poniedziałek, 17 lutego 2014

3. Rezygnacja

Hannah
To moja wina.
Tych kilka słów nie daje mi spokoju od momentu, kiedy po raz pierwszy uświadomiłam sobie, jak wielkim zaufaniem darzy mnie Renesmee. Bywam okrutna, owszem. To chyba leży w naturze wampira, a przynajmniej tak sądzę. Z drugiej strony, do nie dawna naprawdę sądziłam, że teraz odrzucenie emocji przyjdzie mi z łatwością, a brnięcie w kłamstwa okaże się najlepszym sposobem na to, żeby odzyskać kontrolę nad życiem i sobą samą. Naiwnie wierzyłam w to, że komuś takiemu jak ja wyrzuty sumienia będą obce, że będę potrafiła z łatwością je od siebie odrzucić i zachowywać się tak, jakby nic się nie wydarzyło.
Teraz tak nie myślę – wiem, że się myliłam. Jestem świadoma zwłaszcza teraz, dyskretnie obserwując dziewczynę, którą z czystym sumieniem nazywam swoją najlepszą przyjaciółką. O tak, przyjaźń jest kolejną kwestią mojego życia, względem której zmuszona byłam poważnie przeanalizować swoje poglądy, a później je zmienić. Przyjaźń jest… No cóż, kolejną rzeczą, którą spieprzyłam. Czy już sam fakt, że określam ją mianem „rzeczy” przypadkiem nie świadczy o tym, że jestem wredną suką, która nie zasłużyła na nic? Może to idiotyczne, ale za razem mam i nie mam nadziei na to, że tak jest w istocie.
Jeśli ktoś uważa, że wampirze życie jest proste, powinien postukać się w głowę albo zamilknąć na wieki. Uczucia są koszmarem, który dopiero zaczynam przeżywać, a którego już mam serdecznie dość. Chociaż moje ludzkie życie minęło, od momentu ucieczki z Volterry czuję się bardziej człowiekiem niż kiedykolwiek wcześniej. Co zabawne, chyba dopiero po śmierci mogę stwierdzić, że naprawdę żyję. Swoisty paradoks i byłoby całkiem przyjemnie, gdyby nie to, że teraz w każdej chwili mogę umrzeć po raz kolejny – tym razem definitywnie. To jeszcze mogłabym chyba nawet znieść, przynajmniej tak sądzę (przypominam, nie jestem dobra w wyciąganiu właściwych wniosków), ale już niekoniecznie to, że przy okazję zniszczę życie kilku innym osobom. Tak naprawdę doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że wszystko zaczęło się ode mnie i że to z mojego powodu wszyscy teraz znajdujemy się w tej chorej, niebezpiecznej sytuacji, ale co tak naprawdę mogę zrobić? Nie jestem wróżką ani duchem świętym; potrafię zmieniać pamięć, ale nie zmienię przeszłości, chociaż chciałabym…
Och, tak bardzo bym chciała!
Spoglądam na Renesmee, ale równie dobrze mogłabym patrzeć na woskową lalkę – efekt byłby taki sam. Mam wrażenie, że nagle cofnęłam się w czasie o jakieś trzy miesiące, mniej więcej do naszego pierwszego spotkania i rozmowy, już po tym wszystkim, co zdecydowałam się zrobić. Z tym, że tamta Renesmee przynajmniej odważyła się do mnie odezwać, a teraz milczy. Wciąż milczy, a ja czuję jeszcze większą przepaść między nami – i to nie tylko pomiędzy sobą a nią, ale również między Nessie a Felixem. Najmłodsza z Cullenów drastycznie odsuwa się od nas, chociaż powinna sobie zdawać sprawę z tego, że tak naprawdę wszyscy potrzebujemy siebie nawzajem. Nawet jeśli jest na mnie zła – jeśli mnie nienawidzi, bo chyba tego powinnam się teraz spodziewać – to Felix niczym jej nie zawinił.
Żałuję niemal każdej swojej decyzji, którą podjęłam w swoim krótkim, ale jakże popieprzonym życiu. Żałuję chorej słabości, która popchnęła mnie do tego, żebym zdecydowała się zniszczyć życie komuś innemu, byleby ocalić swoją marną, nic nie wartą egzystencję. A już najbardziej żałuję tego, że Demetri i Felix nie urwali mi głowy przy naszym pierwszym spotkaniu, bo może wtedy nie miałabym wrażenia, że dodatkowo przekręcam nóż, który jakiś czas wcześniej wbiłam w plecy Renesmee. Nie potrafię sobie teraz wyobrazić czegoś bardziej okrutnego od tego, żeby po wypełnieniu rozkazu Kajusza, jak gdyby nigdy nic żyć sobie na zamku i zachowywać się tak, jakby nic się nie wydarzyło. Nie mam pojęcia, jakim cudem udało mi się zdobyć zaufanie Nessie, ale teraz to nie ma żadnego znaczenia. Powiedziałam jej prawdę i to najlepsze, co mogłam zrobić, chociaż jednocześnie wiem już jedno – za późno.
Gdyby nie ja, nic by się nie wydarzyło.
Gdyby nie ja, nie stalibyśmy teraz w tej pustej uliczce, wpatrując się w palące się zwłoki nieśmiertelnego i mając świadomość tego, że w każdej chwili może zaatakować nas ktoś inny.
Gdyby nie ja, Renesmee byłaby bezpieczna, a Demetri i Felix…
Gdyby, gdyby, gdyby… Jakby to miało cokolwiek zmienić.
Jakby miało umniejszyć moją winę…
Felix rzuca mi krótkie, znaczące spojrzenie, ale jestem zbyt skoncentrowana na sobie i swoich myślach, żeby być w stanie je zinterpretować. Wampir wywraca oczami, jednak prawie natychmiast wyraz jego twarzy łagodnieje, kiedy decyduje się podejść bliżej Renesmee. Dziewczyna wzdryga się, kiedy Volturi materializuje się tuż przed nią, ale poza tym nie wyraża żadnych emocji. Jest pusta i to mnie przeraża.
– Musimy iść – mówi Felix. Jego głos jest niemal łagodny, chociaż nawet on nie jest w stanie ukryć niepokoju, który wszyscy odczuwamy. – Wiem, że… No dobrze, nie mam pojęcia jak musisz się w tym momencie czuć. Wiedz jedynie, że jest mi przykro, że ich nie znaleźliśmy, ale w obecnej sytuacji musimy natychmiast stąd uciekać.
– Przykro… – powtarza Renesmee. Nie widzę jej oczu, ale we wspomnieniach aż nazbyt dobrze pamiętam ich wyraz, kiedy jeszcze robiła wszystko, byleby trzymać wszystkich wkoło na dystans. Teraz mogę się założyć, że wyglądają równie oszałamiająco. – No tak, w końcu tylko na to mogę liczyć. Na to, że będzie wam przykro.
Felix waha się, nie wiedząc jak powinien zinterpretować jej słowa. Widzę, że mięście ma napięte, a każda komórka jego umięśnionego ciała aż krzyczy, że spodziewa się kolejnego ataku. Chociaż wiem, że jesteśmy w uliczce sami, nagle wzdrygam się i dla pewności rozglądam dookoła, nigdzie jednak nie widzę żywej duszy.
– Renesmee, ja…
Dziewczyna potrząsa głową.
– Wiem, Felixie – zapewnia, szybko się reflektując. – Po prostu stąd chodźmy – dodaje, uciekając wzrokiem gdzieś w bok.
Żadne z nas nie odzywa się, kiedy już ruszamy się z miejsca. Felix jak zwykle nas prowadzi, chociaż tak naprawdę żadne z nas nie zna miasta. Ulice Vancouver są opustoszałe, ale nie przeszkadza nam to. Tak łatwiej jest się poruszać, zwłaszcza, że nawet nocą zwracaliśmy na siebie uwagę. Uroda nieśmiertelnych zawsze oszałamia, ludzie zresztą instynktownie wyczuwają, że coś jest z nami nie tak, chociaż naprawdę niewielu potrafi korzystać z czegoś tak pozornie prymitywnego jak instynkt. Człowiek miał już w sobie tę zgubną skłonność do tego, żeby zatracać w sobie to, co było dla niego najlepsze, w zamian kryjąc się za czymś, co niektórzy nazywali zdrowym rozsądkiem. Co ciekawe, niektórzy nawet z tego nie potrafią korzystać, ale to jedynie dowód na to, że świat jest okrutny – nie tylko dla nas, ale i dla nich.
Felix stara się zachować spokój, ale znam go już na tyle dobrze, że wiem, iż to tylko pozory. W rzeczywistości jest zdenerwowany, ale jak zwykle stara się ukryć przed nami swoje prawdziwe uczucia. Doprawdy, nie mam pojęcia, dlaczego faceci bywają tacy uparci, ale nie zamierzam tracić czasu na roztrząsanie kwestii, która spędzała sen z powiek niejednej kobiecie przede mną. Najwyraźniej mężczyźni nigdy się nie zmienią i nie przyznają do tego, że strach jest czymś naturalnym dla obu płci i że wcale nie muszą udawać, że są tacy twardzi. Ja się bałam; nie zamierzałam udawać, że jest inaczej, a to chyba o czymś świadczyło, bo zwykle starałam się być równie zimna i obojętna, co w tym momencie Felix.
– Dokąd idziemy? – pytam pod wpływem impulsu, mając serdecznie dość panującej ciszy. Chcę cokolwiek ustalić, bo niepewność doprowadza mnie do szału, podobnie zresztą jak i ten nieznośny chłód, który trwa między nami.
– Nie wiem – przyznaje wampir. – Sądzę, że na lotnisko. Będziesz znowu musiała pomóc nam się ulotnić, Hanno – dodaje.
Poraża mnie obojętność z jaką wypowiada moje imię. Nie jestem pewna, czego podświadomie się spodziewam, ale na pewno nie tego, że już nie wywołuję w nim żadnych emocji. Jak na zawołanie przed oczami staje mi wspomnienie naszego pierwszego (i jak na razie wciąż jedynego pocałunku), chociaż od dawna przekonuję samą siebie, że to tak naprawdę nic nie znaczy – ani dla niego, ani tym bardziej dla mnie. Pamiętam również sposób, w jaki Felix zawsze wypowiada moje imię i czuję się jeszcze bardziej przygnębiona. To nie jest ten zaczepny, prowokujący ton, który zwykle słyszę, zwłaszcza w sytuacji, kiedy wampir próbuje mi dopiec za to, że kolejny raz powiedziałam na niego „Felutek” albo bez powodu – ot tak, dla zasady. To nawet nie jest gniew na który zasłużyłam sobie po wszystkim, co wydarzyło się w Volterze. Tym razem mam do czynienia z czystą obojętnością i z jakiegoś powodu uderza to we mnie bardziej niż gdyby zaczął na mnie krzyczeć albo nawet próbować mnie zbluzgać.
Chcę coś odpowiedzieć – cokolwiek – ale w głowie mam kompletną pustkę. Po prostu biegnę przed siebie, machinalnie dostosowując się do narzuconego przez wampira tempa i z opóźnieniem uświadamiam sobie, że cokolwiek jest nie tak. Dopiero kiedy Felix wzdycha i gwałtownie się zatrzymuje, żeby spojrzeć za siebie, uprzytomniam sobie, że Renesmee już za nami nie biegnie. Kiedy również oglądam się na dziewczynę, widzę, że drżąc stoi na środku chodnika, blada i zapłakana, chociaż do tej pory robiła wszystko, żeby powstrzymać łzy i ukryć przed nami to, jak naprawdę się czuję. Teraz również usiłuje jakoś się powstrzymać, ale nie jest w stanie. Doskonale widzę coraz to nowsze słone krople, które spływają po jej policzkach, zbierają się gdzieś na brodzie i ostatecznie spadają na ziemię, przypominając trochę deszcz, chociaż ten nie ma prawa w tym miejscu padać o tej porze roku.
– Renesmee… – Felix znów wzdycha i spogląda na dziewczynę. – Renesmee, kochana, chodź. Musimy biec dalej – mówi, ale jeszcze zanim kończy, Nessie potrząsa głową.
– Dlaczego? – pyta, chociaż wszyscy znamy odpowiedź, nawet jeśli się z nią nie zgadzamy. – Jeszcze tylko jedna noc, Felixie. Tylko ta jedna noc. Ja… – Gniewnym ruchem ociera łzy, chociaż jej starania nie mają sensu, bo prawie natychmiast pojawiają się nowe. – Nie możemy stąd tak po prostu odejść. Ten chłopak powiedział, że nikt ich nie przysłał, że wpadli na nas przypadkiem… Skoro byli sami, być może nic nam nie grozi. Felixie, proszę. Ja czuję, że oni gdzieś tutaj są – mówi z naciskiem, nawet nie próbując tłumić szlochu. Jej głos jest zniekształcony i brzmi trochę jak ton należący do dziecka, które nie rozumie okrucieństwa otaczającego go świata. Chociaż z natury jestem zimną suką, teraz czuję, że chciałabym ją przytulić, nawet jeśli wiem, że Renesmee mi na to nie pozwoli. – Oni gdzieś tutaj są…
– Szukamy już od kilku dni – przypomina jej jedyny mężczyzna w naszej grupie. Stara się zachować spokój, ale w jego głosie i tak pobrzmiewa podenerwowanie. – Renesmee, nawet jeśli to faktycznie był przypadek, nie możemy ryzykować. A takich „przypadków” może być więcej. Skoro jesteśmy zbiegami…
– Kiedy ja wcale nie chcę dłużej uciekać! – Renesmee podnosi głos. Czuję się trochę tak, jak pod smagnięciem bata, zwłaszcza, że od dawna nie widziałam kogoś, kto byłby w takim stanie. Dziewczyna aż drży ze złości, a jej czekoladowe oczy lśnią niezdrowym blaskiem, który mnie niepokoi. Mam wrażenie, że Nessie w każdej chwili może być zdolna do tego, żeby się na nas rzucić, chociaż jednocześnie nie potrafię sobie tego wyobrazić. – Słyszysz? Nie chciałam niczego z rzeczy, które mi się przytrafiły. Nie chciałam uciekać, a jednak jestem tutaj i znoszę wasze towarzystwo. Nie chciałam zostawiać Demetriego, ale zmusiliście mnie do tego, żebym uciekała z Volterry i… Och, ale ciebie to nie obchodzi, prawda Felixie? Dla ciebie ważne jest tylko to, żeby nikt nas przypadkiem nie złapał, nawet kosztem tego, czy znajdziemy moją rodzinę! – łkała.
Felix zastyga w bezruchu, równie oszołomiony co i ja. Oboje wpatrujemy się w stojącą przed nami, zapłakaną pół-wampirzycę. Mam wrażenie, że oczy Renesmee nie tylko błyszczą, ale i że cała jej skóra ma niezdrowy odcień. Zwykle mleczna, teraz jest zarumieniona od mrozu, przez co dziewczyna wygląda trochę tak, jakby miała gorączkę. Nie jestem pewna, ale coś w Renesmee mnie niepokoi, zwłaszcza, że moja przyjaciółka wydaje się chwiać na nogach i mieć problem z tym, żeby utrzymać równowagę.
Już w następnej chwili coś w niej pęka. Jej tęczówki rozszerzają się nieznacznie, jakby z opóźnieniem uprzytomniła sobie, co takiego właśnie powiedziała. Kręci z niedowierzaniem głową i uniósłszy drżącą dłoń do ust, raz jeszcze spogląda na mnie i Felixa. Wciąż drży i to tak mocno, że można by pomyśleć, iż za moment dostanie jakiegoś ataku.
– Przepraszam – wzdycha. – Przepraszam… Nie mam pojęcia, co takiego się ze mną dzieje. Nie chciałam tego powiedzieć, naprawdę, ale…
– Jasne – przerywa jej Felix. Kolejny raz nie mam pewności, jakie targają nim emocje. – Ja też się boję, Renesmee. I martwię… Ech, naprawdę sądzisz, że nie chcę pomóc ci w odnalezieniu rodziny? – pyta po chwili zastanowienia, najwyraźniej nie mogąc się powstrzymać.
Renesmee waha się.
– Szczerze powiedziawszy, sama nie wiem, co tak naprawdę myślę – wyznaje w końcu. – Po prostu przepraszam. Nie powinnam była… – Przełyka z trudem. Jej pierś faluje, a Nessie dyszy tak ciężko i nieregularnie, że mam wrażenie, iż dziewczyna za moment straci przytomność. – Nie mówmy o tym, dobrze?
– Jak sobie chcesz. – Jestem naprawdę zaskoczona tym, że w głosie Felixa może być aż tyle goryczy. Kłócimy się, chociaż nie powinniśmy, a sytuacja sprawia, że jedynie niepotrzebnie podsycamy zdenerwowanie. – Ale to nie jest sprawiedliwe, Nessie. Gdyby nam na tobie nie zależało, nie byłoby nas przy tobie… I naprawdę nie rozumiem, dlaczego znów tak uparcie próbujesz nas od siebie odsunąć – dodaje.
Renesmee milczy, pustym wzrokiem wpatrując się w chodnik pod swoimi stopami. Jej twarz lśni od łez, które stopniowo zamarzając na panującym mrozie. W jednej chwili cała pewność siebie i gniew, które wcześniej widziałam u swoje przyjaciółki, znikają, wyparte przez bezradność i rozpacz. Nessie nagle wydaje mi się zagubiona, mała i bezradna – a na dodatek bardzo, bardzo zraniona. Widok ten jedynie bardziej mnie przygnębia, pogłębiając już i tak dręczące mnie bez końca poczucie winy.
Nie mam pojęcia, co takiego myśli sobie Felix, ale również na niego widok takiej Renesmee musi mieć wpływ, bo w ułamku sekundy wampir pokonuje dzielącą go od dziewczyny odległość i zaciska dłonie na jej ramionach.
– Przepraszam – mówi, chociaż chwilę wcześniej to on wydaje się tym pokrzywdzonym, który tego słowa oczekuje. – Ja też nie powinien był, ale… Renesmee, zrozum, że czuję się za ciebie i Hannę odpowiedzialny. Obiecałem Demetriemu, że się tobą zaopiekuję i teraz zamierzam dotrzymać słowa. Mnie też nie podoba się to, że znów musimy uciekać, ale uwierz mi, że nie mamy innego wyboru. Jeśli damy się złapać, na pewno nikomu nie pomożemy, a tak… – Zwiesza głos, ale nie musi mówić dalej, bo jego intencje są oczywiste.
– A moja rodzina? – Nessie w końcu decyduje się na niego spojrzeć. Jej oczy wciąż lśnią, ale nie w tak obcesowy sposób, jak jeszcze chwilę wcześniej. Gniew zniknął, pozostawiając bezradność i dezorientację; jestem tego aż nadto świadoma, zwłaszcza, że do niedawna sama czułam się podobnie, walcząc z gniewną naturą nienarodzonego wampira. Najwyraźniej pół-wampirom wcale nie jest łatwiej. – Straciliśmy tyle czasu, żeby teraz wyjechać?
Felix krótko ogląda się na mnie, jakby szukając pomocy. Wzdrygam się, lekko oszołomiona, po czym decyduję się odezwać:
– Powiedziałam, że mogą tutaj być, ale przecież zawsze mogłam się mylić – mówię, starając się wykrzesać z siebie dość pewności siebie, żeby przekonać nie tylko nią, ale również siebie. – Felix ma rację. Tutaj jest niebezpiecznie, poza tym przez tyle czasu nie natrafiliśmy nawet na ślad ich obecności. Wiem, że to duże miasto, ale przecież gdyby tutaj byli, na pewno byśmy się zorientowali. W końcu są dość charakterystyczni. Grupa wampirów nie może ot tak wtopić się w tłum.
– Więc co? Mamy to rzucić i jakby nigdy nic spróbować szczęścia w innym miejscu? Przecież to bez sensu i oboje musicie zdawać sobie z tego sprawę – nie daje za wygraną Renesmee. Widzę, że próbuje odsunąć się do Felixa, ale kiedy w odpowiedzi ten wzmacnia uścisk na jej ramionach, jedynie krzywi się i daje za wygraną. – Wciąż nie sprawdziliśmy wszystkiego. Ja… Niedaleko widziałam szpital. Przynajmniej to sprawdźmy. Gdybym się zapytała albo…
– Nie, Nessie – przerywa jej Felix. – Oboje wiemy, że to nic nie da. Zaryzykujemy, ale tylko po to, żebyś kolejny raz się rozczarowała. Chcesz tego?
– Ale…
Wampir zaciska usta.
– Renesmee, proszę, przestań traktować mnie tak, jakbym robił wszystko wbrew tobie. Odsuwasz się od nas, wiesz? Może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale przez cały czas tworzysz mur między sobą, a mną i Hanną. A teraz robisz to jeszcze wyraźniej… Powiedz mi, czy ty w ogóle nam ufasz?
Podchodzę bliżej, walcząc z pokusą upomnienia Felixa oraz poznania odpowiedzi. Ostatecznie staje na tym, że milczę i mimo wątpliwości również wpatruję się w przyjaciółkę, czekając na tym, co ma nam do powiedzenia. Renesmee krótko spogląda w moją stronę, po czym – chociaż musi kosztować ją to naprawdę wiele wysiłku – z jękiem rozluźnia mięśnie i bez słowa wtula się w silne ramiona Felixa, szukając pocieszenia. Chociaż wiem, że w jej zachowaniu nie ma niczego dwuznacznego, widząc jak wampir przytula moją najlepszą przyjaciółkę, czuję się trochę tak, jakby ktoś właśnie uderzył mnie czymś ciężkim w głowę.
– Ja już po prostu nie mam do tego siły, Felixie – wyznaje mu szeptem. Mówi tak cicho, że nawet wampirze zmysły są zbyt słabe, żebym mogła ją wyraźnie zrozumieć. Muszę w pełni się wysilić i zrobić jeszcze kilka kroków do przodu, żeby ostateczni być w stanie rozróżnić poszczególne słowa. – Naprawdę nie wiem, co się ze mną dzieje. Oczywiście, że wam ufam… Ufam tobie – poprawia się po chwili. – Tylko nie chcę… Och, nie chcę już dzisiaj nigdzie iść. Proszę – powtarza z naciskiem. Mówi coraz szybciej, żeby nie dać wampirowi okazji do tego, żeby wszedł jej w słowo. – Czuję się taka zmęczona…
– Och… – Po minie Felixa jasnym się dla mnie staje, że na śmierć zapomniał o tym, że Renesmee w połowie jest człowiekiem.
– Nie „och”, tylko poszukajmy miejsca, gdzie spędzimy noc – wtrącam się. Decyduję się wziąć sprawę w swoje ręce, w nadziei, że w ten sposób przynajmniej względnie poczuję się tak, jakbym miała jeszcze wpływ na cokolwiek. – Z wyjazdem możemy równie dobrze poczekać do jutra, Felutku.
– Pewnie tak – zgadza się. Nawet nie wścieka się na mnie za to, że nazwałam go „Felutkiem”. – Ale czekamy tylko do rana – dodaje, żeby nie zostawiać nam żadnych złudzeń.
Delikatnie acz stanowczo odsuwa od siebie Renesmee. Podchodzę bliżej i mimo wątpliwości, decyduję się dotknąć ramienia przyjaciółki, żeby zwrócić na siebie jej uwagę. Renesmee wzdryga się, ale przynajmniej unosi głowę i na mnie spogląda.
– Wszystko gra? – Staram się udawać, że jej reakcja nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Szybo zabieram rękę. Dziwne, ale mam wrażenie, że skóra dziewczyny wręcz parzy, bardziej nagrzana niż zazwyczaj. – Coś marnie wyglądasz. Zmęczona?
– Muszę się położyć – stwierdza. Jej głos brzmi obco, ale przynajmniej nie wyczuwam w nim wrogości, chociaż to właśnie jej się spodziewałam. – Dziękuję, Hanno.
No cóż, lepsze coś niż nic, prawda? W obecnej sytuacji chyba nie mam co liczyć na nic lepszego, ale na początek dobre jest i to, że w ogóle wciąż chciała się do mnie odzywać.
To wciąż nie była zgoda, ale…
Felix
Oparty o pień wiekowego, rozłożystego dębu, beznamiętnym wzrokiem wpatrywałem się w przestrzeń. Uważnie rozglądałem się dookoła, w ciemności usiłując wypatrzeć coś, co mógłbym ewentualnie uznać za zagrożenie, ale jak na razie nic nie przychodziło mi do głowy. Widziałem jedynie śnieżne zaspy, nieregularne kształty krzaków oraz rosnących dookoła drzew. Obrzeża Vancouver może i nie prezentowały się zbytnio imponująco, ale przynajmniej udało nam się znaleźć stosunkowo gęsty, mieszany las, który od biedy mógł spełnić rolę kryjówki, skoro już musieliśmy zostać w tym miejscu do rana.
Gdzieś za plecami słyszałem trzask dogasającego ogniska oraz nierówny oddech śpiącej Renesmee. Dziewczyna zwinęła się w kłębek na ziemi, względnie wygodnie ułożona w śpiworze, który na szybkiego udało mi się zorganizować. To zdecydowanie nie były najlepsze warunki, zwłaszcza dla kogoś, kto połowicznie był człowiekiem, ale w ciągu ostatniego tygodnia zatrzymywaliśmy się w tak wielu dziwnych miejscach, że Renesmee zdążyła się już przyzwyczaić do tego, że wciąż jesteśmy w drodze. Przynajmniej tak sądziłem, bo jej nagły wybuch całkiem wytrącił mnie z równowagi, zmuszając do ponownego przemyślenia pewnych kwestii, chociażby tego, czy nie jestem zbytnio przewrażliwiony. Być może, ale przecież nie było w tym niczego złego, zwłaszcza, że robiłem wszystko, co obecnie wydawało mi się rozsądne.
Powoli zaczynałem mieć dość aury przygnębienia i chłodu, który pojawił się między nami w dniu bali, a teraz sukcesywnie wydawał się powiększać. Do tej pory starałem się o tym nie myśleć, ale dłużej nie byłem w stanie udawać, że wszystko jest w porządku. Po niedoszłej kłótni z Nessie i tym, jak omal sam nie straciłem panowania nad emocjami, musiałem przyznać, że coś zdecydowanie było na rzeczy. Wszyscy byliśmy zdenerwowani, tak, a to mogło jedynie nas pogrążyć. Przecież musieliśmy współpracować, żeby cokolwiek zdziałać, a to raczej nie miało być możliwe, skoro wciąż bez powodu rzucaliśmy się sobie do gardeł.
Renesmee miała pretensje zarówno do mnie, jak i do Hannah – to było oczywiste, nawet jeśli momentami wydawało mi się niemożliwe. Przynajmniej częściowo byłem w stanie ją zrozumieć, bo w ciągu zaledwie kilku miesięcy spadło na nią zdecydowanie zbyt dużo, począwszy od utraty rodziny, po zdradę przyjaciółki i ciągłe zamartwianie się o bezpieczeństwo Demetriego. Nie zdziwiłbym się nawet, gdyby wprost powiedziała nam o tym, że nas nienawidzi za to, że zmusiliśmy ją do ucieczki, chociaż szczerze wątpiłem, żeby była zdolna do tak skrajnej emocji, zwłaszcza, że wciąż pozostawaliśmy jej przyjaciółmi. Nawet Hannah, chociaż z nią sytuacja była o tyle cięższa, że żadne z nas jeszcze przez długi okres czasu nie miało jej zaufać – jeśli w ogóle. To też sporo utrudniało, a teraz dodatkowo irytowało mnie to, że Hannah przyjmowała niemal z pokorą to, że ani ja, ani Renesmee nie zamierzaliśmy z nią normalnie rozmawiać. Jasne, kiedy chodziło o planowanie dalszych posunięć, starałem się ją traktować jak równą sobie, ale nic poza tym. Zasłużyła sobie na to, ale mimo wszystko… Sam nie rozumiałem dlaczego, ale chyba podświadomie oczekiwałem, że dziewczyna wpadnie w szał i porządnie mną potrząśnie, zmuszając do tego, żebym zaczął zachowywać względem niej tak, jak do tej pory.
No tak, od przeszło tygodnia nasze relacje pozostawały wiele do życzenia, a my – zupełnie nieświadomie – coraz bardziej odsuwaliśmy się od siebie, ale nie przypuszczałem, że to zaszło aż tak daleko. Może i byliśmy we troje, ale zwłaszcza teraz nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że każde z nas tak naprawdę żyje na swój rachunek. Renesmee znów zamykała się w sobie, podążając za nami chyba jedynie dlatego, że nie pozwalaliśmy jej odejść i do tej pory wszyscy żyliśmy nadzieją, iż uda nam się odnaleźć jej rodzinę tutaj, gdzie przyprowadziła nas Hannah – w Vancouver. Ten plan miał aż nadto słabych punktów, bo minęło dość czasu, żeby ta część rodziny Cullenów, którą mogliśmy tutaj spotkać, wyprowadziła się już parokrotnie, ale mimo wszystko…
Teraz to już i tak nie miało większego znaczenia. Wcześniej nie zdawaliśmy sobie sprawy z powagi sytuacji, ale atak dwójki wampirów z miasta uprzytomnił mi, jak wiele na każdym kroku ryzykujemy. Musieliśmy uciekać, wszyscy zdawaliśmy sobie z tego sprawę, nawet jeśli jednocześnie każde z nas próbowało się przed tym podświadomie bronić. Zwłaszcza w Renesmee uderzały konsekwencje szybkości z jaką w wampirzym świecie roznosiły się informacje, ale nie było teraz czasu na to, żeby czekać, aż dziewczyna dorośnie i zrozumieć, że świat – zwłaszcza ten nieśmiertelnych – jest okrutny. Takie było życie, a w mojej gestii leżało, żeby ją tego nauczyć i nie pozwolić jej skrzywdzić. Już nawet nie z powodu obietnicy, którą złożyłem Demetriemu, ale z czystej przyzwoitości, bo z jakiegoś powodu czułem się za Hannę i Nessie odpowiedzialny.
– No proszę. Kto by pomyślał, że na stare lata zrobię się aż taki przyzwoity – mruknąłem pod nosem.
Odpowiedziała mi cisza, ale nie przejąłem się tym zbytnio. Hannah jakiś kwadrans wcześniej zniknęła pomiędzy drzewami, usprawiedliwiając się tym, że chce zapolować i przy okazji trochę się rozejrzeć. Przyjąłem to bez większych protestów, podświadomie wiedząc, że nie tylko zamierza poszukać sobie jakiejś ludzkiej ofiary (ja również miałem już dość ograniczania się do krwi zwierzęcej, nawet jeśli w naszej sytuacji takie polowania zwracały mniejszą uwagę), ale jakoś uciec od przeciągającego milczenia, które zwykle między nami zapadało. Już nie potrafiliśmy normalnie rozmawiać, nie wspominając o przekomarzaniu się, chociaż nie sądziłem, że złośliwość również jest czymś, co może zostać zapomniane. Najzabawniejsze w tym wszystkim było to, że już od dawna nie miałem do niej żalu, nawet jeśli to wydawałoby się rozsądne. Nie wiedziałem, co o tym myśleć, ale problem leżał w tym, że z jakiegoś powodu nie potrafiłem się czuć przy niej swobodnie, nawet jeśli wszystko we mnie aż rwało się do tego, żeby spróbować traktować ją tak, jakby nigdy nie miała przed nami tajemnic.
Cudownie. Odkąd pamiętam należałem do straży, zabijałem z zimną krwią i radziłem sobie z niejednym niebezpiecznym wampirem, a jednak coś paraliżowało mnie, kiedy w grę wchodziła młoda, niedoświadczona wampirzyca. Czy to było normalne?
Nie, zdecydowanie. Ale czy w ostatnim czasie cokolwiek mieściło się w normie?
Westchnąłem cicho, chociaż ta naprawdę nie przynosiło mi to ulgi. Jakiekolwiek teatralne gesty były mi równie obojętne, co oddychanie albo to, że od czasu do czasu zmieniałem pozycje. Wampiry miały naturalny talent do cierpliwego czekania, a przynajmniej tak sądziłem do tej pory. Problem pojawiał się dopiero wtedy, kiedy za wszelką cenę próbowało się wyciszyć myśli i odsunąć od siebie te, które mogłyby w efekcie okazać się niewygodne. Robiłem wszystko, żeby się rozproszyć i przestać myśleć o czymkolwiek, ale im bardziej się starałem, tym trudniejsze się to okazywało. To było trochę tak, jakby mój własny umysł postanowił zbuntować się przeciwko mnie; taki stan rzeczy zdecydowanie nie był przeze mnie pożądany, a tym bardziej sprawiedliwy, ale z tym najwyraźniej już nic nie miałem być w stanie zrobić.
Mimowolnie przypomniałem sobie krótką wymianę zdań z Hanną, dosłownie na chwilę przed tym, jak zdecydowała się pójść na polowanie. Wcześniej długo milczała, skulona dobrych kilka metrów dalej od Renesmee. Przez cały czas przypatrywała się przyjaciółce, marszcząc brwi i bezskutecznie starając się ukryć zmartwienie.
– Boję się – odezwała się w końcu. Zaskoczyła mnie tym, bo już nie pamiętałem, kiedy ostatnim razem to ona zaczęła rozmowę.
– Jak my wszyscy – stwierdziłem. Mój głos zabrzmiał oschle, chociaż starałem się zachowywać jak najbardziej naturalnie. Teraz miałem do siebie o to pretensje. – Właśnie dlatego jutro nas już tutaj nie będzie.
Hannah westchnęła.
– Nie mam na myśli tego, Felixie – zaoponowała. Fakt, że nazwała mnie „Felixem”, a nie „Felutkiem” dobitnie świadczył o tym, że świat stanął na głowie, a między nami jest gorzej niż mógłbym przypuszczać. Jeszcze miesiąc temu byłbym za to losowi wdzięczny, ale tym razem… No cóż, sam nie wiem, ale to nie było przyjemne uczucie. – Martwię się o Renesmee – wyjaśniła, zrywając się z miejsca i przeciągając niczym kotka.
Spodziewałem się wielu rzeczy, ale na pewno nie tego, że ta rozmowa potoczy się w taki sposób. Spojrzałem na nią pytająco, jednocześnie zwracając uwagę na to, że w sposób w jaki Hannah zerknęła na mnie z wyższością i przeczesała palcami jasne włosy, był aż nadto znajomy. Wtedy naprawdę zachowywała się tak, jak wszystko w istocie było w porządku, a przynajmniej było tak do momentu, w którym na powrót nie spoważniała.
– No dobra… Ale co jest nie tak z Renesmee? – zaryzykowałem, podświadomie wiedząc, że dziewczynie chodzi o coś więcej, niż tylko wcześniejsze zachowanie dziewczyny. Ja również miałem niejasne przeczucie, że coś jest na rzeczy, ale co tak naprawdę mogłem wiedzieć?
Hannah zacisnęła usta i wzruszyła ramionami.
– Nie wiem – przyznała w końcu. – Po prostu się martwię… Ale nie uważasz, że coś jest z nią nie tak? Może mam paranoję, co wcale nie byłoby takie dziwne, skoro wciąż przebywam z tobą – stwierdziła, a ja omal się nie uśmiechnąłem – ale… Nie uważasz, że ona dziwnie się zachowuje? Mam na myśli to, jak zachowywał się w mieście. No i jest strasznie blada, a teraz zasnęła tak szybko… – Urwała i uciekła wzrokiem gdzieś w bok. – Zresztą nieważne. Zapomnij.
– Jak sobie chcesz – zgodziłem się. Ktoś kiedyś powinien mi porządnie przyłożyć; może wtedy zacząłbym się zachowywać tak, jakby wypadało, zamiast robić z siebie pieprzonego dupka. – Ale ja też widzę, że jest nie swoja… Nie uważasz, że to po prostu stres i szok? – zapytałem po chwili, decydując się spojrzeć jej w oczu.
Nie odpowiedziała od razu, ale kiedy już zdecydowała się to zrobić, doskonale wiedziałem, że wcale mi nie uwierzyła.
– O tak, to na pewno zmęczenie – mruknęła, wzruszając ramionami. – Wszyscy jesteśmy zmęczeni. Fizycznie albo psychicznie…
Nie jestem pewien dlaczego, ale właśnie przy wzmiance o psychicznym zmęczeniu, aż nazbyt uważnie przyglądała się mnie.
Nie minęła chwila, jak między nami ponownie zapanowała niezręczna cisza, a Hannah pośpiesznie rzuciła coś o tym, że idzie zapolować. Zaraz po tym ewakuowała się i tyle ją widziałem, nie mając innego wyboru, jak tkwić w miejscu i rozglądać się dookoła, mając cichą nadzieję na to, że jednak jestem przewrażliwiony i nikt nie zbliży się do nas przez całą noc. O świcie już i tak miało nas tutaj nie być, a przynajmniej taką miałem nadzieję.
Gdzieś za mną Renesmee poruszyła się niespokojnie. Wzdrygnąłem się, wyrwany z zamyślenia. Starałem się robić wszystko, byleby nie zwracać większej uwagi na to, co dzieje się wokół mnie, ale i to okazało się niemożliwe.
– Felixie…? – usłyszałem.
Skrzywiłem się i nie odwróciłem, przekonany, że Renesmee wciąż śpi i po prostu mówi przez sen. Czasami jej się to zdarzało, chociaż zwykle wypowiadała wtedy imię Demetriego, a potem zaczynała płakać. To tym bardziej mnie zastanowiło, jednocześnie zmuszając do tego, żebym spróbował zignorować, tłumacząc się tym, że mam prawo do tego, żeby być na nią złym.
– Felixie, proszę – jęknęła znowu; tym razem coś w jej głosie mnie zaniepokoiło.
Cholera, pomyślałem. Starając się nie dać nic po sobie poznać, z westchnieniem zmusiłem się do tego, żeby na nią spojrzeć.
– Czego chcesz, Renesmee? – zapytałem, modląc się w duchu, żeby nagle nie zaczęła szlochać albo już nie płakała. To zdecydowanie byłoby ponad moje nerwy, a nie chciałem dodatkowo pogorszyć się sytuacji, okazując się kompletnym beztalenciem, jeśli chodziło o zdolności pocieszania kobiet.
Nie odpowiedziała mi, tylko jęknęła cicho.
Uniosłem brwi i podszedłem bliżej, żeby móc nią spojrzeć. Potrzebowałem chwili, żeby dostrzec jej twarz, bo zwinęła się pod przykryciem tak ciasno, że prawie nie było jej widać. W blasku ogniska jej skóra wydawała się nienaturalnie blada – a przynajmniej tak było, kiedy ostatni raz ją widziałem. Kiedy popatrzyłem na nią teraz, przekonałem się, że jej policzki są niezdrowo zarumienione, jeszcze bardziej niż wtedy, kiedy widziałem ją w mieście. Oczy jej błyszczały, ale chociaż patrzyła się na mnie, miałem pewne wątpliwości co do tego, czy mnie widziała. Znów poruszyła się niespokojnie, próbując wyplątać się z okrycia; w odpowiedzi materiał jeszcze mocniej przylgnął do jej skóry, więc machinalnie spróbowałem jej pomóc.
– Hej, Nessie, co jest? – Starałem się, żeby mój głos brzmiał w miarę spokojnie, ale to nie było takie łatwe, skoro wciąż miałem wrażenie, że coś jest nie tak. – Renesmee…
Kiedy moje palce musnęły jej odsłoniętą skórę, przez moment miałem wrażenie, jakbym wsadził dłoń w ogień. Renesmee jęknęła, a ja poderwałem się na równe nogi, bliski paniki. Jej skóra dosłownie parzyła, rozpalona w przekraczający ludzkie pojęcie sposób. Już wcześniej miałem wrażenie, że jest cieplejsza niż zwykle, ale zakładałem, że to po prostu zmęczenie albo wynik zdenerwowania; teraz z kolei nie miałem wątpliwości co do tego, że miała gorączkę.
Czy było mi cokolwiek wiadomo o tym, że pół-wampiry chorują? Zdecydowanie nie, a nawet jeśli, wiadomość ta raczej nie miała podziałać na mnie kojąco. Po pierwsze, nie mieliśmy na to czasu, a po drugie… Do cholery, nie mieliśmy na to czasu, a ja nie miałem zielonego pojęcia, co w tej sytuacji powinienem zrobić. Hannah, gdzie jesteś?, przeszło mi przez myśl, ale dziewczyna oczywiście nie mogła mnie usłyszeć.
Renesmee jęknęła i z trudem usiadła, podpierając się na rękach. Wzdrygnęła się i instynktownie zacisnęła powieki; jej śliczną twarz wykrzywił grymas, kiedy zaś na mnie spojrzała, miałem wielką ochotę czmychnąć gdzie pieprz rośnie.
– Felixie, co się dzieje? – zapytała mnie drżącym głosem. Jej wzrok był niemal błagalny, co jedynie wzmogło wyrzuty sumienia związane z tym, że nie byłem w stanie jej odpowiedzieć. – Pomóż mi… – poprosiła.
– No tak – zreflektowałem się. Próbowałem wziąć się w garść, ale w głowie miałem pustkę. – Co ci jest? Nie mam pojęcia, co…
Jęknęła i znów się położyła.
– Boli – poskarżyła mi się, zwijając się w kłębek. – Ja chyba… – zaczęła, a potem nagle krzyknęła rozdzierająco i skuliła się, mocno chwytając się za ramię.
Zareagowałem instynktownie, pośpiesznie przy niej kucając i próbując ją uspokoić. Jej skóra paliła, ale jakoś udało mi się ją przemóc i chwycić za ramiona. Szarpnęła się i – wyginając przy tym w łuk – zaczęła ze mną walczyć, ale mimo starań, to ja okazałem się zdecydowanie silniejszy. Z ciężkim sercem, unieruchomiłem ją, chociaż sam nie miałem pojęcia, czy robię dobrze i jaki to właściwie ma sens.
Renesmee krzyknęła znowu, kiedy tylko wzmocniłem uścisk na jej szczupłych ramionach. Zachowywała się trochę tak, jakby była obłąkana, aż zacząłem się bać, że zrobi sobie krzywdę. Trzymałem ją, starając się jakoś przekonać ją, że wszystko jest w porządku, ale szło mi to dość marnie, skoro sam byłem równie przerażony co i ona.
– No cicho… Nessie, cii… – Cholera, dlaczego to zawsze na mnie musiały spadać najgorsze zadania. – Musisz mi powiedzieć… Renesmee, przestań! – zaoponowałem, ale obojętnie czego bym nie powiedział, to i tak nie było w stanie wpłynąć na zachowanie dziewczyny.
Właśnie wtedy Renesmee udało się oswobodzić lewe ramię. Natychmiast spróbowałem ją pochwycić, ale udało mi się jedynie zahaczyć palcami o materiał bluzki, którą miała na sobie i rozerwać go niemal aż do samego końca rękawa. Mój wzrok zupełnie machinalnie powędrował w stronę jej odsłoniętej skóry – a potem zamarłem, kiedy w jednej sekundzie wszystko stało się jasne.
Na bladej skórze, bardzo blisko szyi, dostrzegłem aż nazbyt dobrze znajomy mi kształt w kształcie półksiężyca. Ugryzienie nie było świeże, ale to i tak nie miało w tym momencie znaczenia – w końcu liczyły się fakty.
– Och, Renesmee… – szepnąłem drżącym głosem, całkowicie wytrącony z równowagi.
Nie było teraz czasu na to, żeby besztać ją za to, że nawet słowem nie wspomniała o tym, że komukolwiek mogło udać się ją ugryźć. Nie było czasu na nic, bo ona właśnie się przemieniała, a ja nie miałem pojęcia, co powinienem zrobić.
Kiedy nocną ciszę po raz kolejny przerwał jej pełen bólu wrzask, sam ledwo powstrzymywałem się od tego, żeby nie zacząć wyć z frustracji. 
Witam wszystkich serdecznie! Jestem bardzo zadowolona z tego, że w tak szybkim czasie mam okazję zaprezentować wam kolejny rozdział tego opowiadania. Dawno nie pisało mi się tak szybko i lekko, długo zresztą czekałam na to, żeby przejść do rzeczy. Już od następnego rozdziału będzie się działo naprawdę sporo, ale jak na razie nie uprzedzajmy faktów. No i jak zwykle rozdział pozostawiam do waszej oceny.
Nie mam pojęcia, kiedy pojawi się kolejny rozdział, ale bardzo możliwe, że jeszcze w tym tygodniu. Właśnie zaczęłam ferie, więc czasu mam sporo – i będę miała jeszcze długo, bo dzięki praktykom, mam cały miesiąc wolnego. No cóż, szkoła jednak bywa świetna. Wkrótce coś nowego na Untypical Love Story, a jak na razie zapraszam do komentowania tutaj.
Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze i wasze wsparcie,

Nessa.

4 komentarze

  1. Podobały mi się przemyślenia Hanny oraz Felixa. Mam nadzieję, że uda im się szybko znaleźć Cullen'ów, albo przynajmniej, że teraz, kiedy coś dzieje się z Renesmee uda im się to coś wyleczyć cokolwiek się z nią dzieje. Nic nie przychodzi mi do głowy co to może być, a zazwyczaj miałam kilka pomysłów. Teraz jest inaczej, ale jak nie zgadnę będę miała większą niespodziankę. Kurde, kurde, kurde. Zdziwił mnie ten wybuch Renesmee, a to chyba nie było normalne. To było początkiem tego co się z nią stało później, prawda? =(
    Rozdział był niesamowity, a ja niecierpliwie czekam na następny ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Początkowo nie lubiłam Hanny, ale emocje targają każdym. Co poradzić na jej charakter? To jest właśnie cudowne- że nie jest szarą myszką. No dobra. Współczuję jej w tym rozdziale. Felix. Felix. Felix. Do gry dołączyła "młoda, niedoświadczona wampirzyca". Coś sparaliżowało naszego chłopaczka ^^ Jestem ciekawa, co dalej bęzie z Nessie. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Co teraz z Renesmee ? O.O mam nadzieję, że nie będzie teraz pełnym wampirem ;c Szkoda, bo na razie nie ma co liczyć na ♥Felix+Hannah ♥ Muszę przyznać, że lubię perspektywę Felixa ^^ No i szczególnie czekam na Dema i jego perspektywę ;) Ogólnie rozdział świetny jak zawsze
    Pozdrawiam serdecznie i dodaj szybciutkoo :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka Rozdział megaaaa zarąbisty !!!!!! Bardzo mi się spodobał <3 Przemyślenia Hany i Felka bomba<3 Kochana ty mi Nes nie przemieniaj w 100% wampira bo ja tu już o dzieciach Ness z Dem myślałam.A poza tym licze na to iż Hana znajdzie Callenów albo chociaż doktora. Nic dodać nic ująć:)
    Czekam na kolejny i BŁAGAM dodaj go szybko! :D

    Pozdrawiam gorąco :**Niech wena będzie z TOBĄ!

    OdpowiedzUsuń


After We Fall
stories by Nessa