
starałam się nad tym zapanować. Jakie zresztą znaczenie miało to, czy
patrzyłam, skoro wampir już i tak znalazł się bliżej, aniżeli mogłabym
sobie tego życzyć? Teraz wystarczyło, by podjął decyzję, jakakolwiek by ona nie
była, chociaż sama nie byłam pewna, czy chcę ją poznać; być może lepiej było
wiedzieć wcześniej, czego się spodziewać, ale kiedy w grę wchodziła
perspektywa własnej śmierci…
–
Zastanawiam się, jakim cudem udało ci zabić Jane – usłyszałam i znowu
zadrżałam, czując słodki oddech na policzku. – Trzęsiesz się nawet teraz,
chociaż jeszcze nic ci nie zrobiłem. Nie sądzę, żeby była bardziej subtelna ode
mnie, a jednak…
Mówił coś
jeszcze, ale właściwie nie słuchała, sama nie mając pojęcia, co mogłabym mu
odpowiedzieć. Do mnie również nie docierało to, że mogłabym być w stanie
zabić wampira, chociaż bez wątpienia to zrobiłam. Pamiętałam tamten gniew i emocje,
które towarzyszyły mi w chwili, w której straciłam nad sobą kontrolę,
to jednak jawiło mi się jako coś odległego, prawie jak sen albo złudzenie –
życie, które w rzeczywistości należało do kogoś innego, a na które
miałam okazję spojrzeć. W tamtej chwili nie czułam się dość silna nawet na
to, żeby próbować oswobodzić się z uścisku Kajusza, nie wspominając o tym,
że nie miałam przy sobie niczego, co mogłoby posłużyć mi jako broń. Byłam słaba
i wycieńczona, całkowicie nieporadna – i to najpewniej nie tylko w jego
oczach, skoro właśnie w ten sposób się czułam. Chciałam walczyć, ale nie
potrafiłam, mogąc co najwyżej tkwić w miejscu i modlić się o to,
żeby dokonał się cud, choć już dawno zwątpiłam w to, czy to w ogóle
możliwe.
Kiedy
zabiłam Jane, czułam się inaczej – rozbita, zdesperowana i gotowa na
wszystko. Potrafiłam znaleźć tę cząstkę mojej duszy, która pozwoliła mi zrobić
dosłownie wszystko, jeśli tylko w ten sposób mogłabym ochronić tego,
którego nade wszystko kochałam. W tamtej chwili nie miałam do stracenia
niczego, więc sam atak na wampirzycę przyszedł mi z łatwością, bo i tak
nie miałam nic do stracenia. Mogłam żyć albo zginąć, mając przynajmniej
poczucie, że zrobiłam coś właściwego, dając szanse komuś, kogo nieobecność
sprawiała mi niemal fizyczny ból.
Z kolei
teraz…
Co się
zmieniło?
Co tak
naprawdę zmieniło się w mnie przez tych kilka tygodni, które spędziłam w zawieszeniu
pomiędzy światem żywych a umarłych, sama niepewna tego, jakim cudem nie
popadłam w obłęd? Nie potrafiłam tego wytłumaczyć, tak jak i w żaden
sposób nie potrafiłam opisać własnych emocji, ale jedno było oczywiste: coś
sprawiało, że chciałam żyć, niezależnie od konsekwencji i tego, jak trudne
by się to nie wydawało.
Po prostu
chciałam żyć – dla Demetriego i…
– Pachniesz
inaczej niż do tej pory, wiesz? – zauważył nagle Kajusz. Jego palce musnęły mój
obojczyk, a konkretnie miejsce, w którym nie tak dawno temu wbił zęby
w moją szyję. Poczułam, że sztywnieję, a moje serce na moment
przestaje bić, by po chwili zacząć trzepotać się w niemalże rozpaczliwy,
ostateczny sposób. – Ostatnim razem nie celowałem najlepiej… – oznajmił i to
wystarczyło, żeby wpędzić mnie w panikę.
Krzyknęłam,
kiedy nachylił się w moją stronę. Zaraz po tym rzuciłam się na niego z pięściami,
chociaż miałam większe szanse na połamanie sobie rąk, aniżeli osiągnięcie
jakiegokolwiek sensownego celu. Usłyszałam poirytowane sapnięcie, zaraz też na
powrót zostałam unieruchomiona, kiedy jego dłonie z siłą zacisnęły się na
moich ramionach. Jęknęłam, coraz pewniejsza tego, że nie zawahałby się połamać
mi kości, gdyby tylko pojawiła się taka potrzeba. Ból przybrał na sile, ale
mnie wydawał się sprawa drugorzędna, na moment schodząc gdzieś na dalszy plan,
wyparty przez paraliżujący strach. Po raz kolejny uprzytomniłam sobie, że
istnieje coś bardzo ważnego dla mnie, co za wszelką cenę pragnęłam chronić, a co
miało związek ze mną, jakkolwiek bezsensowne by się to nie wydawało. Przecież
byłam tylko ja, ale…
Głośny,
zwierzęcy charkot wdarł się do mojej świadomości, skutecznie wyrywając mnie z zamyślenia.
Zanim zdążyłam zastanowić się nad tym, co to oznacza, wyczułam, że Kajusz
sztywnieje, nagle prostując się niczym struna i nerwowo wodząc wzrokiem na
prawo i lewo. Nie puścił mnie, a jego żelazny uścisk stał się jeszcze
trudniejszy do zniesienia, jednak nie próbowałam wykorzystywać jego chwilowej
nieuwagi do tego, żeby się oswobodzić, podświadomie czując, że w ten
sposób mogłabym co najwyżej pogorszyć sytuację. Czułam się rozbita, a moje
własne uczucia zaczynały doprowadzać mnie do szału. Nie przypominałam sobie,
kiedy ostatnim razem byłam aż tak rozchwiana emocjonalnie, a niemożność
zapanowania nad samą sobą sprawiała, że czułam się coraz bardziej bezbronna i niezdatna
do jakiejkolwiek walki.
Felix
pojawił się w zasięgu mojego wzroku nagle, wściekły i zdeterminowany
jak chyba nigdy dotąd. Coś w jego spojrzeniu i wyrazie twarzy
sprawiło, że momentalnie zrobiło mi się zimno. Kiedy chwilę później wampir
rzucił się w stronę Kajusza, zmuszając go do tego, by mnie puścił i spróbował
się bronić, przez kilka pierwszych sekund nie byłam zdolna do jakiejkolwiek
reakcji, początkowo nawet nie rejestrując tego, że z wrażenia aż
poleciałam do tyłu, lądując na ziemi. Skuliłam się, zaplatając ramiona na
brzuchu, zupełnie jakbym podejrzewała, że mogę ot tak stać się niewidzialna
albo w jakikolwiek inny sposób zniknąć swoim potencjalny wrogom z oczu.
Wiedziałam, że muszę się ruszyć i zrobić… cokolwiek, ale czułam się tak
oszołomiona i zesztywniała, że nawet gdybym zechciała, jakakolwiek forma
ucieczki zdecydowanie nie wchodziła w grę.
W
oszołomieniu spojrzałam na dwójkę nieśmiertelnych, kiedy ci rzucili się na
siebie, poruszając tak szybko, że nawet mimo wyostrzonych zmysłów ledwo byłam w stanie
za nimi nadążyć. Usłyszałam huk, kiedy dwa marmurowe ciała zderzyły się ze sobą,
ale nawet to nie zrobiło na mnie wrażenia na tyle wielkiego, bym zdołała zmusić
się do ruchu. Czułam się dziwnie oszołomiona i zesztywniała, sama niepewna
w jaki sposób udało mi się jednak wesprzeć na łokciach, a później
usiąść. Przed oczami wciąż miałam moment, w którym Kajusz pozbawił Rosę
głowy i chociaż zdawałam sobie sprawę z tego, że Felix był
wprawionym, silnym i bez wątpienia niebezpiecznym wojownikiem, sama
świadomość tego, że walczył z kimś, kto dopiero co zabił swojego
ostatniego przeciwnika, wzbudzała we mnie niemalże paraliżujący lęk.
Przez
ułamek sekundy sama nie byłam pewna tego, co działo się wokół mnie. Kajusz i Felix
trwali w niebezpiecznym, śmiertelnym tańcu, naprzemiennie doskakując, to
znów odskakując od siebie. Najlepszy przyjaciel Demetriego był silniejszy i bardziej
wprawiony w walce wręcz, co ułatwiała mu zwłaszcza jego nieprzeciętna
postura ciała, skutecznie rekompensująca brak jakichkolwiek wyjątkowych
zdolności, Volturi jednak okazał się zaskakująco wręcz szybki. Być może to
szok, ale sama byłam pod wrażeniem tego, jak niewiele wysiłku potrzebował Kajusz,
by zacząć trzymać Felixa na dystans, nie ryzykując tego, że wampir mógłby
zdołać jakkolwiek go zranić. Krążyli wokół siebie, czasami atakowali, ale
widziałam, że obaj trwali w swego rodzaju impasie, który mógł się skończyć
w naprawdę różny, niekoniecznie dobry dla mnie i mojego przyjaciela
sposób.
Spojrzenie
Felixa na ułamek sekundy powędrowało w moją stronę. „Do cholery, uciekaj!”
– wydawał się komunikować mi bez słów, prawie natychmiast na powrót
koncentrując się na przeciwniku, być może również po to, by nieśmiertelny znowu
się zaczął się mną interesować. Wiedziałam, że moja obecność mogłaby wszystko
skomplikować, zwłaszcza gdyby Kajusz zdecydował się wykorzystać mnie, by zmusić
intruza do zaprzestania walki albo jakkolwiek inaczej go rozproszyć, ale sprawa
wcale nie była taka prosta, jak którekolwiek z nas mogłoby tego oczekiwać.
Tak naprawdę problem leżał we mnie i w tym, że nie czułam się sobą,
zbyt oszołomiona, osłabiona i…
– Nessie?
Omal nie
wyszłam z siebie, kiedy ktoś chwycił mnie za ramiona, wcześniej
wypowiadając moje imię. Wyrwał mi się zduszony okrzyk, a zaraz po tym
ostrzegawczy charkot, który wprawił w osłupienie nie tylko mnie samą, ale
przede wszystkim wpatrującego się we mnie z zaskoczeniem Emmett’a. Nawet
nie zorientowałam się, kiedy wujek się pojawił, a tym bardziej jakim cudem
zdołał zakraść się do mnie, ale nie miałam czasu, by się nad tym zastanawiać,
tym bardziej, że wampir bez chwili wahania porwał mnie na ręce.
– Felix
jest… – zaczęłam, chcąc zaprotestować, ale Emmett uciszył mnie spojrzeniem,
zaskakująco wręcz poważny i niespokojny. W jego przypadku to
zdecydowanie nie było normą, a jakiekolwiek odstępstwo od normy w zupełności
wystarczyło do tego, żeby zamknąć mi usta.
– Radzi
sobie świetnie – stwierdził misiek, po czym zawahał się na moment. Nie musiałam
pytać, żeby wiedzieć, że najchętniej sam rzuciłby się do walki, gdyby tylko
pojawiła się taka możliwość. – Zresztą nieważne. Zbieramy się stąd.
Chciałam
zapytać, co tak naprawdę miał na myśli, ale nie dał mi po temu okazji.
Pośpiesznie objęłam go za szyję, kiedy nagle rzucił się do biegu,
niezainteresowany tym, czego mogłabym chcieć albo oczekiwać. Machinalnie
zamknęłam oczy, próbując przekonać samą siebie, że mogę sobie na to pozwolić i że
beze mnie Felix będzie miał większe szanse – i to zarówno na wygraną, jak i na
ewentualne wycofanie się, gdyby zaszła taka potrzeba. Dopiero po chwili dotarło
do mnie, że skoro był przy mnie Emmett, miałam okazję utwierdzić się w przekonanie,
że z resztą moją rodziny wszystko jest w porządku. Tylko tego tak
naprawdę chciałam, mając nadzieję na to, że chwila spokoju i świadomość tego,
że wszyscy są cali, pozwoli mi w końcu nad sobą zapanować. Śmierć Rosy i pojawienie
się Kajusza skutecznie wytrąciły mnie z równowagi, więc teraz potrzebowałam
możliwości do tego, żeby przynajmniej spróbować dość do siebie.
Odetchnęłam
głęboko i zaraz skrzywiłam się, kiedy do moich nozdrzy doszedł dławiący
zapach dymu i spalenizny. Płuca zapiekły mnie żywym ogniem, a żebra
po raz kolejny dały o sobie znać, ale nie zwróciłam na to większej uwagi.
Mocniej wtuliłam się w Emmett’a, decydując się unieść głowę dopiero w chwili,
w której wyczułam, że zwolnił, by po chwili ostatecznie zastygnąć w bezruchu.
– Renesmee!
– doszedł mnie wyraźnie zaniepokojony głos mamy i to wystarczyło, żebym
jednak zdecydowała się otworzyć oczy.
Nie
musiałam nawet zmuszać wujka do tego, żeby zdecydował się mnie postawić.
Chwiejnie stanęłam na nogach, by już w następnej sekundzie wpaść wprost w wyciągnięte
w moja stronę ramiona mojej rodzicielki, kiedy tylko ta znalazła się przy
mnie. Pozwoliłam na to, żeby przygarnęła mnie do siebie, zamykając w silnym
uścisku, chociaż moje obolałe ciało zdecydowanie nie przyjęło tego z entuzjazmem.
Mimo wszystko poczułam się lepiej, kiedy otoczył mnie znajomy, słodki zapach, a chłodne
dłonie z czułością przeczesały moje włosy. Wciąż nie docierało do mnie to,
że już miałam bliskich przy sobie, a już zwłaszcza rodziców za którymi tak
bardzo tęskniłam. Przez ułamek sekundy miałam irracjonalne wrażenie, że teraz,
kiedy mogłam cieszyć się bliskością mamy, nareszcie wszystko będzie na swoim
miejscu – dokładnie tak jak kiedyś, kiedy sądziłam, że rodzina zdoła ochronić
mnie przed wszelakim złem tego świata.
Kiedyś to
było proste: byłam mała, a ramiona mamy gwarantowały całkowite
bezpieczeństwa.
Teraz
wszystko było inne.
– Nic mi
nie jest – zapewniłam pośpiesznie, unosząc głowę i próbując wysilić się na
blady uśmiech. Podejrzewałam, że wyszło mi to marnie, ale starałam się o tym
nie myśleć. – Lepiej mi powiedzcie, co z wami? Czy wszyscy…?
– Nikomu
nic nie jest, Nessie – zapewniła mnie natychmiast Bella.
Odetchnęłam,
czując, że kamień spada mi z serca. Wciąż pozwalając się jej obejmować,
powiodłam wzrokiem dookoła, chcąc upewnić się, że wszystko jest w porządku.
Widok bliskich znacznie mnie uspokoił, chociaż jakaś cząstka mnie wciąż
martwiła się o Felixa. Zaraz po tym zauważyłam Hannę i niewiele myśląc
oswobodziłam się z objęć mamy, by móc uściskać również przyjaciółkę. Kiedy
ostatnim razem ją widziałam, wyleciała z domu, kiedy oberwała w walce,
więc tym bardziej byłam zaniepokojona tym, że cokolwiek mogłoby się jej stać.
– Wariatka
– rzuciłam już na wstępie, a Hannah zaśmiała się nieco nerwowo,
potrząsając z niedowierzaniem głową.
– I kto
to mówi? – prychnęła. – Zresztą nieważne. To wszystko… Sama nie wiem, co tutaj
się dzieje. – Spojrzała na mnie rozszerzonymi do granic możliwości oczami; jej
dotychczas rubinowe tęczówki z miejsca pociemniały, zdradzając niepokój. –
Widziałam Felixa. Ten kretyn…
– …walczy z Kajuszem
– dokończyłam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
Hannah
dosłownie zakrztusiła się powietrzem, sprawiając, że momentalnie zaczęłam
żałować swoich słów. Niemalże widziałam, że blednie chociaż w przypadku
wampirzycy coś podobnego powinno być niemożliwe. Dłonie, które zaciskała na
moich ramionach, zadrżały jej niebezpiecznie, a ja momentalnie zapragnęłam
ją uściskać. Już od dłuższego czasu zdawałam sobie sprawę z tego, że
między nią wampirem było coś więcej, aniżeli przyjaźń albo relacje, które mogłyby
łączyć dwie osoby, które nie do końca za sobą przepadały. Mogłam jedynie
zgadywać, gdzie był w sens w tym ich skomplikowanym flircie,
podejrzewałam zresztą, że sami już nie wiedzieli kiedy i dlaczego ich
relacje uległy zmianie, ale to nie miało znaczenia – nie, skoro nie miałam wątpliwości
co do tego, że dziewczyna naprawdę się o wampira martwiła.
Coś ścisnęło
mnie w gardle, kiedy uprzytomniłam sobie, że to przede wszystkim z mojej
winy wampir właśnie narażał się na niebezpieczeństwo. To ja wpakowałam się w kłopoty,
ja zaczęłam krzyczeć i to mnie musiał ratować przed śmiercią, kiedy
okazałam się całkowicie niezdolna do ruchu. Wzdrygnęłam się niekontrolowanie,
nie tyle od różnicy temperatur, chociaż wolałam, żeby właśnie takiej przyczyny w moim
zachowaniu doszukała się przyjaciółka. Pragnęłam zawrócić i przynajmniej
upewnić się, że Felix był cały, ale w obecnej sytuacji…
– Jemu też
na pewno nic nie jest. Dobrze walczy, może nawet lepiej od nas – usłyszałam
głos dziadka, więc chcąc nie chcąc przeniosłam wzrok na resztę mojej rodziny.
Zwykle jego słowa, a zwłaszcza uspokajający ton, w zupełności
wystarczyły do tego, żeby poprawić mi nastrój i utwierdzić w przekonaniu,
że wszystko jest na swoim miejscu, ale tym razem było zupełnie inaczej. – Na
razie musimy zastanowić się nad tym, co powinniśmy zrobić. Jest podejrzanie
cicho…
– To nie
moja zasługa. Tak tylko mówię – wtrąciła Fiona, skutecznie mnie zaskakują, bo
zdążyłam zapomnieć o jej obecności.
– Skąd mamy
mieć pewność? – zapytała natychmiast Rosalie. Spojrzałam na nią z niedowierzaniem,
tym bardziej, że po wszystkim, co zrobiła dla nas Fi, jakiekolwiek wątpliwości
co do jej lojalności wydawały się całkowicie zbędne. – Jeśli nie ty, to może
twoja przyjaciółka. To jakiś żart?
Rzuciłam
ciotce ponure spojrzenie, czując, że coś ściska mnie w gardle.
– Rosa nie
żyje – oznajmiłam grobowym tonem. – Kajusz ją zabił, kiedy przyszła po mnie.
Usłyszałam
jęk mamy, chociaż to zdecydowanie nie miało związku z jakimkolwiek żalem
po tym, że cokolwiek złego mogło spotkać wampirzycę. Machinalnie spojrzałam na
Fionę, ale te jedynie obojętnie spoglądała w jakiś punkt w przestrzeni,
milcząca i obojętna. Przez myśl przeszło mi, że jakaś jej część odczuwała
ulgę, zwłaszcza po całym tym piekle, które Rosa zafundowała jej przed śmiercią.
Czasami porażało mnie to, jak łatwo wampirom przychodziło „wyłączenie” emocji, zwłaszcza
po tym, co sama byłam w stanie zrobić w przypływie szału. Nasza
natura była skomplikowana i chociaż czasami to wiele ułatwiało, sama myśl o tym,
jak niewiele brakowało, by poznać nienawiść, przyprawiała mnie o dreszcze.
– Nie
jestem w stanie nic zobaczyć – oznajmiła cicho Alice; nie musiała podnosić
głosu, żebyśmy wszyscy zdołali ją usłyszeć. – Być może to sprawka Nessie, ale i tak
mam złe przeczucia. Powinniśmy stąd uciekać i to jak najszybciej –
stwierdziła i chociaż to brzmiało sensownie, natychmiast potrząsnęłam głową.
– Najpierw
powinniśmy zaczekać na Felixa – powiedziała zdecydowanym tonem. – Poza tym Dem i reszta
powiedzieli, że do nas dołączą.
– Demetri
nas znajdzie – zauważyła przytomnie Hannah. – Jeśli chodzi o Felixa, to
sama po niego pójdę – zadecydowała; byłam gotowa przysiąc, że pod nosem mruknęła
coś, co zabrzmiało jak „A potem nakopię mu do tyłka, rozszarpię i wskrzeszę
z powrotem”.
Uniosłam
brwi, mimo wszystko nie czując się rozbawioną jej zachowaniem. Zbytnio się martwiłam,
a fakt, że wciąż pozostawaliśmy rozdzieleni nie poprawiał mi nastroju.
Czułam, że wydarzy się coś niedobrego i chociaż przewrażliwienie w moim
przypadku jawiło mi się jako coś w pełni uzasadnionego, zdecydowanie nie
poprawiło mi nastroju.
– Na pewno
powinniśmy zabrać stąd Nessie – oznajmiła zdecydowanym tonem moja rodzicielka.
Przeniosła wzrok na mamę, sama niepewna tego, jak powinnam jej wytłumaczyć, że
już od dawna nie byłam małą dziewczynką; zwłaszcza po tym, co miało miejsce w Volterze,
nie wyobrażałam sobie tego, bym mogła obojętnie spoglądać z boku kolejnym
komplikacją, nawet jeśli w pełni pojmowałam troskę Belli. Gdybym była
matką, bez wątpienia byłabym gotowa zrobić wszystko, byleby moje dziecko było
bezpieczne – i to niezależnie od ceny, którą przyszłoby mi za to zapłacić.
– Może musimy się rozdzielić. Część z nas rozezna się w sytuacji, a reszta…
– Żadnego
rozdzielania się! – wyrzuciłam z siebie na wydechu, nagle zaniepokojona.
Coś w moim tonie skutecznie ściągnęło na mnie uwagę wszystkich zebranych,
ale praktycznie nie zwróciłam na to uwagi, bardziej zaaferowana czymś innym. –
To nigdy się nie sprawdza, poza tym jest niebezpieczne. Musimy trzymać się razem
i to zwłaszcza teraz, kiedy w każdej chwili ktoś może nas zaatakować!
– dodałam nieznoszącym sprzeciwu tonem, ale głos i tak nieznacznie mi
zadrżał, zdradzając to, że w rzeczywistości byłam bliska paniki.
Nie
chciałam o tym myśleć, ale aż nazbyt dobrze pamiętałam, co takiego stało
się, kiedy ostatni raz zgodziłam się rozdzielić. Zostawiliśmy Demetriego, a potem
już wszystko było nie tak; każda kolejna decyzja była już tylko gorsza,
ostatecznie przywodząc nas do tego miejsca i sytuacji, kiedy to po raz
kolejny wszyscy mogliśmy zginąć.
Nie
chciałam przechodzić przez to nigdy więcej – i niezależnie od wszystkiego.
– Chyba się
pod tym podpisuję – usłyszałam i z wrażenia aż zabrakło mi tchu,
kiedy doszedł mnie głos ostatniej osoby, którą spodziewałam się usłyszeć.
Poruszając
się trochę jak w transie, bardzo powoli obejrzałam się za siebie.
Witam i jednocześnie kajam się, bo wiem, że po raz kolejny nie wszystko poszło tak, jak powinno. Chyba już nawet nie będę próbowała się tłumaczyć; okres na przełomie lutego i marca zawsze jest dla mnie ciężki, a ja do tej pory nie jestem w stanie tego fenomenu wytłumaczyć. Niemniej już jest lepiej i to nawet bardzo, bo prócz dzisiejszego rozdziału, wracam do Was z moim nowym „dzieckiem” – blogiem, który miał powstać zaraz po zakończeniu tego, jednak trafi i wena (oraz Gabi! A co mi tam, dwudziestka z dedykacją dla Ciebie! Twojego nowego bloga też polecę, o: „Beauty and the Beast” – proszę klikać, wchodzić i ładnie tej pani komentować, bo warto! Lokowanie produktu zakończone.) zachciały, że projekt wystartował długo wcześniej.Bez przedłużania, serdecznie zapraszam na „Forever you said”.Do napisania,Nessa.
Hejka. C:
OdpowiedzUsuńOjej, dziękuję Ci bardzo. I za dedykacje i za polecenie mojego bloga. :* <3 Kochana jesteś. <3 :*
Przepraszam tez, ze ponawiam się z komentarzem tak późno, ale wcześniej nie mogłam się zabrać za napisanie go, chociaż rozdział przeczytałam juz naprawdę dawno. I jeszcze raz przepraszam jak coś pomieszam, bo wiesz, że ja potrafię to robić. :D
I tutaj chyba znowu zacznę od końcówki. Nie wiem dlaczego ty jesteś taka wredna i katujesz ludzi takimi zakończeniami. Czy przez cierpienie czytelników zdobywasz więcej weny? xD
Wiadomo kto się pojawił na końcu rozdziału. Kochany i długo wyczekiwany Dem! (Teraz "Zmierzch" ogląda się tylko dla niego i Felixa xD). Strasznie długo czekałam na to, aż pojawi się znowu w Forks i będzie razem ze swoją ukochaną Renesmee. Uwielbiam ich jako parę, naprawdę uwielbiam. I tym bardziej czekam na pewną ciekawa scenę... Oj, będą w szoku, będą... ;D
Zupełnie nie spodziewałam się jakiejkolwiek śmierci w tym rozdziale x.x Powiem szczerze, że czytając nie od razu do mnie dotarło co się stało. Dopiero jak przeczytałam znowu ogarnęłam. Cóż, jeden problem z głowy, a ta wampirzyca zaczynała mi już działać na nerwy. ._.
Pozostaje jeszcze problem z Kajuszem, on wiecie żyję i niestety wciąż im zagraża. Poza tym Felix... ;-; Powinni go powstrzymać, bo wiadomo, że takie samotne wyprawy, aby komuś skopać cztery litery nigdy nie są dobrym pomysłem. Nigdy. Nigdy! ;_; Ale nie uprzedzajmy faktów, ja jak zwykle za bardzo dramatyzuje i przesadzam.
Czekam niecierpliwie na rozdział dwudziesty pierwszy. Jako, że wczoraj dostałam rozdział czwarty na Forever to teraz bardzo ładnie poproszę o to, żebyś napisała nowy tutaj. C;
Pozdrawiam i weny!
Gabi. :*