Hannah
To moja wina.
Tych kilka
słów nie daje mi spokoju od momentu, kiedy po raz pierwszy uświadomiłam sobie,
jak wielkim zaufaniem darzy mnie Renesmee. Bywam okrutna, owszem. To chyba leży
w naturze wampira, a przynajmniej tak sądzę. Z drugiej strony,
do nie dawna naprawdę sądziłam, że teraz odrzucenie emocji przyjdzie mi z łatwością,
a brnięcie w kłamstwa okaże się najlepszym sposobem na to, żeby
odzyskać kontrolę nad życiem i sobą samą. Naiwnie wierzyłam w to, że
komuś takiemu jak ja wyrzuty sumienia będą obce, że będę potrafiła z łatwością
je od siebie odrzucić i zachowywać się tak, jakby nic się nie wydarzyło.
Teraz tak
nie myślę – wiem, że się myliłam. Jestem świadoma zwłaszcza teraz, dyskretnie
obserwując dziewczynę, którą z czystym sumieniem nazywam swoją najlepszą
przyjaciółką. O tak, przyjaźń jest kolejną kwestią mojego życia, względem
której zmuszona byłam poważnie przeanalizować swoje poglądy, a później je
zmienić. Przyjaźń jest… No cóż, kolejną rzeczą, którą spieprzyłam. Czy już sam
fakt, że określam ją mianem „rzeczy” przypadkiem nie świadczy o tym, że
jestem wredną suką, która nie zasłużyła na nic? Może to idiotyczne, ale za
razem mam i nie mam nadziei na to, że tak jest w istocie.
Jeśli ktoś
uważa, że wampirze życie jest proste, powinien postukać się w głowę albo zamilknąć
na wieki. Uczucia są koszmarem, który dopiero zaczynam przeżywać, a którego
już mam serdecznie dość. Chociaż moje ludzkie życie minęło, od momentu ucieczki
z Volterry czuję się bardziej człowiekiem niż kiedykolwiek wcześniej. Co
zabawne, chyba dopiero po śmierci mogę stwierdzić, że naprawdę żyję. Swoisty
paradoks i byłoby całkiem przyjemnie, gdyby nie to, że teraz w każdej
chwili mogę umrzeć po raz kolejny – tym razem definitywnie. To jeszcze mogłabym
chyba nawet znieść, przynajmniej tak sądzę (przypominam, nie jestem dobra w wyciąganiu
właściwych wniosków), ale już niekoniecznie to, że przy okazję zniszczę życie
kilku innym osobom. Tak naprawdę doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że
wszystko zaczęło się ode mnie i że to z mojego powodu wszyscy teraz
znajdujemy się w tej chorej, niebezpiecznej sytuacji, ale co tak naprawdę
mogę zrobić? Nie jestem wróżką ani duchem świętym; potrafię zmieniać pamięć,
ale nie zmienię przeszłości, chociaż chciałabym…
Och, tak
bardzo bym chciała!
Spoglądam
na Renesmee, ale równie dobrze mogłabym patrzeć na woskową lalkę – efekt byłby
taki sam. Mam wrażenie, że nagle cofnęłam się w czasie o jakieś trzy
miesiące, mniej więcej do naszego pierwszego spotkania i rozmowy, już po
tym wszystkim, co zdecydowałam się zrobić. Z tym, że tamta Renesmee
przynajmniej odważyła się do mnie odezwać, a teraz milczy. Wciąż milczy, a ja
czuję jeszcze większą przepaść między nami – i to nie tylko pomiędzy sobą a nią,
ale również między Nessie a Felixem. Najmłodsza z Cullenów
drastycznie odsuwa się od nas, chociaż powinna sobie zdawać sprawę z tego,
że tak naprawdę wszyscy potrzebujemy siebie nawzajem. Nawet jeśli jest na mnie
zła – jeśli mnie nienawidzi, bo chyba tego powinnam się teraz spodziewać – to
Felix niczym jej nie zawinił.
Żałuję
niemal każdej swojej decyzji, którą podjęłam w swoim krótkim, ale jakże
popieprzonym życiu. Żałuję chorej słabości, która popchnęła mnie do tego, żebym
zdecydowała się zniszczyć życie komuś innemu, byleby ocalić swoją marną, nic
nie wartą egzystencję. A już najbardziej żałuję tego, że Demetri i Felix
nie urwali mi głowy przy naszym pierwszym spotkaniu, bo może wtedy nie miałabym
wrażenia, że dodatkowo przekręcam nóż, który jakiś czas wcześniej wbiłam w plecy
Renesmee. Nie potrafię sobie teraz wyobrazić czegoś bardziej okrutnego od tego,
żeby po wypełnieniu rozkazu Kajusza, jak gdyby nigdy nic żyć sobie na zamku i zachowywać
się tak, jakby nic się nie wydarzyło. Nie mam pojęcia, jakim cudem udało mi się
zdobyć zaufanie Nessie, ale teraz to nie ma żadnego znaczenia. Powiedziałam jej
prawdę i to najlepsze, co mogłam zrobić, chociaż jednocześnie wiem już
jedno – za późno.
Gdyby nie
ja, nic by się nie wydarzyło.
Gdyby nie
ja, nie stalibyśmy teraz w tej pustej uliczce, wpatrując się w palące
się zwłoki nieśmiertelnego i mając świadomość tego, że w każdej
chwili może zaatakować nas ktoś inny.
Gdyby nie
ja, Renesmee byłaby bezpieczna, a Demetri i Felix…
Gdyby,
gdyby, gdyby… Jakby to miało cokolwiek zmienić.
Jakby miało
umniejszyć moją winę…
Felix rzuca
mi krótkie, znaczące spojrzenie, ale jestem zbyt skoncentrowana na sobie i swoich
myślach, żeby być w stanie je zinterpretować. Wampir wywraca oczami,
jednak prawie natychmiast wyraz jego twarzy łagodnieje, kiedy decyduje się
podejść bliżej Renesmee. Dziewczyna wzdryga się, kiedy Volturi materializuje
się tuż przed nią, ale poza tym nie wyraża żadnych emocji. Jest pusta i to
mnie przeraża.
– Musimy
iść – mówi Felix. Jego głos jest niemal łagodny, chociaż nawet on nie jest w stanie
ukryć niepokoju, który wszyscy odczuwamy. – Wiem, że… No dobrze, nie mam
pojęcia jak musisz się w tym momencie czuć. Wiedz jedynie, że jest mi
przykro, że ich nie znaleźliśmy, ale w obecnej sytuacji musimy natychmiast
stąd uciekać.
– Przykro… –
powtarza Renesmee. Nie widzę jej oczu, ale we wspomnieniach aż nazbyt dobrze
pamiętam ich wyraz, kiedy jeszcze robiła wszystko, byleby trzymać wszystkich
wkoło na dystans. Teraz mogę się założyć, że wyglądają równie oszałamiająco. –
No tak, w końcu tylko na to mogę liczyć. Na to, że będzie wam przykro.
Felix waha
się, nie wiedząc jak powinien zinterpretować jej słowa. Widzę, że mięście ma
napięte, a każda komórka jego umięśnionego ciała aż krzyczy, że spodziewa
się kolejnego ataku. Chociaż wiem, że jesteśmy w uliczce sami, nagle
wzdrygam się i dla pewności rozglądam dookoła, nigdzie jednak nie widzę
żywej duszy.
– Renesmee,
ja…
Dziewczyna
potrząsa głową.
– Wiem,
Felixie – zapewnia, szybko się reflektując. – Po prostu stąd chodźmy – dodaje,
uciekając wzrokiem gdzieś w bok.
Żadne z nas
nie odzywa się, kiedy już ruszamy się z miejsca. Felix jak zwykle nas
prowadzi, chociaż tak naprawdę żadne z nas nie zna miasta. Ulice Vancouver
są opustoszałe, ale nie przeszkadza nam to. Tak łatwiej jest się poruszać,
zwłaszcza, że nawet nocą zwracaliśmy na siebie uwagę. Uroda nieśmiertelnych
zawsze oszałamia, ludzie zresztą instynktownie wyczuwają, że coś jest z nami
nie tak, chociaż naprawdę niewielu potrafi korzystać z czegoś tak pozornie
prymitywnego jak instynkt. Człowiek miał już w sobie tę zgubną skłonność
do tego, żeby zatracać w sobie to, co było dla niego najlepsze, w zamian
kryjąc się za czymś, co niektórzy nazywali zdrowym rozsądkiem. Co ciekawe,
niektórzy nawet z tego nie potrafią korzystać, ale to jedynie dowód na to,
że świat jest okrutny – nie tylko dla nas, ale i dla nich.
Felix stara
się zachować spokój, ale znam go już na tyle dobrze, że wiem, iż to tylko
pozory. W rzeczywistości jest zdenerwowany, ale jak zwykle stara się ukryć
przed nami swoje prawdziwe uczucia. Doprawdy, nie mam pojęcia, dlaczego faceci
bywają tacy uparci, ale nie zamierzam tracić czasu na roztrząsanie kwestii,
która spędzała sen z powiek niejednej kobiecie przede mną. Najwyraźniej
mężczyźni nigdy się nie zmienią i nie przyznają do tego, że strach jest
czymś naturalnym dla obu płci i że wcale nie muszą udawać, że są tacy
twardzi. Ja się bałam; nie zamierzałam udawać, że jest inaczej, a to chyba
o czymś świadczyło, bo zwykle starałam się być równie zimna i obojętna,
co w tym momencie Felix.
– Dokąd
idziemy? – pytam pod wpływem impulsu, mając serdecznie dość panującej ciszy.
Chcę cokolwiek ustalić, bo niepewność doprowadza mnie do szału, podobnie
zresztą jak i ten nieznośny chłód, który trwa między nami.
– Nie wiem
– przyznaje wampir. – Sądzę, że na lotnisko. Będziesz znowu musiała pomóc nam
się ulotnić, Hanno – dodaje.
Poraża mnie
obojętność z jaką wypowiada moje imię. Nie jestem pewna, czego
podświadomie się spodziewam, ale na pewno nie tego, że już nie wywołuję w nim
żadnych emocji. Jak na zawołanie przed oczami staje mi wspomnienie naszego
pierwszego (i jak na razie wciąż jedynego pocałunku), chociaż od dawna
przekonuję samą siebie, że to tak naprawdę nic nie znaczy – ani dla niego, ani
tym bardziej dla mnie. Pamiętam również sposób, w jaki Felix zawsze
wypowiada moje imię i czuję się jeszcze bardziej przygnębiona. To nie jest
ten zaczepny, prowokujący ton, który zwykle słyszę, zwłaszcza w sytuacji,
kiedy wampir próbuje mi dopiec za to, że kolejny raz powiedziałam na niego „Felutek”
albo bez powodu – ot tak, dla zasady. To nawet nie jest gniew na który
zasłużyłam sobie po wszystkim, co wydarzyło się w Volterze. Tym razem mam
do czynienia z czystą obojętnością i z jakiegoś powodu uderza to
we mnie bardziej niż gdyby zaczął na mnie krzyczeć albo nawet próbować mnie
zbluzgać.
Chcę coś
odpowiedzieć – cokolwiek – ale w głowie mam kompletną pustkę. Po prostu
biegnę przed siebie, machinalnie dostosowując się do narzuconego przez wampira
tempa i z opóźnieniem uświadamiam sobie, że cokolwiek jest nie tak.
Dopiero kiedy Felix wzdycha i gwałtownie się zatrzymuje, żeby spojrzeć za
siebie, uprzytomniam sobie, że Renesmee już za nami nie biegnie. Kiedy również
oglądam się na dziewczynę, widzę, że drżąc stoi na środku chodnika, blada i zapłakana,
chociaż do tej pory robiła wszystko, żeby powstrzymać łzy i ukryć przed
nami to, jak naprawdę się czuję. Teraz również usiłuje jakoś się powstrzymać,
ale nie jest w stanie. Doskonale widzę coraz to nowsze słone krople, które
spływają po jej policzkach, zbierają się gdzieś na brodzie i ostatecznie
spadają na ziemię, przypominając trochę deszcz, chociaż ten nie ma prawa w tym
miejscu padać o tej porze roku.
– Renesmee…
– Felix znów wzdycha i spogląda na dziewczynę. – Renesmee, kochana, chodź.
Musimy biec dalej – mówi, ale jeszcze zanim kończy, Nessie potrząsa głową.
– Dlaczego?
– pyta, chociaż wszyscy znamy odpowiedź, nawet jeśli się z nią nie
zgadzamy. – Jeszcze tylko jedna noc, Felixie. Tylko ta jedna noc. Ja… – Gniewnym
ruchem ociera łzy, chociaż jej starania nie mają sensu, bo prawie natychmiast
pojawiają się nowe. – Nie możemy stąd tak po prostu odejść. Ten chłopak
powiedział, że nikt ich nie przysłał, że wpadli na nas przypadkiem… Skoro byli
sami, być może nic nam nie grozi. Felixie, proszę. Ja czuję, że oni gdzieś
tutaj są – mówi z naciskiem, nawet nie próbując tłumić szlochu. Jej głos
jest zniekształcony i brzmi trochę jak ton należący do dziecka, które nie
rozumie okrucieństwa otaczającego go świata. Chociaż z natury jestem zimną
suką, teraz czuję, że chciałabym ją przytulić, nawet jeśli wiem, że Renesmee mi
na to nie pozwoli. – Oni gdzieś tutaj są…
– Szukamy
już od kilku dni – przypomina jej jedyny mężczyzna w naszej grupie. Stara
się zachować spokój, ale w jego głosie i tak pobrzmiewa
podenerwowanie. – Renesmee, nawet jeśli to faktycznie był przypadek, nie możemy
ryzykować. A takich „przypadków” może być więcej. Skoro jesteśmy zbiegami…
– Kiedy ja
wcale nie chcę dłużej uciekać! – Renesmee podnosi głos. Czuję się trochę tak,
jak pod smagnięciem bata, zwłaszcza, że od dawna nie widziałam kogoś, kto byłby
w takim stanie. Dziewczyna aż drży ze złości, a jej czekoladowe oczy
lśnią niezdrowym blaskiem, który mnie niepokoi. Mam wrażenie, że Nessie w każdej
chwili może być zdolna do tego, żeby się na nas rzucić, chociaż jednocześnie
nie potrafię sobie tego wyobrazić. – Słyszysz? Nie chciałam niczego z rzeczy,
które mi się przytrafiły. Nie chciałam uciekać, a jednak jestem tutaj i znoszę
wasze towarzystwo. Nie chciałam zostawiać Demetriego, ale zmusiliście mnie do
tego, żebym uciekała z Volterry i… Och, ale ciebie to nie obchodzi, prawda
Felixie? Dla ciebie ważne jest tylko to, żeby nikt nas przypadkiem nie złapał,
nawet kosztem tego, czy znajdziemy moją rodzinę! – łkała.
Felix
zastyga w bezruchu, równie oszołomiony co i ja. Oboje wpatrujemy się w stojącą
przed nami, zapłakaną pół-wampirzycę. Mam wrażenie, że oczy Renesmee nie tylko
błyszczą, ale i że cała jej skóra ma niezdrowy odcień. Zwykle mleczna,
teraz jest zarumieniona od mrozu, przez co dziewczyna wygląda trochę tak, jakby
miała gorączkę. Nie jestem pewna, ale coś w Renesmee mnie niepokoi,
zwłaszcza, że moja przyjaciółka wydaje się chwiać na nogach i mieć problem
z tym, żeby utrzymać równowagę.
Już w następnej
chwili coś w niej pęka. Jej tęczówki rozszerzają się nieznacznie, jakby z opóźnieniem
uprzytomniła sobie, co takiego właśnie powiedziała. Kręci z niedowierzaniem
głową i uniósłszy drżącą dłoń do ust, raz jeszcze spogląda na mnie i Felixa.
Wciąż drży i to tak mocno, że można by pomyśleć, iż za moment dostanie
jakiegoś ataku.
– Przepraszam
– wzdycha. – Przepraszam… Nie mam pojęcia, co takiego się ze mną dzieje. Nie
chciałam tego powiedzieć, naprawdę, ale…
– Jasne –
przerywa jej Felix. Kolejny raz nie mam pewności, jakie targają nim emocje. –
Ja też się boję, Renesmee. I martwię… Ech, naprawdę sądzisz, że nie chcę
pomóc ci w odnalezieniu rodziny? – pyta po chwili zastanowienia,
najwyraźniej nie mogąc się powstrzymać.
Renesmee
waha się.
– Szczerze
powiedziawszy, sama nie wiem, co tak naprawdę myślę – wyznaje w końcu. –
Po prostu przepraszam. Nie powinnam była… – Przełyka z trudem. Jej pierś
faluje, a Nessie dyszy tak ciężko i nieregularnie, że mam wrażenie,
iż dziewczyna za moment straci przytomność. – Nie mówmy o tym, dobrze?
– Jak sobie
chcesz. – Jestem naprawdę zaskoczona tym, że w głosie Felixa może być aż
tyle goryczy. Kłócimy się, chociaż nie powinniśmy, a sytuacja sprawia, że
jedynie niepotrzebnie podsycamy zdenerwowanie. – Ale to nie jest sprawiedliwe,
Nessie. Gdyby nam na tobie nie zależało, nie byłoby nas przy tobie… I naprawdę
nie rozumiem, dlaczego znów tak uparcie próbujesz nas od siebie odsunąć –
dodaje.
Renesmee
milczy, pustym wzrokiem wpatrując się w chodnik pod swoimi stopami. Jej
twarz lśni od łez, które stopniowo zamarzając na panującym mrozie. W jednej
chwili cała pewność siebie i gniew, które wcześniej widziałam u swoje
przyjaciółki, znikają, wyparte przez bezradność i rozpacz. Nessie nagle
wydaje mi się zagubiona, mała i bezradna – a na dodatek bardzo,
bardzo zraniona. Widok ten jedynie bardziej mnie przygnębia, pogłębiając już i tak
dręczące mnie bez końca poczucie winy.
Nie mam
pojęcia, co takiego myśli sobie Felix, ale również na niego widok takiej
Renesmee musi mieć wpływ, bo w ułamku sekundy wampir pokonuje dzielącą go
od dziewczyny odległość i zaciska dłonie na jej ramionach.
– Przepraszam
– mówi, chociaż chwilę wcześniej to on wydaje się tym pokrzywdzonym, który tego
słowa oczekuje. – Ja też nie powinien był, ale… Renesmee, zrozum, że czuję się
za ciebie i Hannę odpowiedzialny. Obiecałem Demetriemu, że się tobą
zaopiekuję i teraz zamierzam dotrzymać słowa. Mnie też nie podoba się to,
że znów musimy uciekać, ale uwierz mi, że nie mamy innego wyboru. Jeśli damy
się złapać, na pewno nikomu nie pomożemy, a tak… – Zwiesza głos, ale nie
musi mówić dalej, bo jego intencje są oczywiste.
– A moja
rodzina? – Nessie w końcu decyduje się na niego spojrzeć. Jej oczy wciąż
lśnią, ale nie w tak obcesowy sposób, jak jeszcze chwilę wcześniej. Gniew
zniknął, pozostawiając bezradność i dezorientację; jestem tego aż nadto
świadoma, zwłaszcza, że do niedawna sama czułam się podobnie, walcząc z gniewną
naturą nienarodzonego wampira. Najwyraźniej pół-wampirom wcale nie jest
łatwiej. – Straciliśmy tyle czasu, żeby teraz wyjechać?
Felix
krótko ogląda się na mnie, jakby szukając pomocy. Wzdrygam się, lekko
oszołomiona, po czym decyduję się odezwać:
– Powiedziałam,
że mogą tutaj być, ale przecież zawsze mogłam się mylić – mówię, starając się
wykrzesać z siebie dość pewności siebie, żeby przekonać nie tylko nią, ale
również siebie. – Felix ma rację. Tutaj jest niebezpiecznie, poza tym przez
tyle czasu nie natrafiliśmy nawet na ślad ich obecności. Wiem, że to duże
miasto, ale przecież gdyby tutaj byli, na pewno byśmy się zorientowali. W końcu
są dość charakterystyczni. Grupa wampirów nie może ot tak wtopić się w tłum.
– Więc co?
Mamy to rzucić i jakby nigdy nic spróbować szczęścia w innym miejscu?
Przecież to bez sensu i oboje musicie zdawać sobie z tego sprawę –
nie daje za wygraną Renesmee. Widzę, że próbuje odsunąć się do Felixa, ale
kiedy w odpowiedzi ten wzmacnia uścisk na jej ramionach, jedynie krzywi
się i daje za wygraną. – Wciąż nie sprawdziliśmy wszystkiego. Ja…
Niedaleko widziałam szpital. Przynajmniej to sprawdźmy. Gdybym się zapytała
albo…
– Nie,
Nessie – przerywa jej Felix. – Oboje wiemy, że to nic nie da. Zaryzykujemy, ale
tylko po to, żebyś kolejny raz się rozczarowała. Chcesz tego?
– Ale…
Wampir
zaciska usta.
– Renesmee,
proszę, przestań traktować mnie tak, jakbym robił wszystko wbrew tobie.
Odsuwasz się od nas, wiesz? Może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale
przez cały czas tworzysz mur między sobą, a mną i Hanną. A teraz
robisz to jeszcze wyraźniej… Powiedz mi, czy ty w ogóle nam ufasz?
Podchodzę
bliżej, walcząc z pokusą upomnienia Felixa oraz poznania odpowiedzi.
Ostatecznie staje na tym, że milczę i mimo wątpliwości również wpatruję
się w przyjaciółkę, czekając na tym, co ma nam do powiedzenia. Renesmee
krótko spogląda w moją stronę, po czym – chociaż musi kosztować ją to
naprawdę wiele wysiłku – z jękiem rozluźnia mięśnie i bez słowa wtula
się w silne ramiona Felixa, szukając pocieszenia. Chociaż wiem, że w jej
zachowaniu nie ma niczego dwuznacznego, widząc jak wampir przytula moją
najlepszą przyjaciółkę, czuję się trochę tak, jakby ktoś właśnie uderzył mnie
czymś ciężkim w głowę.
– Ja już po
prostu nie mam do tego siły, Felixie – wyznaje mu szeptem. Mówi tak cicho, że
nawet wampirze zmysły są zbyt słabe, żebym mogła ją wyraźnie zrozumieć. Muszę w pełni
się wysilić i zrobić jeszcze kilka kroków do przodu, żeby ostateczni być w stanie
rozróżnić poszczególne słowa. – Naprawdę nie wiem, co się ze mną dzieje.
Oczywiście, że wam ufam… Ufam tobie – poprawia się po chwili. – Tylko nie chcę…
Och, nie chcę już dzisiaj nigdzie iść. Proszę – powtarza z naciskiem. Mówi
coraz szybciej, żeby nie dać wampirowi okazji do tego, żeby wszedł jej w słowo.
– Czuję się taka zmęczona…
– Och… – Po
minie Felixa jasnym się dla mnie staje, że na śmierć zapomniał o tym, że
Renesmee w połowie jest człowiekiem.
– Nie „och”,
tylko poszukajmy miejsca, gdzie spędzimy noc – wtrącam się. Decyduję się wziąć
sprawę w swoje ręce, w nadziei, że w ten sposób przynajmniej
względnie poczuję się tak, jakbym miała jeszcze wpływ na cokolwiek. – Z wyjazdem
możemy równie dobrze poczekać do jutra, Felutku.
– Pewnie
tak – zgadza się. Nawet nie wścieka się na mnie za to, że nazwałam go „Felutkiem”.
– Ale czekamy tylko do rana – dodaje, żeby nie zostawiać nam żadnych złudzeń.
Delikatnie
acz stanowczo odsuwa od siebie Renesmee. Podchodzę bliżej i mimo
wątpliwości, decyduję się dotknąć ramienia przyjaciółki, żeby zwrócić na siebie
jej uwagę. Renesmee wzdryga się, ale przynajmniej unosi głowę i na mnie
spogląda.
– Wszystko
gra? – Staram się udawać, że jej reakcja nie ma dla mnie żadnego znaczenia.
Szybo zabieram rękę. Dziwne, ale mam wrażenie, że skóra dziewczyny wręcz parzy,
bardziej nagrzana niż zazwyczaj. – Coś marnie wyglądasz. Zmęczona?
– Muszę się
położyć – stwierdza. Jej głos brzmi obco, ale przynajmniej nie wyczuwam w nim
wrogości, chociaż to właśnie jej się spodziewałam. – Dziękuję, Hanno.
No cóż,
lepsze coś niż nic, prawda? W obecnej sytuacji chyba nie mam co liczyć na
nic lepszego, ale na początek dobre jest i to, że w ogóle wciąż
chciała się do mnie odzywać.
To wciąż
nie była zgoda, ale…
Felix
Oparty o pień wiekowego,
rozłożystego dębu, beznamiętnym wzrokiem wpatrywałem się w przestrzeń.
Uważnie rozglądałem się dookoła, w ciemności usiłując wypatrzeć coś, co
mógłbym ewentualnie uznać za zagrożenie, ale jak na razie nic nie przychodziło
mi do głowy. Widziałem jedynie śnieżne zaspy, nieregularne kształty krzaków
oraz rosnących dookoła drzew. Obrzeża Vancouver może i nie prezentowały
się zbytnio imponująco, ale przynajmniej udało nam się znaleźć stosunkowo
gęsty, mieszany las, który od biedy mógł spełnić rolę kryjówki, skoro już
musieliśmy zostać w tym miejscu do rana.
Gdzieś za
plecami słyszałem trzask dogasającego ogniska oraz nierówny oddech śpiącej
Renesmee. Dziewczyna zwinęła się w kłębek na ziemi, względnie wygodnie
ułożona w śpiworze, który na szybkiego udało mi się zorganizować. To
zdecydowanie nie były najlepsze warunki, zwłaszcza dla kogoś, kto połowicznie
był człowiekiem, ale w ciągu ostatniego tygodnia zatrzymywaliśmy się w tak
wielu dziwnych miejscach, że Renesmee zdążyła się już przyzwyczaić do tego, że
wciąż jesteśmy w drodze. Przynajmniej tak sądziłem, bo jej nagły wybuch
całkiem wytrącił mnie z równowagi, zmuszając do ponownego przemyślenia
pewnych kwestii, chociażby tego, czy nie jestem zbytnio przewrażliwiony. Być
może, ale przecież nie było w tym niczego złego, zwłaszcza, że robiłem
wszystko, co obecnie wydawało mi się rozsądne.
Powoli
zaczynałem mieć dość aury przygnębienia i chłodu, który pojawił się między
nami w dniu bali, a teraz sukcesywnie wydawał się powiększać. Do tej
pory starałem się o tym nie myśleć, ale dłużej nie byłem w stanie
udawać, że wszystko jest w porządku. Po niedoszłej kłótni z Nessie i tym,
jak omal sam nie straciłem panowania nad emocjami, musiałem przyznać, że coś
zdecydowanie było na rzeczy. Wszyscy byliśmy zdenerwowani, tak, a to mogło
jedynie nas pogrążyć. Przecież musieliśmy współpracować, żeby cokolwiek
zdziałać, a to raczej nie miało być możliwe, skoro wciąż bez powodu
rzucaliśmy się sobie do gardeł.
Renesmee
miała pretensje zarówno do mnie, jak i do Hannah – to było oczywiste,
nawet jeśli momentami wydawało mi się niemożliwe. Przynajmniej częściowo byłem w stanie
ją zrozumieć, bo w ciągu zaledwie kilku miesięcy spadło na nią
zdecydowanie zbyt dużo, począwszy od utraty rodziny, po zdradę przyjaciółki i ciągłe
zamartwianie się o bezpieczeństwo Demetriego. Nie zdziwiłbym się nawet,
gdyby wprost powiedziała nam o tym, że nas nienawidzi za to, że zmusiliśmy
ją do ucieczki, chociaż szczerze wątpiłem, żeby była zdolna do tak skrajnej
emocji, zwłaszcza, że wciąż pozostawaliśmy jej przyjaciółmi. Nawet Hannah,
chociaż z nią sytuacja była o tyle cięższa, że żadne z nas
jeszcze przez długi okres czasu nie miało jej zaufać – jeśli w ogóle. To
też sporo utrudniało, a teraz dodatkowo irytowało mnie to, że Hannah
przyjmowała niemal z pokorą to, że ani ja, ani Renesmee nie zamierzaliśmy z nią
normalnie rozmawiać. Jasne, kiedy chodziło o planowanie dalszych posunięć,
starałem się ją traktować jak równą sobie, ale nic poza tym. Zasłużyła sobie na
to, ale mimo wszystko… Sam nie rozumiałem dlaczego, ale chyba podświadomie
oczekiwałem, że dziewczyna wpadnie w szał i porządnie mną potrząśnie,
zmuszając do tego, żebym zaczął zachowywać względem niej tak, jak do tej pory.
No tak, od
przeszło tygodnia nasze relacje pozostawały wiele do życzenia, a my –
zupełnie nieświadomie – coraz bardziej odsuwaliśmy się od siebie, ale nie przypuszczałem,
że to zaszło aż tak daleko. Może i byliśmy we troje, ale zwłaszcza teraz
nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że każde z nas tak naprawdę żyje na swój
rachunek. Renesmee znów zamykała się w sobie, podążając za nami chyba
jedynie dlatego, że nie pozwalaliśmy jej odejść i do tej pory wszyscy
żyliśmy nadzieją, iż uda nam się odnaleźć jej rodzinę tutaj, gdzie
przyprowadziła nas Hannah – w Vancouver. Ten plan miał aż nadto słabych
punktów, bo minęło dość czasu, żeby ta część rodziny Cullenów, którą mogliśmy
tutaj spotkać, wyprowadziła się już parokrotnie, ale mimo wszystko…
Teraz to
już i tak nie miało większego znaczenia. Wcześniej nie zdawaliśmy sobie
sprawy z powagi sytuacji, ale atak dwójki wampirów z miasta
uprzytomnił mi, jak wiele na każdym kroku ryzykujemy. Musieliśmy uciekać,
wszyscy zdawaliśmy sobie z tego sprawę, nawet jeśli jednocześnie każde z nas
próbowało się przed tym podświadomie bronić. Zwłaszcza w Renesmee uderzały
konsekwencje szybkości z jaką w wampirzym świecie roznosiły się
informacje, ale nie było teraz czasu na to, żeby czekać, aż dziewczyna dorośnie
i zrozumieć, że świat – zwłaszcza ten nieśmiertelnych – jest okrutny.
Takie było życie, a w mojej gestii leżało, żeby ją tego nauczyć i nie
pozwolić jej skrzywdzić. Już nawet nie z powodu obietnicy, którą złożyłem
Demetriemu, ale z czystej przyzwoitości, bo z jakiegoś powodu czułem
się za Hannę i Nessie odpowiedzialny.
– No
proszę. Kto by pomyślał, że na stare lata zrobię się aż taki przyzwoity –
mruknąłem pod nosem.
Odpowiedziała
mi cisza, ale nie przejąłem się tym zbytnio. Hannah jakiś kwadrans wcześniej
zniknęła pomiędzy drzewami, usprawiedliwiając się tym, że chce zapolować i przy
okazji trochę się rozejrzeć. Przyjąłem to bez większych protestów, podświadomie
wiedząc, że nie tylko zamierza poszukać sobie jakiejś ludzkiej ofiary (ja
również miałem już dość ograniczania się do krwi zwierzęcej, nawet jeśli w naszej
sytuacji takie polowania zwracały mniejszą uwagę), ale jakoś uciec od
przeciągającego milczenia, które zwykle między nami zapadało. Już nie
potrafiliśmy normalnie rozmawiać, nie wspominając o przekomarzaniu się,
chociaż nie sądziłem, że złośliwość również jest czymś, co może zostać
zapomniane. Najzabawniejsze w tym wszystkim było to, że już od dawna nie
miałem do niej żalu, nawet jeśli to wydawałoby się rozsądne. Nie wiedziałem, co
o tym myśleć, ale problem leżał w tym, że z jakiegoś powodu nie
potrafiłem się czuć przy niej swobodnie, nawet jeśli wszystko we mnie aż rwało
się do tego, żeby spróbować traktować ją tak, jakby nigdy nie miała przed nami
tajemnic.
Cudownie.
Odkąd pamiętam należałem do straży, zabijałem z zimną krwią i radziłem
sobie z niejednym niebezpiecznym wampirem, a jednak coś paraliżowało
mnie, kiedy w grę wchodziła młoda, niedoświadczona wampirzyca. Czy to było
normalne?
Nie,
zdecydowanie. Ale czy w ostatnim czasie cokolwiek mieściło się w normie?
Westchnąłem
cicho, chociaż ta naprawdę nie przynosiło mi to ulgi. Jakiekolwiek teatralne
gesty były mi równie obojętne, co oddychanie albo to, że od czasu do czasu
zmieniałem pozycje. Wampiry miały naturalny talent do cierpliwego czekania, a przynajmniej
tak sądziłem do tej pory. Problem pojawiał się dopiero wtedy, kiedy za wszelką
cenę próbowało się wyciszyć myśli i odsunąć od siebie te, które mogłyby w efekcie
okazać się niewygodne. Robiłem wszystko, żeby się rozproszyć i przestać
myśleć o czymkolwiek, ale im bardziej się starałem, tym trudniejsze się to
okazywało. To było trochę tak, jakby mój własny umysł postanowił zbuntować się
przeciwko mnie; taki stan rzeczy zdecydowanie nie był przeze mnie pożądany, a tym
bardziej sprawiedliwy, ale z tym najwyraźniej już nic nie miałem być w stanie
zrobić.
Mimowolnie
przypomniałem sobie krótką wymianę zdań z Hanną, dosłownie na chwilę przed
tym, jak zdecydowała się pójść na polowanie. Wcześniej długo milczała, skulona
dobrych kilka metrów dalej od Renesmee. Przez cały czas przypatrywała się
przyjaciółce, marszcząc brwi i bezskutecznie starając się ukryć
zmartwienie.
– Boję się
– odezwała się w końcu. Zaskoczyła mnie tym, bo już nie pamiętałem, kiedy
ostatnim razem to ona zaczęła rozmowę.
– Jak my
wszyscy – stwierdziłem. Mój głos zabrzmiał oschle, chociaż starałem się
zachowywać jak najbardziej naturalnie. Teraz miałem do siebie o to
pretensje. – Właśnie dlatego jutro nas już tutaj nie będzie.
Hannah
westchnęła.
– Nie mam
na myśli tego, Felixie – zaoponowała. Fakt, że nazwała mnie „Felixem”, a nie
„Felutkiem” dobitnie świadczył o tym, że świat stanął na głowie, a między
nami jest gorzej niż mógłbym przypuszczać. Jeszcze miesiąc temu byłbym za to
losowi wdzięczny, ale tym razem… No cóż, sam nie wiem, ale to nie było
przyjemne uczucie. – Martwię się o Renesmee – wyjaśniła, zrywając się z miejsca
i przeciągając niczym kotka.
Spodziewałem
się wielu rzeczy, ale na pewno nie tego, że ta rozmowa potoczy się w taki
sposób. Spojrzałem na nią pytająco, jednocześnie zwracając uwagę na to, że w sposób
w jaki Hannah zerknęła na mnie z wyższością i przeczesała
palcami jasne włosy, był aż nadto znajomy. Wtedy naprawdę zachowywała się tak,
jak wszystko w istocie było w porządku, a przynajmniej było tak
do momentu, w którym na powrót nie spoważniała.
– No dobra…
Ale co jest nie tak z Renesmee? – zaryzykowałem, podświadomie wiedząc, że
dziewczynie chodzi o coś więcej, niż tylko wcześniejsze zachowanie
dziewczyny. Ja również miałem niejasne przeczucie, że coś jest na rzeczy, ale
co tak naprawdę mogłem wiedzieć?
Hannah
zacisnęła usta i wzruszyła ramionami.
– Nie wiem
– przyznała w końcu. – Po prostu się martwię… Ale nie uważasz, że coś jest
z nią nie tak? Może mam paranoję, co wcale nie byłoby takie dziwne, skoro
wciąż przebywam z tobą – stwierdziła, a ja omal się nie uśmiechnąłem
– ale… Nie uważasz, że ona dziwnie się zachowuje? Mam na myśli to, jak
zachowywał się w mieście. No i jest strasznie blada, a teraz
zasnęła tak szybko… – Urwała i uciekła wzrokiem gdzieś w bok. –
Zresztą nieważne. Zapomnij.
– Jak sobie
chcesz – zgodziłem się. Ktoś kiedyś powinien mi porządnie przyłożyć; może wtedy
zacząłbym się zachowywać tak, jakby wypadało, zamiast robić z siebie
pieprzonego dupka. – Ale ja też widzę, że jest nie swoja… Nie uważasz, że to po
prostu stres i szok? – zapytałem po chwili, decydując się spojrzeć jej w oczu.
Nie
odpowiedziała od razu, ale kiedy już zdecydowała się to zrobić, doskonale wiedziałem,
że wcale mi nie uwierzyła.
– O tak,
to na pewno zmęczenie – mruknęła, wzruszając ramionami. – Wszyscy jesteśmy
zmęczeni. Fizycznie albo psychicznie…
Nie jestem
pewien dlaczego, ale właśnie przy wzmiance o psychicznym zmęczeniu, aż
nazbyt uważnie przyglądała się mnie.
Nie minęła
chwila, jak między nami ponownie zapanowała niezręczna cisza, a Hannah
pośpiesznie rzuciła coś o tym, że idzie zapolować. Zaraz po tym ewakuowała
się i tyle ją widziałem, nie mając innego wyboru, jak tkwić w miejscu
i rozglądać się dookoła, mając cichą nadzieję na to, że jednak jestem
przewrażliwiony i nikt nie zbliży się do nas przez całą noc. O świcie
już i tak miało nas tutaj nie być, a przynajmniej taką miałem
nadzieję.
Gdzieś za
mną Renesmee poruszyła się niespokojnie. Wzdrygnąłem się, wyrwany z zamyślenia.
Starałem się robić wszystko, byleby nie zwracać większej uwagi na to, co dzieje
się wokół mnie, ale i to okazało się niemożliwe.
– Felixie…?
– usłyszałem.
Skrzywiłem
się i nie odwróciłem, przekonany, że Renesmee wciąż śpi i po prostu
mówi przez sen. Czasami jej się to zdarzało, chociaż zwykle wypowiadała wtedy
imię Demetriego, a potem zaczynała płakać. To tym bardziej mnie
zastanowiło, jednocześnie zmuszając do tego, żebym spróbował zignorować,
tłumacząc się tym, że mam prawo do tego, żeby być na nią złym.
– Felixie,
proszę – jęknęła znowu; tym razem coś w jej głosie mnie zaniepokoiło.
Cholera,
pomyślałem. Starając się nie dać nic po sobie poznać, z westchnieniem
zmusiłem się do tego, żeby na nią spojrzeć.
– Czego chcesz,
Renesmee? – zapytałem, modląc się w duchu, żeby nagle nie zaczęła szlochać
albo już nie płakała. To zdecydowanie byłoby ponad moje nerwy, a nie
chciałem dodatkowo pogorszyć się sytuacji, okazując się kompletnym
beztalenciem, jeśli chodziło o zdolności pocieszania kobiet.
Nie
odpowiedziała mi, tylko jęknęła cicho.
Uniosłem
brwi i podszedłem bliżej, żeby móc nią spojrzeć. Potrzebowałem chwili,
żeby dostrzec jej twarz, bo zwinęła się pod przykryciem tak ciasno, że prawie
nie było jej widać. W blasku ogniska jej skóra wydawała się nienaturalnie
blada – a przynajmniej tak było, kiedy ostatni raz ją widziałem. Kiedy
popatrzyłem na nią teraz, przekonałem się, że jej policzki są niezdrowo
zarumienione, jeszcze bardziej niż wtedy, kiedy widziałem ją w mieście. Oczy
jej błyszczały, ale chociaż patrzyła się na mnie, miałem pewne wątpliwości co
do tego, czy mnie widziała. Znów poruszyła się niespokojnie, próbując wyplątać
się z okrycia; w odpowiedzi materiał jeszcze mocniej przylgnął do jej
skóry, więc machinalnie spróbowałem jej pomóc.
– Hej,
Nessie, co jest? – Starałem się, żeby mój głos brzmiał w miarę spokojnie,
ale to nie było takie łatwe, skoro wciąż miałem wrażenie, że coś jest nie tak.
– Renesmee…
Kiedy moje
palce musnęły jej odsłoniętą skórę, przez moment miałem wrażenie, jakbym
wsadził dłoń w ogień. Renesmee jęknęła, a ja poderwałem się na równe
nogi, bliski paniki. Jej skóra dosłownie parzyła, rozpalona w przekraczający
ludzkie pojęcie sposób. Już wcześniej miałem wrażenie, że jest cieplejsza niż
zwykle, ale zakładałem, że to po prostu zmęczenie albo wynik zdenerwowania;
teraz z kolei nie miałem wątpliwości co do tego, że miała gorączkę.
Czy było mi
cokolwiek wiadomo o tym, że pół-wampiry chorują? Zdecydowanie nie, a nawet
jeśli, wiadomość ta raczej nie miała podziałać na mnie kojąco. Po pierwsze, nie
mieliśmy na to czasu, a po drugie… Do cholery, nie mieliśmy na to czasu, a ja
nie miałem zielonego pojęcia, co w tej sytuacji powinienem zrobić. Hannah, gdzie jesteś?,
przeszło mi przez myśl, ale dziewczyna oczywiście nie mogła mnie usłyszeć.
Renesmee
jęknęła i z trudem usiadła, podpierając się na rękach. Wzdrygnęła się
i instynktownie zacisnęła powieki; jej śliczną twarz wykrzywił grymas,
kiedy zaś na mnie spojrzała, miałem wielką ochotę czmychnąć gdzie pieprz
rośnie.
– Felixie,
co się dzieje? – zapytała mnie drżącym głosem. Jej wzrok był niemal błagalny,
co jedynie wzmogło wyrzuty sumienia związane z tym, że nie byłem w stanie
jej odpowiedzieć. – Pomóż mi… – poprosiła.
– No tak –
zreflektowałem się. Próbowałem wziąć się w garść, ale w głowie miałem
pustkę. – Co ci jest? Nie mam pojęcia, co…
Jęknęła i znów
się położyła.
– Boli –
poskarżyła mi się, zwijając się w kłębek. – Ja chyba… – zaczęła, a potem
nagle krzyknęła rozdzierająco i skuliła się, mocno chwytając się za ramię.
Zareagowałem
instynktownie, pośpiesznie przy niej kucając i próbując ją uspokoić. Jej
skóra paliła, ale jakoś udało mi się ją przemóc i chwycić za ramiona.
Szarpnęła się i – wyginając przy tym w łuk – zaczęła ze mną walczyć,
ale mimo starań, to ja okazałem się zdecydowanie silniejszy. Z ciężkim
sercem, unieruchomiłem ją, chociaż sam nie miałem pojęcia, czy robię dobrze i jaki
to właściwie ma sens.
Renesmee
krzyknęła znowu, kiedy tylko wzmocniłem uścisk na jej szczupłych ramionach.
Zachowywała się trochę tak, jakby była obłąkana, aż zacząłem się bać, że zrobi
sobie krzywdę. Trzymałem ją, starając się jakoś przekonać ją, że wszystko jest w porządku,
ale szło mi to dość marnie, skoro sam byłem równie przerażony co i ona.
– No cicho…
Nessie, cii… – Cholera, dlaczego to zawsze na mnie musiały spadać najgorsze
zadania. – Musisz mi powiedzieć… Renesmee, przestań! – zaoponowałem, ale
obojętnie czego bym nie powiedział, to i tak nie było w stanie
wpłynąć na zachowanie dziewczyny.
Właśnie
wtedy Renesmee udało się oswobodzić lewe ramię. Natychmiast spróbowałem ją
pochwycić, ale udało mi się jedynie zahaczyć palcami o materiał bluzki,
którą miała na sobie i rozerwać go niemal aż do samego końca rękawa. Mój
wzrok zupełnie machinalnie powędrował w stronę jej odsłoniętej skóry – a potem
zamarłem, kiedy w jednej sekundzie wszystko stało się jasne.
Na bladej
skórze, bardzo blisko szyi, dostrzegłem aż nazbyt dobrze znajomy mi kształt w kształcie
półksiężyca. Ugryzienie nie było świeże, ale to i tak nie miało w tym
momencie znaczenia – w końcu liczyły się fakty.
– Och,
Renesmee… – szepnąłem drżącym głosem, całkowicie wytrącony z równowagi.
Nie było
teraz czasu na to, żeby besztać ją za to, że nawet słowem nie wspomniała o tym,
że komukolwiek mogło udać się ją ugryźć. Nie było czasu na nic, bo ona właśnie
się przemieniała, a ja nie miałem pojęcia, co powinienem zrobić.
Kiedy nocną
ciszę po raz kolejny przerwał jej pełen bólu wrzask, sam ledwo powstrzymywałem
się od tego, żeby nie zacząć wyć z frustracji.
Witam wszystkich serdecznie! Jestem bardzo zadowolona z tego, że w tak szybkim czasie mam okazję zaprezentować wam kolejny rozdział tego opowiadania. Dawno nie pisało mi się tak szybko i lekko, długo zresztą czekałam na to, żeby przejść do rzeczy. Już od następnego rozdziału będzie się działo naprawdę sporo, ale jak na razie nie uprzedzajmy faktów. No i jak zwykle rozdział pozostawiam do waszej oceny.Nie mam pojęcia, kiedy pojawi się kolejny rozdział, ale bardzo możliwe, że jeszcze w tym tygodniu. Właśnie zaczęłam ferie, więc czasu mam sporo – i będę miała jeszcze długo, bo dzięki praktykom, mam cały miesiąc wolnego. No cóż, szkoła jednak bywa świetna. Wkrótce coś nowego na Untypical Love Story, a jak na razie zapraszam do komentowania tutaj.Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze i wasze wsparcie,Nessa.
Podobały mi się przemyślenia Hanny oraz Felixa. Mam nadzieję, że uda im się szybko znaleźć Cullen'ów, albo przynajmniej, że teraz, kiedy coś dzieje się z Renesmee uda im się to coś wyleczyć cokolwiek się z nią dzieje. Nic nie przychodzi mi do głowy co to może być, a zazwyczaj miałam kilka pomysłów. Teraz jest inaczej, ale jak nie zgadnę będę miała większą niespodziankę. Kurde, kurde, kurde. Zdziwił mnie ten wybuch Renesmee, a to chyba nie było normalne. To było początkiem tego co się z nią stało później, prawda? =(
OdpowiedzUsuńRozdział był niesamowity, a ja niecierpliwie czekam na następny ;**
Początkowo nie lubiłam Hanny, ale emocje targają każdym. Co poradzić na jej charakter? To jest właśnie cudowne- że nie jest szarą myszką. No dobra. Współczuję jej w tym rozdziale. Felix. Felix. Felix. Do gry dołączyła "młoda, niedoświadczona wampirzyca". Coś sparaliżowało naszego chłopaczka ^^ Jestem ciekawa, co dalej bęzie z Nessie. :)
OdpowiedzUsuńCo teraz z Renesmee ? O.O mam nadzieję, że nie będzie teraz pełnym wampirem ;c Szkoda, bo na razie nie ma co liczyć na ♥Felix+Hannah ♥ Muszę przyznać, że lubię perspektywę Felixa ^^ No i szczególnie czekam na Dema i jego perspektywę ;) Ogólnie rozdział świetny jak zawsze
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i dodaj szybciutkoo :D
Hejka Rozdział megaaaa zarąbisty !!!!!! Bardzo mi się spodobał <3 Przemyślenia Hany i Felka bomba<3 Kochana ty mi Nes nie przemieniaj w 100% wampira bo ja tu już o dzieciach Ness z Dem myślałam.A poza tym licze na to iż Hana znajdzie Callenów albo chociaż doktora. Nic dodać nic ująć:)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny i BŁAGAM dodaj go szybko! :D
Pozdrawiam gorąco :**Niech wena będzie z TOBĄ!